Uśmiech słońca - ebook
Uśmiech słońca - ebook
Uśmiech słońca to zbiór przypowieści filozoficznych, podejmujących tematy interesujące nas wszystkich: kim jesteśmy, skąd się wzięliśmy i dokąd zmierzamy.
Autor inteligentnie łączy wątki z różnych kultur i tradycje religijne z całego świata. Czerpie z bogatej skarbnicy mądrości i wiedzy tao, zen, buddyzmu, chrześcijaństwa i innych ścieżek duchowych. Błyskotliwymi pointami i wnioskami oraz aforyzmami skłania do głębokiej refleksji nad sobą, życiem, światem i ludzkością.
Choć podejmowane przez niego tematy są ważne, to wiele opowieści przepełnionych jest radością, pogodą ducha i uśmiechem.
Wspaniała lektura zarówno dla wszystkich poszukujących sensu istnienia, interesujących się ezoteryką czy duchowością, jak i dla wielbicieli takich pisarzy jak Anthony DeMello czy Jiddu Krishnamurti.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7785-542-3 |
Rozmiar pliku: | 784 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W pewnym gęsto zabudowanym mieście żył sobie staruszek. Codziennie wychodził na betonowe podwórko i widać było, że na tej nagiej przestrzeni obchodził jakby coś dużego dookoła, obejmował rękami i z czułością, a nawet zachwytem na roześmianej twarzy delikatnie gładził.
Wszyscy ludzie śmiali się z niego, uważając, że to starcze fanaberie, ale on się tym wcale nie przejmował. Aż pewnego dnia podeszła do niego mała dziewczynka i zapytała, co robi. Wtedy starszy pan odpowiedział jej, że rosło tutaj kiedyś piękne, zielone drzewo, które przychodził pielęgnować. Że podlewał je, kiedy było sucho, i otaczał kokonem ze słomy na zimę, aby było mu ciepło. A teraz po prostu przychodzi je odwiedzać.
Zdumiona dziewczynka popatrzyła na pustą przestrzeń, którą pokazywał jej staruszek, i wreszcie oświadczyła:
— Ale przecież tu nie ma żadnego drzewa.
— Ależ jest — powiedział pogodnie staruszek. — Cały czas rośnie w moim sercu i wspomnieniach. — Uśmiechnął się tak promiennie, że nawet ptaki zaczęły głośniej ćwierkać.
Tydzień później staruszek spotkał tę samą dziewczynkę idącą z mamą na spacer. Uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech i zapytała:
— Co pan niesie?
— Och… Chodź, sama zobaczysz. Chodźcie obie — dodał i wskazał na przeciwległy róg podwórka.
Podeszli tam razem. Okazało się, że w pobliżu śmietnika był jeszcze mały skrawek gołej ziemi. Staruszek wykopał w nim dół i zasadził tam małe drzewo. Dziewczynka oniemiała z zachwytu, widząc tę roślinkę.
— Zobacz — powiedział staruszek. — Jest twojego wzrostu i odtąd razem będziecie dorastać. Przychodź tu czasem, do tego drzewka, podlewaj je i baw się z nim, a zobaczysz, jak szybko urośnie… tak jak ty.
Pół roku potem miły, dzielny staruszek odszedł z tego świata. Ale drzewko pozostało. A wokół niego często bawiły się dzieci, wraz z małą dziewczynką, która odtąd zawsze, ilekroć było jej smutno, przychodziła tam porozmawiać sobie w myślach z mądrym, dobrym i radosnym starszym panem, który otworzył jej serce i pokazał piękno istnienia. Bo czasem warto pozostawić coś żywego po sobie. Coś, co da innym radość. Choćby mały drobiazg.Prognozy
Mała dziewczynka zaciekawiona patrzyła na dojrzałego mężczyznę, który szedł, trzymając w ręku okazały parasol. Na nogach miał wielkie kalosze. Co jak co, pomyślała, ale na deszcz to się na pewno dziś nie zanosi.
— Dlaczego chowa się pan pod parasolem? Przecież nie pada — zapytała go.
— Ale w radiu mówili, że w całym kraju leje.
— Powinien pan słuchać innej rozgłośni — wtrąciła starsza pani, która przechodziła obok. — U mnie zapowiadano słońce — powiedziała i posłała mu promienny uśmiech.Zamiana
Ta historia wydarzyła się kilkanaście lat temu.
Pewna dziewczyna nie mogła się przyzwyczaić do tego, że jej chłopak nosił zegarek na prawej ręce, a nie na lewej. Mówiła mu wiele razy, aby to zmienił, ale on jej nie słuchał. Przynajmniej w tym względzie. Po prostu się do tego przyzwyczaił i lubił być oryginalny.
Aż wreszcie któregoś dnia, gdy siedzieli na ławce w parku i on był w nią wpatrzony jak w piękny obrazek, dziewczyna niepostrzeżenie przełożyła mu zegarek na lewą rękę. Chłopak szeptał jej czułe słówka i niczego nie zauważył. Po spacerze umówili się na kolejne spotkanie za cztery godziny, a następnie pojechali tramwajami każde w swoją stronę.
Naraz chłopak spojrzał na prawą rękę i aż zaniemówił z wrażenia. Nie było na niej zegarka. Nie wiedział zatem, która jest godzina. Myśląc, że ma jeszcze dużo czasu, przyszedł na umówione miejsce spotkania prawie o godzinę później. Dziewczyna była na niego bardzo zdenerwowana.
— Przepraszam cię, ale chyba zgubiłem gdzieś zegarek i nie wiedziałem, która jest godzina.
— Jak to, przecież go masz — odparła, a on spojrzał na nią zdumiony. Po raz kolejny spojrzał na swoją prawą rękę, ale nie było tam zegarka.
— Ach, przecież przełożyłam ci w parku zegarek na lewą rękę — zawołała dziewczyna i dopiero wtedy go zauważył.Niezbędność
Pewnego razu Sobota wyjechała na wczasy. Postanowiła tak zrobić, ponieważ czuła się niedoceniana. Od wielu już lat nikt jej nie pochwalił ani nie powiedział dobrego słowa. Nikt jej nawet niczego nie pogratulował. Sobotę miał zastępować podczas jej nieobecności inny dzień tygodnia. Pierwszy zgłosił się Poniedziałek.
Niestety, już po chwili wszystkim zaczęło się wydawać, że tuż po Piątku tydzień trzeba zaczynać od początku. Weekendy były bardzo krótkie, bo składały się tylko z niedziel, więc nikt nie mógł pojechać gdzieś dalej albo dłużej poleniuchować. Nie mówiąc już o tym, że nowożeńcom jakoś dziwnie było brać śluby w Poniedziałek. Ludzie nie byli zadowoleni z takiego rozwiązania. Poszukiwano zatem innego zastępcy.
Wkrótce na miejsce Poniedziałku pojawił się Wtorek. Ale i on nie przypadł nikomu do gustu. Wszyscy narzekali, że zamiast dobrze wypocząć, muszą ciężko pracować, jak w połowie tygodnia.
Rozglądano się zatem za kimś bardziej odpowiednim na zastępcę Soboty. Ale Środa wcale nie spisała się lepiej. Podobnie było z Czwartkiem, a nawet — co tu dużo kryć — z Piątkiem. Gdy wreszcie przyszła kolej na Niedzielę, co niektórzy mieli nadzieję, że teraz się powiedzie. Niestety — i tym razem znaleźli się przeciwnicy takiego rozwiązania. Narzekali na to, że muszą dwa razy z rzędu chodzić do świątyni oraz że już w pierwszą Niedzielę czuli się tak, jakby nazajutrz mieli iść do pracy. Zrywali się więc następnego dnia wcześnie rano, zamiast porządnie się wyspać.
Wszyscy byli niezadowoleni. Aż wreszcie ktoś nieśmiało zaproponował, że może warto wrócić do starego porządku. W końcu Sobota nie była taka zła. Następne głosy mówiły już, że była nawet znośna i można było z nią wytrzymać. Ale Sobota wciąż nie wracała. Wreszcie jakiś człowiek powiedział, że on lubi Sobotę, bo była miła i życzliwa. I wtedy stał się nieomal cud. Na złamanie karku Sobota przygnała na swoje miejsce.
Ach, jaka to była dla wszystkich ulga. Z każdej strony zaczęły płynąć czułe i pełne uznania słowa pod adresem Soboty. A Sobota, śmiejąc się i głośno klaszcząc w dłonie z zadowolenia, postanowiła zostać już na stałe. Wszyscy mogli wreszcie odetchnąć i życie zaczęło znowu toczyć się swoim naturalnym rytmem. Tylko coś ostatnio chodzą słuchy, że Niedziela przegląda oferty biur podróży…Wyprawa
Znany podróżnik zamierzał wybrać się w rzadko odwiedzane góry. Skrupulatnie, przez wiele miesięcy, obmyślał, jaki ma ze sobą zabrać ekwipunek. Wyprawa zapowiadała się na bardzo niebezpieczną i długą, więc wiele rzeczy należało przemyśleć i dokładnie przygotować. Spisywał zatem wszystko na kartce, a potem kompletował.
Wreszcie przyszedł dzień wyruszenia w drogę. Podróżnik założył sobie na ramiona doskonale spakowany, pokaźnych rozmiarów plecak, w którym miał wszystkie potrzebne mu do przeżycia akcesoria. Były tam namiot, ciepły śpiwór, jedzenie, mała kuchenka gazowa z butlą, mata do spania i hamak z moskitierą. W bocznych kieszeniach znajdowały się latarka, scyzoryk, zapalniczka i bardzo wiele innych, potrzebnych rzeczy.
Przyjaciele odprowadzili go na początek górskiego szlaku, życząc mu udanej wyprawy i pomyślnego powrotu. Pokrzepiony ich słowami ruszył raźno w drogę. Szedł i szedł, odpoczywając co jakiś czas. Cieszył się pięknym krajobrazem i dobrą pogodą. Droga wiodła go prosto. Aż wreszcie przed jego oczami ukazało się rozwidlenie dróg. Podróżnik śmiało skręcił w boczną ścieżkę. Po godzinie znowu skręcił i tak jeszcze kilkakrotnie, podziwiając piękne krajobrazy i ciesząc się rześkością powietrza i ciszą. Ale po dłuższej chwili coś mu się zaczęło nie podobać. Droga nie wyglądała tak, jak się tego spodziewał. Zamiast wzniesień były doliny. Z tego, co pamiętał, miał tu być tylko jeden strumień, który należało przekroczyć. A on już przeszedł trzy strumienie i właśnie stanął nad brzegiem pokaźnych rozmiarów górskiej, bystrej rzeki. Zatrzymał się więc i sięgnął do kieszeni po mapę. Ale nie było jej tam. Przeszukał plecak i ubranie. Było jasne — po prostu nie zabrał jej ze sobą. Zdał sobie wtedy sprawę, że bez niej może sobie nie poradzić. Ba — że najprawdopodobniej już zabłądził. Bez mapy czuł się prawie bezradny. Góry były zbyt rozległe i wysokie, aby dało się je przejść bez dokładnego planu terenu. Ażeby zawrócić, też trzeba było pamiętać drogę.
Przez trzy tygodnie podróżnik błąkał się po okolicy, szukając właściwej drogi. Żywił się malinami, jeżynami i dzikimi jabłkami. Dopisało mu jednak szczęście — gdy miał już wszystkiego dość i był skrajnie wyczerpany, spotkał grupę ludzi, którzy badali tamte tereny. Nakarmili go i pomogli mu dojść aż do schroniska. Po kąpieli i sutym posiłku podróżnik pięknie im podziękował i powoli dochodził do siebie po tułaczce. Po kilku dniach mógł powrócić do domu. Minęło kilka tygodni i znów był pełen sił i ochoty do nowych wypraw. Ale teraz pierwszą i najważniejszą rzeczą, którą pakuje, jest mapa.Dobry przykład
Przewodnik oprowadzał po obiekcie sakralnym wycieczkę składającą się z małych dzieci i sióstr zakonnych. On mówił, a dzieci słuchały. Podziwiały wszystko w milczeniu. Przewodnik był zdumiony i oczarowany ich postawą. Zwykle bowiem, gdy przychodziły dzieci, zachowywały się głośno, robiły różne psikusy, a nawet śmieciły. Tym razem jednak dzieci były cicho. Natomiast siostry co chwilę pokazywały sobie z głośnymi wyrazami podziwu piękne obrazy i rzeźby.
— O, jarmarczne przekupki! — zagrzmiał wreszcie, nie wytrzymując ich zachowania przewodnik. — Wzięłybyście raczej przykład z tych dzieci — powiedział, wskazując na nie.
— Ależ proszę pana — odparła jedna z nich. — One są głuchonieme.Rozstrzygnięcie sporu
Dawno temu dwa słonie pokłóciły się ze sobą o to, który z nich ma dłuższą i piękniejszą trąbę. Pytały o to wiele napotkanych zwierząt, ale żadne z nich nie wypowiedziało się w tej kwestii w sposób je zadowalający.
Wreszcie zdecydowały udać się do pobliskiej wioski, aby jakiś człowiek rozstrzygnął ich spór. Słyszały bowiem, że ludzie są mądrzejsi od zwierząt. Postanowiły zatem to sprawdzić, choć zarówno lwy, jak i gazele szczerze im odradzały. Ale one chciały jednoznacznej odpowiedzi na swój dylemat.
Gdy wreszcie oba słonie przybyły do osady, zatrąbiły głośno i wyjaśniły ludziom, o co im chodzi. Ale oni nawet nie spojrzeli na ich trąby. Związali natomiast oba słonie, ogłuszyli je i obcięli im kły zwane ciosami. Tak okaleczone i smutne zwierzęta wypuścili z powrotem do buszu.
Od tego czasu żadne ze zwierząt nie radzi się już w niczym człowieka.Wyjątkowi ludzie
Kiedy ktoś był dobry dla innych, uczciwy i pogodny, wtedy Bóg nazywał kogoś takiego świętym i stawiał innym za wzór. Ludzie jednak nie wiedzieli, kogo mają naśladować, bo święci nie różnili się zewnętrznie od innych. Bóg zatem postanowił, że będą oni nosili spodnie i bluzy z dżinsu.
Ale wkrótce już prawie wszyscy nosili takie ubrania. I znowu nie było można ich odróżnić. Wtedy Stwórca podjął decyzję, że ci niezwykli ludzie mieli ubierać się w odzież w kolorowe kwiaty, gdyż tak barwne było ich życie. Ponadto mieli nosić długie włosy.
Po krótkim czasie dołączyło do nich tak wielu ludzi, którzy, poza ubiorem, w niczym ich nie przypominali, że i ten sposób rozpoznawania ich okazał się niezbyt dobry. I wtedy Bóg postanowił, że nad głowami świętych będzie się unosiła świetlista aureola, aby ich było widać z daleka. Wszyscy się ucieszyli, że odtąd tak łatwo będzie można ich rozpoznać. Wystarczy się tylko rozejrzeć wokoło. Co? Nikogo takiego nie dostrzegasz? No cóż… może to ty masz być tym pierwszym świętym w twojej okolicy…