Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

W puszczy. Opowieści o sercu zwierzęcym - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 listopada 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W puszczy. Opowieści o sercu zwierzęcym - ebook

Julian Ejsmond postawił sobie zadanie podobne podobnie jak Kipling, choć inną metodą dochodzi do swych celów. Nie tworzy fantastycznych bajek, lecz tłumaczy nam znane instynkty i zwyczaje naszych zwierząt leśnych. Ale, podobnie jak Kipling, usiłuje przeniknąć tajemnice ich dusz, rozumować ich logiką, nie zaś zewnętrzną, ludzką logiką przyrodnika lub strzelca. I jak Kipling, unika w tym tomie antropomorfizacji, przypisywania zwierzętom charakterów ludzkich: lisowi – zmysłu oszukaństwa, gołębiowi – romantyzmu, albo osłu tak gruntownej, jak ludzka, głupoty. Przedstawia nam objawy psychiki zwierzęcej: bohaterstwo rysicy – matki; zadufanie odyńca w swej mocy; poglądy niedźwiedzia na cywilizację; samczą zajadłość jeleni; dumanie żubra nad zanikiem swej rasy; złowieszczość i mściwość kruków.  Ejsmond, nie naśladując bynajmniej Kiplinga, pisze tu w jego duchu – jakby wyjawiał nam zwierzenia podsłuchane czy otrzymane od dzikich bestyj. Biegły wywiadowca wszedł w puszczę polską i dał nam poznać nowe jej dziwy.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7639-113-7
Rozmiar pliku: 180 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Józefowi Weyssenhoffowi – Autor

PRZEDMOWA.

Od lat kilkunastu sypią się opowiadania myśliwskie, tworzone przez starych i młodych, przez literatów i miłośników kniei, przez ludzi utalentowanych i zawodowych – różnej wartości. Przeczytałem ich sporo, ciesząc się z bujnego rozkrzewienia rodzaju, do którego miałem zawsze skłonność, bo zabarwiłem nim tę i ową z moich powieści. Uradowało mnie najbardziej jedno: w tych opowiadaniach – przeważnie wspomnieniach osobistych – nie natrafiłem nigdy na wierutną lichotę. Oczywiście, jedni robili to mocniej, inni słabiej: wprawni pisarze dawali obrazy barwniejsze i wzruszenia swe przekazywali czytelnikowi skuteczniej, ale i zupełni fryce w sztuce pisarskiej, zato dobrzy myśliwi, wyrażali się nieraz jędrnie, fachowo, obowiązkowo, przejęci respektem dla swego powołania łowieckiego. Wszyscy, jakiejkolwiek daty lub miary talentu, mają wspólne zalety szczerości uczuć, wierności relacji i gorącego kultu przyrody, który uszlachetnia pisarza i dzieło jego.

Nie miejsce tutaj na wyliczanie i ocenę całej falangi, zbrojnej w strzelby myśliwskie i w pióra nowelistów. Jedni opowiadają poprostu, starannym i technicznym językiem, swoje przygody, godne uwagi. Tych czytam chętnie... Drudzy do przygód dorabiają kawałki „poetyczne” w stosownych miejscach, świadomie lub bezwiednie naśladowane z wytartych wzorów. Czytam ich również, z pominięciem poezji. Inni wreszcie dobywają ze swych myśliwskich wrażeń poezję swoją własną i tworzą literaturę piękną i nową, której już nie można objąć zbyt mało pojemnym przymiotnikiem „myśliwski”. To poeci, którzy nie strzelają „po łacinie”, lecz polują poetycznie. – Tych czytam z największem upodobaniem.

Nad nieliczną grupą myśliwych-poetów góruje dzisiaj Juljan Ejsmond, pisarz już w wielu rodzajach celujący.

Znamy go z jego wybornych tłumaczeń poetów łacińskich – i ze skrzących dowcipem, słynnych już „Bajek” wierszem – i z szeregu drobnych tomików, z których kilka ma treść myśliwską. W tych myśliwskich naczytaliśmy się wspomnień o polowaniach rzadkich i nie każdemu znanych, arkanów i zabobonów łowieckich, pięknych obrazów i dobrych żartów; lubowaliśmy się w autentycznej atmosferze kniei i w sumiennej, bogato przystrojonej prozie.

Zbliżony do tamtych przedmiotem, tomik obecny jest jednak w treści znacznie odmienny, idzie dalej, czy wyżej? – w każdym razie sięga w nim autor po inne wnioski i po inne, trudniejsze do zdobycia laury. Poeta przemaga tu myśliwego, przestaje być strzelcem i sportowcem, podkrada się do kudłaczów i rogaczów puszczy z tym jedynie zamiarem, aby im wydrzeć ich tajemne zamysły. Zagłębia się w charaktery, w uczucia, w intencje, w obyczaje tych tworów leśnych, które nie są mu już przedmiotem pożądanego łupu, lecz okazami istot prawie bliźnich w obszarach wszechżycia.

Ma on w tej chwalebnej manji olbrzymiego poprzednika – Rudyarda Kiplinga, autora dwóch „Ksiąg dżungli”.

Dlaczego indyjskie wilki są honorowe i nie pożerają bezbronnych, zabłąkanych dzieci ludzkich? Dlaczego egzotyczna łasica Riki-tiki-tawi zabija jadowite węże – kobry? Czy przez wrodzoną nienawiść, czy przez wdzięczność dla ludzi, u których znalazła przytułek? Czyż doprawdy miłość dla leśnego chłopca Mowgli mogła doprowadzić do zmowy i do zgodnej akcji czarną panterę, niedźwiedzia i potwornego węża Kaa?

Zdaje się rzeczą pewną, że stada słoni zbierają się raz w roku na tańce jakoby rytualne, w noc księżycową, pełną pokusy, w „jądrze gęstwiny” indyjskiego matecznika.

Wszystkie wątpliwości rozstrzyga Kipling magiczną mocą swej perswazji. Budzi w czytelniku przekonanie o istnieniu tych cudów.

Ejsmond postawił sobie dzisiaj zadanie podobne, choć wcale inną metodą dochodzi do swych celów. Nie tworzy fantastycznych bajek, owszem tłumaczy nam znane instynkty i zwyczaje naszych zwierząt leśnych. Ale, podobnie jak Kipling, usiłuje przeniknąć tajemnice ich dusz, rozumować ich logiką, nie zaś zewnętrzną, ludzką logiką przyrodnika lub strzelca. I jak Kipling, unika w tym tomie antropomorfji, przypisywania zwierzętom charakterów ludzkich: lisowi – zmysłu oszukaństwa, gołębiowi – romantyzmu, albo osłu tak gruntownej, jak ludzka, głupoty. Przedstawia nam owszem objawy psychiki zwierzęcej: bohaterstwo rysicy – matki; zadufanie odyńca w swej mocy; poglądy niedźwiedzia na cywilizację; samczą zajadłość jeleni; dumanie żubra nad zanikiem swej rasy; złowieszczość i mściwość kruków.

Jest to pierwsza próba tego rodzaju w piśmiennictwie polskiem. Ani wyborne portrety ptaków Kazimierza Wodzickiego, ani słynne „Gody życia” Dygasińskiego nie dają się podciągnąć pod tę kategorję. Tamci obaj pisarze patrzą na „Kuropatwę” czy na „Mysikrólika” z zewnątrz, jeden ze stanowiska ornitologa, drugi przez ludzkie łzy rozrzewnienia nad pięknem i mądrością przyrody.

Ejsmond, nie naśladując bynajmniej Kiplinga, pisze tu w jego duchu – jakby wyjawiał nam zwierzenia podsłuchane czy otrzymane od dzikich bestyj. Biegły wywiadowca wszedł w puszczę polską i dał nam poznać nowe jej dziwy. Ma zdrowie i talent naschwał. Choć otrzymaliśmy od niego już dużo, wołamy o więcej. Mamy pewność, że mu sił nie zbraknie ani w myśliwsko-analitycznych wędrówkach, ani w darzeniu nas ich poetycznym plonem.

Józef WeyssenhoffMATKA

Piękna jest puszcza poleska o zimowym wieczorze, gdy biały śnieg na leśnych polanach zapali się tysiącem kolorów, zajaśnieje błękitem i złotem, nim go nie zaróżowi ostatni pocałunek odchodzącego słońca...

Cicha jest puszcza poleska, jak owe święte bory, w których składano przed wiekami ofiary bogom, skupiona i milcząca, czubami świerków i olch sięgająca, zda się, błękitu, niedostępna i tajemnicza. Wznoszą się wgórę śmigłe kolumny drzew, piętrzą się na ziemi cmentarzyska powalonych olbrzymów leśnych, okryte białym całunem zimy...

Zaś w sercu kniei za potwornemi wywrotami umarłych pni, za zbitą gęstwą boru, na ostrowach, zagubionych śród zamarzniętych bagien, jest królestwo dzikiego zwierza... Łoś rosochaty ma tam swoje bobrowiska, głuszec, kochanek wiosny i nocy, grać tam poczyna o kwietniowym poranku, zimą zaś na lodzie zdradliwym wilcze stado sprawuje krwawe łowy sarnie lub lis zażywa ptasiego myślistwa...

Lecz królem i władcą tych stron nie był ani łoś łagodny, ani jeleń, który przybywał tu czasem z dalekich rewirów za żerem, ani lekkonogi kozioł, ani wilk mądry, ani głuszec o złotozielonej piersi, ale postrach boru – śmiały Ryś, przed którym drżało wszystko, od jelenia począwszy, a skończywszy na myszce leśnej, od głuszca do śpiewającego ptaszka z gęstwiny...

Wielki był jego rewir. Przebiegał go wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu zdobyczy... Zabijał wszystko, co spotkał na swej drodze. Był ufny w swą moc. Upijała go krew. Marzyli o nim myśliwcy – nadaremnie. Miał bystry wzrok i ostry słuch. Był nieustraszony i uparty – oni zaś byli tylko uparci... Próżno robili nań obławy i zastawiali sidła. Wymykał się nagankom i omijał zasadzki.

Aż raz, gdy zawalna zima przycisnęła głodem całą puszczę, groźny władca boru wyzionął ducha, wpadłszy w żelaza...

Została po nim Rysica i dwoje rysiąt. Przetrwały głód i chłód, polując po księżycowych nocach na chyże bielaki, podobne do duchów śniegu, i na bystro furkające jarząbki...

Piękne to były łowy. Puszcza zdawała się jakąś krainą ze srebrnej bajki... w zimnem świetle księżycowem nieruchome drzewa przypominały białe widma...

* * *

Po nocnych łowach rysie zaległy w gęstwinie na leśnem błocie... Spróchniałe drzewa, powalone......................DWIE MOCE

Rozszalały się dzikie śnieżyce i pokryły białym, śmiertelnym całunem milczący i jakby zamarły w przerażeniu bór. Mrozy nastały srogie a bezlitosne dla ginącej zwierzyny, która daremnie szukała karmy na ziemi, zawalonej stężałemi zaspami śniegu...

Głód w puszczy począł królować, śmierć brała ofiarę po ofierze z leśnych ostępów – mięsożercom ku uciesze. Lecz i tym głód dawał się okrutnie we znaki, gdyż trawą i porostami ziemnemi żyjący zwierz ruszył w doliny, gdzie go gnał tajemny zew przyrody – mędrszy od wszelkich rozumów świata…

* * *

Źle się poczęło dziać dziczym stadom. Zabrakło im ulubionych żołędzi pod twardą skorupą śniegu. Pociągnęły przesmykami w krainy szczęśliwe, a te, które za słabe były do uciążliwej drogi, a gwizdem i rapciami w zaspach buchtować nie miały sił, zły głód powalił. Pożarły je wilki zgłodniałe, zostawiając jedynie krwawe plamy, jako ślad swej uczty.

Czarny Odyniec, mocarz leśny, nie pociągnął za stadami dziczemi ku cieplejszym dolinom. Potężnym gwizdem przeorywał śnieżny pancerz, docierał do ukrytych skarbów ziemi, smacznych korzeni, śniegiem gasił pragnienie i wędrował po martwej puszczy, jak władny król tych ostępów, śród surowych, groźnych sosen, śród białych mateczników, podobnych do cmentarzyska.

Widział, jak ostatnie dziki uchodziły z przeklętej puszczy, ze ściętych mrozem mokradeł, porosłych chrzęszczącą trzciną. Widział, jak śmierć roztoczyła swe białe skrzydła nad struchlałym ze zgrozy borem. Słyszał odgłosy wilczych łowów, ich warczenia i zajadłe naszczekiwania przy krwawych szczątkach padłej zwierzyny…

I pozostał…

* * *

Pozostały również gromady wilcze.

Przyparte głodem, zbite w stada, gonem chrypliwym a charczącym przepełniały cichą puszczę.

Najpierw polowały na sarny. Jeden wilk gonił szybkonogą ofiarę, a inne zabiegały na przesmyki, by............................AKADEMIK SMORGOŃSKI

W dzikim ostępie poleskim śród niebotycznych wywrotów, w sercu dziewiczej gęstwiny przyszedł na świat o zimowym poranku.

Był jeden z tych dni styczniowych, w które puszcza zda się krainą czarodziejską z białej bajki. Ośnieżone drzewa skrzyły i lśniły tysiącem barw. Ich biel promieniała fioletem, purpurą i złotem żywych iskier słonecznych... Śnieg rumienił się pod pieszczotą słońca różowym odblaskiem, modre cienie znaczyły miejsca, gdzie gęstwina broniła dostępu jasnym promieniom... Był jeden z tych cudnych dni zimowych, w których bór taki jest biały – jakgdyby był niepokalany, a taki promienny – jakby był szczęśliwy...

Słoneczne miał pierwsze dzieciństwo – jak ten zimowy dzień, a pieszczoty matczyne słodsze były i gorętsze od pieszczot styczniowego słońca.

* * *

Jak przez sen pamiętał grozę zimowych ostępów, złowieszcze wycie wichrów lodowych – a potem dni promienne przedwiośnia, gdy cała puszcza uśmiechnęła się radością modrych przylaszczek, liljowych sasanek i złotych jaskrów, rozebrzmiała weselną pieśnią ptaszęcej miłości i srebrnym szeptem wezbranych, leśnych strumieni.

Ssał jeszcze wówczas pierś matki. Pamiętał pierwsze wyprawy z nią i z bratem w tę wiosenną puszczę, pełną.......................MIŁOŚĆ I ŚMIERĆ

(OPOWIEŚĆ KARPACKA)

Góry przemglone dymiły siwą kurzawą chmur. Gdzieś w dole szumiał potok... A zdala, jak przeciągły grzmot, rozbrzmiewał ryk jeleni...

Na połoninie, porosłej bujnem zielem, pełnej złocistych „mleczaków”, mięty i modrych bukietów gencjany, pasł się Nieulękniony byk, jeleń wspaniały, dumny władca chmary, składającej się z pięciu słodkookich i tkliwych łań. W sercu gór na godach miłości nie drżał on ani przed zazdrością rywali, ani przed podstępem zwierząt drapieżnych: ludzi i wilków... Stara łania, opiekunka stada, strzegła go bowiem dniem i nocą...

Skoro tylko pojawił się w okolicy wilk, szary rozbójnik wirchów, już o tem wiedziała. Ostrzegał ją najlżejszy powiew wiaterku, przynoszący do nozdrzy ostry zapach czającego się zwierza.

A gdy myśliwiec ruszył o świcie na odstrzał ryczącego byka i ścieżką górską.............................PRZERWANA PIEŚŃ

(OPOWIEŚĆ POLESKA)

Gdy słońce lutowe uśmiechnęło się jednym z tych czarodziejskich uśmiechów, jakiemi obdarza tylko swoją dziewiczą kochankę-Puszczę, Stary Kogut szumnym lotem przybył na mszarne tokowisko i zasiadł z rozgłośnym grzmotem skrzydeł na wyniosłej sośnie, na tej samej gałęzi, gdzie śpiewał minionych wiosen...

Wszystko było dokoła – po dawnemu... Śnieg tylko pokrywał jeszcze leśne bagno, które dopiero słońce powoli budziło do nowego życia swoją czarodziejską pieszczotą...

W jaskrawym blasku skrzyła się śniegowa biel tysiącem żywych ogni... Modre cienie tuliły się u podnóża sosen... Każde wgłębienie gruntu pełne było błękitu, każda ośnieżona kępa płonęła złotem... Omszałe, osiwiałe od śniegu kłody i pnie obalonych drzew wmarznięte były w mleczno-żółte zwierciadło lodu.

Zima jeszcze gościła na uroczysku. Ale już mroźnem powietrzem przeciągały od czasu do czasu cieplejsze prądy, jak pierwsze, nieśmiałe jeszcze przeczucie nadchodzącej wiosny... Wówczas na leśnem bagnie tajać poczynał śnieg.......................OSTATNI

Dzieje ich pisane były w starych kronikach głoskami królewskich łowów, czerwonemi od posoki zwierza i od krwi śmiałych myśliwców...

Gdziekolwiek spojrzymy w zamierzchłą przeszłość, dążąc tropami minionych stuleci, zawsze i wszędzie w mroku puszczy pierwotnej spotkamy mocarzy boru – żubry odyńce, jak żywioł pełne nieokiełznanej, druzgocącej potęgi, przed którą drżało wszystko: las, zwierz, a nawet nieustraszony łowca...

Królom tylko wolno było na nie polować. Tylko królom, którzy byli najdostojniejsi śród ludzi, tak jak one były najdostojniejsze śród dzikiego zwierza. A wówczas wrzała walka dwóch potęg: ludzkiej i zwierzęcej, walka na śmierć i życie. I zmagały się tak dwie moce w puszczy dzikiej i groźnej, aż nie stało na ziemi naszej – królów.

Żubry przetrwały…KARA

I.

Były ostatnie dni panowania zimy. Biała ziemia stała jeszcze w całem czarodziejstwie jej kolorów, które stroją śnieg błękitem, fioletem, purpurą i złotem. Ale już w barwach tych było jakieś miękkie przeczucie barw kwietnych, jakaś łagodność i słodycz prawie wiosenna.

A choć surowy mróz nie ustąpił jeszcze, w powietrzu czasami przeciągały już cieplejsze tchnienia, i słońce uśmiechało się chwilami jakoś serdeczniej. Wówczas na leśnem uroczysku czuć było bliskość nadchodzącej pory wiosennej.

Ale w puszczy nie było jeszcze wiosny, ani nie było jej towarzyszki – miłości.

Aż przebąkiwać o niej poczęły najpierw puszyste sowy w dziuplach zacisznych i rozkochane dzięcioły, ukryte w wypróchniałem starodrzewiu.

Miłość ogarnęła wówczas swoim płomieniem serca czarnopiórych...........................
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: