Wagina - ebook
Wagina - ebook
Jesteś szczęśliwą posiadaczką waginy? A może szczęśliwym wielbicielem waginy należącej do kogoś innego? Niezależnie od tego, jakiej udzielisz odpowiedzi, każda kolejna strona książki Catherine Blackledge będzie cię zaskakiwać i z każdej dowiesz się czegoś zupełnie nowego. "Wagina" to nie tylko wspaniały portret najskrytszych tajemnic kobiecego ciała, ale również bezpruderyjny obraz kobiecej seksualności w każdym jej aspekcie. Autorka książki łamie wszystkie tabu i żywiołowo manifestuje swój kult kobiecości, radość i dumę z posiadania waginy.
Dr Catherine Blackledge - brytyjska dziennikarka specjalizująca się w dziedzinie seksualności. Jej pierwsza książka, "Wagina", zyskała powszechne uznanie i została przetłumaczona na dziesięć języków. Catherine Blackledge jest również autorką biografii astrologa Williama Lilly’ego. Urodzona w 1968 r. mieszka w północno-zachodniej Anglii z mężem i córką.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8169-592-3 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książka ta przedstawia poglądy na temat waginy. Poglądy nieortodoksyjne, barwne, ciekawe, rewolucyjne. Opinie, które odnajdziecie na jej kartach, pochodzą z szerokiego wachlarza źródeł – nauk ścisłych, historii, mitologii i folkloru, literatury i językoznawstwa, antropologii i sztuki. Postawiłam sobie za cel stworzenie możliwie najpełniejszego i najwierniejszego obrazu żeńskich narządów płciowych. Obrazu nakreślonego z jak najszerszej perspektywy. Mam nadzieję, że po lekturze tej książki ujrzycie waginę w zupełnie nowym świetle.
Co sądzicie o żeńskich narządach płciowych? Co one dla was oznaczają? Zwykle kojarzą się z siedliskiem kobiecej rozkoszy seksualnej, miejscem, w którym powstaje nowe życie, drogą, którą przychodzimy na świat. Z punktu widzenia zarówno kobiet, jak i mężczyzn jest to narząd wyjątkowy, źródło pobudzenia seksualnego. Bywa też postrzegany na inne sposoby. Utożsamiany z uświęconą seksualnością. Uważany za przedmiot kultu, skarbnicę życia, symbol płodności. Niektórzy przypisują mu cechy radykalnie odmienne – określają mianem vagina dentata, straszliwego narządu, który czyha na męskość i dokonuje kastracji. Jednocześnie większość lub nawet wszystkie kultury uważają srom za ten fragment żeńskiej anatomii, którego pod żadnym pozorem nie należy prezentować w miejscach publicznych. W rozmowach raczej unika się nazywania go po imieniu, a z okładek magazynów na górnych półkach w sklepach spozierają na nas wyretuszowane zdjęcia żeńskich narządów płciowych. Można je postrzegać na wiele sposobów, który wybieracie?
Zanim rozpoczęłam gromadzenie materiałów i pisanie książki, ja także miałam własną wizję tego narządu. I, muszę przyznać, była to wizja nieco ograniczona. Owszem, miałam go między nogami – kojarzył się z seksem, przyjemnością, krwawieniem i oddawaniem moczu. Czasem, niestety, także z bólem. W przyszłości być może z porodem. Takie były fakty, emocji zaś nie umiałabym określić. Zapytana, odparłabym zapewne: „Ależ tak, posiadanie tej części ciała to prawdziwa przyjemność”. Czemu jednak, mimo tak pozytywnego nastawienia, rumieniłam się niekiedy, wypowiadając słowo „wagina”? Czyżbym odczuwała także wstyd i zmieszanie?
Trudności związane z określeniem własnego sposobu postrzegania waginy wynikały z dorastania w kulturze zachodniej, która na temat żeńskich narządów płciowych podaje sprzeczne informacje. Mam waginę, co jest tożsame z wyjątkową zdolnością wydania na świat nowego życia, a jednak od wczesnego dzieciństwa traktowano mnie inaczej niż tych, którzy jej nie posiadali. Oczywiście, odmienne traktowanie było zwykle równoznaczne z traktowaniem gorszym. Mam waginę – powinnam się zatem spodziewać, że przez całe życie będę pracować za stawkę niższą niż ci, którzy nie mają żeńskich narządów płciowych. Będę traktowana jak obywatel drugiej kategorii, stale poniżany wyłącznie dlatego, że ma cipę. Przekonałam się także, że gdyby przyszło mi dorastać w innym społeczeństwie, fakt jej posiadania stawiałby mnie w dużo gorszej sytuacji, a nawet narażał na śmierć.
Z emocjonalnego punktu widzenia, abstrahując od przyjemności związanej z posiadaniem waginy, nie sposób było uznać tego faktu za powód do radości, a tym bardziej dumy, ponieważ nieuchronnie miał on ograniczać mój osobisty rozwój. Istotnie – to, co mam między nogami, nie stanowiło dla mnie powodu do radości. Ściśle mówiąc, nie odpowiadał mi ani mój własny sposób postrzegania żeńskich narządów płciowych, ani też stan wiedzy na ich temat. Miałam nadzieję, że istnieje inny, alternatywny sposób ich postrzegania. I stąd, jak sądzę, zrodziły się pomysł i chęć napisania książki o waginie. Tak rozpoczęła się moja prywatna odyseja – poszukiwanie różnych sposobów postrzegania żeńskich narządów płciowych i wypracowania własnej, zrównoważonej perspektywy. Chciałam się przekonać, czy potrafię zmienić swoje odczucia w tym względzie. Efektem poszukiwań jest niniejsza książka; w toku poszukiwań odnalazłam skarb.
Ponieważ od młodości poruszam się w zamkniętym świecie nauki, postanowiłam przede wszystkim zgłębić sposób postrzegania żeńskich narządów płciowych przez współczesne dyscypliny naukowe – medycynę i anatomię. Ogarnęło mnie niedowierzanie. Okazało się, że królują tam kontrowersje i niepewność, a sytuację tę potęguje brak rzetelnych badań. Do dziś trwa spór o istnienie oraz funkcję żeńskiej prostaty. Co do łechtaczki, podaje się sprzeczne informacje zarówno o jej budowie, jak i roli w rozmnażaniu i przeżywaniu rozkoszy seksualnej. Wyniki jednych badań przekonują o wrażliwości wnętrza pochwy, innych zaś prowadzą do błędnej konstatacji, jakoby wnętrze pochwy było całkiem nieczułe. Jeśli chodzi natomiast o zjawisko i funkcję kobiecego orgazmu, powstały niezliczone, wyszukane teorie, z których jednak żadna mnie nie satysfakcjonowała.
Niezrozumienie żeńskich narządów płciowych – ich budowy, funkcji i udziału w przeżywaniu przyjemności – mocno mnie zaniepokoiło. Żeńskie narządy płciowe wypełniają najważniejszy, być może, obowiązek na świecie – w kobiecym ciele następuje poczęcie i rozwój dziecka, stamtąd też wychodzi ono na świat – skąd zatem tak dotkliwy niedostatek jasnych, dokładnych i spójnych informacji? Czemu tak ciężko zdobyć fundusze na badania, gdy w ich tytule bądź podaniu o stypendium pojawia się słowo „wagina”, „srom” czy choćby „drogi rodne”? Żyjemy przecież w XXI wieku. Na szczęście okazało się, że z medycznego chaosu przestarzałych i stronniczych poglądów zaczyna się wyłaniać opinia alternatywna, niekonwencjonalna, nie w pełni jeszcze wypracowana. Ku mojemu zaskoczeniu i radości przekonałam się, że pod powierzchownym, przyjaznym mediom obliczem nauki kryje się zaskakujący dział biologii rozrodu. Rozpoczyna się waginalna rewolucja.
Motywem przewodnim tej naukowej rewolucji jest kobieca zdolność wyboru, a jej skutkiem – podważenie dogmatu przypisującego pochwie rolę biernego naczynia, kanału, którym w jedną stronę pędzą plemniki, a w drugą przeciska się dziecko. Przez całe wieki zakładano, że żeńskie narządy płciowe pełnią wyłącznie bierną funkcję – w żaden sposób nie kontrolują przebiegu procesu rozmnażania. Fakt ten po części tłumaczy, czemu w przeszłości tak niewiele czasu i pieniędzy przeznaczono na zbadanie budowy i funkcji żeńskich narządów płciowych. Koncepcja waginy jako biernego naczynia może się okazać jednym z najbardziej wpływowych, a zarazem błędnych założeń naukowych wszech czasów.
W toku badań stopniowo wyłania się spójny, fascynujący obraz żeńskich narządów płciowych o zaskakujących możliwościach; narządów złożonych, dokonujących wyborów, sprawujących kontrolę i w znaczący sposób zarządzających przebiegiem i wynikiem procesu rozmnażania. Badania przekonują, że w wielu – jeśli nie we wszystkich – przypadkach to właśnie „inteligentne” narządy płciowe samicy decydują o tym, czy samiec otrzyma szansę na spłodzenie potomstwa. To nowe podejście w istotny sposób wpłynie na rozwój technik wspomagania rozrodu, a to dlatego, że stosowane obecnie metody opierają się na założeniu bierności żeńskich narządów płciowych.
Żeńskie narządy płciowe odgrywają doniosłą rolę w procesie rozmnażania i dlatego właśnie Czytelnik znajdzie w niniejszej książce swoisty ich przegląd u rozmaitych gatunków. Jest czemu się przyglądać – różnorodność tych narządów jest imponująca. Nie podejrzewałam nawet, że tak piękne i wyszukane narządy istnieją; nie sądziłam, że poszczególne części żeńskiej „anatomii płciowej” stanowią olśniewający cud zawiłej i wymyślnej cielesnej inżynierii. Z jakiegoś powodu – zapewne z braku informacji potwierdzających tezę przeciwną – byłam przekonana, że wagina to wagina, że narządy wszystkich samic są podobne. Okazało się, że jest zupełnie inaczej. Samice potrafią przechować spermę, pozbyć się jej lub ją zniszczyć, a także starannie dobrać najodpowiedniejszy pod względem genetycznym plemnik – a to wszystko za sprawą niezwykłych narządów płciowych. Zbierając wiadomości o pochwach, gromadziłam także materiały na temat prącia. Nie sposób docenić roli pochwy, nie znając dostarczającego jej przyjemności prącia, i odwrotnie. Opisy życia seksualnego królików, szympansów karłowatych, ptaków, pszczół i wielu innych gatunków przekonują, że pochwa zespala się z prąciem na wiele różnych, pomysłowych sposobów.
Dokonawszy przeglądu narządów płciowych oraz zachowań seksualnych innych gatunków, powracam w tej książce do nadal „śliskich”, kontrowersyjnych kwestii, takich jak ta, czy łechtaczka stanowi pozostałość prącia. Ponieważ przestudiowałam pilnie różne rodzaje wagin, zamieściłam wiele odpowiedzi. Dowiecie się, że mężczyźni, podobnie jak kobiety, mają łechtaczkę; że nos i narządy płciowe są (nie bez powodu) ściśle powiązane; że łechtaczkę ma także nos. Jeśli zaś chodzi o wnętrze ciała, przekonacie się, że wewnętrzny ekosystem pochwy pełni względem plemników funkcję ochroniarza, wykidajły i selekcjonera; poznacie funkcję żeńskiej prostaty oraz niesławnej kobiecej ejakulacji. Okazuje się, że nawet kobiecy orgazm i rozkosz seksualna posiadają swoje ewolucyjne wyjaśnienie.
Chcąc nakreślić pełny obraz waginy, musiałam na nowo rozważyć naturę badań naukowych. Nauce przypisuje się zwykle cechę obiektywizmu. Uważa się, że dostarcza bezstronnych informacji o badanym obiekcie czy koncepcji; że jest wolna od emocji; że nie wpływa na nią ani sposób myślenia badaczy, ani nastawienie społeczne. A jednak na każdym kroku natrafiałam na dowody subiektywnej natury badań naukowych. Do niedawna przyjmowano na przykład, że samice wielu gatunków są monogamiczne – prowadzą rozród z jednym partnerem. Jest to teoria nieprawdziwa – samice większości gatunków są poligamiczne i kopulują z wieloma partnerami. W rzeczywistości koncepcja samiczej monogamii wynika nie z przesłanek racjonalnych, ale ideologicznych – przestarzałego poglądu odmawiającego samicom zdolności do przeżywania rozkoszy seksualnej podobnej do tej, która jest udziałem samców. Okazuje się więc, że nauka bywa subiektywna; aby zrozumieć teorie naukowe, trzeba poznać krąg kulturowy, w jakim powstały.
Zgłębiając sposoby postrzegania waginy przez medycynę i anatomię, zapoznawałam się z historią zachodniej nauki; przekonałam się, jak niebezpieczne jest obranie jednego zaledwie punktu widzenia, jak niekorzystnie wpływa to na dedukcję. Dzieje medycyny przekonują, że kobiece genitalia pojmowano niezwykle jednostronnie. Wedle starożytnej, arbitralnej doktryny miarę kobiety stanowił mężczyzna, za miarę zaś pochwy uchodziło prącie. Skutkiem tej zawziętej i pokrętnej logiki anatomowie okresu odrodzenia głosili, że pochwa to niewykształcone prącie; jajniki miały być odpowiednikiem jąder, macica – moszny, a łechtaczka – penisa. Uporczywie głoszono tę teorię pomimo podważających ją jaskrawych dowodów, a to dlatego, że badacze musieli podporządkować się poglądom ówczesnych autorytetów. Tyle w kwestii obiektywizmu nauki.
Historia obfituje jednak w pewne zaskakujące fakty. Niektórzy anatomowie znajdowali w sobie dość odwagi, by przemówić pełnym głosem, artykułując poglądy sprzeczne z ówczesnymi założeniami. Na kartach tej książki odnajdzie Czytelnik ich pionierskie teorie budowy i funkcji żeńskich narządów płciowych. Do szokujących wiadomości należy ta, że budowę łechtaczki lepiej rozumiano w roku 1672 niż 1968. Czemu informacje opublikowane w roku 1672 pozostawały praktycznie nieznane przez trzysta lat? Czemu nie rozpowszechniono wyników badań? Czemu nie przeprowadzono kolejnych? Odpowiedź, jak się przekonamy, kryje się w koncepcji zakładającej całkowitą bierność żeńskich narządów płciowych, odmawiającej im udziału w procesie rozmnażania. Takiemu myśleniu sprzyjała panująca na Zachodzie religia oraz ówczesny kodeks moralny.
Religia – system wierzeń danej społeczności – to temat, który zwykle rodzi spory. Zgłębiając sposoby postrzegania żeńskich narządów płciowych, w ramach rozmaitych dawnych wierzeń odkryłam poglądy przeciwstawne. Z jednej strony mamy religie Zachodu, dla których pochwa to droga do piekieł, źródło trosk i konfliktów na świecie, potencjalna przyczyna upadku ludzi. Tak postrzegana budziła strach, kpiny i niechęć. Tymczasem systemy wierzeń wywodzące się z Indii i Chin wskazywały na żeńskie narządy płciowe jako symbol początków świata, źródło nowego życia, ścieżkę do osiągnięcia długowieczności, a nawet życia wiecznego. W tych kulturach wagina stanowiła obiekt kultu, miłości i szacunku. Święta wagina. Słowom można by nie uwierzyć, ale przetrwały niezwykle sugestywne dzieła sztuki – malowidła, rzeźby i płaskorzeźby – które dowodzą takiego właśnie sposobu postrzegania waginy przez różne kultury na przestrzeni tysiącleci.
Prześledziłam także językoznawstwo, literaturę, mitologię, sztukę i antropologię. Okazało się, że na części płciowe można patrzeć na rozmaite sposoby. Poza obrębem świata zachodniego są one w rozmaitych językach określane terminami przesyconymi pięknem, zmysłowością i rozkoszą. Co ciekawe, wreszcie zrozumiałam źródłosłów słowa cunt1. Za sprawą literatury, mitologii i antropologii ujrzałam żeńskie narządy płciowe w nowym świetle; musiałam ponownie przemyśleć kwestię przypisywania im przez niektórych niezwykłej roli. Poznając dzieła sztuki, mity i folklor rozmaitych społeczności, niejeden raz wybuchałam gromkim śmiechem. Tak było w przypadku żarłocznych „kobiet-pochew” z Nowego Meksyku, hawajskich intonacji i pieśni, łechtaczkowej zabawy w kocią kołyskę, przeróżnych barwnych opisów kształtów łechtaczek, śmiałych piękności Baubo i bezwstydnych dziewcząt Sheela-na-Gig. Im głębiej sięgałam w dzieje, tym częściej napotykałam kult waginy, podziwianej jako symbol płodności i środek zapobiegania złu. Przekonałam się, że to, co mam między nogami, stanowi wyjątkową wartość i że warto o tym mówić pełnym głosem.
Opowieść o waginie jest zatem i opowieścią o mnie samej. Nie jest to opowieść zwyczajna. Nie jest to opowieść zakończona. Jestem przekonana, że wraz z upływem czasu tekst książki będzie ulegał zmianom. Moim celem było spisanie tego, czego dotychczas nie napisano, w sposób możliwie wszechstronny, z przeznaczeniem dla możliwie największej liczby odbiorców. Z pobudek naukowych pragnęłam, aby książka ta ukazywała kluczową rolę żeńskich narządów płciowych w przeżywaniu rozkoszy seksualnej i rozmnażaniu. Z emocjonalnego punktu widzenia chciałabym, aby przedstawione w niej poglądy przekonały kobiety i mężczyzn, że wagina, a tym samym i samice poszczególnych gatunków, kryje w sobie wartość. Łatwo lekceważymy i niszczymy to, czego nie znamy i nie doceniamy – dobitnym tego dowodem są dzieje koncepcji dotyczących żeńskich narządów płciowych. Życzyłabym sobie, aby poznanie narządów płciowych kobiety – ich budowy, funkcji, zapachu, rozkoszy seksualnej, jakiej dostarczają, orgazmu oraz związanej z nimi sztuki, nazewnictwa i mitologii – doprowadziło do uznania waginy za narząd cenny, fascynujący, podniecający, zaskakujący i piękny.
Książka zaczyna się od ilustracji. Na okładce widnieje charakterystyczny motyw – wagina, którą kobiety od tysiącleci obnażają w charakterystycznym geście. Jak wynika już z pierwszego rozdziału, jest to najbardziej powszechny gest płciowy w dziejach – zadarcie spódnicy i obnażenie genitaliów. Gest odważny, dumny i silny, którego skutki – jak się przekonamy – bywały druzgocące. Dziś wiem już, że jest on wyrazem buntu. Kiedy ukończyłam maszynopis książki, wybrałam się do miejscowego sklepu prowadzonego przez instytucję dobroczynną, żeby kupić nową spódnicę. Sklep był zatłoczony, a w przebieralni wpadłam na mężczyznę z nagim torsem. „To nic – powiedziała ekspedientka – nie zgadnie pani, co widziałam w zeszłym tygodniu”. I zaraz mi o tym opowiedziała. O starszej kobiecie, zapewne emigrantce, oskarżonej o dokonanie w sklepie kradzieży. Przyparta do muru, bez szans na ucieczkę, kobieta wykonała jedyny gest, który mógł jej przywrócić poczucie dumy i przynależności do świata. Zadarła spódnicę i ukazała nagi srom. Zdaje się, że nie zapomniała o mocy swej waginy, i nic a nic się nie wstydziła.
Nie zdołałabym dowiedzieć się tyle na temat waginy i napisać o tym bez nieocenionej pomocy – ze strony rodziny, przyjaciół i kolegów, w tym znajomych z Weidenfeld & Nicolson, oraz ludzi, którzy mnie nawet nie znają. Pragnę podziękować wszystkim, którzy wysłuchiwali mnie, dyskutowali, pouczali i przepytywali; hojnie obdarowali swoim czasem i wiedzą. Byłam zaskoczona nie tylko tym, czego się dowiedziałam o waginie; także tym, jak niezwykle pomocni są ludzie, a wsparcie odnalazłam w najmniej spodziewanych miejscach: Buffy, Spike i Joss – dzięki! Najgorętsze podziękowania kieruję w stronę rodziny – za pomoc fizyczną, finansową i emocjonalną; udzielili jej: Mama, Tata, Babcia, Helen i Gerard, Andrew, Paul, Janette i Jaime, Charlotte, Dominik, Benedict, Steve oraz Maisy. Mamo i Tato, dziękuję za to, że mnie wspieraliście (dosłownie), kiedy było trzeba, i za waszą bezwarunkową miłość. Dziękuję Janette za to, że zawsze, kiedy jej potrzebuję, jest w pobliżu – pomogła mi zrozumieć, co znaczy związek. Dziękuję też Steve’owi – za to, że po mnie wrócił i pokazał mi coś nowego. Kocham cię, Steve, i będę pamiętać.
1 Pizda (przyp. tłum.).1.
POCHODZENIE ŚWIATA
Katalończycy powiadają: La mar es posa bona si veu el cony d’una dona – „Morze uspokaja się, widząc kobiecy srom”. Z tejże wiary w moc waginy narodził się obrzęd mający przynosić szczęście – zanim Katalończycy wyruszą na połów, ich żony obnażają przed morzem genitalia. Zgodnie z logiką tego założenia kobieta może także wywołać sztorm, jeśli odda mocz pośród fal. Folklor przypisuje waginie moc poskramiania nie tylko oceanów. Widok żeńskich narządów płciowych pomaga okiełznać także inne żywioły. Hinduski z Madrasu, zachodniej prowincji kraju, potrafiły, obnażając się, ujarzmiać groźne burze. Pliniusz – historyk z I wieku – dowodzi w Historii naturalnej, że widok nagiej kobiety ucisza i poskramia burze gradowe, trąby powietrzne i błyskawice.
Folklor i historycy starożytni przypisują aktowi kobiecego obnażenia także inne skutki. Według licznych podań akt ten stanowi środek zapobiegawczy przeciw złu – dobrowolnie odsłaniając narządy płciowe, kobieta może zapobiec nieszczęściu. W repertuar mocy niewieściego przyrodzenia wpisuje się takie heroiczne i ryzykowne czyny, jak odpędzanie diabłów i złych duchów, odstraszanie drapieżników, wrogich wojowników oraz groźnych bóstw. Opowieści o desperackiej odwadze kobiet obnażających genitalia odnajdujemy w wielu kulturach. Pliniusz i Plutarch (46–120 n.e.), starożytni historycy i filozofowie, opisywali, jak na widok żeńskich narządów płciowych brali nogi za pas zarówno wielcy herosi, jak i bogowie. Jeden z XVI-wiecznych podróżników odnotował północnoamerykańskie wierzenie, zgodnie z którym na ten widok lwy podkulają ogony i pierzchają. Zatrudniane na pogrzebach płaczki obnażały srom, by odpędzać demony. Z kolei według wierzeń rosyjskich tylko młoda kobieta może odstraszyć zabłąkanego niedźwiedzia, zadzierając sukienkę. Wygląda na to, że w obliczu przeciwności kobieta powinna bez wahania podnosić spódnicę. W interesie mężczyzny jest zaś za wszelką cenę trzymać się blisko siostry.
Taki sposób postrzegania waginy może wywołać zdziwienie, a nawet niepokój. Jakże to możliwe, by miała poskramiać żywioły i pokonywać zło? Podobne właściwości przypisują obecnie waginie tylko nieliczne kultury. Świat zachodni XXI wieku nieodłącznie kojarzy obnażenie kobiecych genitaliów z seksem, pornografią lub zwyczajnie wygodną pozycją, ale nie z mocą i wpływami. Ich odsłonięcie uznawane jest najczęściej za gest obraźliwy, rzadko pozytywny; na pewno nie należy do oczekiwanych czy dających poczucie bezpieczeństwa. Samym kobietom dobrowolne publiczne obnażenie sromu kojarzy się raczej ze wstydem i zażenowaniem niż szacunkiem i władzą. Postrzeganie nagiej kobiecości w sposób negatywny potęgowane jest faktem, że w wielu kręgach kulturowych podkreśla się, iż obnażone żeńskie narządy płciowe mogą być widywane rzadko, a w żadnym razie publicznie. Najbardziej znamiennym skojarzeniem, jakie wywołuje obecnie widok nagiego sromu, jest prawdopodobnie poród, kiedy to pochwa rozciąga się i umożliwia dziecku bezpieczne wyjście na świat. Można by rzec, że poród to jedyna sytuacja, kiedy widok obnażonych żeńskich narządów płciowych (patrz: kolorowa wkładka) nie budzi zgorszenia. Tylko wówczas oglądamy waginę bez skrępowania, wstydu czy zażenowania.
Okazuje się jednak, że na całym świecie przez całe wieki kobiety mogły swobodnie zadzierać spódnice: od Włoch, gdzie podania ludowe z regionu Abruzzo odzwierciedlają wiarę w wyjątkową moc aktu obnażenia sromu, aż po Indie, których historia, folklor i literatura obfitują w opowieści o dobrowolnych aktach obnażania, którym przypisuje się własność odpędzania zła. Jeden z XVIII-wiecznych sztychów autorstwa Charles’a Eisena do wydania Baśni Jeana de la Fontaine’a (patrz: ryc. 1.1) doskonale ilustruje potęgę nagiego sromu wobec złych duchów. Ten niezwykły obraz przedstawia młodą kobietę, pewną siebie i nieulękłą w obliczu diabła. Lewą ręką lekko opiera się o ścianę, prawą zadzierając jednocześnie spódnicę. W obliczu nagiej kobiecości diabeł uskakuje przerażony. Jak wynika z opowiadania, w ten właśnie sposób kobieta pokonała diabła i uratowała nękaną przez niego wioskę. Blisko dwieście lat wcześniej francuski pisarz Rabelais stworzył postać staruszki Papefiguiere, która pozbyła się diabła w ten sam sposób; wizerunki konfrontacji waginy z diabłem odnaleźć można także na XVII-wiecznych kuflach. Miło pić z takiego kufla.
Ryc. 1.1 Pokonanie diabła widokiem obnażonego sromu.
Wiara w moc nagiego sromu wobec wrogów i demonów wydaje się długotrwała i szeroko rozpowszechniona. Co ważne, opowieści o kobietach, które obnażały srom, aby osiągnąć zamierzony skutek, nie pochodzą wyłącznie z jednego okresu historycznego czy kultury. Przekazywano je przez całe tysiąclecia, od starożytności po czasy współczesne (jak pokazuje opowieść przytoczona we wstępie), na różnych kontynentach.
W szkicu zatytułowanym Odwaga kobiet Plutarch odnotowuje zbiorowy akt obnażenia sromu – zadzierając szaty, kobiety zmieniły wynik wojny. Podczas jednej z walk z Medami Persowie, wobec napierających sił wroga, stracili zapał do walki, zarządzili odwrót i usiłowali zbiec. Drogę ucieczki odcięły im kobiety, wyzywając ich od tchórzy. Zadarły spódnice i ukazały mężczyznom swą nagość. Zawstydzeni tym widokiem Persowie wrócili na pole walki i pokonali wroga.
Około 1900 lat później podobny opis znalazł się w prasie zachodniej – 23 września 1977 roku Walter Mahon-Smith tak pisał w gazecie „Irish Times”:
Zdarzyło się to nieopodal miasta, w którym mieszkałem. Śmiertelna waśń pomiędzy rodzinami dwóch rolników trwała od pokoleń. Któregoś dnia, jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej, uzbrojeni w widły i ciężkie kije z tarniny mężczyźni postanowili zaatakować wrogie domostwo. Gospodyni wyszła z chaty i na oczach wszystkich (w tym mojego ojca i moich, bowiem właśnie tamtędy przechodziliśmy) zadarła spódnicę tak wysoko, że halki unosiły się nad jej głową, i zaprezentowała nagi srom. Wróg czmychnął przerażony.
Podobnie nabożne, choć nieco odmienne podejście do żeńskich narządów płciowych odnajdujemy poza obrębem świata zachodniego, o czym przekonują dane antropologiczne pozyskane w zeszłym wieku na Markizach. Kultura polinezyjska przypisuje im nadludzką moc. Mieszkańcy wysp powiadają, że moc ta jest zdolna przerazić bogów i przepędzić duchy, które opętały nieszczęśnika. Do egzorcyzmów stosowanych w tamtej części świata zalicza się przysiad nagiej kobiety na klatce piersiowej opętanego. Wiara w tajemną moc, którą kobiety zawdzięczają swej wyjątkowej anatomii, rozciąga się na wszystkie sfery życia. Mieszkańcy Markizów są przekonani, że kobieta może rzucić klątwę na przedmiot bądź osobę, jeśli określi je nazwą oznaczającą genitalia. Jeszcze tego nie próbowałam.
Zarówno jednostki, jak i całe społeczności są zatem przekonane o niezwykłym zasięgu wpływów sromu. Sam akt jego obnażenia wiąże się także z innymi konsekwencjami. Niektóre praktyki przekonują, że obnażenie takie zapewnia ochronę nie tylko poprzez zapobieganie złu. Srom może też odegrać rolę żywicielki i wychowawczyni. Odnajdujemy w dziejach dowody przekonania, że obnażenie sromu wzmaga urodzajność, powodując wzrost roślin i żyzność gleby. Wiarę tę potwierdza praktykowany aż do XX wieku zwyczaj chłopek z wielu kultur zachodnich; kobiety obnażały się przed wschodzącym lnem, mówiąc: „Rośnij, proszę, tak wysoko jak moje genitalia”. Co więcej, jakkolwiek nie wydawałoby się to dziwne, uważa się, że baśń o królewnie Śnieżce może wywodzić się z pradawnego włoskiego rytuału odprawianego w celu wspomożenia zasobności ziemi. Otóż do kopalni, w której brakowało kruszcu, wysyłano piękną, szlachetnie urodzoną pannę, aby tam pokazała Matce Ziemi żywotną żeńską esencję czy energię. Zgodnie z tą koncepcją Śnieżka, zwana Biancaneve, wywodzi się z regionu Dolomitów nad rzeką Cordevole na północ od Belluno we Włoszech, który to region słynie z kopalń zasobnego w magnez żelaza.
Efekt płodności będący następstwem obnażenia sromu może także przybierać bardziej subtelną formę. Starożytne Egipcjanki obnażały się na polu, aby rzucić na nie podwójny urok. Miały nie tylko przepędzić złe duchy; równie ważne było zapobieganie nieszczęściom. Odegnawszy złe duchy, kobiety mogły wspomóc obfitość zbiorów. Akt dobrowolnego obnażenia sromu nie tylko zapobiegał złu, ale także korzystnie wpływał na urodzaj, ponieważ pierwszy skutek wywołuje drugi. Ten podwójny cel przyświecał też podobno zwyczajowi opisanemu przez Pliniusza, który odnotował, że chcąc pozbyć się z pola szkodników, przed świtem kobieta obchodzi pole z obnażonym sromem. Tymczasem na Markizach końcowe uroczystości dożynkowe – dziękczynienie za obfite zbiory i prośba o podobne w przyszłym roku – przybierają formę tańca łechtaczki, ko’ika to’e haka. Podczas tego tradycyjnego tańca młode kobiety unoszą spódnice, aby ukazać swe genitalia ozdobione rytualnymi tatuażami.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
WPROWADZENIE
1. POCHODZENIE ŚWIATA
2. KOBIECOŚĆ
3. AKSAMITNA REWOLUCJA
4. SEKRETY EWY
5. OTWARCIE PUSZKI PANDORY
6. PACHNĄCY OGRÓD
7. FUNKCJA ORGAZMU
LITERATURA
ŹRÓDŁA ILUSTRACJI