Walery Wątróbka ma głos - ebook
Walery Wątróbka ma głos - ebook
Przedostatni, trzynasty już tom Opowiadań przedwojennych Stefana Wiecheckiego Wiecha, najbardziej warszawskiego z pisarzy polskich, mistrza polskiej mowy, bo przecież ta cudowna gwara warszawska, która niestety już zanika, a którą twórczość Wiecha przypomina, to przecież także świadectwo niezwykłego wyczucia językowego autora, mistrza opisu przedmieść, naszych drobnych przywar, naszego cwaniactwa, drobnego kanciarstwa itp. Tym razem w tym tomie oddaje Wiech głos jednemu ze swoich bohaterów – Waleremu Wątróbce. Pan Walery z zwykłą dla siebie bezkompromisowością, dezynwolturą, trzeźwym osądem świata z perspektywy warszawskiego cwaniaczka (ale też swego rodzaju Szwejka) ogląda i komentuje wydarzenia na świecie. I choć pojęcie o polityce ma pozornie małe, to jednak warto się wgłębić w te jego opinie: czy to aby nie głos rozsądku, trzeźwego spojrzenia?
Kategoria: | Komiks i Humor |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7998-873-0 |
Rozmiar pliku: | 827 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nota redakcyjna
3 stycznia 1937
10 stycznia 1937
17 stycznia 1937
24 stycznia 1937
31 stycznia 1937
7 lutego 1937
14 lutego 1937
21 lutego 1937
28 lutego 1937
7 marca 1937
15 marca 1937
22 marca 1937
27 marca 1937
5 kwietnia 1937
12 kwietnia 1937
19 kwietnia 1937
26 kwietnia 1937
3 maja 1937
10 maja 1937
18 maja 1937
24 maja 1937
31 maja 1937
7 czerwca 1937
14 czerwca 1937
21 czerwca 1937
28 czerwca 1937
16 sierpnia 1937
23 sierpnia 1937
30 sierpnia 1937
6 września 1937
13 września 1937
20 września 1937
27 września 1937
4 października 1937
1 października 1937
18 października 1937
25 października 1937
1 listopada 1937
8 listopada 1937
15 listopada 1937
22 listopada 1937
29 listopada 1937
6 grudnia 1937
13 grudnia 1937
20 grudnia 1937
27 grudnia 1937
3 stycznia 1938
10 stycznia 1938
17 stycznia 1938
24 stycznia 1938
31 stycznia 1938
7 lutego 1938
14 lutego 1938
21 lutego 1938
28 lutego 1938
7 marca 1938
14 marca 1938
21 marca 1938
28 marca 1938
4 kwietnia 1938
1 kwietnia 1938
19 kwietnia 1938
25 kwietnia 1938
2 maja 1938
9 maja 1938
16 maja 1938
23 maja 1938
30 maja 1938
13 czerwca 1938
20 czerwca 1938
27 czerwca 1938
15 sierpnia 1938
22 sierpnia 1938
29 sierpnia 1938
5 września 1938
12 września 1938
19 września 1938
26 września 1938
13 grudnia 1938
20 grudnia 1938
29 grudnia 1938
2 stycznia 1939
9 stycznia 1939
16 stycznia 1939
23 stycznia 1939
30 stycznia 1939
6 marca 1939
15 marca 1939
20 marca 1939
3 kwietnia 1939
17 kwietnia 1939
1 maja 1939
8 maja 1939
15 maja 1939
22 maja 1939
30 maja 1939
5 czerwca 1939
12 czerwca 1939
19 czerwca 1939
26 czerwca 1939
Nota edytorska
Przypisy i objaśnienia
3 stycznia 1937
No to jakoś żeśmy dzięki Bogu ten zeszły rok zepchnęli. Forsy nie było, ale i wojny nie było.
W tem następnem nie wiadomo, czy się bez niej obejdzie, bo się wszyscy na grande do wszechświatowego mor dobicia szykują.
Czytałem jak raz wczoraj w gazetach, że podobnież Niemcy jakieś nowe promienie wykompinowali, któremi będą mogli nieprzyjacielskie wojska usypiać. Puszczą takie światło na pozycje, a tu wszyscy zaczynają ziewać jak najęte. Gienierał telefonuje ze sztabu, żeby się zaczynać grzać, a oficerzy mu odpowiedają:
– Daj pan nam święty spokój, spać idziem, oczy nam się zamykają, mordy nam się drą. Frajerzy będziemy w takiem stanie z okopów wychodzić, żebyśmy dreszczy na powietrzu dostali? Dobranoc, panie szanowny. – I kładą się kimać. W ten deseń Niemcy faktycznie mogą cały świat wykołować.
Uśpią wszystkich tem światłem, przyjdą, karabiny jem zabiorą, buty pościągają i są wygrane na całej linii.
Chociaż z drugiej strony to rzecz niebezpieczna, każden z nas wie z praktyki, że nie ma nic gorszego jak rozespanego faceta ze snu zerwać.
Ja sam łagodniak jestem, fakt, że niewinnie pluskwy nie uszkodzę. Ale nie daj Boże pierwszy sen mnie z oczów
spłoszyć. Łobuz się robię. Łapię co mam pod ręką i grzeję, łeb nie łeb.
Więc niech przypuśćmy dajmy na to takie śpiące wojsko się obudzi, każden jeden sołdat będzie zły jak wielkie nieszczęście i z tego zdenerwowania ciężkie knoty mogą blondynom na jeża strzyżonem spuścić.
Więc osobiście nie radzę z tem światłem się bawić, zwłaszcza że i teraz poniekąd nie brakuje takich, co śpią na stojąco i drzemią chodząc.
Paru takich musiało się zakraść do tego składu, gdzie zimowe rzeczy dla bezrobotnych mortusiaków się sortuje.
Pół zimy przeszło, a oni jakoś nie mogą zacząć rozdawać. Ciągle jem cóś nie pasuje. Jak tak dalej pójdzie, obywatelowie zamiast ciepłych ubrań zaczną przysyłać słomkowe kapelusze, tenisowe spodnie i trykoty kąpielowe, bo faktycznie na lipiec nic inszego bezrobotnem nie będzie potrzebne.
Ale słychać, że z Nowem Rokiem się to ma zmienić. Ktoś tam krzyknął jem nad uchem i śpiące królewny się pobudzili.
Bogu dziękować!10 stycznia 1937
Widzieliście kochane czytelniki w gazecie tego faceta, któren z królowej córką dwa dni temu nazad się ożenił?
Na tandemie razem z nią zapycha i cieszy się lebiega nie wiadomo z czego. Ręką macha, śmieje się i w ogólności za zadowolnionego jest.
Będziesz się ty śmiał za rok, jak cię mamusia z córką za mordę wezmą. Tylko na razie wszystko jest tak cacy, cacy. Ona na pierwszem siodełku siedzi i całą siłą pedały przydusza, a on tylko kieryki się trzyma i przyuważa, żeby tandemu do rowu nie wywrócić. Później będzie inaczej, w pocie czoła będziesz frajerze pedałamy kręcił i na majówkie całe rodzinę taskał.
Na potrójny rower tandem przerobią, a na trzecie siodełko teściowa się właduje.
Marne twoje znakiem tego widoki.
Myśli, że jak za huzara się został, szaconek będzie miał w domu większy.
Kuropatkin gienierałem był, a żona tak go po bokobrodach lała, że aż mu medale dzwonili.
Ostrogami ślubnej małżonce nie zajemponujesz.
Totyż chociaż to hitleroszczak i sam sobie winien, żal mnie młodziaka, bo w kużdem bądź razie do męskiego rodzaju jest należący, a widzę, że ciężko będzie przegrany. Zwłaszcza o wiele pod względem świadomego obowiąz ku się nie wykaże i o leguralnego następcę tronu się nie postara.
Dziewczyną oczów żonie ani pani starszej nie zamydli, chłopak musi być, bo inaczej redukcję mogą mu zrobić, jak tem strażakom w Warszawie, co to o nich jakaś komisja powiedziała, że są za grube.
Po mojemu warszawski magistrat nie ma racji. Że strażaki przytyli, to dobry znak. Kryzys pomalutku cholera bierze, ludność zaczyna się lepiej odżywiać, to i kuchty warszawskie mają możność większe kotlety swojem narzeczonem odpalać.
Cieszyć się tyż z tego trzeba, a nie raban podnosić, redukcją straszyć, raporta pisać, na papier w gazecie ludzi
brać. Zwłaszcza że poniekąd prezes tej komisji tyż niezgorsze walizkie przed sobą nosi, a redaktor, któren to wszystko opisał, także samo znowuż za mizerny nie jest.
Więcej solidarności, proszę panów, bo inaczej krewa z nami!17 stycznia 1937
Co to jest, do wielki Anielki, z temy promieniamy? Co i raz ktoś jakieś wynajdzie!
Niemcy wykompinowali usypiające, to mussolińszczaki już machają takie do znikania. Podobnież jak na kogóś te dane światło wypuścić, wcale go lebiegi nie widać, chociażby miał ze dwa metry wzrostu, rude brodę nosił i w zielonem krawacie w czerwony groszek chodził.
Jeżeli o wiele to nie jest lipa, to można powiedzieć wynalazek doniosły i dużo praktyczniejszy jak ten niemiecki, bo w pokojowem czasie może być zastosowany.
Ja pierwszy za każde pieniędze taką maszynę kupuję. No bo powiedzcie kochane czytelniki sami.
Siedzi człowiek w domu, pragnienie go pali, chciałby wyskoczyć na jednego, ale to senne marzenie, bo żona go z oka nie spuszcza.
A jak będzie ten wynalazek posiadał, puści na siebie promień i w charakterze człowieka niewidzialnego kapelusz na głowę, sak na siebie i chodu na ulicę.
To samo ma się rozumieć z wracaniem do domu.
W obecnem czasie niejeden mąż, jak przychodzi o spóźnionej porze, już w bramie kamasze zdejmuje, żeby
tej swojej najkochańszej bogini nie obudzić. Kiedy drzwi otwiera, modlitwę za konających odmawia, bo nie wie, z której strony spadnie na niego pogrzebacz, czyli tyż dusza od żelazka na sznurku.
A z tem wynalazkiem w kieszeni gwiżdże sobie na wszystko. Siedzi w knajpie, do której chce, potem jako niewidymka do mięszkania się wtranżala, pod kołdrę wskakuje i śpi jak małoletni pętak w kołysce.
Żona do rana czuwa, oczów z drzwi nie spuszcza, a on do niej ze swojego łóżka: – A kuku! – woła.
Małżonka się dziwi, usiłuje go sztorcować, pyta się, o której wrócił, że ona nie widziała, a on jej na to:
– Przetrzyj sobie oczy, kochanie ty moje, bo jak nie, to ja ci przetrę. Od dziewiątej wieczór kimam, na krok nigdzie nie wychodziłem.
No i ma się rozumieć dusi się chłopina ze śmiechu pod kołdrą.
Niejedną paniusię można by w ten sposób w nerwowe chorobę wpędzić.
Tak, tak, nie ma o czem mówić, wynalazek jest praktyczny, tylko że u nas nieprędko będzie można go dostać. Kultura za nisko stoi i dlatego naród męczyć się musi.24 stycznia 1937
Cafam, kochane czytelniki, to wszystko, co żem tu parę tygodni temu w tył nabarłożył o tem komitecie, co damskie, męskie i dziecinne galanterię bezrobotnem na zimę miał wydawać. Byłem wtenczas faktycznie mocno
pod gazem i znakiem tego się wyraziłem, że trzeba kąpielowe kostiumy i panamskie kapelusze komitetowi przysyłać, bo rozdawanie prawdopodobnież zacznie się dopiero w lato.
A tu, przepraszam, do wiosny jeszcze parę dni, a już zaczęli na całą parę bezrobotnych ubierać, i to jak! Nie w jakieś tam używane jesionki, ale w smokingi, fraki na zawiasach, ślubne suknie, biusthaltery i w ogóle można po wiedzieć wyższą salonową sferę z nich zrobili.
Na przykład szwagier Piekutoszczak, któren jest nałogowem bezrobotnem, dostał mundur pułkownika z epaletami i gwiazdkami, do tego dęciak, ostrogi, spodnie w krat kie, damski niedwabny płaszcz z perelinką i śniegowce obszyte u góry białem barankiem.
Owszem, nie można powiedzieć, wyglądał w tem twa rzowo, tylko cóś mu brakowało do kompletu.
W taki sposób wrócił się i poprosił jeszcze o pałasz, ale nie mieli i dali mu za to wachlarz ze strusiemy pióramy z indyka.
Szwagier jak żyje w takiem stroju nie chodził i zrobił się taki ważny, że bez kija nie można do niego przystąpić. Jedna go tylko rzecz martwi, że śniegowce są o parę numerów przymałe i fizyczne cierpienie mu uskuteczniają, ale temu nikt nie winien. Jeżeli się ma nogi jak podolski złodziej, trzeba się tak starać, żeby bezrobotnem nie zo-
stać.
Co się dotyczy tych spodni w kratkie, to nie można powiedzieć, żeby byli nowe, ale wypróbowane są. Podobnież ich poprzedni właściciel siedem lat w nich chodził, to i szwagier ma nadzieję, że co najmarniej drugie tyle po nosi.
Ale to wszystko frajer, gorące serce gront.
Tylko na drugie zimę, to serca mogą być nawet ciutciut chłodniejsze, a za to rzeczy cieplejsze. Bo w tem roku za dużo było alpagowych marynarek z wentylacją na plecach.31 stycznia 1937
A to się, proszę ja kogo, na fest ta grypa za nas wzięła. Wszyscy chorują. Tramwajarze, szkolna młodzież, nawet podobnież aptekarze i doktorzy, a moja Gienia zdrowa.
U znajomych po dwie, trzy osoby w łóżkach leżą, a Gienia chodzi jak w zegarku, tylko jeszcze większego pyska dostała i dzień w dzień awanturę ze mną toczy, taka ważna, że grypa nie ma do niej przystępu.
Aż mnie to raz zgniewało i mówię:
– Gieniuchna! Nie dziwię się grypie, że cię nie bierze, kto by cię chciał brać? Jeden się taki ciężki frajerzyna znalazł, ale ten by cię z gustem oddał, jeszcze by parę złotych dopłacił, chociaż jest niezamożny.
A ona lu we mnie wazonikiem.
Żarty żartamy, ale faktycznie przykro mnie trochę było, tak się z całego narodu wyróżniać. Solidarność to grunt. Doszło do tego, że na oczy wstydziłem się ludziom pokazać.
Byle lebiega mnie jemponował na mieście, że 39 stopni z kreskamy gorączki posiadał, jego żona przeszło czterdzieści, a ja się nie mogłem nawet do 38 dociągnąć.
Aż nareszcie jednego dnia rano budzę się i czuję, że wszystkie kości zaczynają mnie łamać.
„Dobra nasza – myślę sobie – nareszcie przestanę się ze wstydu palić!” i zaznaczam do Gieni:
– Żono kochająco, ugotuj mnie dwa jajka na miętko, kwiaty postaw przy łóżku i w ogóle cicho się zachowuj, bo chory jest w domu.
Ona kwiatów mnie co prawda nie postawiła, ale skoczyła do apteki po proszki. Cztery razy dziennie miałem to przyjmować i obficie popijać wodą. „Dlaczego cztery? – myślę sobie. – Jak się leczyć, to na całe parę!” i łykałem proszki z początku co godzinę, a potem co pół.
Gienia była zdziwiona, że po każdem proszku weselszy się robię, ale pod wieczór straciłem przytomność.
Wtenczas moja małżonka poleciała do apteki, nasobaczyła prowizorowi, że za mocne lekarstwo mnie dał i spro wadziła doktora.
Badał mnie, badał i w końcu mówi, że to nie grypa, tylko zatrucie ankoholem. Wtenczas się wydało, że ja aspirynę zamiast wodą, popijałem obficie gołdą.
Cztery puste butelki pod łóżkiem stali.
Faktycznie tak robiłem, bo się obawiałem, żeby od wody komplikacji, czyli zapalenia środkowego ucha nie dostać.
Ja faktycznie uszy mam tylko po bokach, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże.
A te łamanie w kościach to tyż nie było z grypy, tylko z tego, że poprzedniego dnia ze schodków się obsunąłem, jakżem ze szwagrem spod „Minogi” wychodził.7 lutego 1937
Słyszałem, proszę ja kogo, że za granicą u naszych na jeża strzyżonych przyjacieli blondynów taki porządek jest zaprowadzony, że nawet bielizna pod policyjne kontrolę podlega. Jak kto w pijanem widzie rękaw od koszuli sobie urwie, półkoszulek na mieście zgubi, czyli tyż koronkie przy poszewce podrze, pod karalny artykuł za zdradę stanu podpada i na wieczne więzienie może być skazany, a na wet, o ile większe ilość bielizny by zniszczył, na hak za to pójdzie.
Żeby mnie się to specjalnie miało spodobać, to nie mogie powiedzieć, ale faktycznie jemponujące to jest. Bo skoro jeżeli Gienia u nas nie może upilnować bielizny z dwóch osób i po każdem praniu co i raz coś nam ginie, to jak te Szkopy dadzą radę w całem państwie prania przypilnować?
Przy każdej balii widocznie hitlerowca postawią, któren cały czas uważa, czy kuchta grandy z galanterią nie uskutecznia.
Owszem, taki facet może się w kuchni przydać. Bo to i wyżymaczkie pokręci, i farbki do kolorów dosypie, i nienaturalny przyrost ludności może spowodować, jak trafi na sercowe praczkie.
Ale formalnie to faktycznie rzecz jest nieprzyjemna, żeby się państwowe czynowniki miarodajne do bielizny wolnego nie przymuszonego obywatela wtrącali i chusteczki do nosa mu liczyli.
Ja osobiście, jako człowiek prawie nie trunkowy, rzadko kiedy cóś na mieście gubię, ale i tak bym w Niemczech pół życia w mamrze przesiedział, bo skarpetki na piętach przecinam i nie ma na to rady. Chód taki posiadam.
Także samo bolszewickie porządki nie nadają się dla mnie, bo się nie lubię do winy przyznawać.
Czasem jak późno wrócę do domu, Gieniuchna tłucze mnie w przedpokoju czem popadło, żebym się przyznał, że z knajpy idę, a ja cierpię i furt swoje powtarzam, że na czterdziestogodzinnem nabożeństwie byłem.
A w Rosji tak nie można, tam każden, jak go się zapytają, czy coś nakrewił, żywo się musi przyznać i sam się jeszcze z całą chęcią obczernia.
Dziwiłem się, dlaczego tak jest, ale już się nie dziwię, bo przeczytałem w gazecie, że podobnież w sądzie za poltierą sam najważniejszy bolszewik siedzi i jak się oskarżone nie chcą przyznać, zza tej poltiery kozackiem chanajem jem grozi. Nic tyż dziwnego, że śpiewają jak z nut. Sam bym może tak robił, bo nieboszczyk teść mnie opowiadał, że jak w tysiąc dziewięćset piątem roku Kozak na Teatralnem placu taką chanajką go przez plecy przeciąg nął, to teść z jesionki wyskoczył i nowe sztuczkowe spodnie zgubił.
W tych waronkach widzę, że ani na hitleroszczaka, ani na bolszewika się nie nadaję, bo się na prawdziwej wolności ludu nie znam i całe życie w nóżkie kopanem nieuświadomionem niewolnikiem kapitału pozostać muszę.