Wałęsa - ebook
Wałęsa - ebook
Pochodzący z chłopskiej rodziny stoczniowy elektryk, prosty robotnik. Przywódca Solidarności, noblista. Albo, jak chcą inni, megaloman i manipulator. Dla jednych bohater, dla innych wyniesiony na fali strajku uzurpator, nieakceptujący na szczycie nikogo obok siebie. Otoczony liczną rodziną, ale tak naprawdę wielki nieobecny, tak we własnym domu, jak i w życiu bliskich. Wraz z jego prezydenturą pojawiły się kolejne pytania: Lech Wałęsa to mąż stanu czy marionetka w rękach innych?
Po kolejnych wyborach i przegranej walce o Belweder wrócił nie do domu, lecz do biura, za monitor komputera, skąd do dzisiaj wysyła w świat swoje barwne, czasem niezrozumiałe wpisy, komentarze, oświadczenia, prowadzi też blogi i transmisje.
Na jego temat powstało wiele mitów. W biografii autorstwa Krzysztofa Brożka rozmówcy dobrze niegdyś znający Lecha Wałęsę mówią to, czego przez lata nie powiedzieli jeszcze nikomu. Które mity okażą się prawdą, które kłamstwem, a które pozostaną niemożliwą do zweryfikowania legendą?
Dziesięć lat pracy; ponad sto przeprowadzonych rozmów; stosy przejrzanych archiwalnych dokumentów i niepublikowanych wspomnień; liczne, wzajemnie wykluczające się tropy, a wszystko po to, aby zrozumieć człowieka, który wciąż wymyka się ocenie.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8143-272-6 |
Rozmiar pliku: | 5,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zaczynamy „Grę o wszystko”. Zanim zaczniesz czytać tekst, proszę, wybierz dwa motta, które według Ciebie najlepiej pasują do Lecha Wałęsy (lub Jego historii).
Potem, w trakcie czytania, możesz zmieniać oba cytaty, ile razy chcesz, ale zawsze pozostawiaj w swojej puli dwa.
Na koniec wygrywa ten gracz, który do końca „Gry wszystko” pozostał z najmniejszą lub największą (niepotrzebne skreślić) liczbą mott w puli.
I ja mu wtedy mówię, przed wyruszeniem w drogę trzeba zebrać drużynę.
Anonymous
Trudno wskazać miejsce, w którym zaczyna się rzeka.
Lech Wałęsa, _Droga nadziei_
Jestem prostym robotnikiem, w życiu nie przeczytałem książki.
Lech Wałęsa do Oriany Fallaci
I tak zostanę prezydentem PRL-u.
Lech Wałęsa
Jeśli chodzi o osobę L. Wałęsy padały stwierdzenia, że jest on postacią godną uwieńczenia w literaturze. Jest inteligentny, dowcipny, choć ma nieco przesadne wyobrażenie o sobie.
z donosu TW „Jacek”, marzec 1982 roku
Kto nadąża – jest ze mną i ja jestem z nim.
Lech Wałęsa, _Droga nadziei_
Wałęsa to enigmatyczny przywódca powiatowy, któremu woda sodowa uderzyła do głowy.
Lech Bądkowski, październik 1981 roku
Jestem za, a nawet przeciw.
Lech Wałęsa cytujący słowa Mieczysława Wachowskiego: „Przewodniczący jest za, a nawet przeciw”
Ja demokratycznie, półdemokratycznie, a nawet niedemokratycznie buduję demokrację.
Lech Wałęsa
Ja rzucam, a wy łapcie.
Lech Wałęsa
Im dłużej my przy piłce, tym krócej oni.
Kazimierz Górski
To, że źle robią, to już nie moja sprawa, ja jestem inspiratorem.
Lech Wałęsa
Jestem wprawdzie tylko kapralem, ale urodziłem się generałem, tyle że nie mam swojej armii.
Lech Wałęsa
Popełniłem świadomy błąd polityczny.
Lech Wałęsa w 1986 roku
Biorę jedną książkę, czytam dwie strony, rozumiem, co autor chce powiedzieć, sprawdzam na końcu, i jeśli nie zgadłem, szukam w środku, dlaczego się pomyliłem. Myślę: ja bym to zrobił tak, albo daję dwa warianty, tak albo tak musi on zrobić, ten bohater. I wtedy mówię sobie: Po co ja będę czytał, kiedy wiem, że ja już to wiem.
Lech Wałęsa do Ewy Berberyusz
Ja bardziej wyglądam na dyktatora, ale robię demokrację.
Lech Wałęsa
Lechu, jak możemy rozmawiać jak Polak z Polakiem, kiedy jeden z nas jest zdrajcą?
Andrzej Gwiazda podczas I Zjazdu
Miałem na myśli Jaruzelskiego.
Andrzej Gwiazda w wywiadzie z autorem
Kto wygra walkę? Mistrz szachowy czy mistrz bokserski?
Lech Wałęsa
Lech Wałęsa: Ja nie czytuję książek
Dziennikarz: Za to pan je pisze.
Lech Wałęsa: Ot, paradoks. Znów jestem inny niż inni.
Lech Wałęsa dla „Wprost”
Spodobało mi się to, co Chińczycy powiedzieli: nieważny jest kolor kota, ważne jest, jak ten kot jest skuteczny.
Lech Wałęsa
Lech Wałęsa zuch! Starczy na tych dwóch. Tutaj stoi Lech! Starczy i na trzech.
Bronisław Komorowski w 2008 roku
Mity i symbole powinny ustępować prawdzie. Ja mam ścisłe wykształcenie, a tam prawda jest istotna.
Antoni Mężydło
Zręczny to ja nie jestem, to fakt. Przystojny też nie. Tylko że znów intencje mam czyste.
Lech Wałęsa
Źle się stało, że dobrze się stało. To może odwrotnie, dobrze się stało, że źle się stało.
Lech Wałęsa
Miała być demokracja, a tu każdy wygaduje, co chce!
Lech Wałęsa
Mnie można zabić, ale nie pokonać.
Lech Wałęsa
Wodzu, ty jesteś wielki, i wszystko to, co ty mówiłeś, się sprawdziło.
Adam Michnik
Nie mogło być lepiej, to chciałem, żeby było śmieszniej.
Lech Wałęsa
Wy Wszyscy co uwierzyliscie sb a nie mnie jak rozliczycie krzywdy kiedy prawda zwycięży
internetowy wpis Lecha Wałęsy
Odpowiem wymijająco wprost.
Lech Wałęsa
– Pan mi kogoś przypomina. Ten profil, ten wąs.
– Piłsudskiego?
– Nie, Stalina.
Oriana Fallaci
Nie można mieć pretensji do Słońca, że kręci się wokół Ziemi.
Lech Wałęsa
Nie chcę, ale muszę.
(ewentualnie w oryginalnej wersji: Nie chcem, ale muszem)
Lech Wałęsa
Powinna być lewa noga i prawa noga. A ja będę pośrodku.
Lech Wałęsa
Szłem czy szedłem, ale doszedłem.
Lech Wałęsa o wygranej w 1991 roku
Czy ja kiedykolwiek mówiłem, że jego działalność z tamtych lat nie zasługuje na najwyższe uznanie? Mówiłem, że zasługuje, bo zasługuje.
Czy jednocześnie nie mówiłem, że jego działalność jako prezydenta z pierwszej połowy lat 90. (…) nie zasługuje na najwyższą naganę? Też mówiłem.
Ten drugi fakt nie przekreśla tego pierwszego.
Lech Kaczyński w 2006 roku
Nie chcę, ale muszę. Kręcę, mataczę, kluczę. Podaję sprzeczne informacje. Tak, to prawda. Problemem moim było i jest, że nie mogę często ujawniać dążenia ze strategicznego punktu. (…) więc pytany kluczę, odpowiadam maskująco, to powoduje podejrzenia i błędne oceny.
Lech Wałęsa w 2016 roku
Tonący brzytwy chwyta się byle czego.
Lech Wałęsa
Jedzie pan do Wałęsy? Znowu pan usłyszy tylko: Ja, ja, ja…
Stanisław Ciosek
Za sto lat w każdym mieście będzie mój pomnik.
Lech Wałęsa
Zmieniłem się o 360 stopni.
Lech Wałęsa w 2006 roku
Zrobię przeciwko wam wszystkim, będę się dalej kompromitował, zachęciliście mnie do tego.
Lech Wałęsa w 2009 roku
Pytanie polega na tym, kto miał rację. I znów z przykrością potwierdzam, że ja miałem rację.
Lech Wałęsa
Latarnia morska, której światło zobaczył cały świat.
Teresa Korycka Kwaśniewska na profilu Lecha Wałęsy
Nie chcę być wodzem, ale może będę musiał nim zostać. Wiele mam cech wspólnych z Piłsudskim, ale też się z nim różnię jak mistrz szachowy z mistrzem bokserskim.
Lech Wałęsa
Jak Pan w ogóle śmie mnie atakować? Atakowanie mnie, myślenie źle o mnie jest zbrodnią!
Lech Wałęsa
Prawda już została ustalona i żadne fakty jej nie zmienią.
Katarzyna Kolenda-Zaleska
Jedynie prawda jest ciekawa.
Józef Mackiewicz
Człowieku, rzucą ci twoje papiery.
Lech Wałęsa we Włocławku, 1980 rok
Dwójmyślenie (ang. _doublethink_) jest terminem pochodzącym z powieści George’a Orwella _Rok 1984_. W nowomowie oznaczającym umiejętność demonstrowania równoczesnej wiary w wiele poglądów.
z komentarza internauty
Są plusy dodatnie i plusy ujemne.
Lech Wałęsa
Ja myślę, że tę historię trzeba zostawić historykom. I to nie historykom pospiesznym i pochopnym, nie karierowiczom, tylko ludziom, którzy to pokażą po prostu na tle szerokiej perspektywy.
Arkadiusz Rybicki
Ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem…
prof. Andrzej Paczkowski
Szatan wszystko poprzekręcał.
Lech Wałęsa
Historia to nauka o nieszczęściach ludzi.
Raymond Queneau
Przeważnie w decydujących momentach człowiek jest sam.
Lech Wałęsa, _Droga nadziei_
Ja już wybrałem. Państwo też?
To zaczynamy „Grę o wszystko”.
Będę mówił tak, jak mówię teraz. Powiem komuś: „Słuchaj, zapisz to”.
I z tego powinna powstać książka.
Ale nie nudna. Musi być interesująca. Musi obalać teorie.
Lech Wałęsa do Anny i Krystyny BittenekLATO
W świat, czyli do Gdańska. Przypadkiem
Lech Wałęsa sam napisze o tym okresie swego życia, że: „Był i wstyd przed matką. Ona jakby czego oczekiwała ode mnie, miałem coś spełnić. Lata mijały, nic wielkiego nie spełniałem, grałem z życiem na czas, za długo. Miałem już dwadzieścia cztery lata.
I wtedy to popołudnie. W POM-ie sprawę odejścia załatwiłem krótko, bez sentymentów. Przyszedłem do domu, nie chciałem mówić, że podejmuję jakąś ważną decyzję, sam jej nie byłem pewien. Więc powiedziałem tylko, że gdzieś pojadę się przewietrzyć. Wziąłem pieniądze, płaszcz i ruszyłem na stację kolejową w Dobrzyniu”.
Nie wiemy, jaki dzień ma na myśli, kiedy pisze:
„Myślami wracam do tego popołudnia, kiedy uświadomiłem sobie nagle beznadziejność tego wszystkiego”. A zaraz potem: „I teraz – dlaczego na Wybrzeże? Wtedy wydało mi się, że jadę tam, bo przypasował mi pociąg, najbliższy był do Gdyni, przez Gdańsk”⁶⁸.
Jeśli pociągiem prosto do Gdańska, to na pewno miejscem wyjazdu nie był Dobrzyń nad Wisłą, bo nie ma tam ani torów, ani stacji kolejowej. Odpada też Płock, a tym samym pobliski Sierpc, które nie mają połączeń z Gdańskiem. Najbardziej prawdopodobny jest Włocławek. Stamtąd jedzie pociąg przez Toruń do Trójmiasta.
„Tam było morze, wspomnienie ze szkolnej wycieczki, czegoś rozległego, przestronnego, swobody. I wielkie miasto, port, przygoda. (…) wiedziony instynktem, tak jak węgorz, dążyłem, czułem, że tam, w tym wielkim skupisku ludzi jest źródło mojej siły, że tam się odnajdę albo rozpłynę”⁶⁹.
Ale o szczegóły najlepiej spytać samego Lecha Wałęsę.
– Skąd decyzja o wyjeździe do Gdańska? – pytam go w lutym 2020 roku.
– Po szkole wróciłem do pracy na terenie, gdzie się urodziłem, ale tam się coraz bardziej dusiłem. Ja byłem człowiekiem z inicjatywą, człowiekiem, który chciał korzystać z rozwoju cywilizacyjnego. Interesowałem się maszynerią, ciągnikami, samolotami, radiem, i to wszystko powodowało, że w mojej okolicy miałem małe możliwości. Dlatego pewnego dnia rzuciłem klucze, kupiłem bilet do Gdyni, ale znalazłem się w Gdańsku.
– Wysiadł pan w Gdańsku zamiast w Gdyni?
– Przypadkiem. Bardzo chciało mi się pić, a nie było Warsu w pociągu. Ogłoszono, że pociąg będzie stał, więc wysiadłem i poszedłem na herbatkę. Po czym pociąg odjechał, a ja zostałem w Gdańsku. I jestem tutaj ponad pięćdziesiąt lat.
– Znał pan już Gdańsk?
– Byłem na koniec podstawówki. Na koniec roku szkoły jeździły na wycieczki. My też pojechaliśmy, do Gdańska. Pamiętam, że tak już gdzieś od Tczewa było czuć ryby. Tak śmierdziało, że Gdańsk mi się wtedy nie spodobał. Ale kiedy przyjechałem drugi raz, to może coś się zmieniło, a może wiatr był z innej strony, już mi nie śmierdziało. A dzisiaj Gdańsk to miasto mojego wyboru i nie byłbym w stanie żyć gdzie indziej.
– A stocznia? To też pana pierwsza decyzja? Czy może była inna możliwość?
– Kiedy ten pociąg mi uciekł, to myślałem, co tu robić. Pieniędzy nie było za dużo w kieszeni. Wtedy było tu trochę inaczej, ale bardzo podobnie. Schody wyjściowe z peronów na miasto. Wychodzę i trafiam na kumpla, z którym chodziłem do podstawówki. Mówię, że uciekł mi pociąg. Co mam teraz zrobić? A on pokazał na stocznię. Widać ją było z dworca. Mówi mi: „Słuchaj, dzisiaj jest już za późno – bo to było po południu – jutro pójdziesz, widzisz ten blok? Zgłoś się, zatrudnią cię. Wciąż potrzebują robotników, pracowników”. Przespałem się na jakiejś kwaterze we Wrzeszczu.
– Ale mówi pan, że wybrał pociąg do Gdyni. Tam chciał pan szukać pracy?
– Nie wiem dlaczego, ale wybierałem Gdynię. Nie wiem, czym się kierowałem.
– Może nowocześniejsze miasto?
– Może.
– Na jak długo miał pan pieniądze? Jak długo pan mógł szukać pracy?
– Na kilka dni. Może biednie mógłbym dożyć ze dwa tygodnie⁷⁰.
W _Drodze nadziei_ Lech Wałęsa pisze, że tym kolegą, który pokazał mu stocznię, był Tadeusz ze szkoły w Lipnie⁷¹. Ale Jerzy Surdykowski, idący śladami Lecha Wałęsy w październiku 1980 roku, mówi mi jeszcze coś innego, choć go o to nie pytałem.
– może najbardziej podobny do Stanisława. Przy czym Stanisław to był taki typ oblatanego robotnika, który zdawał sobie sprawę, jak to jest w tym PRL-u. Stanisław go zresztą namówił, żeby przyjechał do stoczni.
– Kto kogo namówił? – pytam zaskoczony.
– No Stanisław Lecha. Potem się ożenił w Bydgoszczy. Ale on był pierwszy w Gdańsku i on wciągnął Lecha do stoczni. I wciągnął go do Gdańska⁷².
To byłoby nawet logiczne. Może po niepowodzeniach, jakie spotkały Lecha w 1967 roku w rodzinnych stronach, Stanisław powiedział mu: przyjedź do mnie, do Gdańska. Albo matka podpowiedziała to obu braciom. Tylko po co ta wersja z pociągiem z Dobrzynia, który nie ma stacji; wagonem Warsu, którego nie było w składzie do Gdańska; konduktorem i kolegą Tadkiem? Trzeba jednak przyznać, że jest bardziej filmowa, więc zostaje.
Stoczniowiec numer 61 878
„Ten pierwszy raz, gdy wszedłem do Stoczni w 1967 roku, poczułem się tam strasznie zagubiony. Ja – złota rączka z POM-u! Po tych kilku latach spędzonych wśród starych gratów, samochodów, które rozbierałem do ostatniej śrubki, będąc człowiekiem, który wszystko lubi poznać – byłem dobrym fachowcem. Kiedy jednak wszedłem na wydział, a potem zaprowadzili mnie po raz pierwszy na statek, kiedy zbłądziłem na kilku piętrach prowizorycznych konstrukcji w ładowniach i nie mogłem trafić do wyjścia – poczułem, że jestem tutaj jednym z wielu tysięcy. Było to przykre, ale nie mogłem się cofnąć, nie znoszę się cofać”⁷³.
Lech Wałęsa zostaje przyjęty do wydziału W-4 jako elektryk. W-4 to wyposażenie statków. W wydziale pracują głównie elektrycy i ślusarze. Niezły wydział, bo to dużo lepsza praca niż ta, którą mają kowale okrętowi czy malarze. Kowalstwo jest niezwykle ciężkie, a malarze ciągle są w trujących oparach farb kładzionych na setkach metrów kwadratowych podłóg i ścian statku. Wałęsa, jako mało doświadczony, wykonuje najprostsze prace: „Oczywiście praca frycowa, na początku, jak w moim przypadku – rozciąganie kabli (…)”⁷⁴. Z czasem również je „zarabia”, czyli rozcina i łączy, ale na razie łączenie to praca dla bardziej doświadczonych kolegów. Roger Boyes przytacza słowa jednego z nich, który musiał znać nie tylko Wałęsę, ale i jego rodzinę, a teraz dziwi się, jak bardzo Wałęsa się zmienił.
„Klął jak szewc, rzucał soczyste wiązanki, których nauczył się w wojsku, i wyglądało, że nie ma czasu na kościół. Gdyby jego ojczym Stanisław dowiedział się o tym, wlałby mu, to pewne”⁷⁵. Raczej jednak nie, Lech ma już ponad dwadzieścia pięć lat.
Dzień stoczniowca takiego jak Lech Wałęsa to hotel pracowniczy, praca, hotel pracowniczy. Raz na jakiś czas mało wyszukane rozrywki. Rzadkie wyjazdy w rodzinne strony. Pobudka o 6.00. 7.00 – podbita karta na bramie, potem prowizoryczna szatnia ze starych wagonów kolejowych. Wspomina, że wtedy stoczniowiec „bez śniadania zasuwał do dziewiątej, machnął sobie papieroska, a wysiłek ogromny”. O 9.00 przerwa śniadaniowa. Nie ma miejsca, aby chociaż przysiąść, więc najczęściej zostają na statku. Ci pracujący na lądzie okupują nieliczne kioski z bułkami. Długie kolejki stoją i czekają na swoją kolej, a kiedy już podchodzą do lady, ekspedientka kroi wielkim nożem bułkę, w to wkłada plaster pasztetu, czasem ogórek, i następny! Szybko, szybko, bo kolejka ogromna. Przerwa się przeciąga, odbije się to na akordzie, czyli wypłacie. Bułka w rękę i biegiem z powrotem do roboty.
„Dwa lata stażu w stoczni to był okres próby sił. Kto wytrzymał dwa lata, miał szansę, że w stoczni będzie pracował”. Akord – słowo klucz. Niby socjalizm i „każdemu według potrzeb”, ale w takich zakładach, z których państwo mogło wydusić dolary za sprzedane statki, węgiel, stal, panują reguły czysto kapitalistyczne, nawet bardziej takie z dziewiętnastowiecznego kapitalizmu. Chcesz zarobić – zrezygnuj z pensji, idź na akord. Albo, oprócz pensji, na nadgodziny. Wszyscy tyrają. Młodzi, bo mają niskie podstawy, za to cieszą się jeszcze zdrowiem. Starsi, bo mają rodziny na utrzymaniu; jak mówi Wałęsa, oni najwięcej „chapali”. Do tego papierosy, alkohol. Bo kartki z poświadczeniem wyrobionego akordu nie zawsze są zamieniane na pieniądze. „To była stoczniowa waluta przyjmowana przez wszystkich”. Również, a może najczęściej, w okalających stocznię knajpach. Restauracja U Kubickiego, bary Pod Kaprem i Pod Kasztanami.
Bar Pod Kasztanami był dokładnie naprzeciw stoczni, naprzeciw bramy numer dwa. Wystarczyło przejść wielki plac z zajezdnią tramwajową i wejść między drzewa. Park to za dużo powiedziane, już raczej kilka drzew zasłaniających stoły po południu oblegane przez wychodzących z pierwszej zmiany stoczniowców. Mniej więcej w tym miejscu, gdzie teraz jest bar Filip, po drugiej stronie ulicy Jana z Kolna. Pod Kasztanami jeszcze wróci w tej opowieści.
Po robocie, jeśli ktoś nie idzie do baru, to wraca do hotelu robotniczego. Najgorszy jest ten przy Klonowica. Obok siebie stoją trzy budynki: męski, żeński i rodzinny. Oczywiście najgorszy jest ten dla samotnych mężczyzn. Zniszczone drzwi, odrapane ściany, zapadnięte metalowe łóżka. „Nic tam nie było, wypalona trawa, wyrzucone butelki. Po każdej wypłacie: wódka, dziewczyny (…) Brudna podłoga, ściany, kulawy stół, dwa krzesła, dobrze, jeśli mają po trzy nogi. (…) tam można było przespać, spić się”⁷⁶. Każdy po jakimś czasie szukał kwatery na mieście, najlepiej we dwóch, trzech kolegów.
Praca jest ciężka. Alkoholizm duży. Satysfakcji mało. Stabilizacji żadnej.
Lech Wałęsa pracuje w brygadzie Alojzego Mosińskiego. Dwadzieścia kilka lat później Mosiński powie: „Roboty na statku nie znał. Z początku musiałem go trochę przypilnować. (…) Był pojętny i chętny do roboty. (…) Gadulski, wszystkiego ciekawy”⁷⁷. Kolega z wydziału Wałęsy Józef Szyler mówi jednak, że: „Mosiński nie akceptował Wałęsy jako fachowca, ale też jako człowieka. Wyrażał się o nim per «uzurpator» (…) bo Wałęsa cały czas: «ja, ja, ja»”⁷⁸.
Henryk Jagielski też jest elektrykiem na W-4. Tyle że nie na statku, lecz w hali wydziału. Elektryk-nawijacz, pracuje przy silnikach. Dlatego Wałęsę z tego pierwszego okresu zna słabo, chociaż go kojarzy. Pamięta jednak dobrze przywoływanego brygadzistę:
– Mosiński to był nadmistrz. Pracował w stoczni jeszcze przed wojną. To był bardzo porządny człowiek, tyle że tchórz. Był w porządku, ale bał się. Uciszał mnie na przykład: Heniek, mów cicho!⁷⁹
Może stąd ta zachowawcza wypowiedź Mosińskiego na potrzeby książki _Droga nadziei_ oraz ta śmielsza, prywatna, do Józefa Szylera.
W _Drodze nadziei_ Lech Wałęsa o pierwszych dwóch latach w wydziale pisze: „W mojej brygadzie przyjaźniłem się wtedy z Henrykiem Lenarciakiem (…)”⁸⁰. Ale sam Lenarciak w 1990 roku mówi Szczesiakowi: „Z pierwszego okresu niewiele o nim mogę powiedzieć. (…) Raczej cichy chłopak. Nie wyróżniał się. Czasami zabierał głos na zebraniach, ale nie za ostro”⁸¹.
W rozmowie ze mną o tym okresie sprzed strajku 1970 roku Lech Wałęsa mówi:
– Byłem z rodziny, która była antykomunistyczna. Rodzice dyskutowali, ludzie odwiedzali się na wsi, słuchałem tych dyskusji, te opowiadania, że zostaliśmy zdradzeni w 1939 i 1945 roku, te tęsknoty do wolnej Polski. I słuchając tych opowieści, człowiek coraz bardziej ustawiał się anty. Z myślą, że może naszemu pokoleniu uda się odzyskać to, co stracili nasi poprzednicy. I tak wychowany walczyłem wszędzie, gdzie można było walczyć. Oczywiście, najpierw w prosty, dziecinny sposób: jakieś hasła pisałem na murach, a potem już w stoczni na statkach jakieś napisy kredą, pisane teksty antykomunistyczne⁸².
Mało to konkretne przykłady, ale w tamtych czasach większość Polaków była co najmniej sceptycznie nastawiona do władzy i ustroju.
Henryk Jagielski zapamiętał Lecha Wałęsę sprzed 1970 roku również jako gracza, broń Boże nie politycznego, ale takiego zwykłego, rekreacyjnego.
– Często grał w ping-ponga po godzinach – mówi mi.
– Gdzie? – pytam.
– Na terenie stoczni. Mieliśmy dwa stoły czy trzy. Na wydziale czy nawet w szatni. W warcaby też grał z kolegami. Warcaby były na świetlicy, bo jak przychodzili na śniadanie czy narady, to można było zagrać, na stole leżały.
– Dobry był?
– Raczej nie, tak grał, bo grał.
– A przy okazji, jak już mówimy o grze. Czy widział pan, że Wałęsa grał w totolotka?
– Tak, miał kilku kolegów, to była taka spółdzielnia. Mówi, że zawsze wygrywał, ale nigdy nie wygrał. To było z pięciu, sześciu kolegów z wydziału.
– Ale potem mówił, że dużo wygrywał?
– Nie, nie, nigdy nie wygrał⁸³.
Wacław Suswał, też z W-4, wspomina:
– Mówiąc szczerze, dwanaście lat pracowałem z Wałęsą na jednym wydziale, chociaż na różnych jednostkach, ale ja się interesowałem turystyką i działałem w krwiodawstwie, a oni grali w totka, całkiem inne historie. To nie było towarzystwo, z którego byłbym dumny⁸⁴.
Szefuniu, Wodzuniu, ojciec duchowy i złowrogi cień przyszłości
Wałęsa, jak wielu jego kolegów, po kilku miesiącach ucieka z hotelu. W kilku znajdują pokój na ulicy Kartuskiej 28, w stojącej do dzisiaj małej kamieniczce. Niedaleko centrum, zaledwie dwa kilometry do stoczni, dwadzieścia minut piechotą idąc przez Świerczewskiego (dziś Nowe Ogrody), koło komendy miejskiej MO, sądu, szpitala i siedziby Rady Narodowej. Tramwajem jeszcze szybciej, dwa, trzy przystanki. W przyziemiu kamienicy mieszka z czterema kolegami, za oknem mają torowisko, stąd od samego rana huk tramwajów jadących z Siedlec i Suchanina. W dni powszednie nawet nie przeszkadzają, wręcz przeciwnie, budzą do pracy. Gorzej w niedziele.
W kamieniczce mieszka rodzina Królów: pan Król, pani Królowa i ich córki, Królewny. Wałęsa wspomina, że z kolegami pomagają rodzinie w domowych czynnościach, Królowi w bieleniu ścian, Królowej w sobotnim myciu podłóg, a najstarszą Królewnę odprowadzają na zabawę taneczną i z niej przyprowadzają.
Król, z wykształcenia agronom, słucha Radia Wolna Europa. „Przypominał mi tym mego ojczyma”. Dużo dyskutują, obaj to uwielbiają. Wałęsa mówi do niego „szefuniu”, a on „rewanżował mu się”, mówiąc „wodzuniu”. Widać, że brakowało Wałęsie takich ludzi i rozmów w wiejskim POM-ie.
„Kwatera na Kartuskiej sąsiadowała z budynkiem dobrze znanym i cieszącym się ponurą sławą w Gdańsku, gdzie mieścił się dzielnicowy urząd bezpieczeństwa. Zatrudnieni tam tajniacy mieszkali w okolicznych domach, w tym jeden nad mieszkaniem, które zajmowałem z kolegami. Po latach, w zupełnie innej roli, spotkałem tego właśnie człowieka jako członka mojej obstawy, przyklejonej do mnie po wyjściu z internowania. Był jednym z tych, którzy nie odstępowali mnie na krok, jeżdżąc za mną do pracy i z pracy, na weekendy, na ryby i do lasu. Przez niego przekazuję do dziś pozdrowienia dla moich dawnych gospodarzy – i, jak kiedyś sprawdziłem, wywiązuje się z tego zadania skrupulatnie”⁸⁵ – napisze po latach.
Rzeczywiście, jest to część miasta, gdzie w latach sześćdziesiątych mieszka wielu funkcjonariuszy MO i SB. Na ulicy Świerczewskiego, czyli właściwie przedłużeniu Kartuskiej, mieści się komenda miejska MO, a w jej budynku, z tyłu na parterze, są pomieszczenia SB. Natomiast nieco dalej w stronę centrum, zaraz za wiaduktem Hucisko, stoi ponury gmach wojewódzkiej komendy MO z mniej rzucającym się budynkiem SB z boku (na lewo, w głąb wewnętrznego podwórka). Pomiędzy nimi, mniej więcej pośrodku, jest osiedle. Stare, jeszcze przedwojenne kamienice stoją przy stromych uliczkach pnących się na Biskupią Górkę. W tych kamieniczkach także mieszka wielu ówczesnych esbeków, adresy ulic Biskupia, Na Stoku często przewijają się w kartotekach funkcjonariuszy. Na samej Biskupiej Górce mieści się ośrodek szkoleniowy MO. Zarówno komenda miejska na Świerczewskiego, jak i komenda wojewódzka na Okopowej powrócą niedługo, bo już w 1970 roku.
Lech Wałęsa mieszka u Królów między 1967 a 1969 rokiem.
W tym okresie w życiu Lecha Wałęsy pojawia się jeszcze jeden człowiek, który będzie przy nim przez najbliższe… trzydzieści lat. Pójdzie za nim aż do Belwederu.
Na końcu ulicy Kartuskiej stoi kościół pod wezwaniem św. Franciszka, przez gdańszczan zwany „na Emaus”. W parafii mieszka młody ksiądz Franciszek Cybula. Cybula to nie jest jego rodowe nazwisko. Jego ojciec Karol Mandrysz został powołany do Wehrmachtu, wprawdzie nie jako Kaszub, co na tych terenach było powszechne, ale Ślązak. Zginął w 1944. W czasie wojny Cybula stracił też matkę, która zmarła na tyfus. Czteroletni Franciszek został przygarnięty przez Melanię i Leona Cybulów, bezdzietne, bardzo religijne małżeństwo. Ksiądz Cybula wspomina, że kiedy budził się późno w nocy, widział ojczyma, jak wciąż klęczy przy łóżku z różańcem w ręku. Sam poszedł do seminarium, najpierw w Pelplinie, potem w Gdańsku. Seminarium w Pelplinie jest uważane za stojące na wysokim poziomie, na przykład ksiądz Henryk Jankowski jako bardzo słaby uczeń i bez poparcia swego proboszcza nie został do niego przyjęty. Część seminarzystów została jednak przeniesiona do nowego seminarium w Gdańsku, wśród nich jest Franciszek Cybula. Nowo utworzone seminarium jest uważane za gorsze, ale świeża diecezja gdańska potrzebuje kleryków, więc nie jest tak wybredna jak w Pelplinie.
W czerwcu 1967 roku Wałęsa zaczyna pracę w stoczni, a ksiądz Franciszek Cybula przyjmuje święcenia kapłańskie. Jego pierwszą parafią jest właśnie Emaus. W 1969 roku Wałęsa idzie do niego do spowiedzi przedślubnej. Taka spowiedź niekoniecznie musi być szczególną spowiedzią, to zależy od samego narzeczonego, czasem od księdza. Ale dla Wałęsy najwidoczniej jest. Potwierdza to Danuta Wałęsa w swojej biografii: „Nie wiem, z czego spowiadał się mąż przed ślubem, nie wiem, o czym oni wtedy rozmawiali, ale po tym, jak mąż we wrześniu odnalazł księdza Cybulę, zaczął się systematycznie spowiadać tylko u niego. W ten sposób ksiądz Cybula został jego spowiednikiem”⁸⁶.
W 1980 roku Lech Wałęsa będzie chodził do spowiedzi u księdza Cybuli w parafii na Przymorzu, a w 1990 zabierze go do Belwederu.
Miłość w wielkim mieście
Najpierw jest falstart, to jeszcze nie ta właściwa kobieta.
Lala. Egzotyczne imię. Może i powinno wzbudzić podejrzenie, ale czy dla młodego chłopaka to najważniejsze? Akurat tę krótką i burzliwą miłość Wałęsa opisuje szeroko jak żadną poprzednią. Podczas jakiegoś wypadu z kolegami do lokalu poznaje Lalę, która mówi, że jej ojciec to tak wysoko postawiony gość, że „lepiej, jeśli o tym tak od razu nie będę wiedział”.
Nie może być gorszy – dla Lali zostaje dyrektorem małego zakładu, ale to tylko „na początek”. Tak sobie przedstawieni ruszają w miasto. „Gdańsk oferuje mi od razu swoje najlepsze owoce – pomyślałem i nie żałowałem forsy na wspólne szaleństwa, które narastały dzień po dniu”⁸⁷.
Kiedy dziś pytam Lecha Wałęsę, jakie miał wtedy rozrywki, kluby, gdzie chodził jako kawaler, jakiej słuchał muzyki, macha tylko zniecierpliwiony ręką.
– Daj pan jakieś ciekawe pytanie! – denerwuje się.
A to przecież końcówka lat sześćdziesiątych. W Gdańsku nie brakuje barów, nocnych lokali, a nawet dobrych klubów muzycznych. Najważniejszy z nich, i jeden z najważniejszych w kraju, to Rudy Kot na Garncarskiej. Tu po raz pierwszy w Polsce zagrano big beat. Tutaj gra zespół nazywany polskimi Beatlesami, Pięciolinie, które niedługo zmienią nazwę na Czerwone Gitary. Klasyczny skład: Krzysztof Klenczon (mieszka tuż obok, na Olszynce), Bernard Dornowski, Jerzy Kossela i Jerzy Skrzypczak. Jeszcze bliżej Kartuskiej, bo w klubie Żak przy Wałach Jagiellońskich 1 działa Teatr Bim-Bom, gdzie występują Bogumił Kobiela, Jacek Fedorowicz, Wowo Bielecki (a przed śmiercią występował tu Zbigniew Cybulski).
Ślub Lecha i Danuty Wałęsów (8.11.1969). Reprodukcja. Fot. Erazm Ciołek / Forum
Lech Wałęsa dziś niechętnie wraca do tego czasu, ale w autobiografii pisze: „codziennie łamałem sobie głowę, czym Lali zaimponować”. Wieczory należą więc do nich, lecz rano trzeba iść do pracy. Wychodzi ze swego pokoiku w przyziemiu kamieniczki na ulicy Kartuskiej i biegnie bocznymi uliczkami w stronę dworca, na skróty do stoczni. Na ulicy Zagrodowej widzi Lalę roznoszącą butelki z mlekiem. Ona milczy. On mówi tylko, że właśnie biegnie do stoczni. Czy umawiają się na wieczór? Nawet gdyby, to, jak napisał, „czar prysł”.
Znowu wracają zwykłe, szare dni. Do pracy i z pracy. Rozmowy z „szefuniem” o tym, co wczoraj w nocy powiedzieli w Wolnej Europie. Pomoc Królowej w sobotnich porządkach. Wyjście po bułki i papierosy.
A jak było z Danutą?
– Kiedy zobaczył pan ją pierwszy raz, od razu pan pomyślał, że chciałby się z nią spotykać? – pytam.
– Dziewczyn trochę miałem przedtem, ale zostały na tamtych terenach, z których pochodzę. Teraz trzeba było szukać bliżej. Kwaterę miałem na Kartuskiej. W drodze do stoczni musiałem przechodzić ulicą Kartuską, potem Świerczewskiego, a tam był taki kiosk z kwiatami – mówi mi.
– Od razu, za pierwszym razem się panu spodobała, kiedy pan ją zobaczył?
Chwilę się zastanawia.
– Wie pan, trudno to dziś powiedzieć, ale raczej tak, raczej od razu mi się spodobała.
W _Drodze nadziei_ wspominał: „(…) kiedy znad kiosku z kwiatami popatrzyła na mnie bystra buzia z piwnymi oczami i długimi włosami spiętymi w warkocz – zapamiętałem na długo ten nieco zaczepny, ale miękki, dziewczęcy gest”⁸⁸.
To była kwiaciarnia Orchidea przy Świerczewskiego, naprzeciw szpitala wojewódzkiego. Niedaleko od kwatery na Kartuskiej, zaledwie trzy minuty spacerem.
Lechowi Wałęsie nie daje spokoju pamięć o spotkanej przypadkowo dziewczynie. Sprawę ułatwia fakt, że wie, gdzie zawsze ją może spotkać. Wraca tam więc pod byle pretekstem. Pyta o książkę, którą widzi na ladzie, pyta, czy mógłby pożyczyć, dzięki temu znów ma po co wrócić za kilka dni.
– A ona też szybko zwróciła na pana uwagę? – jestem ciekawy.
– To trzeba by się jej pytać. Podchodziłem do niej kilka razy, rozmieniałem jakieś pieniądze.
Danuta Wałęsa w _Drodze nadziei_ tak wspomina te pierwsze spotkania z przyszłym mężem: „Pamiętam dokładnie: było to 14 października 1968 roku. Zapisałam sobie w kalendarzu. Podobał mi się. Przyszedł rozmienić pieniądze. Spieszył się bardzo. Po tygodniu przyszedł znowu, zaczęliśmy chodzić ze sobą. A zaczęło się od tego, że pożyczył ode mnie książkę, oddał ją po paru dniach. (…) Akurat wychodziłam – spytał, czy może mnie odprowadzić”⁸⁹.
Chociaż, chociaż… w autobiografii z 2011 roku napisze, że wcale jej się tak od razu nie podobał: „Przyszedł rozmienić pieniądze. Następnego dnia przyszedł ponownie, jakby z wdzięczności, i przyniósł gumę do żucia. W ogóle mnie wtedy nie zainteresował. Ba, śmieszyła mnie ta guma do żucia”⁹⁰.
Mirka, bo imienia Danuta będzie używać później, z domu Gołoś, ma zaledwie 19 lat. Pochodzi z Kolonii Krypy. Kolonia to maleńki przysiółek równie małej wioski Krypy w niewielkiej gminie Liw koło Węgrowa na Mazowszu. Druga z dziewięciorga rodzeństwa. Razem z Lechem będą mieli ośmioro dzieci. Podobnie jak Lech Wałęsa ma za sobą ciężką pracę w gospodarstwie rodziców i u bogatszych gospodarzy w okolicy.
W Gdańsku jest zaledwie od 1968 roku. Przyjeżdża tu w lutym za namową starszej siostry Krysi. „Na autobus pekaesu odprowadzała mnie mama. Miała łzy w oczach. Nim zatrzasnęły się drzwi, powiedziałam do niej: «Mamo! Ja już tu nie wrócę!» (…) moje pragnienie wyrwania się stamtąd było tak ogromne, że te słowa wypowiedziane do mamy jakby same przeszły mi przez usta. I one się sprawdziły”⁹¹.
Na początek zatrzymuje się u ciotki w Gdańsku-Brzeźnie. W dwupokojowym mieszkaniu w bloku przerobionym z hotelu robotniczego mieszka ciotka, jej mąż, trójka ich dzieci i Danuta. Potem przenosi się do ciotki Zofii na ulicy Żabi Kruk. Śpi na rozkładanym łóżku polowym, ale to mieszkanie jest w samym centrum miasta, naprzeciwko kolejki Gdańsk-Śródmieście, skąd do kwiaciarni na Świerczewskiego ma zaledwie piętnaście minut spacerem.
Danuta, jeszcze wtedy Mirka, stojąc za ladą pośród kwiatów, obserwuje przechodniów na Świerczewskiego. Od centrum, codziennie o tej samej porze po południu przechodzi ten stoczniowiec, który już kilka razy do niej zachodził. „Na pierwszy rzut oka był takim tajemniczym facetem. Mogłam go obserwować – i obserwowałam. Obserwowałam go, jak idzie ciągle zamyślony, lekko wycofany. On zawsze był taki skupiony, tajemniczy. Zastanawiałam się, dlaczego taki jest. Może ta jego tajemniczość mnie zaintrygowała?”⁹²
„Na imię miała Mirka, ale ja wolałem jej drugie imię Danuta” – napisze Lech Wałęsa. Zaczął tak do niej mówić, kiedy zgodziła się na pierwsze spotkanie. Spacery z Danutą są inne niż wypady z Lalą. Nie szaleją po knajpach, to nie styl Danuty. Paradoksalnie stwarza to młodym jeszcze większe trudności: on nie może jej zaprosić do siebie na kwaterę, choć to zaledwie po drugiej stronie ulicy, wystarczy tylko przejść torowisko. Tym bardziej ona nie może go przyjmować w mieszkaniu ciotki, wtedy jeszcze w Brzeźnie. Dobrze chociaż, że to dosyć daleko, z drugiej strony miasta, tramwajem jedzie się co najmniej pół godziny; można je spędzić razem, siedząc obok siebie i patrząc na Gdańsk. Chodzą też do kina.
– Jakie wybieraliście filmy? – pytam z czystej ciekawości.
– Ja stawiałem na przypadek. Przypadkowe. Ale nie na nudne, bo szkoda było grosza – mówi mi Lech Wałęsa. – Chodziliśmy do różnych kin. Kino Leningrad, kino Kameralne. Ale to dawne czasy… Daj pan ciekawe pytania! – znowu się irytuje, nie da się naciągnąć na wspominki, i to jakiemuś obcemu facetowi.
Muszę sam sobie sprawdzić. W 1968 roku wchodzi na ekrany kin _Żywot Mateusza_ Witolda Leszczyńskiego. Obsypany nagrodami, ale trochę filozoficzny, nudny. Z zagranicznych filmów w 1968 roku powstała słynna _2001. Odyseja kosmiczna_ Stanleya Kubricka, ale ona na polskie ekrany wejdzie dopiero 31 grudnia 1990 roku, kiedy Lech Wałęsa od dziewięciu dni będzie… prezydentem Polski. Też odpada. Może więc jakieś filmy z poprzedniego roku? Na przykład _Westerplatte_ Stanisława Różewicza, jesteśmy przecież w Gdańsku, a do tego polska premiera tego filmu ma miejsce właśnie we wspomnianym przez Wałęsę kinie Leningrad przy Długiej. Albo _Wszystko na sprzedaż_ Andrzeja Wajdy z Danielem Olbrychskim, Zbigniewem Cybulskim, Bogumiłem Kobielą, Andrzejem Łapickim oraz Elżbietą Czyżewską i Beatą Tyszkiewicz, ówczesnymi gwiazdami polskiego kina. Tak, na ten film można postawić w ciemno, że jeśli nie Lech, to na pewno Danuta chciała pójść. No i jest jeszcze tak zwana kinematografia radziecka, powszechnie królująca w polskich kinach. Może więc popularna komedia Eldara Riazanowa _Zakręt szczęścia_?
Danuta w autobiografii z 2011 roku: „Pewnego dnia odprowadził mnie do domu. I właśnie wtedy zaiskrzyło. Zaczęliśmy chodzić ze sobą na poważnie. Na potańcówki nie chodziliśmy, bo nie było nas stać. Spacerowaliśmy po Gdańsku. Szła zima i nie mając gdzie się podziać, chodziliśmy do kina «Leningrad»”⁹³.
Bingo! Jeśli kino Leningrad, to z pewnością byli na _Wszystkim na sprzedaż_ i _Zakręcie szczęścia_.
Życie Lecha Wałęsy zmieniło się w jednym, ale jakże ważnym szczególe. Jest zakochany. Prosto po pracy idzie do domu, łapie chwilę drzemki, wstaje, by zdążyć przed 18.00 pod Orchideę. Danuta zamyka kwiaciarnię i razem idą na miasto, a potem on odwozi ją do Brzeźna. Danuta w 1984 roku: „Można powiedzieć, że w tym pierwszym okresie istnieliśmy tylko dla siebie. Był bardzo poważnym człowiekiem, zawsze zamyślony, zawsze zrównoważony. Trudno było wydobyć z niego, co myśli. (…) To była moja pierwsza miłość i tak już pozostało”⁹⁴.
Po latach, w 2011 roku, napisze już mniej romantycznie, że zdaniem męża to ona go chciała, ona mu się oświadczyła. Ale, jak każda żona, wie swoje. Siostra Lecha Izabela opowiedziała Danucie w tajemnicy o wizycie Lecha w rodzinnym domu w styczniu 1969 roku. Lech przywiózł i pokazał mamie zdjęcia swojej dziewczyny. Mówi matce, że to Danuta, z którą chodzi i się ożeni. Jest to pewnie dla niego ważne, bo w jakiś sposób przekreśla jego poprzednie perypetie miłosne i zmywa dawne łzy matki. Do Gdańska wraca spokojniejszy. Pewnie wie też, że tym razem nie może tego zepsuć. A że jest uparty, musi się udać.
A może to jednak Lech ma rację? Bo wprawdzie on mówił o niej jako o przyszłej żonie, ale to ona zdecydowała o ślubie. We wrześniu 1969 roku jadą razem, już jako para, na ślub siostry Danuty, Krysi. Kościół w Węgrowie, potem wesele. Danuta, patrząc na siostrę, podejmuje szybką decyzję. Oni też się pobiorą, prawie teraz, zaraz. Brzmi trochę jak romantyczny film, ale ta decyzja wynika również z prozy życia. Ten sam kościół, w którym pospiesznie dają na zapowiedzi (już na 8 listopada), ta sama suknia panny młodej. Ze starszej siostry pasuje na Danutę. Brakuje tylko garnituru i obrączek. No i kłopot dla rodziców, po jednym weselu zaraz drugie, ale i temu można zaradzić, bo to drugie będzie dużo skromniejsze.
Wracają do Gdańska. Wtedy dopiero, po zapowiedziach, Danuta po raz pierwszy idzie do kwatery Lecha, „żeby zobaczyć, jak chłopcy mieszkają”. Jak wspomina w 2011, nie dostała pierścionka zaręczynowego, a na obrączki zrzucają się oboje. Obrączki wybiera Lech, wkładając je w sklepie na swój palec. „Sądząc po puncach, pochodziły ze Związku Radzieckiego”. Radzieckie złoto w ówczesnych czasach to najczęściej złoto próby około 585; dwanaście–czternaście karatów, czyli nieco ponad pięćdziesiąt procent złota.
Miesiąc po ślubie siostry Danuty wracają do rodzinnego domu Gołosiów w Kolonii Krypy i do węgrowskiego kościoła. W sobotę 8 listopada 1969 roku biorą ślub.
„Małżeństwo z Danutą przyszło tak jakoś naturalnie. Miałem inne dziewczyny, bardziej mi «pasowały», a jednak ożeniłem się właśnie z nią. Zastanowiłem się dopiero, jak zagrali mi marsza weselnego”⁹⁵.
Danuta jest praktyczną osobą, o 11.00 mają ślub cywilny, potem biegną do fotografa, gdzie robią sobie i zdjęcia ślubne, i do nowego dowodu osobistego. O 17.00 tego samego dnia mają ślub kościelny, potem skromne przyjęcie w domu rodzinnym w Krypach. 10 listopada, w poniedziałek, jeszcze szybko do urzędu w Liwie po nowy dowód osobisty i 11 listopada są już z powrotem w Gdańsku. Właśnie nadchodzi „zima stulecia” 1969/1970.
Zdaje się, że na ślubie i weselu nie było matki ani ojczyma Lecha ani nikogo ze strony Wałęsów. Lech nawet nie ma swojego świadka, świadkowie są ze strony rodziny Danuty. Jak napisze Roger Boyes: „Surowe, wiejskie wychowanie Danuty nie różniło się wiele od doświadczenia Wałęsy i on sam czuł się lepiej w towarzystwie jej braci (dwóch z nich wylądowało w więzieniu za napad) i sióstr niż swoich braci przyrodnich”⁹⁶.
Ale później matka Lecha polubi synową, i to z wzajemnością, będzie jej też wdzięczna. „Teściowa okazała się bardzo dobrym człowiekiem”. Z kolei Feliksa mówi Danucie, że ta ma „dobry wpływ na jej synka, że to dzięki mnie on jest, jaki jest”⁹⁷.
Po ślubie przez jakiś czas mieszkają jeszcze osobno. Lech zostaje na swojej kwaterze, a Danuta przenosi się z ciotką Zofią na ulicę Rzeźnicką, zresztą bardzo blisko Żabiego Kruku, gdzie wcześniej mieszkały. Można powiedzieć, że jedną przecznicę bliżej Lecha.
„Stocznia w tamtych czasach wynajmowała kwatery także dla młodych małżeństw. I wkrótce mąż dostał pokój w kilkupiętrowej przedwojennej kamienicy przy Malczewskiego. (…) Mieszkaliśmy tam od listopada 1969 do kwietnia 1970 roku” – wspomina Danuta⁹⁸. Stocznia nie tyle wynajmuje, ile daje dodatek do wypłaty osobom niekorzystającym z hotelu robotniczego, który można wykorzystać na część opłaty za wynajem pokoju czy mieszkania na mieście. Ulica Malczewskiego leży w dzielnicy Siedlce, ale nadal na przedłużeniu Kartuskiej i Świerczewskiego, zaledwie pół kilometra od byłej kwatery Lecha. Warunki na Malczewskiego, nawet jak na tamte czasy, są złe. Pokój dla małżonków znajdował się za przechodnim pokojem pani P. Drzwi bez szyby, otwór zasłonięty jedynie materiałem. Wspólna toaleta w korytarzu, łazienki brak. „Myliśmy się w miskach. (…) Aby się wykąpać, chodziliśmy do łaźni miejskiej albo do cioci”⁹⁹. Do tego pani P. wrzeszczy na syna, przeklina i podsłuchuje młodych małżonków.
Niedługo się wyprowadzają, tym razem już dalej, na ulicę Beethovena w dzielnicy Suchanino. Znowu przedwojenny dom. „Druga pani P.”, jak ją nazywa Danuta, prowadzi mały zakład fryzjerski i jest o wiele milsza od poprzedniej. Przy domu jest ogródek, a Wałęsowie mieszkają na poddaszu. Toaleta również znajduje się na korytarzu, a pokój jest nieogrzewany. Danuta pamięta, że Lech jest świadkiem na bierzmowaniu syna gospodyni, a ona pomaga jej w ogródku. Lech Wałęsa te przeprowadzki kwituje krótkim wspomnieniem poniewierki po „chłodnych i przypadkowych miejscach”. Beethovena zapamięta nieco inaczej niż Danuta, że owszem, był świadkiem na bierzmowaniu syna fryzjerki, ale w ogródku pomagał on.
Matka Feliksa, zadowolona z ustatkowania się syna, prosi Lecha, aby wziął do siebie najmłodszego brata, Wojtka. Z siódemki jej dzieci jeszcze tylko on spędza matce sen z powiek. Inne, już po ślubie czy wojsku, mieszkają i pracują w różnych miastach. Wojtek od małego jest chory na cukrzycę, chciałaby, aby znalazł sobie mieszkanie i pracę w mieście, gdzie łatwiej o przychodnie i lekarzy. Wojtek, młodszy od Wałęsy o osiem lat, ale prawie rówieśnik Danuty, zamieszkuje z nimi w jednym pokoju na poddaszu. Wspólnie mają też pomysł na mały biznes, biorą w ajencję kiosk przy ulicy Ojcowskiej. To wąska uliczka z gęstą szeregową zabudową. Dwa rzędy sklejonych ze sobą przedziwnych parterowych domków z wysokimi poddaszami. Za dziesięć lat, w sierpniu 1980 roku, na jednym z tych poddaszy trzej młodzi stoczniowcy, Jerzy Borowczak, Bogdan Felski i Ludwik Prądzyński, będą ustalali szczegóły rozpoczęcia strajku w Stoczni Gdańskiej. Lech Wałęsa spóźni się około czterech godzin, ale w końcu też przyjdzie. Ten strajk w 1980 roku wypali nadspodziewanie dobrze, ale pomysł z kioskiem w 1969 roku nie.
Danuta i Wojtek pracują w kiosku na zmianę. „Wojtek narobił manka i trzeba było jeszcze spłacać długi. (…) W ten sposób zakończyła się moja druga, a zarazem ostatnia praca zarobkowa” – napisze Danuta¹⁰⁰.
Mimo trudności ten czas jest dobrze wspominany przez młodych małżonków. 1970 to dla Lecha Wałęsy dobry rok, a dla jego biografii wyraźna cezura. Po pracy w trzech wiejskich POM-ach całkiem niedawno został stoczniowcem w Gdańsku. Po kilku niezbyt udanych romansach znajduje miłość swego życia. W październiku 1970 roku rodzi mu się pierwszy syn, Bogdan. Ale jest to też koniec lata w naszym umownym kalendarzu biografii. Powoli nadchodzi pierwsza w jego życiu jesień, szara i beznadziejna, która skończy się ostrym atakiem zimy.
Danuta wspomina, że stojąc w oknie szpitala, wśród innych kobiet z porodówki krzyczących do swych mężów na dole, krzyczy i ona. Rozdziela je przecież od mężów podwójna szyba i trzy wysokie piętra. Stojący na dole mężowie, zadzierając do góry głowy, krzyczą do swych kobiet. Ale ten jeden, jej, „stał jakiś taki smutny. Ja, mając to malutkie dziecko, powinnam myśleć o sobie i o dziecku. A myślałam o tym, że on tam stoi, i zastanawiałam się, dlaczego jest smutny, zamiast się cieszyć, zamiast podtrzymywać mnie na duchu. Gdy on poszedł, a ja wróciłam na salę, wydaje mi się, że się rozpłakałam. (…) Myślę, że przeraziła go rzeczywistość”¹⁰¹.
Zanim Danuta wyjdzie ze szpitala, Wałęsa idzie do urzędu stanu cywilnego z zaświadczeniem o urodzeniu syna. Jako imię podaje Bogdan, na drugie Bolesław. Bolesław wiadomo, po ojcu, którego nie pamięta. A Bogdan? Danuta w pierwszej chwili jest zła, że nie zapytał jej o zdanie. Jak wspomina: „Nie mam pojęcia dlaczego Bogdan. (…) Z czasem polubiłam to imię”¹⁰².
Chrzest Bogdana odbywa się w kościele Franciszkanów na tak zwany Emaus, w Gdańsku-Siedlcach. Po kościele chrzciny w wynajmowanym pokoiku. Znowu jest chyba tylko rodzina Gołosiów, bo chrzestna para Bogdana to matka Danuty i jej siostra Zofia, u której Danuta mieszkała przed ślubem. „Chrzciny były skromne. (…) Mąż nie zarabiał dużo. Trudno mi powiedzieć ile. Już nie pamiętam. Może tysiąc dwieście złotych? Może tysiąc czterysta?” – wspomina na zakończenie tego pierwszego etapu małżeństwa Danuta¹⁰³.
29 września 1970 roku Lech Wałęsa kończy dwadzieścia siedem lat. Nadchodzi jesień i zima, a wraz z nią piekielne zimno w nieogrzewanym pokoiku na poddaszu u „drugiej pani P.”, fryzjerki przy Beethovena.