- promocja
Wiara, zwątpienie, fanatyzm - ebook
Wiara, zwątpienie, fanatyzm - ebook
Jakie czynniki sprawiają, że postrzegamy jednych jako „swoich”, a innych jako „obcych”? Osho szuka przyczyn istniejącej w ludziach potrzeby przynależności i autorytetu. Twierdzi, że religijności można jedynie doświadczać, nie potrzebuje ona wzniosłych słów i potwierdzania idei u innych.
I nieważne, czy jesteś wierzący, czy nie – religijność może cię uchronić od stania się fanatykiem, sama religia nie.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8252-857-2 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prawda wyzwala. I na tym koniec. Cała reszta wytwarza przywiązanie, jest obciążeniem. Prawdy nie można odnaleźć dzięki wysiłkom intelektu, ponieważ ona nie jest teorią, lecz wynika z doświadczenia. Aby ją poznać, musisz jej doświadczyć – i dlatego miliony ludzi popełniają błąd. Sądzą, że jeśli będą uparcie wierzyć, pozwoli im to dotrzeć do prawdy. A przecież wiara nie jest prawdą. Jest jedynie teorią na temat prawdy, bo słowa, księgi, doktryny ani dogmaty nie zawierają prawdy. Ten, kto uparcie wierzy, przypomina człowieka, który czyta książkę kucharską i liczy na to, że tak zaspokoi głód. Niestety, pozostaje głodny.
Prawda to pokarm. Należy go przetrawić, przyswoić; trzeba pozwolić, żeby przeniknęła do krwi, żeby była w każdym uderzeniu serca. Prawda musi przeniknąć do twojego wnętrza, musi się stać częścią ciebie. Wiara nigdy nie zostanie zasymilowana; jest czymś zewnętrznym w stosunku do ciebie.
Możesz być hinduistą, ale hinduizm pozostanie jedynie koncepcją intelektualną. Możesz być chrześcijaninem czy muzułmaninem, ale to nie jest część twojej istoty. W głębi ciebie czai się wątpliwość.
Słyszałem taką historię:
Titow, rosyjski astronauta, wrócił z lotu w kosmos. W prywatnej rozmowie Chruszczow zapytał go, czy widział tam kogoś. Podobno Titow odpowiedział:
– Tak. Naprawdę ujrzałem Boga.
Chruszczow na to:
– Wiedziałem. Znasz jednak nasze zasady: nie mów o tym nikomu.
Jakiś czas potem Titow spotkał się z patriarchą Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Patriarcha zapytał go, czy widział kogoś w kosmosie. Titow zgodnie z poleceniem Chruszczowa odpowiedział:
– Nie. Nikogo tam nie było.
Patriarcha na to:
– Wiedziałem. Znasz jednak nasze zasady: nie mów o tym nikomu.
Jakakolwiek jest twoja wiara, towarzyszą jej wątpliwości. Wątpienie jest w centrum, wiara schodzi na bok. Twoje życie jest zasadniczo uwarunkowane przez wątpliwości, nie przez wiarę. Możesz być komunistą, ale gdzieś w głębi ciebie tkwią wątpliwości. Możesz być katolikiem, chrześcijaninem, teistą… Wątpliwości cię nie opuszczają.
Poznałem wiele osób należących do przeróżnych Kościołów i sekt. Wszystkie te osoby miały takie same wątpliwości. Niewiara nie może być hinduistyczna, chrześcijańska ani islamska. Nie może być ani komunistyczna, ani antykomunistyczna. Niewiara jest czysta – jest po prostu niewiarą. Czystej niewierze potrzebne jest czyste zaufanie.
Czysta niewiara nie zostanie zniszczona przez koncepcje, wierzenia, teorie, filozofie, wszystko jedno: hinduistyczne, chrześcijańskie, islamskie. Co zatem można zrobić z niewiarą?
Prawdziwy poszukiwacz nie szuka wsparcia w żadnych wierzeniach. Pragnie dotrzeć do leżącego bardzo głęboko centrum siebie, w którym nie ma już wątpliwości. Zrozum to. Musisz wejść głęboko, tak głęboko, żeby znaleźć się w centrum. Wtedy wątpliwości przemieszczą się na pobocze. Ludzie tego nie robią. Kurczowo trzymają się swojej wiary, znajdującej się na poboczu – zwątpienie pozostaje wtedy w centrum. Trzeba wiarę i zwątpienie zamienić miejscami.
Nie martw się tym, że wątpisz. Pomiń to. Niech sobie będzie! Nie przykrywaj się wiarą, nie bądź strusiem. Zmierz się z wątpliwościami, wejdź głębiej niż tam, gdzie one się zgromadziły. Wtedy nastąpi taka chwila… W najgłębszym miejscu, w samym centrum ciebie, jest tylko i wyłącznie życie. Kiedy dotrzesz do tego miejsca, dotkniesz go, wątpliwości staną się czymś na marginesie. Łatwo je będzie odrzucić. Żeby to zrobić, nie potrzebujesz chwytać się żadnej wiary. Po prostu zobaczysz, jaka to głupota, jaka niedorzeczność. Dostrzeżesz, jak niszczące dla twojego życia są wątpliwości, jak systematycznie kruszą twoją istotę, jak bardzo są trujące. Jeśli jednak poprzestaniesz na przekonaniu się o tym, jak wątpliwości cię zatruwały, jak nie pozwalały ci prawdziwie się radować, stracisz wielką okazję. Odrzuć wątpliwości, niewiarę. Nie musisz jej zamieniać na jakąś wiarę.
Człowiek ufny nie musi wierzyć – on po prostu ufa, bo poznał piękno życia. Poznał jego wieczność i ponadczasowość. Zrozumiał, że to w nim znajduje się Królestwo Boga. Stał się królem, i to nie w zwykłym znaczeniu tego słowa, ponieważ królestwo, które znajduje się w świecie zewnętrznym, jest królestwem ułudy. Możesz być królem, ale najwyżej karcianym albo angielskim. Żadna wartość, tylko substytut, napuszony symbol bez znaczenia. Prawdziwe królestwo znajduje się wewnątrz. Najbardziej zdumiewające jest to, że nosisz je w sobie zupełnie nieświadomy, nie wiesz, jakie skarby posiadasz i jakie jeszcze możesz posiąść.
Religia nie jest poszukiwaniem wiary. Religia to wkładanie wysiłku w poznanie najgłębszych pokładów własnej istoty, w dotknięcie głębi własnej egzystencji. Doświadczenie głębi własnej egzystencji jest tym, co określamy słowem prawda. Jest doświadczeniem egzystencjalnym.1. WIARA NIE DAJE ODPOWIEDZI
Pragnąłbym, żebyście wszyscy stali się gnostykami. Żebyście doznali takiego poziomu doświadczania, kiedy zdarzają się rzeczy nie do opisania, bo język zostaje o całe lata świetlne w tyle, kiedy to, co przeżywacie, nie daje się w żaden sposób skonceptualizować.
Nie można stwierdzić, że Bóg jest, ani nie można stwierdzić, że Boga nie ma. Nie możesz powiedzieć, że nie wolno tak mówić. Możesz po prostu zachować milczenie. Ci, którzy rozumieją milczenie, zrozumieją odpowiedź. Możesz pomóc ludziom dojść do milczenia – to właśnie robią gnostycy. Można to nazwać medytacyjnością, uważnością – to jedynie nazwy, nadrzędną wartością jest bowiem zachowanie absolutnej ciszy, takiej, że nic się w tobie nie porusza, nic nie drży. W takim stanie dostępujesz boskości. Boskość jest wtedy wszędzie – w tobie, poza tobą…
Czy wierzysz w Boga?
Nie wierzę w wierzenia. To musi być jasne od samego początku. Nikt mnie nie pyta: „Wierzysz w słońce? Wierzysz w księżyc?”. Nikt nie zadaje takich pytań. Spotkałem miliony ludzi, odpowiadałem na ich pytania przez trzydzieści lat. Nikt nie pyta: „Wierzysz w kwiat róży?”. Nie ma takiej potrzeby: widać, czy kwiat róży istnieje, czy nie istnieje. Fikcja wymaga wiary, fakty – nie.
Bóg jest największą fikcją, jaką stworzył człowiek; dlatego musisz w niego wierzyć. A dlaczego człowiek musiał stworzyć tę fikcję? Zapewne istnieje jakaś wewnętrzna potrzeba, którą ta fikcja ma zaspokoić. Ja nie mam takiej potrzeby, więc nie mam również takiego problemu. Pozwólcie jednak, że wyjaśnię wam, dlaczego ludzie zawsze wierzyli w jakiegoś Boga.
Jedną z najważniejszych rzeczy, które należy wiedzieć o umyśle ludzkim, jest to, że zawsze usiłuje on znaleźć znaczenie życia, nadać życiu znaczenie. Jeśli życie nie ma znaczenia, czujesz nagle… po co właściwie tu jesteś? Po co w ogóle żyć, po co oddychać? Dlaczego miałbyś jutro rano wstawać i podążać tą samą wytartą ścieżką: herbata, śniadanie, ta sama żona, te same dzieci, taki sam bezmyślny pocałunek dla żony przed wyjściem? Potem to samo biuro, ta sama praca aż do wieczora i znudzony, znużony wracasz do domu. Po co to wszystko robisz? Umysł zadaje pytanie: Czy to ma jakieś znaczenie, czy po prostu wegetujesz?
Człowiek szukał więc znaczenia. Stworzył Boga jako fikcję, która nadaje znaczenie. Świat bez Boga wydaje się przypadkowy. Mądry Bóg stworzył świat po to, żebyś mógł wzrastać, rozwijać się, robić inne rzeczy. Usuń Boga, a świat stanie się przypadkowy, nieważny. Umysł ma wrodzoną niezdolność do życia pozbawionego sensu, toteż wymyśla przeróżne fikcje: Boga, nirwanę, niebo, raj, życie po życiu – tworzy cały system. System ten jest fikcyjny i służy jedynie zaspokojeniu pewnych potrzeb psychicznych.
Nie mogę powiedzieć, że Bóg istnieje, tak jak nie mogę powiedzieć, że Bóg nie istnieje. Pytanie o to, czy wierzę w Boga, nie ma dla mnie znaczenia. Jest wyimaginowane. Moje zadanie polega na czymś zupełnie innym.
Moje zadanie polega na tym, by uczynić twój umysł tak dojrzałym, żeby pięknie sobie radził z życiem, które nic nie znaczy.
Jakie znaczenie ma róża albo obłok płynący po niebie? Nie mają znaczenia, ale jest w nich tyle piękna. Nie ma znaczenia – rzeka płynie i jest w tym tyle radości, że doszukiwanie się znaczenia jest niepotrzebne! Gdyby człowiek był zdolny do życia bez dopatrywania się znaczenia, z chwili na chwilę, pięknie, błogo, zupełnie bez powodu… Wystarczy oddychać! O co miałbyś pytać i w jakim celu? Dlaczego usiłujesz z życia zrobić biznes?
Nie wystarcza ci miłość? Czy musisz pytać, jakie znaczenie ma miłość? A jeśli miłość nie ma znaczenia, to oczywiście twoje życie staje się pozbawione miłości. Zadajesz niewłaściwe pytanie. Miłość sama w sobie jest wystarczająca. Nie musi mieć jakiegoś znaczenia, by być piękna, radosna. Jakie znaczenie mają ptaki śpiewające o poranku? Moim zdaniem cała egzystencja jest pozbawiona znaczenia. Im bardziej milczący się staję, im bardziej zestrajam się z egzystencją, tym jaśniej widzę, że nie ma żadnej potrzeby nadawania znaczenia. To, co jest, jest wystarczające.
Nie twórz fikcji. Kiedy stworzysz jedną fikcję, musisz stworzyć setki kolejnych fikcji, które będą nadawać jej wiarygodność, bo nie ma ona wsparcia w rzeczywistości.
Na przykład są religie, których wyznawcy wierzą w Boga, i są takie, w których wyznawcy nie wierzą w Boga. Bóg nie jest więc konieczny do tego, by istniała religia. Buddyzm nie polega na wierze w Boga, dźinizm nie polega na wierze w Boga. Spróbuj to zrozumieć, bo na Zachodzie ludzie mają z tym problem. Znają tylko trzy religie: chrześcijaństwo, judaizm i islam. Każda z nich polega na wierze w Boga. Nie wiedzą o Buddzie – on nigdy nie wierzył w Boga.
Znam pewną wypowiedź Herberta G. Wellsa o Gautamie Buddzie. Powiedział: „Jest on największym bezbożnikiem, a jednocześnie jest najbardziej religijny”. Człowiek bezbożny, ale religijny? Myślicie, że to sprzeczność? Nie ma w tym żadnej sprzeczności. Budda nigdy nie wierzył w Boga, nie było takiej potrzeby. Czuł się tak spełniony, że to spełnienie otaczało go niczym zapach. Mahawira nigdy nie wierzył w Boga, a jego życie było tak religijne, jak to tylko możliwe.
Kiedy mówię, że Bóg jest fikcją, proszę, nie zrozumcie mnie opacznie. Bóg jest fikcją, ale religijność nie jest fikcją, jest wartością. „Bóg” jest osobą – i na tym polega fikcja; nie ma Boga siedzącego w niebiosach, który kiedyś stworzył świat. Czy sądzicie, że Bóg stworzyłby ten bałagan, który nazywacie światem? To co by zostało dla diabła? Jeśli ktoś stworzył taki świat, to zapewne diabeł, nie Bóg.
Fikcja, ta stara fikcja, powtarzana miliony razy staje się prawdą. Była powtarzana tak często, że nie zastanawiacie się nawet nad tym, jaki świat stworzył Bóg, jakiego człowieka stworzył Bóg. Ta wściekła ludzkość… W ciągu trzech tysięcy lat ludzie wywołali pięć tysięcy wojen. To ma być stworzone przez Boga? I nadal człowiek przygotowuje się do totalnej, samobójczej, najstraszniejszej wojny. Stoi za tym „Bóg”.
Nawet bardzo głupie fikcje mogą się zamienić w rzeczywistość, kiedy zaczniesz w nie wierzyć! Bóg stworzył świat – chrześcijanie myślą, że stało się to dokładnie cztery tysiące cztery lata przed Chrystusem. Oczywiście, zapewne był to poniedziałkowy poranek, pierwszy dzień stycznia. Myślę, że tak było, bo tak mówi Biblia. Mamy dowody, tysiące dowodów, że Ziemia ma miliony lat. Odnaleźliśmy szczątki zwierząt sprzed milionów lat, ludzkie szczątki sprzed całych tysiącleci. A co na ten temat powiedział ostatni papież? Powiedział: „Świat został stworzony dokładnie w sposób opisany w Biblii”. Cztery tysiące cztery lata przed Chrystusem, to znaczy sześć tysięcy lat temu.
Przeczy temu mnóstwo faktów. W Indiach znaleźliśmy miasta założone ponad siedem tysięcy lat temu. Jak potwierdzają badania naukowe, niektóre Wedy powstały co najmniej dziesięć tysięcy lat temu. Jak twierdzą hinduiści, mają one dziewięćdziesiąt tysięcy lat, ponieważ zawierają informacje o gwiazdozbiorach, które powstały w tamtych czasach.
Co powiedział ostatni papież? Powiedział: „Bóg stworzył świat i wszystkie te rzeczy. Jest wszechmogący, cztery tysiące cztery lata przed Chrystusem stworzył świat razem z kośćmi zwierząt, które pochodzą sprzed milionów lat”. Dla Boga wszystko jest możliwe! Jedna fikcja, którą musisz wspierać inną fikcją, i tak dalej, aż dojdziesz do absurdu. Ale po co? Ludzkość zadaje sobie to pytanie wciąż na nowo.
Uzasadnienie jest niezwykle proste. Widzisz ziemski dzban. Wiesz, że sam się nie ulepił; musiał go ulepić garncarz. To prosty argument, którego używają wszystkie religie: żaden ziemski dzban nie może powstać sam z siebie, lecz potrzebuje garncarza, który go ulepi; ten ogromny wszechświat potrzebuje stwórcy. I to zadowala proste ludzkie umysły. Nie może jednak zadowolić tych racjonalnych, bardziej wyrafinowanych.
Jeśli twierdzisz, że wszechświat potrzebuje stwórcy, nie unikniesz pytania o to, kto stworzył Boga. I wtedy wpadasz w _reductio ad absurdum_ (sprowadzenie do niedorzeczności – przyp. tłum.). Bóg numer jeden stworzył Boga numer dwa, Bóg numer dwa – Boga numer trzy, ten z kolei – Boga numer cztery i tak bez końca. Nie chcę kontynuować tego absurdu. Lepiej powstrzymać pierwszą fikcję, w przeciwnym razie będzie się rozsiewać nasiona kolejnych fikcji.
Twierdzę, że istnienie samo w sobie jest wystarczające, nie potrzebuje stwórcy. Samo się stwarza.
Zamiast więc pytać mnie, czy wierzę w Boga, powinieneś zapytać mnie, co jest dla mnie substytutem Boga stworzyciela. Moim substytutem jest egzystencjalna energia tworzenia. I według mnie bycie kreatywnym jest najważniejszą cechą religijności.
Jeśli napiszesz piosenkę, jeśli skomponujesz muzykę, jeśli założysz ogród, jesteś religijny. Chodzenie do kościoła jest głupie, założenie ogrodu jest cudownie religijne. Dlatego moja wspólnota, moja praca jest dla mnie praktykowaniem religijności. Modlimy się, tworząc. W żaden inny sposób. Dla mnie Bogiem jest tworzenie. Będzie jednak lepiej, jeśli pozwolicie, że słowo „Bóg” zamienię na „boskość”, ponieważ nie chciałbym być źle zrozumiany. Nie ma takiej osoby jak Bóg, jest ogromna energia – eksplodująca, nieskończona, rozprzestrzeniająca się. Ta eksplodująca, nieskończona, rozprzestrzeniająca się energia, ta kreatywność jest boskością.
Wiem to, nie muszę w to wierzyć. „Spróbowałem” – nie „wierzę”. Dotykałem, wdychałem, poznałem to za pośrednictwem głębi swojej istoty. I to jest tak samo w tobie jak we mnie. Po prostu spójrz do swojego wnętrza. Wystarczy obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni i poznasz prawdę. Wtedy nie szukasz wierzeń. Jedynie ślepcy wierzą w istnienie światła. Ci, którzy mają oczy… nie wierzą w istnienie światła, lecz po prostu je widzą.
Nie chcę, żebyś wierzył w cokolwiek. Chcę, żebyś miał oczy. Kiedy masz oczy, dlaczego miałbyś poprzestać na wierzeniu – niczym ślepiec? Przecież nie jesteś ślepcem. Być może masz tylko zamknięte oczy. Być może nikt ci nie powiedział, że możesz je otworzyć. Żyjesz w ciemności i w ciemności zadajesz pytanie: Czy światło istnieje?
Przypomniała mi się krótka historia z życia Gautamy Buddy. Otóż pewien ślepiec miał bardzo logiczne podejście do życia. Tak logiczne, że cała jego wioska, wszyscy pandici, mieli go serdecznie dość. Nie byli w stanie udowodnić mu istnienia światła. Wszyscy je widzieli, tylko ślepiec nie. Powiedział:
– Wszystkiego, co istnieje, można dotknąć. Przynieście mi światło, chciałbym go dotknąć. Wszystko, co istnieje, można uderzyć tak, że wyda dźwięk. Chciałbym usłyszeć dźwięk, który wydaje światło. Jeśli ma ono jakikolwiek zapach, dajcie mi je powąchać. Jeśli ma smak, chciałbym go skosztować. Te cztery rzeczy mogą mnie przekonać.
Nie można spróbować smaku światła, nie wyda ono dźwięku, nie ma zapachu i nie można go dotknąć. Ale ślepy logik śmiał się i mówił:
– Chcecie mi udowodnić, że jestem ślepy, i dlatego stworzyliście fikcję, którą nazywacie światłem. Nie ma światła. Wszyscy jesteście tak samo ślepi jak ja; sami się okłamujecie.
Niedaleko wioski przechodził Gautama Budda, więc jej mieszkańcy pomyśleli, że skorzystają z tej okazji. Zaprowadzili ślepca do Buddy. Liczyli na to, że on im pomoże. Budda wysłuchał ich opowieści i powiedział:
– Ślepiec ma rację. To wy się mylicie. On potrzebuje nie waszych argumentów, tylko lekarstwa, które przywróci mu wzrok. Przyprowadziliście go do niewłaściwej osoby. Zabierzcie go do lekarza.
Budda miał swojego osobistego doktora, którego przydzielił mu wielki król Bimbisara, aby troszczył się o jego ciało. Powiedział więc:
– Nie musicie daleko szukać dobrego lekarza, bo jeden z nich mi towarzyszy. Zaprowadźcie ślepca do niego.
Zostawił lekarza w wiosce i poszedł dalej. Za trzy miesiące ślepiec przejrzał na oczy – miał jedynie niegroźną chorobę. Jego oczy pokrywała błona i lekarz ją usunął. Przyszedł do Buddy rozradowany:
– Gdyby nie zaprowadzili mnie do ciebie, przez resztę życia uważałbym, że światło nie istnieje, a oni nie byliby w stanie udowodnić mi, że jest inaczej.
Nie można ani potwierdzić, że boskość istnieje, ani zaprzeczyć jej istnieniu. To coś, czego możesz doświadczać.
Zapewne cię to zdziwi, ale słowa „medycyna” i „medytacja” mają wspólny rdzeń. Medycyna leczy ciało, medytacja leczy twoją istotę, twoje wnętrze.
Doświadczam boskości wszędzie wokół siebie, bo nic innego nie istnieje. Nie ma Boga. A jeśli chcesz doświadczać boskości – wystarczy chwila medytacji, odsunięcie myśli i pozostanie uważnym. Jeśli jesteś uważny, twoje myśli zaczynają opadać jak liście jesienią. Gdy pozostanie sama uważność i nie będzie żadnej myśli, odnajdziesz swój własny język i poczujesz to, o czym mówię. Dopóty, dopóki tam nie dotrzesz, nie wierz mi, nie wierz nikomu, bo wiara może się stać żebraczką. Możesz zadowolić się wiarą i nigdy nie podejmiesz próby doświadczenia boskości.
Niedawno dowiedziałem się, że prezydent Reagan chce wprowadzić minutę ciszy w każdej szkole, uczelni i instytucji. Pomysł jest doskonały, ale nie wiem, czy Reagan rozumie, co oznacza minuta ciszy. Zapewne ma na myśli minutę milczenia, niemówienia. Niemówienie nie oznacza ciszy. Możesz nic nie mówić, możesz nic nie robić, ale wewnątrz ciebie kołaczą się tysiące myśli. Dzień i noc trwa gonitwa myśli. Chciałbym zaproponować Reaganowi, aby spróbował minuty prawdziwej ciszy. Prawdziwa cisza oznacza, że przez minutę przez ekran świadomości nie przesuwają się żadne myśli. To niełatwe. To nawet jedna z najtrudniejszych rzeczy na świecie. Ale może ci się udać, jeśli próbujesz…
Jeżeli to potrwa minutę – wystarczy. Jeśli przez minutę możesz być w stanie, w którym nie pojawia się żadna myśl… Pracuję nad tym przez całe życie: uczę ludzi zachowywać ciszę. Niektórzy patrzyli na zegarek; trudno było im wytrzymać bez żadnych myśli przez dwadzieścia sekund. Minuta wydawała się im za długa. Jedna myśl goniła drugą… „Aha! Już dwadzieścia sekund”. Koniec – myśl się pojawiła.
Jeśli umiesz zachować ciszę przez minutę, opanowałeś pewną sztukę. Możesz teraz zachować ciszę przez dwie minuty, bo to jest to samo – pierwsza minuta nie różni się od drugiej. Możesz zachować ciszę przez trzy minuty – wszystkie minuty są takie same. Musisz po prostu usiąść z zamkniętymi oczami i zacząć obserwować swoje myśli. Na początku będzie to jak ruch w godzinach szczytu, ale powoli ulice zaczną pustoszeć. Coraz mniej aut, coraz mniej myśli, coraz mniej ludzi. Przerwy bez myśli się wydłużą. Jeśli będziesz konsekwentnie próbować co dzień przez trzy miesiące, na pewno w końcu będziesz w stanie trwać minutę w ciszy.
Nie wiem, czy prezydent Reagan kiedykolwiek tego próbował, bo żaden człowiek, który zna smak ciszy, nie będzie próbował zostać prezydentem kraju, nie będzie politykiem. To nie jest dla medytujących, to jest dla przeciętniaków, wszelkiego rodzaju głupców i idiotów.
Zanim Reagan stał się prezydentem, miał małpę… W dniu, w którym wybrano go na prezydenta, jeden z moich amerykańskich sannjasinów przyniósł mi jego zdjęcie z małpą i powiedział:
– Reagan został dziś ogłoszony prezydentem. Jak to skomentujesz?
Przez dłuższy czas przyglądałem się zdjęciu. Sannjasin wyglądał na zaskoczonego.
– O co chodzi? Czemu tak się przyglądasz? – zapytał.
– Zastanawiam się, kto jest Reaganem, a kto małpą na tym zdjęciu. Które z nich zostało prezydentem?
Zaśmiał się i wskazał mi palcem Reagana. Pamiętam, że powiedziałem:
– Byłoby lepiej, gdyby małpa została prezydentem.
Na pewno Moskwa zrobiłaby wkrótce to samo. Rosjanie nie chcieliby zostać w tyle za Ameryką i wybraliby małpę na swojego przywódcę. I jedna rzecz jest absolutnie pewna – z małpą w Białym Domu i małpą na Kremlu świat nie musiałby obawiać się trzeciej wojny światowej, która zniszczy całą ludzkość i wszelkie przejawy życia na Ziemi.
Politycy to małpy. Tak naprawdę, niech mi małpy wybaczą, politycy są od nich gorsi.
Pomysł z minutą ciszy jest jednak bardzo dobry. Raz na jakiś czas nawet w umyśle polityka pojawia się dobry pomysł. Jeśli Reagan naprawdę chce wprowadzić minutę ciszy, mogę zapewnić mu ludzi, którzy na uniwersytetach, w szkołach i instytucjach będą uczyć tego, jak zachować ciszę. Mogę rozesłać swoich sannjasinów po Ameryce, żeby uczyli bycia w ciszy.
Przeżyłem szok, kiedy usłyszałem wypowiedziane przez ciebie zdanie, że Bóg nie istnieje. Zrodziło się we mnie pytanie: Jak mogłaby istnieć religia bez Boga? Czyż Bóg nie jest centrum, a religia jego otoczeniem?
Całe szczęście, że przeżyłeś szok. To dowodzi twojej inteligencji. Miliony ludzi na ziemi zatraciły umiejętność bycia w szoku. Ludzie są od wieków hipnotyzowani, warunkowani w taki sposób, że szok nie ma do nich dostępu. Wszystkie religie, tak zwane religie, pseudoreligie robią tylko jedno: amortyzują szok. Moim zadaniem jest zabrać amortyzatory i sprawić, że znowu będziesz wrażliwy, dzięki czemu będziesz wątpił, zadawał pytania, dociekał.
Kto wątpi aż do końca, ten dociera do odpowiedzi. Kto docieka aż do końca, ten zdobywa wiedzę. Ci, którzy wierzą bez podawania w wątpliwość, bez stawiania pytań, bez dociekania, pozostają ciemni, martwi, głupi. Gratuluję ci więc tego szoku; to dobry początek. Człowiek głupi byłby wściekły, nie – zszokowany. Natychmiast stałby się wrogiem; nie byłby w szoku. Doznanie szoku oznacza, że wciąż jest w tobie coś żywego, że kapłani, politycy, nauczyciele nie odnieśli w twoim przypadku całkowitego sukcesu. Może pozostało jakieś otwarte okno? Dlatego jesteś zszokowany. A czy dostrzegasz, jakiego cudu dokonał ten szok? Natychmiast pojawiło się w tobie bardzo ważne pytanie.
Twoje pytanie nie jest wynikiem złości ani poirytowania. Jest to pytanie ważne, inteligentne, o wielkiej doniosłości: „Jak może istnieć religia bez Boga?”. Przez całe wieki mówiono, że Bóg stanowi centrum religii, że religia powstaje wokół Boga. Jest to absolutne kłamstwo. Religia nie ma nic wspólnego z Bogiem. Ma natomiast wiele wspólnego z tobą, twoją świadomością, twoją istotą.
Pytasz, jak mogłaby istnieć religia bez Boga. Jeśli nadal będziesz dociekał, pewnego dnia zapytasz mnie o to, jak może istnieć religia z Bogiem. Chciałbym, żebyś właśnie nad tym się zastanawiał… Jak może istnieć religia z Bogiem?
Bóg jest wyobrażeniem najwyższego dyktatora, najważniejszego Adolfa Hitlera.
Stworzył świat, bo miał taki kaprys – nie było innego powodu. Zacznijmy od tego, że ani jedna religia nie wyjaśnia, po co Bóg stworzył świat – ten zły, obrzydliwy, wstrętny świat. Ani po co stworzył ludzkość, którą religie obwołały najwyższym przejawem boskiego dzieła stworzenia. Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo – czy może istnieć coś lepszego? A co wyprawia człowiek? W ciągu trzech tysięcy lat wywołał pięć tysięcy wojen! Cała historia jest historią mordów, gwałtów i zbrodni dokonywanych w imię Boga. Miliony ludzi zabito, spalono żywcem – w imię Boga. Czy naprawdę Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo?
To mówi coś na temat Boga. Jeśli jesteśmy obrazem Boga, to jaki musi być ten Bóg? Jeśli Adolf Hitler i Józef Stalin, i Benito Mussolini, i Mao Zedong są jedynie kopiami, to jaki musi być oryginał? Naprawdę straszny!
Jeśli Bóg stworzył ten świat, człowieka, to wszystko, powinny być na tym widoczne oznaki boskości, jakaś boska sygnatura. Nie ma jej. Jeśli Bóg nie potrafi czytać ani pisać, to niechby chociaż zostawił odcisk palca. Wydaje się, że nigdzie nie zostawił żadnego znaku. Bardziej prawdopodobne jest, że to wszystko stworzył diabeł, dziewięćdziesiąt dziewięć procent dowodów właśnie na to wskazuje.
Jest coś o ogromnym znaczeniu, co dotyczy prawdy: jeśli sam do niej nie dotrzesz, nigdy nie stanie się ona twoją prawdą. Jeśli pożyczasz cudzą prawdę, w tym samym momencie staje się ona kłamstwem.
Z tego właśnie powodu najwięksi mistycy twierdzili, że prawda jest niewyrażalna. Werbalizowana staje się kłamstwem. Wszystkie wasze święte księgi są pełne kłamstw.
Bóg nie dał wam szansy odkrywania religii; dostaliście gotowce. Nie pozwala także na stawianie pytań, na wyrażanie wątpliwości – traktuje to jak wielki grzech. W świętych księgach zapisano wiele bzdur, musisz w nie wszystkie wierzyć.
Nawet taki człowiek jak Bertrand Russell miał duży kłopot. Jak wielu ludzi obdarzonych choćby niewielką inteligencją zdawał sobie sprawę z istnienia twierdzeń, w których prawdziwość nie można wierzyć. Jednak niewiara czyni człowieka grzesznikiem. Russell miał poczucie winy. W końcu napisał książkę _Dlaczego nie jestem chrześcijaninem?_ i zebrał w niej wszystkie powody, które powstrzymują go od stania się chrześcijaninem. Jeden z nich to całkowicie sprzeczne z dowodami naukowymi twierdzenie, że Jezusa Chrystusa urodziła dziewica. Dawanie temu wiary jest jak samobójstwo – niszczysz siebie. Co zyskujesz w zamian? Idiotyczny pomysł… Narodziny z dziewicy!
Trudno winić Russella za to, że nie był chrześcijaninem. Uniemożliwiła mu to Biblia. Gdyby nie ona, ten człowiek mógłby się stać religijny… Russell pyta: „Dlaczego w Trójcy nie znalazła się kobieta?”. Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty – co to za rodzina?
Święta rodzina wydaje się czymś idiotycznym. Dlaczego nie ma tam kobiety? Bo wszystkie religie marginalizują kobiety. Dołączyć kobietę do Trójcy, dać jej pozycję, władzę… to było nie do pomyślenia. Dlatego na jej miejsce wsadzono Ducha Świętego.
Nikt nie wie, czy Duch Święty jest rodzaju męskiego, żeńskiego czy nijakiego. Jest odpowiedzialny za zapłodnienie Marii, mimo to pozostaje święty! Jest gwałcicielem, bo Maria nie zdawała sobie sprawy, do czego doszło. Nie wyraziła woli uczestniczenia w tym, na dodatek była komuś poślubiona. Jednak Duch Święty zrobił to, co zrobił; może nadal kręci się gdzieś po świecie? A jest jedną trzecią Boga! Przez takiego Boga ludzie pokroju Russella nie są w stanie stać się religijni.
Każda forma nadana idei Boga przysparza problemów. Bóg hinduistów… Zamiast Trójcy hinduiści mają _trimurti_ – prawie to samo: jeden Bóg o trzech twarzach, trzy osoby połączone w jedną. Każda z nich ciągle walczy z pozostałymi – zachowują się tak dziecinnie!
Całe szczęście, że Zygmunt Freud znał jedynie tradycję żydowską i chrześcijańską. Gdyby poznał hinduską, zyskałby solidne dowody na poparcie swoich hipotez.
Według hinduizmu stwórcą świata jest Bóg. Pierwszą istotą, którą stworzył, była oczywiście kobieta, bo bez kobiety nie ma rozmnażania się. Stworzył więc piękną kobietę i sam się w niej zakochał. Cóż – ojciec zakochany we własnej córce… Freud szukał dowodów, że to możliwe, a nikt mu nie powiedział, gdzie je może znaleźć. Przez całe życie Freud usiłował udowodnić, że każdy ojciec jest zakochany we własnej córce, a każda matka – we własnym synu. Jest w tym ziarnko prawdy. Ale żeby Bóg zakochał się we własnej córce?!
Kobieta zaczęła się bać i chciała uciec, więc zamieniła się w krowę. Jak mogłaby jednak oszukać Boga? On zamienił się w byka. Wszystko jedno, w jakie zwierzę zamieniała się kobieta – Bóg podążał za nią. W ten sposób odbywa się proces stworzenia: kobieta ucieka, a jej ojciec ją goni i usiłuje zgwałcić. Ciągle to robi.
Jaka religia może nakazać czczenie takiego Boga? To maniak seksualny, który potrzebuje psychoterapii. Nie powinien stanowić centrum religii, nie powinien nawet być na jej obrzeżach. Jego miejsce jest w domu wariatów. Jeśli przeczytasz księgi hinduistyczne, zaniepokoi cię to, czym przesiąknięte są dusze wyznawców tej najstarszej religii świata.
Oto trzy wcielenia hinduistycznego Boga: Brahma – wcielenie twórcze – to on stworzył świat; Wisznu – drugie wcielenie, które utrzymuje świat przy życiu; Śiwa – ten, który niszczy świat, gdy nadchodzi pora. Daje to doskonałą równowagę – trzy funkcje potrzebne egzystencji: stworzenie, utrzymanie, unicestwienie. Jeśli przyjrzymy się podejściu do życia prezentowanemu przez te trzy wcielenia Boga, wyda się nam ono niewiarygodne.
Pewnego dnia Wisznu i Brahma o coś się pokłócili. Zacznijmy od tego, że sam pomysł kłótni między dwiema częściami jakiejś całości wskazuje na schizofrenię. Jeśli twoja prawa i lewa ręka zaczną ze sobą walczyć… Właśnie to dzieje się także w twoim umyśle – jedna część walczy przeciw drugiej. Czasem umysł jest tak podzielony, jakbyś był dwiema osobami, a czasem – jakbyś był wieloma. Bóg jest trzema osobami – nie całością – i wszystkie trzy nieustannie kłócą się między sobą.
Ci dwaj kłócili się i nie byli w stanie dojść do porozumienia, toteż pomyśleli, że pójdą do Śiwy po pomoc. Śiwa – zupełnie, jakby był Amerykaninem – właśnie kochał się ze swoją żoną, Parwati. Hindusi tak nie robią – nigdy o czymś takim nie słyszałem. Być może Śiwa był pierwszym Amerykaninem… Kochał się z żoną o poranku, przy otwartych drzwiach… Może jeszcze lepsze będzie porównanie do mieszkańca Kalifornii. Seks przy otwartych drzwiach – tylko Kalifornijczyk tak sobie poczyna.
Wisznu i Brahma weszli zatem do domu Śiwy. Nie podejrzewali, co się tam dzieje. Śiwa był tak pochłonięty aktem miłosnym, że nie zwrócił na nich uwagi. Tamci dwaj bardzo się zdenerwowali. Po pierwsze – seks o poranku nie przystoi bogom, po drugie – każdy mógł wejść do domu przez otwarte drzwi i niechcący stać się świadkiem tego seksu, a po trzecie Śiwa nie zaproponował im, by usiedli, nawet na nich nie spojrzał. Obaj bogowie tak się zdenerwowali, że rzucili klątwę na Śiwę, mówiąc: „Cały świat będzie cię przedstawiał w formie fallusa”. Dlatego nie znajdziesz w Indiach posągu Śiwy, jedynie fallusy – jego symbol.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki