- W empik go
Wielki człowiek do małych interesów - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
31 października 2017
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Wielki człowiek do małych interesów - ebook
Ambroży Jenialkiewicz to człowiek, który ma wielkie plany, zawsze z powodzeniem realizuje świetne pomysły, knuje wyśmienite intrygi i zarządza wielkimi majątkami. A przynajmniej tak mu się wydaje.
Kategoria: | Komiks i Humor |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8136-105-7 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spis treści
Osoby
Akt I
Scena pierwsza
Scena druga
Scena trzecia
Scena czwarta
Scena piąta
Scena szósta
Scena siódma
Akt II
Scena pierwsza
Scena druga
Scena trzecia
Scena czwarta
Scena piąta
Scena szósta
Scena siódma
Scena ósma
Akt III
Scena pierwsza
Scena druga
Scena trzecia
Scena czwarta
Scena piąta
Scena szósta
Scena siódma
Akt IV
Scena pierwsza
Scena druga
Scena trzecia
Scena czwarta
Scena piąta
Scena szósta
Scena siódma
Scena ósma
Akt V
Scena pierwsza
Scena druga
Scena trzecia
Scena czwarta
Scena piątaOsoby
AMBROŻY JENIALKIEWICZ
MATYLDA – bratanka Jenialkiewicza
ANIELA – siostrzenica Jenialkiewicza
KAROL – brat Anieli, siostrzeniec Jenialkiewicza
LEON – bratanek Jenialkiewicza
DOLSKI
ANTONI – sąsiad Dolskiego
ALFRED – przyjaciel Dolskiego
TELEMBECKI – rządca Dolskiego
MARCIN – służący Dolskiego
PAN IGNACY – daleki krewny i domownik Jenialkiewicza
PANI MOCZYBŁOCKA
TAPICER
OFICJALIŚCI, LOKAJE JenialkiewiczaAkt I
Scena pierwsza
Rzecz dzieje się w I, II, III i V akcie na wsi, w domu Jenialkiewicza, w IV – w mieście, w pomieszkaniu Dolskiego.
Salon, drzwi boczne i środkowe. Po prawej stronie od aktorów duże biuro, papierami założone – po lewej stronie kanapa, przed nią stół.
Jenialkiewicz, Dolski.
Jenialkiewicz mówi z wolna, poważnie, zawsze tajemniczo; stosowna, wydatna gra twarzy i gestów, którymi często myśli swoje poprzedza lub zakończa. Okulary na czoło podniesione, które w uniesieniu spuszcza czasem na chwilę – w ręku i kieszeniach papiery; te często przerzuca i przegląda, czasem coś w pulares zapisuje. – Jenialkiewicz z Dolskim spotykają się na środku sceny. Jenialkiewicz podaje mu rękę w milczeniu, wyprowadza na przód sceny, wpatruje się w niego, potem mówi.
JENIALKIEWICZ
Cóż, panie Janie?
DOLSKI
Nic, mości dobrodzieju.
JENIALKIEWICZ
Dobrze?... Hm?...
DOLSKI
Dość dobrze.
JENIALKIEWICZ
Bardzo dobrze... Wszystko idzie jak po mydle – jesteśmy prawie u celu.
DOLSKI
Aż mnie dreszcz przechodzi... Ja miałbym urząd otrzymać?!
JENIALKIEWICZ
Ale nikomu ani słowa... ani pół słowa... Bo widzisz, na tym świecie... Rozumiesz?
DOLSKI
Tak dalece... niekoniecznie...
JENIALKIEWICZ
Pst!... Spuść się na mnie.
DOLSKI
Ach, któż więcej ode mnie spuszcza się na ciebie, kochany panie Jenialkiewicz. Od roku przestałeś być moim opiekunem, a ja przecie zawsze pod opieką.
JENIALKIEWICZ
Czy źle na tym wychodzisz?
DOLSKI
I owszem... ale...
JENIALKIEWICZ
Bo co się tyczę opieki, mój Dolski, mnie się pytaj, ja ci powiem... Miałem ich i mam niemało... a wszystkie... (pokazuje gestami, jakby lejce trzymał i nimi kierował) Spuść się na mnie...
DOLSKI
Zadajesz sobie tyle pracy.
JENIALKIEWICZ
Prawda. Drugi padłby pod ciężarem – ale ja, Bogu dzięki, umiem sobie poradzić... Od tylu lat opieka na opiekę... A jakie!... fiu!... Mój brat Antoni zostawia mi Leona – majątek zadłużony... Fraszka. Oczyściłem radykalnie – wszystko przedałem i długi spłaciłem. Leon spod mojej opieki wyszedł czysty jak bursztyn; ale z nim mam biedę – to panicz, z którym nie zawsze można trafić do końca. Dobre serce, dobra głowa – ale języczek!... Jak płatnie, nie ma co i zbierać. (ciszej) Nawet i mnie samemu oberwie się czasem.
DOLSKI
Czy być może?
JENIALKIEWICZ
Jakem Ambroży. (odprowadzając niby na stronę i tajemnie) Co gorzej – mówiąc między nami, nie dba o moją radę... Pst! zarozumiały, uparty, porywczy... Ale chłopiec, jakich rzadko – miły, łagodny, do rany przyłożyć; potrafię mu przyszłość zapewnić i mimo że już dawno wieloletni, nieprędko go jeszcze z opieki wypuszczę.
DOLSKI
Pan Leon, jak się zdaje, skłania się sercem...
JENIALKIEWICZ
Pst!... Spuść się na mnie...
DOLSKI
Dobrze, mości dobrodzieju.
JENIALKIEWICZ
Z Matyldą inna sprawa. Mój brat Józef, wdowiec od dawna, zostawił z córką i znaczny majątek pod moją opieką – kapitały, wsie zagospodarowane, aż miło... To wymagało... (jakby lejcami kierował) Rozumiesz? – Pieniądze rozlokowałem, bardzo, bardzo łatwo rozlokowałem... Teraz egzekwuję, detaksuję, licytuję... palę proces po procesie... O! ze mną żartów nie ma... Ja wiem, co to opieka... prawda?
DOLSKI
Prawda, mości dobrodzieju.
JENIALKIEWICZ
Wioski puściłem w dzierżawę... Przeszłego roku, jako dobry opiekun, wszystkie zwiedziłem... Ach! mój miły Boże, co się z tego pięknego majątku zrobiło!... Zwaliska, jakem Ambroży, zwaliska – ni ściany, ni strzechy... Zabrałem się żwawo do roboty i napisałem o strzechach rozprawę.
DOLSKI
(na stronie) Czy może nie lepiej było kazać naprawić?
JENIALKIEWICZ
(przy biurze) Pokażę ci wykaz stosunku produkcji słomy jednego sążnia kwadratowego ziemi do zużycia tejże w jednym sążniu strzechy; rzecz arcyciekawa... (szuka)
DOLSKI
(na stronie) Ach, któż bez ale...
JENIALKIEWICZ
Gdzieś zatraciłem... No – dam ci potem... Takim to ja jestem opiekunem – brat po bracie... opieka po opiece.
DOLSKI
A opieki po siostrze pan nie wspominasz? Pana Karola i pannę Anielę...
JENIALKIEWICZ
O! tej opieki nie liczę... Karola i Anielkę uważam za własne dzieci... A jakie dzieci, mój kochany!... Karol – złoto, klejnot... Trochę długów narobił... (skrobiąc się za ucho) No!... A taż Anielka, dobra, luba, rozsądna, anioł nie dziewczyna.
DOLSKI
(z zapałem) Ach, prawda – anioł, anioł!
JENIALKIEWICZ
Hę?
DOLSKI
(spuszczając oczy) Anioł – powtarzam słowa waćpana dobrodzieja.
JENIALKIEWICZ
Miałżeby?... Chciałżeby?... Nie – inaczej rzecz ułożyłem. On dla Matyldy prawdziwy mentor, tego jej potrzeba... Anielka musi zostać duchem opiekuńczym Leona... Ach, do stu!... Zapomniałem. (dzwoni) Tyle interesów na głowie. (bierze z biura listy zapieczętowane i oddaje w głębi Lokajowi, kończąc ciche zlecenia słowem:) „Galopem”.
Tymczasem Dolski na przedzie sceny mówi:
DOLSKI
Zdaje się – niekontent... Przeczułem... układ familijny... a ja miałbym wkradać się... nadużywać gościnności?... ja? jego przyjaciel?... Nie... to byłoby zdradą... Ale panna Aniela – tak ładna, tak miła, o, laboga!...
JENIALKIEWICZ
A Matylda – co mówisz? To skarb, panie – prawda?
DOLSKI
(obojętnie) Skarb, w samej rzeczy.
JENIALKIEWICZ
Z nią sprawa nie tak łatwa, jak się zdaje... To mały diabełek – diabełek, jakem Ambroży!... Ale charakter – anielski... Serce – złote... Nie uwierzysz, ile ona dobrego nie czyni, ile jałmużny nie rozdaje... O! rzadkiej dobroci dziewczyna... A zuch! fiu!... Przeszłego roku wracała konno, sama, od jednej chorej staruszki... Wtem w lasku jakiś hultaj czy pijak wyskakuje z gąszczu i za cugle chwyta. Myślisz, że się zlękła? że krzyczała albo zemdlała? Wcale nie; widząc, że słowa nie pomagają, jak nie przeciągnie harapem przez łeb hultaja, aż się zatoczył, a ona w nogi... Ha, ha, ha! Rzadkiej dobroci dziewczyna.
DOLSKI
W samej rzeczy.
JENIALKIEWICZ
Ale wróćmy do interesów.
DOLSKI
Tak, wróćmy.
JENIALKIEWICZ
(bierze go pod rękę, wpatruje się w niego czas jakiś, potem mówi) Pojutrze będziesz wybranym dyrektorem w Towarzystwie Kredytowym.
DOLSKI
Och! Aż mi tchy zapiera – bo wiesz dobrze, kochany panie Jenialkiewicz, że jedynym moim życzeniem, jedyną myślą od samego dzieciństwa było i jest, abym mógł kiedyś jaki urząd piastować.
JENIALKIEWICZ
Będziesz piastował, jakem Ambroży... Spuść się na mnie.
DOLSKI
Dobrze. Ale pozwól mi łaskawie jedne uwagę.
JENIALKIEWICZ
Dwie – jeżeli ci się podoba.
DOLSKI
Dlaczego nasze zamiary okrywamy tajemnicą?
JENIALKIEWICZ
Ty tego nie zrozumiesz.
DOLSKI
I to dla tej tajemnicy, przynajmniej tak wnoszę, każesz mi tu bawić od kilku tygodni.
JENIALKIEWICZ
Myślałby kto, żem go zamknął na cztery zamki... Ależ, mój Jasiu – tobie, widzę, niełatwo dogodzić... Dwie śliczne panienki, dwóch młodzieńców do rzeczy, stół niezły, polowanie dobre...
DOLSKI
O, laboga! Z tego względu jestem jak w raju... Ale waćpan dobrodziej często odjeżdżasz, ja tu sam zostaję z rodzeństwem, któremu nieraz muszę być natrętnym.
JENIALKIEWICZ
Czy ci kto uchybił?
DOLSKI
Ach, przeciwnie! Ich uprzejmość zawstydza mnie często; bo wiesz, kochany panie Jenialkiewicz... taki mój charakter – niczego tak się nie lękam, jak żebym komu nie zawadził, nie był gdzie zanadto.
JENIALKIEWICZ
Ba, ba, ba!
DOLSKI
Te panie i ci panowie mogliby słusznie zapytać się, dlaczego – bo wszystko musi mieć swoje przyczynę – dlaczego pan Dolski, mając dom własny, bawi tu u naszego stryja, który najczęściej przesiaduje w mieście? A jak są razem, co znaczą te schadzki, te tajemne narady, te, że się tak wyrażę, podziemne obroty?
JENIALKIEWICZ
Koszałki, opałki... Koszałki, opałki... Bawisz w domu przyjaciela, niegdyś swego opiekuna – masz z nim wiele interesów do załatwienia, nikt się dziwić nie może i nikt się nie dziwi... Spuść się na mnie... Ale jeżeli nie chcesz być dyrektorem...
DOLSKI
O, laboga! Rób zatem, kochany przyjacielu, jak ci się zdawać będzie najlepiej, byłem tylko mógł kiedyś urząd piastować.
Osoby
Akt I
Scena pierwsza
Scena druga
Scena trzecia
Scena czwarta
Scena piąta
Scena szósta
Scena siódma
Akt II
Scena pierwsza
Scena druga
Scena trzecia
Scena czwarta
Scena piąta
Scena szósta
Scena siódma
Scena ósma
Akt III
Scena pierwsza
Scena druga
Scena trzecia
Scena czwarta
Scena piąta
Scena szósta
Scena siódma
Akt IV
Scena pierwsza
Scena druga
Scena trzecia
Scena czwarta
Scena piąta
Scena szósta
Scena siódma
Scena ósma
Akt V
Scena pierwsza
Scena druga
Scena trzecia
Scena czwarta
Scena piątaOsoby
AMBROŻY JENIALKIEWICZ
MATYLDA – bratanka Jenialkiewicza
ANIELA – siostrzenica Jenialkiewicza
KAROL – brat Anieli, siostrzeniec Jenialkiewicza
LEON – bratanek Jenialkiewicza
DOLSKI
ANTONI – sąsiad Dolskiego
ALFRED – przyjaciel Dolskiego
TELEMBECKI – rządca Dolskiego
MARCIN – służący Dolskiego
PAN IGNACY – daleki krewny i domownik Jenialkiewicza
PANI MOCZYBŁOCKA
TAPICER
OFICJALIŚCI, LOKAJE JenialkiewiczaAkt I
Scena pierwsza
Rzecz dzieje się w I, II, III i V akcie na wsi, w domu Jenialkiewicza, w IV – w mieście, w pomieszkaniu Dolskiego.
Salon, drzwi boczne i środkowe. Po prawej stronie od aktorów duże biuro, papierami założone – po lewej stronie kanapa, przed nią stół.
Jenialkiewicz, Dolski.
Jenialkiewicz mówi z wolna, poważnie, zawsze tajemniczo; stosowna, wydatna gra twarzy i gestów, którymi często myśli swoje poprzedza lub zakończa. Okulary na czoło podniesione, które w uniesieniu spuszcza czasem na chwilę – w ręku i kieszeniach papiery; te często przerzuca i przegląda, czasem coś w pulares zapisuje. – Jenialkiewicz z Dolskim spotykają się na środku sceny. Jenialkiewicz podaje mu rękę w milczeniu, wyprowadza na przód sceny, wpatruje się w niego, potem mówi.
JENIALKIEWICZ
Cóż, panie Janie?
DOLSKI
Nic, mości dobrodzieju.
JENIALKIEWICZ
Dobrze?... Hm?...
DOLSKI
Dość dobrze.
JENIALKIEWICZ
Bardzo dobrze... Wszystko idzie jak po mydle – jesteśmy prawie u celu.
DOLSKI
Aż mnie dreszcz przechodzi... Ja miałbym urząd otrzymać?!
JENIALKIEWICZ
Ale nikomu ani słowa... ani pół słowa... Bo widzisz, na tym świecie... Rozumiesz?
DOLSKI
Tak dalece... niekoniecznie...
JENIALKIEWICZ
Pst!... Spuść się na mnie.
DOLSKI
Ach, któż więcej ode mnie spuszcza się na ciebie, kochany panie Jenialkiewicz. Od roku przestałeś być moim opiekunem, a ja przecie zawsze pod opieką.
JENIALKIEWICZ
Czy źle na tym wychodzisz?
DOLSKI
I owszem... ale...
JENIALKIEWICZ
Bo co się tyczę opieki, mój Dolski, mnie się pytaj, ja ci powiem... Miałem ich i mam niemało... a wszystkie... (pokazuje gestami, jakby lejce trzymał i nimi kierował) Spuść się na mnie...
DOLSKI
Zadajesz sobie tyle pracy.
JENIALKIEWICZ
Prawda. Drugi padłby pod ciężarem – ale ja, Bogu dzięki, umiem sobie poradzić... Od tylu lat opieka na opiekę... A jakie!... fiu!... Mój brat Antoni zostawia mi Leona – majątek zadłużony... Fraszka. Oczyściłem radykalnie – wszystko przedałem i długi spłaciłem. Leon spod mojej opieki wyszedł czysty jak bursztyn; ale z nim mam biedę – to panicz, z którym nie zawsze można trafić do końca. Dobre serce, dobra głowa – ale języczek!... Jak płatnie, nie ma co i zbierać. (ciszej) Nawet i mnie samemu oberwie się czasem.
DOLSKI
Czy być może?
JENIALKIEWICZ
Jakem Ambroży. (odprowadzając niby na stronę i tajemnie) Co gorzej – mówiąc między nami, nie dba o moją radę... Pst! zarozumiały, uparty, porywczy... Ale chłopiec, jakich rzadko – miły, łagodny, do rany przyłożyć; potrafię mu przyszłość zapewnić i mimo że już dawno wieloletni, nieprędko go jeszcze z opieki wypuszczę.
DOLSKI
Pan Leon, jak się zdaje, skłania się sercem...
JENIALKIEWICZ
Pst!... Spuść się na mnie...
DOLSKI
Dobrze, mości dobrodzieju.
JENIALKIEWICZ
Z Matyldą inna sprawa. Mój brat Józef, wdowiec od dawna, zostawił z córką i znaczny majątek pod moją opieką – kapitały, wsie zagospodarowane, aż miło... To wymagało... (jakby lejcami kierował) Rozumiesz? – Pieniądze rozlokowałem, bardzo, bardzo łatwo rozlokowałem... Teraz egzekwuję, detaksuję, licytuję... palę proces po procesie... O! ze mną żartów nie ma... Ja wiem, co to opieka... prawda?
DOLSKI
Prawda, mości dobrodzieju.
JENIALKIEWICZ
Wioski puściłem w dzierżawę... Przeszłego roku, jako dobry opiekun, wszystkie zwiedziłem... Ach! mój miły Boże, co się z tego pięknego majątku zrobiło!... Zwaliska, jakem Ambroży, zwaliska – ni ściany, ni strzechy... Zabrałem się żwawo do roboty i napisałem o strzechach rozprawę.
DOLSKI
(na stronie) Czy może nie lepiej było kazać naprawić?
JENIALKIEWICZ
(przy biurze) Pokażę ci wykaz stosunku produkcji słomy jednego sążnia kwadratowego ziemi do zużycia tejże w jednym sążniu strzechy; rzecz arcyciekawa... (szuka)
DOLSKI
(na stronie) Ach, któż bez ale...
JENIALKIEWICZ
Gdzieś zatraciłem... No – dam ci potem... Takim to ja jestem opiekunem – brat po bracie... opieka po opiece.
DOLSKI
A opieki po siostrze pan nie wspominasz? Pana Karola i pannę Anielę...
JENIALKIEWICZ
O! tej opieki nie liczę... Karola i Anielkę uważam za własne dzieci... A jakie dzieci, mój kochany!... Karol – złoto, klejnot... Trochę długów narobił... (skrobiąc się za ucho) No!... A taż Anielka, dobra, luba, rozsądna, anioł nie dziewczyna.
DOLSKI
(z zapałem) Ach, prawda – anioł, anioł!
JENIALKIEWICZ
Hę?
DOLSKI
(spuszczając oczy) Anioł – powtarzam słowa waćpana dobrodzieja.
JENIALKIEWICZ
Miałżeby?... Chciałżeby?... Nie – inaczej rzecz ułożyłem. On dla Matyldy prawdziwy mentor, tego jej potrzeba... Anielka musi zostać duchem opiekuńczym Leona... Ach, do stu!... Zapomniałem. (dzwoni) Tyle interesów na głowie. (bierze z biura listy zapieczętowane i oddaje w głębi Lokajowi, kończąc ciche zlecenia słowem:) „Galopem”.
Tymczasem Dolski na przedzie sceny mówi:
DOLSKI
Zdaje się – niekontent... Przeczułem... układ familijny... a ja miałbym wkradać się... nadużywać gościnności?... ja? jego przyjaciel?... Nie... to byłoby zdradą... Ale panna Aniela – tak ładna, tak miła, o, laboga!...
JENIALKIEWICZ
A Matylda – co mówisz? To skarb, panie – prawda?
DOLSKI
(obojętnie) Skarb, w samej rzeczy.
JENIALKIEWICZ
Z nią sprawa nie tak łatwa, jak się zdaje... To mały diabełek – diabełek, jakem Ambroży!... Ale charakter – anielski... Serce – złote... Nie uwierzysz, ile ona dobrego nie czyni, ile jałmużny nie rozdaje... O! rzadkiej dobroci dziewczyna... A zuch! fiu!... Przeszłego roku wracała konno, sama, od jednej chorej staruszki... Wtem w lasku jakiś hultaj czy pijak wyskakuje z gąszczu i za cugle chwyta. Myślisz, że się zlękła? że krzyczała albo zemdlała? Wcale nie; widząc, że słowa nie pomagają, jak nie przeciągnie harapem przez łeb hultaja, aż się zatoczył, a ona w nogi... Ha, ha, ha! Rzadkiej dobroci dziewczyna.
DOLSKI
W samej rzeczy.
JENIALKIEWICZ
Ale wróćmy do interesów.
DOLSKI
Tak, wróćmy.
JENIALKIEWICZ
(bierze go pod rękę, wpatruje się w niego czas jakiś, potem mówi) Pojutrze będziesz wybranym dyrektorem w Towarzystwie Kredytowym.
DOLSKI
Och! Aż mi tchy zapiera – bo wiesz dobrze, kochany panie Jenialkiewicz, że jedynym moim życzeniem, jedyną myślą od samego dzieciństwa było i jest, abym mógł kiedyś jaki urząd piastować.
JENIALKIEWICZ
Będziesz piastował, jakem Ambroży... Spuść się na mnie.
DOLSKI
Dobrze. Ale pozwól mi łaskawie jedne uwagę.
JENIALKIEWICZ
Dwie – jeżeli ci się podoba.
DOLSKI
Dlaczego nasze zamiary okrywamy tajemnicą?
JENIALKIEWICZ
Ty tego nie zrozumiesz.
DOLSKI
I to dla tej tajemnicy, przynajmniej tak wnoszę, każesz mi tu bawić od kilku tygodni.
JENIALKIEWICZ
Myślałby kto, żem go zamknął na cztery zamki... Ależ, mój Jasiu – tobie, widzę, niełatwo dogodzić... Dwie śliczne panienki, dwóch młodzieńców do rzeczy, stół niezły, polowanie dobre...
DOLSKI
O, laboga! Z tego względu jestem jak w raju... Ale waćpan dobrodziej często odjeżdżasz, ja tu sam zostaję z rodzeństwem, któremu nieraz muszę być natrętnym.
JENIALKIEWICZ
Czy ci kto uchybił?
DOLSKI
Ach, przeciwnie! Ich uprzejmość zawstydza mnie często; bo wiesz, kochany panie Jenialkiewicz... taki mój charakter – niczego tak się nie lękam, jak żebym komu nie zawadził, nie był gdzie zanadto.
JENIALKIEWICZ
Ba, ba, ba!
DOLSKI
Te panie i ci panowie mogliby słusznie zapytać się, dlaczego – bo wszystko musi mieć swoje przyczynę – dlaczego pan Dolski, mając dom własny, bawi tu u naszego stryja, który najczęściej przesiaduje w mieście? A jak są razem, co znaczą te schadzki, te tajemne narady, te, że się tak wyrażę, podziemne obroty?
JENIALKIEWICZ
Koszałki, opałki... Koszałki, opałki... Bawisz w domu przyjaciela, niegdyś swego opiekuna – masz z nim wiele interesów do załatwienia, nikt się dziwić nie może i nikt się nie dziwi... Spuść się na mnie... Ale jeżeli nie chcesz być dyrektorem...
DOLSKI
O, laboga! Rób zatem, kochany przyjacielu, jak ci się zdawać będzie najlepiej, byłem tylko mógł kiedyś urząd piastować.
więcej..