- W empik go
Współczesna natura - ebook
Współczesna natura - ebook
[O KSIĄŻCE]
„Współczesna natura” to dziennik Dereka Jarmana, obejmujący okres od stycznia 1989 roku do września 1990 roku. Chorujący na AIDS artysta uprawiał w tamtym czasie postmodernistyczny ogród w Prospect Cottage, który do dziś pozostaje jednym najważniejszych i najbardziej osobliwych dzieł jego życia. „Współczesna natura” to zarazem dziennik ogrodniczy, jak i medytacja Jarmana nad własnym życiem, sztuką oraz sytuacją społeczno-polityczną w Wielkiej Brytanii i Europie. W dzienniku znalazło się również miejsce na sprawozdanie z wizyty w Warszawie, którą Jarman odbył przy okazji retrospektywy jego filmów w 1990 roku.
Poruszający pamiętnik pisany w samotni na końca świata. Kontemplacja ogrodu i obserwacje roślin, ale przede wszystkim posępny namysł nad światem, społecznością queer, jak słone mgły od morza, które zniszczyły wyrosłe w kamieniach kosaćce.
Urszula Zajączkowska
Derek Jarman uważał “Współczesną naturę” za formę „prywatnej mitologii”, którą budował z komentarzy do własnych filmów, wspomnień o doświadczeniach seksualnych i środowisku queerowym oraz z obserwacji na temat roślin uprawianych w Prospect Cottage. Stara rybacka chata była dla chorego na AIDS artysty miejscem schronienia, kontemplowania przyrody i refleksji nad ludzką i nie-ludzką naturą, zapisywanej w dzienniku. Dopełnieniem intymnych notatek był równie osobisty film “Ogród” – symboliczny obraz utraconego raju i gasnącego życia.
Małgorzata Radkiewicz
Derek Jarman (1942–1994) – brytyjski twórca awangardowy: reżyser filmowy, scenograf malarz, pisarz i ogrodnik; działacz ruchu na rzecz równouprawnienia osób LGBT. Był jednym z pionierów New Queer Cinema i filmowego postmodernizmu. Do jego najpopularniejszych dokonań należą filmy „Caravaggio”, „Sebastian” czy „Edward II". Dziełem jego życia jest również istniejący do dzisiaj postmodernistyczny ogród przy Prospect Cottage w Dungeness. Jarman zmarł w wyniku AIDS w 1994. Ostatnie dzieła, m.in. film „Blue” oraz książkę „Chroma: Księga kolorów”, poświęcił swojemu doświadczeniu życia z wirusem HIV.
Paweł Świerczek (1988) – dramaturg, performer, organizator kultury. Ukończył kulturoznawstwo na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach oraz Laboratorium Nowych Praktyk Teatralnych na Uniwersytecie SWPS w Warszawie. Tłumacz książki „Chroma. Księga kolorów” Dereka Jarmana (wyd. Silesia Film, 2017), autor scenariusza i dramaturg jej scenicznej interpretacji „Chroma” (2019, Teatrgaleria Studio, Warszawa, reż. G. Jaremko).
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67713-08-5 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Derek Jarman dość swobodnie podchodził do kwestii cytowania, oznaczania dat czy przywoływania nazwisk, co stawia wiele dodatkowych wyzwań translatorskich i wymaga obrania pewnych arbitralnych strategii. Jarman cytuje teksty, nie podając szczegółowych źródeł. Często nie przytacza nawet tytułu tekstu czy nazwiska osoby autorskiej. Wszelkie cytaty nieoznaczone przypisem pochodzą z tekstów, które nie zostały przetłumaczone na język polski lub nie udało mi się ich zidentyfikować. Zostały przetłumaczone przeze mnie. Cytowane fragmenty, które doczekały się polskich tłumaczeń, przytoczono za dostępnymi wydaniami polskimi i oznaczono przypisami bibliograficznymi.
Tłumacząc niniejszy dziennik, starałem się utrzymać ducha miejsca i czasów jego powstania. W tekście pozostały więc mile zamiast kilometrów, dwunastogodzinny system czasowy, temperatura podawana w stopniach Fahrenheita, nieaktualne nazwy miast (np. Kalkuta zamiast Kolkata), a także terminy dziś już niestosowne i niestosowane, ale w czasach Jarmana powszechne (np. „cygański” zamiast „romski”, „prostytutki” zamiast „pracownice seksualne”). Jednocześnie postanowiłem wyeliminować ewidentne błędy i literówki popełnione przez autora w nazwach własnych i tytułach.
Przypisy objaśniające postanowiłem ograniczyć do minimum. Dotyczą przede wszystkim nieprzetłumaczalnych na polski aluzji i gier językowych. Rozszyfrowywanie merytorycznych niuansów, znaczeń stojących za skrótami i nazwami własnymi pozostawiam w gestii osoby czytającej.
Paweł ŚwierczekStyczeń
NIEDZIELA 1
Prospect Cottage, jego belki czarne od smoły, stoi na żwirze na Dungeness. Zbudowany osiemdziesiąt lat temu na skraju morza – pewnej sztormowej nocy wiele lat temu fale ryczały u frontowych drzwi, grożąc, że go połkną... Teraz morze wycofało się, pozostawiając za sobą pasma żwiru. Widać je wyraźnie z powietrza; rozchodzą się od latarni morskiej na krańcu Ness niczym poziomice na mapie.
Prospect zwrócony jest w stronę słońca wschodzącego po drugiej stronie drogi lśniącej srebrzyście od morskiej mgły. Mała kępka ciemnozielonego żarnowca miotlastego wybija się z płaszczyzny ochrowego żwiru. Dalej, na brzegu morza, rysuje się gmatwanina chat i łodzi rybackich oraz dawno porzucony, ceglany piec zewnętrzny, który zatonął niczym bunkier pod dziwnym kątem; wiele lat temu gotowano w nim sieci rybackie w bursztynowym konserwancie.
Nie ma murów ani płotów. Granicą mojego ogrodu jest horyzont. W tej opuszczonej okolicy ciszę przełamuje tylko wiatr i mewy drące się nad rybakami przynoszącymi popołudniowy łów.
Jest tu więcej światła słonecznego niż gdziekolwiek w Brytanii; ono i ciągły wiatr zamieniają żwirowisko w kamienistą pustynię, na której trzymają się tylko najwytrzymalsze trawy – torując drogę szałwiowozielonej kapuście morskiej, niebieskiemu żmijowcowi, czerwonemu makowi, żółtemu rozchodnikowi.
Żwir jest domem dla skowronków. Wiosną naliczyłem ich nie mniej niż tuzin: śpiewających nade mną, niknących na błękitnym niebie. Schwytane w pędzącą bryzę gromady dzwońców krążą wokół w spiralach. Podczas odpływu morze zwija się, by odsłonić szeroką, piaskową mieliznę, na której morskie ptaki nikną niczym rtęć, gdy lecą nisko nad ziemią. Mewy pożywiają się obok rybaków wykopujących dżdżownice. Kiedy wybucha zimowy sztorm, kormorany ślizgają się po falach, które ryczą wzdłuż Ness i rzucają kamieniami o stromy brzeg.
Widok z mojej kuchni na tyłach domu jest ograniczony po lewej stronie przez starą latarnię morską na Dungeness oraz żelaznoszarą masę reaktora nuklearnego, przed którym ciemnozielony żarnowiec miotlasty i jaśniejący żółtymi kwiatami kolcolist uformowały na żwirze małe wysepki kończące się zmarniałym zagajnikiem iwy i jesionu, skarłowaciałych i wyniszczonych przez wichry.
W środku tego zagajnika rośnie jałowa grusza, która męczyła się przez wieki, by wyrosnąć na dziesięć stóp; pod nią dywan fiołków. Sękate dzikie róże strzegą tej sekretnej miejscówki, gdzie w spokojne letnie dni przestrojniki i modraszki gromadzą się setkami, unosząc się obok iglic pokrzyw, gęstych od czarnych, szylkretowych gąsienic.
Wysoko w górze krąży samotny sokół, podczas gdy daleko na niebieskim horyzoncie wysoka, średniowieczna wieża kościoła w Lydd, katedry mokradeł, pojawia się i znika w mirażu gorąca.
*
Kwitnie niebiańsko błękitny ogórecznik lekarski – jedna z kęp, które samoistnie zasiały się przy tylnych drzwiach. Zwiędł podczas wczesnoporannego przymrozku, ale ożył szybko: „Ja, ogórecznik, niosę odwagę”.
CZWARTEK 5
Pierwszy krokus we frontowym ogrodzie wybił z jednej z bulw, które zasadziłem zeszłego roku w małych kieszonkach torfu w żwirze. Borykał się z otwarciem przez cały poranek, by w końcu ściągnąć na siebie światło słońca, kiedy znikało już za domem.
PONIEDZIAŁEK 9
Posadzone róże: _Rugosa double de Coubert Harrisonii, Rosa mundi_ – wybór starych róż ze sklepu Rassella w Earls Court. Zanim skończę, będzie ich ponad trzydzieści, rozsianych po klombach w całym ogrodzie, naruszających jego dzikość w jak najmniejszym stopniu.
O zmierzchu dotarłem do szkółki roślinnej ulokowanej w małym kwadracie pod platanami – to romantyczne miejsce. Spacer w pogłębiającym się mroku przez grzędy roślin i patrzenie na niszczejące fotografie nad każdą z sadzonek wciągają w marzenia o długich letnich dniach. _Rosa mundi_, róża świata, ze swoimi karmazynowymi kwiatami w rumiane paski – kamrat aptekarskiej _Rose Officinalis_, róży z Provins – została sprowadzona przez dwunastowiecznego krzyżowca i unieśmiertelniona przez Guillaume’a de Lorrisa w jego poemacie _Opowieść o Róży_. Kiedy wziąłem swoje róże, żeby za nie zapłacić, zauważyłem swojego starego przyjaciela André obsługującego kasę. Wyśmiał mój pomysł na dziki ogród.
PONIEDZIAŁEK 16
Drugi z moich małych ostrokrzewów został pożarty przez nienasyconego królika, który gładko przegryzł się przez łodygę, by dobrać się do liści będących poza jego zasięgiem. Przystrzygłem resztki, które zostały. Zeszłego roku przesadzony ze swojej wygodnej, śródlądowej grządki stracił wszystkie swoje liście od mroźnego wschodniego wiatru; poczerniałe szczątki z wolna wróciły do życia.
Te ostrokrzewy były pierwszymi roślinami, które hodowałem – w wielkich wannach zatopionych w kamieniach. Zachęcił mnie fakt, że ten rodzaj rośnie po drugiej stronie Ness, w Holmstone.
Wykrzywione przez wiatry w przerażające formy, te starożytne drzewa po raz pierwszy wspomniane zostały przez Lelanda w jego itinerarium; pisze tam, że „gładzą drób i zabijają dużo ptactwa”.
ŚRODA 18
Kontynuowałem moje sadzenie róż: _Rosa foetida bicolor_ – kolejna stara róża, z pojedynczymi kwiatami: jasnożółtymi i czerwonymi, rosła na Bliskim Wschodzie od XII wieku; _Rosa cantabrigiensis_, bladożółta, odkryta w latach trzydziestych XX wieku w ogrodach botanicznych w Cambridge.
Olśniewająco słoneczny dzień – jako że efekt cieplarniany przejmuje stery, zima wyparowuje.
O dwunastej z lokalnych stajni przyjechał ładunek gnoju. Kiedy przerzucałem go łopatą, zdałem sobie sprawę z tego, w jak słabej kondycji jestem – miałem spore trudności w dotrzymaniu tempa radosnemu, glasgowskiemu rolnikowi, który musi być po sześćdziesiątce. Nie mając taczki, przez cały dzień taszczyłem ciężkie wory, by rozdysponować po ogrodzie choćby jedną trzecią ładunku. Gnój kosztował dwadzieścia cztery funty, cały biznes – gnój i róże – jakieś dwieście funtów, i napełnił mnie radością. Gdy nadeszła pora na herbatę, bolało mnie tak bardzo, że pomyślałem: czas się poddać.
O czwartej trzydzieści słońce utonęło za elektrownią atomową.
*
Po obu stronach frontowych drzwi stoją schludne donice, każda długa na dwanaście stóp, szeroka na dwie stopy i sześć cali; zostały wypełnione starymi kostkami betonu oraz popękanymi cegłami, które ostrożnie wydobyłem i użyłem do wzmocnienia fundamentów podjazdu. Samochody łatwo grzęzły w żwirze i trzeba było je holować.
Podczas odpływu zbierałem odkryte przez porządny sztorm ogromne, podłużne krzemienie i niczym smocze zęby wsadziłem je na sztorc do donic. Wokół nich dwa małe kręgi, każdy z dwunastu kamieni, formowały prymitywne zegary słoneczne. Pomimo suchego lata donice zakwitły. Niewielkie mulczowanie pomaga.
Pośród roślin, które w nich rosną, są rojniki i rozchodniki, zawciąg, goździk, skalnica, lepnica, pszonak, kosaciec, nagietek lekarski, kocanka włoska, ruta, rumian, orlik, mak polny, santolina i nasturcja oraz lewkonia długopłatkowa wypełniająca wieczory swoim niebiańskim zapachem i przyciągająca ćmy, by piły jej nektar.
CZWARTEK 19
Pod kredowym księżycem o zmierzchu wyciąłem mocny pęd u podstawy jednego z bzów rosnących przy Long Pits. Zasadziłem go naprzeciwko okna kuchennego, tuż przy róży gęstokolczastej.
Wziąłem podobną szczepkę zeszłego marca i zasadziłem ją tuż przy ścianie kuchni; wystrzeliła w górę i dobrnęła do końca lata wysoka na ponad dwie stopy.
Na Ness bzy tworzą gęste, piramidalne krzaki, wysokie na jakieś dziewięć stóp; jest ich cztery lub pięć na przestrzeni mili; łatwo doznają poparzeń od mgły solnej, ale poza tym wydają się szczęśliwe – w tym roku bardzo wyrosły, pąki się rozwijają.
Bez odpędza czarownice, a jeśli wyrósł przy domu, nigdy nie należy go wykorzeniać.
WTOREK 31
Moje czterdzieste siódme urodziny.
Morska mgła opadła, pozostawiając za sobą jasny, słoneczny dzień. Kiedy obchodziłem ogród, śpiewał skowronek. Przed domem kwitną krokusy, żonkile pączkują. Róże już strzelają liśćmi. Jeden z krzewów rozmarynu zakwitł, a sferyczne nasiona kapusty morskiej wykiełkowały.
Spędziłem po obiedzie godzinę, siedząc w słońcu w samym swetrze – coś, czego nigdy dotąd nie robiłem w dzień urodzin, który zawsze był zimny i szary.
*
Zasadziłem naręcze kapust morskich przy ogrodzie – rosną szybko, w ciągu roku będą z nich ozdobne rośliny. Wielkie szarozielone liście łapią letnią rosę niczym perły; ich perfekcja nietknięta przez drapieżne gąsienice. Kapusty obrysowują brzeg morza, ich plisowane listki tańczą kankana pośród wraku statku. O tej porze roku są ledwo widoczne, ale kiedy przyjrzeć się bliżej, wypuszczają już swoje krzepkie, fioletowe listowie. Do kwietnia zamienią się w modrą zieleń, która później – w czerwcu, zostanie zanurzona w pianie białych kwiatów.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------