- W empik go
Za lepszym życiem - ebook
Za lepszym życiem - ebook
Czy można żyć w szczęśliwym związku na odległość? To pytanie nieustannie zadają sobie cztery przyjaciółki – Agata, Ewka, Róża i Mirka. Każda z nich jest inna, ale łączy je jedno. Ich partnerzy opuścili kraj i swoje rodziny w poszukiwaniu lepszej pracy, lepszych perspektyw i lepszego życia. One pozostały same w domach, mają na głowie dzieci, pracę i inne problemy codzienności. Odczuwają brak partnera i próbują sobie radzić z sytuacją, jak potrafią.
Agata po wyjeździe męża wdaje się w burzliwy romans. Ewka przyzwyczaja się do swojej sytuacji i zdaje się, że swojego męża już nie potrzebuje. Róża chciałaby mieć dziecko i pragnie wsparcia od partnera, którego przy niej nie ma. Mirka prowadzi podwójne życie i dobrze jej z tym.
Agnieszka Bednarska, autorka powieści Piętno Katriny i Zanim się obudzę, napisała Za lepszym życiem na podstawie doświadczeń własnych i znanych jej kobiet. Doskonale wiedziała, z jakimi emocjami zmagają się rozdzielone pary. Dlatego te historie są tak boleśnie wiarygodne.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-91-8034-985-7 |
Rozmiar pliku: | 737 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kobiece czasopismo nigdy nie stanowiło ulubionej lektury Tomka, ale w tej chwili było jedyną prasą, jaką miał w zasięgu ręki. Otworzył je na przypadkowej stronie i zaczął czytać od niechcenia: „Rutyna zabija powoli. Jest jak wyniszczająca choroba, która początkowo nie daje objawów. Podstępnie zagnieżdża się w organizmie żywiciela i roztacza swoje macki na coraz to szerszy obszar. Ludzie zarażeni rutyną oddalają się od siebie niepostrzeżenie. Pierwsze symptomy w postaci braku tematów do rozmów często są ignorowane. Kiedy dolegliwości zaostrzają się i dochodzi do przewlekłego stanu braku pożądania i alienacji duchowej, rokowania są już bardzo złe. Doraźne środki pomocowe (np. poradnie małżeńskie) przynoszą tylko złudzenie poprawy. Ofiarami rutyny padają związki w każdym »wieku«. W chwili bolesnego uświadomienia sobie, że z drugą osobą łączą nas już tylko wspomnienia i kredyty, a czasami również dzieci, wówczas wiadomo, że związek jest w stanie agonii. Inną równie powszechną przyczyną wyniszczania związków są rozstania. Wielu z nas miało okazję przekonać się, że w owych rozstaniach nie ma nic z literackiej romantyczności. Większość par, które rozstają się nawet na kilka miesięcy (nie mówiąc już o tych, które rozstają się na lata), wracając do siebie, nie są już takie same – są solidnie poturbowane, o ile partnerzy w ogóle pozostają ze sobą. Zanika między nimi więź, bliskość, umiejętność rozmawiania ze sobą, mniej ich łączy, więcej dzieli, pojawiają się wzajemne pretensje, podejrzenia, nieufność, czasami zdrady... Pod przykrywką szczytnych celów rozpadają się setki rodzin, a szukanie winnych, podobnie jak w przypadku rutyny, nie ma najmniejszego sensu”.
Obruszony nieżyciowością przeczytanego tekstu, Tomek zgniótł gazetę i wrzucił ją do wiklinowego kosza stojącego w rogu pokoju.
– Co za bzdury – burknął do siebie. – Autorka to pewnie jakaś sfrustrowana stara panna, która nie ma bladego pojęcia, czym jest prawdziwe życie!
Sam nie wiedział dlaczego, ale mimowolnie się zdenerwował. Może na autorkę artykułu, może na samego siebie... Nie miał ochoty dociekać, lecz fragment o rozpadaniu się związków w wyniku rozstania prześladował go przez większą część dnia. Myślał o tym mimo woli, chociaż próbował przestać, ale to natręctwo zachowywało się jak kleszcz, niełatwo było się go pozbyć.
Dopiero powrót Lidki do domu pozwolił mu się uspokoić. Filozoficzne, niezdrowe rozważania zostały wyparte przez jej urok osobisty, poczucie winy chwilowo w nim ustąpiło.
Lidka, która była bardzo kobieca i nieziemsko powabna, wniosła w życie Tomka powiew świeżości. Wprawdzie dopóki był blisko żony, nie czuł jego braku, ale gdy wyjechał, szybko zrozumiał, że nie jest stworzony do samotnej egzystencji. Znajomość z Lidką była jak wakacje – beztroskie i bardzo gorące. I w ten sposób o niej myślał. „Żona to żona” – tłumaczył sobie. – „Ma swoje nienaruszalne prawo pierwszeństwa”. Był pewien, że tylko ją, Agatę, matkę swoich dzieci, kocha naprawdę. Przez wiele lat żyli w symbiozie, byli jak Adam z Ewą, jak gin z tonikiem, jak groszek z marchewką.
Agata wciąż była piękną kobietą, dwie ciąże nie pozostawiły na jej ciele najmniejszego śladu – być może dlatego, że wszelkie używki traktowała jako źródło chorób zakaźnych, a może dlatego, że tańczyła, biegała i poddawała swoje ciało wielu innym fizycznym torturom. Tomek zdawał sobie doskonale sprawę, że Lidka nawet w czasach swej wczesnej młodości nie wyglądała tak idealnie jak jego boska żona, której pośladki były niczym holenderskie jabłka, zaś te u Lidki przypominały raczej dobrze wyrośnięte ciasto drożdżowe, takie samo, jakie robiła jego babcia. Pomimo to przynosiły mu one równie dużo słodkiej rozkoszy. Rozpływał się w zachwycie, gdy dotykał ich tak, że palce prawie znikały, rozkoszował się widokiem jej krągłości kołyszących się tanecznym pląsem, kiedy chodziła. Zanim Tomek spotkał Lidkę, myślał o takich kobietach: „puszyste”, „kluseczki” lub „grubasy” – gdy były zaniedbane. Kiedyś i o niej pomyślałby, że piersi ma zbyt ciężkie, biodra za szerokie, a uda za wielkie – dziś właśnie tym zachwycał się najbardziej. Ta zupełnie naturalna linia ciała, swobodna w każdym ruchu miękkość, ramiona i zaokrąglony brzuszek, tak przecież chętne do przytulania, oszołomiły go niczym pierwszy pocałunek ze starszą koleżanką. Zauroczenie Lidką spadło na Tomka tak nagle, że nie zdążył się nad nim zastanowić. Zapewne i tak nie zrozumiałby, dlaczego piękna żona, którą – był pewien – kochał, z dnia na dzień przestawała być obiektem jego pożądania.
Gdy rok temu żegnał się z Agatą na lotnisku, oboje byli pełni obaw o wszystko, za wyjątkiem siły swoich uczuć. Rozstawali się we łzach, czule zapewniając się o miłości i o tym, że ta rozłąka nic między nimi nie zmieni. Marzenia o kupnie pierwszego samodzielnego mieszkania dodawały im sił, mieli już przecież dorastające dzieci, chcieli, aby żyły lepiej.
– Tomuś, zadzwoń, jak dotrzesz na miejsce. I pamiętaj, że możesz wrócić w każdej chwili, jeśli będzie ci źle lub tęsknota za nami będzie nie do wytrzymania! – Długie, chude ręce Agaty czule obejmowały go na krótko przed odlotem.
– Jak ja dziś zasnę bez ciebie? – pytał ją, z trudem powstrzymując się od płaczu.
Bali się. O wszystko, tylko nie o to, że jako para mogą tego nie przetrwać. Pierwsza rozłąka trwała pół roku – najdłuższe pół roku w ich wspólnym życiu. Początkowo dzwonili do siebie codziennie. Agata opowiadała o tym, co w pracy, co u dzieci i że bez niego jest im ciężko. Tomek mówił, jak urządza się w służbowym mieszkaniu, które dzielił z kolegą, że bardzo tęskni za domem i rodziną oraz że zniesie to, bo przecież dni mijają tak szybko. Z czasem rozmowy stawały się rzadsze, ona nauczyła się radzić sobie sama, on pracował długo, bo brał nadgodziny, a czas wolny wykorzystywał na sen. Tęsknota jakby osłabła, zaczęli się przyzwyczajać do życia na odległość.
Z Lidką spotkał się przypadkiem, zdarzyło się to po powrocie z urlopu w Polsce. Wyjeżdżając, czuł się jeszcze gorzej niż za pierwszym razem, był rozgoryczony tym, że ponownie zostawiał wszystkich, których kochał, tylko po to, żeby na własne życzenie wrócić do monotonii codziennej harówki. Smutek długo nie ustępował, więc może właśnie dlatego, gdy spotkał osobę równie zagubioną jak on – która na dodatek obdarzyła go zalotnym uśmiechem – zapragnął dzielić z nią własną niedolę.
Spotkali się w banku. Lidka miała problem z wyjaśnieniem obsłudze, czego potrzebuje, zaś Tomek, ze swoim nienagannym angielskim, natychmiast jej pomógł.
– Jestem ci naprawdę wdzięczna – podziękowała mu, gdy wyszli z budynku. – To wstyd, że nie mogłam się dogadać, mimo tych wszystkich lat spędzonych na kursach angielskiego.
– Szło ci całkiem dobrze – pocieszał ją, bo widział, że naprawdę wprawiło ją to w zażenowanie. – Za kilka tygodni nie będziesz miała już żadnych problemów, to kwestia, jak to się mówi, „osłuchania się”.
Szli blisko siebie bardzo wąskim chodnikiem. Gdy ich oczy się spotykały, zaglądał w nie bardzo głęboko, bo czuł, że polubił tę dziewczynę. Równie głęboko zaglądał w jej dekolt i czuł, że z każdym krokiem lubi ją coraz bardziej. Lidka miała proste brązowe włosy, które swobodnie wpadały pomiędzy rytmicznie falujące piersi. Sam prawie odczuwał to lekkie łaskotanie i miał wielką ochotę odgarnąć te włosy, wydostać je z tego ciepłego zakątka. Nie zdawał sobie sprawy, jak oczywiste było dla niej to, czym wtedy myślał.
Widok jej mleczno-czekoladowej skóry, a także unoszących się przy każdym oddechu ciężkich piersi oraz odsłoniętej, opalonej szyi przywołał w myślach nocą, onanizując się pod prysznicem. Wrócił do pokoju odprężony, ale jej obraz nie chciał zniknąć, erotyczne napięcie szybko powróciło. Nabrał wielkiej ochoty, aby zrobić to znowu, jego penis nadal stał sztywny niczym drewniany pal. Niepewny swoich zamiarów spojrzał na telefon, wiedział, że jest w nim jej numer. Wymienili się nimi „tak na wszelki wypadek”.
– A jeśli nie wywarłem na niej dobrego wrażenia...? – Wahał się jeszcze przez chwilę. – Może uzna mnie za zwyrodnialca? – W tym momencie jednak logiczne myślenie przysłonięte zostało zwierzęcym instynktem i absolutnie nie miało siły przebicia.
– Lidka... – szepnął do słuchawki, kiedy odebrała. Miała ciepły, przyjazny, nieco przyzwalający głos. – Mam cholernie wielką ochotę...
– Ja też... – wtrąciła, a on odniósł wrażenie, że czekała na ten telefon. – Podaj mi adres, zaraz tam będę – poprosiła, zupełnie niezaskoczona.Rozdział 2
Kilka minut po dwudziestej pierwszej Agata i Mirka zasiadły przy kuchennym stole w mieszkaniu Ewki. Wszystkie czekały na przyjście swojej przyjaciółki Róży i na to, aż świeżo upieczony sernik nieco ostygnie, aby można go było pokroić i przenieść się wraz z nim na kanapę w pokoju gościnnym. Piły, jak zawsze, swoje ulubione porto, od którego szybko szumiało im w głowach.
Agata nigdy nie wypijała więcej niż dwie lampki, nie jadła też wypieków Ewki, zbyt mocno dbała o to, aby nie stracić wcięcia w talii. Wszystko przeliczała na kalorie, a te z kolei na czas, jaki będzie musiała spędzić na bieżni, aby je spalić. Uważała, że krótka chwila przyjemności przy stole nie jest warta tylu wyrzeczeń.
Mirka za to niczym nie gardziła, dużo jadła, jeszcze więcej piła, a i tak figurę miała doskonałą, co doprowadzało Agatę niemalże do łez.
– Piękne macie to mieszkanie, u nikogo jeszcze nie widziałam takiej przestronnej kuchni! – Mirka zachwalała mieszkanie Ewki i zawsze robiła to szczerze. Rzeczywiście było niestandardowe, jasne i rozległe, wszystkie przejścia zostały w nim poszerzone, a ściany przebudowane. Osobliwy klimat nadawały mu czarnobiałe fotografie przyrody, mocno powiększone i podświetlone w jakiś magiczny sposób. Zdjęcia te zrobiła niegdyś Ewka, fotografowanie było jej prawdziwą pasją, którą niestety porzuciła po wypadku córki.
Gdy pięć lat temu jej córeczka Anetka jechała rowerem z dziadkiem, który wiózł ją w foteliku za sobą, uderzył w nich samochód prowadzony przez młodego kierowcę. Ojciec Ewki zmarł w szpitalu. Dziewczynka długo walczyła o życie, ocaliło ją jedynie to, że podczas wypadku miała na głowie kask. Miała wówczas trzy latka. Niestety, od tamtej pory nie odzyskała sprawności fizycznej i jak mówili lekarze, nie miała na to szans również w przyszłości, czego jej rodzice nigdy nie przyjęli do wiadomości. To właśnie dlatego wszystko w ich mieszkaniu zostało urządzone tak, aby poruszanie się na wózku było dla niej jak najmniej uciążliwe.
Gdy Ewka i jej mąż Sebastian zrozumieli, że ich dziecko musi jeździć na wózku, kupili to mieszkanie, chociaż wcale nie było ich na nie stać. Wzięli ogromny kredyt, którego spłata z miesiąca na miesiąc była coraz trudniejsza. Ani na chwilę nie przestawali walczyć o zdrowie córeczki. Niestety, rehabilitacje, sanatoria, sprzęty do ćwiczeń były niemiłosiernie drogie. Ewka sprzedała wtedy swój sprzęt fotograficzny, który kolekcjonowała latami. Potrzeby własne i swojej drugiej córki zredukowali wraz z mężem do minimum, ale i tak z trudem wiązali koniec z końcem.
Z czasem zabrakło rzeczy, których mogliby się jeszcze pozbyć, a lista niezbędnych wydatków związanych z Anetką ciągle się wydłużała. To właśnie wtedy podjęli trudną decyzję o wyjeździe męża Ewki za granicę.
Sebastian porzucił pracę na dwa etaty w szkole muzycznej i wyemigrował do Norwegii, gdzie jeden z jego byłych uczniów załatwił mu pracę w paczkowalni. W domu nie bywał prawie wcale, dzięki czemu w ciągu trzech lat udało mu się spłacić znaczną część kredytu i wynająć prywatną rehabilitantkę. To sprawiło, że Anetka poczyniła znaczne postępy.
Sernik Ewki roztaczał swoją słodką woń w całym mieszkaniu. Smakował równie dobrze, jak wyglądał, więc Mirka, zupełnie ignorując zdrowy rozsądek, pochłonęła kolejny jego kawałek, popijając winem.
– Tak się czasami nad wami zastanawiam... – zagadnęła, oblizując palce. Ewka i Agata spojrzały na nią pytająco, alkohol bowiem zdążył już wymalować na ich twarzach rumieńce niczym u rosyjskich księżniczek. – No, nad tym, jak to jest z wami i waszymi potrzebami? Dlaczego takie fajne babki jak wy, bądź co bądź samotne, nie znajdą sobie miłych chłopców, aby się trochę rozerwać, odprężyć? Przecież możliwości macie nieograniczone! Naprawdę nie brakuje wam starego, dobrego seksu? – Od zawsze było wiadomo, że Mirka miała dość nowatorskie podejście do kwestii wierności małżeńskiej i spraw damsko-męskich w ogóle. Różnice poglądów dotyczące tych zagadnień często bywały tematem zaciętych dyskusji pomiędzy przyjaciółkami.
– Nie wiem jak ty... – głos zabrała Ewka – ale ja nie mam nawet czasu zastanawiać się nad tym, czy nie brakuje mi pieprzenia. Całą energię zużywam na dzieci i dom. Resztki sił, jakie mi pozostają, zużywam na was, moje kochane... – W geście totalnej bezradności rozrzuciła ręce na boki.
– A ja... – Agata zaczęła się zastanawiać. – To trudne... Tomka nie ma od roku...
– No właśnie! – Mirka wyraźnie zachęcała ją do zwierzeń. – Kawał czasu, a ty ciągle młoda!
– Początkowo bardzo cierpiałam, i to nie z powodu braku seksu, ale braku jego codziennej obecności przy mnie. Same wiecie, co się ze mną wtedy działo, byłam jak cień. Po kilku miesiącach przywykłam, że sypiam sama, skupiłam się na dzieciach, tak jak Ewa, no i oczywiście na pracy, chociaż jej nie cierpię.
– Ściemniasz. Nie wierzę, że przestałaś odczuwać podstawowe ludzkie potrzeby! – Mirka domagała się szczegółów.
– Oczywiście, że nie – zaśmiała się Agata. – Potrzebę snu, jedzenia i ciepła odczuwam nieprzerwanie.
– Coś kręcisz... – Ewka również to wyczuła. – Mów szczerze, nam przecież możesz.
– Chodzi o to... Chciałabym to dobrze ująć, ale nie wiem jak. Być może im dłużej trwa moja samotność, tym bardziej mam ochotę...
– Wiedziałam, jednak jesteś normalna! – Mirka poczuła satysfakcję.
– Czekaj, nie skończyłam. Problem jest w tym, że nie tyle mam ochotę na seks z mężem, co na wykorzystanie jego nieobecności i spróbowanie tego, czego nie skosztowałam przed ślubem...
Zaskoczenie zamknęło przyjaciółkom usta. Czegoś takiego w życiu by się po niej nie spodziewały. Nawet sama Agata była zdumiona tym, że w końcu jednoznacznie nazwała to, co kołatało jej w głowie od pewnego czasu.
– Muszę przyznać, że mnie zatkało. – Twarz Ewki wyrażała dezaprobatę. – Do głowy by mi nie przyszło, że kuszą cię jakieś poboczne przygody. Ty i Tomek jesteście najbardziej zgraną parą, jaką znam. Zanim cokolwiek zrobisz, dobrze się zastanów.
– I nie zrozumiałyście. To nie jest tak, że ja szukam czegoś na boku, bo nie szukam. Chyba nie jestem z tych, co potrafią łączyć romans z życiem rodzinnym. Tak się tylko ostatnio zastanawiałam nad tym, czy będąc od zawsze z jednym facetem, czegoś przypadkiem nie straciłam.
– Jestem pewna, że straciłaś! – Mirka nie miała co do tego żadnych wątpliwości. – Uważam, że człowiek, niezależnie od płci, nie jest stworzony do monogamii. To wbrew naturze.
– Czy to, co mówisz, jest potwierdzone naukowo, czy to twoja osobista teoria? – Drwina w głosie Ewki była oczywista. Mirka już dawno się do tego przyzwyczaiła, prawdopodobnie dlatego tym razem nie zwróciła na nią uwagi.
– Czy w zgodzie z naturą nie jest dążenie do szczęścia, do zadowolenia? Przecież właśnie o to nam wszystkim chodzi, no same powiedzcie.
Agata skinęła głową na znak zgody, Ewka zaś tylko obojętnie wzruszyła ramionami.
– Właśnie! – Mirka postanowiła kontynuować myśl. – A więc i w seksie powinno się do tego dążyć, w końcu to część naszego życia. Ale żeby poczuć zadowolenie w tej dziedzinie, potrzebna jest adrenalina, nowe bodźce, świeże doznania. A o jakiej adrenalinie możemy mówić, gdy przez lata sypia się z tą samą osobą?
– Jak zwykle wszystko upraszczasz. – Ewka zmieniła pozycję, wyprostowała się i była gotowa do obrony swoich racji. – W wieloletnim związku może nie ma wiele adrenaliny, ale jest coś ważniejszego, miłość i szacunek.
– Jasne – Mirka zgodziła się z nią, odstawiając pusty kieliszek. – Tylko czy szacunek może podniecać? Czy to, że kogoś kochasz, jest równoznaczne z tym, że będziesz miała orgazm?
– Przecież nie można sprowadzać życia do seksu! – Ewka walczyła coraz bardziej zaciekle, Agata przyglądała się temu spektaklowi ciekawa jego zakończenia. – Ja naprawdę nie odczuwam jego braku. Zupełnie nie potrafię zrozumieć, dlaczego ty tak za nim szalejesz, mi zwyczajnie się nie chce, podobnie jak nie chce mi się ćwiczyć co rano.
Pyszne, małe kanapeczki znikały z talerza jedna po drugiej, wina ubywało, a porozumienia na próżno by upatrywać.
– Może jeszcze tego nie wiecie, ale mam własną teorię na temat tego, dlaczego niektórzy ludzie nie potrzebują seksu – rzekła Mirka.
– Dlaczego mnie to nie dziwi? – Roześmiała się Agata.
– Myślę, że jeżeli kobieta albo facet mówią, że seksu nie potrzebują, nie lubią lub mogą się bez niego obejść, znaczy to tylko tyle, że nigdy w życiu nie zaznali prawdziwej ekstazy, nieziemskiego orgazmu. Każdy, kto chociaż raz w życiu uniósł się ponad ziemię z prawdziwej rozkoszy, zawsze będzie dążył do zaznania tego ponownie. To instynkt!
– Ale my jesteśmy ludźmi, nie kierujemy się instynktami, mamy uczucia i rozum. To odróżnia nas od prymitywnych zwierząt – upierała się Ewka.
– Ależ oczywiście, że kierujemy się instynktami, chociaż przyznaję, że nie tylko nimi. – Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta.
„Dobrze, że na stole nie ma noży” – pomyślała Agata, czując podskórnie, że bardziej zgadza się ze stanowiskiem Mirki niż Ewki. To było dla niej zaskakujące, bowiem nigdy wcześniej nie podzielała takiego podejścia do życia, jakie miała Mirka.
– Mira, a nie martwi cię to, że dla tych cielesnych przyjemności, które tak tobą zawładnęły, ryzykujesz losem własnej rodziny? Czy naprawdę fizyczne doznania są dla ciebie najważniejsze? Wydaje mi się to niezbyt normalne. – Światło płynące ze ścian lekko rozjaśniało coraz bardziej napiętą twarz Ewki. Ileż to już razy starała się wytłumaczyć Mirce, że zachowuje się po prostu głupio, jednak do tej pory efektów tych rozmów nie było widać. Dobrze wiedziała, że i tym razem niczego nie wskóra, nie byłaby jednak sobą, gdyby jej odpuściła.
– Seks, moja kochana, jest ważny dla każdego, kto wie, czym on jest. On jest jak czwarte koło w samochodzie, niezbędny, aby jechać. Jeśli go zabraknie, to oczywiście siłą rozpędu można ujechać nawet spory kawałek, ale komfort jazdy jest słaby, niestety.
– Chcesz powiedzieć, że ja i Agata ciągniemy nasze małżeństwa siłą rozpędu, bo nie mamy tego twojego czwartego koła, czyli bzykanka? – Ewka poczuła się urażona. Agata natomiast pomyślała, że może w tym, co mówi Mirka, jest jakaś racja, bo przecież komfort jazdy” małżeńskiej znacznie się im obu pogorszył, odkąd zostały same. Zachowała jednak te przemyślenia dla siebie, zdając sobie sprawę, że rano wraz z utratą promili może porzucić również tę myśl.
– Tylko się nie obrażaj... – W tej chwili Mirka zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie zagalopowała się w swoim wywodzie. Co innego rozważania teoretyczne, a co innego przypisywanie niemiłych komentarzy swoim przyjaciółkom. Nie miała przecież zamiaru krytykować sposobu ich życia, tak jak one nigdy nie krytykowały j ej.
– Nie obrażam, ale muszę się napić. – Ewka dolała sobie wina i upiła solidny łyk. – Jak to możliwe, że wciąż cię kocham, skoro czasami mam ochotę zwyczajnie skopać ci tyłek?!
– Mnie najwyraźniej nie da się nie kochać! – Mirka również obniżyła ton. Przez te wszystkie lata, które spędziły ze sobą, poznały się już tak dobrze, że żadne różnice poglądów nie mogły ich ze sobą skłócić. A przynajmniej nie na długo. Postawa Mirki kształtowała się latami, a one były tego świadkami. Od najmłodszych lat Mirka powtarzała, że mężczyźni są źli i nie można im ufać, że nigdy nie wyjdzie za mąż i nie będzie miała dzieci. Nie wyrosła z tych poglądów. Miała wielu adoratorów, niejeden stracił dla niej głowę, ale ona z nikim nie potrafiła związać się na dłużej niż pół roku. Gdy jej związki zaczynały robić się poważne, uciekała. Nie wzruszały jej złamane serca, które porzucała bez mrugnięcia okiem. Z dnia na dzień z czułej i – wydawałoby się – zakochanej kobiety stawała się soplem lodu.
Jako dziecko Mirka nigdy nie zaznała miłości, jak sama mówiła, z winy ojca. Jej matka, chorobliwie w nim zakochana, popadała w obłęd, gdy co kilka miesięcy wyprowadzał się do innej kochanki. Gdy znikał, matka Mirki pogrążała się w głębokiej depresji, a kiedy wracał, ogarniała ją taka euforia, że zapominała o swoich dzieciach.
Prawdopodobnie Mirka wytrwałaby w swoim przekonaniu i do dziś pozostała singielką, gdyby nie spotkała na swej drodze Macieja. Schemat się powtórzył, bo kiedy już zamierzała go rzucić, okazało się, że jest w ciąży. Była zdruzgotana. Nigdy nie zapominała o połknięciu pigułki, nigdy poza tym jednym razem. Bez skrupułów zdecydowała się na aborcję, powstrzymał ją jednak brak pieniędzy. To, że dała się Maciejowi namówić na ślub i urodzenie dziecka, to – jak stwierdziła później – wina hormonów. Rafałek przyszedł na świat słaby i mały, Mirka karciła za to siebie. Uważała, że dziecko czuło się od początku niechciane, nie miało więc motywacji, by żyć. Wtedy dopiero obudził się w niej instynkt macierzyński i zapałała do syna miłością taką, o której istnieniu nie miała dotąd pojęcia. Macieja także pokochała na swój sposób, głównie za to, że to dzięki niemu ich szkrab w ogóle się urodził. Lecz była to bardzo dziwna miłość, niełatwa ani dla niej, ani dla niego. Może chodziło tu bardziej o wdzięczność, przywiązanie, szacunek?
Wieczór niepostrzeżenie się starzał. W miarę, jak ubywało wina, tematy rozmów stawały się coraz lżejsze, a przyjaciółki rechotały coraz częściej z coraz bardziej banalnych powodów. Wszystkie lubiły ten stan głupkowatego odprężenia, który przynosił ulgę skołatanym nerwom i zmęczonym ciałom.
Agata, dopuszczona nareszcie do głosu, nieśmiało wspomniała o koledze z biura, niejakim Janku. Mężczyzna od pewnego czasu wyraźnie się nią zainteresował, chociaż nie zrobił niczego wprost. Nieustannie jednak krążył, kluczył, kombinował.
– Ciągle się pyta, czy czegoś nie potrzebuję, przynosi mi kawę z bufetu, prawi niewinne komplementy – opowiadała, bo przyjaciółki podchwyciły nowy wątek i ciągnęły ją za język.
– A jakie to są „niewinne komplementy”? – Ewka miała szelmowski uśmiech.
– Mówi na przykład: „Masz śliczny kolor tej bluzeczki”.
– I to ma być komplement? Chyba dla producenta farb do tkanin! – Ewka parsknęła. – Powinien był raczej powiedzieć, że tobie pięknie w tym kolorze!
– No właśnie – Agata przyznała jej rację. – Dlatego mówię, że te komplementy są jakieś takie... okrężne. Niby wiem, co chce powiedzieć, ale on tego nie mówi, więc nie mogę zareagować.
Ciche pukanie do drzwi sprawiło, że zamilkły, nasłuchując, co nastąpi dalej. Wszystkie trzy siedziały wygodnie wśród poduszek, z nogami na niskim stoliku, i żadna nie miała ochoty podnieść się stamtąd bez powodu, więc kilka razy upewniały się, czy pukanie nie jest jedynie wytworem ich nietrzeźwych umysłów.
– Jednak ktoś puka – uznała Ewka. – I chyba nawet wiem kto! – Wygrzebała się ze swojego legowiska i boso pobiegła w stronę drzwi. Wróciła po minucie, a wraz z nią do pokoju weszła Róża.
– Sorry, że dopiero teraz. Miałam poważną rozmowę z mężem i nie mogłam przerwać. Ale mam za to wiadomość, której się nie spodziewacie. – Zdjęła z siebie mały sweterek i zamaszystym ruchem posłała go w odległy kąt pokoju. Zwinnie przeskoczyła przez oparcie kanapy i wcisnęła się pomiędzy Agatę i Mirkę. Była tak drobna, że żadna z nich nie odczuła nawet, że zrobiło się ciaśniej. – Chcemy mieć dziecko! – oświadczyła dumnie, a ton jej głosu dawał do zrozumienia, że jest na to absolutnie zdecydowana.
– No nie, zwariowałaś? – Reakcja Mirki była natychmiastowa i oczywista. – Nie brałaś dziś prochów albo wzięłaś ich za dużo!
Róża chwilowo skupiła się na serniku, który podała jej Ewka, zostawiając przyjaciółkom czas na przyswojenie informacji, którą właśnie od niej otrzymały.
– Mówiłaś przecież, że ostatnio tobie i Leszkowi nie bardzo się układa, może to nie jest odpowiednia chwila na taką decyzję... – Ewka swoje wątpliwości potrafiła wyrażać dużo bardziej dyplomatycznie niż jej poprzedniczka.
– Ewka ma rację, jeśli macie problemy, dziecko ich nie naprawi. Lepiej się wstrzymaj, aż między wami się ociepli. – Agata również nie była zachwycona tym, co usłyszała.
– Jakie tam problemy, ponarzekałam trochę, bo mieliśmy słabszy okres, to wszystko. Lesiu to Lesiu, nikogo innego nie mam i mieć nie chcę. – Róża widząc, że nie ma co liczyć na to, że ktoś w tym pokoju ją obsłuży, sama wstała i podeszła do oszklonej komódki, skąd wyjęła dla siebie kieliszek. Nalała do niego resztkę wina i wypiła je, czując jego rozgrzewającą moc. Przełknęła głośno i dokończyła wcześniejsze rozważania. – Przemyślałam to dokładnie razem z Lesiem... Nic wam wcześniej nie mówiłam, bo myślałam, że to pragnienie minie mi po okresie, po porcji słodyczy lub po szaleńczych zakupach. Nie minęło. My naprawdę tego chcemy. Nie potrafię się już od tej myśli uwolnić.
– A co, jeśli wasze problemy są poważniejsze, niż ci się zdaje? Nie podejmuj takiej decyzji pochopnie! – Przez Ewkę jak zawsze przemawiała troska.
– Nasze problemy, jak oboje wywnioskowaliśmy, wynikają właśnie z tego, że nie mamy jeszcze dzieci. Między nami powstała jakaś pustka, nieobsadzone miejsce, które podświadomie drażni nas oboje. Poza tym mam trzydzieści dwa lata, zegar biologiczny bije nieubłaganie. Nie mam czasu na grymasy, a na Leszku mogę polegać, jest odpowiedzialny, troskliwy i mądry. Ma naprawdę dobre geny, w jego rodzinie są sami wysoko wykształceni, a brat jego matki zna sześć języków. – Kobiety popatrzyły po sobie, nie kryjąc zdziwienia.
– Wybierasz ojca dla swojego dziecka, biorąc pod uwagę bystrość jego plemników? – Agata nie wierzyła własnym uszom.
– Toż to szczyt wyrachowania. – Ewka tylko udawała oburzenie.
– Co złego jest w tym, że już dziś dbam o to, aby za kilka lat nie wstydzić się na wywiadówkach?
– A co zrobisz, jeśli urodzisz, a między wami nic się nie poprawi? – Mirka nie pozwalała zbić się z tropu.
– Nie poprawi się, gdy nie urodzę, to pewne. Ale gdy już zostaniemy rodzicami, będziemy mieli więcej powodów, aby starać się bardziej. Jeśli będzie trzeba, zafundujemy sobie terapię.
– Terapię, moja kochana, to ja zalecałabym teraz. – Mirka patrzyła na Różę karcącym wzrokiem i kręciła głową z dezaprobatą. – To, co mówisz, nie jest normalne.
– Dogadał kocioł garnkowi, czy jak to tam szło... Czy twoje podwójne życie jest normalne? Albo życie Agaty czy Ewki, które prowadzą je właściwie samotnie, mimo że na palcach wciąż mają obrączki? Sebastian prawie nie zna własnych dzieci, czy to jest normalne?
– Nie denerwuj się już, jako przyszła mama musisz o siebie dbać. – Agata uśmiechnęła się. – Przecież wiesz, że my zawsze będziemy po twojej stronie i kibicujemy ci we wszystkim, co robisz. Zaskoczyłaś nas, ale osobiście przyznaję ci rację, już czas, abyś sama się przekonała, czym jest życie matki.
– No właśnie! Już dawno powinnam się była zdecydować. Wy macie odchowane dzieci, a ja... może jestem bezpłodna?
– Jasne, to po co łykasz pastylki? – parsknęła Mirka.
– No, może jestem, a nie wiem?
– Pamiętam, jak byłam w liceum i też tak o sobie myślałam... – Agata uśmiechnęła się do tych odległych wspomnień. – Od lat współżyłam z Tomkiem i nic się nie działo, mimo że się nie zabezpieczaliśmy. Kolejne koleżanki zaliczały wpadki, a my ciągle nic. Byłam pewna, że jestem bezpłodna... ależ człowiek był głupi.
– Teraz już chyba nie wierzysz w ślepy los i zabezpieczasz się? – upewniała się Mirka.
– Teraz to Tomusia niestety nie ma i ciąża mi nie zagraża, ale jak przyjeżdża taki wyposzczony, to na wszelki wypadek założyłam sobie spiralkę. Lekkoduchem już nie jestem.
– Widzisz, kwiatuszku... – Ewka przeszła z drugiego końca narożnej kanapy tylko po to, by objąć przyjaciółkę. – Twoja bezpłodność jest pewnie taka sama jak Agaty, więc nie dramatyzuj, tylko działaj, jeśli naprawdę tego chcesz. – Uścisnęły się mocno i Ewka chwiejnym krokiem wróciła na swoje miejsce.
– Strasznie tego chcę, aż trudno mi zrozumieć, skąd wzięła się we mnie ta potrzeba, i to od razu taka silna. Marzę, by wziąć w ramiona takie moje maleńkie, różowe bobo, tulić je, całować je, chronić...
– Hola, hola, zapomniałaś jeszcze o kilku szczegółach! – zawołała Mirka. – Zanim do tego dojdzie, najpierw będziesz tyła jak wieloryb, puchła jak balon, miała żylaki, hemoroidy i rozstępy jak Wielki Kanion, a na końcu tej niesamowitej metamorfozy będziesz wyła z bólu na porodówce, błagając lekarzy, aby cię dobili. I bądź pewna... – spojrzała przyjaciółce prosto w oczy ze stoickim spokojem – żaden z tych drani w fartuchach tego nie zrobi.
– Kiedyś bałam się tych twoich opowieści, ale teraz nie czuję żadnego strachu, wiem, czego chcę i zrobię to. Chcę mieć dziecko, rozumiecie?
Zrozumiały. Róża dojrzała. Później niż większość kobiet, ale dopadła ją ta nieprzeparta potrzeba bycia mamą. Od tej chwili stało się jasne, że nie zazna spokoju, póki tej potrzeby nie zaspokoi.
– Zwariowała, słowo daję, zwariowała! – Oczy Mirki wywróciły się białkami ku górze w teatralnym geście oburzenia.
– Dzieci są sensem mojego życia, waszego zresztą też – Ewka zwróciła się do Agaty i Mirki. – Więc bardzo się cieszę, że nareszcie się zdecydowałaś – puściła „powietrznego” buziaka do Róży.
– Będziesz miała ślicznego, piegowatego bobasa – Agata przeszła w stan euforii. Teraz ona otuliła przyjaciółkę ramieniem i piskliwym głosikiem dodała:
– Takiego, który z grubymi udami i kuperkiem w pieluszce będzie łaził na czworaka pomiędzy naszymi nogami. Już się nie mogę doczekać!
– Dajcie mi jeszcze wina, bo nie zniosę tej paplaniny! – Mirka poderwała się nagle i przeszła przez pokój. Uśmiechając się, podeszła do bohaterki wieczoru, ujęła jej głowę w dłonie, spojrzała w oczy i cmoknęła w czoło. – No dobra, moje błogosławieństwo też masz, ale nie mów, że cię nie ostrzegałam.Rozdział 4
Było po dwudziestej drugiej, a Ewka nadal tkwiła przy desce do prasowania, jakby od tego zależeć miały losy świata. Sterta dziewczęcych sukienek, koszulek i innych świeżo upranych rzeczy kurczyła się, ale bardzo powoli. Mimo że Ewka miała za sobą wyjątkowo męczący dzień, nie odpuszczała sobie. Rano jej samochód nie odpalił. Zmuszona była go zostawić i gnać przez miasto, pchając wózek inwalidzki swojej córki. Anetka miała sesję naświetlań, na które nie mogły się spóźnić. Dziewczynka, jak mówiła jej mama, miała muchy w nosie, ponieważ zbliżał się wyjazd na turnus rehabilitacyjny, a ona znosiła je coraz gorzej.
– Chyba nic by się nie stało, jeśli raz pozwoliłabyś mi nie jechać – marudziła.
Ale Ewka, jeżeli chodziło o rehabilitację, była nieustępliwa, ten temat nigdy nie podlegał dyskusji. Mimo to Aneta próbowała negocjować:
– Mamo, ja nie chcę jechać, nie lubię tego, nie pojadę!
– Przestań mnie już męczyć, kochanie – krzyknęła zasapana Ewa. – Widzisz chyba, że ledwo cię pcham, nie mam teraz siły po raz kolejny tłumaczyć ci, dlaczego nie wolno opuszczać turnusów.
– Zadzwonię do taty, on się zgodzi, żebym została w domu!
– Z pewnością się zgodzi, zwłaszcza, że trudno było cię tam wcisnąć i że wszystko jest już zapłacone. – Godzina była bardzo wczesna, ale miasto tętniło życiem, jakby nigdy nie zwalniało. Wszyscy gdzieś się śpieszyli i mało kto się uśmiechał. Nagle Aneta zaczęła wrzeszczeć na całe gardło, miotać rękoma na wszystkie strony i z furią trząść głową. Oczy przechodniów zwróciły się na nią, większość z nich miała zniesmaczone miny, zastanawiając się, co też ta okropna matka zrobiła swemu choremu dziecku.
– Aneta, uspokój się, przestań! – Ewka próbowała przytrzymać córkę za ręce, ale to jeszcze bardziej ją rozzłościło. – Wszyscy na nas patrzą, proszę cię! – Czuła, że jej twarz płonie ze złości. Miała ochotę złapać małą za ramiona i zdrowo potrząsnąć, ale zaciskając zęby, jeszcze panowała nad sobą.
Zatrzymała wózek, uklękła przed nim i mówiąc najłagodniej, jak w tej chwili mogła, poprosiła raz jeszcze:
– Przestań krzyczeć, dlaczego mi to robisz? Porozmawiamy o tym w domu, tylko się uspokój, proszę. – Dziewczynka nie reagowała, krzyczała wniebogłosy i rzucała się z zacięciem furiata.
Ewka chwyciła jej twarz w dłonie i skierowała wzrok córki na siebie. Anetka niespodziewanie zamilkła, ręce opadły jej na kolana. Nieruchomym wzrokiem popatrzyła na matkę i zbladła jak kreda. Zanim Ewka zdążyła zareagować, gwałtowne torsje wyrzuciły całą zawartość żołądka Anety prosto w dekolt Ewki.
– Jezusie święty. – Tyle zdołała z siebie wydobyć. Wstała ostrożnie, czując, jak pod sukienką kolacja, śniadanie i Bóg wie co jeszcze spływa jej grubą, ciepłą strugą aż do pępka. Oczy napełniły jej się łzami, ze złości, z bezsilności, ze zmęczenia. Aneta wlepiła w matkę przerażone ślepia.
– Mamo, przepraszam, nie chciałam... – Skuliła się zawstydzona.
– Cicho! – Ostre spojrzenie matki było bardziej karcące niż potok słów. Ewka, kipiąc gniewem, chwyciła wózek i pognała w stronę domu, gubiąc po drodze resztki pokarmu odklejające się od jej ciała i ubrania.
Wieczorem zadzwoniła do męża.
– Sebastian, ja już nie daję rady. – Rozpłakała się do słuchawki.
– Ale kochanie, spokojnie, powiedz, co się stało. – Usłyszała jego ciepły, opiekuńczy głos.
– Chcę, żebyś był tu ze mną, żebyś mi pomógł.
– Wiem, że jesteś przemęczona, ale to już długo nie potrwa.
– Przestań kłamać! – wrzasnęła mu do ucha. – Ile razy to już mówiłeś? Od trzech lat prawie się nie widujemy, nie wiesz, co tu się dzieje, ile pracy muszę wkładać w to wszystko!
– Doskonale wiem, kochanie – mówił spokojnie. – Ale przecież oboje tak ustaliliśmy, prawda? Potrzebowaliśmy tych pieniędzy, sama wiesz.
Ewka wydmuchała nos w chusteczkę, a oczy otarła rękawem swetra.
– Cholera jasna! – Po chwili miała już zupełnie normalny, opanowany ton. – Wybacz, że tak się rozkleiłam. Wiem, że robisz to wszystko dla nas i że tobie też nie jest łatwo.
– Powiedz mi teraz spokojnie, co się stało?
„Mówić, nie mówić?” – wahała się. – „Ale to przecież jego dzieci, jeśli nie będę mu o nich opowiadała, wcale ich nie będzie znał”.
– No, Ewa... – ponaglał.
– Anetka nie chce jechać na turnus – zaczęła niepewnie. – Nie pierwszy raz robi mi z tego powodu awanturę. Ostatnio oświadczyła, że kocha tylko ciebie, bo ja jestem jędzą i męczę ją. A dzisiaj w środku miasta dostała ataku szału i zwymiotowała mi prosto między cycki.
– Nie denerwuj się już, porozmawiam z nią.
– To jeszcze nie wszystko! – Uznała, że nadszedł czas porozmawiać z mężem szczerze. – Sylwia jest coraz bardziej smutna. Nie ma ojca i nie ma matki, bo ja nigdy nie mam dla niej czasu. Moje przyjaciółki stroją się i mają jakieś rozrywki, odwiedzają znajomych, pracują, a ja? Ja mam tylko rehabilitacje, sprzątanie i odrabianie zadań domowych. Ty nawet nie wiesz, jaką mam fryzurę, właściwie włosy wcale nie są mi potrzebne, bo tylko sterczą i straszą! – Znowu się rozpłakała. Szlochała przez kilka minut, a Sebastian w milczeniu czekał, aż skończy.
– Kiciu, obiecuję wszystko przemyśleć – zapewnił ją, gdy znowu słuchała. – Zadzwonię za kilka dni i razem ustalimy ostateczny termin mojego powrotu, dobrze?
– Dobrze – poczuła powrót nadziei.
– Muszę wrócić, bo przecież nie może tak być, aby moja kicia chodziła nieuczesana, prawda? – Roześmiał się, a Ewkę ogarnął spokój. Wiedziała, że z Sebastianem wszystko będzie wyglądało inaczej, lepiej. On był taki mądry, opanowany i dobry, wprowadzał do domu spokój i dawał wszystkim swoim dziewczynkom poczucie bezpieczeństwa. Od lat kochała go tą samą, silną i prawdziwą miłością.
– Po rozmowie z mężem odzyskała siły do dalszej walki o wszystko. Wyjęła deskę do prasowania i przyniosła stertę wypranych ubrań.
– Wyjazd już za dwa dni, córeńko – mruczała do siebie. – I nic mnie przed nim nie powstrzyma.