- W empik go
Zamieniony wachlarz - ebook
Zamieniony wachlarz - ebook
Znakomite, lekko niepokojące opowiadanie o – zda się dość zwyczajnej relacji pomiędzy kobietą i mężczyzną, o lekkim zabarwieniu erotycznym, ale także z wyraźną nutką tajemniczości. Opowiadanie owo pióra znakomitego autora napisane jest lekko i interesująco, ale nosi jakby pewne piętno bolesnej nerwowości i pewnego rodzaju naiwnego fatalizmu, który uchwycił tu tak samo, jak w większości swoich dzieł.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-997-3 |
Rozmiar pliku: | 362 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
...Pani jest zamyślona... pani nuci cichutko jakąś melodję. Jeszcze raz, jeśli wolno prosić! Ach, więc: „Nie będziesz pytał nigdy”.
Dziękuję, wiem wszystko... A więc dlatego pani nie raczyła wczoraj w operze obdarzyć ani jednem spojrzeniem swego uniżonego sługę? Uwagę pani pochłonął całkowicie nasz Lohengrin...
Proszę spojrzeć prędko do lustra – z tymi rumieńcami jest pani doskonale do twarzy. Lecz, że bohater wysokiego „c” zdoła wyczarować te rumieńce – tego nie przewidziałem...
Pyta pani, dlaczego tak ironicznie wyrażam się o tenorach? O, proszę mnie nie rozumieć fałszywie!
Jestem gotów każdej chwili zaświadczyć każdemu tenorowi, że uważam go osobiście za najwyższy kwiat męskości, niejako za ideał mężczyzny.
Nie żartuję – doprawdy! Udowodnię to pani, naukowo... Proszę posłuchać:
Najistotniejszym przymiotem rodu męskiego jest chęć podobania się. Możemy to zaobserwować nie tylko u ludzi, lecz w ogóle w całym świecie zwierzęcym.
Mężczyzna, o wiele więcej, niż kobieta, chce się podobać i musi się podobać. Popęd, zmierzający do utrzymania gatunku, sprawia, że w wyścigu o przychylność kobiety każdy dąży do zdobycia palmy zwycięstwa.
Przychylność kobiety jest osią, dokoła której obraca się oś świata. Dla niej przyroda przyozdobiła się w najjaskrawsze barwy, dla niej odbrzmiewają wszelkie harmonijne pienia, dla niej rozgorzała olbrzymia walka, która wtedy dopiero się zakończy, gdy świat skostnieje z powrotem i zlodowacieje.
Niech się pani nie dziwi temu. Należy to brać dosłownie. Napisał to już Darwin.
Wszystko, co piękne w naturze, jest produktem męskiej chęci podobania się. Ale również i wszystko, co jest straszne, okropne. Ta chęć podobania się, zapomocą której w świecie zwierzęcym – mógłbym podać przykłady również i ze świata roślinnego, lecz to prowadziłoby zbyt daleko – istota męska stara się zwrócić uwagę na się swej, jakby to powiedzieć, przyszłej żony i usunąć z drogi swych współzawodników, przejawia się w trzech właściwościach: po pierwsze – barwność, po wtóre – śpiew, po trzecie – waleczność.
Co pani powiada? Że głód, a nie miłość jest sprężyną wiecznej walki w przyrodzie? Pani ma rację, zupełną rację. Ale gdyby pewnego dnia zatraciła się wszelka miłość, wówczas każde stworzenie zapytałoby: Pocóż wieść jeszcze to ladace, nędzne życie? I gdyby stworzenie to nie było w stanie zapomocą pisania pesymistycznych książek spędzać czas, wówczas byłoby wdzięczne każdemu, ktoby sobie zadał trud pożarcia go. Walka na świecie skończyłaby się...
Opisany stosunek między mężczyzną, a kobietą ma jednak zastosowanie tylko tam, gdzie działają prawdziwe, niesfałszowane siły przyrody; w naszej hyperkulturalnej epoce stosunek ten ulega przemianie. Gdy coraz bardziej zawarcie małżeństwa napotyka na trudności, lub gdy grozi niebezpieczeństwo staropanieństwa – poczyna się staranie kobiety o mężczyznę, chęć przypodobania się mu. Wtedy poczyna się strojenie, barwność, a właściwie odkrywanie przez okrywanie ciała, wtedy śpiewa lub gra się „Modlitwę dziewicy”, a nawet objawia waleczność w formie odwagi sportowej.
Lecz wróćmy do przyrody! Z trzech zalet, za pomocą których zdobyć można przychylność kobiety, przeważnie ma mężczyzna jedną. W żadnych wypadkach dwie.
Ale, proszę pani pomyśleć o mężczyźnie, który ma do swej dyspozycji wszystkie trzy rodzaje oręża w walce o miłość. Serca kobiece muszą się ku niemu skłaniać, cyfry jego sukcesów są nieobliczalne.
I takim fenomenem, jedynym w dziejach natury i ludzkości, jest – tenor.
Co do barwności nikt się z nim mierzyć nie może. Kto z nas, mężczyzn, ośmieliłby się pojawić na ulicy w srebrnym rynsztunku Rycerza Łabędzia? Kto śmiałby w watowanych, różowo-jedwabnych..., lecz pocóż dalej wyliczać!
Co do sztuki śpiewania – no, to oczywista, że nikt się z nim porównać nie może.
Zaś co do waleczności – proszę, niech się pani nie uśmiecha – żaden Bayard, żaden Cyd nie może się chlubić tyloma czynami odwagi, co on. Czyż walka, którą on co wieczora stacza ze swymi współzawodnikami – śpiewają oni zwykle barytonem i noszą czarne trykoty – nie kończy się stale moralną klęską rywali, chociaż on sam przy tem ponosi śmierć?
Po tych moich wywodach przypuszczam, że pani więcej nie wątpi: tenor jest faktycznie ucieleśnieniem ideału męskiego.
A jednak temu idealnemu mężczyźnie brak zupełnie jednej właściwości: zrozumienia dla idealnej miłości... Biada seraficznie nastrojonej kobiecie, której się zdaje, że w człowieku znajdzie to, co śpiewak obiecał swymi subtelnymi tony!
Muszę pani opowiedzieć o pewnej historji, o dziejach pewnej kobiety i pewnego wachlarza, bo to uzasadni moje poprzednie wywody i dowodzenia.
Jedną z kobiet, którą od dawna się zachwycam, jest pani Lilly X – proszę, niech się pani nie wysila, nie zna jej pani wcale – żona westfalskiego przemysłowca, który miał zasługujący na premję pomysł, przeniesienia się na stałe do wieczności po pozostawieniu swej żonie pół miljona majątku. Śmierć jego była pierwszą uprzejmością, jaką w życiu popełnił. Pani Lilly przybyła do stolicy. Elegancka, mała osóbka z wąskiemi, białemi rękami, wielkiemi, niebieskiemi, stęsknionemi oczyma i zwichrzoną, ciemną czupryną.
Czekała na – miłość. Wszyscy do niej umizgaliśmy się, ale żaden nie podobał jej się.
– On musi stać się mojem przeznaczeniem, podobnie, jak ja jego przeznaczeniem – powiedziała mi raz i westchnęła głęboko. Ja też.
Wtedy właśnie zawitał do stolicy na krótkie gościnne występy pewien znakomity śpiewak. Cały świat kobiecy entuzjazmował się i drżał równocześnie przed nim; postać jego otaczała bowiem glorja romantyki „don-juan’owskiej”; żadna kobieta – głoszono – nie oparła się mu dotychczas. Znaną jest rozkoszna groza, z jaką wyobraźnia kobieca śni o takim mężczyźnie, wiadomo też, jak zaraźliwą jest taka choroba.
Również i panią Lilly ogarnął szał powszechny; ją więcej nawet, niż inne kobiety, w jej duszy bowiem zjednoczyła się cicha tęsknota łaknącej miłości kobiety z lękiem ciekawego dzieciaka.
Rozentuzjazmowana wróciła z opery, gdzie ujrzała go raz pierwszy, w całym jego przepychu, witanego burzą oklasków, zasypanego kwiatami.
W dwa dni potem otrzymała od jednej swej przyjaciółki zaproszenie, które, prócz litografowanej zdawkowej formuły, zawierało w kąciku wypisane ołówkiem trzy słówka: „On też będzie”.