Zazdrość albo płoń, Oslo, płoń - ebook
Zazdrość albo płoń, Oslo, płoń - ebook
Zazdrość, Skandynawia, kobiecość i Instagram to główne tematy tej opowieści, która podbiła Szwecję! Ta książka zdobyła Nagrodę Kulturalną przyznawaną przez prestiżowy szwedzki dziennik „Dagens Nyheter”!
Johanna jest dziewczyną Emila. Pewnego dnia dowiaduje się przypadkowo, że Emil zamierza spotkać się ze swoją poprzednią sympatią. To zdarzenie wywołuje w Johannie lawinę domysłów, obaw i złości. Tłem tej niezwykłej historii są wzajemne relacje mieszkańców trzech skandynawskich krajów: Szwecji, Danii i Norwegii.
Najważniejsza (i najlepsza) powieść jesieni o zakazanych emocjach i człowieczeństwie.
„Psykologi”, Dania
Dzięki jej niezłomnemu poszukiwaniu prawdy i wyjątkowemu językowi Johanna Frid wnosi nową energię do współczesnej literatury szwedzkiej.
„Göteborgsposten”, Szwecja
Do połączenia takiego humoru z mroczną opowieścią potrzebny jest niezwykły talent literacki. Mam nadzieję, że nie będzie przesadą stwierdzenie, że to początek wspaniałej kariery.
„Expressen”, Szwecja
Obok O wpół do jedenastej wieczór, latem autorstwa Marguerite Duras jest to najbardziej wciągający tekst, jaki czytałem o zazdrości. Zazdrość albo płoń, Oslo, płoń to powieść napisana błyskotliwym poetyckim językiem, który podbija serce czytelnika.
„Hufvudstadsbladet”, Finlandia
Johanna Frid urodziła się w Sztokholmie w 1988 roku. Ukończyła licencjat z filozofii na Uniwersytecie Södertörns, natomiast tytuł magistra uzyskała na Uniwersytecie Południowej Daniu w Odense, kierunek: komunikacja kulturowa.
W 2017 roku zadebiutowała jako poetka i została nominowana do nagrody Szwedzkiego Radia.
W 2018 roku ukazała się jej debiutancka powieść Zazdrość albo płoń, Oslo, płoń, która stała się w Szwecji bestsellerem i zdobyła prestiżową Nagrodę Kulturalną dziennika „Dagens Nyheter” dla najważniejszego wydarzenia kulturalnego roku!
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66013-39-1 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Moje miejsce
Następnego dnia zgodnie z planem wsiedliśmy do pociągu. Pogoda się zmieniła; Dania zmagała się z falą upałów, a temperatura grubo przekraczała trzydzieści stopni. Gorąc wbijał w ziemię, a duńskie koleje rozdawały butelki z wodą, tworząc w centrum tej zapowiedzi końca świata odrobinę hygge. Emil czytał książkę E.T.A. Hoffmanna, która wyglądała na strasznie nudną. Ja niemrawo kartkowałam Ulissesa, rozważając, że pewnego dnia można by nim podeprzeć stół lub uszczelnić okno. Sunęliśmy przez zielony krajobraz.
– Często się kontaktujecie? – spytałam nagle. Emil podniósł wzrok znad książki. Przez chwilę wyglądał, jakby myślał, że chodzi mi o Króla Myszy z książki Hoffmanna. Nie, niezbyt często, od czasu do czasu… – Ty i Nora – dodałam, pochylając się, nagle musiałam poprawić torbę leżącą przy moich nogach.
– Nie – odparł.
Jakaś starsza para obok nas próbowała bez większego entuzjazmu rozwiązywać sudoku albo krzyżówkę. Wagon ociekał potem. Pojawiał się na górnych wargach i pod pachami.
– Przecież ona mieszka w Oslo – powiedział Emil, jakby to było jakieś wyjaśnienie. Oslo brzmiało prawie jak arsle. Oschlo. Przetłumaczyłam: „przecież mieszka w Arsle".
Nie napomknęłam ani słowem o równych, białych zębach, o lokach ani o fantastycznych oczach, lecz nie mogłam się powstrzymać i wyznałam, że przez przypadek zobaczyłam, że do niego napisała.
– Nie zrobiłam tego specjalnie.
Emil zmarszczył czoło.
– Piszemy do siebie od czasu do czasu – powiedział po duńsku. – Czasami dzwonimy.
Jego głos był pozbawiony emocji. Moje niegodziwe pytania go nie uraziły. Czekałam, aż powie coś więcej, ale nie zrobił tego. Poczułam się banalna i bardzo, bardzo żałosna. Emil głośno przewrócił kartkę Hoffmanna.
Ale zdjęcie Nory nie było banalne. Zostało we mnie, wżarło się, paliło i trzepotało na wietrze niczym flaga. Gapiłam się przez okno na parę starszych ludzi. Książka wysunęła mi się z ręki. Zęby, loki, usta. Próbowałam zebrać to, co o niej wiedziałam, odtworzyć fragmenty rozmów, szczegóły zarejestrowane w przelocie. Pracowała w przedszkolu. Swoją pensję wydawała na ciuchy.
Twarz Emila była przyklejona do książki.
Wiedziałam, że chodzili ze sobą trochę ponad rok, że była od nas kilka lat młodsza i że poznali się w højskole, czyli na Uniwersytecie Ludowym w Kopenhadze. Kiedy Emil dostał się na studia w Szwecji, z miejsca rezerwowego, kilka tygodni po rozpoczęciu roku akademickiego, gdy akurat wili sobie wspólne gniazdko w Kopenhadze, plany się zmieniły i Nora wróciła do domu, do swojego taty mieszkającego w Oslo. Emil też miał się tam przenieść, ale zanim do tego doszło, Nora z nim zerwała, częściowo motywując to tym, że „chce podróżować". Emil opowiedział mi tę historię pewnego zimowego dnia podczas spaceru wokół Årstaviken. Trochę mnie rozbawiła. Teraz nie było mi zbytnio do śmiechu.
Znajdowaliśmy się w połowie drogi do Odense. Para rozwiązująca sudoku wysiadła w Slagelse. My przejechaliśmy przez most, po którym kiedyś maszerował król Karol X Gustaw, chociaż nie, w tamtych czasach nie było tutaj przecież żadnego mostu. Emil opowiadał mi kiedyś, że jeszcze w późnych latach dziewięćdziesiątych z Sjælland można się było dostać do Fyn jedynie promem. Przejechaliśmy przez Storebæltsbroen, most nad Wielkim Bełtem. Nagle uderzyła mnie pewna myśl: co bym zrobiła, gdyby zawieszono kursy? Emil każdego lata jeździł na tydzień do rodzinnego domu, co zazwyczaj zbiegało się z corocznym pobytem jego rodziców w SPA w Jylland. Brał wtedy ze sobą swoją kæreste. Dwa razy był tam z Norą – za pierwszym razem byli parą, a drugi raz pojechali tam kilka miesięcy po zerwaniu. Czyli ten drugi raz to były takie wakacje z bonusem, po których Emilowi została pamiątka w postaci świądu, nagłego parcia na mocz i zdiagnozowanej chlamydii. (Po zerwaniu Nora rzuciła się w Oslo w wir nocnego życia.)
Teraz nadeszła moja kolej, by zobaczyć Odense w letniej odsłonie i dołożyć jeszcze jedną flagę na skandynawskim maszcie Emila. Ciekawiło mnie, czy uzupełni go również o fińską, ale ugryzłam się w język i o to nie zapytałam. Upał sprawiał, że kleiłam się do siedzenia, nie dało się wytrzeć tej wilgoci, ponieważ wszystko było wilgotne od potu i wody. Pociąg się toczył. Nic nie wiedziałam o Danii. Co się tam robi w sytuacji zagrożenia? Dzwoni się pod 911? A jeśli ktoś mnie okradnie, zostanę bez portfela i komórki? Jak wrócę wtedy do domu? Czy jeśli zginę w wypadku, to moje organy zostaną przekazane do transplantacji? A może Duńczycy je po prostu spalą? – zastanawiałam się. Emil odłożył książkę.
– Niedługo przyjedzie do Kopenhagi – poinformował mnie po duńsku.
– Spotkacie się – bardziej stwierdziłam niż zapytałam. Ścisnęło mnie w gardle, tak jak w dzieciństwie, gdy wymiotowałam w każdy niedzielny wieczór przed pierwszą poniedziałkową lekcją, czyli WF-em.
– Tak – odparł, wzruszając ramionami. Nie nonszalancko, tylko lekko. Zamierzali się spotkać i pogadać o przeszłości i o tym, co teraz robią. Planował mi o tym powiedzieć, może zapomniał? Powiedział, że jakoś mu to umknęło.
– Ale teraz już wiesz – dodał.
Owszem, teraz już wiedziałam.
Znalazłam się w tym, a nie innym miejscu.
Co tam robiłam? W tym pociągu, z tą osobą, która nagle nie przypominała człowieka, którego znałam. To było obce ciało. Mężczyźni są tacy wielcy. Duże dłonie, duże stopy, słonie w składzie porcelany. Mógł jechać z Norą. Mogła teraz siedzieć na moim miejscu, dziewczyna o gładkiej norweskiej cerze. Okaz zdrowia z nieskazitelnymi wnętrznościami. Silna i cudownie ćwierkająca śpiewnym dialektem z Oslo (Arsle?). Dałaby sobie radę. Przecież robiła to już dwa lata z rzędu. Nora, czas na twój hattrick! Jak miałam rywalizować ze zwyciężczynią? Dwukrotną mistrzynią? Moja twarz nie mogła konkurować z jej twarzą. Wygrałaby walkowerem. Skoro miała przyjechać do Kopenhagi, to dlaczego miałaby nie pojechać też do Odense? Mogłaby pojawić się w wagonie i grzecznie powiedzieć po norwesku: „Przepraszam, chyba siedzisz na moim miejscu". Podejrzewałam, że natychmiast bym się poderwała. Znowu pomyślałam o tym zdjęciu przedstawiającym jej twarz, przypomniałam je sobie, próbując zrozumieć, który jego fragment sprawił, że zrobiło mi się ciężko na sercu. Zdjęcie musi dać się rozłożyć na czynniki pierwsze, kawałek po kawałku, na poszczególne piksele. Musi dać się je rozbroić, musi zawierać jakiś decydujący szczegół, który można usunąć i sprawić, że wszystko rozwieje wiatr. Czary-mary i wszystko znika. Ale nic z tego. Nie znalazłam felernego ogniwa i właśnie dotarliśmy na miejsce.
Arsle (szw.) – tyłek.Najlepsza szwedzka powieść dla młodzieży ostatnich lat!
Nagroda dla najlepszej książki dla dzieci.
Nagroda Szwedzkiego Radia dla najlepszej książki dla dzieci.
Nominacja dla najlepszej książki dla dzieci i młodzieży.
Sasha ma dwanaście lat. Marzy o tym, by zostać królową śmiechu. By zostać Comedy Queen. Jej mama często mawiała, że niektórzy ludzie mają funny bones, czyli zabawne kości. Dzięki temu rozśmieszanie innych przychodzi im z łatwością. Tyle że mama Sashy już nie żyje.
Comedy Queen to cudowna opowieść o miłości, odwadze, tęsknocie i śmiechu. Wzruszająca, zabawna i doskonała. Jenni Jägerfeld jest w Szwecji uważana za współczesną Astrid Lindgren i nie ma w tym porównaniu ani odrobiny przesady. Przekonajcie się sami!W lasku miejskim na peryferiach Pragi zostaje zamordowana młoda kobieta. Czy jej podobieństwo do córki mieszkającej w pobliżu dziennikarki jest przypadkowe? Śledztwo rozpoczyna inspektor Bergman.
Powieść Michaeli Klevisovej to doskonałe studium psychologiczne i obraz społeczeństwa, w którym pod powłoką pozornej normalności skrywają się tajemnice i pragnienia.
Inspektor Bergman – dwukrotnie rozwiedziony miłośnik kotów, wielbiący porządek i rzeczowość. Empatyczny, stanowczy i systematyczny. W pracy pomagają mu podwładni: Sylwia Rolnik i Adam Danesz.
Kroki mordercy to pierwsza część cyklu z inspektorem Bergmanem.W praskim Lasku Diablickim zostaje postrzelona młoda kobieta. Nieprzytomna trafia do szpitala, a policja nie potrafi znaleźć sprawcy. Podejrzany jest narzeczony, przyjaciółka, a nawet rodzina, w której ofiara pilnowała dzieci. Osiem nie jest jednak typową powieścią kryminalną. Powaga miesza się tu z groteską, banał z oryginalnością, fundamentalne pytania z błahymi odpowiedziami, a całość jest doprawiona intrygującą i nietypową narracją. Nie może zatem dziwić, że mamy do czynienia z jednym z największych czeskich bestsellerów ostatnich lat.Porywająca opowieść o sile nałogu. Przestroga dla młodzieży i rodziców.
Wzorowa rodzina: matka nauczycielka, ojciec przedsiębiorca, dwoje dzieci. Jednak pozorna idylla zmienia się w koszmar, gdy córka Alicja po raz pierwszy sięga po narkotyki i wsiada na szaleńczą karuzelę kręcącą się coraz szybciej. Czy stało się tak za sprawą jednej złej decyzji, czy wieloletnich błędów uznawanych powszechnie za błahe? Jak rodzice mogą ustrzec dzieci przed narkotykami? Jak one same mogą się przed nimi bronić?
Mam na imię Alicja. Jestem narkomanką to pierwsza część trylogii pod tytułem Dziewczyny na smyczy poświęconej problemom nastolatek.Jeremiasz jest inny. Żyje w świecie, w którym dni tygodnia mają swoje kolory, a najlepszą zabawką jest zamek błyskawiczny. Jeremiasz wychodzi z domu tylko z olbrzymią pokrywką. Jeremiaszem opiekuje się siostra Pamela. Dlaczego to właśnie ona rozumie go najlepiej?
Chłopiec, jego siostra oraz ich mama przeprowadzają się do kolejnego miasta. Muszą rozpocząć życie na nowo. Czy tym razem im się to uda?
Ta pełna ciepła i humoru historia łamie serca i uczy zrozumienia.
NAGRODY:
Złota Wstęga 2017 – najlepsza książka dla młodzieży
Nagroda Bibliotekarzy 2017
Nagroda Nauczycieli 2017
Nominacja do nagrody Magnesia Litera 2017