Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Zdrada ciała - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
9 lutego 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zdrada ciała - ebook

W swojej kolejnej książce Alexander Lowen przedstawia tezę, iż praprzyczyną schizoidalnego zaburzenia osobowości jest utrata przez pacjenta kontaktu z własnym ciałem, czyli wyparcie bądź zanegowanie płynących z ciała wrażeń i uczuć. Jest to mechanizm obronny wykształcający się zwykle we wczesnym dzieciństwie jako reakcja na świadomie lub nieświadomie okazywane przez rodziców niechęć i wrogość. Utrwala się on w postaci chronicznych napięć mięśniowych i blokuje wyrażanie uczuć u osoby dorosłej, a także powoduje trudności w relacjach z innymi czy kłopoty ze snem.

Autor twierdzi, że zaburzenia tego nie można leczyć wyłącznie za pomocą psychoterapii analitycznej i że niezbędna jest również praca z ciałem. Przedstawia opracowane przez siebie techniki: pozycje i ruchy terapeutyczne oraz ćwiczenia oddechowe, dzięki którym pacjent może uwolnić tłumione dotąd uczucia.

Wiele miejsca poświęca również na omówienie symptomatologii zaburzenia schizoidalnego, które przejawia się nie tylko w zachowaniu pacjenta, lecz również w powierzchowności, wyrazie twarzy, a nawet ogólnej strukturze ciała i fizjologii organizmu. Swoje tezy ilustruje opisem licznych przypadków pacjentów klinicznych, z którymi miał do czynienia w pracy.

ALEXANDER LOWEN (1910–2008) – wybitny amerykański psychiatra i psychoterapeuta. W młodości studiował ekonomię i prawo; w tej drugiej dziedzinie uzyskał tytuł magistra, a następnie doktora. Później jednak zainteresował się związkami między zdrowiem fizycznym i psychicznym. Uczęszczał na kursy prowadzone przez głośnego psychoanalityka Wilhelma Reicha, u niego też odbył własną psychoterapię, po której rozpoczął samodzielną praktykę. W 1951 roku ukończył studia medyczne na uniwersytecie w Genewie. Wspólnie z Johnem Pierrakosem rozwinął własne podejście terapeutyczne, tak zwaną analizę bioenergetyczną, opierające się na założeniu, że problemy psychologiczne mają znaczący wpływ na stan fizyczny organizmu i vice versa. W terapii łączył interwencje psychologiczne ze specjalnym systemem ćwiczeń fizycznych. Napisał szereg książek z tej dziedziny, z których znaczna część została opublikowana w polskim przekładzie, m.in. Język ciała, Zdrada ciała, Depresja i ciało, Bioenergetyka, Lęk przed życiem, Narcyzm, Duchowość ciała. Był twórcą Międzynarodowego Instytutu Analizy Bioenergetycznej, założonego w 1956 roku w Nowym Jorku.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8143-750-9
Rozmiar pliku: 3,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

roz­dział 1

KWE­STIA TOŻ­SA­MO­ŚCI

Ludzie zwy­kle nie zadają sobie pyta­nia: „Kim jestem?”. Uwa­żamy, że toż­sa­mość mamy daną raz na zawsze. Każdy nosi w port­felu doku­menty pozwa­la­jące go ziden­ty­fi­ko­wać. Ma świa­do­mość, kim jest. Ale na głęb­szym pozio­mie pro­blem toż­sa­mo­ści ist­nieje. Gdzieś na pogra­ni­czu świa­do­mo­ści prze­śla­dują czło­wieka brak satys­fak­cji, trud­ność w podej­mo­wa­niu decy­zji, uczu­cie, że „zmar­no­wał życie”. Jest w kon­flik­cie ze sobą, nie­pewny wła­snych uczuć, i ta nie­pew­ność sta­nowi odbi­cie pro­blemu toż­sa­mo­ści. Dopiero kiedy nie­za­do­wo­le­nie z sie­bie zamie­nia się w roz­pacz, a brak poczu­cia bez­pie­czeń­stwa gra­ni­czy z paniką, może sobie zadać pyta­nie: „Kim jestem?”. Świad­czy to o kru­sze­niu się fasady, na któ­rej chciał budo­wać swoją toż­sa­mość. Two­rze­nie fasady czy też przyj­mo­wa­nie okre­ślo­nej roli jako śro­dek budo­wa­nia toż­sa­mo­ści wska­zuje na roz­łam mię­dzy ego a cia­łem. Defi­niuję ten roz­łam jako zabu­rze­nie schi­zo­idalne, które jest pod­ło­żem każ­dego pro­blemu toż­sa­mo­ściowego.

Przy­cho­dzi na przy­kład do mojego gabi­netu gło­śny arty­sta i mówi: „Jestem w roz­pa­czy i nic nie rozu­miem. Nie wiem, kim jestem. Idę ulicą i pytam samego sie­bie: kim ty jesteś?”.

Nie mia­łoby sensu tłu­ma­czyć mu: „Jest pan sław­nym mala­rzem, któ­rego prace wiszą w wielu muze­ach”. On to wie. Skarży się na utratę poczu­cia wła­snego Ja, utratę kon­taktu z pew­nymi waż­nymi aspek­tami egzy­sten­cji, które nadają życiu zna­cze­nie. Tym bra­ku­ją­cym ele­men­tem jest iden­ty­fi­ka­cja z cia­łem, fun­da­ment, na któ­rym wznosi się oso­bo­wość czło­wieka. Mojemu pacjen­towi uświa­do­miło to pewne dra­ma­tyczne prze­ży­cie. Opo­wia­dał o nim tak:

Tam­tego dnia spoj­rza­łem w lustro i prze­ra­zi­łem się, kiedy zro­zu­mia­łem, że taki jestem. To wła­śnie widzą ludzie, kiedy na mnie patrzą – pomy­śla­łem.

To był obraz kogoś obcego. Twarz i ciało w lustrze spra­wiały wra­że­nie, jakby nie nale­żały do mnie… Mia­łem poczu­cie nie­rze­czy­wi­sto­ści.

Takie dozna­nie, na które skła­dają się utrata odczuć w ciele oraz wra­że­nie obco­ści i nie­rze­czy­wi­sto­ści, jest znane jako deper­so­na­li­za­cja. Wska­zuje na ode­rwa­nie od rze­czy­wi­sto­ści i poja­wia się w pierw­szej fazie epi­zodu psy­chozy. Jeśli się prze­ciąga, czło­wiek nie tylko traci poczu­cie toż­sa­mo­ści, lecz także prze­staje ją świa­do­mie postrze­gać. Szczę­śli­wie u mojego pacjenta nie potrwało to długo. Zdo­łał odzy­skać w pew­nym stop­niu kon­takt z wła­snym cia­łem, więc uczu­cie nie­rze­czy­wi­sto­ści zni­kło. Wciąż jed­nak w zni­ko­mym stop­niu iden­ty­fi­ko­wał się z cia­łem i pro­blem toż­sa­mo­ści drę­czył go na­dal.

Poczu­cie toż­sa­mo­ści rodzi się z poczu­cia kon­taktu z cia­łem. Żeby czło­wiek wie­dział, kim jest, musi być świa­domy tego, co czuje. Powi­nien wie­dzieć, jaki jest wyraz jego twa­rzy, jaką postawę przyj­muje, w jaki spo­sób się poru­sza. Bez świa­do­mo­ści odczuć i postaw swo­jego ciała będzie tylko bez­cie­le­snym duchem. Wrócę jesz­cze do tego arty­sty.

Kiedy usiadł naprze­ciwko mnie, widzia­łem jego ścią­gniętą twarz, puste oczy, zaci­śnięte szczęki i zmro­żone ciało. W jego nie­ru­cho­mo­ści i płyt­kim odde­chu wyczu­wało się lęk, a nawet panikę. On sam jed­nak nie zda­wał sobie sprawy, jak posępna jest jego twarz, jak pozba­wione wyrazu oczy, jak sztywne szczęki i całe ciało. Nie czuł lęku ani paniki. Nie mając kon­taktu z cia­łem, czuł tylko zmie­sza­nie i roz­pacz.

Cał­ko­wita utrata kon­taktu z cia­łem to cha­rak­te­ry­styczna cecha schi­zo­fre­nii. Mówiąc naj­ogól­niej, schi­zo­fre­nik nie wie, kim jest, i tak bar­dzo jest ode­rwany od rze­czy­wi­sto­ści, że nie potrafi nawet posta­wić sobie tego pyta­nia. Nato­miast osob­nik schi­zo­idalny wie, że ma ciało, więc orien­tuje się w cza­sie i prze­strzeni. Ponie­waż jed­nak jego ego nie utoż­sa­mia się z cia­łem i nie postrzega jego żywo­ści, nie czuje więzi ze świa­tem i innymi ludźmi. I podob­nie jego świa­dome poczu­cie toż­sa­mo­ści nie ma związku z tym, jak się czuje ze sobą. Kon­flikt ten jest obcy oso­bie zdro­wej, któ­rej ego iden­ty­fi­kuje się z cia­łem i któ­rej świa­do­mość wła­snej toż­sa­mo­ści wyra­sta z odczuć cie­le­snych.

Nie­pew­ność wła­snej toż­sa­mo­ści to cecha więk­szo­ści przed­sta­wi­cieli naszej kul­tury. Wielu ludzi zmaga się z nie­ja­snym poczu­ciem nie­rze­czy­wi­sto­ści swo­jej osoby i swo­jego życia. Pogrą­żają się w roz­pa­czy, kiedy obraz ego, który sobie wytwo­rzyli, oka­zuje się pusty i pozba­wiony zna­cze­nia. Kiedy przy­jęta przez nich życiowa rola chwieje się, mają poczu­cie zagro­że­nia i wpa­dają w złość. Wcze­śniej czy póź­niej prze­ko­nują się, że toż­sa­mość oparta na obra­zach i rolach nie daje speł­nie­nia. Przy­gnę­bieni i znie­chę­ceni zwra­cają się do psy­chia­try. Ich pro­ble­mem, jak wska­zuje Rollo May, jest zabu­rze­nie schi­zo­idalne.

Wielu tera­peu­tów zauwa­żyło, że coraz więk­sza liczba pacjen­tów prze­ja­wia cechy schi­zo­idalne i „typo­wym” scho­rze­niem psy­chicz­nym nie jest w naszych cza­sach histe­ria, jak to było za Freuda, lecz zabu­rze­nie schi­zo­idalne – czyli stan wyco­fa­nia, odosob­nie­nia i defi­cytu afek­tyw­nego, w któ­rym jed­nostka skła­nia się ku deper­so­na­li­za­cji, zagłu­sza­jąc swoje pro­blemy inte­lek­tu­ali­zo­wa­niem i roz­wa­ża­niami tech­nicz­nymi. (…)

Mamy rów­nież liczne dowody na to, że w naszych cza­sach uczu­cie alie­na­cji i odizo­lo­wa­nia od świata dotyka nie tylko osoby w sta­nie pato­lo­gicz­nym, lecz także nie­zli­czo­nych ludzi „nor­mal­nych”¹.

Alie­na­cja we współ­cze­snym świe­cie – wyob­co­wa­nie czło­wieka z jego pracy, odizo­lo­wa­nie od innych ludzi i sie­bie samego – była opi­sy­wana przez wielu auto­rów i sta­no­wiła cen­tralne zagad­nie­nie prac Eri­cha Fromma. Miłość wyalie­no­wa­nej jed­nostki jest wyide­ali­zo­wana, jej seks kom­pul­sywny, praca czy­sto mecha­niczna, jej osią­gnię­cia służą jedy­nie wspie­ra­niu ego. W wyalie­no­wa­nej spo­łecz­no­ści dzia­ła­nia te tracą dla czło­wieka oso­bi­ste zna­cze­nie. Tę stratę rekom­pen­suje mu obraz.

Obraz a rze­czy­wi­stość

Kon­se­kwen­cją zabu­rze­nia schi­zo­idal­nego jest oddzie­le­nie obrazu od rze­czy­wi­sto­ści. Ter­min „obraz” odnosi się tu do sym­boli i wizji umy­sło­wych, w prze­ciw­sta­wie­niu do realiów fizycz­nego doświad­cze­nia. Nie chcę przez to powie­dzieć, że obrazy są czymś nie­re­al­nym, lecz że należą one do innego porządku rze­czy­wi­sto­ści niż zja­wi­ska cie­le­sne. Rze­czy­wi­stość obrazu odrywa się od związku z uczu­ciami czy wra­że­niami. Kiedy doj­dzie do takiego zerwa­nia, obraz staje się abs­trak­cją. Roz­bież­ność mię­dzy obra­zem a rze­czy­wi­sto­ścią jest naj­le­piej czy­telna w delu­zjach schi­zo­fre­ni­ków. Kla­syczny przy­kład to chora umy­słowo osoba, która wyobraża sobie, że jest Jezu­sem Chry­stu­sem albo Napo­le­onem. Z kolei okre­śle­nie „zdro­wie psy­chiczne” odnosi się do sytu­acji, w któ­rej obraz i rze­czy­wi­stość są ze sobą zgodne. Zdrowy czło­wiek ma obraz wła­snej osoby odpo­wia­da­jący temu, jak jego ciało się pre­zen­tuje i jakie są jego dozna­nia.

W kon­tek­ście spo­łecz­nym obraz może mieć zarówno pozy­tywne, jak i nega­tywne aspekty. Nie byłoby moż­liwe zwal­cza­nie zbio­ro­wych nie­szczęść czy nie­do­stat­ków bez mobi­li­zo­wa­nia spo­łecz­no­ści do dzia­ła­nia za pomocą odpo­wied­nich wizji. Wszyst­kie wiel­kie akcje huma­ni­tarne osią­gają swoje cele dzięki prze­ma­wia­ją­cym do wyobraźni obra­zom. Lecz obraz może być też użyty do złych celów – roz­bu­dza­nia nie­na­wi­ści i sia­nia znisz­czeń. Kiedy poli­cjant jest przed­sta­wiany jako sym­bol opre­syj­nej wła­dzy, zaczyna wzbu­dzać nie­uf­ność i nie­chęć. Kiedy chiń­scy komu­ni­ści czy­nią z Ame­ry­ka­nina okrut­nego cie­mię­ży­ciela pro­stego ludu, staje się on potwo­rem zasłu­gu­ją­cym na uni­ce­stwie­nie. Obraz prze­sła­nia indy­wi­du­alne czło­wie­czeń­stwo jed­nostki, redu­kuje ją do abs­trak­cji. Jeśli istotę ludzką widzimy tylko jako obraz, nie­trudno zdo­być się na jej zabi­cie.

Obraz jest nie­bez­pieczny na grun­cie spo­łecz­nym, na któ­rym jego funk­cja nie jest skry­wana, ale jesz­cze bar­dziej kata­stro­falny, bo zdra­dziecki wpływ wywiera na indy­wi­du­alne sto­sunki mię­dzy­ludz­kie. Można to zaob­ser­wo­wać w rodzi­nie, w któ­rej męż­czy­zna stara się reali­zo­wać swoją wizję ojco­stwa, nie zwa­ża­jąc na potrzeby dzieci. Samego sie­bie postrzega w kate­go­riach tego obrazu i podob­nie w dziecku widzi pewien obraz, a nie osobę mającą wła­sne uczu­cia i pra­gnie­nia. W takiej sytu­acji wycho­wy­wa­nie polega na dopa­so­wy­wa­niu dziecka do obrazu, który czę­sto jest pro­jek­cją wyzna­wa­nego nie­świa­do­mie wła­snego obrazu ojca. Dosto­so­wu­jąc się z koniecz­no­ści do tego rodzi­ciel­skiego obrazu, dziecko traci poczu­cie wła­snego Ja, swo­jej toż­sa­mo­ści i kon­taktu z rze­czy­wi­sto­ścią.

Utrata poczu­cia toż­sa­mo­ści ma korze­nie w sytu­acji rodzin­nej. Czło­wiek wycho­wany w kul­cie obra­zów suk­cesu, popu­lar­no­ści, atrak­cyj­no­ści sek­su­al­nej, sno­bi­zmu inte­lek­tu­al­nego i kul­tu­ral­nego, wyso­kiego sta­tusu, ofiar­no­ści i tak dalej widzi w innych tylko obrazy, zamiast patrzeć na nich jako ludzi. Oto­czony przez same obrazy, czuje się osa­mot­niony. Reagu­jąc na obrazy, nie ma poczu­cia więzi. Usi­łu­jąc zre­ali­zo­wać wła­sny obraz, doznaje fru­stra­cji, a emo­cjo­nalna satys­fak­cja mu umyka. Obraz jest abs­trak­cją, ide­ałem, boż­kiem, który żąda ofiary z oso­bi­stych uczuć. Obraz to twór umy­słowy, który narzuca się fizycz­nej isto­cie czło­wieka, redu­ku­jąc cie­le­sną egzy­sten­cję do roli pomoc­ni­czej. Ciało staje się narzę­dziem woli w służ­bie obrazu. Jed­nostka odrywa się od rze­czy­wi­sto­ści swo­jego ciała. A wyalie­no­wane jed­nostki two­rzą wyalie­no­waną spo­łecz­ność.

Rze­czy­wi­stość a ciało

Czło­wiek ma kon­takt z rze­czy­wi­sto­ścią świata tylko poprzez swoje ciało. Oto­cze­nie wywiera na niego wpływ dla­tego, że oddzia­łuje na jego ciało i drażni jego zmy­sły. On z kolei reaguje na te bodźce, oddzia­łu­jąc na śro­do­wi­sko. Jeśli w ciele jest względ­nie mało życia, to dozna­wane wra­że­nia i reak­cje na nie są ogra­ni­czone. Im bar­dziej oży­wione jest ciało, tym bar­dziej wyra­zi­ście jed­nostka postrzega rze­czy­wi­stość i tym aktyw­niej na nią reaguje. Każdy z nas z pew­no­ścią zauwa­żył, że kiedy czuje się dobrze i rześko, ostrzej widzi ota­cza­jący go świat. W depre­sji świat wydaje się nam bez­barwny.

Oży­wie­nie ciała to miara jego zdol­no­ści do odczu­wa­nia. Przy braku uczuć ciało jest „mar­twe”, przy­naj­mniej jeśli idzie o moż­li­wość postrze­ga­nia jakiejś sytu­acji i reago­wa­nia na nią. Osoba mar­twa emo­cjo­nal­nie zwraca się do wewnątrz: myśli i fan­ta­zje zastę­pują jej uczu­cia i dzia­ła­nia; obrazy kom­pen­sują utratę poczu­cia rze­czy­wi­sto­ści. Gorącz­kowa aktyw­ność umy­słowa zaj­muje miej­sce kon­taktu ze świa­tem rze­czy­wi­stym i może wytwo­rzyć fał­szywe wra­że­nie oży­wie­nia. Pomimo tej aktyw­no­ści emo­cjo­nalny bez­wład mani­fe­stuje się fizycz­nie. Ciało takiej osoby spra­wia wra­że­nie „mar­twego”, pozba­wio­nego życia.

Przy­wią­zy­wa­nie prze­sad­nej wagi do obra­zów czyni nas śle­pymi na rze­czy­wi­stość ciała i jego uczuć. A prze­cież to ciało roz­ta­pia się w miło­ści, kamie­nieje ze stra­chu, trzę­sie się ze zło­ści, sięga po cie­pło i kon­takt. W ode­rwa­niu od ciała wszyst­kie te słowa są tylko poetycz­nymi obra­zami. Dopiero jako doświad­cze­nia cie­le­sne stają się rze­czy­wi­sto­ścią nada­jącą zna­cze­nie naszej egzy­sten­cji. Toż­sa­mość jest czymś sub­stan­cjal­nym i mają­cym struk­turę dopiero wtedy, gdy opiera się na dozna­niach ciała. Ode­rwana od tej rze­czy­wi­sto­ści pozo­staje jedy­nie spo­łecz­nym arte­fak­tem, szkie­le­tem bez tka­nek.

Liczne eks­pe­ry­menty wyka­zały, że kiedy inte­rak­cja mię­dzy cia­łem a śro­do­wi­skiem zosta­nie rady­kal­nie ogra­ni­czona, czło­wiek traci poczu­cie rze­czy­wi­sto­ści². Jeśli pozba­wimy kogoś na dłuż­szy czas sty­mu­la­cji zmy­sło­wej, to zacznie dozna­wać halu­cy­na­cji. To samo dzieje się z oso­bami pozba­wio­nymi moż­li­wo­ści ruchu. W obu sytu­acjach osła­bie­nie wra­żeń cie­le­snych za sprawą braku zewnętrz­nej sty­mu­la­cji lub wła­snej aktyw­no­ści moto­rycz­nej zmniej­sza odczu­wa­nie ciała. Kiedy ktoś traci kon­takt z wła­snym cia­łem, rze­czy­wi­stość zacho­dzi dla niego mgłą.

Oży­wie­nie ciała to funk­cja meta­bo­li­zmu i ruchli­wo­ści. Meta­bo­lizm dostar­cza ener­gii umoż­li­wia­ją­cej ruchy. Kiedy więc słab­nie, zmniej­sza się oczy­wi­ście ruchli­wość ciała. Ale ta zależ­ność działa także w prze­ciw­nym kie­runku. Każde zmniej­sze­nie ruchli­wo­ści ma wpływ na meta­bo­lizm. Dzieje się tak dla­tego, że ruchli­wość bez­po­śred­nio wpływa na oddy­cha­nie. Jest ogólną zasadą, że im inten­syw­niej ktoś się poru­sza, tym głę­biej oddy­cha. Kiedy ruchli­wość słab­nie, zmniej­sza się ilość przy­swa­ja­nego tlenu i ognie meta­bo­li­zmu przy­ga­sają. Aktywne ciało cechuje spon­ta­nicz­ność oraz pełne i swo­bodne oddy­cha­nie. W następ­nym roz­dziale pokażę, że w ciele osoby schi­zo­idal­nej oddy­cha­nie i ruchli­wość są poważ­nie ogra­ni­czone. W rezul­ta­cie niski jest też poziom wytwa­rza­nej w nim ener­gii.

Bli­ski zwią­zek oddy­cha­nia, ruchu i odczu­wa­nia jest dobrze znany dzie­ciom, nato­miast doro­śli zwy­kle go igno­rują. Dziecko uczy się, że wstrzy­my­wa­nie odde­chu uśmie­rza nie­przy­jemne dozna­nia i uczu­cia. Wciąga brzuch i unie­ru­cha­mia prze­ponę, by wyzbyć się nie­po­koju. Leży bez ruchu, by nie czuć lęku. „Zagłu­sza” ciało, żeby nie czuć bólu. Ina­czej mówiąc, kiedy rze­czy­wi­stość staje się nie do znie­sie­nia, dziecko wyco­fuje się w świat OBRA­ZÓW, w któ­rym jego ego utratę uczuć z ciała kom­pen­suje sobie fan­ta­zjami. Nato­miast doro­sły, któ­rego zacho­wa­nie deter­mi­nuje obraz, wypiera z pamięci doświad­cze­nia, które zmu­siły go do „zagłu­sze­nia” ciała i odrzu­ce­nia rze­czy­wi­sto­ści.

W nor­mal­nej sytu­acji obraz jest odbi­ciem rze­czy­wi­sto­ści, umy­słową kon­struk­cją, która pomaga czło­wie­kowi ste­ro­wać swo­imi ruchami i spraw­niej dzia­łać. Ina­czej mówiąc, obraz odzwier­cie­dla ciało. Kiedy jed­nak ciało nie jest aktywne, obraz staje się jego sub­sty­tu­tem i jego roz­miary rosną, w miarę jak słab­nie świa­do­mość ciała. Fabu­larny film _Sekretne życie Wal­tera Mitty_ w wyra­zi­sty spo­sób uka­zuje, w jaki spo­sób obrazy mogą kom­pen­so­wać fak­tyczną rze­czy­wi­stą bier­ność jed­nostki.

Two­rze­nie obra­zów to funk­cja ego. Jak powia­dał Zyg­munt Freud, ego jest przede wszyst­kim i nade wszystko aspek­tem ciała. Kiedy się jed­nak roz­wija, staje się siłą prze­ciw­stawną do ciała – to zna­czy usta­na­wia war­to­ści będące w pozor­nej sprzecz­no­ści z war­to­ściami ciała. Na pozio­mie cie­le­snym czło­wiek jest zwie­rzę­ciem sku­pio­nym na sobie, dążą­cym do przy­jem­no­ści i zaspo­ko­je­nia wła­snych potrzeb. Na pozio­mie ego jest nato­miast istotą racjo­nalną i twór­czą, któ­rej dzia­ła­nia są nasta­wione na zdo­by­wa­nie wła­dzy i prze­kształ­ca­nie swo­jego śro­do­wi­ska. Nor­mal­nie ego i ciało są bli­skimi współ­pra­cow­ni­kami. Ego osoby zdro­wej pra­cuje nad reali­za­cją cie­le­snej zasady przy­jem­no­ści. Nato­miast ego osoby zabu­rzo­nej domi­nuje nad cia­łem i żąda, by jego zasady miały pierw­szeń­stwo przed zasa­dami ciała. W kon­se­kwen­cji nastę­puje roz­pad jed­no­ści orga­ni­zmu i współ­praca zamie­nia się w otwarty kon­flikt.

Ego a ciało

Kon­flikt mię­dzy ego a cia­łem może mieć prze­bieg łagodny albo ostry: neu­ro­tyczne ego domi­nuje nad cia­łem, schi­zo­idalne ego je igno­ruje, schi­zo­fre­niczne ego oddziela się od niego. Ego neu­ro­tyczne, lęka­jąc się nie­ra­cjo­nal­nej natury ciała, usi­łuje po pro­stu pod­po­rząd­ko­wać je sobie. Kiedy jed­nak lęk przed cia­łem nara­sta do roz­mia­rów paniki, ego zaczyna nego­wać jego obec­ność, by prze­trwać. A kiedy ten lęk zamie­nia się w skrajne prze­ra­że­nie, ego bie­rze roz­brat z cia­łem, dopro­wa­dza­jąc do roz­padu oso­bo­wo­ści i stwa­rza­jąc sytu­ację schi­zo­fre­niczną. Dosko­nałą ilu­stra­cją tych róż­nic jest spo­sób, w jaki ludzie o róż­nych typach oso­bo­wo­ści reagują na pożą­da­nie sek­su­alne. Dla zdro­wego ego seks jest wyra­zem miło­ści. Neu­ro­tyczne ego trak­tuje seks jako narzę­dzie pod­bo­jów i pod­wyż­sza­nia wła­snej war­to­ści. Dla ego schi­zo­idalnego seks to szansa na fizyczną bli­skość i cie­pło, od czego zależy prze­ży­cie. Wresz­cie ego schi­zo­fre­niczne, ode­rwane od ciała, nie znaj­duje w akcie sek­su­al­nym żad­nego zna­cze­nia.

Kon­flikt mię­dzy ego a cia­łem pro­wa­dzi do roz­łamu oso­bo­wo­ści, który wywiera wpływ na wszyst­kie aspekty ist­nie­nia i zacho­wa­nia jed­nostki. W tym roz­dziale zba­damy podzie­lone i sprzeczne wewnętrz­nie toż­sa­mo­ści osób schi­zo­idal­nych i neu­ro­tycz­nych. W dal­szych roz­dzia­łach zaj­miemy się innymi prze­ja­wami roz­łamu oso­bo­wo­ści. Czę­ścią tego stu­dium będzie roz­wa­ża­nie, w jaki spo­sób docho­dzi do roz­łamu, jakie czyn­niki mu sprzy­jają i jakie metody postę­po­wa­nia mogą go łago­dzić. W tym miej­scu powinno już być jasne, że nie można się z nim upo­rać bez poprawy stanu ciała. Jeśli ciało ma się oży­wić, żeby jego rze­czy­wi­stość zaczęła rzą­dzić obra­zem ego, należy pogłę­bić oddy­cha­nie, zwięk­szyć ruchli­wość i uak­tyw­nić uczu­cia.

W podzie­lo­nej oso­bo­wo­ści funk­cjo­nują dwie sprzeczne ze sobą toż­sa­mo­ści. Jedna opiera się na obra­zie ego, druga na ciele. Dys­po­nu­jemy kil­koma tech­ni­kami pozwa­la­ją­cymi rzu­cić świa­tło na owe toż­sa­mo­ści. Histo­ria życia pacjenta i sens jego dzia­łań mówią nam co nieco o toż­sa­mo­ści ego. Wygląd ciała i jakość jego ruchów ujaw­niają z kolei toż­sa­mość cie­le­sną. Rysunki postaci i inne tech­niki pro­jek­cyjne dostar­czają waż­nych infor­ma­cji o pacjen­cie. Na koniec myśli i uczu­cia pacjenta zdra­dzają jego prze­ciw­stawne wyobra­że­nia o wła­snej oso­bie.

Aby zilu­stro­wać powyż­sze kon­cep­cje, przed­sta­wię dwa kon­kretne przy­padki. Pierw­szy z nich doty­czy mło­dej kobiety, która dekla­ro­wała, że jej pro­ble­mem jest _ano­mia._ Zaczerp­nęła ten ter­min z lek­tury arty­kułu w cza­so­pi­śmie „Esqu­ire” oraz książki Betty Frie­dan _The Femi­nine Mysti­que_ (Kobieca mistyka). Frie­dan defi­niuje _ano­mię_ jako „nie­ja­sne, upo­rczywe uczu­cie bez­ce­lo­wo­ści, pustej egzy­sten­cji, braku zain­te­re­so­wa­nia świa­tem, co można nazwać _ano­mią_, utratą toż­sa­mo­ści lub po pro­stu postrze­gać to jako bez­i­mienny, lecz dokucz­liwy pro­blem”³. W socjo­lo­gii _ano­mia_ ozna­cza stan BRAKU NORM albo – jak wolę ja – braku FORM. Moja pacjentka, którą będę nazy­wał Bar­barą, opi­sy­wała swoją sytu­ację nastę­pu­jąco:

Mam uczu­cie dez­orien­ta­cji i pustki, zupeł­nej jało­wo­ści życia. Nie widzę powodu, by coś robić. Nie mam moty­wa­cji do jakie­go­kol­wiek dzia­ła­nia. Wła­ści­wie dopiero nie­dawno zaczę­łam zda­wać sobie z tego sprawę. Ude­rzyło mnie to, kiedy skoń­czyły się waka­cje. Latem czu­łam się odpo­wie­dzialna za dzieci i dom, ale teraz te obo­wiązki prze­jęła gospo­sia. Czu­łam, że to, co robię w domu, to rodzaj ner­wo­wych tików – wie pan, taka zupeł­nie nie­po­trzebna aktyw­ność.

Bar­bara była trzy­dzie­sto­pię­cio­let­nią zamężną kobietą, matką czworga dzieci. Jej aktyw­ność w domu trudno byłoby nazwać nie­po­trzebną. Cho­ciaż zatrud­niała gospo­się, przez cały dzień zaprzą­tały ją różne ważne sprawy. Gospo­sia pra­co­wała kiep­sko i to spra­wiało Bar­ba­rze stały kło­pot. Chcia­łaby ją zwol­nić, ale nie mogła się na to zdo­być. Przez całe życie nie potra­fiła mówić „nie” innym ludziom, przez co czuła, że nie staje na wyso­ko­ści zada­nia. Kiedy kon­flikt się zaogniał, jak to było z gospo­sią, zała­my­wała się i wyco­fy­wała. W rezul­ta­cie tra­ciła poczu­cie wła­snego Ja i czuła się pusta wewnętrz­nie. Wie­działa o tym wszyst­kim dzięki wcze­śniej­szej psy­cho­ana­li­zie. Wie­działa nawet, że źró­dłem jej trud­no­ści są rela­cje z rodzi­cami w dzie­ciń­stwie. Czego nato­miast nie wie­działa, to tego, że pod wpły­wem rosną­cego stresu zapada się w sobie rów­nież fizycz­nie. To spra­wiało, że czuła się bez­radna.

Co powo­do­wało tę fizyczną zapaść? Była kobietą śred­niej wagi, o małej gło­wie i sub­tel­nych, regu­lar­nych rysach twa­rzy. Jej spoj­rze­nie było mięk­kie, wyra­ża­jące nie­po­kój. W gło­sie czuć było waha­nie, czę­sto robiła prze­rwy mię­dzy poszcze­gól­nymi fra­zami. Szyję miała cienką i sztywną, co w czę­ści tłu­ma­czyło zaha­mo­wa­nia w mowie. Ramiona trzy­mała unie­sione, jakby w stra­chu. Ciału bra­ko­wało jędr­no­ści, powierzch­niowe mię­śnie były skraj­nie zwiot­czałe. Nato­miast mię­śnie w głębi ciała, roz­miesz­czone wzdłuż krę­go­słupa, wokół obrę­czy bar­ko­wej, w szyi i klatce pier­sio­wej miała sil­nie napięte. Jej oddech był zupeł­nie płytki, co jesz­cze bar­dziej utrud­niało mówie­nie i odpo­wia­dało za bla­dość skóry. Jeśli pró­bo­wała oddy­chać głę­biej, wysiłki te trwały nie dłu­żej niż minutę, potem górna część jej ciała pochy­lała się do przodu, stwa­rza­jąc zała­ma­nie w talii. Fizyczne funk­cje jej ciała były upo­śle­dzone: nie miała ape­tytu, nie odczu­wała popędu sek­su­al­nego, z tru­dem zasy­piała. Widać było wyraź­nie, dla­czego ma poczu­cie pustki i braku życia.

Bar­bara nie potra­fiła dostrzec żad­nego związku mię­dzy swoim sta­nem fizycz­nym a nasta­wie­niem psy­chicz­nym. Kiedy wska­zy­wa­łem jej na ten zwią­zek, odpo­wia­dała tylko: „No cóż, skoro pan tak mówi…”. Wyja­śniała, że nie ma wyboru i musi zaak­cep­to­wać moją ana­lizę swo­ich pro­ble­mów. Nie lubiła swo­jego ciała i nie­świa­do­mie je nego­wała. Na pew­nym pozio­mie czuła jed­nak z nim zwią­zek, skoro pod­czas zabie­gów fizycz­nych zdo­była się na głęb­sze oddy­cha­nie i wpra­wie­nie mię­śni w ruch. Kiedy ten wysi­łek stał się dla niej bole­sny, na chwilę zapła­kała, choć miała przed tym opory. Oświad­czyła, że zbyt wiele bólu doznała w życiu i nie widzi powodu, by miała to znowu prze­ży­wać. Zda­wała sobie jed­nak rów­nież sprawę z tego, że wsty­dzi się oka­zy­wać uczu­cia i kon­se­kwent­nie z nimi wal­czy. Uświa­do­miła sobie, że płacz popra­wia jej nastrój, gdyż czuje się wtedy bar­dziej oży­wiona. Stop­niowo dopusz­czała do sie­bie coraz wię­cej wra­żeń cie­le­snych i uczuć. Pró­bo­wała nawet gło­śno wyra­zić swój sprze­ciw, woła­jąc: „Nie, nie chcę!”.

Stan Bar­bary powoli się popra­wiał. Potra­fiła już dłu­żej prze­ja­wiać aktyw­ność i swo­bod­niej oddy­chała. Skłon­ność do zamy­ka­nia się w sobie osła­bła. Wymó­wiła pracę gosposi. Jej oczy w spo­sób widoczny roz­ja­śniły się i uśmie­chała się do mnie. Nie skar­żyła się już na _ano­mię._ Zro­zu­miała, że aby odzy­skać poczu­cie wła­snego Ja i toż­sa­mo­ści, musi przede wszyst­kim oży­wić uczu­cia w ciele. Te zmiany na lep­sze zawdzię­czała po czę­ści poczu­ciu, że zna­la­zła kogoś, kto może jej pomóc, kto zdaje się rozu­mieć jej pro­blemy. Nale­żało jed­nak zakła­dać, że poprawa będzie tylko cza­sowa. Dotknę­li­śmy kon­flik­tów, które zro­dziły jej zabu­rze­nie, ale ich nie roz­wią­za­li­śmy. Pewne wyobra­że­nie o isto­cie tych kon­flik­tów można zyskać dzięki wyko­ny­wa­nym przez nią rysun­kom postaci i jej komen­ta­rzom.

Rysunki 1 i 2 to dwa kolejne wyobra­że­nia kobiety. O pierw­szym z nich Bar­bara powie­działa: „Wygląda głu­pio. Jest za sze­roka w ramio­nach. Wygląda skrom­nie, ale w dia­bo­liczny spo­sób”. Rysu­nek 2 ude­rzył ją jako „pozba­wiony życia mane­kin ze śmier­telną maską zamiast twa­rzy”. Rysu­nek 3, przed­sta­wia­jący męż­czy­znę, zwraca uwagę dia­bo­licznym czy też demo­nicz­nym cha­rak­te­rem. Pomię­dzy rysun­kami 1 i 3 widać pewne pokre­wień­stwo, co wska­zuje na to, że Bar­bara iden­ty­fi­ko­wała się z męż­czy­zną.

Wzmoc­niony zarys ciała na rysunku 2 należy inter­pre­to­wać jako ujaw­nie­nie braku lub sła­bo­ści per­cep­cji pery­fe­ryj­nych czę­ści ciała. Jest to próba nada­nia kształtu temu, co w odczu­ciu pacjentki jest bez­kształtne. Zwiot­cza­łość mię­śni nada­wała ciału Bar­bary amor­ficzny cha­rak­ter, co kom­pen­so­wała sobie, rysu­jąc ciało gru­bymi liniami.

Kim była Bar­bara? Czy tą posta­cią z rysunku 2, przy­po­mi­na­jącą figurę woskową, czy też dia­bo­licz­nie skrom­nym dziew­czę­ciem z rysunku 1?

Przy­glą­da­jąc się Bar­ba­rze, trudno byłoby wykryć per­wer­syjną stronę jej natury. Pre­zen­to­wała się jako osoba skromna, nie­śmiała, pełna roz­te­rek. Ale dostrze­gała w swo­jej oso­bo­wo­ści aspekt demo­niczny i otwar­cie to przy­zna­wała.

Czuję w sobie naj­wię­cej życia wtedy, gdy czuję się prze­wrotna. W col­lege’u sypia­nie z chło­pa­kami miało posmak zaka­za­nego owocu. Prze­spa­łam się z chłop­cem mojej przy­ja­ciółki i byłam z tego dumna. Prze­chwa­la­łam się, że zro­bi­łam coś prze­wrot­nego. Innym razem spa­łam ze szpet­nym i gru­bym face­tem za pie­nią­dze i też czu­łam z tego powodu dumę. Mia­łam wtedy poczu­cie, że potra­fię coś zro­bić ina­czej niż wszy­scy.

Myśląc o swoim ciele, zwiot­cza­łym i bez­kształt­nym, Bar­bara widziała samą sie­bie jako przed­miot (nie­żywy mane­kin) skła­dany w ofie­rze demo­nicz­nym żądzom męż­czy­zny. Nato­miast z punktu widze­nia ego iden­ty­fi­ko­wała się z demo­nem, który żąda tej ofiary, i ze swego poni­że­nia czer­pała dziwną satys­fak­cję.

Matka Bar­bary rów­nież uwa­żała się za ofiarę lub męczen­niczkę i jej ciało było podob­nie bez­kształtne. Na pozio­mie ciała Bar­bara nie­wąt­pli­wie iden­ty­fi­ko­wała się z matką, pod­czas gdy na pozio­mie ego ciało matki było dla niej odpy­cha­jące, a jej rolę obiektu sek­su­al­nego odbie­rała jako upo­ko­rze­nie. Aby wła­snemu życiu nadać pozy­tyw­niej­szy sens, ode­rwała się od swo­jej kobie­co­ści i zaczęła iden­ty­fi­ko­wać się z ojcem.

Przy­swo­je­nie sobie przez kobietę męskiego ego daje w efek­cie wiedźmę. Kul­ty­wuje ona męski pogląd, że kobiece ciało jest przed­mio­tem do wyko­rzy­sta­nia sek­su­al­nego. Wiedźma zwraca się zatem prze­ciwko wła­snemu ciału i z satys­fak­cją składa je w ofie­rze, ponie­waż repre­zen­tuje ono mniej war­to­ściowy aspekt jej oso­bo­wo­ści. Jed­no­cze­śnie kom­pen­suje sobie to poni­że­nie, wyno­sząc swój obraz ego na wyżyny non­kon­for­mi­sty, który nie dba o starą moral­ność.

Ten demo­niczny popęd każe rów­nież wiedź­mie dążyć do znisz­cze­nia męskiego ego. Wystę­pu­jąc prze­ciwko wła­snej kobie­co­ści, neguje rolę miło­ści w sek­sie i drwi z męż­czy­zny, który jej poszu­kuje. Sek­su­alna ule­głość Bar­bary to odbi­cie jej pogardy dla męż­czyzn. Mówi w ten spo­sób: „Jestem niczym, a ty jesteś głup­cem, jeśli mnie pra­gniesz”.

Męż­czy­zna, który owład­nie takim zde­pre­cjo­no­wa­nym obiek­tem, odnosi pyr­ru­sowe zwy­cię­stwo. Degra­duje go to w oczach kobiety. Bar­bara mściła się więc w ten spo­sób na ojcu za jego udział w poni­ża­niu kobie­co­ści.

Kiedy Bar­bara w dzie­ciń­stwie nie­świa­do­mie dosto­so­wy­wała się do swo­jej sytu­acji życio­wej, nie mogła prze­wi­dzieć, że godna wiedźmy zemsta na męsko­ści odbie­rze jej WSZYST­KIE uczu­cia ani że oddzie­la­jąc się od swo­jej kobie­co­ści, ugrzęź­nie w „mar­twym” ciele, nie­zdolna odpo­wie­dzieć na czy­jąś miłość. Utra­ciła wła­sne Ja, gdyż jej ciało nale­żało do matki, a jej ego do ojca. Jako osoba doro­sła uświa­do­miła sobie, że została oszu­kana, ale nie mogła wyzbyć się obli­cza wiedźmy, dopóki nie­świa­do­mie akcep­to­wała war­to­ści ego, a odrzu­cała ciało.

Bar­bara była jed­no­cze­śnie wiedźmą i ofiarą, skła­dało się na nią zarówno demo­niczne ego żąda­jące ofiary z kobie­cego ciała, jak i ule­głe ciało prze­ra­żone tą swoją rolą. Taki podział impli­kuje obec­ność dwóch sprzecz­nych ze sobą toż­sa­mo­ści. Roz­dar­cie w oso­bo­wo­ści Bar­bary można postrze­gać w kate­go­riach życia i śmierci. Aby oca­lić swoje ego, nie miała innego wyboru, jak pod­dać ciało. Pod­po­rząd­ko­wa­nie się war­to­ściom rodzi­ców wyma­gało zwró­ce­nia się prze­ciwko ciału, ale dzięki temu manew­rowi zapew­niła sobie prze­ży­cie i zdro­wie psy­chiczne. Jako dziecko musiała spoj­rzeć na kobie­cość oczami swego ojca (a matka zga­dzała się z tą wizją) i wyobra­żać sobie, że w takim wro­gim życiu nasta­wie­niu kryje się jakiś wysu­bli­mo­wany sens.

Poświę­ce­nie ciała jest dla oso­bo­wo­ści schi­zo­idal­nej aktem sym­bo­licz­nym – acz­kol­wiek wiele tych nie­szczę­snych istot poświęca je dosłow­nie, popeł­nia­jąc samo­bój­stwo. U Bar­bary poświę­ce­nie pole­gało na odrzu­ce­niu ciała, wyco­fa­niu z niego uczuć, zane­go­wa­niu jego zna­cze­nia jako środka auto­ek­spre­sji. Ale jej wewnętrzny kon­flikt nie wygasł, ponie­waż ciało na­dal żyło wła­snym życiem i godziło się na sym­bo­liczne poświę­ce­nie tylko pod przy­mu­sem. W tej walce ciało miało sojusz­nika w racjo­nal­nej czę­ści umy­słu, która była wpraw­dzie nie­zdolna do prze­ła­ma­nia demo­nicz­nej siły ego, ale wystar­cza­jąco silna, by zacią­gnąć pacjentkę na tera­pię.

Drugi przy­kład ilu­struje roz­łam toż­sa­mo­ści u czło­wieka, któ­rego oso­bo­wość nie była tak sil­nie wypa­czona jak u Bar­bary. Henry był po pięć­dzie­siątce, jego kariera dobrze się roz­wi­jała. Zwró­cił się do mnie o radę, ponie­waż nie znaj­do­wał w życiu przy­jem­no­ści ani satys­fak­cji. Pra­co­wał dużo i z powo­dze­niem, ale cze­goś mu bra­ko­wało. „Pie­nią­dze to nie pro­blem” – stwier­dził, kiedy była mowa o hono­ra­rium, ale pie­nią­dze nie mogły mu pomóc. Suk­cesy zawo­dowe przy­nio­sły mu tylko depre­sję, zaczątki wrzodu żołądka i silne pra­gnie­nie „rzu­ce­nia tego wszyst­kiego”. Myślał już tylko o tej chwili, kiedy odej­dzie z biz­nesu, ale prze­czu­wał, że to nie będzie roz­wią­za­nie. Wciąż sta­wał wobec pro­blemów, z któ­rymi – jak mówił – poje­dyn­czo dałby sobie radę, ale wszyst­kie naraz go prze­ra­stały.

Opi­su­jąc swoją mło­dość, zwie­rzył się, że w rodzi­nie uwa­żano go za czarną owcę i nie spo­dzie­wano się po nim wiele. Pew­nego dnia posta­no­wił udo­wod­nić, że stać go na suk­ces. Udało mu się to, ale suk­ces pocią­gnął za sobą nowe wyzwa­nia i więk­szą odpo­wie­dzial­ność. Zre­zy­gno­wać byłoby trudno. Co miałby czło­wiek robić, gdyby wszystko porzu­cił? Cho­ciaż Henry skar­żył się na swoje kło­poty, jed­no­cze­śnie eks­cy­to­wały go wyzwa­nia z nimi zwią­zane. Gdy raz zain­we­sto­wał w suk­ces, musiał cią­gnąć dalej. Jest to cięż­kie brze­mię, gdyż droga suk­cesu nie pozwala się wylu­zo­wać i odpu­ścić sobie, chyba że poprzez porażkę.

Dzięki pod­ję­ciu tera­pii ana­li­tycz­nej brze­mię zelżało. Część cię­żaru prze­szła na tera­peutę, a Henry poczuł się lepiej i swo­bod­niej. Kiedy zwró­ci­łem mu uwagę, jak bar­dzo zanie­dbał swoje ciało, był poru­szony. Posta­no­wił sobie, że będzie poświę­cać ciału wię­cej uwagi, i na jakiś czas mu to pomo­gło. Miał szczerą inten­cję i dość siły woli, by pod­jąć wysi­łek zmiany nawy­ków, ale nie potra­fił przy tym wytrwać. W grun­cie rze­czy tera­pię postrze­gał jako kolejne wyzwa­nie i pod­cho­dził do niej z typową dla sie­bie deter­mi­na­cją. Tak więc sama tera­pia stała się kolej­nym cię­ża­rem.

Pew­nego dnia, kiedy sie­dział w moim gabi­ne­cie i roz­ma­wia­li­śmy o jego pro­ble­mach, odpu­ścił sobie bar­dziej niż zwy­kle. Głowa opa­dała mu na bok, twarz miał obwi­słą, wyglą­dał na bar­dzo zmę­czo­nego, patrzył na mnie jak zbity pies. Spra­wiał wra­że­nie czło­wieka poko­na­nego, choć sam jesz­cze o tym nie wie­dział.

Henry pie­lę­gno­wał swój obraz czło­wieka nie­zwy­cię­żo­nego, co prze­czyło wewnętrz­nej rze­czy­wi­sto­ści jego uczuć. Nie o to cho­dzi, by sądził, że zawsze będzie wygry­wał. Po pro­stu był zde­ter­mi­no­wany, żeby nie prze­gry­wać i nie dać się pobić. Lecz fizycz­nie był czło­wie­kiem poko­na­nym, który nie chce zaak­cep­to­wać swo­jej klę­ski. Poniósł porażkę, usi­łu­jąc w suk­ce­sie finan­so­wym zna­leźć oso­bi­ste zna­cze­nie. Nie­zdol­ność do odczu­wa­nia w życiu przy­jem­no­ści wpra­wiała go w roz­pacz. Przy­szedł na tera­pię, by wyzbyć się UCZUĆ klę­ski i roz­pa­czy, ale musiał je zaak­cep­to­wać, żeby odna­leźć samego sie­bie.

W ciele Henry’ego było wię­cej życia niż u Bar­bary. Umię­śnie­nie miał lepiej roz­wi­nięte, jego skóra była cie­pła i miała wyraźną barwę. Silne napię­cia mię­śniowe wygi­nały mu plecy w łuk, więc cho­dził nachy­lony do przodu i musiał podej­mo­wać świa­domy wysi­łek, żeby się wypro­sto­wać. Bar­dzo napięte miał rów­nież mię­śnie szyi, która była jakby skró­cona. W chwili stresu oddy­chał z wysił­kiem. Trud­no­ści z respi­ra­cją prze­ja­wiały się sapa­niem przy wyde­chu. Dużo też palił. Napię­cia w musku­la­tu­rze ciała były tak silne, że pętały go niczym łań­cu­chy. Zma­gał się z wewnętrz­nymi ogra­ni­cze­niami, któ­rych był nieświa­domy, ale całą swą ener­gię anga­żo­wał w walkę o suk­ces w świe­cie zewnętrz­nym. Był więc roze­rwany pomię­dzy obra­zem ego a rze­czy­wi­sto­ścią ciała, pomię­dzy zewnętrz­nymi suk­cesami i osią­gnię­ciami a wewnętrz­nym poczu­ciem klę­ski i fru­stra­cji.

Pro­blem Henry’ego można by powierz­chow­nie zro­zu­mieć, odwo­łu­jąc się do jego neu­ro­tycz­nego pra­gnie­nia suk­cesu. Dla jego nie­świa­do­mego umy­słu ciało było potwo­rem, któ­rego należy zaprząc do reali­za­cji żądań ego. Ciało odbie­rało te żąda­nia jako jarzmo pozba­wia­jące je wol­no­ści, odma­wia­jące mu przy­jem­no­ści i satys­fak­cji. Ciało Henry’ego, ina­czej niż w przy­padku Bar­bary, sta­wiało opór. Jed­nak pacjent do pew­nego stop­nia utra­cił kon­takt ze swoim cia­łem oraz świa­do­mość jego uczuć i odpo­wied­nio do tego prze­ja­wiał skłon­no­ści schi­zo­idalne. Poświę­cał swoją wol­ność nie w imię suk­cesu finan­so­wego, jak mu się zda­wało, lecz w imię wyobra­że­nia o suk­ce­sie, które wyro­bił sobie w mło­do­ści. Mobi­li­zo­wa­nie ciała do zaspo­ka­ja­nia rze­czy­wi­stych potrzeb (głodu, pożąda­nia sek­su­al­nego, przy­jem­no­ści i tym podob­nych) jest wła­ści­wym jego wyko­rzy­sta­niem, nato­miast dąże­nie jego kosz­tem do reali­za­cji celów ego to już nad­uży­cie.

Pro­blem Henry’ego nie był tak poważny jak Bar­bary. Henry przy­jął do wia­do­mo­ści i zaak­cep­to­wał rela­cję pomię­dzy jego Ja a cia­łem. Bar­bara potra­fiła jedy­nie uznać taką moż­li­wość, „skoro pan tak mówi”. Henry uświa­do­mił sobie, że musi uwol­nić napię­cia mię­śniowe w ciele, i zabrał się do tego z takim zapa­łem, że jesz­cze bar­dziej powięk­szył napię­cie. Bar­bara wyczu­wała bez­ruch swo­jego ciała, ale nie miała siły, by coś z tym zro­bić. Doświad­czała ciała jako cze­goś obcego wzglę­dem jej oso­bo­wo­ści; wyra­żała nawet otwar­cie pra­gnie­nie, by nie mieć ciała, w któ­rym widziała tylko źró­dło udręki. Gotowa była poświę­cić ciało, by zado­wo­lić tkwiącą w niej wiedźmę. Henry nato­miast akcep­to­wał swoje ciało, ale robił z niego zły uży­tek. Pod­po­rząd­ko­wy­wał je swo­jemu ego­ty­stycz­nemu pędowi do suk­cesu, marząc, że w ten spo­sób osią­gnie wol­ność, ale kiedy suk­ces nie przy­niósł wyzwo­le­nia, zro­zu­miał, że potrze­buje pomocy.

Kon­flikt schi­zo­idalny to walka życia ze śmier­cią i można go wyra­zić szek­spi­row­skimi sło­wami: „być albo nie być”. Kon­flikt neu­ro­tyczny, odmien­nie, rodzi się z poczu­cia winy i lęku zwią­za­nych z przy­jem­no­ścią. Nie zna­czy to, że osoba schi­zo­idalna jest wolna od poczu­cia winy i lęku, ale w jej oso­bo­wo­ści uczu­cia te są pod­po­rząd­ko­wane naczel­nemu celowi prze­ży­cia. Oso­bo­wość schi­zo­idalna płaci za swoje ist­nie­nie okre­śloną cenę. Jest nią rezy­gna­cja z prawa do sta­wia­nia życiu wyma­gań. Pro­wa­dzi to nie­uchron­nie do pew­nego rodzaju poświę­ce­nia, jakie widzie­li­śmy u Bar­bary, i do egzy­sten­cji, w któ­rej jedy­nym źró­dłem satys­fak­cji jest nego­wa­nie rze­czy­wi­sto­ści. Każda forma nega­cji życia to prze­jaw ten­den­cji schi­zo­idal­nej i w tym sen­sie każdy pro­blem emo­cjo­nalny zawiera schi­zo­idalny rdzeń.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

May Rollo, Exi­stence: A New Dimen­sion in Psy­chia­try and Psy­cho­logy, New York, Basic Books 1958, s. 56.

2.

Lilly J.C., Men­tal Effects of Reduc­tion of Ordi­nary Levels of Phy­si­cal Sti­muli on Intact, Heal­thy Per­sons: A Sym­po­sium, Psy­chiat. Assoc. Psy­chiat. Rese­arch Report No. 5, June 1956.

3.

Frie­dan B., The Femi­nine Mysti­que, New York, Nor­ton 1963, s. 181.

4.

Moyes A.P., Modern Cli­ni­cal Psy­chia­try, wyd. III, Phi­la­del­phia, W.B. Saun­ders 1948, s. 207–271.

5.

Kret­sch­mer E., Phy­si­que and Cha­rac­ter, New York, Huma­ni­ties Press 1951, s. 169.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: