Zdrada ciała - ebook
Zdrada ciała - ebook
W swojej kolejnej książce Alexander Lowen przedstawia tezę, iż praprzyczyną schizoidalnego zaburzenia osobowości jest utrata przez pacjenta kontaktu z własnym ciałem, czyli wyparcie bądź zanegowanie płynących z ciała wrażeń i uczuć. Jest to mechanizm obronny wykształcający się zwykle we wczesnym dzieciństwie jako reakcja na świadomie lub nieświadomie okazywane przez rodziców niechęć i wrogość. Utrwala się on w postaci chronicznych napięć mięśniowych i blokuje wyrażanie uczuć u osoby dorosłej, a także powoduje trudności w relacjach z innymi czy kłopoty ze snem.
Autor twierdzi, że zaburzenia tego nie można leczyć wyłącznie za pomocą psychoterapii analitycznej i że niezbędna jest również praca z ciałem. Przedstawia opracowane przez siebie techniki: pozycje i ruchy terapeutyczne oraz ćwiczenia oddechowe, dzięki którym pacjent może uwolnić tłumione dotąd uczucia.
Wiele miejsca poświęca również na omówienie symptomatologii zaburzenia schizoidalnego, które przejawia się nie tylko w zachowaniu pacjenta, lecz również w powierzchowności, wyrazie twarzy, a nawet ogólnej strukturze ciała i fizjologii organizmu. Swoje tezy ilustruje opisem licznych przypadków pacjentów klinicznych, z którymi miał do czynienia w pracy.
ALEXANDER LOWEN (1910–2008) – wybitny amerykański psychiatra i psychoterapeuta. W młodości studiował ekonomię i prawo; w tej drugiej dziedzinie uzyskał tytuł magistra, a następnie doktora. Później jednak zainteresował się związkami między zdrowiem fizycznym i psychicznym. Uczęszczał na kursy prowadzone przez głośnego psychoanalityka Wilhelma Reicha, u niego też odbył własną psychoterapię, po której rozpoczął samodzielną praktykę. W 1951 roku ukończył studia medyczne na uniwersytecie w Genewie. Wspólnie z Johnem Pierrakosem rozwinął własne podejście terapeutyczne, tak zwaną analizę bioenergetyczną, opierające się na założeniu, że problemy psychologiczne mają znaczący wpływ na stan fizyczny organizmu i vice versa. W terapii łączył interwencje psychologiczne ze specjalnym systemem ćwiczeń fizycznych. Napisał szereg książek z tej dziedziny, z których znaczna część została opublikowana w polskim przekładzie, m.in. Język ciała, Zdrada ciała, Depresja i ciało, Bioenergetyka, Lęk przed życiem, Narcyzm, Duchowość ciała. Był twórcą Międzynarodowego Instytutu Analizy Bioenergetycznej, założonego w 1956 roku w Nowym Jorku.
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8143-750-9 |
Rozmiar pliku: | 3,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KWESTIA TOŻSAMOŚCI
Ludzie zwykle nie zadają sobie pytania: „Kim jestem?”. Uważamy, że tożsamość mamy daną raz na zawsze. Każdy nosi w portfelu dokumenty pozwalające go zidentyfikować. Ma świadomość, kim jest. Ale na głębszym poziomie problem tożsamości istnieje. Gdzieś na pograniczu świadomości prześladują człowieka brak satysfakcji, trudność w podejmowaniu decyzji, uczucie, że „zmarnował życie”. Jest w konflikcie ze sobą, niepewny własnych uczuć, i ta niepewność stanowi odbicie problemu tożsamości. Dopiero kiedy niezadowolenie z siebie zamienia się w rozpacz, a brak poczucia bezpieczeństwa graniczy z paniką, może sobie zadać pytanie: „Kim jestem?”. Świadczy to o kruszeniu się fasady, na której chciał budować swoją tożsamość. Tworzenie fasady czy też przyjmowanie określonej roli jako środek budowania tożsamości wskazuje na rozłam między ego a ciałem. Definiuję ten rozłam jako zaburzenie schizoidalne, które jest podłożem każdego problemu tożsamościowego.
Przychodzi na przykład do mojego gabinetu głośny artysta i mówi: „Jestem w rozpaczy i nic nie rozumiem. Nie wiem, kim jestem. Idę ulicą i pytam samego siebie: kim ty jesteś?”.
Nie miałoby sensu tłumaczyć mu: „Jest pan sławnym malarzem, którego prace wiszą w wielu muzeach”. On to wie. Skarży się na utratę poczucia własnego Ja, utratę kontaktu z pewnymi ważnymi aspektami egzystencji, które nadają życiu znaczenie. Tym brakującym elementem jest identyfikacja z ciałem, fundament, na którym wznosi się osobowość człowieka. Mojemu pacjentowi uświadomiło to pewne dramatyczne przeżycie. Opowiadał o nim tak:
Tamtego dnia spojrzałem w lustro i przeraziłem się, kiedy zrozumiałem, że taki jestem. To właśnie widzą ludzie, kiedy na mnie patrzą – pomyślałem.
To był obraz kogoś obcego. Twarz i ciało w lustrze sprawiały wrażenie, jakby nie należały do mnie… Miałem poczucie nierzeczywistości.
Takie doznanie, na które składają się utrata odczuć w ciele oraz wrażenie obcości i nierzeczywistości, jest znane jako depersonalizacja. Wskazuje na oderwanie od rzeczywistości i pojawia się w pierwszej fazie epizodu psychozy. Jeśli się przeciąga, człowiek nie tylko traci poczucie tożsamości, lecz także przestaje ją świadomie postrzegać. Szczęśliwie u mojego pacjenta nie potrwało to długo. Zdołał odzyskać w pewnym stopniu kontakt z własnym ciałem, więc uczucie nierzeczywistości znikło. Wciąż jednak w znikomym stopniu identyfikował się z ciałem i problem tożsamości dręczył go nadal.
Poczucie tożsamości rodzi się z poczucia kontaktu z ciałem. Żeby człowiek wiedział, kim jest, musi być świadomy tego, co czuje. Powinien wiedzieć, jaki jest wyraz jego twarzy, jaką postawę przyjmuje, w jaki sposób się porusza. Bez świadomości odczuć i postaw swojego ciała będzie tylko bezcielesnym duchem. Wrócę jeszcze do tego artysty.
Kiedy usiadł naprzeciwko mnie, widziałem jego ściągniętą twarz, puste oczy, zaciśnięte szczęki i zmrożone ciało. W jego nieruchomości i płytkim oddechu wyczuwało się lęk, a nawet panikę. On sam jednak nie zdawał sobie sprawy, jak posępna jest jego twarz, jak pozbawione wyrazu oczy, jak sztywne szczęki i całe ciało. Nie czuł lęku ani paniki. Nie mając kontaktu z ciałem, czuł tylko zmieszanie i rozpacz.
Całkowita utrata kontaktu z ciałem to charakterystyczna cecha schizofrenii. Mówiąc najogólniej, schizofrenik nie wie, kim jest, i tak bardzo jest oderwany od rzeczywistości, że nie potrafi nawet postawić sobie tego pytania. Natomiast osobnik schizoidalny wie, że ma ciało, więc orientuje się w czasie i przestrzeni. Ponieważ jednak jego ego nie utożsamia się z ciałem i nie postrzega jego żywości, nie czuje więzi ze światem i innymi ludźmi. I podobnie jego świadome poczucie tożsamości nie ma związku z tym, jak się czuje ze sobą. Konflikt ten jest obcy osobie zdrowej, której ego identyfikuje się z ciałem i której świadomość własnej tożsamości wyrasta z odczuć cielesnych.
Niepewność własnej tożsamości to cecha większości przedstawicieli naszej kultury. Wielu ludzi zmaga się z niejasnym poczuciem nierzeczywistości swojej osoby i swojego życia. Pogrążają się w rozpaczy, kiedy obraz ego, który sobie wytworzyli, okazuje się pusty i pozbawiony znaczenia. Kiedy przyjęta przez nich życiowa rola chwieje się, mają poczucie zagrożenia i wpadają w złość. Wcześniej czy później przekonują się, że tożsamość oparta na obrazach i rolach nie daje spełnienia. Przygnębieni i zniechęceni zwracają się do psychiatry. Ich problemem, jak wskazuje Rollo May, jest zaburzenie schizoidalne.
Wielu terapeutów zauważyło, że coraz większa liczba pacjentów przejawia cechy schizoidalne i „typowym” schorzeniem psychicznym nie jest w naszych czasach histeria, jak to było za Freuda, lecz zaburzenie schizoidalne – czyli stan wycofania, odosobnienia i deficytu afektywnego, w którym jednostka skłania się ku depersonalizacji, zagłuszając swoje problemy intelektualizowaniem i rozważaniami technicznymi. (…)
Mamy również liczne dowody na to, że w naszych czasach uczucie alienacji i odizolowania od świata dotyka nie tylko osoby w stanie patologicznym, lecz także niezliczonych ludzi „normalnych”¹.
Alienacja we współczesnym świecie – wyobcowanie człowieka z jego pracy, odizolowanie od innych ludzi i siebie samego – była opisywana przez wielu autorów i stanowiła centralne zagadnienie prac Ericha Fromma. Miłość wyalienowanej jednostki jest wyidealizowana, jej seks kompulsywny, praca czysto mechaniczna, jej osiągnięcia służą jedynie wspieraniu ego. W wyalienowanej społeczności działania te tracą dla człowieka osobiste znaczenie. Tę stratę rekompensuje mu obraz.
Obraz a rzeczywistość
Konsekwencją zaburzenia schizoidalnego jest oddzielenie obrazu od rzeczywistości. Termin „obraz” odnosi się tu do symboli i wizji umysłowych, w przeciwstawieniu do realiów fizycznego doświadczenia. Nie chcę przez to powiedzieć, że obrazy są czymś nierealnym, lecz że należą one do innego porządku rzeczywistości niż zjawiska cielesne. Rzeczywistość obrazu odrywa się od związku z uczuciami czy wrażeniami. Kiedy dojdzie do takiego zerwania, obraz staje się abstrakcją. Rozbieżność między obrazem a rzeczywistością jest najlepiej czytelna w deluzjach schizofreników. Klasyczny przykład to chora umysłowo osoba, która wyobraża sobie, że jest Jezusem Chrystusem albo Napoleonem. Z kolei określenie „zdrowie psychiczne” odnosi się do sytuacji, w której obraz i rzeczywistość są ze sobą zgodne. Zdrowy człowiek ma obraz własnej osoby odpowiadający temu, jak jego ciało się prezentuje i jakie są jego doznania.
W kontekście społecznym obraz może mieć zarówno pozytywne, jak i negatywne aspekty. Nie byłoby możliwe zwalczanie zbiorowych nieszczęść czy niedostatków bez mobilizowania społeczności do działania za pomocą odpowiednich wizji. Wszystkie wielkie akcje humanitarne osiągają swoje cele dzięki przemawiającym do wyobraźni obrazom. Lecz obraz może być też użyty do złych celów – rozbudzania nienawiści i siania zniszczeń. Kiedy policjant jest przedstawiany jako symbol opresyjnej władzy, zaczyna wzbudzać nieufność i niechęć. Kiedy chińscy komuniści czynią z Amerykanina okrutnego ciemiężyciela prostego ludu, staje się on potworem zasługującym na unicestwienie. Obraz przesłania indywidualne człowieczeństwo jednostki, redukuje ją do abstrakcji. Jeśli istotę ludzką widzimy tylko jako obraz, nietrudno zdobyć się na jej zabicie.
Obraz jest niebezpieczny na gruncie społecznym, na którym jego funkcja nie jest skrywana, ale jeszcze bardziej katastrofalny, bo zdradziecki wpływ wywiera na indywidualne stosunki międzyludzkie. Można to zaobserwować w rodzinie, w której mężczyzna stara się realizować swoją wizję ojcostwa, nie zważając na potrzeby dzieci. Samego siebie postrzega w kategoriach tego obrazu i podobnie w dziecku widzi pewien obraz, a nie osobę mającą własne uczucia i pragnienia. W takiej sytuacji wychowywanie polega na dopasowywaniu dziecka do obrazu, który często jest projekcją wyznawanego nieświadomie własnego obrazu ojca. Dostosowując się z konieczności do tego rodzicielskiego obrazu, dziecko traci poczucie własnego Ja, swojej tożsamości i kontaktu z rzeczywistością.
Utrata poczucia tożsamości ma korzenie w sytuacji rodzinnej. Człowiek wychowany w kulcie obrazów sukcesu, popularności, atrakcyjności seksualnej, snobizmu intelektualnego i kulturalnego, wysokiego statusu, ofiarności i tak dalej widzi w innych tylko obrazy, zamiast patrzeć na nich jako ludzi. Otoczony przez same obrazy, czuje się osamotniony. Reagując na obrazy, nie ma poczucia więzi. Usiłując zrealizować własny obraz, doznaje frustracji, a emocjonalna satysfakcja mu umyka. Obraz jest abstrakcją, ideałem, bożkiem, który żąda ofiary z osobistych uczuć. Obraz to twór umysłowy, który narzuca się fizycznej istocie człowieka, redukując cielesną egzystencję do roli pomocniczej. Ciało staje się narzędziem woli w służbie obrazu. Jednostka odrywa się od rzeczywistości swojego ciała. A wyalienowane jednostki tworzą wyalienowaną społeczność.
Rzeczywistość a ciało
Człowiek ma kontakt z rzeczywistością świata tylko poprzez swoje ciało. Otoczenie wywiera na niego wpływ dlatego, że oddziałuje na jego ciało i drażni jego zmysły. On z kolei reaguje na te bodźce, oddziałując na środowisko. Jeśli w ciele jest względnie mało życia, to doznawane wrażenia i reakcje na nie są ograniczone. Im bardziej ożywione jest ciało, tym bardziej wyraziście jednostka postrzega rzeczywistość i tym aktywniej na nią reaguje. Każdy z nas z pewnością zauważył, że kiedy czuje się dobrze i rześko, ostrzej widzi otaczający go świat. W depresji świat wydaje się nam bezbarwny.
Ożywienie ciała to miara jego zdolności do odczuwania. Przy braku uczuć ciało jest „martwe”, przynajmniej jeśli idzie o możliwość postrzegania jakiejś sytuacji i reagowania na nią. Osoba martwa emocjonalnie zwraca się do wewnątrz: myśli i fantazje zastępują jej uczucia i działania; obrazy kompensują utratę poczucia rzeczywistości. Gorączkowa aktywność umysłowa zajmuje miejsce kontaktu ze światem rzeczywistym i może wytworzyć fałszywe wrażenie ożywienia. Pomimo tej aktywności emocjonalny bezwład manifestuje się fizycznie. Ciało takiej osoby sprawia wrażenie „martwego”, pozbawionego życia.
Przywiązywanie przesadnej wagi do obrazów czyni nas ślepymi na rzeczywistość ciała i jego uczuć. A przecież to ciało roztapia się w miłości, kamienieje ze strachu, trzęsie się ze złości, sięga po ciepło i kontakt. W oderwaniu od ciała wszystkie te słowa są tylko poetycznymi obrazami. Dopiero jako doświadczenia cielesne stają się rzeczywistością nadającą znaczenie naszej egzystencji. Tożsamość jest czymś substancjalnym i mającym strukturę dopiero wtedy, gdy opiera się na doznaniach ciała. Oderwana od tej rzeczywistości pozostaje jedynie społecznym artefaktem, szkieletem bez tkanek.
Liczne eksperymenty wykazały, że kiedy interakcja między ciałem a środowiskiem zostanie radykalnie ograniczona, człowiek traci poczucie rzeczywistości². Jeśli pozbawimy kogoś na dłuższy czas stymulacji zmysłowej, to zacznie doznawać halucynacji. To samo dzieje się z osobami pozbawionymi możliwości ruchu. W obu sytuacjach osłabienie wrażeń cielesnych za sprawą braku zewnętrznej stymulacji lub własnej aktywności motorycznej zmniejsza odczuwanie ciała. Kiedy ktoś traci kontakt z własnym ciałem, rzeczywistość zachodzi dla niego mgłą.
Ożywienie ciała to funkcja metabolizmu i ruchliwości. Metabolizm dostarcza energii umożliwiającej ruchy. Kiedy więc słabnie, zmniejsza się oczywiście ruchliwość ciała. Ale ta zależność działa także w przeciwnym kierunku. Każde zmniejszenie ruchliwości ma wpływ na metabolizm. Dzieje się tak dlatego, że ruchliwość bezpośrednio wpływa na oddychanie. Jest ogólną zasadą, że im intensywniej ktoś się porusza, tym głębiej oddycha. Kiedy ruchliwość słabnie, zmniejsza się ilość przyswajanego tlenu i ognie metabolizmu przygasają. Aktywne ciało cechuje spontaniczność oraz pełne i swobodne oddychanie. W następnym rozdziale pokażę, że w ciele osoby schizoidalnej oddychanie i ruchliwość są poważnie ograniczone. W rezultacie niski jest też poziom wytwarzanej w nim energii.
Bliski związek oddychania, ruchu i odczuwania jest dobrze znany dzieciom, natomiast dorośli zwykle go ignorują. Dziecko uczy się, że wstrzymywanie oddechu uśmierza nieprzyjemne doznania i uczucia. Wciąga brzuch i unieruchamia przeponę, by wyzbyć się niepokoju. Leży bez ruchu, by nie czuć lęku. „Zagłusza” ciało, żeby nie czuć bólu. Inaczej mówiąc, kiedy rzeczywistość staje się nie do zniesienia, dziecko wycofuje się w świat OBRAZÓW, w którym jego ego utratę uczuć z ciała kompensuje sobie fantazjami. Natomiast dorosły, którego zachowanie determinuje obraz, wypiera z pamięci doświadczenia, które zmusiły go do „zagłuszenia” ciała i odrzucenia rzeczywistości.
W normalnej sytuacji obraz jest odbiciem rzeczywistości, umysłową konstrukcją, która pomaga człowiekowi sterować swoimi ruchami i sprawniej działać. Inaczej mówiąc, obraz odzwierciedla ciało. Kiedy jednak ciało nie jest aktywne, obraz staje się jego substytutem i jego rozmiary rosną, w miarę jak słabnie świadomość ciała. Fabularny film _Sekretne życie Waltera Mitty_ w wyrazisty sposób ukazuje, w jaki sposób obrazy mogą kompensować faktyczną rzeczywistą bierność jednostki.
Tworzenie obrazów to funkcja ego. Jak powiadał Zygmunt Freud, ego jest przede wszystkim i nade wszystko aspektem ciała. Kiedy się jednak rozwija, staje się siłą przeciwstawną do ciała – to znaczy ustanawia wartości będące w pozornej sprzeczności z wartościami ciała. Na poziomie cielesnym człowiek jest zwierzęciem skupionym na sobie, dążącym do przyjemności i zaspokojenia własnych potrzeb. Na poziomie ego jest natomiast istotą racjonalną i twórczą, której działania są nastawione na zdobywanie władzy i przekształcanie swojego środowiska. Normalnie ego i ciało są bliskimi współpracownikami. Ego osoby zdrowej pracuje nad realizacją cielesnej zasady przyjemności. Natomiast ego osoby zaburzonej dominuje nad ciałem i żąda, by jego zasady miały pierwszeństwo przed zasadami ciała. W konsekwencji następuje rozpad jedności organizmu i współpraca zamienia się w otwarty konflikt.
Ego a ciało
Konflikt między ego a ciałem może mieć przebieg łagodny albo ostry: neurotyczne ego dominuje nad ciałem, schizoidalne ego je ignoruje, schizofreniczne ego oddziela się od niego. Ego neurotyczne, lękając się nieracjonalnej natury ciała, usiłuje po prostu podporządkować je sobie. Kiedy jednak lęk przed ciałem narasta do rozmiarów paniki, ego zaczyna negować jego obecność, by przetrwać. A kiedy ten lęk zamienia się w skrajne przerażenie, ego bierze rozbrat z ciałem, doprowadzając do rozpadu osobowości i stwarzając sytuację schizofreniczną. Doskonałą ilustracją tych różnic jest sposób, w jaki ludzie o różnych typach osobowości reagują na pożądanie seksualne. Dla zdrowego ego seks jest wyrazem miłości. Neurotyczne ego traktuje seks jako narzędzie podbojów i podwyższania własnej wartości. Dla ego schizoidalnego seks to szansa na fizyczną bliskość i ciepło, od czego zależy przeżycie. Wreszcie ego schizofreniczne, oderwane od ciała, nie znajduje w akcie seksualnym żadnego znaczenia.
Konflikt między ego a ciałem prowadzi do rozłamu osobowości, który wywiera wpływ na wszystkie aspekty istnienia i zachowania jednostki. W tym rozdziale zbadamy podzielone i sprzeczne wewnętrznie tożsamości osób schizoidalnych i neurotycznych. W dalszych rozdziałach zajmiemy się innymi przejawami rozłamu osobowości. Częścią tego studium będzie rozważanie, w jaki sposób dochodzi do rozłamu, jakie czynniki mu sprzyjają i jakie metody postępowania mogą go łagodzić. W tym miejscu powinno już być jasne, że nie można się z nim uporać bez poprawy stanu ciała. Jeśli ciało ma się ożywić, żeby jego rzeczywistość zaczęła rządzić obrazem ego, należy pogłębić oddychanie, zwiększyć ruchliwość i uaktywnić uczucia.
W podzielonej osobowości funkcjonują dwie sprzeczne ze sobą tożsamości. Jedna opiera się na obrazie ego, druga na ciele. Dysponujemy kilkoma technikami pozwalającymi rzucić światło na owe tożsamości. Historia życia pacjenta i sens jego działań mówią nam co nieco o tożsamości ego. Wygląd ciała i jakość jego ruchów ujawniają z kolei tożsamość cielesną. Rysunki postaci i inne techniki projekcyjne dostarczają ważnych informacji o pacjencie. Na koniec myśli i uczucia pacjenta zdradzają jego przeciwstawne wyobrażenia o własnej osobie.
Aby zilustrować powyższe koncepcje, przedstawię dwa konkretne przypadki. Pierwszy z nich dotyczy młodej kobiety, która deklarowała, że jej problemem jest _anomia._ Zaczerpnęła ten termin z lektury artykułu w czasopiśmie „Esquire” oraz książki Betty Friedan _The Feminine Mystique_ (Kobieca mistyka). Friedan definiuje _anomię_ jako „niejasne, uporczywe uczucie bezcelowości, pustej egzystencji, braku zainteresowania światem, co można nazwać _anomią_, utratą tożsamości lub po prostu postrzegać to jako bezimienny, lecz dokuczliwy problem”³. W socjologii _anomia_ oznacza stan BRAKU NORM albo – jak wolę ja – braku FORM. Moja pacjentka, którą będę nazywał Barbarą, opisywała swoją sytuację następująco:
Mam uczucie dezorientacji i pustki, zupełnej jałowości życia. Nie widzę powodu, by coś robić. Nie mam motywacji do jakiegokolwiek działania. Właściwie dopiero niedawno zaczęłam zdawać sobie z tego sprawę. Uderzyło mnie to, kiedy skończyły się wakacje. Latem czułam się odpowiedzialna za dzieci i dom, ale teraz te obowiązki przejęła gosposia. Czułam, że to, co robię w domu, to rodzaj nerwowych tików – wie pan, taka zupełnie niepotrzebna aktywność.
Barbara była trzydziestopięcioletnią zamężną kobietą, matką czworga dzieci. Jej aktywność w domu trudno byłoby nazwać niepotrzebną. Chociaż zatrudniała gosposię, przez cały dzień zaprzątały ją różne ważne sprawy. Gosposia pracowała kiepsko i to sprawiało Barbarze stały kłopot. Chciałaby ją zwolnić, ale nie mogła się na to zdobyć. Przez całe życie nie potrafiła mówić „nie” innym ludziom, przez co czuła, że nie staje na wysokości zadania. Kiedy konflikt się zaogniał, jak to było z gosposią, załamywała się i wycofywała. W rezultacie traciła poczucie własnego Ja i czuła się pusta wewnętrznie. Wiedziała o tym wszystkim dzięki wcześniejszej psychoanalizie. Wiedziała nawet, że źródłem jej trudności są relacje z rodzicami w dzieciństwie. Czego natomiast nie wiedziała, to tego, że pod wpływem rosnącego stresu zapada się w sobie również fizycznie. To sprawiało, że czuła się bezradna.
Co powodowało tę fizyczną zapaść? Była kobietą średniej wagi, o małej głowie i subtelnych, regularnych rysach twarzy. Jej spojrzenie było miękkie, wyrażające niepokój. W głosie czuć było wahanie, często robiła przerwy między poszczególnymi frazami. Szyję miała cienką i sztywną, co w części tłumaczyło zahamowania w mowie. Ramiona trzymała uniesione, jakby w strachu. Ciału brakowało jędrności, powierzchniowe mięśnie były skrajnie zwiotczałe. Natomiast mięśnie w głębi ciała, rozmieszczone wzdłuż kręgosłupa, wokół obręczy barkowej, w szyi i klatce piersiowej miała silnie napięte. Jej oddech był zupełnie płytki, co jeszcze bardziej utrudniało mówienie i odpowiadało za bladość skóry. Jeśli próbowała oddychać głębiej, wysiłki te trwały nie dłużej niż minutę, potem górna część jej ciała pochylała się do przodu, stwarzając załamanie w talii. Fizyczne funkcje jej ciała były upośledzone: nie miała apetytu, nie odczuwała popędu seksualnego, z trudem zasypiała. Widać było wyraźnie, dlaczego ma poczucie pustki i braku życia.
Barbara nie potrafiła dostrzec żadnego związku między swoim stanem fizycznym a nastawieniem psychicznym. Kiedy wskazywałem jej na ten związek, odpowiadała tylko: „No cóż, skoro pan tak mówi…”. Wyjaśniała, że nie ma wyboru i musi zaakceptować moją analizę swoich problemów. Nie lubiła swojego ciała i nieświadomie je negowała. Na pewnym poziomie czuła jednak z nim związek, skoro podczas zabiegów fizycznych zdobyła się na głębsze oddychanie i wprawienie mięśni w ruch. Kiedy ten wysiłek stał się dla niej bolesny, na chwilę zapłakała, choć miała przed tym opory. Oświadczyła, że zbyt wiele bólu doznała w życiu i nie widzi powodu, by miała to znowu przeżywać. Zdawała sobie jednak również sprawę z tego, że wstydzi się okazywać uczucia i konsekwentnie z nimi walczy. Uświadomiła sobie, że płacz poprawia jej nastrój, gdyż czuje się wtedy bardziej ożywiona. Stopniowo dopuszczała do siebie coraz więcej wrażeń cielesnych i uczuć. Próbowała nawet głośno wyrazić swój sprzeciw, wołając: „Nie, nie chcę!”.
Stan Barbary powoli się poprawiał. Potrafiła już dłużej przejawiać aktywność i swobodniej oddychała. Skłonność do zamykania się w sobie osłabła. Wymówiła pracę gosposi. Jej oczy w sposób widoczny rozjaśniły się i uśmiechała się do mnie. Nie skarżyła się już na _anomię._ Zrozumiała, że aby odzyskać poczucie własnego Ja i tożsamości, musi przede wszystkim ożywić uczucia w ciele. Te zmiany na lepsze zawdzięczała po części poczuciu, że znalazła kogoś, kto może jej pomóc, kto zdaje się rozumieć jej problemy. Należało jednak zakładać, że poprawa będzie tylko czasowa. Dotknęliśmy konfliktów, które zrodziły jej zaburzenie, ale ich nie rozwiązaliśmy. Pewne wyobrażenie o istocie tych konfliktów można zyskać dzięki wykonywanym przez nią rysunkom postaci i jej komentarzom.
Rysunki 1 i 2 to dwa kolejne wyobrażenia kobiety. O pierwszym z nich Barbara powiedziała: „Wygląda głupio. Jest za szeroka w ramionach. Wygląda skromnie, ale w diaboliczny sposób”. Rysunek 2 uderzył ją jako „pozbawiony życia manekin ze śmiertelną maską zamiast twarzy”. Rysunek 3, przedstawiający mężczyznę, zwraca uwagę diabolicznym czy też demonicznym charakterem. Pomiędzy rysunkami 1 i 3 widać pewne pokrewieństwo, co wskazuje na to, że Barbara identyfikowała się z mężczyzną.
Wzmocniony zarys ciała na rysunku 2 należy interpretować jako ujawnienie braku lub słabości percepcji peryferyjnych części ciała. Jest to próba nadania kształtu temu, co w odczuciu pacjentki jest bezkształtne. Zwiotczałość mięśni nadawała ciału Barbary amorficzny charakter, co kompensowała sobie, rysując ciało grubymi liniami.
Kim była Barbara? Czy tą postacią z rysunku 2, przypominającą figurę woskową, czy też diabolicznie skromnym dziewczęciem z rysunku 1?
Przyglądając się Barbarze, trudno byłoby wykryć perwersyjną stronę jej natury. Prezentowała się jako osoba skromna, nieśmiała, pełna rozterek. Ale dostrzegała w swojej osobowości aspekt demoniczny i otwarcie to przyznawała.
Czuję w sobie najwięcej życia wtedy, gdy czuję się przewrotna. W college’u sypianie z chłopakami miało posmak zakazanego owocu. Przespałam się z chłopcem mojej przyjaciółki i byłam z tego dumna. Przechwalałam się, że zrobiłam coś przewrotnego. Innym razem spałam ze szpetnym i grubym facetem za pieniądze i też czułam z tego powodu dumę. Miałam wtedy poczucie, że potrafię coś zrobić inaczej niż wszyscy.
Myśląc o swoim ciele, zwiotczałym i bezkształtnym, Barbara widziała samą siebie jako przedmiot (nieżywy manekin) składany w ofierze demonicznym żądzom mężczyzny. Natomiast z punktu widzenia ego identyfikowała się z demonem, który żąda tej ofiary, i ze swego poniżenia czerpała dziwną satysfakcję.
Matka Barbary również uważała się za ofiarę lub męczenniczkę i jej ciało było podobnie bezkształtne. Na poziomie ciała Barbara niewątpliwie identyfikowała się z matką, podczas gdy na poziomie ego ciało matki było dla niej odpychające, a jej rolę obiektu seksualnego odbierała jako upokorzenie. Aby własnemu życiu nadać pozytywniejszy sens, oderwała się od swojej kobiecości i zaczęła identyfikować się z ojcem.
Przyswojenie sobie przez kobietę męskiego ego daje w efekcie wiedźmę. Kultywuje ona męski pogląd, że kobiece ciało jest przedmiotem do wykorzystania seksualnego. Wiedźma zwraca się zatem przeciwko własnemu ciału i z satysfakcją składa je w ofierze, ponieważ reprezentuje ono mniej wartościowy aspekt jej osobowości. Jednocześnie kompensuje sobie to poniżenie, wynosząc swój obraz ego na wyżyny nonkonformisty, który nie dba o starą moralność.
Ten demoniczny popęd każe również wiedźmie dążyć do zniszczenia męskiego ego. Występując przeciwko własnej kobiecości, neguje rolę miłości w seksie i drwi z mężczyzny, który jej poszukuje. Seksualna uległość Barbary to odbicie jej pogardy dla mężczyzn. Mówi w ten sposób: „Jestem niczym, a ty jesteś głupcem, jeśli mnie pragniesz”.
Mężczyzna, który owładnie takim zdeprecjonowanym obiektem, odnosi pyrrusowe zwycięstwo. Degraduje go to w oczach kobiety. Barbara mściła się więc w ten sposób na ojcu za jego udział w poniżaniu kobiecości.
Kiedy Barbara w dzieciństwie nieświadomie dostosowywała się do swojej sytuacji życiowej, nie mogła przewidzieć, że godna wiedźmy zemsta na męskości odbierze jej WSZYSTKIE uczucia ani że oddzielając się od swojej kobiecości, ugrzęźnie w „martwym” ciele, niezdolna odpowiedzieć na czyjąś miłość. Utraciła własne Ja, gdyż jej ciało należało do matki, a jej ego do ojca. Jako osoba dorosła uświadomiła sobie, że została oszukana, ale nie mogła wyzbyć się oblicza wiedźmy, dopóki nieświadomie akceptowała wartości ego, a odrzucała ciało.
Barbara była jednocześnie wiedźmą i ofiarą, składało się na nią zarówno demoniczne ego żądające ofiary z kobiecego ciała, jak i uległe ciało przerażone tą swoją rolą. Taki podział implikuje obecność dwóch sprzecznych ze sobą tożsamości. Rozdarcie w osobowości Barbary można postrzegać w kategoriach życia i śmierci. Aby ocalić swoje ego, nie miała innego wyboru, jak poddać ciało. Podporządkowanie się wartościom rodziców wymagało zwrócenia się przeciwko ciału, ale dzięki temu manewrowi zapewniła sobie przeżycie i zdrowie psychiczne. Jako dziecko musiała spojrzeć na kobiecość oczami swego ojca (a matka zgadzała się z tą wizją) i wyobrażać sobie, że w takim wrogim życiu nastawieniu kryje się jakiś wysublimowany sens.
Poświęcenie ciała jest dla osobowości schizoidalnej aktem symbolicznym – aczkolwiek wiele tych nieszczęsnych istot poświęca je dosłownie, popełniając samobójstwo. U Barbary poświęcenie polegało na odrzuceniu ciała, wycofaniu z niego uczuć, zanegowaniu jego znaczenia jako środka autoekspresji. Ale jej wewnętrzny konflikt nie wygasł, ponieważ ciało nadal żyło własnym życiem i godziło się na symboliczne poświęcenie tylko pod przymusem. W tej walce ciało miało sojusznika w racjonalnej części umysłu, która była wprawdzie niezdolna do przełamania demonicznej siły ego, ale wystarczająco silna, by zaciągnąć pacjentkę na terapię.
Drugi przykład ilustruje rozłam tożsamości u człowieka, którego osobowość nie była tak silnie wypaczona jak u Barbary. Henry był po pięćdziesiątce, jego kariera dobrze się rozwijała. Zwrócił się do mnie o radę, ponieważ nie znajdował w życiu przyjemności ani satysfakcji. Pracował dużo i z powodzeniem, ale czegoś mu brakowało. „Pieniądze to nie problem” – stwierdził, kiedy była mowa o honorarium, ale pieniądze nie mogły mu pomóc. Sukcesy zawodowe przyniosły mu tylko depresję, zaczątki wrzodu żołądka i silne pragnienie „rzucenia tego wszystkiego”. Myślał już tylko o tej chwili, kiedy odejdzie z biznesu, ale przeczuwał, że to nie będzie rozwiązanie. Wciąż stawał wobec problemów, z którymi – jak mówił – pojedynczo dałby sobie radę, ale wszystkie naraz go przerastały.
Opisując swoją młodość, zwierzył się, że w rodzinie uważano go za czarną owcę i nie spodziewano się po nim wiele. Pewnego dnia postanowił udowodnić, że stać go na sukces. Udało mu się to, ale sukces pociągnął za sobą nowe wyzwania i większą odpowiedzialność. Zrezygnować byłoby trudno. Co miałby człowiek robić, gdyby wszystko porzucił? Chociaż Henry skarżył się na swoje kłopoty, jednocześnie ekscytowały go wyzwania z nimi związane. Gdy raz zainwestował w sukces, musiał ciągnąć dalej. Jest to ciężkie brzemię, gdyż droga sukcesu nie pozwala się wyluzować i odpuścić sobie, chyba że poprzez porażkę.
Dzięki podjęciu terapii analitycznej brzemię zelżało. Część ciężaru przeszła na terapeutę, a Henry poczuł się lepiej i swobodniej. Kiedy zwróciłem mu uwagę, jak bardzo zaniedbał swoje ciało, był poruszony. Postanowił sobie, że będzie poświęcać ciału więcej uwagi, i na jakiś czas mu to pomogło. Miał szczerą intencję i dość siły woli, by podjąć wysiłek zmiany nawyków, ale nie potrafił przy tym wytrwać. W gruncie rzeczy terapię postrzegał jako kolejne wyzwanie i podchodził do niej z typową dla siebie determinacją. Tak więc sama terapia stała się kolejnym ciężarem.
Pewnego dnia, kiedy siedział w moim gabinecie i rozmawialiśmy o jego problemach, odpuścił sobie bardziej niż zwykle. Głowa opadała mu na bok, twarz miał obwisłą, wyglądał na bardzo zmęczonego, patrzył na mnie jak zbity pies. Sprawiał wrażenie człowieka pokonanego, choć sam jeszcze o tym nie wiedział.
Henry pielęgnował swój obraz człowieka niezwyciężonego, co przeczyło wewnętrznej rzeczywistości jego uczuć. Nie o to chodzi, by sądził, że zawsze będzie wygrywał. Po prostu był zdeterminowany, żeby nie przegrywać i nie dać się pobić. Lecz fizycznie był człowiekiem pokonanym, który nie chce zaakceptować swojej klęski. Poniósł porażkę, usiłując w sukcesie finansowym znaleźć osobiste znaczenie. Niezdolność do odczuwania w życiu przyjemności wprawiała go w rozpacz. Przyszedł na terapię, by wyzbyć się UCZUĆ klęski i rozpaczy, ale musiał je zaakceptować, żeby odnaleźć samego siebie.
W ciele Henry’ego było więcej życia niż u Barbary. Umięśnienie miał lepiej rozwinięte, jego skóra była ciepła i miała wyraźną barwę. Silne napięcia mięśniowe wyginały mu plecy w łuk, więc chodził nachylony do przodu i musiał podejmować świadomy wysiłek, żeby się wyprostować. Bardzo napięte miał również mięśnie szyi, która była jakby skrócona. W chwili stresu oddychał z wysiłkiem. Trudności z respiracją przejawiały się sapaniem przy wydechu. Dużo też palił. Napięcia w muskulaturze ciała były tak silne, że pętały go niczym łańcuchy. Zmagał się z wewnętrznymi ograniczeniami, których był nieświadomy, ale całą swą energię angażował w walkę o sukces w świecie zewnętrznym. Był więc rozerwany pomiędzy obrazem ego a rzeczywistością ciała, pomiędzy zewnętrznymi sukcesami i osiągnięciami a wewnętrznym poczuciem klęski i frustracji.
Problem Henry’ego można by powierzchownie zrozumieć, odwołując się do jego neurotycznego pragnienia sukcesu. Dla jego nieświadomego umysłu ciało było potworem, którego należy zaprząc do realizacji żądań ego. Ciało odbierało te żądania jako jarzmo pozbawiające je wolności, odmawiające mu przyjemności i satysfakcji. Ciało Henry’ego, inaczej niż w przypadku Barbary, stawiało opór. Jednak pacjent do pewnego stopnia utracił kontakt ze swoim ciałem oraz świadomość jego uczuć i odpowiednio do tego przejawiał skłonności schizoidalne. Poświęcał swoją wolność nie w imię sukcesu finansowego, jak mu się zdawało, lecz w imię wyobrażenia o sukcesie, które wyrobił sobie w młodości. Mobilizowanie ciała do zaspokajania rzeczywistych potrzeb (głodu, pożądania seksualnego, przyjemności i tym podobnych) jest właściwym jego wykorzystaniem, natomiast dążenie jego kosztem do realizacji celów ego to już nadużycie.
Problem Henry’ego nie był tak poważny jak Barbary. Henry przyjął do wiadomości i zaakceptował relację pomiędzy jego Ja a ciałem. Barbara potrafiła jedynie uznać taką możliwość, „skoro pan tak mówi”. Henry uświadomił sobie, że musi uwolnić napięcia mięśniowe w ciele, i zabrał się do tego z takim zapałem, że jeszcze bardziej powiększył napięcie. Barbara wyczuwała bezruch swojego ciała, ale nie miała siły, by coś z tym zrobić. Doświadczała ciała jako czegoś obcego względem jej osobowości; wyrażała nawet otwarcie pragnienie, by nie mieć ciała, w którym widziała tylko źródło udręki. Gotowa była poświęcić ciało, by zadowolić tkwiącą w niej wiedźmę. Henry natomiast akceptował swoje ciało, ale robił z niego zły użytek. Podporządkowywał je swojemu egotystycznemu pędowi do sukcesu, marząc, że w ten sposób osiągnie wolność, ale kiedy sukces nie przyniósł wyzwolenia, zrozumiał, że potrzebuje pomocy.
Konflikt schizoidalny to walka życia ze śmiercią i można go wyrazić szekspirowskimi słowami: „być albo nie być”. Konflikt neurotyczny, odmiennie, rodzi się z poczucia winy i lęku związanych z przyjemnością. Nie znaczy to, że osoba schizoidalna jest wolna od poczucia winy i lęku, ale w jej osobowości uczucia te są podporządkowane naczelnemu celowi przeżycia. Osobowość schizoidalna płaci za swoje istnienie określoną cenę. Jest nią rezygnacja z prawa do stawiania życiu wymagań. Prowadzi to nieuchronnie do pewnego rodzaju poświęcenia, jakie widzieliśmy u Barbary, i do egzystencji, w której jedynym źródłem satysfakcji jest negowanie rzeczywistości. Każda forma negacji życia to przejaw tendencji schizoidalnej i w tym sensie każdy problem emocjonalny zawiera schizoidalny rdzeń.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
May Rollo, Existence: A New Dimension in Psychiatry and Psychology, New York, Basic Books 1958, s. 56.
2.
Lilly J.C., Mental Effects of Reduction of Ordinary Levels of Physical Stimuli on Intact, Healthy Persons: A Symposium, Psychiat. Assoc. Psychiat. Research Report No. 5, June 1956.
3.
Friedan B., The Feminine Mystique, New York, Norton 1963, s. 181.
4.
Moyes A.P., Modern Clinical Psychiatry, wyd. III, Philadelphia, W.B. Saunders 1948, s. 207–271.
5.
Kretschmer E., Physique and Character, New York, Humanities Press 1951, s. 169.