Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zdrowie emocjonalne - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
13 grudnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,99

Zdrowie emocjonalne - ebook

OSHO – charyzmatyczny mistrz duchowy pochodzący z Indii. Znakomity mówca swobodnie posługujący się zarówno wschodnimi tradycjami mistycznymi, jak i zachodnią psychoterapią. Jego nauki dotyczą nie tylko indywidualnego poszukiwania sensu, lecz także najbardziej palących spraw społecznych i politycznych.

W jaki sposób możemy pogodzić potrzebę wyrażania emocji z pragnieniem poszanowania innych? Bardzo często stajemy przed dylematem: wyrażać je czy tłumić? Boimy się, że wyrażając prawdziwe uczucia, zranimy lub urazimy bliskie nam osoby. Jeżeli jednak tłumimy emocje, zwiększamy ryzyko zranienia samych siebie. Osho pomaga skutecznie rozwiązać ten konflikt.

Książka ta umożliwia zrozumienie podłoża, na którym rodzą się emocje, uczy konstruktywnych zachowań a także utrzymania pewności siebie i równowagi w obliczu nieuniknionych życiowych wzlotów i upadków. Szczególnie zaś pomaga odkryć, jaki wpływ na nasze życie wywiera lęk, złość oraz zazdrość i jak możemy przekształcić te destrukcyjne emocje w twórczą energię

Unikalne podejście do ludzkiego umysłu i serca, jakim posługuje się Osho, wykracza daleko poza konwencjonalną psychologię.

Kiedy jesteś szczęśliwy, nagle dopływa do ciebie energia z całego świata. Cały świat śmieje się razem z tobą.

Osho

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8143-312-9
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZĘŚĆ I

Zrozumienie natury emocji

Emo­cje (ang. _emo­tion_) nie mogą być trwałe. Słowo to pocho­dzi od słowa _motion_ – ruch. Emo­cje poru­szają się, cią­gle zmie­niają. W jed­nym momen­cie jesteś smutny, w następ­nym szczę­śliwy, potem zły lub współ­czu­jący. Teraz kochasz, za chwilę odczu­wasz nie­na­wiść. Ranek był piękny, nato­miast wie­czór jest okropny. I tak cią­gle.

Nie może to sta­no­wić two­jej natury. Poza tymi wszyst­kimi zmia­nami musi ist­nieć coś, co łączy poszcze­gólne emo­cje.

W wianku dostrze­gasz poje­dyn­cze kwiaty, lecz nie widzisz łączą­cej je nici. Emo­cje są kwia­tami. Cza­sem roz­kwita złość, cza­sem smu­tek, cza­sem szczę­ście, cza­sem ból, cza­sem nie­po­kój… Nato­miast twoje życie jest wian­kiem.

Musi ist­nieć jakaś nić, w prze­ciw­nym wypadku dawno byś się roz­padł. Na­dal ist­nie­jesz jako całość. Czym jest ta spa­ja­jąca nić, czym jest owa gwiazda prze­wod­nia? Co jest w tobie trwałe?

_NAJPIERW RZECZY NAJWAŻNIEJSZE: Zasady działania umysłu_

Wszyst­kie emo­cje, uczu­cia, myśli – wszyst­kie prze­jawy aktyw­no­ści umy­słu – znaj­dują się pod wpły­wem świata zewnętrz­nego. Potwier­dza to współ­cze­sna nauka. Mistycy wypo­wia­dali tę prawdę już tysiące lat temu: wszyst­kie rze­czy wypeł­nia­jące twój umysł nie są tobą. Jesteś poza nimi. Nato­miast pro­blem tkwi w tym, że iden­ty­fi­ku­jesz się ze zja­wi­skami zacho­dzą­cymi w twoim umy­śle.

Na przy­kład ktoś cię obra­ził i sta­łeś się zły. Myślisz, że sta­łeś się zły. Posłu­gu­jąc się języ­kiem nauki, można powie­dzieć, że obra­ża­jące cię zacho­wa­nie dru­giej osoby działa jak kon­trola zewnętrzna. Osoba, która cię obra­ziła, kon­tro­luje twoje zacho­wa­nie, trzyma w swo­ich dło­niach twoją złość. Ty zaś zacho­wu­jesz się jak mario­netka.

Obec­nie naukowcy są w sta­nie wpro­wa­dzić elek­trody w wybrane obszary mózgu. Wie­dzą, że w mózgu ist­nieją setki ośrod­ków, odpo­wie­dzial­nych za zacho­wa­nie czło­wieka. Elek­troda może zostać umiesz­czona w ośrodku gniewu. Nikt cię nie obraża, nie poniża, nikt do cie­bie nie mówi. Nato­miast ktoś naci­ska guzik na pul­pi­cie ste­row­ni­czym, a ty sta­jesz się zły! Jest to bar­dzo dziwne uczu­cie, ponie­waż nie znaj­du­jesz żad­nych powo­dów swo­jej zło­ści. Być może będziesz chciał jakoś to zra­cjo­na­li­zo­wać. Widzisz jakie­goś męż­czy­znę, który idzie kory­ta­rzem. Przy­po­mi­nasz sobie, że on cię obra­ził… Budu­jesz racjo­na­li­za­cję, by uspo­koić sie­bie, że nie osza­la­łeś.

W ten sam spo­sób zdalne ste­ro­wa­nie może spo­wo­do­wać, że poczu­jesz się szczę­śliwy. Sie­dząc na krze­śle, zaczniesz chi­cho­tać i roz­glą­dać się dokoła. Jeżeli ktoś by cię obser­wo­wał, mógłby pomy­śleć, że zwa­rio­wa­łeś! Nikt nie powie­dział ani słowa, nic się nie wyda­rzyło, nikt nie pośli­znął się na skórce od banana. Dla­czego więc chi­cho­czesz? Możesz zra­cjo­na­li­zo­wać także i to zacho­wa­nie, poszu­kać racjo­nal­nego powodu swego chi­chotu. Naj­dziw­niej­sze jed­nak jest to, że gdy guzik znowu zosta­nie naci­śnięty i ponow­nie zaczniesz chi­cho­tać, przy­po­mnisz sobie to samo racjo­nalne wyja­śnie­nie. Ono nie musi być twoje, ale jest jak zapis na taśmie magne­to­fonu.

Czy­ta­jąc o tych nauko­wych bada­niach nad mózgiem, przy­po­mnia­łem sobie czasy stu­diów. Bra­łem wów­czas udział w deba­cie, w któ­rej uczest­ni­czyli przed­sta­wi­ciele uni­wer­sy­te­tów z całego kraju, wśród nich osoby z san­skryc­kiego uni­wer­sy­tetu w Wara­nasi. Stu­denci tej uczelni czuli się nieco gorsi. Znali sta­ro­żytne pisma, san­skrycką poezję, san­skrycki dra­mat. Nie byli jed­nak obe­znani ze współ­cze­sną sztuką, lite­ra­turą, filo­zo­fią czy logiką. Kom­pleks niż­szo­ści prze­ja­wiał się bar­dzo dziw­nie…

Po mnie wystę­po­wał przed­sta­wi­ciel tego uni­wer­sy­tetu. Chciał zro­bić wra­że­nie na publicz­no­ści i ukryć swoje kom­pleksy. Zaczął więc prze­mowę od cytatu z Ber­tranda Rus­sella, któ­rego wyuczył się na pamięć. Osoby stu­diu­jące san­skryt umieją, lepiej niż kto­kol­wiek inny, zapa­mię­ty­wać tek­sty. Zja­dała go jed­nak trema. Niczego nie wie­dział o Ber­tran­dzie Rus­sellu. Nie rozu­miał też słów, które powta­rzał. Lepiej by zro­bił, gdyby zacy­to­wał coś z tek­stów san­skryc­kich. Czułby się wtedy swo­bod­niej.

Zatrzy­mał się w środku prze­mowy, w poło­wie zda­nia. Zapa­dła cisza, a on aż się spo­cił. Chcia­łem mu pomóc i powie­dzia­łem: „Zacznij od początku. Może sobie przy­po­mnisz”.

Zaczął od początku: „Bra­cia i sio­stry…”. Utknął dokład­nie w tym samym miej­scu. Teraz przy­brało to formę zabawy. Cała sala krzy­czała: „Od początku!”. Stu­dent nie potra­fił kon­ty­nu­ować, nie mógł też mil­czeć. Ale zaczął jesz­cze raz: „Bra­cia i sio­stry…”. Przez pięt­na­ście minut powta­rzał to samo. Kiedy jego czas dobiegł końca, usiadł obok mnie. – Wszystko zepsu­łeś! – powie­dział. – Pró­bo­wa­łem ci pomóc – ja na to. – I to jest pomoc? – obu­rzył się. – Przy­naj­mniej każdy, kto cię słu­chał, miał dobrą zabawę. Możesz się cie­szyć, że przy­spo­rzy­łeś ludziom rado­ści! Dla­czego wybra­łeś ten wła­śnie cytat? Kiedy mówi­łem: „Zacznij od początku”, mogłeś zre­zy­gno­wać z cyto­wa­nia Rus­sella.

Dzięki lek­tu­rze nauko­wych opra­co­wań wie­dzia­łem, że ośro­dek mowy działa pra­wie jak gra­mo­fon. Jest jedna róż­nica. Z płyty możemy w dowol­nym momen­cie zdjąć igłę. Kiedy po prze­rwie ponow­nie poło­żymy igłę na pły­cie, gra­mo­fon zacznie odtwa­rzać nagra­nie wła­śnie od tego miej­sca. Nato­miast jeżeli „igła” zosta­nie naj­pierw zdjęta, a potem poło­żona w ośrodku mowy, zacznie on odtwa­rzać „nagra­nie” nie od tego miej­sca, lecz od początku.

Czy w związku z tym można powie­dzieć, że czło­wiek panuje nad tym, co wypo­wiada? Że panuje nad tym, co odczuwa? Nie ma wsz­cze­pio­nych na stałe elek­trod, lecz z powo­dów neu­ro­fi­zjo­lo­gicz­nych działa tak, jakby je miał.

Widzisz pewien typ kobiety i natych­miast twój umysł reaguje: „Jaka piękna”. Oto przy­kład zdal­nego ste­ro­wa­nia. Ta kobieta funk­cjo­nuje jak mecha­nizm zdal­nego ste­ro­wa­nia, połą­czony z elek­trodą w twoim mózgu. Ośro­dek mowy odtwa­rza nagra­nie: „Jaka piękna”.

Umysł działa w spo­sób mecha­niczny. Umysł nie jest tobą. Naj­pierw zostają w nim zapi­sane bodźce przy­cho­dzące z zewnątrz. A potem umysł reaguje zgod­nie z wcze­śniej­szymi zapi­sami. Jedyna róż­nica mię­dzy wyznawcą hin­du­izmu, muzuł­ma­ni­nem, chrze­ści­ja­ni­nem i żydem polega na tym, że dys­po­nują oni innymi pły­tami gra­mo­fo­no­wymi. Ich ludzka natura jest taka sama. Płyty mogą zawie­rać nagra­nia w języku hebraj­skim, arab­skim albo w san­skry­cie. Są jed­nak odtwa­rzane przez to samo urzą­dze­nie, któ­remu język nagra­nia jest obo­jętny.

Wszyst­kie poję­cia reli­gijne, idee poli­tyczne, postawy wyni­ka­jące z uwa­run­ko­wań kul­tu­ro­wych to po pro­stu nagra­nia, uak­tyw­niane w okre­ślo­nych oko­licz­no­ściach.

Radża Dhoj był jed­nym z naj­mę­dr­szych wład­ców w dzie­jach Indii, zako­cha­nym w mądro­ści. Prze­zna­czał wszyst­kie bogac­twa na gro­ma­dze­nie wokół sie­bie naj­mą­drzej­szych ludzi z kra­iny, którą wła­dał. Zebrał ich trzy­dzie­stu. Jego dwór prze­wyż­szał wszyst­kie dwory w Indiach. Do dworu radży nale­żał też Kali­das – jeden z naj­więk­szych poetów świata. Pew­nego dnia przed władcą poja­wił się czło­wiek, który powie­dział, że potrafi mówić trzy­dzie­stoma języ­kami z taką samą bie­gło­ścią – dosko­nale i bez cie­nia akcentu. „Sły­sza­łem, że masz na swym dwo­rze trzy­dzie­stu naj­mą­drzej­szych ludzi z całej kra­iny. Oto tysiąc kawał­ków złota. Osoba, która potrafi powie­dzieć, który język jest moim ojczy­stym, otrzyma ten skarb. Nato­miast każdy, komu się to nie uda, będzie musiał tysiąc kawał­ków złota dać mnie” – zwró­cił się do radży.

Każdy z trzy­dzie­stu prze­by­wa­ją­cych na dwo­rze uczo­nych wie­dział, że czło­wiek potrafi posłu­gi­wać się w spo­sób dosko­nały tylko języ­kiem ojczy­stym. Opa­no­wa­nie go jest spon­ta­niczne, wiąże się z sytu­acją spo­łeczną. Dla­tego pod­jęli wyzwa­nie. Przy­były mówił zatem do nich w trzy­dzie­stu języ­kach. Rze­czy­wi­ście, każ­dym posłu­gi­wał się z taką samą bie­gło­ścią. Zawody trwały trzy­dzie­ści dni. Uczeni po kolei sta­wali w szranki i prze­gry­wali. Przez cały ten czas radża nama­wiał Kali­dasa, żeby pod­jął wyzwa­nie. „Jako poeta znasz prze­cież języki naj­le­piej” – nale­gał. Kali­das jed­nak cze­kał. Przez trzy­dzie­ści dni uważ­nie słu­chał poli­gloty. Na nic się to nie zdało. Ten czło­wiek mówił wszyst­kimi języ­kami dokład­nie w taki sam, dosko­nały spo­sób.

Wresz­cie trzy­dzie­stego pierw­szego dnia Kali­das popro­sił, by król i wszy­scy mędrcy usta­wili się na wyso­kich scho­dach pro­wa­dzą­cych do pałacu. Po tych scho­dach wstę­po­wał mistrz języ­ków. Kiedy wspiął się na ostatni sto­pień, Kali­das nie­spo­dzie­wa­nie go zepchnął. Spa­da­jący mistrz wydał okrzyk prze­ra­że­nia. „To jest twój ojczy­sty język” – powie­dział wtedy Kali­das.

Miał rację. Pod wpły­wem sil­nych emo­cji tra­cimy kon­trolę. Prze­stra­szony mistrz wołał o pomoc w ojczy­stym języku. Na naj­głęb­szym pozio­mie jego umy­słu ist­niał zapis tego wła­śnie języka.

Jeden z pro­fe­so­rów, u któ­rych pobie­ra­łem nauki, wykła­dał nie­mal na całym świe­cie. Zwykł był mawiać: „Tylko dwa rodzaje sytu­acji przy­spa­rzały mi kło­po­tów pod­czas pobytu za gra­nicą. Były one zwią­zane z walką lub z miło­ścią. Potrze­bu­jemy wtedy ojczy­stej mowy. Miłość w obcym języku możesz wyra­żać pięk­nie, lecz tylko powierz­chow­nie. A kiedy wal­cząc, nie prze­ma­wiasz w rodzi­mej mowie, nie osią­gasz satys­fak­cji… Nie­rzadko obie te sytu­acje doty­czą jed­nej osoby. Czę­sto wal­czysz z kimś, kogo jed­no­cze­śnie kochasz”.

Pro­fe­sor miał rację, kiedy mówił, że poro­zu­mie­wa­nie się w obcym języku pozo­staje powierz­chowne. Nie możesz śpie­wać w obcym języku pięk­nych pio­se­nek, nie możesz prze­kli­nać. Twoja eks­pre­sja wypada wów­czas blado.

Umysł z całą pew­no­ścią jest urzą­dze­niem, które utrwala doświad­cze­nia pocho­dzące z zewnątrz, a następ­nie reaguje zgod­nie z tymi zapi­sami. Umysł nie jest praw­dzi­wym tobą. Nie­stety, psy­cho­lo­dzy uwa­żają, że umysł jest wszyst­kim, że poza nim nic nie ist­nieje.

Ozna­cza to, że jesteś tylko zbio­rem wra­żeń pocho­dzą­cych z oto­cze­nia. Nie masz wła­snej duszy. Nawet idea duszy pocho­dzi z zewnątrz.

W tym wła­śnie punk­cie mistycy są innego zda­nia. Zga­dzają się co prawda w pełni z wyni­kami współ­cze­snych badań nad umy­słem. Twier­dzą jed­nak, że nie mówią one o całej ludz­kiej isto­cie. Poza umy­słem ist­nieje świa­do­mość, która nie pocho­dzi z oto­cze­nia. Świa­do­mość nie jest też ideą. Jak dotąd nie zna­le­ziono w mózgu ośrodka, który byłby odpo­wie­dzialny za ist­nie­nie świa­do­mo­ści.

Sens medy­ta­cji polega na tym, abyś naj­pierw uświa­do­mił sobie, czym jest umysł, a następ­nie był w sta­nie prze­stać się z nim utoż­sa­miać. Kiedy umysł jest zły, możesz zro­zu­mieć, że to po pro­stu nagra­nie na pły­cie gra­mo­fo­no­wej. A gdy jest smutny, to też tylko nagra­nie. Pewna sytu­acja uru­cha­mia zdalne ste­ro­wa­nie i czu­jesz się wtedy smutny, zły lub sfru­stro­wany, zanie­po­ko­jony lub napięty. Wszyst­kie bodźce pocho­dzą z zewnątrz, a umysł na nie odpo­wiada. Ty jed­nak jesteś obser­wa­to­rem, a nie akto­rem. Nie jest to _twoja_ reak­cja. Cała sztuka medy­ta­cji zawiera się w roz­wi­ja­niu świa­do­mej, czuj­nej i przy­tom­nej postawy.

Kiedy odczu­wasz gniew, nie odpy­chaj go. Stań się po pro­stu świa­domy. Postrze­gaj gniew tak, jakby był przed­mio­tem na zewnątrz cie­bie. Stop­niowo odci­naj się od iden­ty­fi­ka­cji ze swym umy­słem. Wów­czas możesz odna­leźć swą praw­dziwą indy­wi­du­al­ność, swoją istotę, swoją duszę.

Osią­gnię­cie tej świa­do­mo­ści jest rów­no­znaczne z oświe­ce­niem – sta­jesz się oświe­cony. Nie prze­by­wasz dłu­żej w ciem­no­ści. Nie jesteś już mario­netką, którą ste­ruje umysł. Sta­jesz się mistrzem, a nie słu­żą­cym. Teraz twój umysł nie może reago­wać auto­ma­tycz­nie, auto­no­micz­nie, jak to bywało wcze­śniej. Potrze­buje two­jej zgody. Jeżeli ktoś cię obraża, a ty nie chcesz stać się zły, wtedy po pro­stu nie sta­jesz się zły.

Budda Gau­tama zwykł mawiać do swych uczniów: „Wpa­da­nie w złość jest tak głu­pie, że trudno zro­zu­mieć, w jaki spo­sób inte­li­gentna ludzka istota może to uczy­nić. Ktoś coś robi, a ty sta­jesz się zły? Ta osoba może robić coś nie­wła­ści­wego, może mówić coś złego, może pró­bo­wać poni­żyć cię czy obra­zić. To jej wybór. Jeżeli zare­agu­jesz, sta­niesz się nie­wol­ni­kiem. Jeżeli nato­miast powiesz: »Spra­wia ci radość to, że mnie obra­żasz. Mnie spra­wia radość, że nie staję się zły«, zacho­wasz się niczym mistrz”.

Jeżeli nie wykry­sta­li­zuje się w tobie taki mistrz, można powie­dzieć, że jesteś pozba­wiony duszy. Jesteś po pro­stu płytą gra­mo­fo­nową. W miarę upływu lat wzra­sta liczba nagrań. Masz coraz wię­cej wie­dzy, ludzie myślą, że sta­łeś się mądrzej­szy. A ty sta­łeś się osłem obła­do­wa­nym książ­kami. Mądrość to tylko pozna­nie świa­do­mo­ści i zdo­by­cie umie­jęt­no­ści odróż­nia­nia jej od umy­słu.

Przy­patrz się codzien­no­ści. Ludzie każ­dego dnia postę­pują tak samo. Decy­dują się coś zro­bić, a potem żałują. Staje się to rutyną, któ­rej nikt nie potrafi zmie­nić. Twoje dzia­ła­nia przy­nio­sły ci cier­pie­nie, smu­tek, zmar­twie­nia i rany. Nie chcesz tego, jed­nak w mecha­niczny spo­sób kon­ty­nu­ujesz swoje postę­po­wa­nie. Zacho­wu­jesz się tak, jak­byś był bez­radny. I pozo­sta­niesz bez­radny, dopóki nie nauczysz się oddzie­lać umy­słu od świa­do­mo­ści.

Doko­na­nie tego dzieła jest naj­więk­szą rewo­lu­cją, która może zajść w isto­cie ludz­kiej. Od tej chwili twoje życie staje się praw­dziwą cele­bra­cją, ponie­waż nie czy­nisz już niczego, co ci może szko­dzić czy cię uniesz­czę­śli­wiać. Twoje dzia­ła­nia przy­no­szą wię­cej rado­ści, poczu­cie speł­nie­nia, zado­wo­le­nie. Życie staje się dzie­łem sztuki, jest piękne.

Musi jed­nak zostać prze­bu­dzony twój wewnętrzny mistrz. Na razie mistrz śpi głę­bo­kim snem, jego rolę odgrywa sługa. Ten sługa nie jest nawet _twoim_ sługą, ponie­waż został stwo­rzony przez oto­cze­nie. Należy do oto­cze­nia i kie­ruje się pra­wami świata zewnętrz­nego.

Oto tra­ge­dia ludz­kiego życia. Śpisz, a w tym cza­sie świat zewnętrzny umac­nia swą domi­na­cję nad tobą, kreuje twój umysł zgod­nie ze swo­imi potrze­bami. Umysł staje się mario­netką.

W chwili gdy twoja świa­do­mość wybu­cha niczym pło­mień, spa­lone zostają wszel­kie więzy, które stwo­rzył umysł. Nie ist­nieje więk­sza bło­gość niż bło­gość wol­no­ści, niż bycie mistrzem wła­snego prze­zna­cze­nia.

Umysł nie jest twym przy­ja­cie­lem. Będzie rościć sobie prawo do bycia mistrzem lub musi zostać umiesz­czony na pozy­cji sługi. W żad­nym z tych przy­pad­ków nie jest jed­nak twoim przy­ja­cie­lem. Walki o wol­ność, doświad­cze­nie bło­go­ści, prawdę nie toczysz ze świa­tem zewnętrz­nym. Toczysz ją z umy­słem, który funk­cjo­nuje jak mario­netka.

Kha­lil Gibran opo­wie­dział piękną histo­rię. Pewien wie­śniak zro­bił stra­cha na wró­ble, by ten strzegł jego zbio­rów. Strach na wró­ble to dwa skrzy­żo­wane patyki, pokryte gał­ga­nami, i gar­nek na miej­scu głowy. Szma­ciany ubiór i patyki wycią­gnięte jak ręce wystar­czają, by ptaki i zwie­rzęta myślały, że ktoś pil­nuje pola. Omi­jają je wów­czas z daleka. Gibran mówi, że pew­nego razu zwró­cił się do stra­cha na wró­ble: „Mogę zro­zu­mieć, że potrze­buje cię far­mer. Dla­tego cię zro­bił. Mogę zro­zu­mieć zwie­rzęta. Nie są zbyt inte­li­gentne i nie wie­dzą, że nie jesteś praw­dziwy. Po co jed­nak sto­isz tu zarówno w let­nim upale, jak i w zimo­wym chło­dzie?”. Strach na wró­ble odpo­wie­dział: „Nie znasz mojej rado­ści. Wielką rado­ścią napeł­nia mnie to, że boją się mnie zwie­rzęta. Mogę prze­trwać desz­cze, słoty, upały, mrozy. Mogę znieść to wszystko. Boją się mnie tysiące zwie­rząt! Wiem, że nie jestem praw­dziwy. Niczego nie ma w środku, ale mnie to nie obcho­dzi. Satys­fak­cji dostar­cza mi stra­sze­nie innych”.

Chcę was zapy­tać, czy chce­cie być tacy, jak ów nie­praw­dziwy czło­wiek – strach na wró­ble? Niczego nie mieć w środku, stra­szyć innych, uszczę­śli­wiać innych, poni­żać innych, sza­no­wać innych? Czy wasze życie ma tylko słu­żyć innym? Czy kie­dy­kol­wiek spoj­rze­li­ście do swego wnę­trza? Czy jest tam ktoś w środku? Czy jeste­ście zain­te­re­so­wani zna­le­zie­niem gospo­da­rza domu, mistrza?

Mistrz tam jest. Być może śpi, lecz może się obu­dzić. Kiedy obu­dzi się wasz wewnętrzny mistrz, całe wasze życie nabie­rze nowych barw. Oto­czy je tęcza, przy­ozdo­bią kwiaty, wypeł­nią muzyka i taniec. Po raz pierw­szy będzie­cie żyć naprawdę.

Drzwi do rze­czy­wi­sto­ści pro­wa­dzą nie przez umysł, lecz przez serce. Naj­więk­szym pro­ble­mem czło­wieka współ­cze­snego pozo­staje to, że akcent kła­dzie się na tre­ning umy­słu. Serce zaś pozo­staje cał­ko­wi­cie zanie­dbane. Jest ono nie tylko zanie­dbane. Jest także potę­piane. Nie pozwala mu się czuć, uczu­cia są odrzu­cane. Czło­wiek, który kie­ruje się uczu­ciami, uwa­żany jest za sła­bego, dzie­cin­nego, nie­doj­rza­łego. Takiego czło­wieka uważa się za sta­ro­świec­kiego, pry­mi­tyw­nego. Spo­łe­czeń­stwo tak zde­cy­do­wa­nie potę­pia uczu­cia i serce, że ludzie boją się czuć. Czło­wiek zaczyna się uczyć odci­na­nia uczuć, stop­niowo wyklu­cza serce, zaczyna się posłu­gi­wać wyłącz­nie głową. Serce powoli staje się orga­nem, który pom­puje krew.

Po raz pierw­szy w histo­rii gatunku ludz­kiego zre­du­ko­wano rolę serca do czy­sto fizjo­lo­gicz­nej. A praw­dziwe serce nie jest czę­ścią ciała fizycz­nego, dla­tego nauka nie jest w sta­nie go odkryć. O tym sercu możesz się uczyć z twór­czo­ści poetów, mala­rzy, muzy­ków i rzeź­bia­rzy. Nato­miast sekretny klucz do obszaru praw­dziwego serca znaj­dziesz u misty­ków. Kiedy roz­po­znasz, że ist­nieje wewnętrzna kom­nata twej istoty – zupeł­nie nie­na­ru­szona przez pro­ces edu­ka­cji, przez spo­łe­czeń­stwo i kul­turę, cał­ko­wi­cie wolna od reli­gij­nych iden­ty­fi­ka­cji, cał­ko­wi­cie wolna od zanie­czysz­czeń, które nie­sie współ­cze­sne życie, cią­gle dzie­wi­cza – kiedy skon­tak­tu­jesz się z tym źró­dłem swego bytu, życie poto­czy się na innym pozio­mie. Jest to poziom boski. Dzięki sercu jed­no­czymy się z cało­ścią. To praw­dziwe połą­cze­nie.

Wszyst­kie rodzaje medy­ta­cji, które opra­co­wa­łem, zostały stwo­rzone w jed­nym celu: aby prze­nieść cię z głowy do serca, aby wyrwać cię z bagna umy­słu i wpro­wa­dzić do wol­no­ści serca, aby uświa­do­mić ci, że nie jesteś „głową”.

Głowa to wspa­niały mecha­nizm. Uży­waj jej, lecz nie bądź przez nią uży­wany. Głowa ma słu­żyć twym uczu­ciom. Kiedy myśle­nie służy uczu­ciom, nastę­puje rów­no­waga. Twoją istotę ogar­niają głę­boki pokój i ogromna radość. Nie dzieje się to pod wpły­wem sytu­acji zewnętrz­nej. Te uczu­cia pocho­dzą z twego wewnętrz­nego źró­dła. Ten pro­ces prze­kształca cie­bie i nie tylko cie­bie. Napeł­nia cię świa­tło i kto­kol­wiek wcho­dzi w kon­takt z tobą, styka się z czymś nie­zna­nym.

_REPRESJA I KONTROLA: Źródła uwarunkowań emocjonalnych_

Każde dziecko rodzi się z poczu­ciem jed­no­ści z wszech­świa­tem. Obce jest mu poczu­cie sepa­ra­cji. W toku wycho­wa­nia nada­jemy dziecku imię, toż­sa­mość, cechy cha­rak­teru, kształ­tu­jemy jego ambi­cje. Two­rzymy jego oso­bo­wość. Roz­ra­sta się ona krok po kroku za sprawą wycho­wa­nia, kształ­ce­nia, naucza­nia reli­gii. W miarę jak potęż­nieje oso­bo­wość, dziecko zapo­mina, kim było w łonie matki. W łonie matki nie było ani inży­nie­rem, ani leka­rzem. Nie miało imie­nia, nie było oddzie­lone od życia. Trwało – cał­ko­wi­cie zjed­no­czone z matką. Łono matki sta­no­wiło dla niego cały kosmos.

W łonie matki dziecko ni­gdy nie mar­twiło się tym, co się wyda­rzy jutro. Nie miało ani pie­nię­dzy, ani konta w banku, nie zaj­mo­wało się biz­ne­sem. Było zupeł­nie bez­ro­botne, pozba­wione jakich­kol­wiek kwa­li­fi­ka­cji. Nie miało poczu­cia zmiany nocy i dni, prze­mi­ja­nia pór roku. Żyło w peł­nej nie­win­no­ści, głę­boko ufa­jąc, że wszystko będzie w porządku. Jeżeli dziś jest dobrze, jutro też będzie dobrze. Nie „myślało” ono nawet w ten spo­sób. Były to raczej jego wewnętrzne odczu­cia. Nie ist­niały słowa, ponie­waż wtedy dziecko nie znało słów. Znało jedy­nie odczu­cia i nastroje. Pozo­sta­wało zawsze w pod­nio­słym, peł­nym rado­ści nastroju. Dozna­wało cał­ko­wi­tej wol­no­ści, jaka­kol­wiek odpo­wie­dzial­ność była mu nie­znana.

Dla­czego każde przy­cho­dzące na świat dziecko spra­wia matce tyle bólu? Dla­czego każde dziecko rodzi się, pła­cząc? Jeżeli spró­bu­jesz głę­biej zasta­no­wić się nad tymi z pozoru nie­istot­nymi kwe­stiami, mogą się przed tobą odsło­nić głę­bo­kie tajem­nice życia. Dziecko sta­wia opór przed opusz­cze­niem łona, ponie­waż łono było jego domem. Dziecko nie zna kalen­da­rza. Prze­by­wało w łonie przez dzie­więć mie­sięcy. Wyda­wało mu się to całą wiecz­no­ścią. Od chwili gdy zyskało świa­do­mość, prze­by­wało wyłącz­nie w łonie. Nagle jego dom jest usu­wany. Jest z niego wyrzu­cane. Dziecko ze wszyst­kich swych sił sta­wia opór. Przy­wiera do łona. Powstaje pro­blem. Matka chce, by dziecko uro­dziło się jak naj­szyb­ciej. Im dłu­żej bowiem trwa poród, tym bar­dziej ona cierpi. Dziecko wcale nie chce opusz­czać łona. Zawsze rodzi się, pła­cząc. Tak jest z każ­dym bez wyjątku dziec­kiem.

Podobno jedy­nym czło­wie­kiem, który przy­szedł na świat, śmie­jąc się, był Lao-Cy. To moż­liwe. Był on czło­wie­kiem wyjąt­ko­wym, od samego początku sza­lo­nym. Kiedy się rodził, nie wie­dział, co się dzieje; nie wie­dział, że to czas prze­zna­czony na płacz. I dla­tego się śmiał. Zasko­czył tym wszyst­kich. Taki pozo­stał przez całe życie. Robił nie­wła­ściwe rze­czy w nie­wła­ści­wym cza­sie. Opo­wieść o życio­wych dzi­wac­twach Lao-Cy zaczyna się od jego śmie­chu w cza­sie naro­dzin.

Dla­czego każde dziecko rodzi się, pła­cząc? Ponie­waż ode­brano mu dom, ponie­waż znisz­czono jego świat. Nagle zna­la­zło się w obcym świe­cie, mię­dzy obcymi ludźmi. Póź­niej dziecko pła­cze, ponie­waż każ­dego dnia kur­czy się jego wol­ność, nato­miast wzra­sta odpo­wie­dzial­ność. Osta­tecz­nie oka­zuje się, że nie ist­nieje już żadna swo­boda, są tylko obo­wiązki, które należy speł­niać, i odpo­wie­dzial­ność, którą trzeba dźwi­gać. Dziecko staje się jucz­nym zwie­rzę­ciem. Widzi jasno swo­imi nie­win­nymi oczami tę sytu­ację. Dla­tego pła­cze i nie powin­ni­śmy go z tego powodu potę­piać.

Psy­cho­lo­dzy twier­dzą, że dąże­nie do prawdy, do Boga, do raju jest w rze­czy­wi­sto­ści zako­rze­nione w doświad­cze­niach, które były udzia­łem dziecka w łonie matki. Dziecko nie może tego zapo­mnieć. Jeżeli nawet nie pamięta na pozio­mie świa­do­mym, to echa pozo­stają żywe w pod­świa­do­mo­ści. Dziecko szuka znowu tych pięk­nych dni, kiedy mogło być cał­ko­wi­cie odprę­żone i nie cią­żyła na nim żadna odpo­wie­dzial­ność. Doświad­czało wszel­kiej wol­no­ści, jaką może zapew­nić świat.

Są osoby, które w doro­słym życiu naprawdę odna­la­zły opi­sane doświad­cze­nia. Takie zja­wi­sko nazy­wam oświe­ce­niem. Można by użyć w tym miej­scu dowol­nego okre­śle­nia. Jed­nak zasad­ni­cze zna­cze­nie pozo­staje takie samo. Czło­wiek stwier­dza, że cały wszech­świat jest dla niego niczym mat­czyne łono. Można wów­czas w pełni zaufać, odprę­żyć się, rado­wać, można śpie­wać i tań­czyć. Jest się nie­śmier­tel­nym, posia­dło się uni­wer­salną świa­do­mość.

Ludzie boją się jed­nak pod­dać odprę­że­niu. Boją się także zaufać. Oba­wiają się łez. Boją się wszyst­kiego, co wykra­cza poza znany, codzienny świat, poza docze­sność. Sta­wiają opór i w taki spo­sób sami kopią swój grób. Ni­gdy nie mogą dotrzeć do momen­tów pełni i doświad­cze­nia eks­tazy, a jest to prze­cież ich przy­ro­dzone prawo. Powinni się tego doma­gać.

Pewien miesz­ka­niec Los Ange­les wybrał się do psy­chia­try. Przed­sta­wiał się jako Napo­leon Bona­parte, choć w kar­cie miał napi­sane, że nazywa się Hym­nie Gold­berg.

– Jaki ma pan pro­blem? – zapy­tał lekarz.

– Tak więc, dok­to­rze, ze mną wszystko jest w porządku. Dys­po­nuję silną armią, miesz­kam we wspa­nia­łym pałacu, mój kraj zaznaje dobro­bytu. Mam jedy­nie pro­blem z moją żoną, Józe­finą.

– Ach, tak – lekarz na to. – A na czym on polega?

Pacjent w roz­pa­czy wzniósł do góry ręce: – Ona myśli, że jest panią Gold­berg!

Czło­wiek, który żyje pod pre­sją napięć, lęków i pro­ble­mów, gubi się w tłu­mie, staje kimś innym. W głębi sie­bie wie, że nie jest rolą, którą odgrywa. Ale musi ją grać, ponie­waż dzięki temu żyje. Rola zapew­nia mu wyna­gro­dze­nie, żonę, dzieci, wła­dzę, sza­cu­nek. Nie może zary­zy­ko­wać utraty tego wszyst­kiego. Powoli sam zaczyna wie­rzyć, że jest Napo­le­onem Bona­parte. Gdyby nie wie­rzył, miałby trud­no­ści z odgry­wa­niem roli. Naj­lep­szym akto­rem jest osoba, która zapo­mina o swej indy­wi­du­al­no­ści i jed­no­czy się z odgry­waną posta­cią. Wów­czas jej płacz staje się auten­tyczny, auten­tyczna staje się rów­nież jej miłość. Słowa płyną wprost z serca. Kre­acja staje się nie­mal rze­czy­wi­sta. Jeżeli musisz grać jakąś rolę, powi­nie­neś zaan­ga­żo­wać się w nią bez reszty.

Każda osoba odrywa jakąś rolę, dosko­nale wie­dząc, że roz­mija się w ten spo­sób ze swym praw­dzi­wym ja. Opi­sana sytu­acja wyob­co­wuje, pro­wa­dzi do powsta­nia psy­chicz­nego pęk­nię­cia, lęku, nisz­czy moż­li­wość odprę­że­nia się, zaufa­nia, kocha­nia, praw­dzi­wego połą­cze­nia z ludźmi. Pod wpły­wem wła­snych dzia­łań czło­wiek staje się wygnań­cem. Cierpi. Tym­cza­sem sta­nem natu­ral­nym i uni­wer­sal­nym jest doświad­cza­nie bło­go­ści.

_Dla­czego tak trudno jest oka­zać swoje praw­dziwe uczu­cia i być po pro­stu sobą? Dla­czego budzi to tyle obaw?_

Trudno oka­zać swoje praw­dziwe uczu­cia i być sobą, ponie­waż przez tysiące lat ludziom mówiono, by tłu­mili uczu­cia. To stało się ele­men­tem zbio­ro­wej nie­świa­do­mo­ści. Przez tysiące lat uczono nas, byśmy _nie_ byli sobą. Bądź Jezu­sem, bądź Buddą, bądź Kryszną, ale ni­gdy nie bądź sobą. W ciągu wie­ków uczono tego kolejne poko­le­nia z wielką kon­se­kwen­cją, aż wresz­cie to prze­ko­na­nie weszło ludziom w krew, prze­nik­nęło ich do szpiku kości.

Potę­piali was wszy­scy kapłani. Twier­dzili, że jeste­ście grzesz­ni­kami, że uro­dzi­li­ście się w grze­chu. Wasza jedyna nadzieja wiąże się z tym, że zbawi was Jezus lub Kryszna. Nie ma jed­nak żad­nej nadziei, że może­cie to zro­bić sami. Jeste­ście zgu­bieni. Może­cie tylko modlić się do Jezusa, do Kryszny, by was zba­wili. Sami w sobie jeste­ście pozba­wieni wszel­kiej war­to­ści, jeste­ście pyłem i niczym wię­cej. Zosta­li­ście zre­du­ko­wani. Jeste­ście źli, odra­ża­jący.

Oto dla­czego ludzie mają trud­no­ści z oka­zy­wa­niem praw­dzi­wych uczuć, boją się je oka­zy­wać. Nauczono ich hipo­kry­zji.

Hipo­kry­zja popłaca. Uczci­wość staje się ele­men­tem poli­tyki, ponie­waż rów­nież popłaca. A jeżeli nie popłaca? Wów­czas naj­lep­szym ele­men­tem poli­tyki staje się _nie­uczci­wość._

Reli­gia także stała się rodza­jem dobrej poli­tyki. Jest rodza­jem polisy ubez­pie­cze­nio­wej, którą zakła­dasz, by osią­gnąć inny świat. Przy­go­to­wu­jesz się do wkro­cze­nia w inny świat, będąc cno­tli­wym, cho­dząc do kościoła, dając jał­mużnę. W ten spo­sób otwie­rasz swój rachu­nek ban­kowy w raju. Kiedy tam tra­fisz, zosta­niesz przy­jęty z wielką rado­ścią. Anio­ło­wie zakrzykną: „Alle­luja!”. Będą tań­czyć i grać na har­fach. Wiel­kość twego konta w nie­bie będzie zależna od tego, jak wiele dobrych uczyn­ków zro­bi­łeś tu, na ziemi. Reli­gia także stała się rodza­jem inte­resu. Twoja wewnętrzna rze­czy­wi­stość ule­gła stłu­mie­niu.

Ludzie, któ­rzy stłu­mili swoje uczu­cia, są nie­zwy­kle sza­no­wani. Nazywa się ich świę­tymi. Tak naprawdę są oni roz­sz­cze­pieni. Powinno się ich leczyć. Potrze­bują tera­pii, a tym­cza­sem ota­czasz ich czcią! Będzie praw­dzi­wym cudem, jeśli wśród setki „świę­tych” osób choć jedna okaże się naprawdę święta. Dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć pozo­sta­łych to sztuk­mi­strze, pre­ten­denci, oszu­ści. Nie twier­dzę, że chcą oszu­kać cie­bie. One oszu­kują same sie­bie. Tłu­mią swoje praw­dziwe uczu­cia.

Znam wielu mahat­mów¹ w Indiach. Mia­łem oka­zję być bli­sko z tymi oso­bami, otwie­rały się one przede mną. Są obcią­żone gor­szymi przy­wa­rami niż zwy­kli ludzie!

Odwie­dza­łem ludzi prze­by­wa­ją­cych w wię­zie­niach i uczy­łem ich medy­ta­cji. Zasko­czyło mnie to, że osoby ska­zane – nawet te, które mają doży­wo­cie – są bar­dziej nie­winne niż ci tak zwani święci. Są o wiele lep­szymi ludźmi, o wiele prost­szymi i bar­dziej nie­win­nymi. Osoby święte są prze­bie­głe i chy­tre. Cha­rak­te­ry­zują się przede wszyst­kim tym, że potra­fią tłu­mić sie­bie. Repre­sjo­nują sie­bie i w ten spo­sób two­rzą w sobie roz­sz­cze­pie­nie. Pro­wa­dzą podwójne życie. Mają jedną twarz, gdy opusz­czają dom, inną zaś, gdy pozo­stają w domo­wych pie­le­szach. Jedną twarz poka­zują światu, dru­giej zaś – praw­dzi­wej – nie poka­zują nikomu. Sami boją się swej praw­dzi­wej twa­rzy.

To samo odnosi się do was, oczy­wi­ście w mniej­szej skali, ponie­waż nie jeste­ście oso­bami „świę­tymi”. Wasza cho­roba nie stała się jesz­cze nie­ule­czalna. Da się wyle­czyć. Nie jest jesz­cze ostra ani chro­niczna. Wasza cho­roba jest jak zwy­czajne prze­zię­bie­nie. Może łatwo znik­nąć.

Jed­nak każdy czło­wiek znaj­duje się pod wpły­wem tak zwa­nych świę­tych. Są to ludzie nie­zdrowi. Odrzu­cili swą sek­su­al­ność, swoje pożą­da­nia, swój gniew. W ich wnę­trzu wszystko się gotuje. Ich życie wewnętrzne przy­po­mina kosz­mar senny. Są pozba­wieni spo­koju i ciszy wewnętrz­nej. Ich uśmiech jest sztuczny.

Hin­du­skie księgi zawie­rają wiele histo­rii o tym, że ile­kroć jakiś wielki święty jest bli­ski osią­gnię­cia oświe­ce­nia, z nie­biań­skiego świata przy­by­wają piękne kobiety, by mu w tym prze­szko­dzić. Nie wiem, dla­czego bogo­wie są zain­te­re­so­wani prze­szka­dza­niem tym bied­nym face­tom. Prze­cież taki asceta, który pości przez całe lata, wyrzeka się sie­bie, staje na gło­wie, umar­twia się, czyni szkodę tylko sobie. Dla­czego bogo­wie nie chcą mu poma­gać? Posy­łają do niego piękne kobiety. Są one nagie, tań­czą, wyko­nu­jąc bez­wstydne gesty. Natu­ral­nie facet staje się ich ofiarą, zostaje uwie­dziony, traci łaskę. Wygląda to tak, jakby bogo­wie byli nie­przy­chylni każ­demu, kto zbliża się do oświe­ce­nia. Czy to nie dziwne?

Te histo­rie nie powinny być rozu­miane dosłow­nie. Są sym­bo­liczne, meta­fo­ryczne, a jed­no­cze­śnie mają głę­bo­kie zna­cze­nie. Lek­tura opi­sa­nych histo­rii na pewno ucie­szy­łaby Zyg­munta Freuda. Byłyby one dla niego bar­dzo cenne, ponie­waż potwier­dzi­łyby jego psy­cho­ana­li­tyczną teo­rię.

W rze­czy­wi­sto­ści do asce­tów nikt nie przy­bywa. Osoby, które pod­dały repre­sji wła­sne potrzeby oraz uczu­cia, doko­nują ich pro­jek­cji. To są ich pożą­da­nia, ich odrzu­cone potrzeby, repre­sjo­no­wane tak długo, że osią­gnęły wielką moc. Ci ludzie śnią na jawie.

W Indiach święty nie może przez jakiś czas usiąść na miej­scu, na któ­rym przed­tem sie­działa kobieta – ist­nieją tam groźne wibra­cje. Czy dostrze­gasz głu­potę tego wszyst­kiego?

Zaak­cep­tuj swoje uczu­cia. Nie ma w nich nic złego. Nie ma też nic złego w tobie! Potrze­bu­jemy nie repre­sji czy destruk­cji, lecz ucze­nia się, w jaki spo­sób możemy wpro­wa­dzić har­mo­nię w ener­giach wewnętrz­nych. Powi­nie­neś stać się jak orkie­stra. Jeżeli nie umiesz grać na instru­men­cie, hała­su­jesz, draż­nisz swo­ich sąsia­dów. Jeżeli jed­nak opa­nu­jesz tę umie­jęt­ność, będziesz wyko­ny­wał piękną muzykę, muzykę nie­biań­ską. Spro­wa­dzisz na zie­mię trans­cen­dentne wymiary.

Życie przy­po­mina wielki instru­ment. Musisz nauczyć się na nim grać. Niczego nie należy odci­nać, nisz­czyć, tłu­mić czy odrzu­cać. Wszystko, co nie­sie życie, kryje w sobie piękno. Jeżeli nie potra­fisz posłu­gi­wać się tym bogac­twem, ozna­cza to, że nie sta­łeś się jesz­cze arty­stą. Zwy­kle trak­tu­jemy życie jak gotowy pro­dukt. Popeł­niamy błąd. Otrzy­mu­jemy tylko pewien suro­wiec, okre­ślony życiowy _poten­cjał._ Musimy nauczyć się, w jaki spo­sób go wyko­rzy­stać.

Powin­ni­śmy wyko­rzy­stać wszyst­kie ist­nie­jące zasoby. Musimy nauczyć się uży­wać swo­jego gniewu w ten spo­sób, by prze­kształ­cił się we współ­czu­cie, uży­wać seksu w taki spo­sób, by stał się miło­ścią, uży­wać pożą­da­nia tak, by pro­wa­dziło do dzie­le­nia się z innymi. Każda ener­gia, którą dys­po­nu­jesz, może prze­kształ­cić się w swoje prze­ci­wień­stwo, ponie­waż to prze­ci­wień­stwo jest już w niej zawarte.

Twoje ciało zawiera duszę, mate­ria zawiera umysł. Ten świat zawiera w sobie raj, w kurzu zawarta jest świę­tość. Musisz to odkryć, a pierw­szym kro­kiem w tym kie­runku jest zaak­cep­to­wa­nie sie­bie, czer­pa­nie rado­ści z bycia sobą. Nie musisz być Jezu­sem. Nie. Nie musisz być Buddą. Musisz być po pro­stu sobą. Życie nie potrze­buje kopii. Życie kocha twoją wyjąt­ko­wość. Możesz powie­rzyć się życiu jedy­nie jako ktoś nie­po­wta­rzalny. Życie nie potrze­buje imi­ta­cji Kryszny, Chry­stusa, Buddy, Maho­meta. Imi­ta­to­rzy ska­zani są na odrzu­ce­nie.

Bądź sobą, auten­tycz­nie sobą. Obser­wuj ruch wszel­kich ener­gii w sobie. Jesteś nie­zmie­rzo­nym kosmo­sem! Stop­niowo sta­niesz się coraz bar­dziej świa­domy. Będziesz w sta­nie wpro­wa­dzić w swoje życie ład. Prawdą jest, że pozo­sta­jesz w kom­plet­nym roz­gar­dia­szu, ale nic złego się nie dzieje. Nie jesteś grzesz­ni­kiem. Po doko­na­niu pew­nych zmian sta­niesz się naprawdę pięk­nym zja­wi­skiem.

_Czy możesz powie­dzieć jesz­cze wię­cej o repre­sjo­no­wa­niu? W jaki spo­sób możemy się od niego uwol­nić? Czym ono dokład­nie jest? Jeżeli o wiele lepiej jest nie repre­sjo­no­wać swo­ich uczuć, dla­czego cią­gle to robimy?_

Repre­sjo­no­wa­nie ozna­cza taki spo­sób życia, do któ­rego nie zosta­li­śmy stwo­rzeni. Ozna­cza też robie­nie rze­czy, któ­rych robić nie chcemy. Ozna­cza bycie osobą, którą nie jeste­śmy. Jest to droga, na któ­rej nisz­czymy samych sie­bie. Repre­sja jest samo­bój­stwem – powol­nym, lecz pew­nym. Jest powol­nym zatru­wa­niem sie­bie. Eks­pre­sja to życie. Repre­sja to samo­bój­stwo.

Jeżeli twoje życie pod­lega repre­sji, to tak naprawdę nie żyjesz. Życie ozna­cza wyra­ża­nie sie­bie, twór­czość, radość.

Nie oba­wiaj się kapła­nów. Słu­chaj swego instynktu, słu­chaj swego ciała, słu­chaj swego serca i swej inte­li­gen­cji. Pole­gaj na sobie samym. Podą­żaj tam, dokąd pro­wa­dzi cię spon­ta­nicz­ność. W ten spo­sób ni­gdy się nie zgu­bisz. Jeżeli podą­żasz w zgo­dzie z natu­ral­nym kie­run­kiem życia, pew­nego dnia z pew­no­ścią dotrzesz do drzwi bosko­ści.

Twoja natura to boskość w twoim wnę­trzu. Nie słu­chaj tych, któ­rzy chcą cię zatruć. Słu­chaj swo­jej natury. Jed­nak twoja natura to jesz­cze nie wszystko. Ist­nieje wyż­sza natura, ale obja­wia się ona przez kon­takt z niż­szą naturą. Kwiat lotosu wyra­sta z muli­stego dna. Dusza wzra­sta wraz z cia­łem. Poprzez sek­su­al­ność docie­ramy do trans­cen­den­cji.

Pamię­taj, że świa­do­mość wzra­sta w miarę przy­swa­ja­nia poży­wie­nia. Na Wscho­dzie powia­damy: _Annam brahm –_ poży­wie­nie jest Bogiem. Co ozna­cza to stwier­dze­nie? Niż­sze łączy się z naj­wyż­szym, powierz­chowne łączy się z naj­głęb­szym.

Kapłani uczą was, aby­ście repre­sjo­no­wali to, co niż­sze. Zacho­wują się bar­dzo logicz­nie, ale zapo­mi­nają o jed­nej rze­czy: o tym, że życie prze­kra­cza logikę. Kapłani są bar­dzo logiczni i to cię pociąga. Z tego względu słu­cha­łeś ich i podą­ża­łeś za nimi. Brzmiało to roz­sąd­nie, że jeśli chcesz osią­gnąć wyż­sze, nie powi­nie­neś podą­żać za niż­szym. Jeżeli chcesz iść do góry, nie powi­nie­neś kie­ro­wać się do dołu. To bar­dzo racjo­nalne, bar­dzo logiczne. Jedyny kło­pot polega na tym, że życie nie jest racjo­nalne.

Roz­ma­wia­łem kie­dyś z pew­nym tera­peutą. W cza­sie gru­po­wych warsz­ta­tów, które on pro­wa­dzi, poja­wiają się cza­sami momenty ciszy. Przy­cho­dzą nie­ocze­ki­wa­nie, nie wia­domo skąd. Obda­rzone są nie­zwy­kłym pięk­nem. Tera­peuta mówił: „Te momenty ciszy są tajem­ni­cze. Nie wpły­wamy na ich poja­wie­nie się, nie myślimy wcze­śniej o tym. Po pro­stu cza­sami same przy­cho­dzą. Gdy jed­nak się poja­wiają, wszy­scy człon­ko­wie grupy mają poczu­cie kon­taktu z czymś wyż­szym, z czymś, co prze­kra­cza każ­dego z nas, z czymś tajem­ni­czym. W takich momen­tach wszy­scy trwają w mil­cze­niu”. Logiczny umysł tera­peuty pod­po­wie­dział mu: „Naj­le­piej będzie, jeśli cały warsz­tat popro­wa­dzę w ciszy. Jeżeli tych kilka momen­tów wnosi takie piękno, dla­czego nie czy­nić w ciszy wszyst­kiego?”.

Odpo­wie­dzia­łem mu: „A więc tak – kie­ru­jesz się logiką. Życie nato­miast nie jest logiczne. Jeżeli będziesz mil­czał pod­czas całego pro­cesu, te momenty ni­gdy ponow­nie się nie poja­wią”. Życie zawiera w sobie prze­ci­wień­stwa. Na przy­kład cały dzień ciężko pra­cu­jesz, rąbiesz drwa. Potem nocą śpisz głę­boko. Następ­nego ranka logika pod­po­wiada ci: „Ciężko pra­co­wa­łem przez cały dzień i byłem zmę­czony, jed­nak spa­łem tak głę­boko. Jeżeli dziś będę przez cały czas wypo­czy­wał, zasnę jesz­cze głę­biej”. Dla­tego odda­jesz się odpo­czyn­kowi. Czy myślisz, że będziesz dobrze spał? Nic bar­dziej myl­nego. Zapewne całą noc będziesz się prze­wra­cał z boku na bok! Ludzie, któ­rzy nie są dosta­tecz­nie aktywni w ciągu dnia, cier­pią na bez­sen­ność.

Życie nie jest logiczne. Natura także nie jest logiczna. Obda­rza twar­dym snem żebra­ków, któ­rzy w let­nim upale prze­miesz­czają się z miej­sca na miej­sce, sta­ra­jąc się coś uzbie­rać. Obda­rza dobrym snem robot­ni­ków – kamie­nia­rzy i drwali. Cały dzień ciężko pra­cują i są zmę­czeni. Z powodu tego zmę­czenia zapa­dają w głę­boki sen.

Oto przy­kład dzia­ła­nia zasady opo­zy­cji. Im bar­dziej sta­jesz się wyczer­pany, tym bar­dziej potrze­bu­jesz snu, ponie­waż możesz odzy­skać ener­gię, tylko głę­boko śpiąc. Kiedy wyczer­piesz swoją ener­gię, zapa­dasz w sen. Jeżeli w ogóle nie pra­cu­jesz, nie masz potrzeby snu. Nie wyko­rzy­stu­jesz ener­gii, która została ci dana. Dla­cze­góż więc miał­byś otrzy­my­wać jej wię­cej? Ener­gia jest dawana tym, któ­rzy jej uży­wają.

Tera­peuta, o któ­rym wspo­mnia­łem, kie­ro­wał się logiką. Nie wziął jed­nak pod uwagę, że chwile ciszy poja­wiały się po dłu­gich minu­tach psy­chicz­nego napię­cia. Kiedy uczest­nicy warsz­ta­tów ciężko pra­cują, wyra­żają emo­cje, odre­ago­wują, poru­szają różne pro­blemy, wyrzu­cają z sie­bie napię­cie, stają się wyczer­pani. Nad­cho­dzi moment, gdy nie ma już niczego, co mogliby z sie­bie wyrzu­cić. Nagle poja­wia się szcze­gólny kon­takt – zstę­puje mię­dzy nich cisza.

Z wysiłku pracy rodzi się odpo­czy­nek; z gło­śnej eks­pre­sji rodzi się cisza. W ten spo­sób działa życie. Prze­ja­wia się nie­ra­cjo­nal­nie. Jeżeli chcesz się czuć bez­piecz­nie, musisz żyć w mało bez­pieczny spo­sób. Jeżeli naprawdę chcesz być żywy, musisz być gotów, by w każ­dej chwili umrzeć. To wła­śnie para­dok­salna logika, która kie­ruje życiem! Jeżeli chcesz być auten­tyczny i praw­dziwy, musisz pod­jąć ryzyko. Repre­sja to droga uni­ka­nia ryzyka.

Na przy­kład nauczono cię, że ni­gdy nie powi­nie­neś być zły. Myślisz, że osoba, która ni­gdy nie wpada w gniew, musi być pełna miło­ści. Mylisz się. Osoba, która ni­gdy nie staje się zła, nie potrafi też kochać. Te uczu­cia sobie towa­rzy­szą. Zawie­rają się w tej samej prze­strzeni. Osoba, która naprawdę kocha, cza­sami będzie się naprawdę gnie­wać. Jed­nak gniew jest piękny; rodzi się bowiem z miło­ści! Ta ener­gia jest gorąca. Ni­gdy nie poczu­jesz się zra­niony przez osobę, która cię kocha, a jed­no­cze­śnie wyraża gniew. Poczu­jesz nawet wdzięcz­ność, że ta osoba stała się zagnie­wana. Czy to zauwa­ży­łeś? Kochasz kogoś i robisz coś, co wywo­łuje złość tej osoby. Ona jest otwarta i zło­ści się szcze­rze, wyraża to auten­tycz­nie. Możesz wów­czas poczuć się praw­dzi­wie jej wdzięczny, ponie­waż ta osoba kocha cię tak bar­dzo, że stać ją na gniew. Kiedy nie chcesz prze­ka­zać dru­giej oso­bie ener­gii swego gniewu, pozo­sta­jesz grzeczny. Kiedy nie chcesz dać niczego, nie chcesz też pod­jąć żad­nego ryzyka. Pokry­wasz wszystko uśmie­chem.

Jeżeli twoje dziecko chce sko­czyć w prze­paść, czy pozo­sta­niesz wolny od zło­ści? Czy nie krzyk­niesz? Czy nie zago­tuje się w tobie? Czy będziesz się uśmie­chał? To nie­moż­liwe!

Opo­wiem wam histo­rię. Przed obli­czem króla Salo­mona, który był sędzią, poja­wiły się dwie nie­wia­sty, wal­czące o dziecko. Każda twier­dziła, że należy ono do niej. Sytu­acja była trudna. Jaką pod­jąć decy­zję? Dziecko było tak małe, że nie potra­fiło mówić. Salo­mon spoj­rzał i powie­dział: „Zro­bię jedną rzecz. Prze­tnę dziecko na pół. Chcę być spra­wie­dliwy, a nie potra­fię stwier­dzić, która z was jest jego matką. Dla­tego każda dosta­nie połowę”.

Jedna kobieta, sły­sząc to, nie prze­stała się uśmie­chać. Nato­miast druga zaczęła się zacho­wy­wać jak sza­lona, jakby chciała zabić Salo­mona: „Co ty powie­dzia­łeś? Czyś ty osza­lał?”. Prze­stała być zwy­kłą kobietą, stała się inkar­na­cją gniewu, cała pło­nęła. W końcu stwier­dziła: „Jeżeli taka ma być spra­wie­dli­wość, to wyco­fuję swoje żąda­nie. Niech dziecko pozo­sta­nie z tą drugą!”. Po jej twa­rzy pły­nęły łzy. Na to ode­zwał się król: „Ty jesteś matką. Weź dziecko. Ta druga kobieta kła­mie”.

Jeżeli kochasz, możesz stać się zagnie­wany, stać cię na to. Powi­nie­neś wyra­żać to wszystko, co przy­nosi ci życie: rado­ści i smutki, wzloty i upadki, dni i noce. Ale jeżeli kochasz sie­bie – a jest to konieczne, gdyż w prze­ciw­nym razie zmar­nu­jesz życie – ni­gdy nie zasto­su­jesz wobec sie­bie repre­sji. Zosta­łeś jed­nak wycho­wany w taki spo­sób, że nauczy­łeś się być nie­na­tu­ralny. Ukształ­to­wano cię tak, że sta­łeś się hipo­krytą. Kiedy jesteś zły, pokry­wasz to sztucz­nym uśmie­chem. Kiedy odczu­wasz wście­kłość, natych­miast ją tłu­misz. Ni­gdy nie wyra­żasz praw­dzi­wie tego, co się w tobie dzieje. Oto co się pew­nego razu wyda­rzyło:

Joe z małą córką Midge odwie­dzili park roz­rywki. Po dro­dze zatrzy­mali się i zje­dli duży posi­łek. Już na miej­scu, w parku, zbli­żyli się do sto­iska z hot dogami. Midge powie­działa: – Tato, ja chcę…

Joe prze­rwał jej i kupił torbę popcornu.

Kiedy pode­szli do sprze­dawcy lodów, Midge zawo­łała jesz­cze raz: – Tato, ja chcę…

Joe prze­rwał jej ponow­nie i powie­dział: – Ty chcesz, ty chcesz! Wiem, czego chcesz – lodów?

– Nie, tato – powie­działa bła­gal­nie dziew­czynka – chcę, żebyś pod­rzu­cił mnie do góry.

Chciała tego od początku, lecz ojciec jej nie wysłu­chał. Repre­sja ozna­cza, że nie słu­chasz wła­snej natury. Repre­sja to spo­sób na znisz­cze­nie cie­bie.

Dwu­na­stu skin­he­adów weszło do pubu. Pod­cho­dząc do bar­mana, powie­dzieli: – Trzy­na­ście piw z beczki.

– Jest was tylko dwu­na­stu – bar­man na to.

– Chcemy trzy­na­ście piw.

Bar­man nalał, ile chcieli. Przy­wódca skin­he­adów pod­szedł do star­szego męż­czy­zny sie­dzą­cego w kącie pubu.

– Kufel piwa dla cie­bie.

– Dzię­kuję, dzię­kuję. Jesteś wspa­niały, synu.

– Nie ma sprawy, chęt­nie poma­gamy kale­kom.

– Ja nie jestem kaleką…

– Ale nim będziesz, jeśli nie posta­wisz następ­nej kolejki.

Tym wła­śnie jest repre­sja. To sprytny spo­sób, by cię oka­le­czyć. To sprytny spo­sób na znisz­cze­nie, osła­bie­nie cie­bie. To sprytny spo­sób, żeby cię zwró­cić prze­ciwko samemu sobie. To metoda na stwo­rze­nie w tobie wewnętrz­nego kon­fliktu. A kiedy czło­wiek znaj­duje się w kon­flik­cie z sobą samym, jest bar­dzo słaby.

Spo­łe­czeń­stwo wymy­śliło wspa­niałą grę – zwró­ciło każdą jed­nostkę prze­ciwko niej samej. Dla­tego cią­gle wal­czysz z samym sobą. Nie star­cza już ci ener­gii na nic innego. Czy nie zaob­ser­wo­wa­łeś tej nie­ustan­nej walki wewnętrz­nej? Spo­łe­czeń­stwo zro­biło z cie­bie osobę roz­sz­cze­pioną i pomie­szało ci w gło­wie. Sta­łeś się podobny do kawałka drewna, dry­fu­ją­cego po oce­anie. Nie wiesz, kim jesteś, nie wiesz, dokąd zmie­rzasz. Nie wiesz, co tu robisz. Przede wszyst­kim nie wiesz, kim jesteś. Z tego cha­osu rodzą się wielcy przy­wódcy: Adolf Hitler, Mao Tse-tung, Józef Sta­lin. Z tego cha­osu rodzi się papie­stwo. To wszystko cię nisz­czy.

Bądź osobą pełną eks­pre­sji. Pamię­taj jed­nak, że eks­pre­sja nie ozna­cza braku odpo­wie­dzial­no­ści. Bądź eks­pre­sywny w inte­li­gentny spo­sób, wów­czas nikt nie dozna uszczerbku z two­jego powodu. Osoba, która nie szko­dzi sobie, nie szko­dzi też innym. Nato­miast osoba, która szko­dzi sobie, jest groźna dla innych. Gdy nie kochasz sie­bie, sta­jesz się nie­bez­pieczny. Możesz zra­nić inne osoby. I rze­czy­wi­ście _ranisz._

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: