- W empik go
Zielona koperta - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
24 sierpnia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Zielona koperta - ebook
Marianna otrzymuje dziwną zieloną kopertę z zagadkowym zaproszeniem na ślub. Odżywają wspomnienia: przyjaźń, radosne chwile i… zdrady. Czy po latach trójka przyjaciółek zdoła wyjaśnić wszystkie wydarzenia z przeszłości i dalej żyć zgodnie?
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66115-97-2 |
Rozmiar pliku: | 712 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
MARIANNA
Jak każdego roku, nie mogłam rozstać się z plażą i ku ogromnemu niezadowoleniu mojego męża, ale i radości moich synów, maksymalnie przeciągnęłam powrót do domu z urlopu. Niestety po drodze dopadły nas jeszcze korki... Patrzyłam swoimi wielkimi oczyma na mojego cierpliwego męża i wiedziałam, że jest na mnie wściekły, a jednocześnie kocha mnie tak bardzo, że nie skomentuje zaistniałej sytuacji, by nie doprowadzić do kłótni... Wiedziałam też, że to zdarzenie należy przemilczeć i zaczekać, aż nasz rytm życia wróci do normalności.
Prosto z podróży podwiozłam męża do pracy, a dzieci do rodziców. Mama jak co roku pokręciła tylko głową i z uśmiechem odprowadziła mnie wzrokiem do wyjścia, dając tym samym do zrozumienia, że mam się nie martwić chłopcami, bo krzywdy im nie da zrobić. Sama miałam jakieś czterdzieści minut do wyjścia. Wstawiłam tylko walizki do garderoby i zrobiłam sobie mała kawę. Wzięłam szybki prysznic i pośpiesznie związałam włosy w wysoki kucyk, pozwalając, by pojedyncze kosmyki naturalnie powychodziły z upięcia, i nałożyłam delikatny makijaż. Uwielbiam lato i swoją opaloną skórę – pomyślałam, przyglądając się sobie w lustrze.
Nie ryzykowałam ze strojem ze względu na brak czasu i wybrałam mój ulubiony zestaw na ciepłe dni: biała ołówkowa spódnica, brzoskwiniowy top z głębokim dekoltem i szara dresowa marynarka z podwiniętymi białymi mankietami, do tego zamszowe szpilki nude i złoty długi wisiorek. Zabrałam się za picie jak zwykle zimnej już kawy.
Od kiedy urodził się nasz pierwszy syn, ciepłą kawę pijam tylko w pracy. Pośpiesznie przeglądałam listy wyjęte ze skrzynki. Moją uwagę skupił szczególnie jeden w zielonej kopercie... Nie było danych nadawcy... wrzuciłam list do torebki.
Nie mogłabym jednak spokojnie pracować, nie zajrzawszy do środka...
Zanim mój odzwyczajony od pracy komputer się włączył i pozwolił mi się zalogować, zdążyłam zajrzeć do zielonej koperty.... Prędzej spodziewałabym się miłosnych wyznań od cichego wielbiciela niż tego co ujrzały moje oczy:
Moja Droga Mari,
Dnia 21 września tego roku wychodzę za mąż.
Bardzo bym chciała żebyś była ze mną w tym dniu wraz ze swoją rodziną.
Proszę o telefon.
Całuję mocno,
Teresa
Zielona koperta, mała zielona karteczka w środku, minimum tekstu i jedynie numer telefonu do kontaktu: cała Teresa – pomyślałam i uśmiechnęłam się na myśl naszego pierwszego spotkania...
***
Był to czwarty, może piąty tydzień szkoły. Moja koleżanka z ławki Anna zdążyła się już rozchorować i siedziałam sama. Teresa także, ale raczej z wyboru, bo puste obok niej miejsce w ławce było od samego początku szkoły.
– Hej, nie ma dziś Anny, jak chcesz, możemy usiąść razem – powiedziałam z najładniejszym uśmiechem, chcąc zrobić miłe wrażenie.
Teresa odpowiedziała tylko „ok” i zaczęła wyjmować rzeczy z plecaka, zajmując miejsce obok mnie. Przez całe pięć godzin lekcyjnych to bezemocjonalne „ok” było jedynym słowem, jakie do mnie wypowiedziała. Jednak było coś szczególnego w tej ciemnookiej dziewczynce, co sprawiało, że chciałam bliżej nią poznać... Teresa zawsze była w mojej drużynie podczas gier zespołowy na lekcjach wychowania fizycznego, brałam ją do wspólnego gotowania czy malowania. Podczas nieobecności Anny siedziałyśmy razem. Stawałam w jej obronie, gdy ktoś ją zaczepiał. Mimo że nie rozmawiałyśmy ze sobą godzinami i nie spędzałyśmy razem każdej chwili, potrafiłyśmy porozumieć się bez słowa, gdy sytuacja tego wymagała.
Pewnego dnia Teresa zaprosiła mnie na swoje urodziny. Okazało się, że oprócz licznego rodzeństwa Teresy byłam jedynym gościem i zaczęłam trochę rozumieć, dlaczego w szkole stara się być zawsze z boku, izolując się od rówieśników... Teresa pochodziła z biednej rodziny, jej dom daleko odbiegał od tych, w których mieszkali nasi koledzy i koleżanki, miała pięcioro młodszego rodzeństwa. którym zajmowała się jak dorosła kobieta. Tata Teresy przesiadywał dużo przed telewizorem z alkoholem w ręku, a mama dużo pracowała – za dużo i zbyt ciężko jak na tak drobną i piękną kobietę... Widziałam, że Teresa obawiała się mojej reakcji i dlatego tym bardziej okazywałam jej zainteresowanie i sympatię. Wiedziałam też, że chcę się zakolegować z tą niewątpliwie mądrą i silną dziewczynką. Tydzień później otrzymałyśmy uwagi w dzienniczkach, bo przegadałyśmy całą lekcję historii, nie zważając na upomnienia nauczyciela... – i to był początek naszej przyjaźni. Nawet nie wiem, kiedy Anna tak samo jak ja polubiła Teresę. Stanowiłyśmy nierozłączne trio. Trenowałam lekkoatletykę, więc dziewczyny także polubiły sport, mimo iż Teresa nie miała o tym bladego pojęcia, zaś Anna jakoś sobie radziła. Za to ja byłam kiepska w rysunkach, ale dreptałam razem z koleżankami na ich ukochane zajęcia.
Teresa zawsze była naszym wsparciem w nauce, zwłaszcza w matematyce... Była oazą spokoju i do wszystkiego potrafiła podejść z dystansem. Choć była bardzo ładna, nigdy nie przywiązywała uwagi do swojego wyglądu – nie potrzebowała godzin spędzonych przed lustrem i szafy pełnej ubrań. Pamiętam, jak z lekkim uśmiechem przyglądała się naszym paradom modowym przed każdym wyjściem. Cierpliwie znosiła nasze tragedie ubraniowe i uczuciowe, nocne płacze i opowiastki z powodu porywów miłosnych. Sama miała jednego chłopaka, niewiele mówiła o ich związku, ale kiedy byli razem, wydawało się, że byli szczęśliwi. On rzadko przebywał w naszym damskim towarzystwie, raczej jak gdzieś wychodzili, to spędzali czas tylko we dwoje. Bez wątpienia był dla Teresy nie tylko największą miłością, ale także dobrym przyjacielem. Niestety, zostawił ją po wielu latach związku, z czym Teresa nigdy się nie pogodziła... To on też stał się powodem rozpadu naszego trio.
***
Tego dnia po raz pierwszy poszłyśmy na wagary i piłyśmy alkohol. Byłyśmy w klasie maturalnej, Teresa spóźniała się na zajęcia, nie odbierała też telefonu. Wiedziałam, że coś musiało się stać. Wypatrzyłam ją w trakcie lekcji języka polskiego przez okno – siedziała w parku na ławce prawdopodobnie już trzecią godzinę... Pod pretekstem wyjścia do toalety pognałam do niej co sił, zostawiając Annie dokładną instrukcje tego, co ma zrobić... Gdy tylko skończyła się lekcja, Anna, zgodnie z obietnicą zabrawszy moje i swoje rzeczy, przybiegła do nas. Tego dnia nie poszłyśmy już do szkoły, a wybrałyśmy się na pizzę. Biedna Teresa z rozpaczą opowiadała nam o rozstaniu z chłopakiem. Tak jak się spodziewałyśmy, powodem rozstania było pochodzenie Teresy, to jaką ma rodzinę i dlatego właśnie zerwanie bolało ze zdwojoną siłą. Kupiłam dwie butelki czerwonego wina w monopolowym. Nie pamiętam nazwy, ale widok pękatej butelki z bordowego szkła z metalowym malutkim kieliszkiem włożonym w okrągłe wycięcie zapamiętam do końca życia. Cały dzień spacerowałyśmy po parkach i popijałyśmy nasz trunek, płacząc i śmiejąc się co jakiś czas. Potem pojechałyśmy do mojego domu i zamknęłyśmy się w moim pokoju, by na nowo to rozpaczać razem z Teresą, to śmiać się do łez. Kochana mama podawała nam tylko różne przysmaki, nie pytając o nic. Tego dnia po raz pierwszy widziałam Teresę płaczącą tak bardzo, że momentami nie mogłyśmy jej uspokoić. Mimo niełatwego życia dziewczyna ta nigdy nie narzekała, nie marudziła, nie wylewała łez. Tym trudniej było mi patrzeć na jej ból i cierpienie. Złożyłam wtedy w swym sercu obietnicę, że nie pozwolę by ta dzielna Teresa znów kiedyś tak płakała. Oczywiście obietnicy tej nie udało mi się dotrzymać.
Niecałe dwa lata później razem z Anną trzymałyśmy w ramionach równie mocno rozpaczającą Teresę z powodu śmierci jej mamy. Niespełna 21-letnia dziewczyna w jednej chwili musiała stać się matką dla swojego młodszego rodzeństwa, odkładając tym samym na bok marzenia o studiach.
Był to ciężki czas dla naszej przyjaźni, zawsze było trudno, gdy jedna z nas odwracała się od reszty nie chcąc pomocy i rozmów, i każda z nas miała taki moment albo momenty.... Ja chyba miałam ich najwięcej, może największa ze mnie beksa... Pamiętam, gdy choroba na zawsze przekreśliła moją karierę sportową i gdy ponad rok borykałam się z diagnozowanym guzem szyi; wieczne pobyty w szpitalach, trzy biopsje, w końcu operacja sprawiły, że nie chciałam się z nikim widzieć i wielokrotnie odrzucałam przyjaźń dziewczyn... ale one i wtedy nie odpuściły, były niemal codziennie przy moim łóżku, a często siedziały w milczeniu, bo nie chciałam rozmawiać... Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak musiałam być trudną i okropną wtedy osobą, a one to wytrzymały...
***
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Jak każdego roku, nie mogłam rozstać się z plażą i ku ogromnemu niezadowoleniu mojego męża, ale i radości moich synów, maksymalnie przeciągnęłam powrót do domu z urlopu. Niestety po drodze dopadły nas jeszcze korki... Patrzyłam swoimi wielkimi oczyma na mojego cierpliwego męża i wiedziałam, że jest na mnie wściekły, a jednocześnie kocha mnie tak bardzo, że nie skomentuje zaistniałej sytuacji, by nie doprowadzić do kłótni... Wiedziałam też, że to zdarzenie należy przemilczeć i zaczekać, aż nasz rytm życia wróci do normalności.
Prosto z podróży podwiozłam męża do pracy, a dzieci do rodziców. Mama jak co roku pokręciła tylko głową i z uśmiechem odprowadziła mnie wzrokiem do wyjścia, dając tym samym do zrozumienia, że mam się nie martwić chłopcami, bo krzywdy im nie da zrobić. Sama miałam jakieś czterdzieści minut do wyjścia. Wstawiłam tylko walizki do garderoby i zrobiłam sobie mała kawę. Wzięłam szybki prysznic i pośpiesznie związałam włosy w wysoki kucyk, pozwalając, by pojedyncze kosmyki naturalnie powychodziły z upięcia, i nałożyłam delikatny makijaż. Uwielbiam lato i swoją opaloną skórę – pomyślałam, przyglądając się sobie w lustrze.
Nie ryzykowałam ze strojem ze względu na brak czasu i wybrałam mój ulubiony zestaw na ciepłe dni: biała ołówkowa spódnica, brzoskwiniowy top z głębokim dekoltem i szara dresowa marynarka z podwiniętymi białymi mankietami, do tego zamszowe szpilki nude i złoty długi wisiorek. Zabrałam się za picie jak zwykle zimnej już kawy.
Od kiedy urodził się nasz pierwszy syn, ciepłą kawę pijam tylko w pracy. Pośpiesznie przeglądałam listy wyjęte ze skrzynki. Moją uwagę skupił szczególnie jeden w zielonej kopercie... Nie było danych nadawcy... wrzuciłam list do torebki.
Nie mogłabym jednak spokojnie pracować, nie zajrzawszy do środka...
Zanim mój odzwyczajony od pracy komputer się włączył i pozwolił mi się zalogować, zdążyłam zajrzeć do zielonej koperty.... Prędzej spodziewałabym się miłosnych wyznań od cichego wielbiciela niż tego co ujrzały moje oczy:
Moja Droga Mari,
Dnia 21 września tego roku wychodzę za mąż.
Bardzo bym chciała żebyś była ze mną w tym dniu wraz ze swoją rodziną.
Proszę o telefon.
Całuję mocno,
Teresa
Zielona koperta, mała zielona karteczka w środku, minimum tekstu i jedynie numer telefonu do kontaktu: cała Teresa – pomyślałam i uśmiechnęłam się na myśl naszego pierwszego spotkania...
***
Był to czwarty, może piąty tydzień szkoły. Moja koleżanka z ławki Anna zdążyła się już rozchorować i siedziałam sama. Teresa także, ale raczej z wyboru, bo puste obok niej miejsce w ławce było od samego początku szkoły.
– Hej, nie ma dziś Anny, jak chcesz, możemy usiąść razem – powiedziałam z najładniejszym uśmiechem, chcąc zrobić miłe wrażenie.
Teresa odpowiedziała tylko „ok” i zaczęła wyjmować rzeczy z plecaka, zajmując miejsce obok mnie. Przez całe pięć godzin lekcyjnych to bezemocjonalne „ok” było jedynym słowem, jakie do mnie wypowiedziała. Jednak było coś szczególnego w tej ciemnookiej dziewczynce, co sprawiało, że chciałam bliżej nią poznać... Teresa zawsze była w mojej drużynie podczas gier zespołowy na lekcjach wychowania fizycznego, brałam ją do wspólnego gotowania czy malowania. Podczas nieobecności Anny siedziałyśmy razem. Stawałam w jej obronie, gdy ktoś ją zaczepiał. Mimo że nie rozmawiałyśmy ze sobą godzinami i nie spędzałyśmy razem każdej chwili, potrafiłyśmy porozumieć się bez słowa, gdy sytuacja tego wymagała.
Pewnego dnia Teresa zaprosiła mnie na swoje urodziny. Okazało się, że oprócz licznego rodzeństwa Teresy byłam jedynym gościem i zaczęłam trochę rozumieć, dlaczego w szkole stara się być zawsze z boku, izolując się od rówieśników... Teresa pochodziła z biednej rodziny, jej dom daleko odbiegał od tych, w których mieszkali nasi koledzy i koleżanki, miała pięcioro młodszego rodzeństwa. którym zajmowała się jak dorosła kobieta. Tata Teresy przesiadywał dużo przed telewizorem z alkoholem w ręku, a mama dużo pracowała – za dużo i zbyt ciężko jak na tak drobną i piękną kobietę... Widziałam, że Teresa obawiała się mojej reakcji i dlatego tym bardziej okazywałam jej zainteresowanie i sympatię. Wiedziałam też, że chcę się zakolegować z tą niewątpliwie mądrą i silną dziewczynką. Tydzień później otrzymałyśmy uwagi w dzienniczkach, bo przegadałyśmy całą lekcję historii, nie zważając na upomnienia nauczyciela... – i to był początek naszej przyjaźni. Nawet nie wiem, kiedy Anna tak samo jak ja polubiła Teresę. Stanowiłyśmy nierozłączne trio. Trenowałam lekkoatletykę, więc dziewczyny także polubiły sport, mimo iż Teresa nie miała o tym bladego pojęcia, zaś Anna jakoś sobie radziła. Za to ja byłam kiepska w rysunkach, ale dreptałam razem z koleżankami na ich ukochane zajęcia.
Teresa zawsze była naszym wsparciem w nauce, zwłaszcza w matematyce... Była oazą spokoju i do wszystkiego potrafiła podejść z dystansem. Choć była bardzo ładna, nigdy nie przywiązywała uwagi do swojego wyglądu – nie potrzebowała godzin spędzonych przed lustrem i szafy pełnej ubrań. Pamiętam, jak z lekkim uśmiechem przyglądała się naszym paradom modowym przed każdym wyjściem. Cierpliwie znosiła nasze tragedie ubraniowe i uczuciowe, nocne płacze i opowiastki z powodu porywów miłosnych. Sama miała jednego chłopaka, niewiele mówiła o ich związku, ale kiedy byli razem, wydawało się, że byli szczęśliwi. On rzadko przebywał w naszym damskim towarzystwie, raczej jak gdzieś wychodzili, to spędzali czas tylko we dwoje. Bez wątpienia był dla Teresy nie tylko największą miłością, ale także dobrym przyjacielem. Niestety, zostawił ją po wielu latach związku, z czym Teresa nigdy się nie pogodziła... To on też stał się powodem rozpadu naszego trio.
***
Tego dnia po raz pierwszy poszłyśmy na wagary i piłyśmy alkohol. Byłyśmy w klasie maturalnej, Teresa spóźniała się na zajęcia, nie odbierała też telefonu. Wiedziałam, że coś musiało się stać. Wypatrzyłam ją w trakcie lekcji języka polskiego przez okno – siedziała w parku na ławce prawdopodobnie już trzecią godzinę... Pod pretekstem wyjścia do toalety pognałam do niej co sił, zostawiając Annie dokładną instrukcje tego, co ma zrobić... Gdy tylko skończyła się lekcja, Anna, zgodnie z obietnicą zabrawszy moje i swoje rzeczy, przybiegła do nas. Tego dnia nie poszłyśmy już do szkoły, a wybrałyśmy się na pizzę. Biedna Teresa z rozpaczą opowiadała nam o rozstaniu z chłopakiem. Tak jak się spodziewałyśmy, powodem rozstania było pochodzenie Teresy, to jaką ma rodzinę i dlatego właśnie zerwanie bolało ze zdwojoną siłą. Kupiłam dwie butelki czerwonego wina w monopolowym. Nie pamiętam nazwy, ale widok pękatej butelki z bordowego szkła z metalowym malutkim kieliszkiem włożonym w okrągłe wycięcie zapamiętam do końca życia. Cały dzień spacerowałyśmy po parkach i popijałyśmy nasz trunek, płacząc i śmiejąc się co jakiś czas. Potem pojechałyśmy do mojego domu i zamknęłyśmy się w moim pokoju, by na nowo to rozpaczać razem z Teresą, to śmiać się do łez. Kochana mama podawała nam tylko różne przysmaki, nie pytając o nic. Tego dnia po raz pierwszy widziałam Teresę płaczącą tak bardzo, że momentami nie mogłyśmy jej uspokoić. Mimo niełatwego życia dziewczyna ta nigdy nie narzekała, nie marudziła, nie wylewała łez. Tym trudniej było mi patrzeć na jej ból i cierpienie. Złożyłam wtedy w swym sercu obietnicę, że nie pozwolę by ta dzielna Teresa znów kiedyś tak płakała. Oczywiście obietnicy tej nie udało mi się dotrzymać.
Niecałe dwa lata później razem z Anną trzymałyśmy w ramionach równie mocno rozpaczającą Teresę z powodu śmierci jej mamy. Niespełna 21-letnia dziewczyna w jednej chwili musiała stać się matką dla swojego młodszego rodzeństwa, odkładając tym samym na bok marzenia o studiach.
Był to ciężki czas dla naszej przyjaźni, zawsze było trudno, gdy jedna z nas odwracała się od reszty nie chcąc pomocy i rozmów, i każda z nas miała taki moment albo momenty.... Ja chyba miałam ich najwięcej, może największa ze mnie beksa... Pamiętam, gdy choroba na zawsze przekreśliła moją karierę sportową i gdy ponad rok borykałam się z diagnozowanym guzem szyi; wieczne pobyty w szpitalach, trzy biopsje, w końcu operacja sprawiły, że nie chciałam się z nikim widzieć i wielokrotnie odrzucałam przyjaźń dziewczyn... ale one i wtedy nie odpuściły, były niemal codziennie przy moim łóżku, a często siedziały w milczeniu, bo nie chciałam rozmawiać... Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak musiałam być trudną i okropną wtedy osobą, a one to wytrzymały...
***
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
więcej..