Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Zmienić świat raz jeszcze - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zmienić świat raz jeszcze - ebook

Rok 2020 wyraźnie pokazał, w jak marnie skonstruowanym świecie żyjemy. Pandemia COVID-19 skutecznie sparaliżowała systemy ochrony zdrowia w wielu państwach i potężnie uderzyła w światową gospodarkę. Bezlitośnie obnażyła też słabości systemu, który generując miliony bezrobotnych, innym zapewnia rekordowe zyski na giełdach.

A pandemia to dopiero początek. Katastrofa klimatyczna rozgrywa się na naszych oczach. Zmiany, o których piszą naukowcy, będą szybsze i brutalniejsze, a w dodatku – nieodwracalne. Bo to, że katastrofa się wydarzy, pisze doktor Tomasz S. Markiewka, to po prostu fakt. Pytanie, czy możemy jeszcze coś zrobić?

Markiewka mówi jasno: potrzebujemy więcej polityki. Ale nie tej rozumianej jako bezsensowne przepychanki i grę interesów na szczytach władzy. Autor definiuje politykę jako wynik społecznego zaangażowania. Głosowanie w wyborach i referendach, zamiast głosowanie portfelem. Głos obywatelek i obywateli – nie konsumentów. Obarczenie odpowiedzialnością tych, którzy czerpią zyski z niszczenia klimatu, a nie jednostki, których wpływ na globalną sytuację jest zerowy.

Politykę, do której robienia namawia autor, obserwowaliśmy w działaniu wielokrotnie. To dzięki niej udało się znieść niewolnictwo, wywalczyć prawa wyborcze dla kobiet i raz za razem wygrywać kolejne batalie o prawa człowieka i mniejszości. Rewolucje wydarzały się nieustannie, a kobiety i mężczyźni zmieniali świat wielokrotnie. My musimy jedynie zmienić go raz jeszcze.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8143-556-7
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wpro­wa­dze­nie

3 × POLI­TYKA

Media nie szczę­dzą nam apo­ka­lip­tycz­nych obra­zów. Wystar­czy zer­k­nąć na nagłówki gazet czy por­tali inter­ne­to­wych: _Masowa kon­sump­cja nisz­czy naszą pla­netę_; _Zwie­rzęta giną w zastra­sza­ją­cym tem­pie_; _Google i Face­book obser­wują każdy nasz ruch w inter­ne­cie_; _Kata­strofa kli­ma­tyczna – tra­cimy kon­trolę_¹. Od nie­dawna ten zbiór stra­chów został uzu­peł­niony o wszel­kie moż­liwe zagro­że­nia powią­zane z pan­de­miami.

Gdyby cho­dziło tylko o media, mogli­by­śmy mach­nąć ręką na ten kata­stro­ficzny ton. Żyjemy prze­cież w cza­sach wojny o kliki, a to sprzyja sen­sa­cyj­no­ści. W takiej atmos­fe­rze łatwo zapo­mnieć, że „w prze­szło­ści było tylko gorzej”². Jesz­cze żadna epoka nie oka­zała się tak pomyślna dla czło­wieka jak obecna, o czym nie­stru­dze­nie przy­po­mi­nają nam tak zwani „racjo­nalni opty­mi­ści”. Dzięki roz­wo­jowi nauk i gospo­da­rek, a także – co nie­stety nazbyt czę­sto nam umyka – nie­stru­dzo­nej walce licz­nych poko­leń o powszechny dostęp do owo­ców postępu, wiele osób zamiesz­kuje cał­kiem wygodny świat. Przy­naj­mniej z per­spek­tywy poprzed­nich wie­ków, bo z per­spek­tywy ludzi żyją­cych na mar­gi­ne­sie tego świata sprawy wyglą­dają gorzej.

Nie­mniej ostrze­że­nia płyną nie tylko ze strony żąd­nych sen­sa­cji mediów. Na nie­bez­pie­czeń­stwa zwią­zane z kata­strofą kli­ma­tyczną, dewa­sta­cją śro­do­wi­ska, kolej­nymi pan­de­miami czy cyfrową inwi­gi­la­cją wska­zują także ludzie zaj­mu­jący się tymi kwe­stiami zawo­dowo. Szcze­gól­nie dużo nie­po­koju wzbu­dza glo­balne ocie­ple­nie, które pozo­staje naj­po­waż­niej­szym wyzwa­niem naszych cza­sów. Nie trzeba czy­tać medial­nych nagłów­ków, aby mar­twić się skut­kami emi­sji gazów cie­plar­nia­nych – wystar­czy zer­k­nąć na naj­now­sze raporty Mię­dzy­rzą­do­wego Zespołu ds. Zmian Kli­matu, Orga­ni­za­cji Naro­dów Zjed­no­czo­nych czy choćby Banku Świa­to­wego i eko­no­mi­stów JP Mor­gana. Znaj­dziemy tam wszyst­kie znane nam z mediów zagro­że­nia: susze, powo­dzie, milio­nowe migra­cje, glo­balny kry­zys gospo­dar­czy, a nawet „kli­ma­tyczny apar­theid”³.

Nie­któ­rzy oskar­żają kli­ma­to­lo­gów o ten­den­cję do kata­stro­fi­zmu, ale to nie­prawda⁴. Jeśli już – są oni nader ostrożni. Jako naukowcy nie chcą przed­sta­wiać skraj­nych sce­na­riu­szy, wolą ogra­ni­czać się do umiar­ko­wa­nych pro­gnoz, które wydają się naj­bar­dziej praw­do­po­dobne na pod­sta­wie dostęp­nej im wie­dzy. To dla­tego może­cie natra­fić w mediach na infor­ma­cje typu „eko­sys­tem lasów ama­zoń­skich zała­mie się szyb­ciej, niż przy­pusz­czano”⁵ lub „lodowce na Gren­lan­dii top­nieją znacz­nie szyb­ciej, niż wcze­śniej zakła­dano”⁶. Zazwy­czaj nie cho­dzi o to, że dzieje się coś szo­ku­ją­cego dla eks­per­tów od kli­matu – coś, czego nie byli w sta­nie prze­wi­dzieć. To nie­po­ko­jące „szyb­ciej” wynika raczej z tego, że wraz z posze­rza­niem naszej wie­dzy widzimy, iż cza­sami umiar­ko­wane sce­na­riu­sze oka­zują się zbyt zacho­waw­cze.

Ame­ry­kań­ski dzien­ni­karz David Wal­lace-Wells zauważa, że ta naukowa ostroż­ność może nie­chcący pro­wa­dzić do baga­te­li­zo­wa­nia zagro­żeń kli­ma­tycz­nych⁷. Kiedy kli­ma­to­lo­dzy podają swoje umiar­ko­wane prze­wi­dy­wa­nia, część opi­nii publicz­nej reaguje na zasa­dzie: „Nie, to prze­sada, na pewno nie będzie aż tak źle”. Tym samym docho­dzi do podwój­nego zani­że­nia ryzyka: naj­pierw przez naukow­ców wolą­cych nie stra­szyć rze­czami, co do któ­rych nie mają pew­no­ści, a potem przez spo­łe­czeń­stwo prze­ko­nane, że naukowcy wyol­brzy­miają stan zagro­że­nia. Anne-Marie Cro­cetti, badaczka zdro­wia publicz­nego, zwra­cała uwagę na ten pro­blem już na początku lat osiem­dzie­sią­tych dwu­dzie­stego wieku: „Zauwa­ży­łam, że bar­dzo czę­sto, gdy jako naukowcy jeste­śmy ostrożni w naszych wypo­wie­dziach, to inni nie dostrze­gają istoty sprawy, ponie­waż nie rozu­mieją naszych inten­cji”⁸.

Nie­wy­godna prawda jest taka, że nasz dobro­byt ma o wiele kruch­sze pod­stawy, niż zwy­kli­śmy sądzić. Mogli­śmy się o tym prze­ko­nać z pierw­szej ręki, gdy na początku 2020 roku wybu­chła pan­de­mia koro­na­wi­rusa. Nagle zna­leź­li­śmy się w środku filmu kata­stro­ficz­nego i przy­po­mnie­li­śmy sobie o naszych deli­kat­nych rela­cjach ze śro­do­wi­skiem natu­ral­nym. Przy całym ludz­kim postę­pie i wyra­fi­no­wa­niu cywi­li­za­cyj­nym pozo­sta­jemy sil­nie uza­leż­nieni od przy­rody. Jeden wirus potrafi wpra­wić w tur­bu­len­cje cały nasz świat: od ochrony zdro­wia po świa­tową gospo­darkę.

Musimy wycią­gnąć z tego wnio­ski i zasta­no­wić się, czy nasza dotych­cza­sowa wizja świata nie była zbyt non­sza­lancka. Nie da się dłu­żej ucie­kać od pyta­nia, jak chcemy kształ­to­wać nasze spo­łe­czeń­stwa i nasze rela­cje z resztą pla­nety w dwu­dzie­stym pierw­szym wieku. W epoce kry­zysu kli­ma­tycz­nego. Nie wystar­czy samo­za­do­wo­le­nie z poprawy jako­ści życia w sto­sunku do prze­szło­ści. W końcu postęp był czę­sto dzie­łem ludzi, któ­rych nie satys­fak­cjo­no­wało wytłu­ma­cze­nie, że „kie­dyś było gorzej”. Wystar­czy spoj­rzeć na dwu­dzie­sty wiek. Kobiety doma­ga­jące się mię­dzy innymi praw wybor­czych, pra­cow­nicy żąda­jący god­nych płac i ochrony praw­nej, mniej­szo­ści wal­czące o rów­ność i wol­ność, oby­wa­tele i oby­wa­telki wystę­pu­jący prze­ciw dyk­ta­tor­skim wła­dzom – to ich nie­za­do­wo­le­nie zmie­niało nasz świat na lep­sze. Dziś trzeba go zmie­nić raz jesz­cze.

Strach przed poli­tyką

A zatem: co robić?

Pra­cuję na uni­wer­sy­te­cie, dzięki czemu mam wiele oka­zji do roz­mów ze stu­dent­kami i stu­den­tami. Czę­sto pytam ich o naj­więk­sze zagro­że­nia dla naszego świata: od cyfro­wej inwi­gi­la­cji po kry­zys kli­ma­tyczny. Więk­szość uznaje powagę tych nie­bez­pie­czeństw. Pro­blem zaczyna się w momen­cie, gdy roz­mowa scho­dzi na moż­liwe roz­wią­za­nia.

Zazwy­czaj jako pierw­sza poja­wia się ogólna suge­stia, że ludzie „muszą zro­zu­mieć”, jakie nie­bez­pie­czeń­stwa na nas czy­hają. Ale nawet ci stu­denci, któ­rzy podej­mują ten wątek, robią to bez prze­ko­na­nia, raczej na zasa­dzie zaga­dy­wa­nia ciszy w sali. Potem przy­cho­dzi czas na pro­po­zy­cję, że ludzie nie tylko „muszą zro­zu­mieć”, ale dodat­kowo „muszą zmie­nić swoje postę­po­wa­nie”. Wylo­go­wać się z Face­bo­oka, dbać o kli­mat, jeść mniej mięsa, popra­wić codzienną higienę. Takie odpo­wie­dzi rów­nież nie wzbu­dzają entu­zja­zmu. To ośmiela scep­ty­ków. A może już za późno na dzia­ła­nia? Może zmie­rzamy pro­sto w stronę kata­strofy? Jedyne pyta­nie brzmi zaś, co zała­twi nas pierw­sze. Przy­naj­mniej tu odpo­wiedź jest pro­sta: na­dal naj­więk­sze szanse ma na to glo­balne ocie­ple­nie.

To cie­kawe, jak późno – jeśli w ogóle – padają pro­po­zy­cje roz­wią­zań poli­tycz­nych. A prze­cież to w tej sfe­rze mamy naj­więk­sze moż­li­wo­ści dzia­ła­nia. Unia Euro­pej­ska może nało­żyć na cyfro­wych molo­chów, takich jak Face­book i Google, regu­la­cje, które ogra­ni­czy­łyby ich moż­li­wo­ści gro­ma­dze­nia i han­dlo­wa­nia pry­wat­nymi danymi. Rządy mogą wymu­sić bar­dziej restryk­cyjne zasady bez­pie­czeń­stwa kli­ma­tycz­nego. Mogli­by­śmy doko­nać maso­wych inwe­sty­cji publicz­nych w źró­dła czy­stej ener­gii, w trans­port zbio­rowy, w dobra wspólne. Pomi­jam na razie to, czy uwa­żamy takie recepty za sku­teczne i pożą­dane. Rzecz w tym, że są to jakieś roz­wią­za­nia i warto je roz­wa­żyć. Mimo to nie­wielu stu­den­tów o nich wspo­mina, a gdy już padają, są witane – przy­naj­mniej począt­kowo – rów­nie scep­tycz­nie jak pozo­stałe suge­stie. W końcu, czy kie­dy­kol­wiek poli­tyka w czymś nam pomo­gła?

Nie mówię o stu­den­tach, aby narze­kać na ich brak zaan­ga­żo­wa­nia poli­tycz­nego. Nie są oni wyjąt­kiem, lecz regułą. Daleko idąca nie­uf­ność wobec poli­tyki jest bowiem powszechna. W Pol­sce mamy nawet par­tię poli­tyczną, która szła kie­dyś do wybo­rów z hasłem… „Nie róbmy poli­tyki”⁹. Była to Plat­forma Oby­wa­tel­ska w wybo­rach samo­rzą­do­wych z 2010 roku. Dodajmy, że wybory te wygrała. Trudno o lep­szy sym­bol złej repu­ta­cji poli­tyki, ale dam wam jesz­cze jeden przy­kład.

Redak­tor pew­nej gazety spy­tał mnie kie­dyś, o czym chciał­bym dla nich napi­sać. Poda­łem kilka pro­po­zy­cji, naj­bar­dziej dumny byłem z tematu: „Pol­ska jest za mało upo­li­tycz­niona”. Sądzi­łem naiw­nie, że tekst z tak intry­gu­ją­cym moty­wem prze­wod­nim to nie lada atrak­cja. Gdy redak­tor odpi­sał na mojego maila, nawet nie wspo­mniał o tej pro­po­zy­cji. Zbył ją mil­cze­niem, tak jak zbywa się nie­zręczną sytu­ację towa­rzy­ską. Podob­nie jest za każ­dym razem, gdy przy­wo­łuję tezę o potrze­bie upo­li­tycz­nie­nia Pol­ski czy jakiej­kol­wiek sfery naszego świata. Wyobraź­cie sobie, że roz­ma­wia­cie w gro­nie zna­jo­mych i nagle jeden z nich rzuca żart – w jego mnie­ma­niu wyborny, a tak naprawdę nie­smaczny i obraź­liwy. Mogli­by­ście mu wyja­śnić, w czym leży pro­blem, ale wie­cie, że zepsu­łoby to atmos­ferę, więc woli­cie zmil­czeć całą sprawę i pocze­kać, aż po nie­zręcz­nej chwili wszystko wróci do normy. Mniej wię­cej takie są reak­cje na moją pro­po­zy­cję.

No bo czy można potrak­to­wać tezę, że Pol­ska, czy cokol­wiek innego, jest za mało upo­li­tycz­niona, ina­czej niż jako nie­smaczny żart? Czy nie wiem, do czego może dopro­wa­dzić upo­li­tycz­nie­nie mediów? Albo jakiejś firmy? Albo nawet zwy­kłej poga­wędki rodzin­nej? W końcu to nie przy­pa­dek, że słowo „upo­li­tycz­nia­nie” koja­rzy się jed­no­znacz­nie nega­tyw­nie, a „odpo­li­tycz­nia­nie” jed­no­znacz­nie pozy­tyw­nie.

Jak odpo­wie­dział­bym komuś, kto skon­fron­to­wałby mnie z tym nie­smacz­nym żar­tem?

Zaczął­bym od suge­stii, że kiedy ludzie oba­wiają się upo­li­tycz­nie­nia, to zazwy­czaj cho­dzi im o upar­tyj­nie­nie. A to nie jest to samo. Z upar­tyj­nie­niem mamy do czy­nie­nia wtedy, gdy media stają się tubą pro­pa­gan­dową jakie­goś ugru­po­wa­nia poli­tycz­nego. Gdy wci­ska się kole­gów i kole­żanki z par­tii do firmy pań­stwo­wej, bo są „swoi”. Gdy każde wyda­rze­nie chce się roz­pa­try­wać z per­spek­tywy bie­żą­cych spo­rów par­tyj­nych. Zna­cie pew­nie to uczu­cie, wcho­dzicie na tekst o życiu nean­der­tal­czy­ków albo o czar­nych dziu­rach, a pod nim dys­ku­sja na temat Tuska i Kaczyń­skiego. Takie zacho­wa­nia są iry­tu­jące czy – w przy­padku upar­tyj­nia­nia mediów i firm – po pro­stu złe. Pełna zgoda. Ale raz jesz­cze: choć par­tie są naj­wi­docz­niej­szymi przy­kła­dami „robie­nia poli­tyki”, to poli­tyka nie spro­wa­dza się do bie­żą­cych spo­rów par­tyj­nych.

Kom­po­zy­cja wspól­nego świata

„Poli­tyka jest domeną współ­ist­nie­nia i sto­wa­rzy­sza­nia się róż­nych ludzi”¹⁰ – pisze filo­zofka Han­nah Arendt. I dodaje, że jest to też sfera, w któ­rej ludzie „są aktyw­nymi uczest­ni­kami nada­ją­cymi ludz­kim spra­wom trwa­ło­ści, jakiej w innym razie, by one nie miały”¹¹. Jesz­cze zwięź­lej ujmuje to fran­cu­ski socjo­log Bruno Latour: poli­tyka to „stop­niowa kom­po­zy­cja wspól­nego świata”¹². To lapi­darne, ale trafne defi­ni­cje poli­tycz­no­ści – szcze­gól­nie pro­po­zy­cja Lato­ura, który pod­kre­śla, że „kom­po­no­wa­nie wspól­nego świata” powinno uwzględ­niać zarówno ludzi, jak i czyn­niki poza­ludz­kie: od zwie­rząt po lasy ama­zoń­skie. W poli­tyce cho­dzi wła­śnie o to: o wspólne zor­ga­ni­zo­wa­nie naszego świata. O nada­nie kształtu zbio­ro­wo­ści, którą razem zamiesz­ku­jemy. Ta potrzeba wynika z pod­sta­wo­wej cechy czło­wieka. Wbrew opo­wie­ściom o naszym rze­komo wro­dzo­nym ego­izmie jeste­śmy isto­tami stad­nymi. „Kto zaś nie potrafi żyć we wspól­no­cie albo jej wcale nie potrze­buje, będąc samo­wy­star­czal­nym, by­naj­mniej nie jest czło­nem pań­stwa, a zatem jest albo zwie­rzę­ciem, albo bogiem”¹³ – pisał wieki temu Ary­sto­te­les.

Poglądy grec­kiego filo­zofa pod wie­loma wzglę­dami są nie­ak­tu­alne, na przy­kład jego podej­ście do zwie­rząt, ale w tej spra­wie miał rację: czło­wiek potrze­buje wspól­noty. Nawet gdy jeste­śmy jej pozba­wieni, sta­ramy się wytwo­rzyć namiastkę rela­cji z innymi ludźmi. Oglą­da­li­ście _Cast Away. Poza świa­tem_? To uwspół­cze­śniona wer­sja opo­wie­ści o Robin­so­nie Cru­soe, w któ­rej postać grana przez Toma Hanksa ląduje na bez­lud­nej wyspie. W pew­nym momen­cie boha­ter rysuje twarz na piłce, która tra­fiła z nim na odlu­dzie, i nazywa ją Wil­so­nem (od nazwy pro­du­centa). Trak­tuje piłkę jak swo­jego towa­rzy­sza i pro­wa­dzi z nią regu­larne „roz­mowy”. Objaw sza­leń­stwa? Bez­wstydne loko­wa­nie pro­duktu? Zapewne, ale także przy­po­mnie­nie, jak bar­dzo potrze­bu­jemy innych ludzi. Choćby do poga­da­nia. Gdy nie możemy roz­ma­wiać z nimi na żywo, toczymy dia­logi we wła­snej gło­wie. Jak zauwa­żył antro­po­log David Gra­eber:

obec­nie wiemy, że pozo­sta­wie­nie więź­nia w odosob­nie­niu przez okres dłuż­szy niż sześć mie­sięcy nie­uchron­nie pro­wa­dzi do zauwa­żal­nej degra­da­cji mózgu. Powie­dzieć, że ludzie są zwie­rzę­tami spo­łecz­nymi, to za mało – są spo­łeczni tak fun­da­men­tal­nie, że kiedy zostaną odcięci od rela­cji z innymi ludźmi, zaczy­nają nie­do­ma­gać fizycz­nie¹⁴.

Nie tylko potrze­bu­jemy innych osób, ale jeste­śmy od nich zależni. Ludzie mówią cza­sem, że wszystko zawdzię­czają sobie, ale to bujda. W naj­lep­szym razie – uprosz­cze­nie. Nie ma takiej osoby, która nie zawdzię­cza­łaby cze­goś innym. Już choćby z tego względu, że _homo sapiens_ jest jed­nym z tych gatun­ków, któ­rych potom­stwo potrze­buje ści­słej opieki w trak­cie dzie­ciń­stwa. Nikt nie karmi się sam jako nie­mowlę, nikt nie uczy się sam pisać, a idąc jesz­cze dalej: nie budu­jemy dróg, po któ­rych jeź­dzimy, szkół, w któ­rych zdo­by­wamy pod­sta­wową wie­dzę, bądź innych insty­tu­cji publicz­nych – od poli­cji, po sys­tem opieki zdro­wot­nej – z któ­rych korzy­stamy. Nawet Tom Hanks uży­wał na bez­lud­nej wyspie każ­dego sprzętu, który był w sta­nie wyło­wić z roz­bi­tego samo­lotu. Tym samym korzy­stał z pracy ludzi, dzięki któ­rym te sprzęty powstały.

Nie musimy zresztą pole­gać tylko na dzie­łach fik­cji, aby to sobie uświa­do­mić. Być może nie­któ­rzy z was koja­rzą Chri­sto­phera Kinga, który spę­dził samot­nie dwa­dzie­ścia sie­dem lat w lesie nie­opo­dal jeziora North Pond, na pół­noc­nym wscho­dzie USA. Na pozór dosko­nały przy­kład czło­wieka samo­wy­star­czal­nego, pozba­wio­nego związ­ków z innymi przed­sta­wi­cie­lami swo­jego gatunku. W rze­czy­wi­sto­ści – jak zauważa Łukasz Naj­der – nasz samot­nik był oto­czony przez ludzi i ich wytwory. Chęt­nie czy­tał książki Dosto­jew­skiego, z pobli­skich obo­zo­wisk kradł jedze­nie, butle z gazem i bate­rie, w jego sie­dzi­bie był nawet zasięg sieci komór­ko­wej¹⁵.

Arche­olog Bjørnar Olsen dobit­nie pod­su­mo­wuje tę ludzką współ­za­leż­ność, i naszą ten­den­cję do zapo­mi­na­nia o niej, gdy pisze o książce _Samot­nie na bie­gu­nie połu­dnio­wym_. To oparta na fak­tach opo­wieść o wypra­wie pew­nego Nor­wega, która była rekla­mo­wana w mediach jako histo­ria „pierw­szej, nie­wspo­ma­ga­nej, samo­dziel­nej eks­pe­dy­cji na bie­gun połu­dniowy”. Na pierw­szy rzut oka i tytuł książki, i jej mar­ke­tin­gowa otoczka wydają się trafne. Olsen zauważa jed­nak, że coś tu nie gra:

Gdy bli­żej zasta­no­wić się nad tymi rosz­cze­niami do suwe­ren­no­ści i pano­wa­nia (samot­nie? samo­dziel­nie? bez pomocy?), wycho­dzi na jaw, że w rze­czy­wi­sto­ści został odde­le­go­wany cały zespół akto­rów, aby poma­gać mu w poru­sza­niu się i prze­no­sze­niu nie­zbęd­nego ekwi­punku; pro­du­cenci spe­cja­li­stycz­nej odzieży zaopa­trzyli go w wia­tro­od­porny i cie­pły strój, śpi­wór i namiot; jego potrzebę wysoko pro­te­ino­wej żyw­no­ści zaspo­ko­iła sta­ran­nie wybrana sucha i zamro­żona żyw­ność – a uzy­ska­nie tego wszyst­kiego uła­twili mu spon­so­rzy i media. Zresztą jak kto­kol­wiek mógłby bez pomocy i samot­nie poru­szać się w tej nie­zmie­rzo­nej prze­strzeni? Przez cały czas poma­gały mu poko­le­nia kar­to­gra­fów, poprzedni podróż­nicy, sate­lity i nawi­ga­to­rzy¹⁶.

Czy nam się to podoba, czy nie – zawsze jeste­śmy czę­ścią jakieś zbio­ro­wo­ści, na któ­rej pole­gamy. Dla­tego naszym zada­niem jest urzą­dze­nie tego wspól­nego domu. Wła­śnie w tym celu powstała poli­tyka. Tak jak piszą Arendt czy Latour, poja­wia się ona wtedy, gdy orga­ni­zu­jemy nasz świat: gdy podej­mu­jemy decy­zję, jakimi war­to­ściami chcemy się kie­ro­wać, co jest naszym prio­ry­te­tem, jak ma wyglą­dać nasza codzien­ność. Tak więc poli­tyka to nie tylko dzia­ła­nia rządu, ale także mani­fe­sta­cje oby­wa­teli. Nie tylko dyrek­tywy Unii Euro­pej­skiej, ale także ludzie pod­pi­su­jący pety­cję za nimi lub prze­ciw nim. Nie tylko sejm uchwa­la­jący nowe prawo anty­dy­skry­mi­na­cyjne, ale także stu­dentki dopo­mi­na­jące się wpro­wa­dze­nia roz­wią­zań prze­ciwdziałających mob­bin­gowi i mole­sto­wa­niu na uczelni. Z poli­tyką mamy do czy­nie­nia zawsze tam, gdzie grupa osób podej­muje publiczne dzia­ła­nia, aby zmie­nić lub zacho­wać jakiś odci­nek rze­czy­wi­sto­ści.

3 × poli­tyka

Dopo­mi­na­nie się o upo­li­tycz­nie­nie to nic innego jak przy­po­mi­na­nie, że nie­które tematy powinny stać się przed­mio­tem zbio­ro­wego namy­słu i dzia­ła­nia. Jasne, poli­tycy i par­tie mają tu do ode­gra­nia ważną rolę. Nie tylko dla­tego, że to na nich dele­gu­jemy wyko­na­nie tych zadań, ale także z powodu tego, że mogą i powinni prze­ko­ny­wać nas do roz­wią­zań, które uwa­żają za słuszne. Nie zmie­nia to faktu, że poli­tyka nie zaczyna się i nie koń­czy na nich. Reszta z nas też może ode­grać swoją rolę. Nie jako jed­nostki pogrą­żone w indy­wi­du­al­nych zma­ga­niach ze świa­tem, ale jako oby­wa­tele i oby­wa­telki zaan­ga­żo­wani w zbio­rowe dzia­ła­nia na rzecz dobra wspól­nego.

Nie­stety stra­ci­li­śmy wiarę w poli­tykę. Może dla­tego nasza odwaga poli­tyczna skar­lała. Jesz­cze w dru­giej poło­wie dwu­dzie­stego wieku snu­li­śmy śmiałe wizje przy­szło­ści. Od pro­gramu bez­wa­run­ko­wego dochodu¹⁷, po pomy­sły roz­wią­za­nia pro­blemu glo­bal­nego nie­do­ży­wie­nia¹⁸. Jak­kol­wiek oce­nia­li­by­śmy real­ność tych pro­jek­tów, to miały one roz­mach. Były wyra­zem wiary w poli­tykę. Wyda­wa­łoby się, że dziś, po tylu deka­dach roz­woju nauko­wego, tech­nicz­nego i gospo­dar­czego, nasze wizje będą jesz­cze śmiel­sze niż w tam­tych cza­sach. Nie­stety, w wielu przy­pad­kach jest wręcz prze­ciw­nie. Nasze idee czę­sto nie wykra­czają poza drobne korekty sys­temu. Wszystko ponad to wydaje się nad­mier­nie ide­ali­styczne, nie­moż­liwe, a nawet nie­bez­pieczne. W chwi­lach naj­więk­szej śmia­ło­ści wra­camy do sta­rych pomy­słów, jak wspo­mniany dochód pod­sta­wowy.

Ten brak wiary w poli­tykę ujaw­nia się także wtedy, gdy roz­ma­wiamy o kry­zy­sie kli­ma­tycz­nym. I praw­do­po­dob­nie ni­gdzie indziej nie jest rów­nie nie­bez­pieczny. „Zmiana kli­matu jest zbio­ro­wym pro­ble­mem, który wymaga zbio­ro­wych dzia­łań na nie­spo­ty­kaną wcze­śniej skalę. Nie­stety ten pro­blem prze­bił się do powszech­nej świa­do­mo­ści aku­rat wtedy, gdy wydano ide­olo­giczną wojnę sfe­rze publicz­nej”¹⁹ – zauważa Naomi Klein, kana­dyj­ska dzien­ni­karka i akty­wistka. Ma rację, przy­szło się nam mie­rzyć z kry­zy­sem kli­ma­tycz­nym w spry­wa­ty­zo­wa­nej epoce – w cza­sach, w któ­rych bar­dziej wie­rzymy w magiczną moc indy­wi­du­al­nej przed­się­bior­czo­ści i biz­nesu, ewen­tu­al­nie w tech­no­kra­tyczne roz­wią­za­nia usta­lane za zamknię­tymi drzwiami, a nie we wspólne zmie­nia­nie świata za pomocą poli­tyki.

Część osób, gdy sły­szy o kata­stro­fie kli­ma­tycz­nej, mówi: niech rynek to zała­twi. Nic dziw­nego, mecha­ni­zmy ryn­kowe stały się naszym ulu­bio­nym zamien­ni­kiem dzia­łań poli­tycz­nych. Jak zauważa Geo­rge Mon­biot, publi­cy­sta „Guar­diana”, takie ocze­ki­wa­nia napo­ty­kają pod­sta­wową trud­ność: „rynek” to czę­sto tylko ładne okre­śle­nie na naj­po­tęż­niej­szych gra­czy ryn­ko­wych – a to, czego chce ów rynek, pokrywa się w wielu sytu­acjach z tym, czego chcą ci gra­cze²⁰. To nie przy­pa­dek, że mecha­ni­zmy ryn­kowe nie roz­wią­zały do tej pory pro­blemu glo­bal­nego ocie­ple­nia. Po pro­stu naj­więk­sze firmy pali­wowe nie miały szcze­gól­nej moty­wa­cji, żeby to zro­bić.

Nie­sku­tecz­ność rynku w sfe­rze eko­lo­gicz­nej pod­kre­ślają sami eko­no­mi­ści, a przy­naj­mniej nie­któ­rzy z nich. Joseph Sti­glitz, lau­reat Nagrody Banku Szwe­cji im. Alfreda Nobla pisze wprost:

Jeśli ist­nieją duże roz­bież­no­ści mię­dzy korzy­ściami spo­łecz­nymi a korzy­ściami pry­wat­nymi, to same rynki nie wyko­nają zada­nia. Zmiana kli­matu sta­nowi wzor­cowy przy­kład takiej sytu­acji: spo­łeczne koszty emi­sji dwu­tlenku węgla są ogromne – sta­nowią egzy­sten­cjalne zagro­że­nie dla pla­nety – i znacz­nie prze­kra­czają koszty pono­szone przez dowolną firmę, a nawet kraj²¹.

Sti­glitz nie jest odosob­niony w tej opi­nii. Podob­nie wypo­wiada się Jean Tirole, kolejny zdo­bywca „eko­no­micz­nego Nobla”, jak potocz­nie zwana jest Nagroda Banku Szwe­cji. Wyobraźmy sobie, że

firma pro­du­ku­jąca ener­gię w elek­trowni węglo­wej emi­tuje gazy cie­plar­niane, takie jak dwu­tle­nek węgla oraz inne zanie­czysz­cze­nia (dwu­tle­nek siarki, tle­nek azotu), które powo­dują kwa­śne desz­cze – powiada Tirole. – Nie ma mecha­ni­zmu ryn­ko­wego chro­nią­cego osoby, które pono­szą tę szkodę²².

Innymi słowy, rynek nie chroni „trze­ciej strony”, która nie bie­rze bez­po­śred­nio udziału w wymia­nie han­dlo­wej, ale odczuwa jej skutki uboczne.

Musimy spoj­rzeć praw­dzie w oczy. Nie mamy tu do czy­nie­nia ze zwy­kłym pro­ble­mem tech­nicz­nym ani wyzwa­niem biz­ne­so­wym, które dałoby się roz­wią­zać za pomocą mecha­ni­zmów ryn­ko­wych. Nie ma poważ­nej roz­mowy o kata­stro­fie kli­ma­tycz­nej bez dys­ku­sji o rela­cjach wła­dzy, bez dys­ku­sji o war­to­ściach, bez dys­ku­sji o tym, jak mają być zor­ga­ni­zo­wane nasze spo­łe­czeń­stwa. Co możemy poświę­cić, a czego nie? Kto ma ponieść naj­więk­szy cię­żar zmian, a komu należy się pomoc? Gdzie mamy inter­we­nio­wać w pierw­szej kolej­no­ści, a co jest sprawą na póź­niej? To wszystko są dyle­maty poli­tyczne i tylko za pomocą poli­tyki można je roz­strzy­gnąć.

Celem mojej książki jest zmie­rze­nie się z kon­se­kwen­cjami tego pro­stego faktu: kry­zys kli­ma­tyczny jest pro­ble­mem poli­tycz­nym. I to w potrój­nym sen­sie! Po pierw­sze, zna­leź­li­śmy się w tak dra­ma­tycz­nej sytu­acji z powodu poli­tycz­nych zanie­dbań poprzed­nich dekad. Po dru­gie, skutki tych zanie­dbań będą poli­tyczne: masowe migra­cje, spa­dek jako­ści życia, pro­te­sty spo­łeczne. Po trze­cie, roz­wią­za­nie pro­blemu glo­bal­nego ocie­ple­nia leży po stro­nie poli­tyki, nie­za­leż­nie od tego, jak bar­dzo pra­gnę­li­by­śmy tę poli­tykę omi­nąć, zda­jąc się na mecha­ni­zmy ryn­kowe, eks­per­tów czy inno­wa­cje.

Nie będę was prze­ko­ny­wał, że kli­mat się zmie­nia w sku­tek dzia­łal­no­ści czło­wieka. Naukowcy mieli silne dowody na to już w oko­li­cach 1980 roku²³. Od tego czasu opu­bli­ko­wano pięć rapor­tów Mię­dzy­rzą­do­wego Zespołu ds. Zmian Kli­matu. Nad naj­now­szym, z 2014 roku, pra­co­wało w sumie 831 spe­cja­li­stów. Nie ma sensu po raz kolejny dowo­dzić rze­czy dowie­dzio­nych – kon­sen­sus naukowy w tej spra­wie jest jasny: glo­balne ocie­ple­nie zacho­dzi i jest skut­kiem ludz­kiej aktyw­no­ści. Jeśli ktoś chce się zapo­znać ze szcze­gó­łami, ist­nieje bogata lite­ra­tura na ten temat, na przy­kład zna­ko­mita książka _Nauka o kli­ma­cie_ autor­stwa Alek­san­dry Kar­daś, Szy­mona Mali­now­skiego i Mar­cina Popkie­wi­cza. Nie ma też potrzeby szer­szego roz­wo­dze­nia się nad przy­rod­ni­czymi skut­kami glo­bal­nego ocie­ple­nia, bo i one zostały już dobrze omó­wione i były prze­wi­dy­wane czter­dzie­ści lat temu. Nie­które rejony czeka zala­nie, inne wynisz­cza­jące susze, musimy liczyć się ze wzro­stem liczby eks­tre­mal­nych zja­wisk mete­oro­lo­gicz­nych i ogól­nym pogor­sze­niem warun­ków śro­do­wi­sko­wych. Wszyst­kie te zagro­że­nia dobrze pod­su­mo­wuje David Wal­lace-Wells w _Ziemi nie do życia_. Jeśli wspo­mi­nam o nich na dal­szych stro­nach, to tylko w celu poka­za­nia, jak mocno są one splą­tane z poli­tycz­nym aspek­tem kry­zysu kli­ma­tycz­nego.

To wła­śnie splą­ta­nie świata przy­rody i świata poli­tyki będzie naszym punk­tem star­to­wym. Zro­zu­mie­nie tego powią­za­nia i wycią­gnię­cie z niego wnio­sków jest warun­kiem wstęp­nym do udzie­le­nia sen­sow­nej odpo­wie­dzi na zagro­że­nia kli­ma­tyczne. Nie możemy sobie pozwo­lić na kolejne zasko­cze­nie, tak jak to było w przy­padku koro­na­wi­rusa, gdy nagle dostrze­gli­śmy zwią­zek mię­dzy wiru­sami i gospo­darką. Sztuczne ogra­ni­cza­nie zmiany kli­matu do sfery czy­sto przy­rod­ni­czej to tylko unik, który wyko­nu­jemy, aby uciec przed zmie­rze­niem się z poli­tycz­nymi przy­czy­nami i kon­se­kwen­cjami glo­bal­nego ocie­ple­nia. Nie­je­dyny zresztą. Omó­wię jesz­cze dwa. Pierw­szy z tych pozo­sta­łych uni­ków to prze­ko­na­nie, że w spra­wie kry­zysu kli­ma­tycznego wystar­czy zdać się na spe­cja­li­stów i inno­wa­cje. Na pewno należy słu­chać eks­per­tów – jeśli są to eks­perci od kli­matu, a nie na przy­kład od repre­zen­to­wa­nia mię­dzynarodowych kon­cer­nów pali­wo­wych – ale jak zoba­czymy, to nie wystar­czy. Drugi unik to wiara w moc wybo­rów kon­su­menc­kich, mogą­cych rze­komo zastą­pić wybory poli­tyczne. Odpo­wie­dzialna kon­sump­cja zasłu­guje na pochwałę, ale wiara, że zapo­bie­gniemy w ten spo­sób kata­stro­fie kli­ma­tycznej, sta­nowi jedy­nie prze­dłu­że­nie naiw­nej ufno­ści w mecha­ni­zmy ryn­kowe.

Po zmie­rze­niu się z tymi uni­kami będziemy mogli stop­niowo zmie­rzać w kie­runku pozy­tyw­nym. Poroz­ma­wiamy na przy­kład o dobru wspól­nym – tro­chę zapo­mnia­nej war­to­ści, któ­rej dziś potrze­bu­jemy bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej. Przy­po­mnimy sobie, jak uda­wało nam się wcze­śniej zmie­niać świat na lep­sze i jak dużą rolę odgry­wała w tym zbio­rowa mobi­li­za­cja. Zoba­czymy wresz­cie, jakie kon­kret­nie roz­wią­za­nia powin­ni­śmy zasto­so­wać w spra­wie kli­matu, jeśli naszym celem jest tro­ska o dobro wspólne, a naszą metodą dzia­ła­nia zbio­rowe. Spró­bu­jemy wyzwo­lić w sobie poli­tyczny opty­mizm.

Nie­któ­rych czy­tel­ni­ków i czy­tel­niczki może kusić prze­sko­cze­nie wprost do moż­li­wych roz­wią­zań kry­zysu kli­ma­tycz­nego. Kata­strofa coraz bli­żej, trzeba dzia­łać szybko, więc po co roz­wo­dzić się nad uni­kami czy też prze­szko­dami w naszym myśle­niu? Nie lepiej przejść od razu do puenty? To nie takie pro­ste. Zga­dzam się w tej kwe­stii ze sło­weń­skim filo­zo­fem Sla­vo­jem Žižkiem – od tego, jak zde­fi­niu­jemy pro­blem, zależy pro­po­zy­cja jego roz­wią­za­nia²⁴. Roz­po­zna­jąc błędy w naszym podej­ściu do kry­zysu kli­ma­tycz­nego, wyty­czamy rów­no­cze­śnie drogi wyj­ścia z impasu. Ufam, że będzie to widać w poszcze­gól­nych roz­dzia­łach. Jak zoba­czy­cie, nawet tam, gdzie punk­tem wyj­ścia są roz­wią­za­nia, które nie dzia­łają, ich kry­tyka od razu będzie nas napro­wa­dzała na bar­dziej obie­cu­jące alter­na­tywy. Pój­ście ścieżką na skróty – „od razu do puenty” – przy­po­mi­na­łoby wybie­gnię­cie na boisko po kilku prze­gra­nych meczach bez próby zasta­no­wie­nia się nad przy­czy­nami wcze­śniej­szych pora­żek. Nie stać nas na taką non­sza­lan­cję, stawka meczu jest zbyt wysoka.Roz­dział 1

CO2, COVID-19 I INNI AKTO­RZY POLI­TYCZNI

Nasze wyobra­że­nia na temat skut­ków glo­bal­nego ocie­ple­nia są kształ­to­wane przez kino hol­ly­wo­odz­kie. Gdy sły­szymy o „kata­stro­fie kli­ma­tycz­nej”, przed oczami stają nam potężne taj­funy nisz­czące mia­sta w kilka minut, budynki zapa­da­jące się pod napo­rem apo­ka­lip­tycz­nych powo­dzi, burze wiel­ko­ści całych państw.

Taki spo­sób myśle­nia o zmia­nie kli­matu jest zwod­ni­czy. Nie zro­zum­cie mnie źle, czeka nas coraz wię­cej sil­nych ano­ma­lii pogo­do­wych – wpraw­dzie nie będą one wyglą­dały rów­nie efek­tow­nie jak w fil­mie _Poju­trze_, ale zosta­wią po sobie ogrom znisz­czeń. Rzecz w tym, że wiele prze­ja­wów kata­strofy kli­ma­tycz­nej nie jest tak wido­wi­sko­wych i nie zała­pa­łoby się na scenę w ame­ry­kań­skiej super­pro­duk­cji, już choćby z powodu swo­jego zbyt­niego roz­cią­gnię­cia w cza­sie. Co nie zmie­nia faktu, że są nie­by­wale groźne i mogą wywró­cić cały nasz świat do góry nogami. Nie tylko w sen­sie znisz­czeń śro­do­wi­sko­wych, ale także gospo­dar­czych, spo­łecz­nych i poli­tycz­nych.

Weźmy coś tak nie­po­zor­nego jak opady śniegu, a raczej ich brak. Gdy spę­dzamy kolejną Gwiazdkę, tłu­ma­cząc dzie­ciom, że kie­dyś o tej porze roku lepi­li­śmy bał­wany, czę­sto nie zda­jemy sobie sprawy z tego, jak daleko się­gają kon­se­kwen­cje bez­śnież­nej zimy. Ujaw­niają się one już po kilku mie­sią­cach, gdy przy­cho­dzi do zbie­ra­nia plo­nów rol­ni­czych. Śnieg maga­zy­nuje wodę, a kiedy top­nieje w trak­cie sezonu wege­ta­cyj­nego, pomaga nawod­nić pola. W przy­padku braku opa­dów cały pro­ces zostaje zabu­rzony. Jak tłu­ma­czy Mar­cin Popkie­wicz:

Teraz zimą pada deszcz, śnieg, jeśli już spad­nie, to poleży led­wie parę–parę­na­ście dni i top­nieje, więc to, co spad­nie w pół­ro­czu zim­nym, na wio­snę jest już w Bał­tyku, a nie na polach. Co oczy­wi­ście wzmaga wysu­sze­nie za sprawą mniej­szych opa­dów w kolej­nych mie­sią­cach – dla­tego jesz­cze w latach 80. suszę mie­li­śmy w Pol­sce raz na 5 lat, a od 2013 mamy ją per­ma­nent­nie co roku. Za pół wieku, jeśli kon­ty­nu­owa­li­by­śmy sce­na­riusz emi­sji biz­nes-jak-zwy­kle, będzie u nas tak jak w naj­bar­dziej suchych regio­nach Hisz­pa­nii²⁵.

Suszę trud­niej przed­sta­wić na ekra­nie niż tor­nado, ale jej skutki bywają jesz­cze bar­dziej kata­stro­falne. Dodat­kowo to jedno z tych zja­wisk, w przy­padku któ­rych przej­ście od kło­po­tów przy­rod­ni­czych do kło­po­tów poli­tycz­nych zacho­dzi bły­ska­wicz­nie. Wystar­czy spoj­rzeć na to, co się stało kilka lat temu w Kapsz­ta­dzie. Susza trwała tam od kilku lat, a jej skutki były potę­go­wane przez błędy władz mia­sta. Wresz­cie w kwiet­niu 2018 roku z miej­skich wodo­cią­gów prze­stała pły­nąć woda. Zaczęło się jej racjo­no­wa­nie. Już to sta­no­wiło nie lada pro­blem, ale na tym kło­poty się nie skoń­czyły… Gdy nagle pogar­sza się kom­fort życia danej spo­łecz­no­ści, gdy rze­czy, do któ­rych ludzie się przy­zwy­cza­ili i które brali za pew­nik, prze­stają dzia­łać, natych­miast wzra­stają napię­cia mię­dzy róż­nymi gru­pami. Tak wła­śnie stało się w Kapsz­ta­dzie. Wal­lace-Wells tak opi­suje sytu­ację w tym mie­ście:

Zamożni biali narze­kali, że biedni czarni, z któ­rych wielu dostaje nie­wielki dar­mowy przy­dział, wyczer­pują zapasy wody; media spo­łecz­no­ściowe roz­pa­lone były do czer­wo­no­ści oskar­że­niami, że leniwi bądź obo­jętni czar­no­skó­rzy zosta­wiają odkrę­cone krany, a firmy w slum­sach wyko­rzy­stują kra­dzioną wodę. Czar­no­skó­rzy wska­zy­wali białe przed­mie­ścia z base­nami i traw­ni­kami, ima­gi­nu­jąc „orgie spusz­cza­nia wody w toa­le­tach luk­su­so­wych cen­trów han­dlo­wych”²⁶.

Jak poka­zuje przy­kład Afryki Pół­noc­nej, sprawy mogą przy­brać jesz­cze gor­szy obrót. Susze nawie­dza­jące ten region pro­wa­dzą do wysy­cha­nia Nilu. „Ni­gdy wcze­śniej nie było tak źle. W zeszłym roku o tej porze wody było pełno”²⁷ – mówił „Guar­dia­nowi” w kwiet­niu 2020 roku Abdul­lah Ali, rol­nik z Sudanu. To z kolei potę­guje napiętą sytu­ację mię­dzy Egip­tem, Suda­nem i Etio­pią, które spie­rają się mię­dzy innymi o tamę budo­waną przez ostatni z wymie­nio­nych kra­jów. Ahmed al-Mufti, praw­nik zaj­mu­jący się pra­wami czło­wieka, alar­muje, że to może być wstęp do „wojen o wodę”²⁸. Przed takim roz­wo­jem wypad­ków ostrzega od dłuż­szego czasu wiele osób, na przy­kład nie­miecki psy­cho­log spo­łeczny Harald Welzer w napi­sa­nej kil­ka­na­ście lat temu książce _Wojny kli­ma­tyczne_²⁹. Jego rozu­mo­wa­nie było pro­ste. Powo­dem wybu­chu wojny jest czę­sto walka o tereny miesz­kalne i zasoby nie­zbędne do życia. Wraz z postę­pu­ją­cym ocie­ple­niem kli­matu tych rze­czy zacznie uby­wać. Im będzie ich mniej, tym cen­niej­sze się staną, w kon­se­kwen­cji zaś – będą nara­stały kon­flikty wokół nich. Szcze­gól­nie pożą­da­nym dobrem, czy­taj: szcze­gól­nie kon­flik­to­gen­nym, sta­nie się woda. Sytu­acja w Kapsz­ta­dzie i Afryce Pół­noc­nej poka­zuje, że nie­stety reali­zuje się ten ponury sce­na­riusz.

Splą­ta­nie natury i spo­łe­czeń­stwa

Nie zawsze musi to wyglą­dać iden­tycz­nie jak w wymie­nio­nych przy­pad­kach. Kło­poty prze­ja­wiają się róż­nie w zależ­no­ści od warun­ków śro­do­wi­sko­wych i poli­tycz­nych danego kraju, ale ogólna zasada pozo­staje taka sama. Susza ozna­cza pro­blemy spo­łeczne, gospo­dar­cze i poli­tyczne. Tak samo jest z innymi zja­wi­skami potę­go­wa­nymi przez zmianę kli­matu – doty­czy to zarówno tych „wido­wi­sko­wych”, taj­fu­nów czy poża­rów, jak i tych nie­wi­docz­nych na pierw­szy rzut oka pro­ce­sów. Glo­balne ocie­ple­nie wywoła na całym świe­cie podobny efekt domina jak w Kapsz­ta­dzie czy Afryce Pół­noc­nej. Kiedy więc mówimy o kata­stro­fie kli­ma­tycz­nej, to „kata­strofa” może w tym kon­tek­ście ozna­czać zarówno dewa­sta­cję jakie­goś mia­sta przez tor­nado, jak i dewa­sta­cję gospo­darki danego kraju lub panu­ją­cych w nim rela­cji spo­łecz­nych.

Musimy sobie cią­gle przy­po­mi­nać o tym efek­cie domina, bo mamy ten­den­cję do zapo­mi­na­nia o zło­żo­nych rela­cjach mię­dzy naturą a życiem spo­łecz­nym. Bruno Latour, współ­twórca teo­rii aktora-sieci, uważa, że spo­łe­czeń­stwa zachod­nie od wie­ków lek­ce­ważą poli­tyczną rolę natury. To sku­tek histo­rycz­nego para­doksu – im bar­dziej spla­ta­li­śmy ze sobą naturę i spo­łe­czeń­stwo, im moc­niej zaprzę­ga­li­śmy przy­rodę w tryby kapi­ta­li­zmu, tym sil­niej wie­rzy­li­śmy w prze­paść mię­dzy tymi dwiema sfe­rami rze­czy­wi­sto­ści. A prze­cież wystar­czy się­gnąć po gazetę – powiada Latour – aby zoba­czyć, że nasz świat jest wypeł­niony hybry­dami, czyli rze­czami i zja­wi­skami, które łączą ze sobą rela­cje spo­łeczne (poli­tyczne, gospo­dar­cze) oraz przy­rod­ni­cze. Jak pisał lata temu:

Na szó­stej stro­nie mojego dzien­nika dowia­duję się, że wirus HIV z Paryża zaka­ził próbkę labo­ra­to­rium pro­fe­sora Gallo, a pano­wie Chi­rac i Reagan ofi­cjal­nie zapew­nili, że nie będą brali pod uwagę histo­rycz­nego zna­cze­nia tego odkry­cia; czy­tam też, że prze­mysł medyczny ma opóź­nie­nia z wpro­wa­dze­niem na rynek leków, któ­rych doma­gają się orga­ni­za­cje repre­zen­tu­jące pacjen­tów, że epi­de­mia roz­prze­strze­nia się w czar­nej Afryce. Przy­wódcy, che­micy, bio­lo­go­wie, zde­spe­ro­wani pacjenci i prze­mysłowcy znowu uwi­kłani w jedną histo­rię, w któ­rej mie­szają się bio­lo­gia i spo­łe­czeń­stwo³⁰.

Czy z naszą świa­do­mo­ścią naprawdę jest tak źle? W cza­sach kry­zysu kli­ma­tycz­nego wiemy chyba aż za dobrze, jak głę­bo­kie są powią­za­nia mię­dzy naturą i spo­łe­czeń­stwem, prawda? Nie do końca – pod wie­loma wzglę­dami na­dal podą­żamy po tra­jek­to­rii zary­so­wa­nej przez Lato­ura. Roz­wój tech­niki i współ­cze­snych wygód potę­gują nasze złu­dze­nie, że życie spo­łeczne, poli­tyczne i gospo­dar­cze funk­cjo­nuje w innym wymia­rze niż natura. W erze bit­co­inów, Face­bo­oka i zaku­pów inter­ne­to­wych zacho­wu­jemy się tak, jak­by­śmy zamiesz­ki­wali ponadna­tu­ralny zaką­tek Wszech­świata, któ­remu nie­straszne są zmiany kli­matu ani w ogóle żadne zja­wi­ska przy­rod­ni­cze. Po jed­nej stro­nie jeste­śmy my, ludzie z wir­tu­al­nymi pie­niędzmi, por­ta­lami inter­ne­to­wymi i usłu­gami stre­amin­go­wymi; po dru­giej są lasy ama­zoń­skie, atmos­fera ziem­ska oraz wirusy i bak­te­rie.

Nawet gdy roz­ma­wiamy wprost o nie­bez­pie­czeń­stwach kli­ma­tycz­nych, nie wycią­gamy peł­nych wnio­sków z naszego uza­leż­nie­nia od natury. Dobrym przy­kła­dem takiej non­sza­lan­cji jest sta­no­wi­sko Rady Towa­rzy­stwa Eko­no­mi­stów Pol­skich (TEP) z 2019 roku³¹. Czy­tamy w nim, że „roz­wój gospo­dar­czy nie jest bez­względ­nie ogra­ni­czony przez prawa fizyki oraz zasoby natu­ralne”. Dosyć śmiała dekla­ra­cja, deli­kat­nie rzecz ujmu­jąc. Co to w ogóle zna­czy, że roz­wój gospo­darki „nie jest bez­względ­nie ogra­ni­czony przez prawa fizyki”? Auto­rzy sta­no­wi­ska tłu­ma­czą: „W two­rze­niu PKB coraz więk­sze zna­cze­nie ma miks akty­wów nie­ma­te­rial­nych oraz kapi­tału ludz­kiego, a coraz mniej­sze – podaż fizycz­nej pracy oraz surow­ców i innych zaso­bów natu­ral­nych”. Tylko co to ma wspól­nego z pra­wami fizyki? Choć­by­śmy wyobra­zili sobie gospo­darkę opartą na dobrach nie­ma­te­rial­nych – a daleko nam do tego ide­ału – nie ozna­cza to jesz­cze, że byłaby ona wolna od ogra­ni­czeń fizycz­nych. Weźmy przy­kład podany przez TEP – kapi­tał ludzki. Otóż ma on to do sie­bie, że trudno go uzy­skać bez ludzi, ludzie zaś cha­rak­te­ry­zują się tym, że pod­le­gają pra­wom fizyki i są przez nie ogra­ni­czani. TEP zdaje się mieć kło­pot z odróż­nie­niem zagad­nie­nia „wyko­rzy­sta­nia zaso­bów natu­ral­nych” od kwe­stii „pod­le­ga­nia pra­wom fizyki”.

Pro­blem ze sta­no­wi­skiem TEP sięga jed­nak głę­biej. Uwaga na temat praw fizyki nie została rzu­cona tak sobie, w ramach ogól­nej reflek­sji nad świa­tem i przy­szło­ścią, lecz w tek­ście wyra­ża­ją­cym sta­no­wi­sko orga­ni­za­cji wobec pro­blemu glo­bal­nego ocie­ple­nia. Ta kwe­stia poja­wia się nawet w tytule tek­stu: _Zmiany kli­matu a rola pro­ce­sów ryn­ko­wych: czy­sty zysk jest moż­liwy_ – swoją drogą, także nie­for­tun­nym (czy­sty zysk – czy naprawdę auto­rzy uwa­żają, że ta gra słów jest na miej­scu?). Tak więc fan­ta­zja o roz­woju gospo­dar­czym, który rze­komo nie jest ogra­ni­czany przez prawa fizyki, została umiesz­czona w kon­tek­ście coraz bar­dziej roz­grza­nej pla­nety – kata­strofy, która już dziś dotyka wiele osób na całym świe­cie.

Zostawmy na chwilę kwe­stię praw fizyki i skupmy się na zaso­bach natu­ral­nych. Nic nie wska­zuje na to, aby­śmy w bły­ska­wicz­nym tem­pie zmie­rzali do post­ma­te­rial­nej gospo­darki, wręcz prze­ciw­nie. Pro­duk­cja wielu dóbr mate­rial­nych rośnie, na przy­kład… papieru³². „Jeśli w erze cyfro­wej nie potra­fimy zre­du­ko­wać nawet kon­sump­cji papieru, to co dopiero z innymi towa­rami?”³³ – pyta Geo­rge Mon­biot. No wła­śnie, co z nimi? Jak opty­mi­styczne prze­wi­dy­wa­nia zawarte w sta­no­wi­sku TEP mają się do obec­nego stanu naszej na wskroś mate­rial­nej gospo­darki? I do tego, że zda­niem kli­ma­to­lo­gów zostało nam góra kil­ka­na­ście lat na pod­ję­cie zde­cy­do­wa­nych kro­ków w spra­wie ogra­ni­cze­nia emi­sji gazów cie­plar­nia­nych? Nikt nie ma pomy­słu, jak w tak krót­kim cza­sie dopro­wa­dzić do tego, aby gospo­darka bazo­wała raczej na dobrach nie­ma­te­rial­nych niż mate­rial­nych, nie mówiąc już o uwal­nia­niu się od ogra­ni­czeń narzu­ca­nych przez fizykę. W sta­no­wi­sku TEP nie ma o tym „drob­nym” pro­ble­mie ani słowa.

Wpraw­dzie od czasu do czasu uka­zują się opty­mi­styczne donie­sie­nia na temat dema­te­ria­li­za­cji gospo­darki, ale pod­dane bliż­szemu oglą­dowi nie budzą już takiego entu­zja­zmu. Na przy­kład Andrew McA­fee w książce _More from Less_ argu­men­tuje, że Stany Zjed­no­czone mimo cią­głego wzro­stu gospo­dar­czego powoli obni­żają kon­sump­cję zaso­bów natu­ral­nych, co mia­łoby dowo­dzić temu, że można mieć ciastko (zre­du­ko­wać nisz­czy­ciel­ski wpływ gospo­darki na przy­rodę) i zjeść ciastko (zacho­wać jej dotych­cza­sowy model nasta­wiony na rosnącą kon­sump­cję). Jason Hic­kel poka­zuje jed­nak, że McA­fee pomija w swo­ich danych ważną zmienną:

Choć uwzględ­nia on impor­to­wane towary, które zużywa kraj, to nie bie­rze pod uwagę zaso­bów uży­wa­nych do wydo­by­cia, pro­duk­cji i trans­portu tych towa­rów. Stany Zjed­no­czone i inne bogate pań­stwa prze­nio­sły w ciągu ostat­nich 40 lat tak dużo swo­jej pro­duk­cji do kra­jów bied­niej­szych, że ten aspekt wyko­rzy­sta­nia zaso­bów został odjęty z ich rachunku³⁴.

Tak więc na papie­rze może to wyglą­dać na postęp, ale z per­spek­tywy glo­bal­nego ocie­ple­nia nie ma żad­nych korzy­ści z tego, że część ame­ry­kań­skiego zuży­cia zaso­bów została prze­nie­siona do Chin czy jakie­go­kol­wiek innego kraju.

Raport OECD z 2018 roku ostrzega, że świa­towa kon­sump­cja surow­ców ule­gnie podwo­je­niu do 2060 roku z „dotkli­wymi kon­se­kwen­cjami śro­do­wi­sko­wymi”. Jak czy­tamy w pod­su­mo­wa­niu raportu:

Bez kon­kret­nych dzia­łań w celu spro­sta­nia tym wyzwa­niom prze­wi­dy­wany wzrost wydo­by­cia i prze­twa­rza­nia surow­ców, takich jak bio­masa, paliwa kopalne, metale i mine­rały nie­me­ta­liczne, dopro­wa­dzi naj­praw­do­po­dob­niej do dal­szego zanie­czysz­cza­nia powie­trza, wody, gleby i zna­cząco przy­czyni się do zmiany kli­matu. Ten wzrost zacho­dzi mimo przej­ścia od sek­tora prze­my­sło­wego do sek­tora usłu­go­wego i cią­głej poprawy wydaj­no­ści pro­duk­cyj­nej³⁵.

Na dziś tak w prak­tyce wygląda unie­za­leż­nia­nie naszej gospo­darki od dóbr mate­rial­nych.

Hic­kel zwraca uwagę na jesz­cze inny pro­blem – roz­mowa o zaso­bach natu­ral­nych zbyt czę­sto sku­pia się na tym, czy ich wystar­czy. Opty­mi­ści twier­dzą, że nawet jeśli jakiś suro­wiec się wyczer­pie, to znaj­dziemy spo­sób na zastą­pie­nie go innym albo prze­su­niemy się jako ludz­kość na skali Kar­da­szowa, to zna­czy, wsko­czymy na nowy poziom roz­woju, który pozwoli nam korzy­stać z zaso­bów dostęp­nych w Ukła­dzie Sło­necz­nym, a nie tylko na Ziemi. Innymi słowy, nie ma powo­dów do zmar­twień. Takie podej­ście do sprawy nie uwzględ­nia pew­nej drob­nostki. Ludz­kość może wpaść w tara­paty nie tylko z powodu wyczer­pa­nia surow­ców, ale także dla­tego, że ich nad­mierna eks­plo­ata­cja zabu­rzy rela­cje mię­dzy eko­sys­te­mami, od któ­rych zależy nasze bez­pie­czeń­stwo. „Pro­ces zastę­po­wa­nia jed­nych zaso­bów innymi i inten­sy­fi­ko­wa­nia ich wydo­by­cia może na chwilę odsu­nąć od nas groźbę wyczer­pa­nia surow­ców – pisze Hic­kel – ale na­dal pro­wa­dzi do eko­lo­gicz­nej zapa­ści”³⁶. Nie powin­ni­śmy więc pytać tylko o to, ile zostało nam surow­ców, ale także o to, jaką pre­sję wywie­ramy na pla­netę, gdy po nie się­gamy. W 2009 roku badacz śro­do­wi­skowy Johan Rockström, kli­ma­to­log James Han­sen i che­mik atmos­fery Paul Crut­zen sta­nęli na czele zespołu bada­czy, który wyróż­nił dzie­więć pro­ce­sów mogą­cych naru­szyć rów­no­wagę na Ziemi³⁷. Wśród nich zna­la­zła się zmiana kli­matu. Jeśli chcemy na poważ­nie roz­ma­wiać o gospo­darce w kon­tek­ście praw fizyki i zaso­bów natu­ral­nych, nie powin­ni­śmy lek­ce­wa­żyć takich ostrze­żeń.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

Alan Brad­shaw, Mass con­su­me­rism is destroy­ing our pla­net. This Black Fri­day, let’s take a stand, the­gur­dian.com, https://bit.ly/35qX5bA, dostęp: 17.09.2020; Zwie­rzęta giną w zastra­sza­ją­cym tem­pie. Zagro­żo­nych gatun­ków aż 61 tysięcy, tvn­me­teo.tvn24.pl, https://bit.ly/2IK0s5s, dostęp: 17.09.2020; Gabriel Wein­berg, Google and Face­book are wat­ching our every move online, cnbc.com, https://cnb.cx/3m8wk25, dostęp: 17.09.2020; Edwin Ben­dyk, Kata­strofa kli­ma­tyczna – tra­cimy kon­trolę, kry­ty­ka­po­li­tyczna.pl, https://bit.ly/37nzqLE, dostęp: 17.09.2020.

2.

Rut­ger Breg­man, Uto­pia dla reali­stów. Recepta na ide­alny świat, tłum. S Paru­szew­ski, Wydaw­nic­two Czarna Owca, War­szawa 2018, s. 7.

3.

Piotr Szo­stak, Eks­pert ONZ: Grozi nam „kli­ma­tyczny apar­theid”, wybor­cza.pl, https://bit.ly/2HcDQdK, dostęp: 17.09.2020.

4.

Witold Gadom­ski, Wąt­pię, więc myślę. Czy może wie­rzę – więc jestem z myśle­nia zwol­niony?, wybor­cza.pl, dostęp: 17.09.2020.

5.

Ivana Kottasová, Once the Ama­zon rain­fo­rest pas­ses the point of no return it could be gone in deca­des, cnn.com, https://cnn.it/3mdi8Ff, dostęp: 17.09.2020.

6.

Fiona Harvey, Gre­en­land’s ice sheet mel­ting seven times faster than in 1990s, the­gu­ar­dian.com, https://bit.ly/35iyJR7, dostęp: 17.09.2020.

7.

David Wal­lace-Wells, Zie­mia nie do życia. Nasza pla­neta po glo­bal­nym ocie­ple­niu, tłum. J. Spólny, Wydaw­nic­two Zysk i S-ka, Poznań 2019, s. 17.

8.

Natha­niel Rich, Zie­mia. Jak dopro­wa­dzi­li­śmy do kata­strofy, tłum. A. Szling, Grupa Wydaw­ni­cza Fok­sal, War­szawa 2019, s. 79.

9.

Wię­cej na temat pol­skich skłon­no­ści apo­li­tycz­nych zob. Tomasz S. Mar­kiewka, Gniew, Wydaw­nic­two Czarne, Woło­wiec 2020, s. 59–94.

10.

Han­nah Arendt, Poli­tyka jako obiet­nica, tłum. W. Madej i M. Godyń, Pró­szyń­ski i S-ka, War­szawa 2007, s. 124.

11.

Tamże, s. 128.

12.

Bruno Latour, Poli­tyka natury. Nauki wkra­czają do demo­kra­cji, tłum. A. Czar­nacka, Wydaw­nic­two Kry­tyki Poli­tycz­nej, War­szawa 2009, s. 323.

13.

Ary­sto­te­les, Poli­tyka, tłum. L. Pio­tro­wicz, Wydaw­nic­two Naukowe PWN, War­szawa 2001, s. 27.

14.

David Gra­eber, Praca bez sensu. Teo­ria, tłum. M. Den­der­ski, Wydaw­nic­two Kry­tyki Poli­tycz­nej, War­szawa 2019, s. 146–147.

15.

Łukasz Naj­der, Byle z dala, w: tegoż, Moja osoba. Eseje i przy­gody, Wydaw­nic­two Czarne, Woło­wiec 2020 (wer­sja elek­tro­niczna).

16.

Bjørnar Olsen, W obro­nie rze­czy. Arche­olo­gia i onto­lo­gia przed­mio­tów, tłum. B. Shal­l­cross, Wydaw­nic­two Insty­tutu Badań Lite­rac­kich PAN, War­szawa 2013, s. 220–221.

17.

R. Breg­man, Uto­pia dla reali­stów, dz. cyt., s. 81–100.

18.

David Gra­eber, Uto­pia regu­la­mi­nów. O tech­no­lo­gii, tępo­cie i ukry­tych roz­ko­szach biu­ro­kra­cji, tłum. M. Jedliń­ski, Wydaw­nic­two Kry­tyki Poli­tycz­nej, War­szawa 2016, s. 156.

19.

Naomi Klein, On Fire. The Bur­ning Case for a Green New Deal, Simon & Schu­s­ter, Nowy Jork 2019, s. 120.

20.

Geo­rge Mon­biot, Out of the Wrec­kage: A New Poli­tics for an Age of Cri­sis, Verso, Lon­dyn 2017 (wer­sja elek­tro­niczna).

21.

Zob. Joseph Sti­glitz, People, Power, and Pro­fits. Pro­gres­sive Capi­ta­lism for an Age of Discon­tent, W.W. Nor­ton & Com­pany, Nowy Jork 2019.

22.

Jean Tirole, Eco­no­mics for the Com­mon Good, Prin­ce­ton Uni­ver­sity Press, Prin­ce­ton 2017, s. 157–158.

23.

N. Rich, Zie­mia, dz. cyt., s. 11, 23–52.

24.

Sla­voj Žižek, Tro­uble in Para­dise. From the End of History to the End of Capi­ta­lism, Allen Lane, Lon­dyn 2014, s. 167.

25.

Mar­cin Popkie­wicz, Pol­ska musi prze­stać trzy­mać się zębami węglo­wej futryny (wywiad Michała Sutow­skiego), kry­ty­ka­po­li­tyczna.pl, https://bit.ly/2HcDrId, dostęp: 17.09.2020.

26.

David Wal­lace-Wells, Zie­mia nie do życia. Nasza pla­neta po glo­bal­nym ocie­ple­niu, tłum. J. Spólny, Wydaw­nic­two Zysk i S-ka, Poznań 2019, s. 110.

27.

Ruth Micha­el­son, „It’ll cause a water war”: divi­sions run deep as fil­ling of Nile dam nears, the­gu­ar­dian.com, https://bit.ly/3jjRyYU, dostęp: 17.09.2020.

28.

Tamże.

29.

Zob. Harald Welzer, Wojny kli­ma­tyczne. Za co będziemy zabi­jać w XXI wieku?, tłum. M. Sut­kow­ski, Wydaw­nic­two Kry­tyki Poli­tycz­nej, War­szawa 2010.

30.

Bruno Latour, Ni­gdy nie byli­śmy nowo­cze­śni. Stu­dium z antro­po­lo­gii syme­trycz­nej, tłum. M. Gdula, Ofi­cyna Naukowa, War­szawa 2011, s. 10.

31.

Zob. Sta­no­wi­sko Rady TEP. Zmiany kli­matu a rola pro­ce­sów ryn­ko­wych: czy­sty zysk jest moż­liwy, https://tep.org.pl/, https://bit.ly/3dXNtJf, dostęp: 17.09.2020.

32.

Timo­thy Tay­lor, The glo­bal paper indu­stry still on rise, bbn­ti­mes.com, https://bit.ly/3mbQdFM, dostęp: 17.09.2020.

33.

Geo­rge Mon­biot, How Did We Get into This Mess?, Verso, Lon­dyn–Nowy Jork 2017, s. 177.

34.

Jason Hic­kel, The Myth of Ame­rica’s Green Growth, fore­ign­po­licy.com, https://bit.ly/3kkSnCa, dostęp: 17.09.2020.

35.

Zob. Raw mate­rials use to double by 2060 with severe envi­ron­men­tal con­se­qu­en­ces, https://www.oecd.org/, https://bit.ly/3kkrGxF, dostęp: 17.09.2020.

36.

Jason Hic­kel, Less is More. How Degrowth Will Save the World, Pen­guin Ran­dom House, Lon­dyn 2020 (wer­sja elek­tro­niczna).

37.

Johan Rockström, W. Stef­fen, K. Noone i in., A safe ope­ra­ting space for huma­nity, „Nature”, nr 461, 2009, zob też: https://www.nature.com/artic­les/461472a, dostęp: 17.09.2020.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: