Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Zrozumieć kota - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
22 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,99

Zrozumieć kota - ebook

Obowiązkowa lektura dla wszystkich miłośników i sympatyków kotów. Rozwiewa fałszywe wyobrażenia i jest szansą na polepszenie relacji między kotem a człowiekiem.

W książce znany antrozoolog John Bradshaw wnika w umysł udomowionego kota i nakreśla jego drogę ewolucyjną. Wykorzystując dorobek najnowszych badań naukowych, obala mity pokutujące na temat tego zwierzęcia. Dowodzi, że pomimo długich dziejów u boku człowieka kot trzema łapami wciąż tkwi w stanie dzikim – że pozostał zwierzęciem drapieżnym i lubiącym samotność, co często stoi w sprzeczności z cywilizacją XXI, w której przyszło mu żyć. Zarazem jest zwierzęciem o zadziwiających zdolnościach adaptacyjnych, mógłby więc bez trudu – w ciągu zaledwie kilku pokoleń – wrócić do pierwotnego stanu, charakterystycznego dla swych przodków sprzed dziesięciu tysięcy lat.

Bradshaw pokazuje, że aby koty harmonijnie współżyły z człowiekiem we współczesnym świecie, należy lepiej poznać ich naturę – rozumieć mowę ich ciała, potrzeby i nawyki. W ten sposób możemy świadomie wpływać na ich instynkt łowczy i wrodzoną nieufność.

„Ta fascynująca książka to jedna z najlepszych książek o kotach. Na każdej stronie znajdowałem nowe dla mnie informacje, a praktyczne porady autora z pewnością okażą się użyteczne dla wszystkich hodowców kotów”.

Jeffrey Moussaieff Masson, współautor Kiedy słonie płaczą

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8382-137-5
Rozmiar pliku: 13 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA

Czym jest kot? Odkąd koty poja­wiły się wśród nas, zawsze nas intry­go­wały. Według irlandz­kiej legendy „kocie oczy to okno do innego świata” – jakiż to nie­zwy­kły świat! Więk­szość wła­ści­cieli zwie­rząt domo­wych przy­zna, że psy są szczere i uczciwe, nie skry­wają swo­ich inten­cji przed czło­wie­kiem, który poświęca im uwagę. Koty zaś są nie­uchwytne: akcep­tu­jemy je takimi, jakie są, lecz one ni­gdy nie ujaw­niają, jakie są naprawdę. Win­ston Chur­chill nazy­wał swo­jego kota Jocka „asy­sten­tem do zadań spe­cjal­nych”. Znana jest jego uwaga o poli­tyce Rosji: „Jest zagad­kowa, okryta tajem­nicą, pełna nie­ja­sno­ści, ale może da się zna­leźć do niej klucz”. To samo mógłby rów­nie dobrze powie­dzieć o kotach.

Czy rze­czy­wi­ście ist­nieje klucz do zagadki kota? Jestem prze­ko­nany, że tak i że klu­cza tego należy szu­kać w nauce. Dzie­li­łem dom z paroma kotami i uświa­do­mi­łem sobie, że stwier­dze­nie „posia­dam kota” nie oddaje rela­cji z nimi zbyt traf­nie. Byłem świad­kiem naro­dzin kilku poko­leń kociąt, opie­ko­wa­łem się kotami, gdy żało­śnie się sta­rzały i nie­do­łęż­niały. Poma­ga­łem w rato­wa­niu bez­pań­skich kotów, które dosłow­nie gotowe były kąsać kar­miącą je rękę. A prze­cież nie mam poczu­cia, by to oso­bi­ste zaan­ga­żo­wa­nie samo w sobie wiele mi pomo­gło w zro­zu­mie­niu, czym koty są naprawdę. Dopiero prace naukow­ców – bio­lo­gów, arche­olo­gów, spe­cja­li­stów od psy­cho­lo­gii zwie­rząt i pro­ce­sów roz­wo­jo­wych, bada­czy DNA i antro­po­zo­olo­gów, jak ja sam – przy­nio­sły mi odłamki wie­dzy, z któ­rych połą­cze­nia zaczął wyła­niać się praw­dziwy obraz kociej natury. Wciąż bra­kuje nam kilku ele­men­tów, lecz osta­teczny wynik już się rysuje. To dobry moment na pod­su­mo­wa­nie: co już wiemy, co jesz­cze musimy zba­dać, a przede wszyst­kim – jak możemy użyć naszej wie­dzy w celu popra­wie­nia codzien­nego bytu kotów.

Wyro­bie­nie sobie wyobra­że­nia o tym, co kot sobie myśli, nie powinno umniej­szać przy­jem­no­ści pły­ną­cej z „posia­da­nia” go. Według jed­nej teo­rii możemy się cie­szyć towa­rzy­stwem zwie­rząt jedy­nie wów­czas, gdy trak­tu­jemy je jak „małych ludzi” – czyli trzy­mamy je w domu po pro­stu po to, by rzu­to­wać na nie swoje myśli i potrzeby, bez obawy, że pew­nego dnia powie­dzą nam, jak bar­dzo się mylimy. Z tego poglądu wynika logiczny wnio­sek: gdy­by­śmy byli zmu­szeni pogo­dzić się z tym, że nasi ulu­bieńcy ani nie rozu­mieją tego, co do nich mówimy, ani się tym nie przej­mują, mogłoby się nagle oka­zać, że już ich nie kochamy. Nie pod­pi­szę się pod tym. Ludzki umysł jest w pełni zdolny do rów­no­le­głego pie­lę­gno­wa­nia dwóch na pozór nie­zgod­nych ze sobą wyobra­żeń o zwie­rzę­tach bez odrzu­ca­nia któ­re­go­kol­wiek z nich. Nie­zli­czone rysunki humo­ry­styczne i kartki z życze­niami żywią się myślą, że zwie­rzęta są pod pew­nymi wzglę­dami podobne, pod innymi zaś zupeł­nie nie­po­dobne do ludzi. Nie byłyby zabawne, gdyby jedna z tych kon­cep­cji wyklu­czała drugą. W grun­cie rze­czy jest wręcz prze­ciw­nie. Im wię­cej dowia­duję się o kotach, zarówno z wła­snych, jak i cudzych badań, w tym więk­szym stop­niu cenię moż­li­wość dzie­le­nia z nimi życia.

Koty fascy­no­wały mnie od dzie­ciń­stwa. Nie było ich wtedy ani w moim domu, ani u sąsia­dów. Jedyne, jakie zna­łem, żyły na far­mie na końcu ulicy i nie były to zwie­rzęta domowe, tylko podwó­rzowe myszo­łapy. Gdy prze­cho­dzi­li­śmy tam­tędy z bra­tem, nie­raz któ­ryś z nich w dro­dze z lamusa do sto­doły rzu­cał nam intry­gu­jące spoj­rze­nie, lecz były to zwie­rzęta bar­dzo zaafe­ro­wane i nie­spe­cjal­nie przy­ja­zne dla ludzi, zwłasz­cza małych chłop­ców. Kie­dyś far­mer poka­zał nam gniazdo z kocię­tami ukryte w stogu siana. Nie sta­rał się jed­nak zbyt­nio oswa­jać swo­ich kotów, były dla niego tylko ochroną przez szkod­ni­kami. W tam­tym cza­sie sądzi­łem, że kot to po pro­stu jesz­cze jedno wiej­skie zwie­rzę, takie jak kur­czaki bie­ga­jące po podwórku lub krowy spę­dzane co wie­czór do obory na udój.

Pierw­szym domo­wym kotem, któ­rego pozna­łem, był neu­ro­tyczny bur­mań­czyk o imie­niu Kelly, dokładne prze­ci­wień­stwo tam­tych kotów z farmy. Kelly nale­żał do przy­ja­ciółki mojej matki, która cier­piała na nawroty cho­roby i nie miała żad­nego sąsiada, który mógłby zaopie­ko­wać się kotem pod­czas jej pobytu w szpi­talu. Bra­li­śmy go więc na prze­cho­wa­nie. Nie można go było wypusz­czać na dwór, gdyż mógłby wtedy uciec do swo­jego domu. Nie­ustan­nie miau­czał, jadł tylko goto­wa­nego dor­sza i naj­wy­raź­niej był przy­zwy­cza­jony, że sta­nowi wyłączny przed­miot zain­te­re­so­wa­nia swo­jej zwa­rio­wa­nej wła­ści­cielki. Pod­czas pobytu u nas spę­dzał więk­szość czasu ukryty za kanapą, ale gdy dzwo­nił tele­fon, w kilka sekund wyska­ki­wał z kry­jówki, upew­niał się, że moja matka jest zajęta roz­mową, po czym zata­piał swe dłu­gie, bur­mań­skie kły w jej łydce. Osoby czę­sto do nas tele­fonujące wie­działy, że naj­póź­niej po dwu­dzie­stu sekun­dach roz­mowę prze­rwie okrzyk bólu i wymam­ro­tane pod nosem prze­kleń­stwo. Co zro­zu­miałe, nikt z nas nie lubił spe­cjal­nie Kelly’ego i zawsze czu­li­śmy ulgę, gdy wra­cał do wła­snego domu.

Dopiero gdy zaczą­łem hodo­wać wła­sne zwie­rzęta, doce­ni­łem przy­jem­ność pły­nącą z towa­rzy­stwa nor­mal­nego kota – to zna­czy kota, który mru­czy, kiedy się go głasz­cze, i wita czło­wieka, ocie­ra­jąc się o jego nogi. Doce­niali to zapewne rów­nież pierwsi ludzie, któ­rzy przed tysią­cami lat wpu­ścili koty za swój próg. Tego rodzaju oznaki przy­jaźni są rów­nież wła­ściwe oswo­jo­nym egzem­pla­rzom afry­kań­skiego żbika – odle­głego przodka kota domo­wego. Waga przy­wią­zy­wana do tych cech stop­niowo zwięk­szała się na prze­strzeni wie­ków. Pod­czas gdy współ­cze­śni wła­ści­ciele kotów cenią je nade wszystko za ich przy­mil­ność, przez więk­szą część histo­rii koty musiały zapra­co­wać na utrzy­ma­nie, zwal­cza­jąc myszy i szczury.

Wraz z rosnącą wie­dzą o kotach coraz bar­dziej doce­nia­łem ich uty­li­tarną prze­szłość. Splodge, puszy­sty czarno-biały kociak, któ­rego kupi­li­śmy naszej córce w cha­rak­te­rze rekom­pen­saty za koniecz­ność prze­pro­wadzki, szybko wyrósł na dużego, kudła­tego i dość humo­rza­stego łowcę. W prze­ci­wień­stwie do wielu innych kotów nie czuł lęku przed szczu­rami, nawet doro­słymi. Wkrótce nauczył się, że zosta­wia­nie nie­ży­wego gry­zo­nia na środku kuchni, żeby­śmy mogli go zoba­czyć, gdy zej­dziemy na śnia­da­nie, nie spo­tyka się z apro­batą, więc zaczął zacho­wy­wać szcze­góły swo­jej myśliw­skiej dzia­łal­no­ści dla sie­bie – choć sądzę, że dla szczu­rów na­dal nie miał lito­ści.

Śmiały wobec szczu­rów Splodge zwy­kle stro­nił od innych kotów. Nie­raz sły­sze­li­śmy trzask kociej klapki wej­ścio­wej, kiedy w sza­lo­nym pośpie­chu wpa­dał do domu, i jeśli się wów­czas zer­k­nęło przez okno, zwy­kle można było zoba­czyć jed­nego ze star­szych kotów z sąsiedz­twa wpa­tru­ją­cego się w nasze ogro­dowe drzwi. Splodge miał ulu­biony teren łowiecki w pobli­skim parku, ale prze­my­kał się tam i z powro­tem nie­zau­wa­żal­nie. Jego nie­śmia­łość wobec przed­sta­wi­cieli wła­snego gatunku, zwłasz­cza sam­ców – cecha czę­sto wystę­pu­jąca u kotów – była prze­ja­wem niskich umie­jęt­no­ści spo­łecz­nych, co jest może naj­waż­niej­szą róż­nicą mię­dzy kotami a psami. Więk­szość psów bez trudu „doga­duje się” ze swymi pobra­tym­cami; dla kota inny kot na ogół jest zagro­że­niem. Mimo to wielu dzi­siej­szych wła­ści­cieli spo­dziewa się, że ich pupil bez zastrze­żeń zaak­cep­tuje takiego intruza – bez skru­pu­łów biorą dodat­ko­wego kota na wycho­wa­nie albo zmie­niają miesz­ka­nie, prze­no­sząc swoje niczego nie­podej­rze­wa­jące zwie­rzę do nowego śro­do­wi­ska, które jakiś inny kot uważa za swoje tery­to­rium.

Kotu nie wystar­cza sta­bilne śro­do­wi­sko spo­łeczne. Spo­dziewa się, że wła­ści­ciele zapew­nią mu rów­nież trwałe śro­do­wi­sko fizyczne. Kot jest z natury zwie­rzę­ciem tery­to­rial­nym, które mocno zapusz­cza korze­nie w swoim oto­cze­niu. Nie­któ­rym wystar­cza dom wła­ści­ciela. Kolejna moja kotka, Lucy, nie prze­ja­wiała zain­te­re­so­wa­nia polo­wa­niem, cho­ciaż była cio­teczną wnuczką Splodge’a. Rzadko odda­lała się dalej niż o kil­ka­na­ście metrów od domu – tylko kiedy miała okres, zni­kała nawet na całe godziny za murem naszego ogrodu. Za to Libby, uro­dzona w naszym domu córka Lucy, była rów­nie dziel­nym myśli­wym jak Splodge, lecz wolała przy­wo­ły­wać do sie­bie kocury, zamiast ich szu­kać. Cho­ciaż wszyst­kie trzy koty, Splodge, Lucy i Libby, były spo­krew­nione i wszyst­kie spę­dziły w tym samym domu więk­szość życia, każdy z nich miał odrębną oso­bo­wość, i jeśli, obser­wu­jąc je, nauczy­łem się cze­goś, to tego, że nie ist­nieje coś takiego, jak „typowy kot”: koty róż­nią się cha­rak­te­rem tak samo jak ludzie. Ta obser­wa­cja zain­spi­ro­wała mnie do badań nad przy­czy­nami tych róż­nic.

Trans­for­ma­cja kota z tępi­ciela gry­zoni w zwie­rzę do towa­rzy­stwa nastą­piła nie­dawno i w szyb­kim tem­pie, a ponadto – zwłasz­cza z punktu widze­nia kota – nie dobie­gła końca. Dzi­siejsi wła­ści­ciele ocze­kują od swo­ich kotów zupeł­nie innych cech niż te, które były normą jesz­cze przed wie­kiem. Pod wie­loma wzglę­dami koty opie­rają się swo­jej świeżo zyska­nej popu­lar­no­ści. Wielu ludzi wola­łoby, żeby nie mor­do­wały bez­bron­nych, małych ptasz­ków i myszek, a ci, któ­rzy wyżej cenią dziką faunę niż zwie­rzęta domowe, coraz moc­niej pod­no­szą głos prze­ciwko łowiec­kim skłon­no­ściom kotów. Wydaje się, że koty budzą obec­nie w ludziach wię­cej wro­go­ści niż kie­dy­kol­wiek w ciągu ostat­nich dwóch stu­leci. Czy mia­łyby szansę w ciągu kilku zale­d­wie poko­leń porzu­cić swoją naturę naj­sku­tecz­niej­szego wroga gry­zoni pozo­sta­ją­cego na usłu­gach czło­wieka?

Same koty obo­jęt­nie odno­szą się do kon­tro­wer­sji, jakie budzi ich dra­pieżna natura, lecz są aż nadto świa­dome pro­ble­mów, na które napo­ty­kają w kon­tak­tach z innymi przed­sta­wi­cie­lami wła­snego gatunku. Ich nie­za­leż­ność, dzięki któ­rej są zwie­rzę­tami wyjąt­kowo łatwymi do utrzy­ma­nia, wynika praw­do­po­dob­nie z samot­ni­czej prze­szło­ści. Są jed­nak z tego wła­śnie powodu słabo przy­go­to­wane do speł­nia­nia ocze­ki­wań wła­ści­cieli, któ­rzy zakła­dają, że powinny być tak układne jak psy. Czy koty mogą zdo­być się na więk­szą ela­stycz­ność w kon­tak­tach spo­łecz­nych, aby nie peszyła ich obec­ność innych kotów, a zara­zem zacho­wały swój jedyny w swoim rodzaju urok?

Jed­nym z powo­dów, dla któ­rych napi­sa­łem tę książkę, była chęć posta­wie­nia pro­gnozy: jak może pre­zen­to­wać się prze­ciętny kot domowy za pięć­dzie­siąt lat. Chciał­bym, żeby ludzie na­dal cie­szyli się towa­rzy­stwem tego bez wąt­pie­nia cudow­nego zwie­rzę­cia, ale nie jestem pewien, czy koty jako gatu­nek zmie­rzają we wła­ści­wym kie­runku. Im dłu­żej je badam, zarówno zdzi­czałe „dachowce”, jak roz­piesz­czone syjamy, tym bar­dziej jestem prze­ko­nany, że nie powin­ni­śmy trak­to­wać ich jako cze­goś danego z góry. Jeśli mamy zapew­nić kotom pomyślną przy­szłość, musimy z więk­szą roz­wagą pod­cho­dzić do ich hodowli i wycho­wa­nia.PODZIĘKOWANIA

Bada­nia nad zacho­wa­niem kotów roz­po­czą­łem ponad trzy­dzie­ści lat temu, naj­pierw w Wal­tham Cen­tre for Pet Nutri­tion, następ­nie w Uni­wer­sy­te­cie w Southamp­ton, a obec­nie w Insty­tu­cie Antro­po­zo­olo­gii Uni­wer­sy­tetu Bri­stol­skiego. Więk­szość wie­dzy, którą zdo­by­łem, pocho­dzi ze skru­pu­lat­nych obser­wa­cji samych kotów – moich wła­snych, nale­żą­cych do sąsia­dów, prze­by­wa­ją­cych w schro­ni­skach, kociej rodziny, która zalę­gła się w biu­rach Insty­tutu Antro­po­zo­olo­gii, a także wielu kotów dziko żyją­cych i wiej­skich.

W porów­na­niu z ogromną rze­szą spe­cja­li­stów zaj­mu­ją­cych się psami sto­sun­kowo nie­wielu naukow­ców poświę­ciło się bada­niom koto­wa­tych, a dla jesz­cze mniej­szej liczby głów­nym przed­mio­tem zain­te­re­so­wa­nia są koty domowe. Wśród tych, z któ­rymi mia­łem zaszczyt współ­pra­co­wać i któ­rzy pomo­gli mi w wyro­bie­niu sobie poglądu na koci spo­sób widze­nia świata, są: Chri­sto­pher Thorne, David Mac­do­nald, Ian Robin­son, Sarah Brown, Sarah Benge (z domu Lowe), Debo­rah Smith, Stu­art Church, John Allen, Ruud van den Bos, Char­lotte Came­ron-Beau­mont, Peter Neville, Sarah Hall, Diane Sawyer, Suzanne Hall, Giles Hors­field, Fiona Smart, Rhiann Lovett, Rachel Casey, Kim Haw­kins, Chri­stine Bol­ster, Eli­za­beth Paul, Carri West­garth, Jenna Kid­die, Anne Seaw­ri­ght, Jane Mur­ray, a także inni, zbyt liczni, by ich wszyst­kich wymie­nić.

Wiele także nauczy­łem się w toku dys­ku­sji z kole­gami po fachu w kraju i za gra­nicą, takimi jak: śp. prof. Paul Ley­hau­sen, Den­nis Tur­ner, Gil­lian Kerby, Euge­nia Natoli, Juliet Clut­ton-Brock, San­dra McCune, James Ser­pell, Lee Zasloff, Mar­ga­ret Roberts i jej kole­dzy z orga­ni­za­cji Cats Pro­tec­tion, Diane Addie, Irene Rochlitz, Debo­rah Goodwin, Celia Had­don, Sarah Heath, Gra­ham Law, Cla­ire Bes­sant, Patrick Pageat, Danielle Gunn-Moore, Paul Mor­ris, Kurt Kotr­shal, Elly Hiby, Sarah Ellis, Britta Osthaus, Car­los Dri­scoll, Alan Wil­son i nie­od­ża­ło­wana śp. Penny Bern­stein. Dzię­kuję także pra­cow­ni­kom Wydziału Wete­ry­na­rii Uni­wer­sy­tetu Bri­stol­skiego, zwłasz­cza pro­fe­so­rom Chri­stine Nicol i Mike’owi Men­dlowi oraz dok­to­rom Davi­dowi Mainowi i Becky Whay, za opiekę nad Insty­tu­tem Antro­po­zo­olo­gii i jego dzia­ła­niami.

Moje bada­nia opie­rały się na bez­in­te­re­sow­nej współ­pracy wielu setek wła­ści­cieli kotów (i ich zwie­rząt!), dla któ­rych zacho­wuję dozgonną wdzięcz­ność. Nasze prace nie byłyby też moż­liwe bez szczo­drego wspar­cia bry­tyj­skich orga­ni­za­cji dobro­czyn­nych, takich jak Kró­lew­skie Towa­rzy­stwo Zapo­bie­ga­nia Prze­mocy wobec Zwie­rząt, Nie­bie­ski Krzyż i St. Fran­cis Ani­mal Welfare. Szcze­gólną wdzięcz­ność jestem winien orga­ni­za­cji Cats Pro­tec­tion za dwa dzie­się­cio­le­cia pomocy finan­so­wej i prak­tycz­nej.

Pod­su­mo­wa­nie bli­sko trzy­dzie­stu lat badań nad zacho­wa­niem kotów w for­mie przy­stęp­nej dla prze­cięt­nego miło­śnika tych zwie­rząt nie było łatwym zada­niem. Mogłem przy tym korzy­stać z facho­wej pomocy Lary Heimert i Toma Penna, moich redak­to­rów z wydaw­nictw Basic i Pen­guin, oraz mojego nie­stru­dzo­nego agenta Patricka Wal­sha. Dzię­kuję Wam za wszystko.

Podob­nie jak w poprzed­nich książ­kach, popro­si­łem mojego przy­ja­ciela Alana Petersa, by przy­wo­łał nie­które z opi­sy­wa­nych zwie­rząt do życia na ilu­stra­cjach i, tak jak poprzed­nio, uczy­nił wię­cej, niż mogłem marzyć.

Na koniec muszę podzię­ko­wać mojej rodzi­nie za wyro­zu­mia­łość dla jej wymu­szo­nej pracą nie­obec­no­ści w miej­scu, które moja wnuczka Beatrice nazywa „biu­rem dzia­du­nia”.WPROWADZENIE

Kot jest dziś naj­po­pu­lar­niej­szym zwie­rzę­ciem domo­wym na świe­cie. W skali całego globu koty nie­mal trzy­krot­nie prze­wyż­szają liczbą „naj­lep­szych przy­ja­ciół czło­wieka”, czyli psy1. Ponie­waż coraz licz­niej zamiesz­ku­jemy duże mia­sta, które nie są naj­lep­szym śro­do­wi­skiem dla psów, dla wielu osób wyma­rzo­nym towa­rzy­szem staje się kot. Wię­cej niż czwarta część bry­tyj­skich rodzin trzyma w domu jed­nego lub kilka kotów, można je także spo­tkać w co trze­cim gospo­dar­stwie domo­wym w USA. Nawet w Austra­lii, gdzie kot jest zwy­cza­jowo demo­ni­zo­wany jako okrutny zabójca nie­win­nych i nie­szko­dli­wych tor­ba­czy, hoduje go w przy­bli­że­niu co piąta rodzina. Na całym świe­cie wize­runki kotów towa­rzy­szą rekla­mom wszel­kiego rodzaju dóbr kon­sump­cyj­nych – per­fum, mebli, sło­dy­czy. Gra­fika „Hello Kitty” wid­niała na ponad pięć­dzie­się­ciu tysią­cach mar­ko­wych pro­duk­tów wszel­kiego rodzaju sprze­da­wa­nych w ponad sześć­dzie­się­ciu kra­jach i przy­nio­sła swoim twór­com miliardy dola­rów tan­tiem. Nawet jeśli zna­czącą część popu­la­cji – może jakąś jedną piątą – sta­no­wią ludzie nie­lu­biący kotów, to pozo­stali nie sty­gną ani odro­binę w swo­ich gorą­cych uczu­ciach dla tych zwie­rząt.

Koty w jakiś spo­sób potra­fią być jed­no­cze­śnie przy­milne i nie­za­leżne. W porów­na­niu z psami wyma­gają znacz­nie mniej zachodu. Nie trzeba ich tre­so­wać. Same dbają o czy­stość. Można je pozo­sta­wiać na cały dzień i nie będą cier­piały z powodu roz­łąki, jak wiele psów, a zara­zem witają nas z rado­ścią, kiedy wra­camy do domu (no dobrze – nie wszyst­kie to robią). Dzięki pro­du­cen­tom karmy dla zwie­rząt kar­mie­nie kotów prze­stało być uciąż­li­wym obo­wiąz­kiem. Koty rzadko narzu­cają się czło­wie­kowi, a jed­no­cze­śnie są szczę­śliwe, gdy poświę­camy im uwagę. Sło­wem – są dla nas wygodne.

Pomimo tej na pozór gład­kiej prze­miany w wyra­fi­no­wa­nego miesz­kańca mia­sta kot jest wciąż przy­naj­mniej w trzech czwar­tych zako­rze­niony w swo­jej dzi­kiej prze­szło­ści. Umysł psa zmie­nił się rady­kal­nie w porów­na­niu z jego przod­kiem wil­kiem, nato­miast koty wciąż mają men­tal­ność dzi­kiego dra­pież­nika. Wystar­czy­łoby kilka poko­leń, by wró­ciły do nie­za­leż­nego spo­sobu życia ich ante­na­tów sprzed dzie­się­ciu tysięcy lat. Zresztą nawet dzi­siaj miliony kotów na całym świe­cie nie są zwie­rzę­tami domo­wymi, lecz dzi­kimi „śmie­cia­rzami” i łow­cami, żyją­cymi w oto­cze­niu ludzi, lecz zacho­wu­ją­cymi wobec nich wro­dzoną nie­uf­ność. Dzięki zadzi­wia­ją­cej ela­stycz­no­ści, z jaką kocięta uczą się roz­róż­niać mię­dzy przy­ja­ciółmi a wro­gami, koty potra­fią z poko­le­nia na poko­le­nie rady­kal­nie zmie­niać spo­sób życia i poto­mek dzi­kich rodzi­ców może stać się zupeł­nie nor­mal­nym kotem domo­wym. Z dru­giej strony, jeśli kot zosta­nie porzu­cony przez wła­ści­ciela i nie znaj­dzie sobie innego, to może wró­cić do grze­ba­nia w odpad­kach, a po jed­nym lub dwóch poko­le­niach jego potom­ko­wie będą nie do odróż­nie­nia od tysięcy swo­ich pobra­tym­ców egzy­stu­ją­cych w ciem­nych zaka­mar­kach naszych miast.

W miarę jak koty stają się coraz bar­dziej popu­larne i coraz licz­niej­sze, głos ich wro­gów jest coraz lepiej sły­szalny i jesz­cze bar­dziej jado­wity niż kilka wie­ków temu. Kotom ni­gdy nie przy­kle­jono ety­kietki zwie­rzę­cia „nie­czy­stego”, jak psom czy świ­niom2, ale cho­ciaż na pozór są powszech­nie akcep­to­wane, w każ­dej kul­tu­rze ist­nieje mniej­szość, która czuje do nich nie­chęć, a mniej wię­cej jedna na dwa­dzie­ścia osób – nawet odrazę. Nie­wielu ludzi Zachodu przy­zna się otwar­cie, że nie lubi psów; ci, któ­rzy to mówią, prze­waż­nie oka­zują się prze­ciw­ni­kami wszel­kich zwie­rząt3 albo mieli jakieś nie­przy­jemne prze­ży­cia w dzie­ciń­stwie, na przy­kład zostali pogry­zieni. Fobia na koty4 jest głę­biej zako­rze­niona i mniej roz­po­wszech­niona niż pospo­lite fobie doty­czące wężów lub pają­ków – które mają pewne racjo­nalne pod­stawy z uwagi na jado­wi­tość nie­któ­rych gatun­ków – lecz dla cier­pią­cych na nią osób sta­nowi rów­nie silne dozna­nie. „Koto­fo­bo­wie” byli zapewne w pierw­szej linii prze­śla­do­wań na tle reli­gij­nym, które w śre­dnio­wiecz­nej Euro­pie dopro­wa­dziły do wymor­do­wa­nia milio­nów kotów; według wszel­kiego praw­do­po­do­bień­stwa ta przy­pa­dłość była wów­czas rów­nie roz­po­wszech­niona jak dzi­siaj. Nie mamy więc żad­nej gwa­ran­cji, że obecna popu­lar­ność kotów będzie trwała. Jeśli niczego nie zro­bimy, dwu­dzie­sty wiek może oka­zać się minio­nym Zło­tym Wie­kiem tych zwie­rząt.

Obec­nie zarzuty prze­ciwko kotom sku­piają się głów­nie wokół tezy, iż tępią one bez powodu i w bez­sen­sowny spo­sób „nie­winne” małe zwie­rzątka. Głosy te są naj­do­no­śniej­sze na połu­dnio­wej pół­kuli, ale rosną w siłę także w Wiel­kiej Bry­ta­nii i Sta­nach Zjed­no­czo­nych. W skraj­nych przy­pad­kach anty­ko­cie lobby domaga się, by kotom nie pozwa­lano polo­wać, by nie wypusz­czano ich poza dom, by dzi­kie koty wyła­py­wać i usy­piać. Jeśli ktoś wypusz­cza kota na dwór, oskarża się go o hodo­wa­nie zwie­rzę­cia nisz­czą­cego w oto­cze­niu dziką przy­rodę. Wete­ry­na­rze, któ­rzy pró­bują utrzy­mać dziko żyjące koty pod kon­trolą, ste­ry­li­zu­jąc je, szcze­piąc i wypusz­czając z powro­tem na wol­ność, spo­ty­kają się z kry­tyką innych przed­sta­wi­cieli swo­jej pro­fe­sji oraz nie­któ­rych eks­per­tów, utrzy­mu­ją­cych, że stwa­rza to warunki do (nie­le­gal­nego) porzu­ca­nia zwie­rząt domo­wych, co nie jest korzystne ani dla kotów, ani dla reszty śro­do­wi­ska przy­rod­ni­czego5.

Obie strony sporu przy­znają, że kot jest „z natury” łowcą, ale nie zga­dzają się co do tego, w jaki spo­sób kon­tro­lo­wać jego zacho­wa­nia. W szcze­gól­no­ści w Austra­lii i Nowej Zelan­dii koty są uwa­żane za „obcego” dra­pież­nika rodem z pół­kuli pół­noc­nej, więc z jed­nych pro­win­cji są usu­wane, w innych przy­mu­sowo wsz­cze­pia się im mikro­chipy lub w inny spo­sób ogra­ni­cza ich swo­bodę. Nawet tam, gdzie koty od setek lat są natu­ralną czę­ścią dzi­kiej przy­rody, jak w Wiel­kiej Bry­ta­nii i Sta­nach Zjed­no­czo­nych, ich rosnąca popu­lar­ność w roli zwie­rząt domo­wych skła­nia gło­śną mniej­szość do doma­ga­nia się podob­nych restryk­cji. Wła­ści­ciele kotów wska­zują nato­miast, że nie ma nauko­wych dowo­dów, by koty domowe zna­cząco zmniej­szały popu­la­cję jakie­go­kol­wiek gatunku dzi­kiego ptaka lub ssaka i że główną przy­czyną takich zja­wisk jest innego rodzaju zja­wisko, na przy­kład znisz­cze­nie natu­ral­nych sie­dlisk. Tak więc żadne ogra­ni­cze­nia nakła­dane na koty nie przy­czy­nią się do przy­wró­ce­nia liczeb­no­ści gatun­ków, któ­rym rze­komo zagra­żają.

Same koty, rzecz jasna, nie zdają sobie sprawy z tego, że prze­sta­li­śmy cenić ich spraw­ność łowiecką. Z ich subiek­tyw­nego punktu widze­nia naj­więk­sze zagro­że­nie sta­no­wią nie ludzie, lecz inne koty. Kot nie ma wro­dzo­nej sym­pa­tii dla ludzi, lecz uczy się jej w mło­do­ści, i podob­nie nie rodzi się z przy­ja­znymi uczu­ciami dla innych przed­sta­wi­cieli wła­snego gatunku. Prze­ciw­nie, jego natu­ralną reak­cją na dru­giego kota jest nie­uf­ność, a nawet lęk. Ina­czej niż wysoce uspo­łecz­nione wilki, które były pro­to­pla­stami współ­cze­snych psów, przod­ko­wie naszych kotów domo­wych żyli samot­nie, bro­niąc wła­snego tery­to­rium. Kiedy przed mniej wię­cej dzie­się­cioma tysią­cami lat koty zwią­zały się z ludźmi, ich wza­jemna tole­ran­cja musiała się popra­wić, aby potra­fiły żyć w więk­szym zagęsz­cze­niu. Dzięki temu bowiem zdo­by­wały od ludzi żyw­ność – naj­pierw przy­pad­kowo, póź­niej były świa­do­mie kar­mione.

Koty nie wykształ­ciły jed­nak dotąd takiej opty­mi­stycz­nej i przy­ja­znej postawy wobec sie­bie nawza­jem, jaka cechuje psy. W rezul­ta­cie wiele z nich przez całe życie stara się uni­kać kon­taktu z wła­snym gatun­kiem. Tym­cza­sem wła­ści­ciele raz po raz nie­umyśl­nie zmu­szają je do obco­wa­nia z innymi kotami, któ­rym nie mają powodu ufać – czy będzie to kot sąsiada, czy drugi kot w domu, spro­wa­dzony „dla towa­rzy­stwa”. W miarę wzro­stu popu­lar­no­ści kotów nie­uchron­nie rośnie liczba takich kon­tak­tów, co zwięk­sza napię­cie, jakiego zwie­rzę doznaje. Ponie­waż uni­ka­nie kon­flik­tów staje się coraz trud­niej­sze, wiele kotów nie jest w sta­nie się odprę­żyć; cią­gły stres wpływa na ich zacho­wa­nie, a nawet na zdro­wie.

Sytu­acja wielu domo­wych kotów jest bar­dzo odle­gła od pożą­da­nej, być może dla­tego, że prze­jawy ich złego samo­po­czu­cia nie są tak czy­telne jak u psów – koty cier­pią w mil­cze­niu. W 2011 roku bry­tyj­ska służba wete­ry­na­ryjna oce­niła prze­ciętną fizyczną i spo­łeczną kon­dy­cję kota domo­wego na zale­d­wie 64 pro­cent opti­mum, a jesz­cze mniej w domach, w któ­rych żyje wię­cej niż jeden kot. Nie­wiele lepiej wypadł poziom zro­zu­mie­nia kocich zacho­wań przez wła­ści­cieli – 66 pro­cent6. Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że gdyby ludzie lepiej wyczu­wali, dla­czego ich koty zacho­wują się tak, a nie ina­czej, kocie życie byłoby znacz­nie szczę­śliw­sze.

Żyjące pod taką pre­sją koty nie potrze­bują naszych impul­syw­nych reak­cji emo­cjo­nal­nych – nie­za­leż­nie od tego, czy są dla nich przy­jemne, czy nie. Powin­ni­śmy raczej sta­rać się lepiej zro­zu­mieć, czego od nas ocze­kują. Pies jest istotą pełną wyrazu: macha­nie ogo­nem i rado­sne pod­skoki nie pozo­sta­wiają wąt­pli­wo­ści, że czuje się szczę­śliwy; z równą łatwo­ścią da nam do zro­zu­mie­nia, że jest w obni­żo­nym nastroju. Nato­miast zacho­wa­nia kota nie są tak czy­telne. Zacho­wuje swoje emo­cje dla sie­bie i rzadko infor­muje nas, czego pra­gnie, jeśli nie liczyć prośby o jedze­nie, kiedy jest głodny. Nawet mru­cze­nie, długo uwa­żane za nie­dwu­znaczny objaw zado­wo­le­nia, oka­zuje się znacz­nie bar­dziej zło­żo­nym sygna­łem. Wie­dza o praw­dzi­wej natu­rze psów, którą można uzy­skać jedy­nie drogą badań nauko­wych, przy­nosi tym zwie­rzę­tom wiele korzy­ści, ale w przy­padku kotów jest wręcz sprawą klu­czową, gdyż rzadko potra­fią nam one zako­mu­ni­ko­wać swoje pro­blemy, zanim będzie za późno na wła­ściwą reak­cję. Naj­waż­niej­sza jest dla nich nasza obec­ność w aż nazbyt czę­stej sytu­acji, gdy życie spo­łeczne zwie­rzę­cia wali się w gruzy.

Wielka szkoda, że koty – w prze­ci­wień­stwie do psów – nie stały się ni­gdy przed­mio­tem dogłęb­nych badań. Nie­stety, nauka o kotach nie docze­kała się dotąd takiej eks­plo­zji aktyw­no­ści, jaka nastą­piła ostat­nio w kyno­lo­gii. Koty nie przy­cią­gnęły po pro­stu uwagi naukow­ców w takim stop­niu jak psy. Mimo to w minio­nych dwóch deka­dach poczy­niono zna­czące postępy, które w poważ­nym stop­niu zmie­niły nasz obraz tego, w jaki spo­sób koty postrze­gają świat i jakie są źró­dła ich zacho­wań. Opis tych fascy­nu­ją­cych odkryć sta­nowi rdzeń niniej­szej książki. Dostar­czają nam one pierw­szych wska­zó­wek mówią­cych, jak możemy pomóc kotom w dosto­so­wa­niu się do wyma­gań, które im sta­wiamy.

Koty przy­sto­so­wały się do życia z ludźmi, zacho­wu­jąc jed­no­cze­śnie w znacz­nym stop­niu swoje pier­wotne zwy­czaje. Jeśli nie liczyć zewnętrz­nych cech raso­wych, współ­cze­sny kot nie jest two­rem czło­wieka w takim rozu­mie­niu, w jakim jest nim pies. Można raczej powie­dzieć, że koty współ­e­wo­lu­owały z nami, wpa­so­wu­jąc się w dwie nisze eko­lo­giczne, które nie­chcący dla nich stwo­rzy­li­śmy. Pierw­sza z nich to rola tępi­ciela szkod­ni­ków. Jakieś dzie­sięć tysięcy lat temu dzi­kie koty poja­wiły się w pierw­szych spi­chrzach zbo­żo­wych, przy­cią­ga­ją­cych liczne gry­zo­nie. Wolały polo­wać tu niż na innych tere­nach. Kiedy ludzie uprzy­tom­nili sobie pły­nące stąd korzy­ści – koty nie zja­dały prze­cież ziarna ani roślin upraw­nych – zaczęli zachę­cać zwie­rzęta, by zostały z nimi na stałe, ofe­ru­jąc im nad­wyżki pokar­mów pocho­dze­nia zwie­rzę­cego, takie jak mleko i podroby. Drugą kocią rolą, która ukształ­to­wała się bez wąt­pie­nia znacz­nie póź­niej, ale jej początki też giną głę­boko w sta­ro­żyt­no­ści, była rola towa­rzy­sza ludzi. Pierw­sze nie­wąt­pliwe świa­dec­twa hodo­wa­nia kotów do towa­rzy­stwa pocho­dzą z Egiptu sprzed 4000 lat, ale moż­liwe, że już znacz­nie wcze­śniej kocięta bywały trak­to­wane jako przy­tu­lanki, zwłasz­cza przez kobiety i dzieci.

W ciągu ostat­nich dzie­się­cio­leci ta podwójna rola kotów nagle się urwała. Cho­ciaż jesz­cze nie­dawno trzy­ma­li­śmy je dla ich zdol­no­ści łowiec­kich, dziś mało kto wyraża zachwyt, zna­la­zł­szy na pod­ło­dze w kuchni upo­lo­waną przez swego ulu­bieńca mar­twą mysz.

Za kotami cią­gnie się dzie­dzic­two ich bio­lo­gicz­nej prze­szło­ści i wiele ich zacho­wań wciąż jest odbi­ciem dzi­kich instynk­tów. Aby zro­zu­mieć, dla­czego kot zacho­wuje się tak, a nie ina­czej, musimy dotrzeć do źró­deł i zba­dać, jakie czyn­niki ukształ­to­wały zwie­rzę, które znamy dzi­siaj. W pierw­szych trzech roz­dzia­łach książki naszki­cuję zatem prze­bieg ewo­lu­cji kota od dzi­kiego, samot­ni­czego myśli­wego do wyra­fi­no­wa­nego miesz­kańca miej­skich apar­ta­men­tów. W prze­ci­wień­stwie do psów tylko zni­koma mniej­szość kotów była kie­dy­kol­wiek świa­do­mie hodo­wana przez ludzi – a co wię­cej, w tej hodowli zwra­cano uwagę wyłącz­nie na wygląd zewnętrzny. Nikt nie pró­bo­wał wyho­do­wać spe­cjal­nej rasy kotów do strze­że­nia obej­ścia, do pil­no­wa­nia owiec, do towa­rzy­stwa czy do pomocy myśli­wemu. Koty ewo­lu­owały w taki spo­sób, by wypeł­nić niszę eko­lo­giczną stwo­rzoną w toku roz­woju rol­nic­twa, od jego począt­ków, gdy pole­gało na zbie­ra­niu i maga­zy­no­wa­niu dziko rosną­cych zbóż, po dzi­siej­szy wysoko zme­cha­ni­zo­waną gospo­darkę rolną.

Rzecz jasna, kiedy przed tysią­cami lat koty po raz pierw­szy zaczęły zakra­dać się do ludz­kich sie­dzib, nie mogły ujść uwagi ich uboczne walory. Takie sym­pa­tyczne cechy, jak dzie­cinny wyraz pyszczka i oczu, puszy­ste futerko, a przede wszyst­kim umie­jęt­ność przy­mi­la­nia się do ludzi, sprzy­jały adap­to­wa­niu ich do roli zwie­rząt domo­wych. Z cza­sem ludzka skłon­ność do misty­cy­zmu i kre­owa­nia sym­boli nadała kotu sta­tus ikony. Takie sko­ja­rze­nia głę­boko zmie­niły potoczny sto­su­nek do kotów: skrajne reli­gijne poglądy na ich temat doty­czyły nie tylko tego, jak je należy trak­to­wać, ale także samej ich bio­lo­gii – zacho­wa­nia i wyglądu.

Koty zmie­niły się, gdy zaczęły żyć wśród ludzi, ale ich i nasze spo­soby gro­ma­dze­nia i inter­pre­to­wa­nia wie­dzy o fizycz­nym świe­cie, który z nimi dzie­limy, są dia­me­tral­nie odmienne. W roz­dzia­łach 4–6 zaj­miemy się tymi róż­ni­cami: i my, i koty jeste­śmy ssa­kami, ale nasze organy zmy­słów i nasze mózgi dzia­łają w różny spo­sób. Wła­ści­ciele kotów czę­sto lek­ce­ważą te roz­bież­no­ści, gdyż mamy natu­ralną skłon­ność do postrze­ga­nia ota­cza­ją­cego nas świata, jakby był jedyną obiek­tywną rze­czy­wi­sto­ścią. Nawet dziś, w dobie racjo­na­li­zmu i nauki, wciąż trak­tu­jemy świat niczym żywą istotę, potra­fimy przy­pi­sy­wać inten­cje pogo­dzie, morzu i gwiaz­dom na nie­bie. Jakże więc łatwo wpaść w pułapkę myśle­nia, że koty – takie komu­ni­ka­tywne i przy­milne – są czymś w rodzaju małych, puszy­stych czło­wiecz­ków.

Bada­nia naukowe ujaw­niają jed­nak, że koty niczym podob­nym nie są. Wycho­dząc od spo­sobu, w jaki mały kociak buduje swoją wizję świata, która wpływa następ­nie na całe jego życie, opi­szemy w tej czę­ści książki, jak kot gro­ma­dzi infor­ma­cję o swoim oto­cze­niu, zwłasz­cza za pomocą swego szcze­gól­nie czu­łego węchu, jak jego mózg inter­pre­tuje te infor­ma­cje i jak dozna­wane emo­cje deter­mi­nują jego reak­cje na sta­jące przed nim wyzwa­nia i spo­sob­no­ści. W krę­gach nauko­wych dopiero nie­dawno dopusz­czono do głosu roz­wa­ża­nia na temat emo­cji zwie­rząt. Część spe­cja­li­stów wciąż pozo­staje przy opi­nii, że emo­cje są efek­tem ubocz­nym świa­do­mo­ści, co ozna­cza­łoby, że doznają ich jedy­nie ludzie i ewen­tu­al­nie nie­liczne inne gatunki naczel­nych. Zdrowy roz­są­dek pod­po­wiada jed­nak, że skoro zwie­rzę posia­da­jące taką samą jak my pod­sta­wową struk­turę mózgową i taki sam sys­tem hor­mo­nalny spra­wia wra­że­nie prze­ra­żo­nego, to musi dozna­wać cze­goś zbli­żo­nego do lęku – być może nie takiego, jaki prze­ży­wamy my, ale jed­nak lęku.

Więk­szość wie­dzy o kotach, jaką udało się zdo­być bio­lo­gom, potwier­dza (choć nie w pełni) kon­cep­cję mówiącą, że wyewo­lu­owały one przede wszyst­kim jako dra­pież­niki. Kot jest jed­nak rów­nież zwie­rzę­ciem spo­łecz­nym, ina­czej nie mógłby stać się domową maskotką. Warunki udo­mo­wie­nia – przede wszyst­kim koniecz­ność współ­ży­cia z innymi kotami bytu­ją­cymi w ludz­kich sie­dzi­bach, a następ­nie korzy­ści pły­nące z wię­zów sym­pa­tii nawią­zy­wa­nych z ludźmi – posze­rzyły reper­tuar spo­łecz­nych zacho­wań kota daleko poza ten, któ­rym dys­po­no­wali jego dzicy przod­ko­wie. W roz­dzia­łach 7–9 zba­damy szcze­gó­łowo te więzy spo­łeczne. Zoba­czymy, w jaki spo­sób kot postrzega inne koty i ludzi, w jakie rela­cje z nimi wcho­dzi i dla­czego dwa różne koty mogą zupeł­nie ina­czej reago­wać na tę samą sytu­ację. Ina­czej mówiąc, zaj­miemy się zgłę­bia­niem „kociej oso­bo­wo­ści”.

Na zakoń­cze­nie opi­szemy sytu­ację kotów we współ­cze­snym świe­cie i spró­bu­jemy prze­wi­dzieć jej prze­miany w nad­cho­dzą­cych dzie­się­cio­le­ciach. Koty są obec­nie pod pre­sją wielu róż­nych ten­den­cji, zarówno przy­ja­znych, jak i anta­go­ni­stycz­nych. Rasowe pozo­stają wciąż w mniej­szo­ści, a ich hodowcy skłonni są lek­ce­wa­żyć zasady, które w ostat­nich dzie­się­cio­le­ciach tak rady­kal­nie popra­wiły poło­że­nie raso­wych psów7. Rosnąca moda na krzy­żówki kotów domo­wych z dziko żyją­cymi przed­sta­wi­cie­lami rodziny koto­wa­tych, w wyniku czego powstają takie „rasy” jak ben­gale, może przy­nieść nie­ocze­ki­wane kon­se­kwen­cje. Warto także posta­wić pyta­nie, czy koty nie ule­gają sub­tel­nym, ale nie­od­wra­cal­nym prze­mia­nom w wyniku zabie­gów tych ludzi, któ­rym ich dobro leży na sercu. Dąże­nie do ste­ry­li­za­cji moż­li­wie dużej czę­ści bez­pań­skich kotów, choć w inten­cji zmie­rza­jące do zmniej­sze­nia liczby nie­chcia­nych i cier­pią­cych kociąt, może para­dok­sal­nie sprzy­jać stop­nio­wej eli­mi­na­cji tych wła­śnie cech, które uspo­sa­biają zwie­rzęta do życia w har­mo­nii z ludźmi: koty, które uni­kają ste­ry­li­za­cji, to czę­sto osob­niki naj­bar­dziej nie­ufne i naj­spraw­niej­sze w polo­wa­niu. Przy­ja­zne i ule­głe koty są dziś kastro­wane, zanim zdążą pozo­sta­wić potom­stwo, a naj­dzik­szym i naj­bar­dziej nie­za­leż­nym udaje się ujść uwagi miło­śni­ków kotów i roz­mna­żają się do woli, posu­wa­jąc ewo­lu­cję gatunku wstecz, zamiast w kie­runku lep­szej inte­gra­cji z czło­wie­kiem.

Zacho­dzi obawa, że ocze­ku­jemy od naszych kotów wię­cej, niż są w sta­nie nam dać. Chcie­li­by­śmy, żeby zwie­rzę, które przez tysiące lat poma­gało nam w zwal­cza­niu szkod­ni­ków, nagle porzu­ciło ten spo­sób życia, ponie­waż kon­se­kwen­cje tego zwal­cza­nia zaczę­li­śmy uwa­żać za nie­ape­tyczne i trudne do zaak­cep­to­wa­nia. Chcie­li­by­śmy także bez skrę­po­wa­nia wybie­rać naszemu kotu towa­rzy­stwo lub sąsiedz­two innych kotów, nie bio­rąc pod uwagę jego pocho­dze­nia od zwie­rząt samot­ni­czych i tery­to­rial­nych. Naj­wy­raź­niej sądzimy, że koty, wzo­rem psów, tak ela­stycz­nych w kon­tak­tach z innymi przed­sta­wi­cie­lami swo­jego gatunku, powinny wyka­zy­wać się tole­ran­cją w rela­cjach, które im narzu­camy jedy­nie dla wła­snej wygody.

Jesz­cze dwa­dzie­ścia albo trzy­dzie­ści lat temu koty dotrzy­my­wały kroku ocze­ki­wa­niom czło­wieka, ale obec­nie mają trud­no­ści z dosto­so­wa­niem się do naszych żądań, żeby zanie­chały polo­wa­nia i nie tęsk­niły za wycho­dze­niem na dwór. W prze­ci­wień­stwie do nie­mal wszyst­kich innych domo­wych zwie­rząt, któ­rych hodowla od wielu poko­leń pozo­sta­wała pod ści­słą kon­trolą, przej­ście kotów od stanu dzi­ko­ści do udo­mo­wie­nia prze­bie­gało – jeśli pomi­nąć koty rasowe – drogą doboru natu­ral­nego. Koty ewo­lu­owały tak, by wyko­rzy­sty­wać stwa­rzane przez nas moż­li­wo­ści. Pozwa­la­li­śmy im łączyć się według wła­snego uzna­nia, ale naj­więk­szą szansę osią­gnię­cia doj­rza­ło­ści i wyda­nia następ­nego poko­le­nia miały te kocięta, które były naj­le­piej przy­sto­so­wane do życia wśród ludzi, cokol­wiek to ozna­czało w danym okre­sie.

Ewo­lu­cja nie zmie­rza do stwo­rze­nia kota pozba­wio­nego instynktu łowiec­kiego i rów­nie tole­ran­cyj­nego spo­łecz­nie jak pies – w każ­dym razie nie w per­spek­ty­wie cza­so­wej, która byłaby do przy­ję­cia dla prze­ciw­ni­ków kotów. Dzie­sięć tysięcy lat natu­ral­nej selek­cji nadało kotu wystar­cza­jącą ela­stycz­ność, by dawał sobie radę, gdy spo­ra­dycz­nie jego har­mo­nia z czło­wie­kiem się zała­muje, ale za małą, by spro­stać wyma­ga­niom, które ni stąd, ni zowąd poja­wiły się w ostat­nim cza­sie. Nawet tak płod­nemu zwie­rzę­ciu jak kot potrzeba wielu poko­leń, by uczy­nić choćby nie­wielki krok w tym kie­runku. Tylko świa­doma i skru­pu­lat­nie pro­wa­dzona hodowla może stwo­rzyć koty pasu­jące do ocze­ki­wań przy­szłych wła­ści­cieli i akcep­to­wane przez tych, któ­rzy kotów nie lubią.

Nie­za­leż­nie od mody­fi­ka­cji dzie­dzic­twa gene­tycz­nego kotów możemy wiele zro­bić w kie­runku „ulep­sze­nia” już żyją­cych zwie­rząt. Bar­dziej sen­sowne wycho­wa­nie kociąt, lep­sze zro­zu­mie­nie ich rze­czy­wi­stych potrzeb śro­do­wi­sko­wych, świa­dome ucze­nie kotów, jak mają radzić sobie w stre­su­ją­cych sytu­acjach – wszystko to pomoże im w dosto­so­wa­niu się do naszych ocze­ki­wań, a także może pogłę­bić więź zwie­rzę­cia z jego wła­ści­cie­lem.

Pod wie­loma wzglę­dami kot jest ide­al­nym zwie­rzę­ciem domo­wym XXI wieku, ale czy zdoła się adap­to­wać do wyma­gań wieku XXII? Jeśli ma zacho­wać ludzką sym­pa­tię – a prze­śla­do­wa­nia, jakim pod­le­gały koty w prze­szło­ści, świad­czą, że nie jest to oczy­wi­ste – pomię­dzy miło­śni­kami kotów, dzia­ła­czami ochrony przy­rody i hodow­cami musi ukształ­to­wać się kon­sen­sus w spra­wie pożą­da­nego typu kota, który zado­woli ich wszyst­kich. Zmiany w tym kie­runku muszą opie­rać się na bada­niach nauko­wych. Pierw­szym kro­kiem powinno być lep­sze zro­zu­mie­nie przez wła­ści­cieli i ogół spo­łe­czeń­stwa, w jaki spo­sób koty się ukształ­to­wały i dla­czego zacho­wują się w taki, a nie inny spo­sób. Jed­no­cze­śnie wła­ści­ciele kotów mogą popra­wić ich zaszar­ganą repu­ta­cję, jeśli nauczą się wpły­wać na zacho­wa­nie swo­ich zwie­rząt – nie tylko unie­moż­li­wia­jąc im polo­wa­nie, lecz także zapew­nia­jąc im lep­sze samo­po­czu­cie. W dłuż­szym okre­sie osią­gnię­cia gene­tyki beha­wio­ral­nej – nauki zaj­mu­ją­cej się mecha­ni­zmami dzie­dzi­cze­nia zacho­wań i cech „oso­bo­wo­ści” – pozwolą nam wyho­do­wać koty lepiej dosto­so­wane do coraz bar­dziej zatło­czo­nego świata.

Jak uczy doświad­cze­nie histo­ryczne, koty potra­fią zadbać o sie­bie roz­ma­itymi spo­so­bami. Nie zdo­łają jed­nak bez naszej pomocy spro­stać wyma­ga­niom, jakie dziś narzuca im spo­łe­czeń­stwo. Punk­tem wyj­ścia do zro­zu­mie­nia kota musi być rozumny sza­cu­nek dla jego zwie­rzę­cej natury.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: