Żyj według własnych zasad - ebook
Żyj według własnych zasad - ebook
Wielu z nas wciąż pamięta lata 60. ubiegłego wieku i ruch hippisowski czy – jak to pięknie nazwaliśmy – epokę dzieci kwiatów. Obecnie, w nowym pokoleniu narasta potrzeba, by zmierzyć się z przestarzałymi strukturami, zbuntować przeciwko brutalnym realiom gospodarczo-politycznym narzuconym przez korporacje, przywrócić znaczenie słowu „wolność”. Każdy buntownik sprzeciwiający się systemowi powinien mieć w sobie świadomość tego, z czym walczy. Trzeba być dobrym obserwatorem, próbować rozumieć rzeczywistość, aby wypracować skuteczne metody podążania w kierunku nowej wizji świata, opartej na miłości i poszanowaniu wartości ludzkich. Buntownik bowiem nie przynależy do żadnego z istniejących systemów – religijnych, społecznych, politycznych. Żyje według własnych zasad.
„Bunt jest czymś indywidualnym, bez przemocy, pokojowym. Wypływa z miłości. Nie jest nastawiony przeciwko czemukolwiek. Koncentruje się na wspieraniu tego, co jest dobre”. OSHO
„Ludzie mogą osiągnąć poczucie szczęścia tylko w jeden sposób: pozostając w zgodzie z samymi sobą. Wtedy poczucie szczęścia, jak wiosna, zaczyna rozkwitać. Stają się pełni życia, sami będąc radosnymi, przynoszą radość wszystkim wkoło. Są jak muzyka, są jak taniec”.
OSHO
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8252-859-6 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cechy buntownika przejawiają się w wielu wymiarach. Przede wszystkim buntownik nie wierzy w nic, co nie jest jego własnym doświadczeniem. Jedyną prawdą jest dla niego jego prawda. Prorocy, mesjasze, zbawcy, święte pisma, starożytne tradycje – nikt ani nic nie może mu dać jego prawdy. Mogą mówić o prawdzie, mogą robić wokół niej wiele zamieszania, ale „wiedzieć o prawdzie” nie znaczy „znać prawdę”. Wiedzieć o czymś to widzieć to coś z zewnątrz, krążyć wokół czegoś. W ten sposób nie dociera się do centrum.
Buntownik nie ma systemu wierzeń – teista lub ateista, hinduista lub chrześcijanin… On jest badaczem, poszukiwaczem. Trzeba jednak zrozumieć pewną subtelną rzecz: buntownik nie jest egoistą. Egoista także nie chce przynależeć do żadnego kościoła, żadnej ideologii, żadnego systemu wierzeń, ale jego powód jest zupełnie inny niż buntownika. Egoista nie chce przynależeć, bo zbyt wysoko ocenia sam siebie. Może być tylko sam ze sobą.
Buntownik nie jest egoistą. Jego niewiara jest wyrazem skromności. Mówi po prostu: „Dopóki nie odnajdę swojej własnej prawdy, wszystkie zapożyczone prawdy tylko niepotrzebnie mnie obciążają. Mogę zgromadzić dużo wiedzy, ale ona nie będzie pochodziła ode mnie. Nie doświadczę jej osobiście”.
Buntownik nie należy do żadnego kościoła, żadnej organizacji, bo nie chce być naśladowcą. Chce pozostać prawdziwy, czysty, aby poszukiwać bez uprzedzeń, aby pozostać otwartym, nie mieć żadnych przedwczesnych sugestii. Jego podejście to podejście człowieka skromnego. On szanuje swoją niezależność, lecz szanuje także niezależność każdego innego człowieka. Szanuje swoją boskość, ale szanuje również boskość całego wszechświata. Jego świątynią jest wszechświat – dlatego porzucił małe świątynie zbudowane przez człowieka. Jego świętym pismem jest cały wszechświat i dlatego zostawił święte pisma napisane przez ludzi. Powodem nie była jego arogancja, były nim pokorne poszukiwania. Buntownik jest tak niewinny jak dziecko.
Poza tym buntownik żyje w teraźniejszości z jak największą uwagą i świadomością. Nie żyje w przeszłości, której przecież już nie ma, ani w przyszłości, której jeszcze nie ma. Mówiąc inaczej – świadomie żyje chwilą. Zazwyczaj żyjemy jak lunatycy. Buntownik próbuje prowadzić swoje życie w stanie całkowitego przebudzenia. Jego religią jest uważność, jego filozofią jest uważność, jego sposób życia jest przepełniony uważnością.
Kolejna cecha to całkowity brak zainteresowania dominacją nad innymi. Buntownik nie ma pragnienia władzy, bo jest ona najohydniejszą rzeczą na świecie. Żądza władzy zniszczyła społeczeństwo, nie dopuściła do rozkwitu kreatywności, do stawania się coraz wspanialszym, zdrowszym, bardziej rozwiniętym. I to właśnie żądza władzy najczęściej doprowadza do konfliktów, rywalizacji, zazdrości, a w końcu do wojen. Jeśli przyjrzeć się historii ludzkości… jest przepełniona wojnami; ciągle człowiek zabija człowieka. Zmieniły się powody, ale zabijanie trwa. Powód zawsze się znajdzie i usprawiedliwienie też, bo prawda jest taka, że ludzie lubią zabijać.
W jednej z bajek Ezopa – są to jedne z najwspanialszych bajek, tak proste, a tak mądre – owieczka piła wodę z krystalicznie czystego górskiego strumienia. Nadszedł wielki lew i oczywiście od razu zainteresował się owieczką, bo to była pora śniadania. Szukając pretekstu, odezwał się:
– Brudzisz mi wodę. Nie wiesz, że jestem królem dżungli?
– Wiem, wasza wysokość – odparła owieczka – ale strumień nie płynie w twoją stronę. Stoję za tobą i nawet gdybym pobrudziła wodę, nie dopłynęłaby ona do ciebie. Woda nie płynie w twoim kierunku. To ty ją zmąciłeś, więc muszę taką pić. Twoje rozumowanie jest niewłaściwe.
Lew musiał uznać jej argumenty i stał się bardzo zły.
– Nie wykazujesz szacunku dla starszych. To bezczelność spierać się ze mną – powiedział.
Biedna owieczka odparła:
– Nie spieram się z tobą. Mówię, jak jest naprawdę. Sam przecież widzisz, że strumień płynie w moją stronę.
Lew milczał przez chwilę.
– Właśnie mi się przypomniało – powiedział w końcu. – Pochodzisz z aroganckiej, niekulturalnej rodziny. Nie dalej jak wczoraj twój ojciec mnie obraził.
– To musiał być ktoś inny. Mój tatuś nie żyje od trzech miesięcy i zapewne dobrze o tym wiesz, bo zakończył żywot w twoim brzuchu. Zjadłeś go na obiad. Jak mógłby się niegrzecznie zachować wobec ciebie?
Tego było dla lwa za wiele. Rzucił się na owieczkę i złapał ją w pazury.
– Nie umiesz się zachować i jesteś arogancka.
Owca na to:
– Prawda jest taka, że nadeszła pora śniadania. Po prostu zjedz mnie. Nie szukaj usprawiedliwienia.
Dzięki takim prostym alegoriom Ezop tak wiele powiedział o ludziach…
Buntownik po prostu żyje chwilą, świadomie, bez potrzeby dominowania ani za życia, ani po śmierci. Nie ma w nim żądzy władzy. Jest badaczem duszy. Naukowcy kierowani wątpliwościami, sceptycyzmem, ciekawością badają świat – on kierowany tym samym prowadzi poszukiwania w głębi siebie. Nauka bada obiektywną rzeczywistość, buntownik – subiektywność. On nie potępia wątpliwości, nie potępia sceptycyzmu, nieposłuszeństwa, laickiego podejścia do rzeczywistości. Wchodzi do swojego wnętrza jak naukowiec.
W jego religii nie ma miejsca na przesądy – on jest naukowcem. Nie szuka Boga, bo jeśli zaczniesz od Boga, to znaczy, że zaakceptowałeś jakąś wiarę, czyli rozpoczynasz poszukiwania w określonym kierunku.
Buntownik wchodzi w swój świat wewnętrzny z otwartymi szeroko oczami, nie wiedząc, czego szuka. Poleruje swoją inteligencję. Pogłębia swoją wewnętrzną ciszę, nadaje swojej medytacji intensywność, by objawiło się to, co jest w nim ukryte; jednak nie ma on wcześniej określonego celu poszukiwań. Zasadniczo jest agnostykiem. To słowo należy zapamiętać, bo opisuje jedną z podstawowych cech buntownika. Istnieją teiści – to ci, którzy wierzą w Boga, ateiści – ci, którzy w Boga nie wierzą, oraz agnostycy, którzy mówią po prostu: „Jeszcze nie wiemy. Poszukamy, zobaczymy. Nie możemy nic powiedzieć, dopóki nie zajrzymy w każdy zakamarek naszej istoty”. Buntownik zaczyna od „nie wiem”. Dlatego twierdzę, że jest niewinny jak dziecko.
Dwaj chłopcy umawiają się, że uciekną z domu. Jednak jeden z nich się waha:
– Jeśli nasi ojcowie nas dopadną, zbiją nas.
– To im oddamy – mówi drugi.
– Przecież nie możemy tego zrobić! Biblia każe nam czcić ojca swego i matkę swoją.
– No dobrze! To ty oddasz mojemu ojcu, a ja twojemu.
Jak łatwo przychodzi proste i niewinne rozwiązanie! Buntownik żyje jak niewinne dziecko, a niewinność jest jedną z najbardziej zagadkowych cech. Otwiera drzwi do wszystkich tajemnic życia.
Tylko ludzie zbuntowani są prawdziwymi rewolucjonistami i są naprawdę religijni. Nie tworzą organizacji, nie mają naśladowców, nie budują kościołów.
Buntownicy mogą być wspaniałymi kompanami w podróży: będą się radować z bycia obok innych, ze wspólnego tańca, śpiewu, płaczu. Będą się cieszyć z wyjątkowości egzystencji i wiecznego życia razem. Mogą stworzyć wspólnotę, w której nikt nie będzie musiał poskramiać swojej indywidualności. Przeciwnie. Wspólnota buntowników odświeża każdą indywidualność, pielęgnuje ją, darzy szacunkiem.1. POŻEGNANIE Z PRZESZŁOŚCIĄ
Buntownik po prostu mówi przeszłości: żegnaj. Jest to postępujący proces; stąd bycie buntownikiem oznacza ciągłe trwanie w buncie, ponieważ każdy moment przechodzi do przeszłości, każdy dzień dzisiejszy staje się dniem wczorajszym. Nie znaczy to jednak, że przeszłość jest cmentarzyskiem, do którego buntownik przybliża się z każdą chwilą. Przeciwnie – on musi się nauczyć nowej sztuki: umierania wraz z każdą odchodzącą chwilą, by odradzać się swobodnie w każdej chwili, która nadchodzi.
Czym jest prawdziwy bunt? Jaka jest różnica między reakcją a świadomym działaniem podejmowanym przez istotę ludzką?
Podstawową sprawą jest zrozumienie różnicy między buntem a rewolucją.
Rewolucja to zorganizowany wysiłek, by z użyciem przemocy zmienić społeczeństwo. Jednak nie uda się zmienić społeczeństwa za pomocą przemocy, gdyż i tak jest ona wszechobecna w jego życiu. Dlatego wszystkie rewolucje upadły. I nie ma żadnej szansy na to, by jakakolwiek wygrała kiedykolwiek w przyszłości.
Bunt jest indywidualny, pokojowy i przebiega bez przemocy. Wypływa z miłości. Bunt jest skierowany nie przeciwko czemuś, ale ku czemuś. Rewolucjoniści są tak bardzo zajęci byciem przeciwko, że zapominają, o co jest ten cały zamęt. To z powodu złości. A złość nie jest w stanie stworzyć lepszego społeczeństwa. Bunt nie jest skierowany przeciwko społeczeństwu, on ma wspierać nowy rodzaj człowieka, nową ludzkość.
Rewolucja jest walką z przeszłością.
Bunt to medytacja dla przyszłości.
Jak mówiłem, bunt wypływa z miłości, ciszy, zrozumienia, współczucia – wszystkiego tego, co czyni człowieka bardziej boskim. Rewolucja wykorzystuje cechy, które przybliżają człowieka do zwierzęcia. Ponieważ bunt jest sprawą indywidualną, nie ma potrzeby walczyć, szarpać się. Jednostka, która różni się od pozostałych, w żaden sposób nie przeszkadza społeczeństwu. Jednak nawet pojedynczy człowiek: medytujący, kochający, mający nadzieję na nowy wschód słońca, może stworzyć szansę powstania nowego społeczeństwa. Sama jego obecność wystarczy, aby zmienić pozostałych. Jego miłość nigdy nie zawiedzie – miłość nigdy nie zawodzi. Jego zrozumienie, inteligencja, współodczuwanie – wszystko to daje pewność zwycięstwa.
Nikt jeszcze nie spróbował buntu. Rewolucja wydaje się łatwiejsza, bo pozornie przeciwko tak wielkiemu społeczeństwu potrzebna jest wielka organizacja. Jednak z chwilą gdy się zorganizujecie, stajecie się takim samym rodzajem społeczności, metody pozostają te same. Stajecie się odbiciem tego, czemu się sprzeciwiacie. Stoisz przed lustrem – odbicie, które w nim widzisz, jest twoim odbiciem, chociaż odwróconym. Stare społeczeństwo stosuje przemoc, rewolucja stosuje przemoc. Stare społeczeństwo zniewala ludzi, rewolucjoniści czynią to samo. Stare społeczeństwo jest uzależnione od wiary, rewolucjoniści także. Nie ma znaczenia, czy wierzysz w Biblię, czy w _Kapitał_.
Jest jeszcze jedna sprawa, którą należy dokładnie zapamiętać: rewolucjoniści, żeby wygrać, muszą stosować większą przemoc niż stare społeczeństwo, muszą być bardziej przebiegli, upolitycznieni, sprytniejsi, okrutniejsi. W przeciwnym razie nie zwyciężą. Mówiąc wprost – w imieniu rewolucji zwycięża większa przemoc, większe okrucieństwo, bardziej radykalne niewolnictwo; konieczne jest jeszcze większe podporządkowanie niż to istniejące wcześniej. Potwierdzają to wszystkie dotychczasowe rewolucje.
Bunt jest zjawiskiem duchowym.
Nie jest skierowany przeciw społeczeństwu jako takiemu. Po prostu jest inteligencją, która pokazuje, że to społeczeństwo jest martwe, niezdolne do tego, by stworzyć nową istotę ludzką, że jest wyczerpane, znajduje się niemal na krawędzi globalnego samobójstwa. Potrzebuje współczucia, nie złości.
Buntownik może dokonać tylko jednej rzeczy… Niczego nie organizuje, bo – chcąc organizować – musiałby stosować takie same schematy, jakie stosuje społeczeństwo, któremu się przeciwstawia; musiałby używać tego samego języka, tych samych wzorców, struktur, które w społeczeństwie od dawna istnieją.
Jest takie chińskie powiedzenie: „Zły przyjaciel nie jest aż tak zły jak zły wróg”. Brzmi dziwnie, ale zawiera głęboką prawdę. Jeśli masz wroga, wcześniej czy później będziesz musiał zacząć używać jego metod, jego taktyki, aby z nim walczyć. Nie ma innej drogi. Jeśli chcesz wygrać, musisz stać się lepszy niż on w posługiwaniu się jego metodami. Dlatego często powtarzam: przyjaciół możesz sobie dobierać dowolnie, ale wrogów dobieraj bardzo uważnie, bo oni zmienią twój charakter.
Buntownik nie ma wrogów. On po prostu widzi, że to, co stare, się skończyło. Nie trzeba z tym czymś walczyć. Ono samo umiera. Walcząc, przywracasz temu czemuś życie. Ignoruj to. Już i tak leży na łożu śmierci. Dokona żywota samo z siebie. Nie dostarczaj mu energii, walcząc z nim.
Buntownik może dokonać tylko jednego: zmienić siebie w nowego człowieka, stać się uosobieniem swojej wizji. Jedynie w ten sposób udowodni, że jego wizja nie jest snem. Będzie przemieniał swoją wizję w rzeczywistość.
Chcę, żebyś był buntowniczy.
Dlatego nie wierzę w organizacje. Nie chcę, żebyś był nową religią, nową ideologią, bo byłoby to jedynie powtórzeniem starych wzorców. Możecie być razem bez żadnych warunków, bez zasad, po prostu dzięki czystej przyjaźni. Żadna ideologia – jedynie czysta miłość, idziecie bowiem tą samą drogą, odkrywając samych siebie, sprawdzając, czy wizja nowego człowieka może się urzeczywistnić. Możecie sobie nawzajem pomagać, możecie się wspierać, możecie dodawać sobie odwagi.
Są takie chwile, kiedy potrzeba nam zachęty, bo zmiana, całkowita zmiana samego siebie, nie jest łatwym zadaniem. Wiele razy umysł chce wrócić do starych schematów, starych nawyków. Stąd potrzeba wspólnoty. Wspólnota nie jest alternatywą dla społeczeństwa. Nie jest jakąś nową organizacją; jest czymś zupełnie odmiennym. Jest czułym byciem razem wędrowców, którzy doskonalą siebie samych. Pięć tysięcy osób, które pracują nad sobą, to wielka zachęta – nie jesteś osamotniony. A jeśli aż pięć tysięcy ludzi próbuje, to jest jakaś nadzieja. Widzisz ludzi przed sobą, widzisz ludzi za sobą, na wszystkich szczeblach drabiny. Staje się dla ciebie jasne, że ci ludzie, zupełnie tak samo jak ty, przecierają szlak, zmieniają się. I sam siebie motywujesz, żeby nie stać się tchórzem, żeby nie wrócić do starych nawyków. Nie możesz do nich wrócić, bo pięć tysięcy ludzi patrzy na ciebie z wielkim optymizmem. Mają ogromne nadzieje, że dotrwasz, że wschód słońca jest tuż-tuż.
Tak, jest bardzo ciemno, ale żeby ujrzeć słońce, nie powinieneś się cofać. Aby ujrzeć światło, musisz iść do przodu. Im noc ciemniejsza, tym świt bliżej.
Niektórzy już tam doszli. Widzisz blask w ich oczach, widzisz, jak rozkwitają kwiaty ich jaźni, i czujesz, jak pięknie pachną. Jest to więc tylko kwestia odrobiny więcej cierpliwości, odrobiny więcej odwagi.
Mimo wszystko bunt pozostaje rzeczą indywidualną. Buntownicy mogą żyć razem, tworzyć atmosferę, otoczenie, buddyjską przestrzeń, w której przebudzenie będzie łatwiejsze. Nie są jednak zorganizowani ani nie są przywiązani do żadnych wierzeń. To indywidualiści; z własnej woli przyłączyli się do innych poszukiwaczy wschodu słońca.
Pytasz, jaka jest różnica między reakcją a świadomym działaniem podejmowanym przez istotę ludzką. Buntownik nie reaguje. On działa świadomie. Rewolucjonista zawsze reaguje, nie działa świadomie. Różnica jest znacząca.
Kilka dni temu otrzymałem list od pewnej starej kobiety, przewodniczącej Amerykańskiego Stowarzyszenia Ateistów. Musi być chyba najstarszą kobietą na świecie, bo jeden z moich znajomych Hindusów – Gora, dość stary człowiek – był jej zwolennikiem. Otóż ta kobieta utworzyła w wielu krajach stowarzyszenia ateistów. Zapewne w jakimś programie telewizyjnym usłyszała mnie mówiącego, że Boga nie ma, i bardzo się ucieszyła. Napisała: „Jesteś człowiekiem wielkiej odwagi. Pomimo swojego podeszłego wieku chciałabym przyjechać i spotkać się z tobą, porozmawiać”. Kazałem swojej sekretarce odpisać, że mogę się spotkać, ale nie jestem ateistą. Jeśli ta kobieta przyjedzie do mnie, myśląc, że jestem ateistą, bo twierdzę, że nie ma Boga, będzie rozczarowana. Lepiej od razu to wyjaśnić.
Dla mnie ateizm jest reakcją na teizm. Są ludzie, miliony ludzi, którzy wierzą w Boga. Nieliczni reagują na to w ten sposób, że zaczynają nie wierzyć w Boga. Po prostu reagują. Możesz to sprawdzić w bardzo prosty sposób. Jeżeli wszyscy teiści znikną, jeśli nie będzie teizmu, to czy ateiści pozostaną? Byli wtórni, stanowili reakcję na teistów. Jeśli nie ma religii i nikt nie twierdzi, że Bóg istnieje, jaki ma sens niewiara w Boga? Wyjdziesz na głupca. Ateizm umrze automatycznie wraz ze śmiercią teizmu. To znaczy, że był tylko cieniem, nie był rzeczywisty. Reakcja jest cieniem.
Kiedy mówię, że nie ma Boga, nie mam na myśli tego, że nie wierzę w Boga – nawet twierdząc, że nie wierzę, potwierdziłbym jego istnienie. Czy wierzysz, czy nie wierzysz – to tylko kwestia twojego podejścia do Boga; jednak w obu wypadkach Bóg jest potrzebny. Potrzebny jest teiście, potrzebny jest ateiście. Ja mówię po prostu, że nie ma Boga, że nigdy go nie było. Mylą się zarówno ci, którzy wierzą w Boga, jak i ci, którzy w niego nie wierzą.
Nie sądzę, że ta stara kobieta do mnie przyjedzie. Chciałbym, żeby przyjechała, bo zapewne w całym swoim życiu nie spotkała człowieka, który nie jest ani teistą, ani ateistą. Ponieważ nie ma Boga, nie ma sensu być żadnym z nich. Myślę, że to strasznie głupie, że szkoda marnować życie, organizując stowarzyszenia ateistyczne na całym świecie. To po prostu całkowite zmarnowanie sobie życia! Jeżeli Boga nie ma, po co zawracać sobie głowę? Ale nie! To stało się misją całego jej życia! Zaprzeczenie, niewiara nie uczynią nikogo szczęśliwym.
Moje stwierdzenie, że nie ma Boga, jest świadomym działaniem, nie reakcją. Nie mówię nic przeciwko komukolwiek. Po prostu stwierdzam to, co znam z własnego doświadczenia. Poszukiwałem Boga w sobie, ale nie znalazłem. Zamiast tego znalazłem boskość. Znalazłem wieczną świadomość. Znalazłem nieśmiertelność i wieczne światło. Ale nie znalazłem Boga.
Nie sądzę, żeby ta kobieta kiedykolwiek zajrzała w głąb siebie. Ona walczy z teistami. Ci teiści to idioci. Walcząc z nimi, też stajesz się idiotą. Reakcja nie poprowadzi cię dalej niż tam, gdzie znajdują się ci, przeciwko którym reagujesz.
Rewolucjonista reaguje. Występuje przeciwko społeczeństwu, przeciwko jego strukturze ekonomicznej, przeciwko polityce. Jest przeciwny tak wielu różnym sprawom, że całe jego życie staje się negatywne. Jest uzależniony od bycia przeciwko temu czy tamtemu, przeciwko setkom rzeczy. Często zaprzecza, mówi „nie”. Błogosławieństwa życia nie zbudujesz na tysiącach „nie”.
Jedno „tak” ma o wiele większą moc niż tysiąc „nie”. Słowo „nie” jest puste. Pokazuje twoją złość, skłonność do przemocy, destrukcję. Nie wskazuje na to, że masz coś kreatywnego, co chciałbyś od siebie dołożyć do życia, do egzystencji.
Świadome działanie nie jest związane z czymkolwiek, rodzi się dzięki twojemu spokojowi, twojej spontaniczności. Buntownik nie reaguje, lecz działa. Działanie oznacza: tak.
Buntownik tworzy, rodzi się na nowo. Staje się nowym człowiekiem, heroldem nowej ery. Otwiera się na wszelkie możliwości, zgadza się na nieznane wymiary. Nie jest to skierowane przeciwko komuś. To po prostu rozwój – tak samo rośnie i rozwija się krzew róży. Myślisz, że rośnie, by przeciwstawić się skałom? Myślisz, że rośnie na przekór komuś lub czemuś? Jego rozwój nie jest reakcją. Rozwija się, bo rozwój leży w jego naturze. Rozwija się, by zakwitnąć, by zrealizować swój potencjał. To proces samorealizacji.
Działanie to proces samorealizacji. Reakcja jest jedynie wyrazem nienawiści, gniewu, zazdrości, przemocy, destrukcji. Te cechy nie mają wartości. Toteż, moim zdaniem, rewolucjonista nie przedstawia sobą żadnej wartości. Ma ją jedynie buntownik. I widzisz… Sokrates nie był rewolucjonistą, był buntownikiem. Gautama Budda to nie rewolucjonista, to buntownik. Heraklit nie był rewolucjonistą, lecz buntownikiem. A to najwyższe szczyty, jakie osiągnęła ludzkość.
Rewolucjoniści są ulepieni z tej samej gliny co ci, którym się sprzeciwiają. Muszą być podobni, jeśli chcą z nimi walczyć. Buntownik nie walczy z nikim. Buntownik uwalnia się, żeby wzrastać w kierunku swojego przeznaczenia. Buntownik ma w sobie piękno. Rewolucjonista to przestępca społeczny i polityczny. Jedynie buntownik ma w sobie świętość, jest świętym człowiekiem.
W chwili kiedy zaczynasz organizować bunt, zmieniasz jego charakter, staje się on rewolucją. Nie jest już taki, jaki był na początku. Dlatego muszę ciągle o tym przypominać. Tendencja do organizowania się jest głęboko zakorzeniona, ma miliony lat. Bycie w pojedynkę wymaga odwagi.
Bycie w pojedynkę… Możesz być razem z innymi ludźmi, którzy także dążą do bycia w pojedynkę. Wasze bycie razem jest przyjaźnią dwóch towarzyszy podróży. Nie ma zasad. Nie musisz stawać się chrześcijaninem, hinduistą ani buddystą. Ty pozostajesz sobą, twój towarzysz czy towarzyszka pozostają sobą. To jedyna zasada, którą powinni respektować sannjasini: nie nastawaj na godność drugiego człowieka. Ten człowiek jest tak samo wartościowy dla egzystencji jak ty. Nie ma potrzeby narzucania komuś swoich idei. Kimże ty jesteś? Kto upoważnił cię, byś narzucał swoje idee innym ludziom? Możesz się podzielić, możesz opowiedzieć, możesz otworzyć serce. A jeśli ktoś poczuje się zestrojony i to wybierze – powodem będzie jego decyzja, nie twoja presja.
Rewolucjoniści próbują wpoić swoje idee innym. Robią to samo, co dawniej czyniły religie. Dlatego uważam komunizm za jedną z religii; nie ma różnicy. Jest bez znaczenia, że komunizm nie uznaje Boga. Są starsze religie, które także go nie uznają: buddyzm nie uznaje Boga, dżinizm nie uznaje Boga. Religia to coś, co usiłujesz narzucić innym. Jest związana z wysiłkiem nawracania ludzi, ma charakter misjonarski.
Buntownik nigdy nie będzie misjonarzem, zawsze – przyjacielem. Może cię zaprosić do poznania wnętrza swojej istoty, a jeśli dostrzeżesz tam coś, co pasuje do ciebie, co może ci pomóc, co cię ożywi, uczyni twoje poszukiwania łatwiejszymi, on pozwoli ci to wybrać. Stanie się to jednak dobrowolnie – nikt nie będzie cię nawracał. Tak powinno być we wspólnocie. Nie musisz wierzyć w to, co ci mówię. Po prostu otwórz się na to, tak byś mógł decyzję podjąć kiedy indziej. Decyzja musi być twoja. Jeśli do ciebie przemówi, jeśli poczujesz, że jest bliska twojemu sercu, to ja nie będę za nią odpowiedzialny. To twoje serce ją poczuło. Jeśli jednak nic nie przemówi do twojego serca, moja miłość do ciebie i tak się nie zmieni, bo nie jest uzależniona od tego, czy cię nawrócę.
Każda jednostka powinna być niepowtarzalna. To jest przywilej dany istotom ludzkim – być unikalnym. Wszystkie religie, wszystkie ideologie polityczne usiłują zabrać nam i zniszczyć ten przywilej. Ja chcę, żebyś go szanował. Żaden powód nie jest wart tego, żebyś ograniczał swoją niepowtarzalność. Twoja wolność jest wartością najwyższą i absolutną.
Czy mógłbyś powiedzieć coś więcej na temat przemocy jako przejawu buntu?
Przemoc nigdy nie jest częścią duszy buntownika z prostego powodu: buntownik kończy z przeszłością, a przemoc nieustannie towarzyszyła ludzkości, była sposobem na życie przez całe tysiąclecia. Bezpośrednio albo pośrednio – wszyscy doznaliśmy przemocy. Nasze armie, policja, więzienia, sędziowie, wojny, tak zwane wielkie religie – istnienie tego wszystkiego opiera się na przemocy. Na przemoc, zwykłą, brutalną przemoc, nie powinno być w życiu miejsca.
Dla mnie świadomość religijna wyraża się w głębokiej czci oddawanej życiu, bo nie ma Boga, jeśli nie ma życia, nie ma raju, jeśli nie ma świadomości. Przemoc jest pogwałceniem i życia, i świadomości; jest destrukcyjna.
Buntownik jest twórcą. Cała jego filozofia wypływa z kreatywności. Żyliśmy pod przemocą o wiele za długo i co osiągnęliśmy? Dlatego tak wyraźnie oddzielam buntownika od reakcjonisty. I tak samo oddzielam buntownika od rewolucjonisty.
Reakcjonista to najniższa kategoria. Nigdy nie oderwie się od przeszłości. Jego orientacją jest przeszłość i to przeciwko niej reaguje. Nieważne, czy jesteś za, czy przeciw – przeszłość staje się twoim kontekstem, punktem zaczepienia.
Rewolucjonista stoi nieco wyżej niż reakcjonista. On nie tylko reaguje na przeszłość, ale także ma marzenia o przyszłości, ma swoje utopie. Ale jeśli chodzi o stosowanie przemocy, to rewolucjoniści wszystkich epok zawsze byli przekonani, że osiągną właściwe rezultaty, stosując niewłaściwe środki. Obalam tę tezę. Właściwe rezultaty można osiągnąć, stosując właściwe metody. Przemoc nie pomoże w stworzeniu pokojowo nastawionej, spokojnej, kochającej ludzkości. Przemoc pozostanie w korzeniach, zatruje całą konstrukcję.
Dla buntownika brak przemocy to konieczność. Jeśli jej nie odrzuci, nie będzie uczestniczył w tworzeniu pokojowej, odrzucającej wojnę, niepodzielonej na klasy ludzkości. Jeśli zasiewasz ziarno przemocy, nie możesz się spodziewać, że kwiaty nie będą nosiły jej śladów. Te kwiaty wyrosną z nasion, które zasiałeś. Toteż każda brutalna rewolucja tworzy kolejne brutalne społeczeństwo, kolejną brutalną kulturę. Haniebne jest to, że wciąż potrzebujemy armii, że mamy broń nuklearną. Niegodne jest wciąż potrzebować policji, sądów, więzień. Lepsza ludzkość, bardziej świadome ludzkie jednostki pozbędą się tego nonsensu, który nas otacza i zatruwa naszą istotę.
Buntownik nie działa połową serca. Nie dokonuje wyboru kilku spraw z przeszłości, odrzucając inne sprawy. Przeszłość musi zostać odrzucona w całości. Tylko wtedy pozbędziemy się tego całego barbarzyństwa: okrucieństwa, przemocy, całkowitego braku szacunku dla życia i egzystencji.
Podchodzę do życia z szacunkiem.
Buntownik będzie w stanie umrzeć, ale nie będzie w stanie zabić. To zaszczyt dla człowieka – umrzeć za sprawę; zabić kogoś to przejaw zezwierzęcenia, choćby nawet był dobry powód. Gdy zabijesz, psujesz wszystko. W rzeczywistości jest tak, że buntownik staje jeden przeciwko całemu światu. Jeśli zdecyduje się na brutalność, zostanie zmiażdżony. Wróg – przeszłość – ma o wiele potężniejsze siły do dyspozycji.
Buntownik musi ufać miłości, musi ufać medytacyjności, mieć świadomość swojej nieśmiertelności i wiedzieć, że nawet jeśli jego ciało zostanie ukrzyżowane, on pozostanie nietknięty. Nie mam tu na myśli jedynie buntu politycznego. Mówię o buntowniku duchowym, nie o fanatyku politycznym. Żaden rodzaj duchowości nie dopuszcza przemocy jako środka wiodącego do celu.
Jeśli mówimy o moim rozumieniu buntu, mojej wizji buntownika, to stosowanie siły absolutnie nie wchodzi w grę. Nie może on niszczyć – zniszczyliśmy aż nadto. Nie może zabijać – zabiliśmy zbyt wielu. Nadeszła pora, by odrzucić ten idiotyczny sposób życia. Trzeba wyjść z tej ciemności ku światłu. Nawet jeśli miałoby to kosztować cię życie, to cóż? Mój buntownik będzie przede wszystkim nastawiony medytacyjnie do życia.
Nie wyobrażam sobie mojego buntownika bez medytacji – to jego podstawowe doświadczenie. Kiedy człowiek już pojmie, że jest nieśmiertelny, czy będzie się przejmował tym, że może zginąć? A jeśli miliony medytujących będą gotowe na odsłonięcie piersi przed lufami starej, zepsutej przeszłości, to jest pewna szansa: być może to przyniosłoby zmianę w sercach ludzi, którzy trzymają w dłoniach tę niszczącą broń?
Bunt nigdy jeszcze nie zaistniał na wielką skalę. Dzięki wysiłkowi wielu milionów ludzi – medytujących, kochających ciszę i pokój, odrzucających wszelkiego rodzaju dyskryminację, która rodzi przemoc – będziemy tworzyć przestrzeń, przerwę, brak kontynuacji, co może uratować człowieka i życie na tej planecie.
Słyszałem, jak mówisz, że wystarczy być, że nie musimy nic robić, aby pozostawać w Bogu. Mam jednak wewnętrzne przeświadczenie, że muszę coś robić, aby zasłużyć, coś wnieść, coś dać. Mówisz, że Bóg jest we mnie… A ja zdaję sobie sprawę, że szukam w głębi siebie jakiejś koncepcji otrzymanej z zewnątrz. To jest tak, jakbym zaglądał do środka studni nocą. Widzę odbicie i myślę, że to dno studni, a przecież to zaledwie jej powierzchnia. Nawet zdając sobie sprawę z tego, że mam tylko odpuścić, nie szukać, i tak czekam na potwierdzenie swojej koncepcji tego, co ma się zdarzyć. Proszę o komentarz.
Podstawową sprawą, którą należy zrozumieć, jest to, że już jesteś w Bogu. Już w nim jesteś, tak samo jak ryba w oceanie. Bóg oznacza po prostu egzystencję, wszystko, co istnieje.
W starożytnym języku hebrajskim słowo „Bóg” oznacza „to, co jest”. Jest to bardzo ważne słowo, słowo klucz. Nie wskazuje ono na osobę. Wskazuje na obecność. Obecność wszędzie! Słowo „życie” to synonim Boga. Słowo „wszechświat” to synonim Boga. „Być” oznacza „być w Bogu” – nie ma innej możliwości. „Oddychać” oznacza „oddychać w Bogu” – nie ma innej możliwości. Spać – to spać w Bogu, budzić się – to budzić się w Bogu. Nie da się inaczej. Jeśli zaśniesz – wciąż jesteś w Bogu. Jeśli zapomnisz o Bogu – i tak nadal w nim jesteś. Jeśli odrzucisz Boga, zrobisz to, wciąż będąc w Bogu. Jedyną niewykonalną rzeczą jest nie być w Bogu. Powtarzam – jest to jedyna rzecz niemożliwa do wykonania.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki