- W empik go
Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze. Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego - ebook
Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze. Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego - ebook
Polacy nie mieli i nie mają monopolu na zniekształcanie historii ŻZW ani na konfabulacje. Między 1980 a 1999 r. ukazały w języku angielskim się trzy wspomnienia, których autorzy przyznawali się do członkostwa w jego szeregach. Nastąpiło to naturalnie w okresie, gdy mit „bractwa pierścienia” był na trwałe osadzony w literaturze historycznej. Nazwisk tych autorów nie znali Chaim i Chaja Lazarowie, którzy pracowicie gromadzili bazę danych dotyczącą ŻZW, żadne z nich nie pojawiło się na liście ocalałych członków ŻZW, opublikowanej w 1993 r. przez Chaję Lazar. Wszelako w dwóch przypadkach Lazarowie entuzjastycznie przyjęli cudowne odnalezienie nowych świadków i uczestników wydarzeń, zwłaszcza że ich opowieści przydawały wiarygodności ich własnych narracji.
(...) Zważywszy na to, co nam wiadomo o ŻZW, i to, co można ustalić jako fakt, do publikacji tych należy podejść z najwyższą ostrożnością.
z rozdziału „Apokryfy żydowskie”
Powstanie w getcie warszawskim cieszy się autentycznym i niesłabnącym zainteresowaniem nie tylko w Polsce i Izraelu. Szczególne kontrowersje wzbudza niejasna i zafałszowana historia Żydowskiego Związku Wojskowego, drugiej obok Żydowskiej Organizacji Bojowej organizacji zbrojnej warszawskiego getta.
W książce czytelnik znajdzie nowatorskie ujęcie historii i mitu Żydowskiego Związku Wojskowego. W pierwszej części (Dekonstrukcja) autorzy pokazują, jakim manipulacjom podlegała przez dziesięciolecia historia powstania w getcie i samego ŻZW. Odsłanianie kolejnych zafałszowań i zniekształceń pozwoliło im nie tylko na obalenie rozlicznych mitów obecnych w literaturze przedmiotu, lecz także na uwidocznienie niebezpieczeństw wynikających z podporządkowania badań naukowych takiej czy innej polityce historycznej. Ujawniają przy tym zarazem fatalne skutki wybujałych ambicji osobistych. W drugiej części książki (Rekonstrukcja) autorzy podejmują próbę odtworzenia rzeczywistej działalności syjonistów rewizjonistów (Nowej Organizacji Syjonistycznej i organizacji młodzieżowej Betar) w okresie okupacji niemieckiej. Wykorzystując nieznane materiały zebrane w trakcie kwerend w archiwach polskich i izraelskich, przedstawiają nowe interpretacje dokumentów i relacji funkcjonujących w obiegu naukowym. Autorzy omawiają działalność rewizjonistów pod okupacją sowiecką w Wilnie i niemiecką w Warszawie w latach 1939–1941, by następnie naświetlić szeroki kontekst tworzenia zbrojnego oporu w getcie warszawskim i na tym tle ukazać relacje między ŻZW a ŻOB, kontakty rewizjonistów z polską konspiracją, epizody z powstania, a wreszcie losy pozostałych przy życiu członków ŻZW.
Obaj badacze przeprowadzają systematyczny, świetnie udokumentowany wywód dotyczący historii i legendy ŻZW oraz ludzi związanych z jej kreowaniem, począwszy od końca lat czterdziestych XX w. aż po dzień dzisiejszy.
Rozprawiwszy się z mitami i kłamstwami, które nawarstwiły się przez całe dziesięciolecia, autorzy przystępują do rekonstrukcji historycznej, czyli do odpowiedzi na pytanie, jakie były prawdziwe losy ŻZW.
Praca Libionki i Weinbauma z wielu względów jest książką wzorcową. Jeżeli chodzi o wnikliwość i celność argumentacji, o niesłychanie staranną i umiejętnie przeprowadzoną analizę mało znanych i nieznanych źródeł, praca ta może służyć za model solidnej pracy historyka i powinna stać się lekturą obowiązkową dla młodych adeptów historii.
z recenzji prof. Jana Grabowskiego
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63444-15-0 |
Rozmiar pliku: | 3,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od czasu gdy wygasły popioły Treblinki, walka Żydów warszawskich stała się symbolem heroizmu na tle przerażającej i bezprecedensowej zagłady i sponiewierania godności ludzkiej. W oczach Żydów, a szczególnie Izraelczyków, nabrała ona znaczenia niemal mitycznego. Joseph Tenenbaum, jeden z przywódców Żydów polskich w Stanach Zjednoczonych i jeden z pierwszych historyków Zagłady, nazwał powstanie w getcie warszawskim „najbardziej zażartą i bohaterską bitwą od czasów bitwy stoczonej przez Spartan w wąwozie Termopile”¹. Pokolenia Żydów, i nie tylko Żydów, postrzegały to powstanie jako nową Masadę, stanowiącą źródło inspiracji dla tych, którzy zmagali się z powszechnym i utrwalonym przekonaniem o bezradności i bierności Żydów w obliczu eksterminacji. Tego rodzaju interpretacje pojawiły się jeszcze w czasie okupacji oraz w pierwszych latach powojennych². Raul Hilberg, pionier badań nad Zagładą, pisał: „w historii Żydów bitwa ta jest — dosłownie — rewolucją, albowiem po dwóch tysiącach lat uległości koło historii zostało zawrócone — Żydzi znów sięgnęli po broń”³. Do tego samego sprowadzić można słowa Dana Kurzmana, amerykańskiego dziennikarza pochodzenia żydowskiego: „Choć w różnych okresach pojedyncze grupy Żydów buntowały się przeciwko swym prześladowcom, powstanie w getcie warszawskim bardziej niż jakiekolwiek inne wydarzenie w sposób symboliczny zakończyło dwa tysiące lat uległości Żydów wobec dyskryminacji, opresji i — ostatecznie — ludobójstwa”⁴.
Wraz z upływem czasu i ogromnym przyrostem wiedzy o Zagładzie siła symboliczna powstania w getcie warszawskim nieco przybladła, zwłaszcza gdy kolejne rozdziały tej historii stały się lepiej znane. Co więcej, w ostatnich latach gloryfikowanie oporu zbrojnego ustąpiło bardziej umiarkowanemu i zniuansowanemu podejściu do zachowania ofiar, jak również przekonaniu, że nie wszystkie akty oporu musiały mieć charakter zbrojny. Niemniej pamięć powstania w getcie warszawskim wpływa na naszą świadomość, co wydaje się zrozumiałe. W istocie rzeczy niewiele epizodów drugiej wojny światowej przykuwało porównywalną uwagę historyków, dziennikarzy, pisarzy, filmowców, artystów plastyków i polityków. Lecz podobnie jak inne aspekty Zagłady czy dziejów jako takich wiedza o powstaniu stanowi pogmatwaną mieszaninę faktów, fikcji i fantazji. W wielu popularnych dziełach historycznych i literackich, co przeniknęło do świadomości społecznej, Żydowska Organizacja Bojowa (ŻOB) była synonimem całego podziemia. Wrażenie takie odnosi się nie tylko po najbardziej pobieżnej lekturze literatury Szoa. Ogólnie ujmując, rolę podziemia syjonistycznego — Żydowskiego Związku Wojskowego (ŻZW; nazwa hebrajska Irgun Cwai Jehudi) — często z takich czy innych względów pomijano lub w najlepszym razie marginalizowano. Ale nawet wówczas, gdy ŻZW pojawia się w dyskursie naukowym albo w debacie publicznej, zazwyczaj mamy do czynienia z błędnymi lub daleko niepełnymi informacjami.
Co było tego przyczyną? W latach sześćdziesiątych urodzony w Polsce historyk izraelski z instytutu Yad Vashem, Nachman Blumental, recenzując dwie publikacje o getcie warszawskim autorstwa Chaima Lazara i Israela Gutmana, które ukazały się niemal równocześnie, postawił następujący zarzut: „Autorzy starają się dać swoim pracom podstawę naukową, włączając materiały dokumentalne, świadectwa, zeznania itp. Obaj autorzy wybrali spośród całego kompleksu problemów związanych z tym tematem te, które są najbliższe ich sercu. Piszą mianowicie o roli, jaką w powstaniu odegrały stronnictwa, do których należeli w czasie Zagłady i w których działają do dzisiaj. Chaim Lazar — w partii rewizjonistów, a Israel Gutman w Ha-Szomer ha-Cair”. Blumental skonstatował na koniec: „Nie są to badacze opisujący pewne problemy sine ira et studio, obiektywnie, spokojnie i z opanowaniem. Obaj traktują swoje stronnictwa jako wcielenie własnych ideałów — osobistych, narodowych i ludzkich”⁵.
Przystępując do pisania naszej książki, nie mogliśmy zignorować faktu, iż w szeregach ideowych dziedziców ruchu syjonistów rewizjonistów silnie ugruntowane jest przekonanie, że pomijanie bądź ograniczanie informacji o ŻZW i jego roli jest wynikiem zamierzonej kampanii mającej na celu zmarginalizowanie jego znaczenia. W swej książce Muranowska 7 Chaim Lazar gniewnie przekonywał o istnieniu zmowy milczenia: „w tej chwalebnej i przerażającej epopei ujawniły się powszechne w niektórych kręgach żydowskich sekciarstwo i nienawiść, płynące z zawistnej małości i ograniczonych uprzedzeń, aby zatuszować, przemilczeć chwałę przynależną innym, a nawet żerować na niej. nie było wyboru innego jak podjęcie próby wykazania na podstawie relacji naocznych świadków i dokumentów, że owa masa materiałów — dziesiątki książek i tysiące artykułów dotychczas napisanych o powstaniu żydowskim w Warszawie — stanowi albo umyślne zniekształcenie ze strony tych, którzy pragną przywłaszczyć sobie zasługi innych, albo jest ona wytworem zwyczajnej naiwności ludzi skłonnych dawać wiarę relacjom potencjalnych „naocznych świadków” wśród ocalałych, w których wyolbrzymiali oni naturalnie swoje zasługi, pomijając zarazem dokonania innych”⁶. Niemal 40 lat później zarzut ten powtórzyły wdowa po Lazarze Chaja oraz ich córka Sarah Ozacky-Lazar, choć wskazały też na istnienie trudności odmiennej natury: „Nieobecność partii rewizjonistów w nauczaniu historii i w pamięci narodowej można wyjaśnić na dwa sposoby. Po pierwsze, wszyscy czołowi uczestnicy ruchu polegli w akcjach zbrojnych i nie ma już świadków ich działalności, nie zachowała się również — co oczywiste — dokumentacja pisemna tej organizacji i jej roli w powstaniu. Drugi powód to upolitycznienie Zagłady i badań naukowych na ten temat zarówno w Izraelu, jak i w Polsce”⁷. Na poparcie tej tezy cytowały wybitnego dziennikarza izraelskiego Toma Segeva, który w swej słynnej książce The Seventh Million pisał: „Ruch lewicowy, który przywłaszczył sobie mit bojowników getta, umniejszył i zupełnie pominął rolę Betaru w powstaniu”⁸. Matka i córka przytoczyły również słowa Israela Gutmana, nestora izraelskich badaczy Zagłady: „Jest to najbardziej oczywisty, choć w żadnym razie nie jedyny wypadek, w którym z przyczyn politycznych zniekształcony został rzeczywisty obraz wydarzeń, zmieniono treść relacji, a nawet doszło do ich fabrykowania, aby w ten sposób wyeliminować obóz rywali z historii przy jednoczesnym powiększeniu własnego wkładu”⁹. Rzecz przy tym znamienna, że nie zacytowały krytyki, jaką w tym samym tekście Gutman skierował pod adresem badaczy zajmujących się dziejami ŻZW. Nie negował „rażących zaniedbań” i świadomego pomijania roli ŻZW, niemniej zwrócił uwagę na trudności związane z odtwarzaniem tej historii: „autorzy, którzy starali się przywrócić równowagę, podnosząc zasługi Betaru, nierzadko korzystali z budzących wątpliwość relacji i opisów, pozbawionych poważniejszych podstaw historycznych”¹⁰.
O ile badacze w Polsce i Izraelu coraz częściej zainteresowani są głównie rekonstrukcją rzeczywistości na podstawie źródeł historycznych z zachowaniem ostrożności i należnego krytycyzmu, o tyle niebędący zawodowymi historykami autorzy opracowań kierowanych do szerokiego grona odbiorców nadal konstruują teorie spiskowe i z uporem godnym lepszej sprawy toczą prywatne personalne lub ideologiczne wojny. Pierwszym przykładem jest utrzymana w oskarżycielskim duchu książka Retour sur le ghetto de Varsovie paryskiego lekarza Mariana Apfelbauma¹¹. Autor, syn znanego lekarza z getta warszawskiego Emila Apfelbauma, przyznając się do pokrewieństwa z osobą, która wedle pewnej grupy relacji miała być komendantem ŻZW, rozpoczął batalię ze „zbiorowym kłamstwem” mającym być efektem machinacji dawnych bojowców ŻOB z Markiem Edelmanem na czele, wspieranych przez historyków z Yad Vashem. Dla uniknięcia sporów jego książka została dwa lata później wydana przez Yad Vashem¹². Ten sam zarzut umyślnego zniekształcania historii, choć wychodząc z innych przesłanek, dobitnie i uporczywie podnosi Mosze Arens, były minister obrony i spraw zagranicznych Izraela, który po zakończeniu wieloletniej kariery w lotnictwie i polityce poświęcił się badaniom nad dziejami ŻZW. Podziemie rewizjonistyczne, jego zdaniem, prowadziło lwią część walk w getcie, po czym lewica celowo odsunęła je w cień, by ukryć ten fakt. W ciągu kilku lat opublikował na ten temat teksty w prestiżowych wydawnictwach naukowych¹³. To właśnie głównie twórczość Arensa stała się punktem odniesienia dla izraelskiej debaty publicznej wokół ŻZW¹⁴.
Upolitycznienie historii jest niewątpliwie faktem, który należy uznać i jednoznacznie ocenić. W miarę postępu badań staje się jednak jasne, że ewolucja tej narracji jest zdecydowanie bardziej zniuansowana, niż gotowi by to byli przyznać ci, którzy wysuwają takie zarzuty. Eran Kaplan, historyk izraelsko-amerykański, zauważył: „Do połowy lat siedemdziesiątych niewiele było badań nad rewizjonizmem, a autorami większości opracowań byli członkowie tego ruchu, którzy nie starali się ukrywać swych propagandowych zamiarów. Przebywając w środowisku wrogim pod względem intelektualnym, na obrzeżach świata akademickiego i literackiego, porzucali nawet pozory obiektywizmu, gdy starali się zachować dziedzictwo założycieli ruchu. Intelektualiści rewizjoniści postrzegali swoją rolę jako tych, którzy pozwalają się wypowiedzieć prześladowanej mniejszości, nie zaś jako tych, którzy poddają przeszłość tej mniejszości rygorystycznej, krytycznej analizie”¹⁵. Według izraelskiego historyka Roniego Staubera sami rewizjoniści byli odpowiedzialni za to, że znaczenie ich ruchu uznano za tak skromne: „Można jednoznacznie ustalić, iż rzecznicy partii zarówno w Knesecie, jak i poza nim nie włączyli się czynnie w debatę o reakcjach Żydów i nie uczynili nic dla upublicznienia działalności Betaru podczas Zagłady ani dla jego upamiętnienia. Wniosek taki można wysnuć z lektury publikacji i protokołów obrad plenarnych Knesetu i posiedzeń komisji otwartych dla wszystkich, jak również protokołów zebrań instytucji podległych Herutowi (partia polityczna będąca ideologicznym spadkobiercą ruchu rewizjonistycznego), sprawozdań, listów i innych dokumentów z lat pięćdziesiątych; wszystkie te dokumenty znajdują się w archiwum ruchu”¹⁶. Stauber podkreśla, że w wydawnictwach partyjnych i prywatnej korespondencji Menachema Begina „zwraca uwagę brak jakiejkolwiek wzmianki o bojownikach Betaru. W latach pięćdziesiątych Herut widział bohaterów nie w partyzantach w Europie, lecz w bojownikach Ecel , którzy ginęli w Erec Israel, przede wszystkim tych, którzy zostali straceni przez Brytyjczyków. Ich śmierć symbolizowała najwyższe poświęcenie narodu żydowskiego w walce o niepodległość. Epopeja powstania przeciwko mandatowi brytyjskiemu stanowiła kwestię najważniejszą , a desperacka walka członków Betaru i ruchu rewizjonistycznego, którzy pozostali w diasporze, została zepchnięta na margines, nie tylko dla opinii publicznej w Izraelu, lecz także w oczach osób utożsamiających się z Herutem”¹⁷. Na początku lat sześćdziesiątych, gdy Begin i inni przywódcy tej partii ostatecznie uzmysłowili sobie, że ich ruch został wyłączony z panteonu, było już za późno.
Inną funkcję pełniła historia ŻZW w Polsce zarówno przed, jak i po 1989 r. Nie jest zaskakujące, że przekład książki Apfelbauma (pod tytułem Dwa sztandary. Rzecz o powstaniu w getcie warszawskim) okazał się znaczącą cezurą w traktowaniu historii powstania¹⁸. Bezsprzecznie książka wpłynęła na autentyczne zainteresowanie tematem. Przez wiele lat pamięć o tych wydarzeniach kształtowały przede wszystkim będące szkolnymi lekturami wspomnienia Marka Edelmana i Kazimierza Moczarskiego, w których brak wzmianki o organizacji bojowej rewizjonistów¹⁹. Nieprzypadkowo też podczas polskich obchodów pięćdziesiątej rocznicy powstania o ŻZW praktycznie nie przypominano²⁰. Powszechny entuzjazm wobec książki Apfelbauma ujawnił również ważkie fakty społeczne, przede wszystkim niewychodzącą poza stereotypy wiedzę na temat powstania nie tylko wśród szerokich kręgów czytelników, lecz także wśród historyków. Nieliczne głosy sprzeciwu wobec oskarżycielskiego tonu autora Dwóch sztandarów i dyskusyjnej podstawy źródłowej jego wywodów²¹ pozostały właściwie bez echa.
Na fali popularności książki Apfelbauma przy okazji kolejnych rocznic powstania kwietniowego ukazywały się w Polsce teksty publicystyczne poświęcone polsko-żydowskiemu „braterstwu broni”. Tematyka ta właściwie zdominowała dyskurs wokół powstania w getcie w latach następnych. Autorzy tych enuncjacji, pisanych w tonie sensacji i pełnym afektacji stylem, starali się przekonać czytelnika, że dotykają spraw nieznanych i tajemniczych, odsłaniają kulisy trwającej przez dziesięciolecia manipulacji, prezentując się w roli tych, którzy nareszcie, wbrew nakazom politycznej poprawności, dochodzą do ukrywanej prawdy. Najlepszą bodaj ilustracją takiego podejścia był publikowany na łamach dziennika „Rzeczpospolita” tryptyk autorstwa Macieja Kledzika²². W aspekcie poznawczym teksty te nie przynosiły niczego nowego. O wiele ważniejszy był ich wymiar ideologiczny, który dobrze wyraża tytuł jednej z tych publikacji: Biało-czerwona opaska z gwiazdą Dawida. Intencją autora było ni mniej ni więcej, tylko przeciwstawienie Żydów patriotów polskich z ŻZW, powiązanych organizacyjnie i ideowo z Polskim Państwem Podziemnym, „prokomunistycznej” ŻOB. Podkreślanie wysiłku organizacyjnego i militarnego ŻZW miało służyć odświeżeniu przyblakłej już wizji polsko-żydowskiego „braterstwa broni”, usilnie lansowanej w okresie PRL. Nie zważano przy tym na powielanie schematów interpretacyjnych, anachronicznych w okresie powszechnego kwestionowania dorobku komunistycznej historiografii. Jakby tego było mało, gloryfikował ŻZW reprezentujący specyficzne, najdelikatniej rzecz ujmując, podejście do problematyki historycznej „Nasz Dziennik”, gdzie można było przeczytać, że „jedyną organizacją, która przynosi Żydom chwałę”, jest przemilczany w oficjalnej historiografii Żydowski Związek Wojskowy²³. Nie przeszkadzało to w piętnowaniu na tych samych łamach „faszystów” z Betaru.
* * *
Przez długi czas darzyliśmy zaufaniem obowiązującą wykładnię dziejów ŻZW. Jeden z nas (Laurence Weinbaum) napisał nawet przedmowę, skądinąd dość ostrożną, do hebrajskojęzycznej edycji książki Mariana Apfelbauma, widząc w niej asumpt do dalszych debat, a co za tym idzie zjawisko pozytywne. Z czasem jednak podczas wgłębiania się w źródła rodziło się coraz więcej wątpliwości. Na decyzję o podjęciu wspólnych badań wpłynęły niezgoda na natrętne instrumentalizowanie dziejów powstania, dominujący w piśmiennictwie historycznym chaos i kuriozalne formy upamiętnienia, choćby umieszczenie falsyfikatu — tzw. pierścienia ŻZW — na ekspozycji w muzeum Yad Vashem. Za priorytetowe zadanie uznaliśmy dokonanie krytycznej oceny materiału źródłowego wykorzystywanego, często zresztą w jak najlepszej wierze, w istniejących opracowaniach, zwłaszcza że pojawiła się możliwość jego konfrontacji z dokumentacją spoczywającą w archiwach polskich i izraelskich²⁴. Pierwsze nasze publikacje wywołały żywe reakcje w Izraelu i Polsce. W badania nad ŻZW włączyli się historycy młodszego pokolenia, August Grabski i Maciej Wójcicki, częściowo przyjmując zasadność naszych argumentów, częściowo poddając je dość powierzchownej, naszym zdaniem, krytyce, gdyż przypisali nam całkowicie bezpodstawnie nadmierne zaufanie do materiałów spoczywających w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej²⁵. W Izraelu polemikę podjął Mosze Arens, kreujący się na największy autorytet w tych sprawach²⁶. Sporym zaskoczeniem okazała się wydana w 2009 r. jego książka, w której, nie podając przyczyn, ukradkiem odszedł od głoszonych przez lata tez na temat funkcjonowania ŻZW, mimo iż wcześniej określił nasze badania jako nieistotne („marginal and unimportant”)²⁷. Jak na ironię jego wcześniejsze teksty, powstałe w dużej części na podstawie polskiej powojennej dokumentacji, których nie uznał za potrzebne umieścić w bibliografii, zyskały tymczasem status kanonicznych. W jego najnowszej narracji nie pojawiają się nawet nazwiska gloryfikowanych przez niego do niedawna żydowskich bojowców i ich polskich „towarzyszy walki”!²⁸. Tym gorliwiej zaczął natomiast odwoływać się do niezasługujących na wiarygodność relacji żydowskich. Jego książka przynosi kilka niewykorzystywanych dotychczas w literaturze poświęconej konspiracji żydowskiej dokumentów, na przykład dotyczących kontaktów przebywającego w Wilnie w 1940 r. komendanta Betaru Menachema Begina z pozostałymi w Warszawie podkomendnymi. Włożył w swoje działania wiele wysiłku, lecz nie można tego opracowania uznać za publikację naukową. Natomiast sposób potraktowania tematu i wykorzystania literatury przedmiotu może wywołać u zorientowanych w tej problematyce czytelników najwyższe zdumienie.
Oddawana do rąk czytelnika książka składa się z dwóch części. Uznaliśmy za konieczne oddzielenie historii prawdziwej od tej opartej na tekstach nazwanych przez nas apokryficznymi. W toku przeciągających się kwerend doszliśmy do wniosku, że historia fałszerstw i manipulacji popełnianych nie tylko w Polsce, lecz także w Izraelu, Stanach Zjednoczonych czy nawet Australii stanowi integralną, a zarazem wartą dokładnego prześledzenia część interesującego nas tematu. W rozdziale pierwszym scharakteryzowaliśmy piśmiennictwo historyczne oraz dokładnie opisaliśmy korpus źródeł, które posłużą nam do rekonstrukcji historii ŻZW. W trzech kolejnych rozdziałach zajęliśmy się powstawaniem apokryfów i szerokim kontekstem funkcjonowania ich autorów. Staraliśmy się z jednej strony dociec motywacji, jakimi kierowały się osoby podszywające się pod „towarzyszy broni” bojowców ŻZW i samych bojowców, z drugiej zaś mechanizmów umożliwiających bezkarność tego rodzaju działań. W jakim stopniu wynikała ona z bezradności historyków i instytucji naukowych, a w jakim była skutkiem przyzwolenia płynącego z konformizmu, uległości wobec nakazów politycznych czy wreszcie naiwności i myślenia życzeniowego. Wszystkie te problemy omawiamy w części „Dekonstrukcja”. Część druga, „Rekonstrukcja”, stanowi próbę odtworzenia rzeczywistych dziejów organizacji bojowej rewizjonistów. Punktem wyjścia jest przedstawienie działalności organizacji rewizjonistycznych w II Rzeczypospolitej, choć należy od razu zastrzec, że nie było naszym celem gruntowne przestudiowanie tego zagadnienia. Właściwa narracja rozpoczyna się od września 1939 r. Śledzimy rozpad i odtwarzanie struktur Betaru w Wilnie, a następnie pod okupacją sowiecką i niemiecką, by przejść do kontekstu powstawania organizacji bojowej jesienią 1942 r. Szczególne znaczenie przypisujemy ustaleniu rzeczywistych kontaktów z przedstawicielami polskiej konspiracji. W kolejnych rozdziałach staramy się odtworzyć powstańcze epizody z udziałem struktur ŻZW oraz losy poszczególnych bojowców. Okazało się to z różnych powodów najtrudniejsze i wręcz najbardziej frustrujące wyzwanie badawcze, z jakim przyszło nam się zmierzyć. Kilkakrotnie odkładaliśmy pracę na wiele miesięcy. Niektóre epizody tej historii udało nam się oświetlić, inne nadal pozostają w mroku. Niekiedy mieliśmy poczucie zderzania się ze ścianą. Musimy też napisać, że dotarcie do niektórych materiałów było kwestią absolutnego przypadku, nie zaś precyzyjnie realizowanej strategii badawczej.
Należy podkreślić, że pomimo częściowego finansowania naszych badań przez Instytut Żabotyńskiego w Tel Awiwie, któremu winni jesteśmy wdzięczność, nasza praca w żaden sposób nie może być traktowana w kategoriach wykonania ideologicznego zlecenia. Jeśli traktować ją w kategoriach „historii rewizjonistycznej”, to tylko w znaczeniu przewartościowania istniejących narracji. Mamy nadzieję, że ta książka posłuży do ukazywania studentom historii, w jaki sposób można zakwestionować kanoniczną wersję zdarzeń przez dokonanie zgodnej z wymogami naszego zawodu krytyki źródeł.
Pamiętając o emocjach związanych z podjętym tematem, staraliśmy się stworzyć narrację obiektywną, spokojną i zrównoważoną, co zawsze powinno towarzyszyć refleksji historycznej. Korzystaliśmy z pomocy wielu osób — ich listę publikujemy dalej. Oczywiście za wszystkie błędy i niedociągnięcia jesteśmy odpowiedzialni wyłącznie my sami.PODZIĘKOWANIA
Chcemy w tym miejscu wyrazić wdzięczność Instytutowi Żabotyńskiego w Tel Awiwie oraz osobom, z których pomocy korzystaliśmy na różnych etapach powstawania książki. Są to:
Theo Balberyszki
Kami Ben-Shem
Sharon Ben-Shem
Beata Bińko
Havi Dreyfus (Ben-Sasson)
Barbara Engelking
Moshe Fuksman-Sha’al
Marek Gałęzowski
Jerzy Giebułtowski
Yosef Govrin
Jan Grabowski
August Grabski
Israel Gutman
Samuel D. Kassow
Hana Kimchi
John Kubiniec
Dan Kupfert-Heller
Wojciech Lenarczyk
Zbigniew Mańkowski
Janusz Marszalec
Witold Mędykowski
Dan Michman
Daniella Ozacky
Andrzej Paczkowski
Jakub Petelewicz
Monika Polit
Sam Salcman
Mina Shafir
Shlomo Shafir
Yosef Shavit
Yvette Shumacher
Amira Stern
Dagmara Swałtek
Agata Tuszyńska
Katarzyna Utracka
Susanne Y. Urban
Avi Walewski
Agnieszka Witkowska
Carmella YagievCHARAKTERYSTYKA PIŚMIENNICTWA
Pierwsze materiały historyczne nadsyłane z okupowanej Polski, opracowywane przez Bund i Żydowski Komitet Narodowy, dotyczące przebiegu powstania zostały opublikowane w Stanach Zjednoczonych i Palestynie²⁹. Ich wydawca Melech Neustadt, sekretarz generalny Światowego Związku Poalej Syjon, podkreślił, że gdyby dysponował dokumentami dotyczącymi innych partii politycznych, również one zostałyby wydane. Niemniej mimo iż pierwsze relacje poświęcone działalności rewizjonistów i ŻZW (o których piszemy dalej) pojawiły się już w 1946 r., nie zmieniły one w znaczący sposób obrazu powstania stworzonego na podstawie materiałów syjonistycznych i Bundu. Podobnie, choć z innych powodów, rzecz się miała w Polsce. W pierwszej książce o powstaniu w getcie warszawskim, autorstwa Józefa Kermisza (1907–2005) z Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej, nie ma mowy o organizacji bojowej rewizjonistów, chociaż autor, opierając się na raporcie Jürgena Stroopa i dostępnych mu materiałach wspomnieniowych, opisuje ciężkie walki na placu Muranowskim i odnotowuje, jakie sztandary tam wzniesiono³⁰. Po jego wyjeździe (w 1950 r.) do Izraela historię powstania w getcie zdecydował się odtworzyć Bernard Mark (1908–1966), dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie³¹. W artykule opublikowanym w „Biuletynie ŻIH”, w którym zreferował on zawartość odnalezionej właśnie drugiej części archiwum Ringelbluma, pojawia się nazwa Żydowski Związek Wojskowy w kontekście grup powstańców znajdujących się na Muranowskiej i Karmelickiej³². Ale już w monografii wydanej w 1953 r. odniesienia do organizacji bojowej rewizjonistów zostały, czemu zresztą trudno się dziwić, zmanipulowane lub w najlepszym razie zakamuflowane³³. Potraktowanie ŻZW nie było niczym wyjątkowym, książka konsekwentnie pomniejszała rolę wszystkich organizacji z wyjątkiem komunistów, przedstawionych jako najważniejsza siła polityczna w getcie warszawskim. Jeszcze bardziej przeinaczone zostały fragmenty dotyczące roli odegranej przez Armię Krajową. Zgodnie z obowiązującą wykładnią powstanie miało być dziełem żydowskiej lewicy ściśle współpracującej z polskimi komunistami przy wrogości i obojętności konspiracji podporządkowanej rządowi na uchodźstwie w Londynie. W takim duchu przygotowano już pierwszą propagandową broszurę wydaną w drugą rocznicę powstania kwietniowego³⁴. Nowa wersja książki Marka, wydana w odmiennym po przełomie październikowym w 1956 r. kontekście politycznym, prostowała wiele wcześniejszych niedorzeczności i przekłamań. Autor złożył też coś w rodzaju samokrytyki, przyznając się do „błędnej interpretacji kilku podstawowych zagadnień”³⁵. Źródłem tych błędów miała być niedostępność wielu materiałów źródłowych, a także zbytnie uleganie „relacjom złożonym w okresie wykrzywiania problematyki dziejów najnowszych”. Można doszukać się tu aluzji do nacisków ze strony działaczy komunistycznych. Problem leżał jednak głębiej. Dyrektor ŻIH nie znał getta i okupacyjnej Warszawy, jako że okres okupacji spędził w ZSRR. Nie był też, co nie jest bez znaczenia, zawodowym historykiem. Nie sposób jednak odmówić mu dobrych intencji — mimo iż napisał na ten temat niewiele, i tak było to więcej aniżeli ktokolwiek inny. Poza tym w świetle ujawnionych źródeł, przede wszystkim eseju Emanuela Ringelbluma o stosunkach polsko-żydowskich przekazanego w 1957 r. do ŻIH, zawierającego sugestywny opis bazy ŻZW, niepodobieństwem było negowanie istnienia drugiej organizacji bojowej. Wprowadzone już wcześniej przez Marka do obiegu relacje żydowskie mówiące o udziale ŻZW w powstaniu kwietniowym, bo o samym funkcjonowaniu organizacji przed powstaniem znajdziemy tu niewiele danych, zostały pozbawione deformującej ich treść interpretacji. Wykorzystane zostały też nieliczne relacje z kręgu rewizjonistów opublikowane w Izraelu oraz dokumenty wytworzone przez struktury AK. Nowością było wykorzystanie świadectw sygnowanych przez osoby podające się za członków polskich organizacji konspiracyjnych współpracujących jakoby z ŻZW. O ile jednak w edycji z roku 1959 widoczna jest rezerwa wobec tych przekazów, o tyle kolejna książka Marka, wydana z okazji dwudziestej rocznicy powstania, w części poświęconej ŻZW pisana była wyraźnie pod ich dyktando³⁶. Ze scalenia nielicznych relacji pozostawionych przez świadków z kręgu ŻZW z rozrastającymi się ilościowo materiałami polskimi miało wynikać, że organizacja bojowa rewizjonistów została utworzona już jesienią 1939 r. i pozostawała w bliskich stosunkach z polskimi organizacjami konspiracyjnymi: Korpusem Bezpieczeństwa (KB), a później Polską Ludową Akcją Niepodległościową (PLAN). Nie dość na tym — polscy „towarzysze broni” mieli brać udział w walkach podczas powstania w getcie. Pomimo prezentacji w książce interesujących materiałów źródłowych, w odniesieniu do tego tematu jest to pozycja właściwie bezwartościowa.
Równolegle w Izraelu trwały gorączkowe prace nad książką o ŻZW, którą planowano wydać na dwudziestą rocznicę powstania w getcie. Prowadził je Chaim Lazar (1914–1997), członek wileńskiego Betaru i Zjednoczonej Organizacji Partyzanckiej (Farejnikte Partizaner Organizacje, FPO), a wreszcie dowódca oddziału partyzanckiego. Był to dla niego rodzaj powinności. Jesienią 1944 r. znalazł się w Lublinie, skąd wkrótce wyjechał do Rumunii, a następnie do Włoch, gdzie działał w organizacji Bricha. Po przyjeździe do Palestyny w marcu 1947 r. udzielał się w organizacjach dla uchodźców i organizacjach kombatanckich, między innymi w organizacji inwalidów wojennych (on sam stracił rękę w walkach przeciwko Niemcom). Został przedstawicielem tej organizacji w zarządzie nowo powstałego instytutu Yad Vashem. Na pierwszym posiedzeniu Światowej Rady Yad Vashem alarmował, że „prawie nie ma dokumentacji na temat żydowskiego heroizmu” i wzywał do zbierania relacji bojowców³⁷. Jeszcze będąc we Włoszech, Lazar zaczął działalność publicystyczną, którą kontynuował w Izraelu³⁸. Nawiązał kontakt z mieszkającymi tu osobami związanymi z funkcjonującym pod okupacją niemiecką Betarem i ŻZW, co pozwoliło na odtworzenie losów członków organizacji w pierwszych latach wojny. Zasadnicze partie jego książki Muranowska 7. The Warsaw Ghetto Rising zostały jednak napisane na podstawie polskich relacji, zarówno wykorzystanych przez Marka, jak i zebranych przez Lazara i jego żonę Chaję podczas ich pobytów w Warszawie. Publikacja ta, pomimo poważnych mankamentów, przede wszystkim całkowitego braku krytycyzmu wobec cytowanych źródeł oraz fatalnej redakcji (przekład na język angielski był wyjątkowo niestaranny), stała się podstawowym opracowaniem na temat ŻZW. Przez kilka dziesięcioleci było to jedyne monograficzne ujęcie dziejów ŻZW i miało zasadniczy wpływ na stan wiedzy o tej organizacji, mimo że w kręgach naukowych uznawano je w wielu aspektach za wysoce kontrowersyjne³⁹.
Oceniając tę książkę w cytowanej już przez nas we wstępie recenzji, Nachman Blumental podkreślił, że niewielka ilość miejsca poświęcana ŻZW w opracowaniach historycznych jest nie tyle efektem manipulacji czy złej woli przeciwników politycznych, jak dowodził Lazar, ile zadziwiająco skromnej wiedzy o nim w środowiskach związanych z ŻOB, AK i Delegaturą Rządu na Kraj oraz braku wiarygodnych przekazów wytworzonych po wojnie. Nie podważył jednak znaczenia wykorzystanych przez Lazara polskich relacji, nawet przeciwnie, wytykał mu nazbyt ostrożne posługiwanie się nimi!⁴⁰ W monumentalnym zbiorze dokumentów, który Blumental opracował wraz z Kermiszem, wydanym w 1965 r., znalazło się 12 dokumentów dotyczących ŻZW, pięć z nich były to powojenne polskie relacje wykorzystane wcześniej przez Marka i Lazara⁴¹. Tymczasem w wydanym rok później komentarzu do raportu Stroopa Kermisz, omawiając źródła dotyczące powstania, bez podania powodu nie czynił do nich żadnych odniesień. Warto też odnotować, iż charakteryzując ŻZW, napisał, że w przeciwieństwie do ŻOB nie miał on jednoznacznie antyfaszystowskiego nastawienia⁴². Założone i kierowane przez Lazara Muzeon Ha-Lochamim we-ha-Partizanim (w tekście stosujemy nazwę Museum of the Combatants and Partisans) związane z Instytutem Włodzimierza Żabotyńskiego w Tel Awiwie (mieściło się w piwnicach budynku), prowadzące działalność mającą na celu upamiętnienie ŻZW (po jego śmierci dzieło kontynuowała żona Chaja)⁴³, nie mogło konkurować z kibucem Dom Bojowników Gett i Yad Vashem, które przez długi czas nie wykazywały większego zainteresowania okupacyjnymi dziejami rewizjonistów. Nie jest przypadkiem, że podczas sesji naukowej w Yad Vashem odbywającej się w 25. rocznicę powstania w getcie warszawskim Betar, ŻZW i rewizjoniści zostali zaledwie wzmiankowani⁴⁴.
W ciągu kilku kolejnych lat sytuacja zmieniła się jednak na korzyść. W wydanej w 1977 r. publikacji Gutmana na temat Żydów warszawskich znalazły się odniesienia do ŻZW. Niewielkie objętościowo fragmenty poświęcone tej organizacji autor oparł przede wszystkim na kilku polskich relacjach złożonych przez osoby z nią związane, przy czym sceptycznie ocenił część z nich: „Nie ulega wątpliwości — pisał — że jest w nich sporo prawdy, choć są też stwierdzenia wewnętrznie sprzeczne i sporo przesady”⁴⁵. Problemem była niemożność ich weryfikacji przez skonfrontowanie z niezależnymi źródłami. Gutman nie potrafił swoich intuicji udowodnić, a jego krytyka była w niektórych punktach niekonsekwentna. Podejście to zostało uznane w kręgach ideowych spadkobierców rewizjonistów za działania ideologiczne, mające wynikać z zadawnionych uprzedzeń. W kolejnej książce Gutmana, poświęconej powstaniu w warszawskim getcie, polskie przekazy zostały potraktowane równie sceptycznie, choć daleko było do zanegowania ich wiarygodności i podważenia afiliacji ich autorów z Armią Krajową. Dzieje ŻZW nadal jednak stanowiły tło dla działań ŻOB⁴⁶. Więcej miejsca ŻZW poświęcił natomiast w publikacjach wydanych w latach siedemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych Reuben Ainsztein. Niemniej w rekonstrukcji faktów autor ten poszedł śladami wytyczonymi przez Marka i Lazara, podkreślając rolę odegraną przez polskich „towarzyszy broni”. Paradoksalnie, zapewne wbrew intencjom polskich autorów, zasługi mniejszych organizacji konspiracyjnych na rzecz ŻZW posłużyły autorowi jako argument do skrytykowania pasywności AK⁴⁷.Dokumentacja własna
Zachowana dokumentacja dotycząca działalności syjonistów rewizjonistów i ich organizacji wojskowej jest bardziej niż skromna. W archiwum getta warszawskiego znajduje się wyłącznie okazjonalne wydawnictwo poświęcone Włodzimierzowi Żabotyńskiemu Ha-Medina (Państwo). Egzemplarze innych publikacji, o których mowa w literaturze wspomnieniowej, nie zachowały się. Nie inaczej jest z prasą. Przetrwał tylko jeden numer pisma „Magen Dawid” (Tarcza Dawida) oraz przypisywana ŻZW ulotka pochodząca ze stycznia 1943 r. Z pewnością wyjaśnienia wymaga nie do końca zrozumiała, pamiętając o wadze przywiązywanej w kręgu syjonistów rewizjonistów do kwestii propagandowych, znikoma na tle prężnej działalności innych ugrupowań na tym polu aktywność wydawnicza. Nie dysponujemy, czy to w formie oryginałów czy odpisów, wypowiedziami programowymi, rozkazami, meldunkami i sprawozdaniami, korespondencją wewnętrzną, dokumentacją finansową, wykazami członków, listami uzbrojenia etc. — jednym słowem, podstawowymi wytworami każdej organizacji politycznej bądź wojskowej. Brak takiej dokumentacji nie rozstrzyga jednak kwestii znaczenia i wpływów tej organizacji, zwłaszcza wiosną 1943 r. Pewne materiały dotyczące rewizjonistów, szczególnie te z okresu przed powstaniem, mogły znajdować się w zaginionej części archiwum Ringelbluma. Archiwum ŻZW zostało najpewniej zniszczone w czasie powstania w getcie, daleko mniej prawdopodobne, że podobnie jak archiwum ŻOB zostało zniszczone w okresie powstania warszawskiego. W tym jednak wypadku część dokumentacji zachowała się w odpisach w archiwum Adolfa Bermana i polskich struktur odpowiedzialnych za kontakty z gettem. Jako że ŻZW był organizacją typu wojskowego, nie ulega wątpliwości, że w celu sprawnego funkcjonowania kancelaria musiała istnieć. Zarazem jednak pozostawanie w izolacji — brak łączności z głównym nurtem polskiego życia konspiracyjnego, oficjalnego przedstawiciela po stronie aryjskiej, struktur organizacyjnych w innych gettach, nie wspominając już o braku kontaktów z zagranicą — ograniczało potrzebę rozbudowywania biurokracji. Nieformalne, nieważne czy doraźne, czy bardziej długotrwałe, kontakty z osobami lub grupami spoza murów getta mogły obywać się bez konieczności wytwarzania dokumentów. Zwolennicy tezy o ścisłych związkach ŻZW z polskim podziemiem będą oczywiście protestować, ale nie potrafili jak dotąd przedstawić jakiegokolwiek dowodu (na przykład odpisu dokumentu sygnowanego przez ŻZW). Wyjątkiem jest casus Cezarego Janusza Ketlinga-Szemleya, który szczegółowo omówimy dalej.
Zachowała się jedna krótka relacja sporządzona przez członka organizacji w czerwcu 1943 r. Traktuje ona o etapach powstawania organizacji, jej udziale w walkach w getcie, przejściu na aryjską stronę, a wreszcie o sytuacji jej członków po powstaniu. Nie znamy nazwiska jej autora, najprawdopodobniej sporządził ją bojowiec o pseudonimie „Paweł Besztymt” („Rudy Paweł”). Garść wiadomości o jego losach przynoszą wspomnienia bundowca Dawida Klina⁴⁸. Kontekst powstania tego szczególnego dokumentu poznajemy za pośrednictwem wspomnień Icchaka Cukiermana „Antka”. Okazuje się nawet, że to komendant ŻOB, który spotkał „Rudego Pawła” w mieszkaniu Klina, był inicjatorem jej spisania. Relacja miała zostać przekazana Adolfowi Bermanowi z sugestią wysłania jej, wraz z korespondencją ŻOB, ŻKN i Bundu, do żydowskich przedstawicieli w Radzie Narodowej w Londynie⁴⁹. Stało się jednak inaczej. Nie dość, że świadectwo „Rudego Pawła” nie zostało wysłane, to na wiele lat wszelki ślad po nim zaginął. Co prawda o jego istnieniu wzmiankował opublikowany w 1956 r. artykuł Barbary Temkin-Bermanowej omawiający zawartość archiwum ŻKN, którego autorka wśród ocalałych z pożogi wojennej dokumentów wymieniła „nieścisłą” relację bojownika rewizjonistycznego datowaną błędnie na rok 1944. W przypisie znalazła się informacja o istnieniu dwóch relacji rewizjonistów⁵⁰. Przez trzydzieści lat nikt nie zwrócił na ten zapis uwagi. Motywy, jakimi kierował się Berman, trudno jednoznacznie ocenić. Pewną rolę odgrywać mogła niechęć do rewizjonistów. Warto jednak zauważyć, że w jego archiwum spoczywały również inne, bezcenne z punktu widzenia historyków materiały. Po przybyciu do Izraela Berman zaangażował się w upamiętnianie zasług podziemia komunistycznego dla Żydów i nie był, jak się wydaje, zainteresowany upublicznianiem niczego, co mogłoby zakłócić ten obraz. Dopiero po jego śmierci relacja „Rudego Pawła” wraz z innymi materiałami trafiła do archiwum kibucu Dom Bojowników Gett, a wreszcie w 1987 r. została opublikowana w języku hebrajskim na łamach naukowego pisma „Dapim”⁵¹. Przeszła ona jednak praktycznie bez echa, zarówno w Polsce, jak i w Izraelu. Przede wszystkim dlatego, że zapis ten nie pasował ani do polskiej, ani izraelskiej wykładni dziejów ŻZW. Dokument nie jest łatwy w interpretacji i w wielu miejscach każe zakwestionować funkcjonujące w literaturze przedmiotu wyobrażenia. Jego znaczenie docenił właściwie tylko Shmuel Krakowski, nazywając słusznie relację „Rudego Pawła” jednym z najważniejszych dokumentów do historii powstania⁵².Dokumentacja powstała w kręgu ŻOB i ŻKN
Bezpośrednich informacji dotyczących rewizjonistów próżno szukać w dokumentach opracowywanych podczas powstania, w komunikatach ŻKN, a później w sprawozdaniach na temat funkcjonowania konspiracji gettowej, które w latach 1943–1944 trafiały do przedstawicieli żydowskich członków Rady Narodowej w Londynie, Ignacego Schwarzbarta i Emanuela Scherera⁵³. Tylko w jednym ze sprawozdań Komitetu Centralnego Bundu znalazło się… jedno zdanie na temat działalności rewizjonistów⁵⁴. Jedynym, który przejawiał rzeczywiste zainteresowanie konspiracją zbrojną rewizjonistów, był Emanuel Ringelblum. W powstałym na początku 1944 r. eseju Stosunki polsko-żydowskie w czasie drugiej wojny światowej opisał swoją wizytę w kwaterze rewizjonistów przy Muranowskiej 7⁵⁵. Co jednak ważniejsze, w jego listach do Bermana wysyłanych z bunkra przy ul. Grójeckiej na przełomie 1943 i 1944 r. znalazły się ponaglenia o przekazanie materiałów na temat rewizjonistów, które były potrzebne do opisania ich udziału w powstaniu. Pozostały one bez odpowiedzi, a same listy, przechowywane w Archiwum Kibucu Dom Bojowników Gett, ujrzały światło dzienne dopiero kilkadziesiąt lat po wojnie⁵⁶. Istnieją również inne dokumenty z tego archiwum poszerzające naszą wiedzę o tej organizacji.Dokumentacja Polskiego Państwa Podziemnego
Była już o tym mowa, że materiały polskiego podziemia dotyczące ŻZW są więcej niż skromne. Pierwsze bezpośrednie odniesienie do organizacji bojowej rewizjonistów zawierają akta śledztwa dotyczącego członka AK i PLAN Janusza Ketlinga-Szemleya, prowadzonego w drugiej połowie 1943 r. Znajdują się tam informacje na temat jego kontaktów z gettem, a także meldunek na temat potencjału rewizjonistycznej organizacji bojowej⁵⁷. Gruntowna analiza tej dokumentacji doprowadziła nas do innych aniżeli naszych poprzedników konkluzji. Udało nam się odnaleźć drugi, nigdy wcześniej niewykorzystany raport o sytuacji w getcie warszawskim ze szczególnym uwzględnieniem ŻZW, sporządzony przez jedną z komórek kontrwywiadu Obszaru Warszawskiego AK na początku maja 1943 r. Materiał ten — określany przez nas jako raport „Karola” — w wielu punktach pozwala na zweryfikowanie naszej wiedzy na temat szczegółów funkcjonowania ŻZW, a przede wszystkim zawiera nowe, rewelacyjne informacje⁵⁸. Inne dokumenty wytworzone przez różne struktury cywilne i wojskowe polskiej konspiracji (AK i Delegatura Rządu), dotyczące sytuacji w Warszawie zwłaszcza w okresie powstania w getcie warszawskim, a także dokumentacja Rady Pomocy Żydom „Żegota” mają mniejsze znaczenie. Śladów ŻZW szukaliśmy też w prasie i wydawnictwach konspiracyjnych wychodzących w latach 1942–1943 oraz we wspomnieniach członków AK.Powojenne relacje i wspomnienia z kręgów rewizjonistycznych
Przez wiele lat głównym źródłem służącym do odtworzenia dziejów ŻZW były materiały autobiograficzne. Wspomnieliśmy już, że pierwsze świadectwa na temat genezy ŻZW i jego udziału w powstaniu kwietniowym ukazały się prawie równocześnie w 1946 r. w Stanach Zjednoczonych i Palestynie. Od razu trzeba zaznaczyć, że próżno szukać ich echa w powojennej Polsce. Co więcej, nie opublikowano tutaj ani jednej wzmianki prasowej czy relacji dotyczącej konspiracyjnej działalności Betaru. Pomimo obiektywnych przyczyn tego stanu rzeczy jest to sytuacja dość niezwykła. W żaden sposób nie można zastosować tu wyjaśnienia, do jakiego przyzwyczaiła nas historiografia rewizjonistyczna, a mianowicie sformułować oskarżeń pod adresem przeciwników politycznych. Problem był daleko bardziej złożony. Faktem jest, że tuż po wojnie przebywało na ziemiach polskich zaledwie kilku uczestników konspiracji rewizjonistycznej w Warszawie. Niektórzy z nich zresztą przy pierwszej okazji emigrowali, nie pozostawiając żadnej relacji na temat swojej działalności. Ale nawet ci, którzy pozostali tu dłużej, ani nie szukali kontaktu z Centralną Żydowską Komisją Historyczną, a później ŻIH, ani też nie podjęli jakichkolwiek kroków w celu udokumentowania czynów swoich i poległych towarzyszy. Jeśli takie działania prowadzono — my na ich ślady nie natrafiliśmy.
Wiadomo jest powszechnie, że syjoniści rewizjoniści, w przeciwieństwie do innych żydowskich partii politycznych z wyjątkiem Agudy nie mogli po wojnie odtworzyć swoich struktur organizacyjnych i prowadzić legalnej działalności. Powodem były oskarżenia o „wybitnie faszystowski charakter” ich działalności „tak w okresie przedwojennym, jak i obecnie”⁶³. Fakt ten musiał oczywiście zaważyć na formach ich publicznego funkcjonowania, przede wszystkim w sferze propagandowej. Jak na ironię, jeden z niewielu przedwojennych działaczy Betaru i Nowej Organizacji Syjonistycznej, który spędził lata okupacji w Warszawie, Szlomo Nachum Perła (Perle), nie tylko w żaden sposób nie angażował się politycznie, lecz nawet przez moment nie przebywał w getcie. Mieszkał na aryjskich papierach najpierw w Warszawie, natomiast w kwietniu 1943 r., zagrożony szantażem, przeniósł się do Józefowa, gdzie zastał go koniec wojny. Działalność polityczną wznowił dopiero w lutym 1945 r., kiedy to spotkał przypadkowo w Lublinie kilku dawnych towarzyszy. Pierwszoplanowym zadaniem było dotarcie do rozproszonych w kraju przedwojennych działaczy partyjnych. Nowych członków nie przyjmowano, bojąc się dekonspiracji. Nawet przedwojennych towarzyszy, którzy należeli teraz do innych partii, traktowano z rezerwą. Stosowano pseudonimy. Nie jest też bez znaczenia, że nielegalne struktury syjonistyczne powstały poza Warszawą (utworzono cztery okręgi: górnośląski, dolnośląski, łódzki i szczeciński), a ogromna większość kierownictwa i aktywistów spędziła wojnę w ZSRR. Pojedyncze osoby powróciły z obozów. Za pośrednictwem emisariuszy szybko nawiązano szerokie kontakty z tworzącymi się strukturami Betaru za granicą, w tym z powstałym w Paryżu europejskim biurem Światowego Kierownictwa Betaru. Pomimo wyjazdu wielu członków i sympatyków nielegalne struktury rewizjonistów funkcjonowały w Polsce aż do początku 1949 r., kiedy to trzech głównych działaczy, wśród nich Perłę, aresztowano. Ich obszerne zeznania są kopalnią wiedzy na temat funkcjonowania polskich rewizjonistów — Betaru, NOS i Irgunu — po wojnie⁶⁴. W ścisłym kierownictwie ruchu znajdował się Perec Laskier, przedwojenny członek komendy Betaru, od jesieni 1939 do lutego 1942 r. jedna z najważniejszych postaci tej organizacji w okupowanej Warszawie. Nawet on jednak nie przejawiał żadnego zainteresowania udokumentowaniem udziału rewizjonistów w powstaniu. Trzecim członkiem powojennych władz Betaru, który przebywał w okupowanej Warszawie, był pochodzący z Łodzi działacz rewizjonistyczny, podobnie jak Menachem Begin i Perła absolwent prawa na UW, Tobiasz Berkal. Działał w polskiej konspiracji, w AK, jako Paweł Ostrowski, lecz nie miał prawdopodobnie kontaktów z rewizjonistami, a poza tym miał wiele do ukrycia⁶⁵.
O ile brak zaufania rewizjonistów do opanowanych przez przeciwników politycznych instytucji żydowskich można by zrozumieć, o tyle istniały przecież inne możliwości upublicznienia swoich osiągnięć, chociażby własna działalność wydawnicza. O zupełnym ignorowaniu tego tematu świadczy choćby zawartość 10 numerów wydawanego w Łodzi od października 1946 do listopada 1947 r. biuletynu rewizjonistycznego „Jedijot” (Wiadomości) — w języku żydowskim i polskim. Podejmowana w nim problematyka oscylowała wyłącznie wokół kwestii palestyńskich i ideologicznych⁶⁶. Rewizjoniści nie podjęli nawet próby polemiki z licznymi w tym okresie publikacjami na temat powstania w getcie. Sami organizowali wprawdzie akademie ku czci, ale wspominali na nich Teodora Herzla (41. rocznica śmierci) i oczywiście Włodzimierza Żabotyńskiego (5. rocznica śmierci). O towarzyszach z warszawskiego getta w ogóle nie było mowy⁶⁷.Relacje Dawida Wdowińskiego
Nie sposób tłumaczyć tego stanu rzeczy niewiedzą o tym, co działo się w Warszawie. Działający w Polsce rewizjoniści utrzymywali bliskie kontakty z towarzyszami przebywającymi za granicą. Jednym z nich był Dawid Wdowiński (1895–1970), jedna z najważniejszych postaci ruchu rewizjonistycznego w Polsce, a co najważniejsze — jedyny wybitny polityk NOS, który do końca kwietnia 1943 r. przebywał w warszawskim getcie. Wspomniany wcześniej Perła, dobrze znający Wdowińskiego sprzed wojny, skontaktował się z nim w połowie 1945 r. w Monachium⁶⁸. Trudno przypuszczać, aby przemilczał on przed dawnym towarzyszem bohaterskie epizody z okresu powstania. W napisanych po wojnie tekstach konsekwentnie określał się mianem komendanta Irgun Cwai Leumi (nazwa ŻZW w ogóle nie występuje w jego narracji)⁶⁹. Wdowiński doczekał wyzwolenia przez armię amerykańską w obozie koncentracyjnym w Dachau, skąd trafił do obozu dla dipisów w Feldafing. Tworzył struktury ruchu rewizjonistycznego i działał w instytucjach żydowskich w Monachium (był członkiem Centralnego Komitetu Żydów Bawarskich). Stamtąd wyjechał do Włoch na zaproszenie Chaima Lazara. W październiku 1945 r. zamieszkał w Recanati. Zajmował się między innymi działalnością edukacyjną — wygłaszał odczyty na tematy polityczne i historyczne⁷⁰. Tematyka tych ostatnich oscylowała wokół powstania w getcie warszawskim. Angażował się też politycznie na rzecz uchodźców. Wiosną 1946 r. został wybrany na przewodniczącego powołanej do życia organizacji żydowskich partyzantów⁷¹. Z Włoch dość szybko wyjechał do Francji, a wkrótce potem (pod koniec 1946 r.) do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował jako profesor psychologii i psychiatrii w nowojorskiej New School for Sociological Research.
Jeszcze przed przybyciem Wdowińskiego do Nowego Jorku ukazała się jego pierwsza relacja. Została ona opublikowana w czerwcu 1946 r. w nowojorskim piśmie „The Answer”, wydawanym przez Hebrew Commitee for National Liberation (tzw. grupa Petera Bergsona) — organizację zapraszającą Wdowińskiego do Ameryki⁷². Skrócona wersja tego tekstu ukazała się mniej więcej w tym samym czasie w rewizjonistycznym dzienniku „Ha-Maszkif” wychodzącym w Palestynie⁷³ (pismo to, co warto podkreślić, docierało do komunistycznej Polski). Mimo że tekst jest stosunkowo krótki i pod wieloma względami niezwykle lakoniczny (przynosi zaledwie pięć nazwisk członków ŻZW), trudno przecenić jego znaczenie. Obejmuje okres od utworzenia organizacji bojowej do upadku powstania. Rok później ukazała się we Francji broszurka wydana przez ministerstwo kultury oparta na tym tekście⁷⁴. W 1961 r. Wdowiński przyjechał do Izraela i został powołany na świadka w procesie Adolfa Eichmanna⁷⁵. Wtedy też nagrano jego relację w Instytucie Żabotyńskiego w Tel Awiwie⁷⁶. Wcześniej bez wiedzy Wdowińskiego ukazał się przedruk jego artykułu na łamach rewizjonistycznego dziennika „Herut”. Wywołał on — o czym będzie jeszcze mowa — gwałtowną polemikę w kręgach syjonistów rewizjonistów. Zresztą samo zeznanie Wdowińskiego na procesie zostało przyjęte bardzo krytycznie — uznano, że szansa powiedzenia światu o ŻZW została całkowicie zmarnowana⁷⁷. Wreszcie w 1963 r. w Nowym Jorku ukazały się jego wspomnienia obejmujące okres wojny i okupacji⁷⁸. W interesujących nas najbardziej partiach książki dotyczących powstania i funkcjonowania ŻZW znalazło się wiele nowych w stosunku do wypowiedzi z roku 1946 r. informacji. Od razu warto zaznaczyć, że z analizy obu tekstów wynika, iż Wdowiński nie był naocznym świadkiem wielu spośród opisywanych wydarzeń. Liczne szczegóły, co zostało zresztą zaznaczone w tekście, pojawiły się pod wpływem kontaktów z członkami organizacji i zapisków Ringelbluma⁷⁹. Poznawczo najciekawsze są fragmenty dotyczące wydarzeń z okresu tworzenia organizacji, w których autor uczestniczył.
Należy zaznaczyć, że wspomnienia Wdowińskiego nie zostały wykorzystane w książce Lazara. Nie może być mowy o ich nieznajomości, zwłaszcza że Lazar odwiedzał Wdowińskiego w Nowym Jorku, niewykluczone również, że otrzymał maszynopis tekstu. Pominięcie to zostało zresztą zauważone przez jego krytyków, zwracających uwagę na fakt, że wypowiedzi Wdowińskiego dezawuują jedną z głównych tez Lazara o utworzeniu organizacji bojowej rewizjonistów w 1939 r.⁸⁰ Sam Wdowiński w liście do Lazara z 1969 r. wyrażał oburzenie z powodu nieuwzględnienia jego roli jako dowódcy organizacji bojowej⁸¹. Dość zagadkowa jest tak późna reakcja (list Wdowińskiego został napisany sześć lat po wydaniu książki!), a także całkowite pominięcie przez Wdowińskiego tematu polskich źródeł, tak obszernie wykorzystywanych przez Lazara. Wdowiński zmarł w Tel Awiwie podczas uroczystości upamiętniania Szoa w Instytucie Żabotyńskiego w 1970 r. w obecności Lazara.