Garść pierników, szczypta miłości - ebook
Garść pierników, szczypta miłości - ebook
Rozgrzej się herbatą z miodem… czujesz, jak pachną pomarańcze i goździki?
Hanna to nowoczesna kobieta, która poświęca wszystko budowaniu kariery. Zraniona przed laty, postanawia, że już nigdy więcej się nie zakocha. Miłość to dla niej staromodny przeżytek, a relacje z mężczyznami opiera na przelotnych romansach. Do czasu.
Wiktor to człowiek sukcesu, który szturmem wdziera się w życie Hanki. Kobieta wkrótce przekonuje się, że jest nie tylko przystojny i czarujący, ale także troskliwy i opiekuńczy. Kiedy Hanka ulega rodzinnej atmosferze przy wspólnym wypiekaniu pierników, coraz trudniej jej poprzestać na niezobowiązującej relacji.
Jakby tego było mało, popada w konflikt ze swoją przełożoną, której mąż jest jej dawnym ukochanym. Czy przeszłość stanie na drodze do szczęścia?
„Garść pierników, szczypta miłości” to doskonały przepis na zimową opowieść o poszukiwaniu szczęścia. Spróbujesz?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7976-340-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wraz z nadejściem grudnia zapanowała przygnębiająca plucha. Co prawda kalendarzowo była jeszcze jesień, ale nawet nazwa tego miesiąca kojarzyła się już ze śniegiem, oprószonymi nim drzewami i skrzypiącym pod butami szronem. Tymczasem w tym roku nie dość, że nie było jeszcze upragnionego śniegu, nic nie zapowiadało zmiany pogody; co więcej, meteorolodzy zastrzegali, by nie nastawiać się na białe święta. Śnieżny puch spadł co prawda kilkukrotnie, ale za każdym razem zostawał stłumiony przez ciężki i przygnębiający deszcz. Pogoda więc wcale nie nastrajała do „doświadczania magii świąt”, mimo że już od połowy listopada przystrojone choinki dumnie prężyły się w galeriach handlowych, witryny sklepowe przyozdobiono imitującymi śnieg gwiazdkami, migającymi światełkami, atrapami prezentów, a w butikach coraz częściej słychać było bożonarodzeniowe hity.
Przedświąteczna krzątanina opanowała już miasta, chociaż do Wigilii zostało jeszcze ponad trzy tygodnie. Każdy chciał jak najszybciej uporać się z niezałatwionymi sprawami, kupić prezenty pod choinkę, wysłać kartki z życzeniami, choć i tak ostatecznie wszystko odkładano na ostatnią chwilę. Napięcie udzielało się każdemu. Jedni traktowali je jako nieodłączny element świąt Bożego Narodzenia, który w gruncie rzeczy przypomina o ich uroku, innych tylko męczyło. Mimo nerwowej atmosfery wprowadzonej przez media i konsumpcyjne społeczeństwo, większość wyczekiwała jednak pierwszej gwiazdki przełamującej rutynę codziennego, opanowanego przez pracę, naukę lub inne przyziemne zajęcia życia.
W redakcji modowego pisma „Pearl” również nie zapomniano o świętach. Na każdym niemal biurku stała minichoinka, uśmiechnięty aniołek lub pyzaty mikołaj, wywołujące iskierkę radości w sercach pracowników. Nie każdy może chciał się do tego przyznać, ale po cichu liczono na mały, świąteczny cud.
– Haniu, mogłabyś mi zrobić kawy? – spytała Kinga, widząc, jak jej koleżanka z biurka naprzeciwko zalewa herbatę wrzątkiem.
– Jasne. Półtorej łyżeczki kawy i jedna cukru? – spytała z uśmiechem.
– Jak zwykle. Dzięki, jesteś kochana… – odpowiedziała z nutką znudzenia w głosie Kinga. – Ja nie wiem, co mogę tu jeszcze dodać. Marta chciała artykuł o świątecznych trendach, więc zrobiłam mały research w Internecie, przeszłam się po sklepach, wypytałam stylistów, co jest modne tej zimy, zrobiłam zdjęcia, po czym położyłam jej na biurku mój pomysł, a ona stwierdziła, że to mało! – W ostatnim zdaniu słychać już było rozczarowanie. – Nikt nie mówił, że będzie łatwo – stwierdziła Hania.
– No dzięki. – Kinga rzuciła koleżance pogardliwe spojrzenie, słysząc kpinę w jej głosie.
Hania postawiła kubek z kawą na biurku współpracowniczki, po czym usiadła przy swoim i upiła łyk herbaty.
– Nie chciałabyś się zamienić obowiązkami? – spytała Kinga po chwili.
– Chcesz redagować wywiady? – z niedowierzaniem odpowiedziała pytaniem na pytanie rozbawiona propozycją Hania.
– No dobrze, wolę pisać artykuły. Ale te jej zmiany nastroju muszą mieć coś wspólnego z Markiem. – Kinga wróciła do tematu Marty, ich wspólnej szefowej. – Od tygodnia chodzi jakaś podenerwowana, Marek też jest jakiś nieswój, może się pokłócili? Myślisz, że się rozstaną przed samymi świętami?
– Za dużo seriali, kochana – skwitowała krótko Hania, nie przerywając stukania w klawiaturę.
– No ale ta cała historia jest jak serial. Ona, zimna i nieczuła, dziedziczy połowę pisma po przyjaciółce matki. On, pełen ciepła i przebojowy, odkupuje drugą połowę od przyjaciela. Na początku się nienawidzą, chcą się nawzajem pozbyć z wydawnictwa, po czym po kilkumiesięcznej walce zakochują się w sobie, pobierają i żyją długo i szczęśliwie. Swoją drogą nie wiem, jak on z nią wytrzymuje, przecież Marta nie ma serca, wieje od niej chłodem na kilometr! Dlaczego on się nie związał na stałe z tobą? Przecież się spotykaliście.
– Przeciwieństwa się przyciągają, nie słyszałaś? I prosiłam cię, żebyś nie wracała do tamtej sprawy.
– Ech… Z tego, co wiem, ogień topi lód, lecz w tym przypadku albo ogień jest za słaby, albo lód jest bardzo, ale to bardzo gruby… Ale wiesz co! Napiszę o tym artykuł i jeśli Marta stwierdzi, że to słabe, powiem, że wzorowałam się na jej historii! Ha! Jestem genialna! – Kinga wybuchła chwilowym entuzjazmem.
Tymczasem Hania postawiła w redagowanym wywiadzie ostatnią kropkę, wrzuciła go na pendrive’a i udała się do przełożonej.
Praca Hani polegała głównie na nanoszeniu korektorskich poprawek w tekstach innych dziennikarzy. Od czasu do czasu mogła liczyć na łaskawszy gest naczelnej – była wówczas wyznaczana do przeprowadzenia poważnego wywiadu. Zdarzało się to jednak bardzo rzadko.
Nie uważała swojej pracy za bezwartościową. Wiedziała, że była ona potrzebna jak każda inna. Ale Hania od zawsze marzyła o pisaniu własnych tekstów: bywało, że od nadmiaru pomysłów bolała ją głowa! Mimo wielokrotnych próśb naczelna pozostawała jednak nieugięta. Hania przeczuwała, że ta decyzja szefowej wynika z pozazawodowych pobudek. Jej kwalifikacje nie były de facto takie marne.
Nie minęło pięć minut, gdy jak furia wpadła z powrotem do biura, gdzie pracowała z Kingą, i cisnęła urządzenie na stolik, od którego odbiło się ono i wylądowało na podłodze, gdzieś pomiędzy szafką a koszem na śmieci. Dziewczyna z impetem usiadła na krześle i energicznie otworzyła laptopa. Kinga przypatrywała się całemu zdarzeniu nieco skołowana.
– Ta kobieta chyba faktycznie ma jakieś problemy osobiste. Albo Marek jej nie zaspokaja, albo faktycznie się rozstają – wycedziła przez zęby.
– Nikt nie mówił, że będzie łatwo, słyszałaś to powiedzenie? – odpowiedziała z przekąsem Kinga.
– Że niby wywiad jest niezbyt porywający. I mam go jakoś „podrasować” – ciągnęła Hania, puszczając mimo uszu uwagę Kingi. – Jak mam stworzyć coś porywającego ze słów, które wypowiedział ktoś inny? Owszem, mogę napisać coś takiego, że czytelnicy spadną z krzeseł. Ale nie chcę mieć później procesu za przeinaczanie prawdy i korzyć się w sprostowaniach. Wywiad to wywiad! To są czyjeś słowa, nie moja osobista opinia! Przecież ona też jest redaktorką! I doskonale to rozumie! Jak można być taką despotką! – Hania wyrzucała z siebie pojedyncze zdania podniesionym głosem, po czym ciężko westchnęła i oparła czoło o biurko. – Ja chcę już święta! – wyjęczała z żalem, nie podnosząc głowy.
– Mówiłam, ona ma jakiś problem z samą sobą… – zaczęła Kinga, ale nie dokończyła zdania, bo Hania przerwała jej w pół słowa:
– Zamieńmy się! – poderwała się nagle.
– Czym? Artykułem? Ja tylko żartowałam, skoro mówisz, że ona nawet wywiadu się czepia…
– Kinga, zaczniemy od początku. Ja ci dam moje materiały, i wszystkie nagrania, a ja wezmę twój temat i coś wymyślę. Do kiedy masz oddać artykuł?
– Do przyszłego piątku, ale nie sądzę…
– Świetnie! Dzisiaj jest czwartek, jeśli zaczniemy teraz, wyrobimy się! Marta się nie zorientuje. Ty oddasz jej swój artykuł, a ja swój wywiad. Nikt nie musi wiedzieć, że się zamieniłyśmy!
– No nie wiem… Nie chcę, żebyś zgarnęła później awans za moje zasługi… – Kinga zrobiła poważną minę, po czym uśmiechnęła się szeroko i z aprobatą podała Hani swoje materiały. Dziewczyna chwyciła teczkę uradowana, oddała Kindze nagrania i kartkę z kontaktami, rzuciła szybkie „nie pożałujesz” i wybiegła z biura.
Na korytarzu wpadła – dosłownie wpadła – na swojego drugiego szefa, Marka, który w przeciwieństwie do żony tego dnia, wyjątkowo, wydawał się w dobrym humorze. Teczka pełna papierów oraz torebka wypadły Hani z rąk, a ich zawartość rozsypała się po połowie korytarza, robiąc niemałe zamieszanie.
– Przepraszam! Nie chciałem! – powiedział od razu Marek i zaczął wraz z Hanią zbierać kartki.
– Nie nie, to moja wina, muszę opanować odrobinę swoje emocje… – skarciła się Hania i zapakowała wszystkie dokumenty do teczki.
– A co cię tak rozprasza? – spytał.
– Nowy temat. Proszę, nie wspominaj o niczym Marcie, troszkę się dzisiaj poprztykałyśmy i chciałabym ją zaskoczyć – odparła Hania. Mężczyzna na wspomnienie swojej żony momentalnie sposępniał.
– Bez obaw – rzucił szybko i ruszył w stronę swojego gabinetu. – A tak właściwie – dodał, gdy Hania odwróciła się już w stronę windy – nie masz ochoty na kawę?
– Nie pijam kawy – uśmiechnęła się. Marek opuścił wzrok. – Ale na zieloną herbatę zawszę znajdę chwilkę – dodała i puściła do niego oko.
– Wezmę tylko płaszcz – odparł wyraźnie zadowolony i gdy tylko zdjął z wieszaka gustowną, czarną dwurzędówkę, dołączył do czekającej przy windzie Hani.
Gdy szklane drzwi redakcji rozsunęły się, powitał ich zimny powiew wiatru i nieprzyjemny, mroźny deszcz. Hania aż wzdrygnęła się od nieprzyjemnego chłodu, przycisnęła mocniej teczkę i zarzuciła na głowę szalik, którym wcześniej szczelnie owinęła szyję. Tymczasem Marek rozłożył ogromny czarny parasol i, wziąwszy Hanię pod rękę, pociągnął ją za sobą. Przebiegli przez jezdnię, by jak najszybciej znaleźć się w samochodzie mężczyzny.
– Co za paskudna listopadowa pogoda! Jeśli tak mają wyglądać święta, to ja uciekam w ciepłe kraje! – powiedział Marek, pocierając ręce.
– No cóż, bociany już dawno zdały sobie sprawę z tego, że zima wcale nie jest przyjemna – odpowiedziała Hania. – Mógłbyś włączyć ogrzewanie? – dodała pośpiesznie.
– To dokąd jedziemy? Masz jakąś ulubioną kawiarnię czy zdajesz się na mnie? – spytał, włączając podgrzewanie foteli.
– Zaskocz mnie. – Hania posłała Markowi swój czarujący uśmiech.
– Jak zwykle – uśmiechnął się.
Podjechali pod jeden z tych wysokich biurowców, którego szczytu nawet nie było widać zza gęstych, deszczowych chmur. Weszli do restauracji znajdującej się na parterze i zamówili swoje napoje, które skutecznie ich rozgrzały.
– Dawno nie wychodziliśmy razem – zaczął Marek.
– Cóż, od trzech lat jesteś z Martą, od dwóch – jesteście małżeństwem. Byłoby to raczej niestosowne, gdybyśmy się spotykali… tak jak kiedyś. – Hania stopniowo ściszała głos.
– Ustaliliśmy, że mimo to będziemy przyjaciółmi, a przyjaciele chodzą czasem ze sobą na herbatę, nieprawdaż? A tak właściwie kiedy przerzuciłaś się na zieloną? – wskazał filiżankę.
– Kiedy zaczęłam się wysypiać – spojrzała na Marka, uśmiechając się dwuznacznie.
– No tak, czasami cały termos kawy nie wystarczał – dodał, odwzajemniając uśmiech.
– Wiesz, trochę mi niezręcznie mówić o naszym specyficznym związku. Ale faktycznie, już dawno nie rozmawialiśmy. Nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak bardzo oddaliliśmy się od siebie. Chociaż to była słuszna decyzja. Teraz ty jesteś w udanym związku, a ja… oddaję się cała temu, co kocham – zamyśliła się.
Marek opuścił głowę i zamieszał kawę. Zaległa cisza, która szybko zrobiła się niezręczna.
– Czy coś się nie układa między tobą a twoją żoną? Wybacz, że o to pytam, ale widzę, co się z tobą dzieje, nie mówiąc już o Marcie, która ostatnio przechodzi samą siebie. Nie chcę absolutnie się wtrącać, ale gdybym mogła jakoś pomóc…
– Mamy… mały kryzys – uciął temat. – A co to za sprawa, o której mam nie wspominać Marcie? – spytał po chwili.
– Zamieniłam się z Kingą. Ona redaguje za mnie wywiad a ja wzięłam jej artykuł o świątecznych trendach – powiedziała po chwili wahania. – Ale proszę cię, nie wygadaj się żonie, ona nie może wiedzieć o tej roszadzie, bo wyleciałybyśmy obie z redakcji – dodała pośpiesznie.
Marek wykonał gest, jakby zamykał usta na kluczyk i wyrzucał go za siebie, po czym uśmiechnął się szeroko.
– Ciekawy pomysł, nie powiem. Wiesz już, jak się do tego zabrać?
– Co nieco już sobie wymyśliłam, ale artykuł muszę oddać do przyszłego piątku, więc czeka mnie bardzo pracowity tydzień.
– A święta? Jak zwykle, u rodziców?
– Prawdopodobnie. Jak co roku wszyscy się zjadą: siostra z dziećmi, brat z rodziną i ja. Znów będę słuchać, że ciągle jestem sama, że nie dbam o siebie, non stop pracuję, dlatego planuję zjawić się na Wigilii, a potem wyjeżdżam na narty. Boże Narodzenie spędzę w górach.
– Jak zwykle niezależna.
– Otóż to. A ty? Jakieś nietypowe plany czy tak jak lubisz, rodzinnie?
– Plany były. Mieliśmy z Martą spędzić Wigilię u jej rodziców, pierwszy dzień świąt u moich, a drugiego dnia chcieliśmy zaprosić wszystkich do nas, ale jak teraz to wszystko będzie wyglądać, nie mam pojęcia – znów się zasępił.
– Do świąt jeszcze ponad trzy tygodnie, nie wszystko musi być zaplanowane z wyprzedzeniem. Czasem coś niespodziewanego może przynieść wiele radości.
– I mówi to ktoś, kto ma wszystko zaplanowane co do minuty. – Marek uśmiechnął się pod nosem.
– Naszego spotkania nie miałam zaplanowanego, a jak widzisz, całkiem miło nam się gawędzi – odparła wesoło.
– Jak za starych, dobrych czasów… – westchnął.
– Chyba nie chcesz do tego wracać? – zapytała.
– Właściwie miło by było przypomnieć sobie to… i owo… – szepnął, pochylając się nad stolikiem, by głębiej zajrzeć jej w oczy.
– Chcesz zdradzić swoją żonę przed samymi świętami i to z jej podwładną? – Hania nie dała się onieśmielić i pochyliła się w ten sam sposób. Znaleźli się tak blisko siebie, że ich usta dzieliły zaledwie centymetry.
– Wiesz, że lubię nowe doznania…
– Ze mną to chyba nic nowego…
– Po ślubie jeszcze nie próbowałem…
– Odważyłbyś się…?
– A ty…?
Hania już miała coś odpowiedzieć, gdy tę szeptaną, intymną wymianę zdań przerwał dzwonek jej telefonu komórkowego. Odruchowo spojrzała na usta Marka, po czym oparła się o krzesło i, nie spuszczając wzroku z mężczyzny, odebrała telefon.
– Słucham?
– Czyś ty do reszty oszalała?! Chcesz mieć stałą pracę czy gorący, ale krótki romans z szefem, po którym zacznie się dłuuugie bezrobocie?! – Kinga krzyczała do słuchawki. Kobietę zamurowało. Jakim cudem jej przyjaciółka dowiedziała się o rozmowie, którą Hania odbyła kilka sekund wcześniej?!
– Założyłaś mi podsłuch? – spytała podejrzliwie, gdy oszołomienie minęło.
– Co? Jaki podsłuch? Kobieto, pół firmy widziało, jak skocznym kroczkiem wybiegłaś z Markiem z redakcji i wsiadłaś do jego auta! Nie wspominam już o Marcie, która stała akurat w oknie! Ludzie już plotkują, że Marcie i Markowi się nie układa, bo szef ma romans, a teraz już wiedzą, z kim! Ja wiem, że niepotrzebnie wspominałam ci o nim dzisiaj i że mogły ci się przypomnieć wasze „niezobowiązujące” spotkania, ale myślałam, że to już dawno minęło! Mówiłaś, że poprzestaliście na przyjaźni bez benefitów!
– Kinga! – Hania przerwała słowotok koleżanki. – Uspokój się, porozmawiamy, jak wrócę do pracy, jestem na spotkaniu.
– Żebyś nie mówiła, że cię nie ostrzegałam. On jest żonaty. Może dla ciebie nie liczą się takie wartości jak miłość czy wierność, może i Marek lubi czasem zaszaleć, ale pomyśl jeszcze o Marcie! Jest jędzą, ale jest też jego żoną!
– Tak, rozumiem. Porozmawiamy później. – Hania starała się odpowiadać spokojnie, by Marek nie wyczuł, o czym rozmawiają. Rozłączyła się, po czym schowała telefon do torebki i uśmiechnęła się. – Przepraszam, Kinga ma jakiś problem z moim wywiadem – skłamała bez mrugnięcia okiem.
Hania była kobietą bardzo niezależną. Nie budowała z mężczyznami trwałych relacji, bo uważała, że przywiązanie tylko przysparza kłopotów. Jako singielka nie musiała się martwić o drugą osobę. Nie była zobowiązana do wierności, żyła bez ograniczeń, robiła, co uważała w danej chwili za słuszne lub po prostu przyjemne. Martwiła się jedynie o to, że gdy zrobi coś głupiego, tylko ona będzie za nią odpowiadać. Z drugiej strony tylko ona będzie odczuwać ewentualne, nieprzyjemne skutki swego czynu – obędzie się bez ranienia drugiego człowieka. To było dość egoistyczne rozwiązanie, ale wygodne. Co prawda nieraz doskwierała jej samotność, brak troski ze strony „tego kogoś”, ale po pewnym czasie zaczęła sobie z tym radzić. Przed samotnością uciekała do przyjaciół, na których zawsze mogła liczyć, a brak miłości usprawiedliwiała sama przed sobą równoczesnym brakiem problemów. Lubiła grać tylko według własnych reguł, gdy wszystko szło po jej myśli. Planowała życie według własnych zasad, bez oglądania się na innych. Żyła sama, więc mogła brać pod uwagę tylko własne upodobania.
Hania była kobietą atrakcyjną, niezbyt wysoką, ale szczupłą. Mężczyźni często się za nią oglądali, jednak nie imponowało jej to. Często spotykała się z mężczyznami, ale były to zazwyczaj pojedyncze randki, z rzadka kilkudniowe zauroczenia, mające jedynie urozmaicić poukładane życie. Nie była jednak oschła i ponura jak Marta. Ceniła więzi rodzinne, kochała swoich bliskich, uwielbiała się z nimi spotykać, ale sama nie chciała zakładać rodziny.
Hania dopiła herbatę i przeczesała palcami swoje rdzaworude włosy. Strzałem w dziesiątkę było pofarbowanie ich na ten niemal wpadający w pomarańcz kolor, bo dzięki temu wyglądała jeszcze bardziej uroczo niż zwykle, dziewczęco, ale zarazem zalotnie.
– Dziękuję za herbatę, ale będę już musiała uciekać – powiedziała, gdy odstawiła filiżankę na spodek.
– Mam nadzieję, że dokończymy naszą rozmowę… – odparł tajemniczo Marek.
Hania uśmiechnęła się lekko i wstała. Zarzuciwszy na siebie płaszcz i nie czekając na Marka, wyszła z restauracji. Mężczyzna siedział jeszcze przez chwilę przy stoliku. Patrzył na opuszczone przez Hanię miejsce. Już miał wstawać, gdy zauważył, że na serwetce wetkniętej lekko pod spodek filiżanki jest coś napisane. „Też z chęcią odświeżyłabym sobie pamięć…” – przeczytał. Nawet nie zauważył, kiedy to napisała – był zbyt zajęty wpatrywaniem się w nią.
Tak dużo czasu minęło, odkąd się spotykali. Marek przejął firmę rok przed przyjęciem Hani do pracy. Gdy ją pierwszy raz ujrzał, już wiedział, że nie jest to zwykła kobieta. Od początku otwarcie mówiła o tym, czego chce, a Marek, pragnący przeżywać coraz to nowe i coraz ciekawsze przygody postanowił spróbować tego „związku bez zobowiązań”. Zaczęło się niewinnie: czułe słówka, zostawanie po godzinach, subtelne liściki. Potem zaczęli się regularnie spotykać. Robili to jednak w takiej tajemnicy, że do tej pory nikt w „Pearl” nie wiedział, co tak naprawdę między nimi było. Widywali się nawet gdy Marta już pracowała w redakcji. Można powiedzieć, że przez jej zgryźliwość i kłopoty, jakich przysparzała Markowi, związek jego i Hani stał się wówczas bardziej intensywny.
Jak to mówią jednak, kto się czubi, ten się lubi. Tak było również z parą właścicieli „Pearl”. Marek po długiej wojnie zawarł pokój z Martą, po czym stwierdził, że jest to kobieta jego życia, a Hania, która widziała, jak Marek angażuje się w znajomość z jej szefową, postanowiła dać mu wolny wybór. No i wybrał. Zakochał się bez pamięci w Marcie, po czym poprosił ją o rękę i niespełna rok później byli już małżeństwem. Wielu pracowników zastanawiało się, co on w niej zobaczył. Redakcja huczała od plotek o domniemanej ciąży, a później o uroku, który rzekomo Marta rzuciła na swojego przyszłego męża. Lecz po pewnym czasie plotki ucichły, a Marek żył szczęśliwie ze swoją żoną, nie myśląc nawet, że mógłby choćby spojrzeć na inną kobietę. Co więc zaszło między nimi? Nagle Marek sposępniał, wyglądał, jakby uszło z niego życie. Ba, proponował Hani powrót do tego, co łączyło ich, zanim związał się z Martą!
Pierwszym punktem planu, jaki Hania miała do zrealizowania w związku z artykułem o bożonarodzeniowych trendach, była wizyta w galerii handlowej. Dziewczyna chciała przygotować fotorelację, uwieczniając na zdjęciach wystawy sklepowe, wnętrza butików, pojedyncze ubrania oraz dekoracje świąteczne. Postanowiła też podpytać ekspedientki o ich zdanie na temat świątecznych nowości. Od początku jednak nic nie szło po jej myśli. Najpierw aparat fotograficzny odmówił posłuszeństwa. Dopiero po krótkim przeglądzie i zostawieniu w serwisie sporej oczywiście sumki zadziałał jak należy. Następnie okazało się, że niedoświadczone ekspedientki, stojące jak manekiny w niektórych sklepach, nie miały zielonego pojęcia na temat aktualnych trendów. W międzyczasie rozładował jej się telefon, przez co nie mogła się skontaktować z Kingą, by ustalić pewną związaną z artykułem kwestię. Na koniec utknęła w ogromnym korku w centrum miasta, w wyniku czego spóźniła się na spotkanie. Organizatorka przedświątecznych targów mody, którą poprosiła o udzielenie kilku informacji, również nie była w dobrym nastroju, dlatego też ich rozmowa była bardzo krótka i niezbyt przyjemna.
W drodze do domu Hania wstąpiła jeszcze do redakcji, by zabrać materiały, które zostawiła jej Kinga. Było już po dziewiętnastej, więc w biurze nie było nikogo. Nawet sekretarka Marty, która zawalona przez przełożoną pracą zazwyczaj zostawała do późna, ulotniła się.
Gdy wyszła, taksówka już na nią czekała. Wsiadła, podała swój adres, położyła wszystkie materiały na kolanach i oparła głowę o szybę. Spoglądając na elementy świątecznych iluminacji i ozdobione światełkami budynki, słuchała dobiegającej z radia melodii. Dopiero teraz miała czas na przemyślenie tego, co zaszło w restauracji, chociaż wcale nie miała ochoty tamtego spotkania roztrząsać. To były niewinne żarty, a serwetka, którą zostawiła, miała jej tylko pomóc dociec, co dzieje się z Markiem i dlaczego w jego oczach nie ma już iskierek szczęścia, które niegdyś tak bardzo lubiła. Kiedy wkładała klucz do zamka, usłyszała szelest na schodach prowadzących na piętro wyżej. Odruchowo spojrzała w górę.
– Zawsze tak późno wracasz do domu? – spytał Marek, wstając ze schodów. Podszedł do Hani i chwycił papiery, które lada chwila wylądowałyby na posadzce.
– Zazwyczaj nikt na mnie nie czeka – odpowiedziała po chwili. Otworzyła drzwi i zaprosiła Marka do środka.
– Napijesz się czegoś? – zaproponowała, gdy już zdjęli płaszcze.
– A co proponujesz?
– Przyjechałeś autem? – spytała, podchodząc do barku.
Mężczyzna pokręcił głową, więc Hania zrobiła mu jego ulubionego drinka. Po trunkach zawierających procenty ludziom zazwyczaj rozwiązywał się język, miała więc szansę dowiedzieć się czegoś więcej o kłopotach w związku Marka i Marty. Sama nie wiedziała, dlaczego tak bardzo ją to zaintrygowało. Podała mężczyźnie szklankę i usiadła na stoliku kawowym, naprzeciwko ulokowanego na kanapie Marka, stawiając obok swojego drinka.
– Wyglądałaś na zaskoczoną, gdy mnie zobaczyłaś – zaczął, lecz nie spojrzał na nią.
– Nie spodziewałam się, że tak szybko się zjawisz, ba, że w ogóle się pojawisz – odparła, domyślając się, że chodzi mu o wiadomość, którą zostawiła na serwetce.
– Sam nie myślałem, że aż tak to na mnie zadziała – upił duży łyk.
– Co się dzieje? Wiesz, że mnie możesz powiedzieć wszystko, od tego są przyjaciele – powiedziała i trąciła jego nogę swoją stopą.
– Jeszcze nie jestem gotowy, nawet ciężko mi o tym myśleć…
– Dzisiaj miałam wrażenie, że chcesz porozmawiać i dlatego zaprosiłeś mnie do kawiarni…
– A ja myślałem, że chcesz sobie odświeżyć pamięć, a nie maglować mnie o moje problemy – odgadł zamiary Hani i wreszcie spojrzał w jej wielkie, zielone oczy.
Tym razem to dziewczyna spuściła wzrok, po czym upiła łyk drinka. Chciała coś powiedzieć, ale znów przytknęła szklankę do ust. Marek nie odrywał od niej oczu. Nachylił się tak jak w restauracji i omiótł wzrokiem jej zgrabne nogi, talię i biust, po czym jego spojrzenie zatrzymało się na jej ustach. Wtedy i Hania spojrzała na niego. Nie wytrzymał i pociągnął ją do siebie tak, że usiadła na jego kolanach, podkulając nogi. Chwycił ją mocno za nadgarstki. Pamiętał, że to lubiła.
– Jeśli teraz zaczniesz, nie będzie już odwrotu, wiesz o tym… – szepnęła.
Wiedział.
Słyszał, jak bije jej serce, jak tętno przyśpiesza, jak krew szaleńczo krąży w żyłach. Widział, jak jej oczy ciemnieją, a źrenice rozszerzają się w taki sposób, który zawsze doprowadzał go do wrzenia. Czuł na sobie jej drobne, ponętne ciało, czuł, jak napina się w niej każdy mięsień, chłonął zapach jej skóry.
„Jeszcze chwilę, nie ruszaj się, a na pewno zrezygnuje” – myślała Hania. – „To tylko taka gra, zawsze w ten sposób prowokował, byś zrobiła pierwszy krok, i zazwyczaj mu się to udawało. Ale nie tym razem. Musisz być niewzruszona, przeczekać tę falę gorąca, która obiegła twoje ciało. Musisz poczekać, aż Marek odpuści, aż zda sobie sprawę, że nie może zdradzić żony. To musi być jego, świadomie podjęta, decyzja.”
Rozluźnił uścisk. Powoli napięcie spadało, oddech zwalniał. Hania zsunęła się z kolan Marka i usiadła obok. Mężczyzna wstał gwałtownie i podszedł do okna. Odwrócił się na moment i zobaczył zmieszaną minę dziewczyny.
– Przepraszam, jeśli dalej bym siedział obok ciebie, nie wytrzymałbym – wytłumaczył szybko.
– Jak widać, nasza przyjaźń zdaje egzamin tylko na odległość – odparła.
– Nie potrafię trzymać się od ciebie z daleka. Długo to robiłem, ale zacząłem tęsknić. Myślałem, że nasze relacje mogą być czysto przyjacielskie, to przyjaźń chciałem właśnie odświeżyć, ale dalej tak na mnie działasz… Z Martą mam porozumienie dusz, ale z tobą…
– Nie będę twoją dmuchaną lalką – odpowiedziała wzburzona i wstała, by dolać sobie wódki.
– Znowu zaczynasz…
– Co takiego?!
– Znowu zaczynasz sobie tłumaczyć moje słowa po swojemu, chociaż wiesz, że nie to miałem na myśli. Dlaczego nie pozwalasz sobie na uczucia? – spytał i szybkim krokiem podszedł do niej.
– Bo nie wytrzymam, gdy znów mnie ktoś zostawi! – Tym razem jej oczy płonęły złością.
W tym momencie się zdradziła. Jej powłoka ochronna zaczęła się kruszyć. Powłoka, dzięki której Marek, ale i ona sama, dzięki której oboje myśleli, że ich związek pozbawiony był głębszych uczuć.
– Byłoby mi łatwiej, gdybyś kogoś miała…
– Ty masz, a mnie wcale nie jest łatwiej, to tak nie działa… – Jednym duszkiem wypiła całą wódkę, którą miała w szklance, i odstawiła ją na półkę. Stała tyłem do Marka, ale czuła na swoim ciele jego wzrok, słyszała jego ciężki oddech. Z całej siły pragnęła, by podszedł do niej, objął ją jak kiedyś, pocałował w to miejsce pomiędzy szyją a obojczykiem – tak bardzo za tym tęskniła. Nagle usłyszała, jak się zbliża. Jakby odczytał jej myśli. Oplótł ją dłońmi w pasie, przyciągnął do siebie, po czym delikatnie odgarniając jej włosy, złożył pocałunek w tym czułym miejscu. W sekundę jej kolana ugięły się, tętno znów przyśpieszyło i nim zdążyła mrugnąć, mężczyzna odwrócił ją i przycisnął usta do jej rozpalonych warg. Wszystko wokół zawirowało jak niegdyś. Jakiś głos krzyczał w jej głowie, że nie powinna, ale pożądanie całkowicie go zagłuszyło. Przeczesała palcami jego bujne, jasne włosy, po czym chwyciła je mocno i jeszcze bardziej przylgnęła do niego. W takich momentach zachowywała się bardziej jak pełen pasji drapieżnik niż delikatna kobieta. Ogień ten miał jednak w sobie także subtelność, która sprawiała, że stawała się krucha i niewinna.
– Dlaczego to robisz? – spytała, opierając czoło o jego klatkę piersiową. Serce waliło mu jak młotem.
– Bo tego pragnę…
– A twoja żona?
– Nie mówmy o niej – odpowiedział i pogładził ją po twarzy.
W tej chwili Hania spojrzała na Marka wzrokiem żądającym wyjaśnień. Marek jednak przeczesał palcami jej włosy i omiótł wzrokiem twarz dziewczyny. Chciał ją pocałować, lecz się odsunęła. Tym razem to Marek był zaskoczony.
– Ona cię zdradziła. Marta zdradziła cię pierwsza. Chcesz się na niej odegrać, żebyście byli kwita? Moim kosztem?! – Olśniło ją. Tym razem wzrok Hani ciskał pioruny w stronę Marka.
Mężczyzna nie odzywał się. Hania z każdą sekundą robiła się coraz bardziej wściekła. Odsunęła się od Marka i usiadła na kanapie.
– Wyjdź – powiedziała nagle.
– Hania… – Marek chciał się tłumaczyć, ale kobieta mu przerwała. Powtórzyła rozkaz wydany kilka sekund wcześniej, po czym Marek wziął swój płaszcz i ruszył w stronę drzwi.
– Marta nie może się o niczym dowiedzieć – rzuciła, gdy Marek zamykał za sobą drzwi.
Minęło zaledwie kilka minut, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Otworzyła je z impetem. W progu stał jednak nie Marek, którego się spodziewała, lecz Kinga, której mina mówiła sama za siebie.
– Powiedz mi, że mam omamy, a z twojej klatki właśnie nie wychodził nasz szef – powiedziała stanowczo na powitanie.
Hania nie odezwała się, tylko zostawiła koleżance otwarte drzwi i wróciła do salonu.
– Od kiedy to trwa? – spytała, gdy już znalazła się w środku.
– Zwariowałaś… – odparła Hania ospale i podeszła do barku.
– To chyba ty zwariowałaś! Myślałam, że to już skończona historia!
– Bo jest skończona! Do niczego nie doszło!
– Właśnie widzę. – Kinga spojrzała na zmierzwione włosy Hani.
– Tylko mnie pocałował, nic więcej – odparła dziewczyna i podała Kindze szklankę.
– Tylko? Przecież ty jesteś na głodzie! Dla ciebie pocałunek to jak działka narkotyku dla narkomana, jak zaczniesz, już nie możesz przestać! Wiesz, co się stanie, jeśli Marta się o tym dowie?! Wylecisz z hukiem, bo nie sądzę, by w takiej sytuacji Marek się za tobą wstawił!
– Nie rób ze mnie jakiejś cholernej nimfomanki! Nie jestem idiotką, nie wplątuję się w romanse z żonatymi! A już tym bardziej nie wchodzę dwa razy do tej samej rzeki!
– Więc po co tu przyszedł?
– Chciałam się dowiedzieć, co zaszło między nim a Martą.
– No tak, jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć, posuniesz się do każdej metody… Myślałaś, że w przypływie emocji zacznie ci się zwierzać? Co cię w ogóle obchodzi ich związek? Ciągle coś do niego czujesz?
– Nie! Sama powiedziałaś, że Marta jest nie do wytrzymania! Nie chcę stracić pracy przez jej huśtawki nastrojów, dlatego chciałam się dowiedzieć, czy są związane z ich małżeństwem!
– No tak, teraz na pewno umocniłaś swoją pozycję w redakcji… Oszukujesz sama siebie – odparła sarkastycznie Kinga i usiadła obok Hani na kanapie. – Dowiedziałaś się czegoś? – dodała po chwili.
– Zdradziła go…
– Co takiego?! I z tobą chciał się na niej…
– Właśnie dlatego do niczego nie doszło… – przerwała jej Hania.
– Aha, czyli gdyby nie zdradziła go pierwsza, to nic nie stałoby na przeszkodzie, by iść z nim do łóżka?! – oburzyła się Kinga.
– Nie! Nie wiem… Nic się nie stało, na tym poprzestańmy… – odpowiedziała Hania i wypiła drinka.
– Wiesz już, o czym napiszesz mój artykuł? – spytała po dłuższej chwili Kinga.
– Tak, dziś spotkałam się z kobietą organizującą pokazy mody, na jutro jestem umówiona z fotografem i gościem z agencji reklamowej – odparła Hania.
– Hm, nie przypominam sobie ani kobiety od pokazów, ani kolesia z agencji. Jesteś pewna, że to agencja reklamowa, a kontakt jest w moich dokumentach, nie twoich? A może Marek zaoferował ci pomoc? – spytała Kinga, rzucając Hani wymowne spojrzenie.
– Mam nadzieję, że się przesłyszałam. O co ci teraz chodzi?
– O to, że dążysz do celu po trupach. Chcesz napisać świetny artykuł, żeby dopiec naczelnej, a nie by pokazać, że jesteś dobrą dziennikarką, to oczywiste. Zastanawiam się, do czego jeszcze jesteś w stanie się posunąć.
Dziewczyna nie odezwała się, tylko rzuciła piorunujące spojrzenie swojej przyjaciółce i wstawszy z sofy, ruszyła do kuchni, by odstawić szklankę.
– Słuchaj, jeśli masz zamiar cały wieczór mnie krytykować, to może odpuść sobie i idź popracować nad swoim wywiadem, co? Mam dość na dzisiaj, okej? – rzuciła. – Kobietę od pokazów załatwiłam sama, bo widocznie nie wpadłaś na to, by porozmawiać z kimś, kto zna się na modzie najlepiej, a wizytówkę agencji znalazłam w twoich papierach, więc może jednak należy do ciebie. Poza tym sama chyba nie masz zbyt bujnego życia towarzyskiego, skoro wtykasz wiecznie nos w moje sprawy i wszystko kojarzy ci się z romansami i seksem – dodała ze złością.
Kinga tylko mrugnęła kilka razy, zamknęła lekko rozchylone usta i nie patrząc już na Hanię, zabrała torebkę i wyszła z mieszkania.
Hania ani drgnęła. Dopiero gdy Kinga z impetem trzasnęła drzwiami, podskoczyła lekko przestraszona. Po kilku minutach zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. Próbowała się usprawiedliwiać złym nastrojem, emocjami wywołanymi przez Marka, ale nie potrafiła odsunąć od siebie poczucia winy za słowa, które mocno zraniły jej przyjaciółkę. Zawstydziła się potwornie, a uczucie spotęgowało się jeszcze, gdy uświadomiła sobie, że musi zadzwonić do Kingi i przeprosić ją za swoje niedopuszczalne zachowanie.
Ciąg dalszy w wersji pełnejPolecamy również:
Magdalena Wala
PRZYPADKI PEWNEJ DESPERATKI
Jak połączyć studia, pracę i marzącego o małżeństwie partnera? Co zrobić, kiedy dzwony weselne brzmią jak marsz pogrzebowy? Narzeczony Julii to ideał: kocha dziewczynę na zabój i ofiarowuje jej miłość do przysłowiowej grobowej deski, a ponadto jest spadkobiercą starego pałacyku. Materiał na scenariusz o księżniczce i rycerzu na białym koniu? Na wielkie love story z happy endem? Nie tym razem!
W pałacyku narzeczonego Julia znajduje pamiętnik pensjonarki, który przenosi bohaterkę na dziewiętnastowieczny dwór księżnej Izabeli Czartoryskiej. Kryminalna zagadka relacjonowana przez autorkę pamiętnika coraz bardziej pochłania uwagę dziewczyny i rozbudza jej detektywistyczne zacięcie.
Jak przystało na prawdziwą desperatkę, Julia rozwiązuje tajemnicę dworku żywiołowo i z humorem. Przy okazji sporządza swój osobisty przepis na szczęście.
W dalszej cześci znajdziecie Państwo
fragment publikacji