- nowość
- W empik go
(Nie)odnalezione - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
7 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
(Nie)odnalezione - ebook
Każde wspomnienie może być pułapką. Każdy sekret – wyrokiem.
Diana Minska nie pamięta wielu szczegółów z przeszłości, ale jedno jest pewne – jej życie było naznaczone ciemnością. Przemoc, manipulacja i choroba psychiczna tworzą skomplikowaną sieć, której początki sięgają szpitala psychiatrycznego, gdzie poznała Gabriela Zajomskiego. W dorosłym życiu ich drogi przecinają się raz jeszcze, ale tym razem ich związek prowadzi do tragedii i serii zbrodni.
Policjanci, którzy w domu Zajomskiego odnajdują przetrzymywane dzieci, nie spodziewają się, jaką historię skrywa przeszłość tej pary. Ile zbrodni pozostaje w cieniu, gdy szaleństwo przejmuje kontrolę nad każdym krokiem? Dołącz do śledztwa i rozwikłaj zagadkę, zanim kolejne niewinne osoby poniosą konsekwencje.
Wstała z łóżka, by zapalić światło, i w tym momencie zauważyła krew na brzegu materaca i na swojej ręce. Musiała uderzyć się w głowę, nie wiedziała jednak, jak to zrobiła, bo nic nie pamiętała. Szybko urwała kawałek ręcznika papierowego, który miała z boku łóżka, i zaczęła trzeć pobrudzone miejsce na poduszce i prześcieradle. Nie chciała, żeby ktokolwiek zobaczył, że coś w nocy jej się przytrafiło. Nie mogła do tego dopuścić, ponieważ wiedziała, że jeżeli tak się stanie, to znowu ją przykują do łóżka, a tego nie chciała.
Diana Minska nie pamięta wielu szczegółów z przeszłości, ale jedno jest pewne – jej życie było naznaczone ciemnością. Przemoc, manipulacja i choroba psychiczna tworzą skomplikowaną sieć, której początki sięgają szpitala psychiatrycznego, gdzie poznała Gabriela Zajomskiego. W dorosłym życiu ich drogi przecinają się raz jeszcze, ale tym razem ich związek prowadzi do tragedii i serii zbrodni.
Policjanci, którzy w domu Zajomskiego odnajdują przetrzymywane dzieci, nie spodziewają się, jaką historię skrywa przeszłość tej pary. Ile zbrodni pozostaje w cieniu, gdy szaleństwo przejmuje kontrolę nad każdym krokiem? Dołącz do śledztwa i rozwikłaj zagadkę, zanim kolejne niewinne osoby poniosą konsekwencje.
Wstała z łóżka, by zapalić światło, i w tym momencie zauważyła krew na brzegu materaca i na swojej ręce. Musiała uderzyć się w głowę, nie wiedziała jednak, jak to zrobiła, bo nic nie pamiętała. Szybko urwała kawałek ręcznika papierowego, który miała z boku łóżka, i zaczęła trzeć pobrudzone miejsce na poduszce i prześcieradle. Nie chciała, żeby ktokolwiek zobaczył, że coś w nocy jej się przytrafiło. Nie mogła do tego dopuścić, ponieważ wiedziała, że jeżeli tak się stanie, to znowu ją przykują do łóżka, a tego nie chciała.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-480-4 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PROLOG
– A niech to wszystko szlag trafi!
Rzucam plastikowym talerzykiem o podłogę. Jedzenie, które na nim jest, całe się rozwala i rozpryskuje po sali. Nie szkoda mi go, bo i tak jest niedobre. Są to resztki z wczorajszego obiadu. Nikt nawet się nie pofatygował, żeby to zabrać. Tym, czego najbardziej teraz potrzebuję, jest spokój. Brudzę sobie ubranie. Dziś mam na sobie mój ulubiony zielony dres. Wyboru, w kwestii ubrań, to za bardzo nie mam. Zawsze są to dresy, których mam trzy pary. Każdy jest innego koloru. Zielony lubię najbardziej, bo jest w odcieniu moich oczu. Chociaż ostatnio straciły one blask i wydają się jakby szare. Czy może to być spowodowane przyjmowanymi lekami?
Myślę przez chwilę, czy nie będę tego żałować, ale tak samo szybko zrozumiałam, że nie mam czego. Nikt raczej nie powinien po mnie płakać. Już nie mam nikogo.
Najpierw doskonałym pomysłem wydało mi się połknięcie garści tabletek. Wtedy stłumiłabym ból, jaki czuję chyba od urodzenia. Nigdy się przed sobą nie przyznałam, ale mam wrażenie, że to nie ja powinnam była wtedy przeżyć.
Powoli otwieram drzwi na korytarz. Dziś mnie nie zamknął. Pracowałam na to trochę, ale w końcu mi się udało, a nie było wcale łatwo. Rozglądam się, czy nikt nie idzie, czy nikogo nie ma w pobliżu. Jest noc, która za każdym razem wydaje się taka sama. Wszyscy śpią, a nie chcę, a raczej nie mogę dopuścić do tego, aby ktoś mnie usłyszał, bo mogę stracić swoją szansę.
Już zdecydowałam. Mój wyrok zapadł nie na sali sądowej, a w momencie, gdy sobie uświadomiłam, że zostałam sama. Wiem, co muszę zrobić, więc kiedy się upewniam, że nikogo nie ma, wracam do sali. W kącie, na wiszącej półeczce stoi mała lampka, o którą poprosiłam wczoraj. Bez problemu spełnił moje życzenie. Tylko ona w tej ciemnej chwili oświetla mrok, który cały czas mi towarzyszy. Jej stłumione światło odbija się w oknie po przeciwnej stronie. Wygląda jak poświata, która wskazuje mi drogę. Tylko co jest moją drogą? Dokąd podążam? Jak długo jeszcze to wszystko wytrzymam? Ciągle po głowie chodzą mi te pytania. Mam nadzieję, że już wkrótce to się skończy. A może powinnam wypróbować znany mi sposób?
Gdzieś mam schowany pasek, który wczoraj mi przyniósł. Nikt oprócz mojego wybawiciela nie wie, że go mam, bo nie mogłabym go tutaj przechowywać. Musi być pod szafką nocną, bo nigdy nikt by nie przypuszczał, że mogę go mieć i tutaj właśnie schować, nikt by jej nie podniósł. Nawet jak przeszukują pokój, to wiem, że ona zostałaby pominięta. Ostatnio, gdy wpadli do mnie, szukali małego nożyka. Ktoś przeciął nadgarstek dziewczynie z sali z końca korytarza. Krew była wszędzie, ale dziewczynę udało się uratować. Do tej pory nie wróciła i leży na obserwacji. Nie wiedziała, kto to zrobił, bo było to w nocy, gdy spała. Obudziło ją przeraźliwe pieczenie i okropny ból. Każdy wtedy był podejrzany, nawet ja.
Mam pasek, znalazłam. Muszę tylko sprytnie umocować go pod sufitem, najlepiej będzie na haku, na którym wisi lampa, a raczej coś, co ją przypomina. Wszystko jest tu tak umocowane, aby nikomu nie przyszło do głowy, żeby się powiesić, bo myślą, że nie ma takiej możliwości i nie wydaje im się, aby ktoś próbował to zrobić. Nie każdy ma takie szczęście, że znajduje się u niego wiszący żyrandol. Większość sal wyposażona jest w plafony. Mnie się udało, jeszcze tylko muszę przysunąć krzesło, na którym koło mnie siadają podczas wizyt. Jest. Wchodzę na nie i mocuję pasek na haku od lampy. Mam nadzieję, że pasek jest wystarczająco długi i mocny, żeby mnie utrzymać.
Po chwili zawiązuję go sobie dookoła szyi. Nie boję się, ale wiem, że dzięki temu będę wolna. Podskakuję i prawą nogą kopię w krzesło, które przewraca się na podłogę. Nic więcej nie widzę.Wcześniej
Diana
7 dni do wyjścia
Nagle z końca korytarza wyłoniła się postać lekarza w białym kitlu. Spojrzała na niego i od razu zrozumiała, że szybko stąd nie wyjdzie, chyba że będzie miała swój plan. Plan, dzięki któremu będzie mogła wydostać się z tego miejsca i nigdy więcej tu nie wrócić. Musiała zacząć działać, żeby jej życie nabrało kolorów i żeby mogła spokojnie funkcjonować, jak pozostali normalni nastolatkowie. Miała kilkanaście lat, a życie już ją nauczyło, jak oszukać innych, a zarazem siebie. Była to tylko kwestia czasu, żeby wszystko sobie poukładać w głowie, w swojej chorej głowie.
– Jak się dziś czujesz? – zapytał doktor Albert.
– O dziwo, dobrze. Lepiej niż wczoraj i przedwczoraj, i trzy dni wcześniej, i zanim w ogóle tu trafiłam – odpowiedziała Diana.
– Pamiętasz, że masz dziś zajęcia z doktor Cynthią? Nie chciałbym, abyś je opuściła, tak jak ostatnio.
– Ostatnio nie miałam siły wstać. Ale tak, pamiętam, dziś pójdę.
_Muszę_ – pomyślała i odwróciła się w stronę swojego pokoju.
Była to sala numer pięć, ale wolała myśleć o niej, że jest to pokój w jej domu, dzięki temu łatwiej znosiła przetrwanie w szpitalu.
Złapała za klamkę i weszła do środka. Doktor Albert Sanit nic nie powiedział i zaczął oddalać się w stronę swojego gabinetu. Diana wiedziała, że najtrudniej będzie właśnie z nim. Był wysokim i przystojnym mężczyzną po pięćdziesiątce. Jego włosy były ciemne, bez śladów siwizny, za to nad uszami opadały dwa loczki. Trochę mu się kręciły, co Dianie bardzo się w nim podobało. Jego postura przypominała jej o byłym przyjacielu, z którym poznała się podczas ostatniego pobytu w tym szpitalu. Miał czternaście lat i spędzili ze sobą całe dwa miesiące na jednej terapii. To wystarczyło, żeby zdążyli się zaprzyjaźnić, pomimo dzielących ich dwóch lat różnicy. Jednak Dianie nie dana była ta znajomość na dłużej, bo zaraz po wyjściu ze szpitala Bartek popełnił samobójstwo. Przedawkował leki, które miał przypisane na swoje dolegliwości. Oprócz depresji, z którą się zmagał od małego, dostawał napadów lęku, które często kończyły się utratą przytomności. Minęło już prawie pół roku od jego pogrzebu. Gdy przebywali w szpitalu, obiecali sobie, że już więcej tutaj nie wrócą. On dotrzymał słowa, chociaż nie w takim znaczeniu, jak sobie obiecali. Nie wróci tu więcej, ale nie dlatego, że nie będzie potrzebował pomocy specjalistów. Diana natomiast danego słowa nie dotrzymała, ale dzięki następnemu pobytowi poznała człowieka, z którym w jakiś sposób bardzo się związała.
Kolejnym razem, czyli właśnie teraz, gdy Diana trafiła do szpitala na swój najdłuższy dotychczas, bo aż trzymiesięczny pobyt, poznała Gabriela. Chłopak trafił do szpitala dwa dni po Dianie i pomimo że był od niej trzy lata starszy, również od samego początku się zaprzyjaźnili. Gabriel też przebywał w szpitalu trzy miesiące. Miał problemy z samym sobą, schizofrenię, napady złości, w których uderzał głową w ścianę oraz atakował osoby, które w tym samym momencie znajdowały się obok niego. Jego zaburzenia psychotyczne i obłęd psychiczny skutkowały kilkunastokrotnym pobytem w szpitalu dla dzieci. Zaczął tu przebywać, gdy miał siedem lat, a w momencie, gdy poznał Dianę, miał lat siedemnaście. Od razu się polubili i postanowili podtrzymywać swoją znajomość.
Diana położyła się na swoim łóżku i czekała na rodziców, którzy niebawem mieli ją odwiedzić. Nie miała dziś zbyt dużo czasu na odwiedziny, bo wiedziała, że za półtorej godziny ma zajęcia z panią Cynthią Melich i obiecała doktorowi Albertowi, że dziś się na nich zjawi. Musiała od teraz uczestniczyć we wszystkich spotkaniach organizowanych w czasie jej terapii. Po spotkaniu z doktor chciała jak co wieczór spędzić czas w szpitalnej świetlicy z Gabrielem. Codziennie na to czekała.
– Diano, zejdziesz na dół? Twoi rodzice przyjechali – powiedziała pielęgniarka do dziewczyny, otwierając drzwi do jej sali.
– Jasne, już schodzę – odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.
Zbiegła schodami do sali odwiedzin. Przywitała się z rodzicami i od razu zakomunikowała, że dziś nie będzie miała zbyt dużo czasu na rozmowę, bo potem ma zajęcia z doktor Cynthią.
Rodzice przywieźli jej pączka, którego pochłonęła prawie jednym kęsem. Mało co się nie zadławiła, tak łapczywie wepchnęła go do buzi.
– Uważaj, masz, popij wodą. – Mama podała jej butelkę, którą Diana odkręciła. – Dziś z tatą idziemy na wieczorne spotkanie z Sylwią i Piotrkiem. Pamiętasz ich? Byłaś małą dziewczynką, gdy razem ich odwiedziliśmy w Bydgoszczy. Dziś przyjeżdżają w interesach do Gdańska i zadzwonili, żeby powspominać stare czasy. Bardzo się cieszę, że się zobaczymy po tylu latach.
– Nie pamiętam, zresztą to wasi znajomi. Mam ich gdzieś – odpowiedziała Diana. – Co? Pewnie idziesz do fryzjera przed spotkaniem i nie masz zbyt dużo czasu na odwiedziny? – zwróciła się do mamy
– Diano – zaczął tata – przecież wiesz, że zawsze mamy dla ciebie czas. To ty jesteś dla nas najważniejsza.
– No dobra, przepraszam. Sorki. To ja dziś nie mam czasu, bo muszę się przygotować na wizytę do doktor Cynthii. Przyjedziecie jutro?
– Jasne, będziemy, kochanie.
Mimo złośliwych komentarzy Diany mama przytuliła ją mocno do siebie i pocałowała w czoło.
Odchodząc, rodzice odwrócili się do córki i pomachali jej na pożegnanie.
_Chyba przesadziłam_ – pomyślała Diana. _Muszę się bardziej postarać, oni też muszą uwierzyć, że już ze mną wszystko w porządku._
Wróciła do swojej sali. Jej pokój był jasnozielony. Nie lubiła go, ale widziała, że kolor ten działa uspokajająco, a zresztą kolory w pokojach w tym szpitalu różniły się odcieniami, ale każdy był w związany z zielenią.
Na ścianie nad jej łóżkiem wisiał przyklejony na dwustronnej taśmie obraz przedstawiający dziewczynkę z mewą. Małe dziecko trzymało ptaszka w lewej dłoni, szeroko się przy tym uśmiechając. Diana znała go doskonale, bo pomimo że każdy pokój był trochę inny, to w każdym wisiał taki sam obrazek. Malowidło, mimo że wydawało się dziwne, miało w sobie coś urzekającego. Nie wiedziała, czy to ta mała dziewczynka na nim, czy ten ptaszek, który widocznie musiał być zaprzyjaźniony z dzieckiem, tworzył taki ciepły nastrój. Diana zawsze wymyślała sobie historię o małej dziewczynce i ptaszku. Zawsze było to miłe opowiadanie. Jednak pewnego razu, kiedy leki nie podziałały za szybko i wpadła w trans, wymyśliła, że ptak jest tak wielki i okropny, że zaraz z ręki skoczy do oka dziecka i je wydłubie. Wyobraziła sobie dziewczynkę bez oczu, bo najpierw ptaszysko wydłubało jej jedno, potem drugie oko.
Po chwili, gdy leki zaczęły działać, Diana uspokoiła się i zasnęła. Wtedy właśnie pierwszy raz śniła o ptaku z obrazka. Nigdy więcej nie pomyślała, że może być zły, ale też nigdy więcej taki sen się jej nie przytrafił. Przebywając tu, przeważnie nie miała żadnych snów. Zapewne na skutek działania leków, które systematycznie przyjmowała. Zresztą cały szereg lekarzy i pielęgniarek pilnował, by tak było. Musiała brać proszki, żeby szybko wrócić do domu. Dla rodziców Diany czas jednak nie grał tu roli, najważniejsze było, żeby ich córka wyzdrowiała i najlepiej nigdy więcej nie wracała pomiędzy szpitalne mury.
W domu przyjmowanie leków odbywało się zupełnie inaczej. Czasami wyrzucała tabletki do plastikowego pojemniczka, który miała w szufladzie toaletki w swoim pokoju, i jak zapełniła go całego, to wyrzucała wszystko do śmieci. Mama nigdy nic nie podejrzewała. Była pewna, że jej córeczka bierze wszystkie medykamenty, tym bardziej po częstych napadach agresji, która nie powinna zdarzać się u dziecka od szóstego roku życia. Wtedy właśnie pierwszy raz trafiła do szpitala psychiatrycznego dla dzieci – jak miała sześć lat. Od tego czasu przebywała w nim często, a rodzice za każdym razem wspierali ją z całego serca, modląc się przy tym, aby ich dziecko jak najszybciej wyzdrowiało.
Przez pierwsze lata od jej narodzin rodzice adopcyjni nie zdawali sobie sprawy, że ich dziecko, którego tak pragnęli, będzie zmagać się z tak okropną i silną chorobą. Już wtedy lekarze zdiagnozowali u niej zaburzenia depresyjne z przejawami autoagresji. Od samego początku rodzice postanowili ją leczyć. Nie chcieli czekać dłużej, aż choroba się rozwinie. Myśleli, że dadzą sobie radę. Jednak bardzo przeżywali jej zachowania, ona zaś za bardzo nie wiedziała, będąc małym dzieckiem, o co chodzi.
Na początku uczestniczyła w spotkaniach z psychiatrą, jednak okazało się, że konieczna jest hospitalizacja w dziecięcym szpitalu psychiatrycznym. Przynajmniej trzy razy w roku Diana spędzała tam miesiąc. Później okres ten zaczął się wydłużać. Ostatnio była przez trzy. Przez kilka tygodni po powrocie do domu rodzice obserwowali poprawę, jednak po tym czasie znowu z ich córką zaczynało być gorzej i musiała wrócić na leczenie zamknięte. Przyzwyczaiła się do tego, ale nie chciała już tu więcej przyjeżdżać. Jedynym jej sposobem na unikanie pobytów w szpitalu było właśnie oszukiwanie siebie i innych, że jest zdrowa. To właśnie Diana będzie robić, po drodze eliminując zagrożenia, które mogłyby jej w tym przeszkodzić.
– A niech to wszystko szlag trafi!
Rzucam plastikowym talerzykiem o podłogę. Jedzenie, które na nim jest, całe się rozwala i rozpryskuje po sali. Nie szkoda mi go, bo i tak jest niedobre. Są to resztki z wczorajszego obiadu. Nikt nawet się nie pofatygował, żeby to zabrać. Tym, czego najbardziej teraz potrzebuję, jest spokój. Brudzę sobie ubranie. Dziś mam na sobie mój ulubiony zielony dres. Wyboru, w kwestii ubrań, to za bardzo nie mam. Zawsze są to dresy, których mam trzy pary. Każdy jest innego koloru. Zielony lubię najbardziej, bo jest w odcieniu moich oczu. Chociaż ostatnio straciły one blask i wydają się jakby szare. Czy może to być spowodowane przyjmowanymi lekami?
Myślę przez chwilę, czy nie będę tego żałować, ale tak samo szybko zrozumiałam, że nie mam czego. Nikt raczej nie powinien po mnie płakać. Już nie mam nikogo.
Najpierw doskonałym pomysłem wydało mi się połknięcie garści tabletek. Wtedy stłumiłabym ból, jaki czuję chyba od urodzenia. Nigdy się przed sobą nie przyznałam, ale mam wrażenie, że to nie ja powinnam była wtedy przeżyć.
Powoli otwieram drzwi na korytarz. Dziś mnie nie zamknął. Pracowałam na to trochę, ale w końcu mi się udało, a nie było wcale łatwo. Rozglądam się, czy nikt nie idzie, czy nikogo nie ma w pobliżu. Jest noc, która za każdym razem wydaje się taka sama. Wszyscy śpią, a nie chcę, a raczej nie mogę dopuścić do tego, aby ktoś mnie usłyszał, bo mogę stracić swoją szansę.
Już zdecydowałam. Mój wyrok zapadł nie na sali sądowej, a w momencie, gdy sobie uświadomiłam, że zostałam sama. Wiem, co muszę zrobić, więc kiedy się upewniam, że nikogo nie ma, wracam do sali. W kącie, na wiszącej półeczce stoi mała lampka, o którą poprosiłam wczoraj. Bez problemu spełnił moje życzenie. Tylko ona w tej ciemnej chwili oświetla mrok, który cały czas mi towarzyszy. Jej stłumione światło odbija się w oknie po przeciwnej stronie. Wygląda jak poświata, która wskazuje mi drogę. Tylko co jest moją drogą? Dokąd podążam? Jak długo jeszcze to wszystko wytrzymam? Ciągle po głowie chodzą mi te pytania. Mam nadzieję, że już wkrótce to się skończy. A może powinnam wypróbować znany mi sposób?
Gdzieś mam schowany pasek, który wczoraj mi przyniósł. Nikt oprócz mojego wybawiciela nie wie, że go mam, bo nie mogłabym go tutaj przechowywać. Musi być pod szafką nocną, bo nigdy nikt by nie przypuszczał, że mogę go mieć i tutaj właśnie schować, nikt by jej nie podniósł. Nawet jak przeszukują pokój, to wiem, że ona zostałaby pominięta. Ostatnio, gdy wpadli do mnie, szukali małego nożyka. Ktoś przeciął nadgarstek dziewczynie z sali z końca korytarza. Krew była wszędzie, ale dziewczynę udało się uratować. Do tej pory nie wróciła i leży na obserwacji. Nie wiedziała, kto to zrobił, bo było to w nocy, gdy spała. Obudziło ją przeraźliwe pieczenie i okropny ból. Każdy wtedy był podejrzany, nawet ja.
Mam pasek, znalazłam. Muszę tylko sprytnie umocować go pod sufitem, najlepiej będzie na haku, na którym wisi lampa, a raczej coś, co ją przypomina. Wszystko jest tu tak umocowane, aby nikomu nie przyszło do głowy, żeby się powiesić, bo myślą, że nie ma takiej możliwości i nie wydaje im się, aby ktoś próbował to zrobić. Nie każdy ma takie szczęście, że znajduje się u niego wiszący żyrandol. Większość sal wyposażona jest w plafony. Mnie się udało, jeszcze tylko muszę przysunąć krzesło, na którym koło mnie siadają podczas wizyt. Jest. Wchodzę na nie i mocuję pasek na haku od lampy. Mam nadzieję, że pasek jest wystarczająco długi i mocny, żeby mnie utrzymać.
Po chwili zawiązuję go sobie dookoła szyi. Nie boję się, ale wiem, że dzięki temu będę wolna. Podskakuję i prawą nogą kopię w krzesło, które przewraca się na podłogę. Nic więcej nie widzę.Wcześniej
Diana
7 dni do wyjścia
Nagle z końca korytarza wyłoniła się postać lekarza w białym kitlu. Spojrzała na niego i od razu zrozumiała, że szybko stąd nie wyjdzie, chyba że będzie miała swój plan. Plan, dzięki któremu będzie mogła wydostać się z tego miejsca i nigdy więcej tu nie wrócić. Musiała zacząć działać, żeby jej życie nabrało kolorów i żeby mogła spokojnie funkcjonować, jak pozostali normalni nastolatkowie. Miała kilkanaście lat, a życie już ją nauczyło, jak oszukać innych, a zarazem siebie. Była to tylko kwestia czasu, żeby wszystko sobie poukładać w głowie, w swojej chorej głowie.
– Jak się dziś czujesz? – zapytał doktor Albert.
– O dziwo, dobrze. Lepiej niż wczoraj i przedwczoraj, i trzy dni wcześniej, i zanim w ogóle tu trafiłam – odpowiedziała Diana.
– Pamiętasz, że masz dziś zajęcia z doktor Cynthią? Nie chciałbym, abyś je opuściła, tak jak ostatnio.
– Ostatnio nie miałam siły wstać. Ale tak, pamiętam, dziś pójdę.
_Muszę_ – pomyślała i odwróciła się w stronę swojego pokoju.
Była to sala numer pięć, ale wolała myśleć o niej, że jest to pokój w jej domu, dzięki temu łatwiej znosiła przetrwanie w szpitalu.
Złapała za klamkę i weszła do środka. Doktor Albert Sanit nic nie powiedział i zaczął oddalać się w stronę swojego gabinetu. Diana wiedziała, że najtrudniej będzie właśnie z nim. Był wysokim i przystojnym mężczyzną po pięćdziesiątce. Jego włosy były ciemne, bez śladów siwizny, za to nad uszami opadały dwa loczki. Trochę mu się kręciły, co Dianie bardzo się w nim podobało. Jego postura przypominała jej o byłym przyjacielu, z którym poznała się podczas ostatniego pobytu w tym szpitalu. Miał czternaście lat i spędzili ze sobą całe dwa miesiące na jednej terapii. To wystarczyło, żeby zdążyli się zaprzyjaźnić, pomimo dzielących ich dwóch lat różnicy. Jednak Dianie nie dana była ta znajomość na dłużej, bo zaraz po wyjściu ze szpitala Bartek popełnił samobójstwo. Przedawkował leki, które miał przypisane na swoje dolegliwości. Oprócz depresji, z którą się zmagał od małego, dostawał napadów lęku, które często kończyły się utratą przytomności. Minęło już prawie pół roku od jego pogrzebu. Gdy przebywali w szpitalu, obiecali sobie, że już więcej tutaj nie wrócą. On dotrzymał słowa, chociaż nie w takim znaczeniu, jak sobie obiecali. Nie wróci tu więcej, ale nie dlatego, że nie będzie potrzebował pomocy specjalistów. Diana natomiast danego słowa nie dotrzymała, ale dzięki następnemu pobytowi poznała człowieka, z którym w jakiś sposób bardzo się związała.
Kolejnym razem, czyli właśnie teraz, gdy Diana trafiła do szpitala na swój najdłuższy dotychczas, bo aż trzymiesięczny pobyt, poznała Gabriela. Chłopak trafił do szpitala dwa dni po Dianie i pomimo że był od niej trzy lata starszy, również od samego początku się zaprzyjaźnili. Gabriel też przebywał w szpitalu trzy miesiące. Miał problemy z samym sobą, schizofrenię, napady złości, w których uderzał głową w ścianę oraz atakował osoby, które w tym samym momencie znajdowały się obok niego. Jego zaburzenia psychotyczne i obłęd psychiczny skutkowały kilkunastokrotnym pobytem w szpitalu dla dzieci. Zaczął tu przebywać, gdy miał siedem lat, a w momencie, gdy poznał Dianę, miał lat siedemnaście. Od razu się polubili i postanowili podtrzymywać swoją znajomość.
Diana położyła się na swoim łóżku i czekała na rodziców, którzy niebawem mieli ją odwiedzić. Nie miała dziś zbyt dużo czasu na odwiedziny, bo wiedziała, że za półtorej godziny ma zajęcia z panią Cynthią Melich i obiecała doktorowi Albertowi, że dziś się na nich zjawi. Musiała od teraz uczestniczyć we wszystkich spotkaniach organizowanych w czasie jej terapii. Po spotkaniu z doktor chciała jak co wieczór spędzić czas w szpitalnej świetlicy z Gabrielem. Codziennie na to czekała.
– Diano, zejdziesz na dół? Twoi rodzice przyjechali – powiedziała pielęgniarka do dziewczyny, otwierając drzwi do jej sali.
– Jasne, już schodzę – odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.
Zbiegła schodami do sali odwiedzin. Przywitała się z rodzicami i od razu zakomunikowała, że dziś nie będzie miała zbyt dużo czasu na rozmowę, bo potem ma zajęcia z doktor Cynthią.
Rodzice przywieźli jej pączka, którego pochłonęła prawie jednym kęsem. Mało co się nie zadławiła, tak łapczywie wepchnęła go do buzi.
– Uważaj, masz, popij wodą. – Mama podała jej butelkę, którą Diana odkręciła. – Dziś z tatą idziemy na wieczorne spotkanie z Sylwią i Piotrkiem. Pamiętasz ich? Byłaś małą dziewczynką, gdy razem ich odwiedziliśmy w Bydgoszczy. Dziś przyjeżdżają w interesach do Gdańska i zadzwonili, żeby powspominać stare czasy. Bardzo się cieszę, że się zobaczymy po tylu latach.
– Nie pamiętam, zresztą to wasi znajomi. Mam ich gdzieś – odpowiedziała Diana. – Co? Pewnie idziesz do fryzjera przed spotkaniem i nie masz zbyt dużo czasu na odwiedziny? – zwróciła się do mamy
– Diano – zaczął tata – przecież wiesz, że zawsze mamy dla ciebie czas. To ty jesteś dla nas najważniejsza.
– No dobra, przepraszam. Sorki. To ja dziś nie mam czasu, bo muszę się przygotować na wizytę do doktor Cynthii. Przyjedziecie jutro?
– Jasne, będziemy, kochanie.
Mimo złośliwych komentarzy Diany mama przytuliła ją mocno do siebie i pocałowała w czoło.
Odchodząc, rodzice odwrócili się do córki i pomachali jej na pożegnanie.
_Chyba przesadziłam_ – pomyślała Diana. _Muszę się bardziej postarać, oni też muszą uwierzyć, że już ze mną wszystko w porządku._
Wróciła do swojej sali. Jej pokój był jasnozielony. Nie lubiła go, ale widziała, że kolor ten działa uspokajająco, a zresztą kolory w pokojach w tym szpitalu różniły się odcieniami, ale każdy był w związany z zielenią.
Na ścianie nad jej łóżkiem wisiał przyklejony na dwustronnej taśmie obraz przedstawiający dziewczynkę z mewą. Małe dziecko trzymało ptaszka w lewej dłoni, szeroko się przy tym uśmiechając. Diana znała go doskonale, bo pomimo że każdy pokój był trochę inny, to w każdym wisiał taki sam obrazek. Malowidło, mimo że wydawało się dziwne, miało w sobie coś urzekającego. Nie wiedziała, czy to ta mała dziewczynka na nim, czy ten ptaszek, który widocznie musiał być zaprzyjaźniony z dzieckiem, tworzył taki ciepły nastrój. Diana zawsze wymyślała sobie historię o małej dziewczynce i ptaszku. Zawsze było to miłe opowiadanie. Jednak pewnego razu, kiedy leki nie podziałały za szybko i wpadła w trans, wymyśliła, że ptak jest tak wielki i okropny, że zaraz z ręki skoczy do oka dziecka i je wydłubie. Wyobraziła sobie dziewczynkę bez oczu, bo najpierw ptaszysko wydłubało jej jedno, potem drugie oko.
Po chwili, gdy leki zaczęły działać, Diana uspokoiła się i zasnęła. Wtedy właśnie pierwszy raz śniła o ptaku z obrazka. Nigdy więcej nie pomyślała, że może być zły, ale też nigdy więcej taki sen się jej nie przytrafił. Przebywając tu, przeważnie nie miała żadnych snów. Zapewne na skutek działania leków, które systematycznie przyjmowała. Zresztą cały szereg lekarzy i pielęgniarek pilnował, by tak było. Musiała brać proszki, żeby szybko wrócić do domu. Dla rodziców Diany czas jednak nie grał tu roli, najważniejsze było, żeby ich córka wyzdrowiała i najlepiej nigdy więcej nie wracała pomiędzy szpitalne mury.
W domu przyjmowanie leków odbywało się zupełnie inaczej. Czasami wyrzucała tabletki do plastikowego pojemniczka, który miała w szufladzie toaletki w swoim pokoju, i jak zapełniła go całego, to wyrzucała wszystko do śmieci. Mama nigdy nic nie podejrzewała. Była pewna, że jej córeczka bierze wszystkie medykamenty, tym bardziej po częstych napadach agresji, która nie powinna zdarzać się u dziecka od szóstego roku życia. Wtedy właśnie pierwszy raz trafiła do szpitala psychiatrycznego dla dzieci – jak miała sześć lat. Od tego czasu przebywała w nim często, a rodzice za każdym razem wspierali ją z całego serca, modląc się przy tym, aby ich dziecko jak najszybciej wyzdrowiało.
Przez pierwsze lata od jej narodzin rodzice adopcyjni nie zdawali sobie sprawy, że ich dziecko, którego tak pragnęli, będzie zmagać się z tak okropną i silną chorobą. Już wtedy lekarze zdiagnozowali u niej zaburzenia depresyjne z przejawami autoagresji. Od samego początku rodzice postanowili ją leczyć. Nie chcieli czekać dłużej, aż choroba się rozwinie. Myśleli, że dadzą sobie radę. Jednak bardzo przeżywali jej zachowania, ona zaś za bardzo nie wiedziała, będąc małym dzieckiem, o co chodzi.
Na początku uczestniczyła w spotkaniach z psychiatrą, jednak okazało się, że konieczna jest hospitalizacja w dziecięcym szpitalu psychiatrycznym. Przynajmniej trzy razy w roku Diana spędzała tam miesiąc. Później okres ten zaczął się wydłużać. Ostatnio była przez trzy. Przez kilka tygodni po powrocie do domu rodzice obserwowali poprawę, jednak po tym czasie znowu z ich córką zaczynało być gorzej i musiała wrócić na leczenie zamknięte. Przyzwyczaiła się do tego, ale nie chciała już tu więcej przyjeżdżać. Jedynym jej sposobem na unikanie pobytów w szpitalu było właśnie oszukiwanie siebie i innych, że jest zdrowa. To właśnie Diana będzie robić, po drodze eliminując zagrożenia, które mogłyby jej w tym przeszkodzić.
więcej..