- W empik go
"Święty" - ebook
"Święty" - ebook
Święty pokaże w tym roku, że potrafi być bardzo niegrzeczny. Pikantna opowieść, która rozgrzeje w chłodne wieczory. Jakub uwielbia święta i zimową porę. Przez przypadek musi wcielić się w rolę Świętego Mikołaja. Kiedy na jego kolanie zamiast dziecka ląduje piękna dziewczyna, wbrew swojej przeszłości postanawia za wszelką cenę zaprosić ją na randkę. Anastazja zostaje okradziona i w ten sam dzień poznaje tajemniczego Świętego Mikołaja – to właśnie on postanawia udzielić jej pomocy. Czy to zwykły zbieg okoliczności, czy może zadziałała magia świąt? Nagłe spotkanie przerodzi się w coś więcej, a może pozostanie jedynie przelotną przygodą...?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788383243733 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
© Sylwia Wyka, 2022
Święty pokaże w tym roku, że potrafi być bardzo niegrzeczny. Pikantna opowieść, która rozgrzeje w chłodne wieczory.
Jakub uwielbia święta i zimową porę. Przez przypadek musi wcielić się w rolę Świętego Mikołaja. Kiedy na jego kolanie zamiast dziecka ląduje piękna dziewczyna, wbrew swojej przeszłości postanawia za wszelką cenę zaprosić ją na randkę.
Anastazja zostaje okradziona i w ten sam dzień poznaje tajemniczego Świętego Mikołaja — to właśnie on postanawia udzielić jej pomocy. Czy to zwykły zbieg okoliczności, czy może zadziałała magia świąt? Nagłe spotkanie przerodzi się w coś więcej, a może pozostanie jedynie przelotną przygodą…?
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym RideroANASTAZJA
Oliwka napaliła się na tego Mikołaja jak wiewiórka na szyszki, nie było sił, aby odwieść ją od tego pomysłu. Przeciągnęła mnie przez centrum handlowe w zawrotnym tempie. Temperatura mojego ciała poszybowała w górę. Mała nie zwracała uwagi na wspaniałe dekoracje z wielkich, brokatowych bombek czy grające renifery. Odpuściła sobie nawet gofry z posypką w choinki i gwiazdki… W końcu uradowana stanęła przed witryną księgarni. Pierwszy grudnia, wizyta Świętego Mikołaja w „Molach książkowych”. Żółty, neonowy napis przyciągał wzrok.
— Tutaj! On ma być dziś tutaj! — szczebiotała.
Wznosząc oczy ku niebu i upychając gryzący szalik do torby, cała zgrzana i obładowana zakupami, podążyłam za małą złośnicą do środka. Zadziwiające, że matka jeszcze nie uświadomiła jej, iż to wszystko brednie, chwyt marketingowy i sposób rodziców na wymuszenie „dobrego” zachowania u dzieci. Chociaż znając Oliwkę, ona zwyczajnie wiedziała, o co chodzi, udawała jedynie, żeby zgarniać prezenty, i tu mała miała rację.
Niech korzysta z życia.ŚWIĘTY
Od samego rana miałem same problemy. Przeczesałem ręką włosy. Dostawa przyjechała zdublowana, Olka z kasy się rozchorowała, a nowa pracownica wzięła wolne. Mój samochód szwankował, więc ledwo się nim tutaj dowlokłem. Chciałem jak najszybciej zrobić swoje i skoczyć do mechanika, zanim całe miasto zacznie wymieniać opony na zimowe. Przecież gdy tylko w radiu i w telewizji zapowiedzą mały puszek, a rano szron pokryje ulice, ludzie znów dostaną małpiego rozumu. Nagły atak zimy i panika, jakby na całym świecie skończył się opał. „Zima zaskoczyła drogowców” — a jak…? Przecież co rok ta sama śpiewka.
Usiadłem przy biurku i zacząłem obdzwaniać zewnętrzne firmy. Błędne zamówienie mogłem przerzucić do pozostałych księgarni, ale takie rzeczy nie powinny zdarzać się w przyszłości. Właśnie kończyłem rozmawiać przez telefon, gdy w drzwiach sklepu zobaczyłem blond czuprynę i rząd śnieżnobiałych zębów. Pokręciłem głową. Przez najbliższe parę minut znów będę jedyną osobą na ziemi, która może mu pomóc. Wstałem, skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem się o blat.
— Siema, brat. — Adam klepnął mnie w ramię i silnie uścisnął dłoń.
— Cześć, młody, co tam słychać? — Nie chciałem być niemiły i od razu przejść do sedna, chociaż miałem na to wielką ochotę. Doskonale znałem całe to gówno. Wiedziałem zdecydowanie więcej niż on.
Wsunąłem papiery do szuflady biurka i gestem wskazałem drzwi. Przeszliśmy przez zaplecze socjalne wprost do małego prywatnego biura. Specjalnie nie zamknąłem ich za nami, niech chociaż raz poczuje skrępowanie.
— Jakoś leci, wpadłem na chwilę. Byłem na noc u rodziców.
— Czyżby? Tylko ty tak twierdzisz — powiedziałem i przestudiowałem jego reakcję.
— Kuźwa, mama dzwoniła? — Wsunął ręce do kieszeni, przechylił się w przód i tył, balansując na piętach.
— Dzwoniła — prychnąłem. — Gdzie byłeś?
— Przestań, mam dwadzieścia pięć lat, nie możecie mnie wciąż kontrolować.
— Doskonale wiesz, że nie o to chodzi. Nie odbudujesz zaufania, non stop wykręcając jakiś numer. — Zerknąłem na ekran telefonu, który się rozświetlił. Zignorowałem go. Pamiętałem czasy, gdy zadawałem się z gorszymi ludźmi, jednak ja się opamiętałem. Adam niestety w to brnął, ale jako marna płotka. To nie mogło dobrze się skończyć.
— Wiem, brat…
Oho, zaczynało się, znałem tę minę. Zwykle samo urabianie mnie trwało dłużej, dziś, widać, wyjątkowo mu się śpieszyło. Standardowo powinien przejść przez opowieść, jaki to ciężki miał etap nastoletni, okropną szkołę średnią i tragiczny początek studiów, tylko początek, bo nie był w stanie skończyć nawet roku. Co za gamoń, nic nie dawały ostrzeżenia, by nie stawiać mnie sobie za wzór. Żałowałem teraz, że sam wpadłem w podobne towarzystwo. Adama to kręciło, chciał prześcignąć mnie sprzed laty, przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. Powinienem starać się nie dopuścić go do tego; do szybkiej, łatwej forsy i tych cholernych używek.
— Znowu rozpieprzyłeś całą kasę? — rzuciłem.
Nerwowo przestąpił z nogi na nogę i potarł kark. Nie musiał nic mówić, po tym geście wiedziałem, że właśnie tak było.
— Niewiele mi trzeba. Parę stówek do wypłaty.
— Adam, psiakrew, jest dopiero piąty, wypłatę miałeś cztery dni temu! — Co on wyprawiał?
— No, popłynąłem z lekka.
Ani trochę nie wierzyłem w tę niby skruchę. Co tym razem? Alkohol, hazard? Dziewczyny? Mogłem podzwonić do paru starych znajomych, uciąć mu parę wejść do kilku miejsc. Tylko czy w obecnym stanie nie stoczyłby się na samo dno?
Rozmowę przerwało głośne trzaśnięcie drzwi, zerknąłem ponad ramieniem młodszego brata i zobaczyłem, jak do pokoju prawie wtoczył się Oskar.
— Kurwa, chyba sobie żartujesz. Jesteś pijany?! — naskoczyłem na niego, nie byłem w stanie powstrzymać emocji. Wciągnąłem go głębiej na zaplecze.
— Szefie… — burknął niewyraźnie.
— Zamknij się, śmierdzi od ciebie na kilometr. W takim stanie masz zamiar zabawiać dzieci? — Czy oni się dziś wszyscy zmówili przeciwko mnie? Tylko spokojnie…
— Szybka kawa i dojdę do siebie momentalnie. — Uniósł przebranie, które trzymał w ręku.
— To mi się chyba śni! Kurwa! To jakiś pieprzony koszmar, a ja się zaraz obudzę — rzuciłem sfrustrowany i cisnąłem czerwonym strojem w kąt. Zatrudniłem chłopaka do świątecznej pomocy, a ten w dzień przed mikołajkami przyszedł zalany. Przejechałem ręką po lekkim zaroście.
— Dobra, ty zjeżdżasz do domu, jutro masz dniówkę i obyś był trzeźwy jak nigdy w swym życiu. Normalnie bym cię zwolnił, ale okres świąt to istny szał. — Wskazałem palcem drzwi. — A ty, jeśli chcesz kasę, musisz ją zarobić. Przebieraj się i zmiataj na salę.
— Kuba, chyba oszalałeś. W życiu nie będę zabawiać smarkaczy. Daj spokój, pójdę pomóc rodzicom. Obiecuję.
Z jednej strony chciałem, by poznał życie, dało mu w kość; wszystko za łatwo mu przychodziło. Z drugiej wiedziałem, że mama ucieszy się, gdy będzie miała go na oku w kancelarii. Dostawał tam niezłe pieniądze, a nie robił kompletnie nic.
— Skoro tak, mama ci zapłaci coś ekstra. Ode mnie nie dostaniesz ani grosza. — Widziałem, jak zdziwienie przebiega przez jego twarz, lekko napiął swoje umięśnione ręce i spojrzał spod byka.
— Przecież nie proszę cię o pożyczkę na kilka tysięcy! — oburzył się i zacisnął szczękę.
— Nie chcę nic mówić, ale taką też kiedyś dostałeś i nigdy już nie zobaczyłem tych pieniędzy.
— Bratu będziesz liczyć? — spytał, udając urażonego.
Przekręciłem głowę na bok. Poważnie…? On nie miał za grosz wstydu, jak mogliśmy się aż tak różnić. Różnić teraz, kiedyś… Nie, kiedyś też nie zrobiłbym pewnych rzeczy. Nie pożyczyłbym pieniędzy od rodziny, nigdy ich nie okłamałem, nie kradłem i nie wykorzystywałem niewinnych. Lubiłem bójki, adrenalinę związaną z nielegalnymi zakładami na takich imprezach, ale kobiety, dzieci, ich bezpieczeństwo było najważniejsze. Teraz nie było świętości, bynajmniej nie w towarzystwie, w którym obracał się Adam.
— Naprawdę mam taki młyn, że nie mogę teraz z tobą dłużej na ten temat gadać. — Podniosłem czerwony strój z ziemi i zacząłem wciskać na siebie ten cholerny plusz. Do czego to doszło…
— W sumie miałem już spadać, ale pokręcę się jeszcze chwilę między regałami, chyba nie mogę opuścić takiej okazji. — Znów głupio się szczerzył.
— Bardzo śmieszne, pół galerii trąbi o tym cholernym starym, grubym dziadku. Co mam teraz powiedzieć rodzicom tych dzieci? — Przez małe okno wskazałem salę pełną małych szkrabów. Zbierało się coraz więcej rodziców, porządny biznes, zero stresu. Odkąd odkryłem, jaką przyjemność sprawia mi czytanie, moje życie nabrało innych wartości. Tego mi było trzeba. Przez chwilę skupiłem wzrok na pewnej dziewczynie o czarnych, kręconych włosach. Jej loki przypominały małe sprężynki, to mnie kręciło — włosy. Zadbane, ciemne… Lubiłem wsuwać w nie dłoń. Lekko pociągnąć. Psiakrew. Dziewczyna wyróżniała się w tłumie, zero sztuczności. Podszedłem bliżej, chyba miała naturalne rzęsy, jej paznokcie nie rzucały się w oczy na kilometr, brwi też wyglądały normalne. No i ten zajebisty tyłek… Krągły, wciśnięty w dżinsy. Mój zapał trochę zgasł, gdy przy jej boku zobaczyłem małą, ciemnowłosą dziewczynkę. No tak, normalność jest w cenie. Dlaczego miałaby być wolna?
Naciągnąłem białą perukę i brodę.
— Dobra, czas zacząć tę szopkę. — Pchnąłem drzwi i wstąpiłem w rolę.ANASTAZJA
Na dużym, granatowym fotelu usadowił się wysoki, jednak — o dziwo — niegruby Święty Mikołaj. Wsunął na nos małe, okrągłe okularki i lekko zmienionym głosem zaczął nawoływać dzieci. Oliwia jako sześcioletnia dziewczynka powinna ochoczo wskoczyć mu na kolana i opowiedzieć ze szczegółami, jaki chce prezent, ta jednak, gdy przyszła jej kolej, spąsowiała i chwyciła się kurczowo nogawki moich dżinsów.
— Oliwka, proszę cię, stań chociaż do zdjęcia. Obiecałam w domu, że przyniesiesz pamiątkę. — Szczerzyłam się, a Mikołaj patrzył z zaciekawieniem.
— Wstydzę się, ten pan wcale nie jest taki stary, nie pachnie jak babcia Marta, to chyba przebieraniec — szepnęła.
Tu musiałam przyznać jej rację; mimo że nie byłyśmy aż tak blisko, wyczuwałam zapach wody kolońskiej, intensywny, z domieszką piżma. Jak na Świętego Mikołaja facet był zdecydowanie za młody i za dobrze zbudowany. I te oczy…
— Słoneczko, nie bój się, chyba napisałaś w tym roku list do Mikołaja? Chciałbym po prostu omówić szczegóły tych twoich prezentów. Jestem pośrednikiem, wszystkie życzenia trafią do głównego Mikołaja, jest nas wielu, sam nie dałby rady rozwieźć tylu paczek.
Mała jakby zaczęła się wahać, spoglądała na mnie i robiła drobne kroczki do przodu. By dodać jej odwagi, podeszłam z nią bliżej i wtedy silna ręka pociągnęła mnie ku sobie. Wylądowałam na kolanach Mikołaja.
— Widzisz, nie ma się czego bać. Zobacz, jak mamusia pięknie siedzi, chodź na drugie kolanko.
Na moje policzki wypełzł rumieniec, z sali słychać było lekkie szepty i chichoty. Na szczęście Oliwia zbliżyła się i usiadła obok.
— Opowiedz mi, co najbardziej chciałabyś dostać z tych prezentów, które wypisałaś.
— Kucyka — szepnęłam, aby ułatwić zadanie przebierańcowi.
— Czy może tą wymarzoną zabawką ma być kucyk? — zagadnął zgodnie z sugestią.
Oczy małej rozjaśniły się i już miałam sięgnąć po telefon, gdy na udzie poczułam muśnięcie dłonią. W pierwszej chwili myślałam, że mi się wydaje. Zerknęłam na twarz faceta, która nie wyrażała kompletnie nic; wsłuchany był w opowieść o stajniach i barbie, która czeka z utęsknieniem na swojego konia.
— Ciociu, czy mogę prosić o dwa kucyki? — padło pytanie w moją stronę, które pozwoliło na chwilę oderwać myśli od kuszącego zapachu i tych stalowych oczu.
— Kochanie, wydaje mi się, że jeśli już napisałaś o jednym, Święty Mikołaj nie był przygotowany na więcej. — Trąciłam łokciem mężczyznę, aby potwierdził te słowa.
— Oczywiście, musi też wystarczyć prezentów dla innych dzieci — odchrząknął.
— No tak, mamusia w domu mówiła, że Mikołaj nie da rady kupić wszystkiego.
— Czy dobrze słyszałem? Ciociu? — Mikołaj dyskretne wyszeptał pytanie tuż przy moim uchu, delikatnie muskając sztucznymi włosami mój kark. Lekko kiwnęłam głową. Wtedy kolejny raz poczułam rękę, która już spoczęła na moim udzie. Cholercia! Był to gest subtelny, ale jaki bezpośredni!
— Czy aby Mikołaj się nie zagalopował? — Chciałam go zbesztać, nie powinno mi się to podobać, a jednak poczułam dreszczyk podniecenia. Pikanterii dodawał fakt, że kompletnie nie wiedziałam, jak mężczyzna pode mną wygląda. Przebywaliśmy wśród tłumu ludzi, a on ewidentnie nie miał wstydu. Spojrzałam w jego jasne oczy; szare, z dziwną głębią.
— Umów się ze mną — usłyszałam i o mało nie spadłam z tych twardych kolan.
— Pan postradał rozum — prychnęłam cicho, próbując dojrzeć jego usta.
— Od kiedy cię zobaczyłem, chyba tak.
— Nie działają na mnie takie teksty. — To była tandeta; miał zamiar poderwać dziewczynę na jedną noc, tylko wybrał kiepską metodę.
— Obiecuję spróbować na randce czegoś bardziej wyrafinowanego.
— Proszę szukać innej ofiary.
— Zabrzmiało to tak, jakbym co najmniej pragnął cię zjeść, z innej strony… lubię słodycze. — Jego ręką powędrowała na dół moich pleców, a palce zataczały subtelne kółka.
Skąd ten facet się urwał? Cicho fuknęłam oburzona, ale przed salą pełną ludzi nie dałam niczego po sobie nic poznać. Rumieniec, który wypełzł na moją twarz, spokojnie mogłam przypisać temperaturze w tej piekielnej galerii. Długą chwilę czułam ciepło rozchodzące się po nodze, mrowienie w krzyżu. Co za tani podryw…! Najgorsze, że już dawno nikt nie zwrócił na mnie uwagi, bynajmniej nie tak.
Na szczęście Oliwia, znudzona słabym zainteresowaniem, zaczęła ciągnąć dalej:
— Ciociu, kupmy tu jeszcze parę rzeczy, prezenty i tak będą za parę dni.
— Proszę, tutaj kolorowana od pomocnika Świętego.
— Yyyy, tak, oczywiście. — Wzięłam podarunek. — Chodźmy na dział dziecięcy, na pewno sobie coś wybierzesz. Świętemu Mikołajowi bardzo dziękujemy za… wszystko — dodałam i szybko umknęłam za siostrzenicą.
Byłam rozdarta. Z jednej strony miłe, że komuś się podobałam, a z drugiej… mowa o facecie w stroju Świętego Mikołaja, któremu nie przeszkadzało nawet dziecko. Fakt — jawnie zaprosił dopiero, kiedy usłyszał z ust Oliwki „Ciociu…”. Mimowolnie zerkałam na Świętego podczas zakupów, cholera, dziewczyno opanuj się! Gość zmacał cię w księgarni, a ty się ślinisz. Musnął — w sumie nie posunął się do niczego więcej.
Pod koniec zakupów, gdy Oliwka wybrała trzy książki, dwie malowanki, tonę pisaków i kredek, próbowałam pozbierać nasze rzeczy i ładnie stanąć w kolejce przy kasie. Parę razy wyłapywałam stalowy wzrok czerwonego przyjaciela, który bezczelnie przewiercał mnie na wylot. Nie wiedziałam, czy to nie głupota, ale w sumie z chęcią bym gdzieś wyszła…
Ktoś nas trącił; znów upadła mi torebka, po czym usłyszałam ciepły głos. Zerknęłam przez ramię.
— Może pomogę? — Młody blondyn podniósł szalik i czapkę. Był tuż za nami, a za nim kłębiło się pełno ludzi.
— Bardzo dziękuję, wszystko mi się sypie. A gorąc w tych sklepach w zimie jest dobijający.
— Ponoć mają przy weekendzie uruchomić szatnie — powiedział i poprawił opadający pasek mojej torby.
— Byłoby świetnie. — Odebrałam z wdzięcznością rzeczy, zerkając jednocześnie, czy Oliwia jest obok. Brakowało tylko, bym zgubiła dziecko.
— Ty też na pokaz Mikołaja? — spytałam i rozejrzałam się, czy towarzyszy mu ktoś jeszcze.
— Powiedzmy, że miałem tu pewien interes, ale Mikołaj okazał się być w nie najlepszym nastroju.
— O, to prezentu nie będzie? — zażartowałam.
— Nie od niego. — Spojrzał w stronę czekających w kolejce dzieci i machnął do siedzącego „dziadka” w czerwieni.
— Załatwiłem, co trzeba, będę się ewakuować. A ty nie jesteś za młoda na mamę? — Przekrzywił lekko głowę i wycofywał się bez pośpiechu.
— Dzięki, ale po pierwsze: to nie moja córka, po drugie: mam dwadzieścia pięć lat.
— Jesteśmy z tego samego rocznika — stwierdził i strzelił z niewidzialnego pistoletu.