Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

"Umierać też trzeba umieć ..." - ebook

Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

"Umierać też trzeba umieć ..." - ebook

Wspomnienia Mietka Pachtera to niecodzienny dokument. Autor urodził się w Warszawie w 1923 r., w kochającej się żydowskiej rodzinie. W getcie pracował przy rozbiórce domów i jednocześnie zajmował się szmuglem, by wyżywić najbliższych. Po wywiezieniu młodszego brata i rodziców do Treblinki w styczniu 1943 r. przeżył ze starszym bratem Wilkiem powstanie w getcie, następnie zaś wywózkę do Treblinki i Majdanka, skąd przeniesiono ich do obozu HASAG w Skarżysku, a potem w Częstochowie, gdzie doczekali wyzwolenia. Bracia Pachterowie nie zostali w Polsce, wprawdzie na krótko osiedli na Dolnym Śląsku, ale wkrótce wyjechali do Niemiec, do obozu DP. Stamtąd Wilek udał się do Palestyny, a Mietek – chory na gruźlicę – do szwajcarskiego sanatorium. Tam, osamotniony i chory, spisał swoje wspomnienia.

Jego fenomenalna pamięć, niezwykła osobowość i dar opowieści dały w efekcie niepospolitą książkę, bezcenny opis życia i umierania w czasie Zagłady. Wspomnienia Mietka to opowieść o miłości – tej do rodziców, która pomogła mu przeżyć getto, oraz tej do brata Wilka, która pomogła mu przeżyć obozy.

„Bierzemy, powiedzmy, narzędzia stolarskie od pierwszego lepszego fachowca i idziemy na wachę. Dochodzimy do niemca i mówimy, że zostaliśmy przysłani z gminy żydowskiej i mamy mu zrobić szafę lub coś innego w budzie – czy by nie chciał być tak łaskawy i wejść z nami do budki, pokazać nam, co mamy zrobić i w jakim stylu itp. Gdy dodaliśmy jeszcze kilka pochlebnych słów dla niego, zachęcając go tym, ten bez namysłu wchodził do budki. Ja z Wilkiem wchodzimy też, ja trzymam narzędzia i staję przy okienku, by mnie widział, a nie okno, a Wilek pokazuje mu odpowiednie ściany i określamy w fantazji szafę i [co] tam jeszcze dusza zapragnęła. Ja, stojąc przy okienku, słyszę, ile wozów przeszło, tu panuje współpraca. Gdy się bierze na «ścianę» niemca, to mają przejechać wszystkie wozy, wszystko jedno czyje. Wiedząc, że robota nasza skończona, dajemy mu kartkę do podpisania z obstalunkami – pisaną po żydowsku – ten podpisuje i my mamy pójść do gminy po zatwierdzenie […]”.

Spis treści

  • Wprowadzenie (Barbara Engelking)
  • Nota edytorska

Umierać też trzeba umieć…

  • I.Wybuch wojny
  • II. Ghetto
  • III. Pierwsze wysiedlenie
  • IV. Drugie wysiedlenie
  • Po akcji styczniowej
  • V. Powstanie
  • VI. Umschlagplatz, Treblinki, Majdanek
  • VII. Skarżysko-Kamienna — HASAG
  • VIII. Częstochowa — Wartewerk
  • IX.Wyzwolenie…?
  • Krótkie uzupełnienie relacji Michela Pachtera (Régine Pachter)
  • Aneks 1
  • Aneks 2
  • Indeks osób
Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63444-40-2
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Wprowadzenie (Barbara Engelking)

Nota edytorska

UMIERAĆ TEŻ TRZEBA UMIEĆ...

I. Wybuch wojny

II. Ghetto

III. Pierwsze wysiedlenie

IV. Drugie wysiedlenie

V. Powstanie

VI. Umschlagplatz, Treblinki, Mjadanek

VII. Skarżysko-Kamienna — HASAG

VIII. Częstochowa — Wartewerk

IX. Wyzwolenie...?

Krótkie uzupełnienie relacji Michela Pachtera (Régine Pachter)

Aneks 1

Aneks 2

Indeks osób

IlustracjeWprowadzenie (Barbara Engelking)

WPROWADZENIE

Mietek Pachter zaczął spisywać swoje wspomnienia w 1946 r. w Davos, dokąd został wysłany z obozu DP w Niemczech, by leczyć się z gruźlicy. Jak pisze we wstępie do francuskiego wydania swojej książki, „angielska dziennikarka i psycholog dała nam serię wykładów i dobrych rad”. Mietek opowiedział jej o dręczących go nocnych koszmarach, a ona poradziła, by spisał swoją historię i w ten sposób uwolnił się od przeszłości. Miał pisać jak najbardziej szczegółowo i nie przerywając pracy, koncentrując się na przeżyciach i poświęcając temu zadaniu wszystkie swoje myśli. Mietek posłuchał tej rady, zaczął spisywać wspomnienia, a jego przyjaciel M. Urbach, który znał zarówno język polski, jak i pismo stenograficzne, przepisywał je na maszynie. Najprawdopodobniej Mietek częściowo dyktował swoje wspomnienia, a Urbach je bezpośrednio notował. Wskazuje na to dynamika pewnych partii opowieści, a także sposób zapisu — niezwykle długie zdania bez znaków przestankowych, tworzące całe akapity.

Nie wiadomo, co stało się z oryginalnym rękopisem (lub częściowym rękopisem). Gdy odwiedziłam pana Pachtera w grudniu 2012 r. w jego domu w Villemoble pod Paryżem, powiedział, że rękopis wyrzucił. Zachowała się wersja maszynopisowa (bez polskich czcionek). Autor nie pamiętał także losów maszynopisu po 1947 r., kiedy zakończył nad nim pracę. Tekst odnalazł w 2012 r. syn jego brata Wilka Shabi Pachter, gdy porządkował rzeczy po zmarłych rodzicach. Jak i kiedy wspomnienia Mietka znalazły się u Wilka — nie wiadomo. Bracia spotykali się regularnie, Mietek często przyjeżdżał do Izraela, prawdopodobnie któregoś razu przywiózł Wilkowi tekst.

W 2012 r. maszynopis wspomnień został przekazany do United States Holocaust Memorial Museum, a ja dostałam go od Teresy Pollin, jednej z odpowiedzialnych w muzeum waszyngtońskim za spuścizny i dary. Od razu było dla mnie jasne, że dostałam skarb, który trzeba opublikować i udostępnić czytelnikom. Jestem ogromnie wdzięczna United States Holocaust Memorial Museum za umożliwienie nam publikacji tych niezwykłych wspomnień.

W 2013 r. wydawnictwo Le Manuscrit wraz z Fondation pour la Mémoire de la Shoah opublikowało francuską wersję wspomnień Mietka, zatytułowaną Varsovie, Treblinka, Majdanek, Skarżysko, Częstochowa. Niestety, jest to zbeletryzowana forma jego pamiętnika, pozbawiona większości zalet oryginału. Francuskie wydanie zawiera w zasadzie napisane na nowo — współcześnie — przeżycia Mietka. We wstępie zaznaczono, że tekst został opracowany i przepisany za zgodą autora przez Jacqueline Berkowicz i Henriette Magyar-Dassas. Wydanie polskie jest więc pierwszą kompletną edycją wspomnień napisanych w latach 1946-1947 w języku oryginału.

Wspomnienia Mietka Pachtera są pod wieloma względami zupełnie wyjątkowe. Pisane po wojnie, mają jednak bardziej charakter dziennika niż pamiętnika, autor nie pisze ich bowiem z perspektywy tego, który przeżył. Przedstawia bieg wydarzeń chronologicznie, tak jakby nie wiedział, co będzie dalej, zanurza się całkowicie w każdej opisywanej sytuacji. Odtwarza nie tylko wydarzenia i fakty, osoby i nazwiska, lecz także treść rozmów, a przede wszystkim własne myśli i uczucia, które mu towarzyszyły w latach okupacji. Różnorodność przeżyć, ich intensywność, zmienność, szczegółowe opisy reakcji na kapryśne koleje losu, bogactwo psychologiczne stanowią o nieprzeciętności tej książki. Dlatego zdecydowaliśmy się opublikować tę pozycję w serii „Biblioteka Świadectw Zagłady”, choć jest ona zasadniczo zastrzeżona dla rzeczy pisanych „tam i wtedy”. Jak wiadomo, od każdej reguły są wyjątki, a wspomnienia Mietka Pachtera zasługują na wyjątkowe potraktowanie, tak jak one same są wyjątkowe.

Wiele ich fragmentów zasługuje na szczególną uwagę ze względu na swą niepowtarzalność. Czytając je, uświadomiłam sobie, że oprócz głównego nurtu historii getta — którą w jakiś sposób miałam skonstruowaną we własnej wyobraźni na podstawie setek dotychczasowych lektur — istniały jeszcze inne nurty, mniej opisane i nieznane. O wielu z nich nie dowiemy się już nigdy, ale opowieść Mietka odsłoniła przed nami niektóre, jak choćby funkcjonowanie placówki Truppenwirtschaftslager (TWL) der Waffen SS Baustelle, rozbierającej w getcie uszkodzone budynki, by odzyskać cegły. Dzięki tym wspomnieniom poznałam także oryginalne metody szmuglu do getta — oparte na odwadze, wręcz brawurze, a także na inteligencji i poczuciu humoru.

Niezrównany jest niespotykanie obszerny opis życia ludności cywilnej w okresie powstania w getcie warszawskim — równie szczegółowego sprawozdania z tamtych tygodni nie ma w żadnym ze znanych mi źródeł. W większości z nich czas ukrywania się w bunkrach zlewa się w jedno koszmarne przeżycie, w którym dominuje paraliżujący strach, stłoczenie wielu ludzi w ciasnym pomieszczeniu, odwrócenie dnia z nocą i ciągłe nasłuchiwanie, czy bunkier nie zostanie lada chwila odkryty przez Niemców. Relacja Mietka przynosi bogatszy, pełen detali obraz codzienności cywilów podczas powstania. Każdy dzień i każda noc między 19 kwietnia a 9 maja (kiedy ich bunkier został odkryty, a jego mieszkańców Niemcy zaprowadzili na Umschlagplatz) ma swój wyrazisty kształt i ciężar doświadczeń. Z fenomenalną przenikliwością i niezwykle szczegółowo autor opisuje życie w bunkrach — prawdziwe jest zarówno ogromne pragnienie zemsty, jak i potrzeba bliskości fizycznej z drugim człowiekiem, redukującej strach.

O wyjątkowości wspomnień Mietka Pachtera stanowi także ich język. Autor opowiada swoją historię z bezwzględną szczerością, bez zahamowań czy autocenzury. Język adekwatnie oddaje jego doświadczenia — jest pełen emocji, momentami ukazuje bezradność, czasem autor wpada w sentymentalizm czy patos. Dla mnie najcenniejsza jest chyba ta widoczna tu i ówdzie nieporadność językowa, gdyż odzwierciedla przeżycia, których nie sposób wyrazić. W doświadczeniu autora jest bowiem wiele sytuacji, które całkowicie przekraczają ludzką wyobraźnię, oraz stanów emocjonalnych tak radykalnie nowych, że nie istnieje język zdolny je opisać. Jak wielu innych, Mietek uważa, że nikt, kto nie przeżył Zagłady, nie będzie w stanie jej zrozumieć. „Któż zrozumie nasz ból i nienawiść do tego na wskroś przegnitego świata. To może zrozumieć ten, który to przeżył. Jeśli kto chciałby opisać to w ten sposób, żeby ktoś czytając to, wgłębił się w uczucia ludzkie i nasz stan duszy, gdyby opisał to w sposób taki, że czytelnik by mógł się wczuć, byłby fenomenem. Ja nawet przeciętnym człowiekiem nie jestem, przez co nie można dużo wymagać ode mnie”. A jednak Mietek jest fenomenem, bo autentyzm, prostolinijność i naturalność jego języka pozwalają czytelnikowi wczuwać się w stan duszy autora.

Unikatowa we wspomnieniach Mietka jest także jego wrażliwość na duchowy wymiar doświadczenia Zagłady. Pośród opisywanych przeżyć psychicznych i ogromu doznawanych emocji autor kilkakrotnie odwołuje się także do dewastacji duchowości człowieka, dokonywanej przez Niemców. Nieczęsto w dziennikach czy relacjach (może z wyjątkiem osób bardzo religijnych) można przeczytać o doświadczeniach nie tylko psychicznych, lecz także duchowych. Kilkakrotnie Mietek zderza się ze złem absolutnym, takim, które dosłownie zapiera dech w piersiach i wprawia w osłupienie. To poczucie oniemienia udziela się także czytelnikowi.

W 1939 r. Mietek był 16-letnim chłopakiem, warszawskim Żydem ze średniozamożnej rodziny. Jego rodzice, pochodzący z Zamościa (matka) i Chełma Lubelskiego (ojciec), handlowali w Warszawie nabiałem (mieli hurtownię jaj) sprowadzanym z ich rodzinnych stron. Interes prosperował dość dobrze, o czym może świadczyć chociażby spora ilość zapasów, które Pachterowie przewozili ze sobą, przeprowadzając się do getta.

Najważniejszym zasobem tej rodziny nie były jednak pieniądze, lecz łącząca jej członków ogromna miłość i wzajemne przywiązanie. Troska o bezpieczeństwo rodziców, gotowość do poświęceń i ryzyka dla rodziny oraz poczucie odpowiedzialności są motorem wielu działań Mietka i jego brata Wilka. Chęć oszczędzenia rodzicom kłopotów i współodpowiedzialność — także za młodszego brata Sewka — popycha ich od początku okupacji do rozmaitych ryzykownych przedsięwzięć. Zaczynają od nielegalnej sprzedaży zapasu papierosów, a w końcu prowadzą zorganizowany szmugiel żywności do getta. Przedsiębiorczość, pomysłowość, spryt pozwalają im wynajdować coraz to nowe sposoby zdobywania żywności dla rodziny, a przytomność umysłu i odwaga niejednokrotnie ratują ich w niebezpiecznych sytuacjach.

Mietek jest tak zajęty troszczeniem się o rodziców i braci, że nie ma czasu wejść w rolę ofiary i litować się nad sobą. Życie w getcie, zagłada, powstanie, a potem obozy nie zmieniają — jak w wypadku wielu innych — jego osobowości, nie przeobrażają jego natury. Mietek nie poddaje się ciśnieniu okoliczności. I nie wynika to z głębokiej refleksyjności czy świadomej decyzji — jest raczej spontaniczną reakcją zdrowego, mocnego ego, świadectwem umiejętności stawiania czoła przeciwnościom losu, czyli tego, co obecnie niezbyt zgrabnie (po polsku) nazywa się „rezyliencją” (resillience) czy lepiej „sprężystością psychiczną”.

Sprężystość psychiczna to umiejętność adaptacji do niekorzystnych warunków i radzenia sobie w sytuacjach zagrożenia czy w obliczu traumatycznych wydarzeń. Psychologowie, badający to zjawisko od lat siedemdziesiątych XX w., określają je jako pewien sposób reagowania na szok, uraz, głęboki stres lub traumę. Jedną z możliwych reakcji na tego rodzaju doświadczenia (inne to np. załamanie, poddanie się, depresja) jest właśnie rezyliencja. Taka „sprężysta” odpowiedź na traumatyczną sytuację wynika z potencjału jednostki, który powstaje dzięki wielu czynnikom. Kluczowe wśród nich są ciepłe emocjonalnie, bliskie więzi między dzieckiem a rodzicami i innymi osobami znaczącymi oraz obecność godnych zaufania przyjaciół w grupie rówieśniczej, a także udział w życiu większej grupy, np. społeczności lokalnej. Te między innymi czynniki pomagają rozwijać umiejętności radzenia sobie, rozwiązywania problemów i tworzenia strategii adaptacyjnych, zwiększających refleksyjność, niezależność, ciekawość świata, aktywność, chęć pomagania innym, a w efekcie — odporność na stres i gotowość stawienia czoła zagrożeniu. Jednym słowem, zasoby psychospołeczne powstałe w kochającej rodzinie i dobrym środowisku stanowią rezerwy, z których można czerpać w warunkach traumy. Mietek i Wilek w takiej sytuacji wykazują się niezwykłą psychiczną sprężystością oraz odpornością, umiejętnością niepoddawania się, gotowością podnoszenia się po kolejnych porażkach. Myślę, że to właśnie rodzina oraz więź między braćmi dały im podstawowy zasób psychiczny, który umożliwił im przeżycie Zagłady.

Wspomnienia Mietka są właściwie opowieścią o miłości — do rodziców, która pomogła mu przeżyć getto, oraz do brata, która pomogła mu przeżyć obozy. Rozstanie z ukochanym bratem ze względu na konieczność leczenia w Szwajcarii z pewnością było jednym z elementów depresji Mietka Pachtera. Gdyby był zdrowy, pojechałby prosto z obozu DP z Wilkiem do Palestyny, a my nigdy nie poznalibyśmy jego niezwykłych wspomnień.

W 1944 r. Mietek był już dorosłym mężczyzną, ukształtowanym w dużym stopniu przez przeżycia wojenne. Bracia Pachterowie po uwolnieniu z HASAG-u w Częstochowie mieszkali najpierw w Łodzi, a następnie przenieśli się na Dolny Śląsk. Opisując powojenny chaos we wszystkich dziedzinach życia, Mietek potwierdza nie tylko swoją niebywałą przenikliwość i umiejętność dostrzegania szczegółów, wrażliwość emocjonalną, lecz także wyjątkowy dar opowiadania oraz świetne pióro. Życie na Dolnym Śląsku, opisywane w konwencji przygodowej, pełne jest fascynujących obserwacji, jak choćby na temat rywalizacji między Milicją Obywatelską a bezpieką czy realiów powojennej biedy i stosunku do lokalnych Niemców.

Jednym z gorących pragnień autora, które wyrosło z okresu okupacji, było marzenie o zemście. Pragnienie zemsty wielokrotnie powraca we wspomnieniach. Opisując okres powstania, Mietek notuje: „Czyż wolno mi pomyśleć chociaż nad tym, jakim szczęśliwym bym był, gdybym dożył chwili, gdy ręka sprawiedliwości uniesie się nad tymi zbrodniarzami? Boże, gdybyś mi pozwolił doczekać tej chwili trumfu, który uspokoi krew przelaną przez tych zbirów, gdybym mógł wtedy być wykonawcą, właściwie małym pionkiem w wykonywaniu sądu nad tymi fanatycznymi zbrodniarzami! To jest zbyt śmiała fantazja, nie wolno mi o tym nawet marzyć”.

Życie spełniło marzenie Mietka — obaj bracia Pachterowie zajęli się po wojnie wymierzaniem sprawiedliwości Niemcom. Mietek zatrudnił się w Urzędzie Bezpieczeństwa i wyłapywał ukrywających się Niemców, przede wszystkim SS-manów. Nienawidził ich, znęcał się nad nimi, bił i poniżał, podobnie jak sam był wcześniej bity i poniżany. Nie przyniosło mu to jednak satysfakcji. Tak to zwykle bywa: spełnienie pragnień nie przynosi ukojenia, a jedynie rozczarowanie i rozgoryczenie.Nota edytorska

NOTA EDYTORSKA

Przy redagowaniu maszynopisu wspomnień przestrzegaliśmy zasad obowiązujących przy wydawaniu źródeł, maksymalnie ograniczając zakres ingerencji edytorskich. Uwspółcześniliśmy interpunkcję i poprawiliśmy oczywiste błędy, w tym zapis rzeczowników pospolitych wielkimi literami.

Przestarzałe formy gramatyczne i ortograficzne pozostawiliśmy bez zmian, oddają one bowiem klimat epoki i charakter ówczesnej polszczyzny. Poprawiliśmy błędnie stosowane nazwy geograficzne, podając ich oryginalny zapis w przypisie (np. Skarżysko Kamienne, Majdanki), wyjątek uczyniliśmy dla zapisu „Treblinki”, gdyż taka wersja pojawia się powszechnie w źródłach z lat okupacji i tużpowojennych. Ujednoliciliśmy zapis nazwisk pojawiających się w tekście, w przypisach podając wersje wariantowe (np. Kępiński — Kempiński). W nawiasach kwadratowych wstawiono opuszczone omyłkowo wyrazy, które udało się odgadnąć, i wszelkie uwagi redaktorskie. Szczególnie długie zdania zostały podzielone na krótsze, dla ułatwienia lektury wydzielono też dodatkowe akapity.

W przypisach umieściliśmy wyjaśnienia historyczne oraz informacje o osobach pojawiających się w tekście — tych, które udało się zidentyfikować. Zdania wtrącone po niemiecku lub w jidysz zostały poprawione, a ich tłumaczenie umieszczono w przypisie.

Dwa fragmenty tekstu zostały przeniesione do aneksów na końcu książki. Pierwszy to tekst genewskiej deklaracji praw dziecka, a drugi — końcowe refleksje autora stanowiące komentarze do spraw poruszanych w prasie w 1947 r. — dziś już często niejasne.UMIERAĆ TEŻ TRZEBA UMIEĆ...

I.Wybuch wojny

I

WYBUCH WOJNY

Sierpień jest ku końcowi, dnie lecą szybko, jakaś niewidzialna tragedja zawisła nad światem, wszędzie widać ludzi, którzy z zapałem rozprawiają o polityce. Sklepy spożywcze stają się głównym obiektem ludzi, którzy pod wpływem paniki kupują to, co dostać, tworzy się od razu sytuacja tak naciągnięta, że Warszawa, która zawsze miała żywności na długie okresy, staje się pusta, rzadko ktoś może już dostać coś do kupienia. Widać, jak ludzie noszą paczki żywnościowe, a ci, co nie mogą tego zdobyć, patrzą z zazdrością w oczach. Nigdzie nie słychać już rozmów o muzyce lub o książkach itp., to przestało istnieć, jest obecnie ważny problem, żywność... W naszym mieszkaniu znajdowało się już tyle żywności, że można już było urządzić formalny hurtowy interes... Każdy zabezpieczał się, jak mógł, gdy jacyś znajomi spotykali się gdzieś, pierwsze pytanie brzmiało: „Gdzie można dostać żywność? Czy już macie zapas?”. Tak, ten okres śmiało nazwać „zapasowym okresem”. Ja jako mały chłopiec dziwiłem się temu. Jak to, czyż może kiedyś zabraknąć żywności na świecie? Przecież to zupełnie niemożliwe, ale jednak jeśli starsi ludzie tak czynią, to chyba i rację mają.

1 wrzesień. Ten dzień mi nigdy nie zatrze się w pamięci, na przedmieściach Warszawy zostały ustawione duże działa, a w ogrodach były ustawione działa przeciwlotnicze i dalekonośne. W ogóle nabierało to coś w rodzaju atmosfery wojennej. Ludzie jednak upierali się w swoich domysłach, że Niemcy się nie odważą rzucić na Polskę, bo od razu będą mieli do czynienia z Anglią i Francją, a ich się przecież boją.

Tak, ludzie nie wiedzieli, że odwieczny wróg świata znowu ruszył na podbój tegoż, a jego zbrodnicze zamiary przekraczają wszelkie fantazje i domysły, wróg ludzkości ruszy, aby zniszczyć świat, pogrążyć go największej tragedii, jakiej jeszcze historia świata nie zanotowała. Bestja ta stanęła na tylnych łapach. Pierwszą ofiarą miała być Polska.

Był pogodny dzień, piątek, o godz. 6-tej rano pierwsze samoloty ukazały się nad nami, ludzie krzyczeli z radością: „Nasi, nasi”... Ale jakie ich rozczarowanie było, gdy „nasi” zrzucili pierwsze „jajeczka”, które wybuchały na przedmieściach Warszawy, wtedy dopiero ludzie zrozumieli, że to nie nasi... Oddano kilka strzałów do tych samolotów, zupełnie bezskutecznych, wyglądało to na dziecinną zabawkę, bo żołnierze nawet nie wiedzieli, czy to są „nasze”, czy szwabskie...

W tym samym dniu zbombardowali jeszcze lotnisko na Okęciu. Ktoś niepowołany wypuścił paniczną plotkę, że niemcy puścili gaz, był to taki straszny rezultat, że ludzie szaleli, każdy chodził w maskach lub w tamponach, starali się dostać na najwyższe piętro. Ja z moim młodszym braciszkiem Sewkiem1 byliśmy na lotnisku Mokotowskim, a widząc, że wszyscy uciekają, lecimy do domu jednym tchem. Na ulicach ludzie, podobnie do borsuków, lecą we wszystkie strony. Nareszcie docieramy do domu, rodzice2, przerażeni naszą nieobecnością, czekali w naprężeniu na nasz powrót. Gdy się zjawiliśmy, od razu nam dali tampony, soda z wodą była zrobiona za szybko, więc z nadmiernej ilości sody mieliśmy całe gęby spalone. Podczas gdy jeszcze biegłem z bratem w największym pośpiechu, spytałem się brata, czy czuje zapach gazu, odpowiedział, że tak; oto co znaczy sugestja.

Właściwie była to robota desantów niemieckich. W dwa dni później niemcy (będę pisał niemcy małą literą, bo i tego nie są warci) byli już w głębi kraju, zbliżali się z szaloną szybkością ku Warszawie. Myśmy mieszkali przy ulicy Kopińskiej, niedaleko „Państwowego Monopolu Tytoniowego”3. W pobliżu były obiekty wojskowe, z tego powodu załadowaliśmy wszystkie możliwe ruchomości i przeprowadziliśmy się do centrum miasta, na Zamenhofa 16. Tu wynajęliśmy pokój u znajomych i tak postanowiliśmy przetrwać ten ciężki okres. Przez radjo podano, by wszyscy ludzie, którzy mogli opuścić Warszawę i mają zamiar to uczynić, mogą teraz przez Pragę opuścić Warszawę4. Zaczęła się paniczna ucieczka, żaden pojazd nie mógł się przedostać przez most łączący Warszawę z Pragą, niemcy o wszystkim wiedzieli i kosili po tych ludziach.

My postanowiliśmy zostać, chociaż ostrzegali, że Warszawa będzie oblężona i będzie się broniła do ostateczności. Tak też uczyniliśmy i pozostaliśmy. Zaczęły się formalne dania w postaci „jajeczek” tak samo z dział dalekonośnych, jak też z samolotów — sypali tego jak z rękawa. Jakże były bolesne te ponure dnie i noce, ludzie musieli przebywać stale w schronach. Z sąsiedniego schronu wydobywały się krzyki rozpaczy, 12 ludzi zostało zasypanych. Jeszcze podczas nalotu rzuciliśmy się na ratunek. Była to ciężka sprawa, bo nalot wzmagał się, pocisk, który wpadł do sąsiedniego podwórka, stworzył taką explozję, że odłamki cegieł padły do naszego podwórka. Mój ojciec dalej pracował nad uratowaniem tych ludzi i dostał odłamkiem cegły w oko, tak że mu sczerniało, lecz nie ustał w pracy. Po kilku godzinach ludzie ci wyszli cali i zdrowi, ale strasznie zasmoleni, nigdy nie zapomnę tych oczu. Nabożni ludzie za każdym świstem pocisku krzyczeli: „Szma Izrael”5, niektórzy mówili Psalmy i modlili się głośno. Jednak mieliśmy szczęście, bo nie mieliśmy zaszczytu zapoznania się z pociskami.

Zapanował wielki głód, ludzie stawali w ogonku całą noc, by nazajutrz około południa dostać bochenek chleba; ale jakże tragiczne miny odmalowały się na obliczach tych ludzi, którzy musieli odejść bez niczego. W naszym podwórzu była piekarnia Goldmasza i ci, co mieszkali w tym podwórzu, byli naprawdę szczęśliwcami. Myśmy brali po dziesięć bochenków dziennie, by pomóc komuś z rodziny lub znajomym. Chleb był raczej podoby do gliny, ale straszny głód stworzył go smacznym. Charakterystyczne jest to, że ludzie w ogonkach z początku uciekali przy każdym nalocie, lecz potem oswoili się z tym tak dalece, że nikt się nie ruszał z miejsca, nawet gdy pocisk padł gdzieś w pobliżu. Z początku byli tzw. cwaniacy, którzy w ogóle nie stawali w ogonku, lecz czekali na nalot, i w chwili gdy inni uciekali, oni stawali pierwsi.

Gazety były rozłapywane przez spragnionych jakiejś dobrej nowiny, ale poza sukcesami na frontach nic nie było, pisywali niestworzone historie. Była to propaganda, by ludzie nie padali na duchu. Prezydent miasta Starzyński6 krzyczał, by ludzie cykorji nie mieli, by każdy trzymał ład w swej okolicy, a zmobilizowana milicja obywatelska starała się czynić wszystko w tym kierunku, ale to było mało skuteczne.

Na pięknych ulicach Warszawy wyrosły barykady, ludzie własne meble zrzucali, by pomagać w obronie swego miasta, był to bardzo ponury widok. Kilka razy niemcy wdarli się w przedmieścia miasta, zostali wypchnięci heroiczną obroną żołnierzy, tych mistrzów bagnetu...Ja z moim starszym bratem Wilkiem7 byliśmy w OPL (Obywatelska Obrona Przeciwlotnicza8) — mieliśmy często nocną wartę. Zadaniem naszym było, by w razie ujrzenia płonącej świecy bomby zasypać ją piaskiem; mieliśmy kilka razy tę przyjemność. Z początku jeszcze radjo podawało, że „zarządzam alarm lotniczy na miasto Warszawę. ludzie, wyprzęgnąć konia do bram.”, ale gdy to stało się chlebem powszednim, już nawet nie czynili tego, bo cóż — przecież niemcy czynili to z lotnisk warszawskich.

Ciągle były inne pogłoski, że już Anglicy są w Gdańsku i że za dwa dni będą w Warszawie. Że Westerplatte broni się bohatersko i byśmy wzięli przykład z tego. Ludzie oswoili się już z radością, iż Anglia i Francja przystąpili do wojny9, bo nie widziano żadnego gestu pomocy. Głód był straszny, ten wróg ludzkości szalał, ale to było mało, więc też nie byłoby to kompletne, niemcy zbombardowali filtry i uszkodzili główne baseny. Teraz zaczął się nowy etap — brak wody, ubikacje były nieczynne, nawet wody do picia nie było, elektrownie nie pracowały, stan był nie do zniesienia. Szkopi rozpoczęli bez wytchnienia bombardować, nie było chwili bez świstu motoru lub bomb. Jakże znienawidzonym był ten przenikliwy świst, wdzierał się do wszystkich zakamarków, ogarniał trwogą ludzkie serca — ludzie, zrezygnowani do najwyższego stopnia, mówili, że niech już będzie, co chce, niech nawet niemiec wejdzie, już dłużej wytrzymać nie można było. Ludzie mówili, że Rosjanie są na Pradze, że dziś, jutro będą i u nas, ale to były tylko wymysły. Ludzie, nękani cierpieniami i wierzący we wszystko, co jest dobre dla nich, szli więc naiwnie w kierunku Pragi, aby przysłać Rosjanów. Przeżyli oni jeszcze jedno rozczarowanie.

Zawieszenie broni. Pierwszy odruch człowieka był niewątpliwie radosny, ale opamiętali się szybko, ale czy było inne wyjście? Nie, trudno, jakoś już będzie... Wiedzieliśmy, że gorącej przyjaźni nie możemy oczekiwać od niemców, bo słyszeliśmy doskonale o pogromach w 38 roku w niemczech10, po historii Grinszpana11. Wiedzieliśmy, że wypędzili Żydów do Zbąszynia, wtedy został też wygnany nasz Wujek wraz z całą rodziną z Essen, opowiadali nam różne rzeczy niezbyt pocieszające.

Spodziewaliśmy się najgorszego, ale żaden szaleniec nie przypuszczałby, że może się stać coś takiego. Gdy tylko ustał grad bomb i pocisków, ludzie rzucili się szybko masami do Wisły po wodę, bo już kilka dni wody nie było. Inni przytomni ludzie, którzy wiedzieli, że zdobyć można tylko w czasie wojny, nosili, rabowali, gromadzili, co było pod ręką, się dało. Moją i brata funkcją było przynoszenie wody z Wisły, trzeba było nosić więcej jak dwa kilometry, ale za pieniądze nie można było dostać nawet wody... Dlaczego ludzie mieli handlować wodą, podczas gdy mogli szabrować tysiące z obcego mienia.

W dzień po zawieszeniu broni przeprowadziliśmy się z powrotem do naszego mieszkania12, rodzice pojechali z platformą bielizny i pościeli, ja jechałem z platformą żywności, jeszcze tyle nam pozostało. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, zeszłem z wozu, by się przywitać z kolegami. Człowiek, który nam przewoził żywność, był naszym zaufanym przed wojną — ojciec powierzał mu towar na tysiące. Dziś, ogarnięty gorączką „szaberku”, ulotnił się z całą naszą żywnością — tragiczne. Gdy się spostrzegliśmy, było już po wszystkim, nic nam nie zostało, nawet na pierwszy posiłek. Rodzice mi nie robili wyrzutów, wiedzieli bowiem, że to była rzecz nieprzewidziana, i nikt by się nie spodziewał, że człowiek, który wczoraj jeszcze zaufany, dziś ulegnie strasznej demoralizacji wojny. Stało się więc, chociaż nie było wtedy człowieka, który by potrafił kupić za pieniądze choć trochę żywności. Tak więc wtedy po raz pierwszy zajrzał nam głód w oczy, nikt o tem nie wiedział, bo co nam pomoże? Pościliśmy cały dzień. Gdy mamusia udała się nazajutrz do naszych klijentów, ci tak serdecznie lubili mamusię, że nawet całowali się przy przywitaniu, dali jej żywności, ile tylko chciała, tak więc minął od razu nasz głód.

Przed wybuchem wojny mieliśmy hurtownię jaj, a przed samym wybuchem zostało nam dużo forsy, której nie zdążyliśmy ulokować, więc teraz po zawieszeniu broni ojciec przez znajomego zakupił z monopolu tytoniowego cały transport papierosów, które przywieźliśmy do naszego mieszkania przy różnych kombinacjach. Niespostrzeżeni przez nikogo weszliśmy na strych, tam zrobiliśmy skrytkę (pod całą podłogą), którą od sufitu do podłogi mogła dzielić przestrzeń 25 cm. Zrobiliśmy z jednej strony sztuczne klapy i tam wsunęliśmy paczki po 5 tys. papierosów, które były zaopatrzone w linki. Paczka więc spoczywała na drugim końcu — z tego brzegu leżały linki, na których były uwiązane kartki z wyszczególnionym materiałem. Pracowaliśmy około 48 godzin nad tym dziełem; na końcu zamaskowaliśmy podłogę w ten sposób, że ktoś niewtajemniczony by nigdy tego nie wykrył.

W tym okresie panował wielki głód, ludzie pozbawieni żywności chodzili na pola, gdzie zbierali plon tych, którzy to zasiali w pocie czoła. Rabowali wszystko, co się dało. Przedsiębiorczy ludzie wozami wywozili, i dopiero po tych to szabrach zaczął się handel, tak więc można było otrzymać za forsę żywność. Wolno ukazywały się na rynku coraz inne artykuły. Rozwijał się handel, życie zaczęło płynąć na wpół normalnie. Co wieczór zbierali się ludzie, którzy szeroko omawiali zagadnienia polityczne. Mój ojciec był tym najwięcej pochłonięty, zbierało się wieczorami całe towarzystwo sąsiadów i znajomych u nas w salonie, gdzie szeroko omawiali nowości z gazet lub też radjowe wiadomości.

Gdy tylko wojna wybuchła, ojciec ukrył kilkadziesiąt skrzynek jaj i w chwili gdy niemcy mieli wkroczyć (bo trzy dni było zupełnie spokojnie, tzn. że prawie nie było ich widać, gdyż obejmowali wszystkie rządowe obiekty i urzędy, tak że byli zajęci sobą), ojciec mój w tym właśnie czasie wywoził na dwóch platformach towar i oddał go jednemu kupcowi, aby ten sprzedał go w dzielnicy żydowskiej. Ten sprzedał to szybko i bardzo drogo, ale w dniu, gdy ojciec miał udać się do niego po forsę, okazało się, że ten już jest w drodze do Rosji. Chociaż strata była duża, jednak szybko ojciec się pogodził z losem, pieniądze są okrągłe.

Miasto zostało tymczasem opanowane przez niemców. Ci zbrodniarze chodzili od razu szukać Żydów bogatych lub też brodatych, na których urządzali potworne orgje. Gdy tylko ukazali się na naszej ulicy, od razu zostaliśmy zaszczyceni ich wizytą, to mali chłopcy byli ich przewodnikami. Oni upojeni miłością i sympatią dla nas, Żydów. Jeszcze jako dziecko, które ledwie wymawiało „tata, mama”, już drugim słowem było mu wpojone przez rodziców „Żyd”. Nauka nie idzie w las, ledwie chodziło na nogach, a już krzyczało: „Zidzie palszywy”. Zjawili się szkopi w otoczeniu świty szczeniaków z całej ulicy. Mój ojciec zdołał w ostatniej chwili ulotnić się niespostrzeżony. I od tej chwili zaczęły się łapanki, niemcy już znali adresy Żydów i przychodzili, kiedykolwiek zachciało im się, by brać na roboty lub też na orgje. Ani chwili nie żyliśmy pewni, szczególnie dzielnica była aryjska i Żyd był bardzo poszukiwany. Kilkakrotnie został ojciec zabrany na roboty, gdzie w pocie czoła pracował kilkanaście godzin. Ja z starszym bratem też zostaliśmy sprowadzani do pracy, ale my już sobie radę dawaliśmy, prawie nigdy nie pracowaliśmy do końca, zawsze udało nam się uciec. Żołdactwo to, rozwydrzone wszelkimi prawami, chodzili przez ulice, szukając ofiar, w tej dziedzinie byli bardzo pomysłowi. Np. chodzili po dwóch w odległości kilkunastu metrów i pierwsi bili tych, którzy zdejmowali czapki, mówiąc: „Bist du mein Kamerad?”13. Gdy człowiek, przestraszony, już nie zdejmował czapki przy następnych, wtedy ci dawali znowu „wciry” (bicie), dlatego że nie zdejmuje przed nimi czapki. Chodzili z dużymi nagajami i bili, kogo tylko spotkali. O wiele większe orgje urządzali z Żydami, którzy nosili brody, tych brali, podpalając im brody, często wyrywali, jakiś wielki sadyzm malował się im na twarzach.

------------------------------------------------------------------------

1 Sewek — Szaja, Ischaja Pachter, młodszy brat autora (ur. 1928), zginął w styczniu 1943 r. w Treblince.

2 Rodzice autora to Rywka Pachter z d. Zymerman (ur. 1898, nazwisko pojawia się w różnych dokumentach także jako Zimerman lub Cymerman) oraz Pinchas Pachter (ur. 1896). Obydwoje zginęli w styczniu 1943 r. w Treblince.

3 Właśc. Tytoniowy Monopol Polski; siedziba dyrekcji znajdowała się przy ul. Nowy Świat 4, a biura przy ul. Kaliskiej 1 (archiwum, dział produkcji, Wytwórnia nr 2), Dzielnej 62 (Wytwórnia nr 1), Czerniakowskiej 117 (Zakład Sprzedaży nr 1) oraz Nowogrodzkiej 47 (Zakład Sprzedaży nr 2). Pachterowie mieszkali przy ul. Kopińskiej 8, tuż przy Kaliskiej.

4 W nocy z 6 na 7 września 1939 r. płk Roman Umiastowski — szef propagandy Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego — wygłosił w radiu przemówienie, w którym wzywał mężczyzn zdolnych do walki do opuszczenia Warszawy w celu utworzenia nowej linii obrony na wschód od Wisły. Ochotnicy mieli zostać uzbrojeni i wcieleni do armii. Jego słowa spowodowały masowy exodus ludności Warszawy.

5 „Szma (Szema) Israel, Adonai Elohejnu, Adonai Echad” (hebr.) — „Słuchaj Izraelu, Wiekuisty Bóg, nasz Pan, Bóg Jedyny”. Są to początkowe słowa najważniejszej w judaizmie modlitwy — wyznania wiary w jedynego Boga. Jest ona częścią modlitw porannych i wieczornych, odmawia się ją w momencie śmierci. Nabierała specjalnego znaczenia w okresach prześladowań, stając się wyznaniem wiary żydowskich męczenników.

6 Stefan Starzyński (1893-1943) — prezydent Warszawy (1934-1939). We wrześniu 1939 r. jako komisarz cywilny przy Dowództwie Obrony Warszawy zasłynął przemówieniami radiowymi podnoszącymi na duchu mieszkańców stolicy. Jego ostatnie wystąpienie radiowe (23 września) zaczynało się od słów: „Chciałem, by Warszawa była wielka. Ja i moi współpracownicy kreśliliśmy plany wielkiej Warszawy przyszłości. I Warszawa jest wielka. Prędzej to nastąpiło, niż przypuszczaliśmy. I choć tam, gdzie miały być parki, dziś są barykady, choć płoną nasze biblioteki, choć palą się szpitale, Warszawa broniąca honoru Polski jest dziś u szczytu swej wielkości i sławy!”.

7 Wilek — Wolf Pachter, starszy brat Mietka (ur. 16 lutego 1922 r.).

8 OPL — Obrona Przeciwlotnicza. W jej ramach działały ośrodki Obrony Przeciwlotniczej — jednostki wojskowe, których pododdziały broniły Warszawy przed nalotami Niemców (czynna OPL), natomiast mieszkańcy miasta byli zorganizowani w ramach biernej OPL, mającej za zadanie gasić wybuchające pożary, udzielać w miarę możliwości pierwszej pomocy rannym etc.

9 3 września Anglia i Francja wypowiedziały wojnę Trzeciej Rzeszy, co wzbudziło w Warszawie entuzjazm. Za tym gestem nie poszły jednak żadne działania militarne, co wywołało z kolei ogromne rozczarowanie.

10 Chodzi o pogrom Żydów w hitlerowskich Niemczech, dokonany w nocy z 9 na 10 listopada 1938 r. Ulice niemieckich miast zostały zasypane odłamkami szkła i kryształów ze zniszczonych żydowskich mieszkań i sklepów, stąd nazwa pogromu — „noc kryształowa”

11 Pretekstem do pogromu „nocy kryształowej” stało się zamordowanie w Paryżu sekretarza ambasady niemieckiej Ernsta vom Ratha przez Herszela Grynszpana. Rodzina Grynszpana została deportowana z Trzeciej Rzeszy pod koniec października 1938 r. wraz z 17 tys. Żydów mających polskie paszporty. Większość z nich znalazła się w obozie przejściowym w Zbąszyniu. Mieszkający od 1936 r. w Paryżu Herszel Grynszpan na wieść o losach rodziny w akcie odwetu 7 listopada 1938 r. zastrzelił vom Ratha.

12 Na ul. Kopińską 8.

13 Bist du mein Kamerad? (niem.) — Czy jesteś moim kolegą?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: