- W empik go
07 06 04. Życiorys Rapera pod pseudonimem „LandeK” - ebook
07 06 04. Życiorys Rapera pod pseudonimem „LandeK” - ebook
„07 06 04” to książka opisująca życie rapera, znanego w Internecie jako LandeK, w postaci rozmowy z psychologiem. Wydarzenia opisane w powieści są autentyczne/prawdziwe i potwierdzone przez samego rapera. W książce występują również niewielkie nawiązania do psychologii, ale bez używania trudnej terminologii. Jeśli jesteś słuchaczem muzyki „Landka”, to ta książka na pewno pomoże Ci lepiej zrozumieć jego teksty.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8221-369-0 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Adrian powoli zmierzał w kierunku wielkiego białego budynku. Akurat zapomniał słuchawek i wszechobecna cisza działała na niego przygnębiająco, chociaż i tak nie był w najlepszym nastroju. Zmierzał do przychodni, gdzie, jak sądził, miał mu pomóc psycholog. Nie miał najlepszych doświadczeń z tym zawodem, ale o tym później. Niepewnie wszedł do budynku i po szybkiej rejestracji został skierowany do gabinetu nr 201. Na drzwiach widniała tabliczka z napisem „psycholog”. Adrian zawahał się. Do końca nie wiedział czy to dobry pomysł. Westchnął. Musiał się pozbierać. Po chwili namysłu nacisnął na klamkę.
Przywitała go młoda kobieta z łagodną twarzą. Miała długie ciemne włosy spięte w kucyk. Chłopak również odpowiedział — „dzień dobry”. Adrian nie widział w niej typowego szkolnego psychologa, który pod pretekstem pracy nad jego zachowaniem kazał mu ułożyć klocki lub narysować swoją rodzinę. Kiedyś jeden psycholog kazał mu wykonać podobne zadanie i się spytał, dlaczego nie umieścił dziadka na rysunku. Jednak to było dość oczywiste. Adrian po prostu go nie miał. Zmarł parę lat przed jego narodzinami, i nigdy nie miał okazji pójść ze swoim wnukiem na ryby czy nauczyć go grać w szachy.
Psycholożka wyjęła kartę zdrowia swojego pacjenta. „Adrian Dudziński 7 czerwca 2004” — było napisane na pierwszej stronie, jakby to był tytuł rozpoczynający jakąś trylogię. Nie wiedziała, że takie porównanie nie jest tu przytoczone bez powodu.
Widziała notatki kolejnych specjalistów na stronach jego karty zdrowia. Każdy pisał co innego. Pani doktor nie mogła zrozumieć, dlaczego żaden z poprzednich psychologów i nie mógł postawić konkretnej diagnozy i każdy pisał co innego. Czy sprawa z tym chłopakiem naprawdę jest aż tak zaplątana?
Adrian odwrócił wzrok. Nie miał już pewności co do tego, że czynił słusznie po raz kolejny zwierzając się obcej osobie. Wolał patrzeć w okno, na ściany, gdziekolwiek, byle by nie na lekarza.
— Widzę, że każdy psycholog prowadził z tobą inną pracę– podsumowała ostatecznie pani doktor. Adrian w końcu spojrzał się na nią. — I najwyraźniej bez większego skutku.
Na te słowa lekarki chłopak smutno się uśmiechnął. Wiedział, że to nie jego wina i że psycholog mówi o niepoprawnym leczeniu poprzednich specjalistów, jednak po raz pierwszy jego sytuacja go rozbawiła.
— To może na początku zacznijmy od prostszych spraw, opowiedz mi o swojej rodzinie. Co u twoich rodziców? — psycholożka uśmiechnęła się zachęcająco, a Adrian już teraz zaczął mieć wątpliwości co do tego, czy lekarka miała rację, mówiąc, że sprawy rodzinne to sprawy „prostsze”.
— Chyba zacznę od tego, że jak miałem 5 lat, wyprowadził się ode mnie ojciec, na moich oczach widziałem jak się kłócą z mamą ale całe szczęście powiedział że mnie będzie odwiedzać.. No i odwiedzał mnie raz na miesiąc lub co 2 tygodnie, zabierał mnie czasami na wakacje. Nie widziałem, czy to ma sens. Przecież i tak już było widać, że nic nie powróci do normy, jak to mówił ojciec. Tak więc wyszło, że od małego mieszkałem z babcią i mamą.
Lekarka była zaskoczona pierwszą wypowiedzią chłopaka. Jednak, skoro chciał się podzielić od razu czymś tak osobistym, to była mu wdzięczna. Wolała jak pacjent mówi, co go boli i nie trzeba było „wyciągać” od niego słów, chociaż do każdego potrzebne jest osobne podejście. To trochę jak z anginą — łatwiej idzie leczenie, gdy pacjent powie, że boli go gardło i lekarz od razu może je sprawdzić, a nie opatrywać każdą część ciała chorego i już dopiero później zgadywać, co jest nie tak.
— Wie pani, babcia była zawsze dla mnie największą oporą. To chyba właśnie z nią miałem największą więź. O wiele większą w porównaniu do innych ludzi, którzy mnie otaczali w moim dzieciństwie.
Psycholożka uważnie słuchała chłopaka, notując podawane informacje.
— Chciałbyś mi może opowiedzieć więcej o swoim dzieciństwie? — dodała po chwili lekarka — Pomogłoby mi to bardziej poznać twoje źycie.
— Gdy miałem te 7 lat poznałem swoje pierwsze hobby. Była to piłka nożna. Właśnie w wieku 7 lat zacząłem praktycznie codziennie chodzić na boisko, żeby ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć. Dzięki piłce zacząłem poznawać nowych kolegów, a później również przyjaciół. Nie mogłem się oderwać od tej pasji. Pamiętam, że babcia mnie wołała na obiad i mimo tego, że byłem strasznie głodny, a jedzeniu mojej babci nie mogło dorównać żadne inne, nawet przygotowane przez najlepszego kucharza danie, to ja jednak wybierałem boisko, zostawałem na dworze i dalej grałem. Nie robiłem tego bez powodu, miałem przecież swojego idola — Cristiana Ronaldo. Jak zapewne większość chłopców chciałem być jak on. Z czasem coraz lepiej grałem w piłkę ale niestety gdy miałem 8/9 lat i zacząłem chodzić na inne boisko, które się znajdowało bliżej domu, trochę czy tam dużo starsi chłopacy się ze mnie śmiali, pytali się czy mam anoreksję. Nasłuchałem się od nich wielu wyzwisk, które nawet teraz wstyd mi wymawiać. No i oczywiście mówili, że nie umiem grać. Mimo to, że chłopacy wiedzieli, że się boję stać na bramce, to właśnie ja zawsze pełniłem rolę bramkarza. Każde moje protesty kończyły się jak zwykle śmiechem z ich strony. Że nie umiem grać… Nadal nie wiem, po co ja się z nimi trzymałem, chociaż nadal wyzywali mnie nadal od downów, anorektyków, no i od najgorszych. Wtedy za każdym razem prawie wracałem z boiska załamany. Z czasem grałem coraz lepiej w piłkę. Po jakimś czasie udało mi się pozbierać i się zmotywować do intensywniejszych ćwiczeń. W końcu zacząłem odnosić sukcesy. Byłem w stanie okiwać nawet kilku dużo słabszych graczy lub technicznie dobrze strzelać, ale niestety czasami bardzo niecelnie. No i raz ci starsi chłopacy… Czasami stawianie mnie na bramce nie było najgorszym, co mi robili, a później nie zatrzymywali się na wyśmiewaniu tylko mojego wyglądu i umiejętności. Wtedy nie wiedziałem co to znaczy naruszanie prywatności, ale teraz już wiem, że była ona mocno naruszona. Z racji tego, że bylem mały, nie wiedziałem również co to asertywność i przez to oni podejmowali za mnie wiele decyzji. Przynajmniej tak to wyglądało… Tak wychodziło, że mimo to, że umiałem grać, oni byli dużo lepsi. Przy nich się stresowałem i przez to grałem bardzo i to bardzo słabo. Czasem nawet nie potrafiłem strzelić do pustej bramki.
Adrian już czuł się nieswojo. Nie powinien opowiadać o sobie w takim świetle. Myślał, że skoro mówi o tak prywatnych rzeczach swojej lekarce, to nie będzie już traktowany poważnie. Jednak czy jest to tego warte? Może właśnie ta próba zachowania dumy sprowadziła go tutaj. Jednak ku jego zdziwieniu, pani doktor nadal słuchała nawet bez cienia pogardy czy zażenowania na twarzy.
— Myślisz, że dałbyś radę sprzeciwić się tym chłopakom teraz?
— Jak teraz sobie przypominam, to nie wierzę, że aż tak mogłem się bać kogoś większego i silniejszego.
Adrian poczuł ulgę, przez to, że sam to sobie uświadomił.
— Też chciałam mieć autorytet u koleżanek i widziałam wiele nieżyczliwych spojrzeń w swoją stronę. Niestety, albo na szczęście były to tylko spojrzenia i chyba nigdy się nie dowiem, jakich wyzwisk i obgadywań byłam ofiarą.