1-2-3. Część pierwsza - ebook
Historia pary, która szuka odświeżenia swojego związku, decydując się na zaproszenie innej kobiety do domu. Ich pomysł rozbudza dawno uśpiony żar, choć w sposób zupełnie nieoczekiwany. Opowiadanie pełne jest zmysłowych i obrazowych opisów scen erotycznych, które podkreślają emocje, napięcie i przemianę bohaterów.
| Kategoria: | Erotyka |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788397622906 |
| Rozmiar pliku: | 6,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
–––––––––– Wprowadzenie cz.1
To miała być tylko niewinna inicjatywa – praktyczna i trochę figlarna. Pomoc domowa na kilka tygodni przed świętami, żeby odciążyć Gabrielę, gdy dzieci zaczynają wchodzić w fazę przedświątecznej hiperaktywności, a dom tonie w liście zadań, które „ktoś” musi wykonać. Zazwyczaj to „ktoś” było właśnie nią.
Ale pomysł miał też drugi wymiar. Cichszy. Delikatniejszy. Może nawet bardziej osobisty. Bo gdzieś pod tą całą organizacją, grafikami i listami zakupów, kryło się coś jeszcze: tęsknota.
Tęsknota za tym, co było kiedyś. Za spojrzeniem, które mówiło więcej niż słowa. Za przypadkowym dotykiem, który mógł zmienić wieczór. Za sobą – nie jako rodzicami, nie jako zespołem do zarządzania życiem, ale jako kobietą i mężczyzną, którzy kiedyś nie mogli oderwać od siebie rąk.
Praca, dom, praca, dom. Wieczne zmęczenie. Nocne „zaraz”, które nigdy nie przechodziło w „teraz”. Intymność zaczęła przypominać odległe wspomnienie, które wciąż było obecne, ale jak przez szybę – niby blisko, a jednak nieosiągalne.
I tak, któregoś wieczoru, kiedy dzieci wreszcie zasnęły, a kieliszek wina rozluźnił ramiona, Gabriela zaproponowała coś, co miało być zarówno praktyczne, jak i… nieco zaskakujące.
– „Może zróbmy… casting?" – rzuciła, uśmiechając się nieco zbyt niewinnie. – „Ktoś do pomocy, ale… nie tylko do mycia okien."
Spojrzałeś na nią, zaskoczony. Ale też… zaciekawiony.
– „Casting”?
– „No, wiesz…, żeby wybrać dobrze. Kogoś, kto nie tylko ogarnie kurz, ale może też trochę… ożywi atmosferę."
Powiedziała to półżartem, ale w jej oczach błysnęło coś więcej. Coś, co dawno temu w tobie obudziło mężczyznę. I nagle pomysł, który miał być tylko żartem, zaczął się stawać czymś prawdziwym. Czymś, co miało szansę nie tylko odkurzyć dom…, ale też was samych.
I tak zaczęło się coś, czego żadne z was nie planowało w pełni. Bo przecież to miał być tylko „prezent”. Trochę świeżości. Trochę zabawy. Taki niegroźny flirt z codziennością.
Tylko że życie – jak się miało okazać – miało dla was znacznie odważniejszy scenariusz.
–––––––––– Wprowadzenie cz.2
To wszystko zaczęło się zupełnie niewinnie – jak większość rzeczy, które później nabierają intensywnych kolorów.
Gabriela siedziała przy kuchennym stole, z filiżanką kawy w dłoni, zerkając na ekran laptopa. Portal ogłoszeniowy, zakładka: „usługi domowe”. Pomiędzy wpisami o sprzątaniu i opiece nad dziećmi, właśnie opublikowała swoje:
„Szukamy osoby do pomocy przy domu – drobne porządki, wsparcie sezonowe. Praca tymczasowa, dobre warunki. Ciepła, dyskretna atmosfera.”
Brzmiało neutralnie. Praktycznie. Ale to był tylko pozór.
Bo dla Gabrieli nic nie było przypadkowe.
Zerknęła na leżącą obok kartkę z notatkami. Trzy zadania, precyzyjnie dobrane. Praktyczne, tak – ale subtelnie zmysłowe. Takie, które nie potrzebowały słów, by sugerować więcej. Uśmiechnęła się lekko, z tej swojej wewnętrznej satysfakcji. Plan był gotowy.
– Czyszczenie fug – klasyka. Praca na kolanach, pochylone ciało, rytmiczne ruchy bioder. Zwykłe zadanie? Owszem. Ale też najbardziej odsłaniające – zwłaszcza w odpowiednim stroju.
– Mycie żyrandola – ramiona w górze, stopy na szczeblach drabiny, balansowanie ciała. Sukienka podwiewa, biodra pracują. Pojawia się napięcie. Kontrola wymyka się tylko trochę, ale wystarczająco, by zostawić ślad w wyobraźni.
– Spacer z psem wokół domu – z pozoru najmniej znaczący, ale dający najwięcej pola do obserwacji. Ruch, postawa, naturalne gesty. I ta możliwość oglądania kandydatki z każdej strony – bez skrępowania.
Do tych zadań Gabriela przygotowała trzy konkretne stroje, które rozłożyła starannie w salonie, każdy z nich ułożony osobno, z karteczką: „Wybierz jeden – na cały test.”
Nie było powrotu.
Kto pierwszy, ten miał pełen wybór. Każda kolejna kandydatka musiała przyjąć to, co zostało. I o to właśnie chodziło – o naturalną selekcję, o reakcję, o to, jak kobieta niesie strój, którego nie wybrała w pełni świadomie.
– Czarna, obcisła sukienka – krótka, może do połowy uda, może mniej. Materiał gładki, przylegający, lekko połyskujący. Podkreślał każdą linię bioder, każdy ruch. Idealna do pracy przy podłodze. Elegancka, ale jednocześnie prowokująca. Bez słów mówiła: patrz, ale nie dotykaj.
– Biała, zwiewna sukienka – lekka, przewiewna, z cienkimi ramiączkami. Sięgała ledwo za pośladki. Przy każdym ruchu układała się inaczej, łapała światło. Szczególnie niepokojąca, gdy ktoś stawał na drabinie i sięgał wysoko.
– Biały, dwuczęściowy strój kąpielowy – minimalistyczny, sportowy krój, ale bardzo dopasowany. Każdy kontur widoczny. Praktyczny „na papierze”, ale w rzeczywistości… bardzo szczery. Najmniej zasłaniający. Najwięcej mówiący.
Kiedy zamknęła laptopa i zaczęła pakować ubrania do osobnych pudełek, nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Ten moment miał coś z dziecięcej ekscytacji. Coś, czego nie czuła od dawna.
Wyjęła telefon i wybrała Twój numer.
– „Mam to” – powiedziała z entuzjazmem, który od razu cię zaintrygował. – „Ogłoszenie już wisi, stroje przygotowane, zadania dopracowane. Casting zrobię w środę, jak będziesz w pracy. A dzieci i tak wyjeżdżają…, więc będzie spokojnie. Cicho. ”
Zawiesiła głos, a potem dodała ciszej:
– „Pomyślałam, że może… to będzie taki mały prezent. Dla Ciebie. Dla nas. Żeby znów się trochę rozbudzić. ”
Usłyszałeś jej śmiech. Ten ciepły, kobiecy, trochę figlarny. Ten, który pamiętasz z czasów, kiedy byliście jeszcze tylko we dwoje.
I przez chwilę miałeś wrażenie, że lato tego roku naprawdę może być gorętszy niż zwykle.–––––––––– ŚRODA – DZIEŃ 1
–––––––––– D1–S1: Pierwsza rozmowa i wybór stroju
Gabriela przygotowała odpowiednie warunki na casting.
Każda kandydatka miała przyjść w wyznaczonym czasie, by zaprezentować się przed Gabrielą.
Piątek… to tego dnia miała się odbyć rozmowy, a Gabriela postanowiła być cierpliwa i spokojna, starając się wyciągnąć jak najwięcej informacji o każdej z kandydatek, zanim podejmie decyzję.
Gdy pierwsza kandydatka przyszła, Gabriela przywitała ją ciepło, a rozmowa rozpoczęła się od luźniejszych pytań.
Gabriela, jak zwykle, starała się być uważna na każdą reakcję i gest kandydatki.
Jej zadaniem było sprawdzenie czy kandydatka czuje się komfortowo w różnych okolicznościach.
– „Wiesz, że będziesz musiała wybrać jeden z trzech zestawów, które przygotowałam. Każdy z nich sprawdzi, jak radzisz sobie w różnych sytuacjach. Zaczniemy od stroju, który najlepiej Ci odpowiada.”
Kandydatka spojrzała na wyłożone na stole ubrania: czarną, obcisłą sukienkę i białą, zwiewną sukienkę oraz biały dwuczęściowy strój kąpielowy, który wciąż wywoływał pewne napięcie, mimo że nie był używany na co dzień.
Gabriela uważnie obserwowała jej reakcję, starając się wyczytać, który strój kandydatka wybierze.
Po chwili zastanowienia kandydatka wybrała tą czarną, która była odważniejsza, ale zarazem elegancka.
Gabriela uśmiechnęła się, doceniając jej pewność siebie.
– „Świetny wybór. Teraz musisz wiedzieć, że czeka Cię kilka zadań, które pomogą mi lepiej poznać Twoje zdolności i otwartość. Pierwsze zadanie to czyszczenie fug w kuchni. Wymaga to nieco pracy na kolanach, ale w tym stroju z pewnością poradzisz sobie doskonale.”
Kandydatka nie wydawała się zaskoczona, raczej pełna gotowości. Gabriela kontynuowała: – „Kolejne zadanie to mycie żyrandola na drabinie. Będziesz musiała sięgnąć wysoko, a ja będę miała okazję ocenić Cię z dołu.”
Po krótkiej przerwie Gabriela dodała: – „Na koniec wyprowadzenie psa na spacer wokół domu. To pozwoli mi zobaczyć, jak radzisz sobie w naturalnym otoczeniu, jak otwarta jesteś na nieoczekiwane sytuacje.”
Kandydatka uśmiechnęła się, gotowa na wyzwanie.
Gabriela zakończyła rozmowę mówiąc: – „Zaczynamy od czyszczenia fug. Powodzenia.”
–––––––––– D1–S2: Pierwsze zadanie – czyszczenie fug
Kandydatka, po wybraniu sukienki, podeszła do kuchni, gdzie Gabriela czekała, gotowa ocenić jej postawę i zdeterminowanie.
Na stole stał zestaw do czyszczenia fug: szczotka, środek czyszczący i mała wiaderko z wodą.
Gabriela obserwowała, jak kandydatka przygląda się zadaniu.
– „Musisz to zrobić na kolanach,” – powiedziała Gabriela spokojnie, wskazując na podłogę. – „Chciałabym, żebyś poczuła się komfortowo, ale też, żebyś pokazała, że potrafisz pracować w tej pozycji.”
Kandydatka po chwili wahania, z lekkim rumieńcem na twarzy, kucnęła na podłodze.
Strój, który wybrała, idealnie przylegał do jej ciała, ale jednocześnie nie ograniczał ruchów.
Gabriela zauważyła, jak stara się zachować elegancję, mimo dość intymnej pozycji.
Kandydatka zaczęła szorować fugę, co wymagało nie tylko odpowiedniej siły, ale i precyzji.
Gabriela dostrzegła, że jej ciało w tej pozycji jest wygięte, a ruchy przypominają niemal taniec.
Fale materiału sukienki co chwilę odsłaniały jej plecy i nogi, co zapewne przyciągało uwagę.
– „Dobrze ci idzie, widać, że masz wprawę,” – mówiła Gabriela z lekkim uśmiechem, starając się być uprzedzająca, ale także zauważająca każdy szczegół. – „Pamiętaj, że liczy się zarówno zaangażowanie, jak i sposób, w jaki się poruszasz w tej pozycji.”
Kandydatka przez chwilę sięgnęła do szczotki, czyszcząc narożnik. Jej pozycja, choć wygodna, nie była najwygodniejsza i Gabriela mogła zauważyć, jak jej ciało zaczyna się lekko męczyć.
Jednak kandydatka nie wydawała się tym zrażać. Zdecydowanie kontynuowała pracę, a Gabriela nie mogła oderwać wzroku od jej wygiętego ciała i ruchów.
– „Bardzo dobrze,” – powiedziała Gabriela, podchodząc do niej. – „Za chwilę przechodzimy do kolejnego zadania.”
–––––––––– D1–S3: Drugie zadanie – mycie żyrandola
Po zakończeniu czyszczenia fug, Gabriela poprosiła kandydatkę, by przeszła do kolejnego wyzwania – mycia żyrandola.
Stała drabina była już przygotowana, a sam żyrandol znajdował się na wysokości, gdzie kandydatka musiała sięgnąć w górę.
Gabriela stała na dole, gotowa do oceny.
– „To zadanie wymaga nieco odwagi,” – powiedziała Gabriela, wskazując na drabinę. „Wchodzisz na drabinę, ale ważne jest, byś nie bała się tej wysokości. Musisz to zrobić pewnie i z wyczuciem.”
Kandydatka, widocznie pewna siebie, podeszła do drabiny. Gabriela widziała, jak jej ręce delikatnie zaciskają się na szczeblach, kiedy zaczęła się wspinać.
Jej strój, mimo że ładnie podkreślał sylwetkę, nie był najbardziej praktyczny do tego typu zadania.
Mimo to, kandydatka poradziła sobie bez większych problemów. Gabriela miała teraz okazję zobaczyć jej plecy i biodra z dołu, kiedy kandydatka sięgała po ścierkę i zaczęła czyścić żyrandol.
– „Dobrze, dobrze… bardzo ładnie to robisz,” – Gabriela pochwalała jej wysiłek.
Obserwując, jak kandydatka wznosi ręce, mogła zobaczyć, jak delikatnie jej biust przesuwa się w górę, odsłaniając jeszcze bardziej krągłe plecy.
Gabriela z przyjemnością analizowała jej technikę, zwracając uwagę na każdy detal, szczególnie w tej wymuszonej, ale eleganckiej pozycji.
Po kilku minutach mycia, kandydatka zeszła z drabiny.
– „To zadanie wymagało pewności siebie, dobrze to zrobiłaś,” – powiedziała Gabriela. – „Teraz przejdźmy do ostatniego, najłatwiejszego, wyprowadzenia psa na spacer.”
–––––––––– D1–S4: Trzecie zadanie – spacer z psem
Na koniec, kandydatka musiała wykonać najprostszą z pozoru czynność – wyprowadzić psa na spacer wokół domu.
Gabi od razu zauważyła, że kandydatka traktuje psa jak prawdziwego towarzysza, prowadzi go pewnie i z delikatnością, nie spiesząc się.
Spacerowanie wokół domu pozwalało Gabrieli ocenić, jak kandydatka radzi sobie w bardziej naturalnym otoczeniu, jak zachowuje się wobec nieprzewidywalnych sytuacji.
Z każdym krokiem Gabriela zwracała uwagę na jej postawę, elegancję i swobodę w poruszaniu się, mimo że momentami mogła poczuć się nieco skrępowana.
– „Bardzo ładnie,” – powiedziała Gabriela na zakończenie spaceru, widząc, jak kandydatka troszczy się o psa i płynnie reaguje na jego ruchy. – „Jestem pod wrażeniem. Czekam teraz na resztę kandydatek, ale na pewno będziesz wśród tych, które rozważę na poważnie.”
Scena zakończona była miłym akcentem, a Gabriela pozostawiła kandydatkę z nadzieją, że pokaże jej jeszcze coś, czego się nie spodziewała.
Teraz nadszedł czas na kolejne rozmowy z pozostałymi kandydatkami.
–––––––––– D1–S5: Druga kandydatka – wybór sukienki
Gabriela usłyszała dzwonek.
W progu stanęła kolejna dziewczyna – młoda, o delikatnym, niemal eterycznym wyrazie twarzy. W jej oczach nie było tylko uprzejmości, lecz naturalna, cicha ciekawość i subtelna pewność siebie.
Ubrana jeszcze zwyczajnie, nerwowo bawiła się paskiem torebki, jej ruchy były płynne, ale skrywały wewnętrzne napięcie. Gabriela skinęła głową, zapraszając ją do środka.
Na stole czekały przygotowane stroje.
Po krótkim wprowadzeniu – o warunkach, zadaniach i tym, że strój będzie jedyną rzeczą, jaką założy – kandydatka przez moment zawahała się przy bikini, ale jej wzrok zatrzymał się na białej, zwiewnej sukience. Sięgnęła po nią powoli, jakby wybierała nie tylko ubranie, lecz emocję, którą chciała dziś wyrazić.
– „To twoja decyzja?” – zapytała Gabriela z delikatnym uśmiechem, przechylając lekko głowę. – „Pamiętaj masz być 'tylko' w niej."
Dziewczyna skinęła głową, miękko ściskając materiał sukienki w dłoniach, jakby już wyczuwała jej lekkość i chłód na skórze.
Gabriela zaprowadziła ją do łazienki, gdzie panował chłód kafelków i zapach pudrowych mydeł. Kandydatka zdjęła bluzkę powoli, z wahaniem, a potem szybkim ruchem rozpięła zamek spódnicy, pozwalając materiałowi opaść na podłogę. Sięgnęła po zostawione przez Gabrielę ubranie, gładki, chłodny materiał sukienki przesunął się po jej skórze jak obietnica — ciasno przyległ do ciała, zatrzaskując się na biodrach jak zamek. Chwilę później usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi – kandydatka wróciła, już przebrana.
Biała sukienka – dopasowana, zwiewna, z głębokim dekoltem i odkrytymi plecami, sięgająca ledwie do połowy uda – odsłaniała dokładnie tyle, by pobudzać wyobraźnię, zostawiając przestrzeń na zachwyt.
Dziewczyna stanęła przed Gabrielą, lekko poprawiając jedno z ramiączek, a jej spojrzenie było spokojne, lecz pełne wyczekiwania.
– „Pięknie wyglądasz,” – powiedziała Gabi z ciepłą nutą, ale i oceną w spojrzeniu. – „To teraz… sprawdzimy, jak radzisz sobie w praktyce.”
–––––––––– D1–S6: Czyszczenie fug – na kolanach
Zestaw do fug czekał już tam, gdzie powinien — szczotka, miska z ciepłą wodą, kilka ścierek
Dziewczyna zatrzymała się przed nim, patrząc przez chwilę bez słowa. Szczotkę ujęła powoli, jakby rozważała nie tylko jej funkcję, ale też wagę samego gestu. Zsunęła się na kolana — gładko, bez zawahania — a biała sukienka poddała się ruchowi z opóźnionym westchnieniem. Materiał uniósł się lekko, odsłaniając zarys ud aż po górną linię pośladków. Gabriela przyglądała się spokojnie, nie oceniając jeszcze, tylko rejestrowała. Pozycja, w jakiej dziewczyna musiała pracować – pochylona, na czworaka – odsłaniała plecy i gładkie łopatki, które igrały ze światłem przebijającym się przez okno.
Każdy ruch ramienia powodował subtelne drgania materiału.
– „Nie spiesz się,” – dodała Gabriela. – „Chcę zobaczyć, czy potrafisz dbać o detale. Każda fuga ma być czysta.”
Dziewczyna, choć wyraźnie świadoma swojej pozycji, zdawała się szukać w tej pracy czegoś więcej niż tylko testu – jakby każda fuga była jej własną próbą dokładności. Z czasem jej ruchy stały się pewniejsze. Przenosiła ciężar z biodra na biodro, zsuwając się niżej, zginając ręce, aż cała prawie leżała, szczotkując płytki z cichym zapałem. Sukienka podnosiła się co chwila, jakby igrała z grawitacją, jakby chciała zdradzić więcej, ale w ostatnim momencie się rozmyślała. Ale to właśnie było w tym wszystkim najbardziej intrygujące – niedopowiedzenie, cień, obietnica.
Gabi nie odzywała się już więcej – tylko patrzyła, przyglądała się ruchom dłoni, wygięciom kręgosłupa, temu, jak dziewczyna radzi sobie w milczeniu z wyzwaniem.
A radziła sobie… bardzo dobrze.
Po kilku minutach Gabi podeszła bliżej.
– „W porządku,” – powiedziała miękko. – „Przejdźmy teraz do żyrandola. To trochę inne wyzwanie.”
–––––––––– D1–S7: Mycie żyrandola – spojrzenie z dołu
Gabriela weszła z kandydatką do salonu.
Światło wpadające przez firany odbijało się w szklanych kryształkach żyrandola. Na środku pomieszczenia czekała już drabina.
Dziewczyna — z tą niespotykaną, intrygującą mieszanką — krwi norweskiej i tajlandzkiej, chłód fiordu i żar Bangkoku — spojrzała w górę, potem na Gabrielę. Jej skóra miała kolor zgaszonej porcelany z ciepłym odcieniem brzoskwini. Oczy wąskie, lśniące, ciemne – ale kształt twarzy, kości policzkowych, nos – to było północne, zarysowane jak lodowiec.
Spojrzenie mówiło wiele — naprawdę w tej sukience?
– „Ostrożnie,” – powiedziała Gabi cicho, wskazując ręką. – „Sięgnij do górnych ramion i przetrzyj szkło. Delikatnie.”
Kandydatka ruszyła. Powoli. Krok po kroku, dłońmi kontrolując stabilność drabiny. Sukienka zaczęła żyć własnym życiem — materiał unosił się z każdym szczeblem, odsłaniając więcej ud, bardziej napięte mięśnie łydek, kawałek po kawałku smukłe ciało, w którym wszystko zdawało się być wyważone, naturalne, elastyczne.
Gdy sięgnęła na palcach do samej góry, unosząc ręce nad głowę, linia łopatek zarysowała się ostro pod cienką skórą. Żebra — delikatnie widoczne, ale gładkie. Brzuch napięty, jak u tancerki w bezruchu. Sukienka przesunęła się jeszcze wyżej, odkrywając krągłość pośladków — tylko na moment, ale wystarczająco, by Gabi zrobiła pół kroku w bok i spojrzała spod spodu.
Obserwacja. Ale i coś więcej. Ciekawość, która nie należała już do testów.
Dziewczyna pracowała dokładnie. Ostrożnie. Każde przetarcie szkła było precyzyjne, jakby znała wartość przedmiotu, jakby traktowała każdy element żyrandola jak coś, co może rozbić się od zbyt gwałtownego ruchu. I może właśnie to było najbardziej pociągające — jej skupienie, dyscyplina, bez ani jednej niepotrzebnej kokieterii.
– „Zdolność do pracy na wysokości… punktowana dodatkowo,” – rzuciła Gabi z uśmiechem, który dziewczyna usłyszała, nawet jeśli nie spojrzała w dół.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Ale zatrzymała się na ułamek sekundy dłużej, ręce wciąż wyciągnięte, biodra wciąż napięte… jakby usłyszała nie tylko słowa, ale to, co było między nimi.
Kiedy zeszła z drabiny, ruch był płynny, kobiecy, spokojny. Na jej skórze błyszczały drobinki kurzu, które światło przekształcało w coś prawie złotego.
Gabriela przyglądała się plecom kandydatki. Powoli. Milcząco. Z cieniem uśmiechu, który mówił: jeszcze się nie skończyło.
Czekało jeszcze jedno zadanie.
–––––––––– D1–S8: Spacer z psem – lekki test otwartości
Na końcu ogrodu, przy cieniu starej magnolii, na smyczy czekał pies. Spory wilczur o jasnym spojrzeniu i miękkim pysku, który od razu poruszył ogonem — nie jak ostrzeżenie, ale zaproszenie.
Kandydatka podeszła ostrożnie, ale bez lęku. Przykucnęła, a pies natychmiast przysunął się bliżej, wsuwając łeb pod jej dłoń. Sukienka podniosła się znowu — jakby czekała na taki ruch — materiał opiął się na udach, rozciągnął na plecach, aż w dolnych partiach zaczynał przypominać bardziej skórę niż tkaninę.
Dłonie dziewczyny gładziły sierść powoli, z czułością. Może to był tylko pies, ale ona dotykała go tak, jakby dotykała czegoś więcej — żywego, ważnego.
Potem ruszyła wzdłuż ścieżki, z psem u boku. Krok za krokiem, przez delikatnie wysypaną żwirem alejkę, która prowadziła dookoła domu.
Gabriela patrzyła z wnętrza, zza cienkiej firany. Ujęła filiżankę w dwa palce, nie odrywając wzroku.
Ten spacer nie był o psie.
Dziewczyna szła pewnie, ale nie sztucznie — biodra kołysały się lekko, naturalnie, plecy wyprostowane, głowa podniesiona, ale nie wyzywająco. Obserwowała otoczenie — spojrzała raz na starego sąsiada w oknie naprzeciwko, który udawał, że podlewa pelargonie. Spojrzała i nie speszyła się. Uśmiechnęła się nawet.
To był test obecności. Nie jakiejś czystości, nie wdzięku. Tylko obecności.
Po kilku minutach wróciła. Pies szczęśliwy, z językiem na wierzchu. A ona — z policzkami zaróżowionymi, włosami lekko rozwianymi, spojrzeniem jaśniejszym niż wcześniej.
Weszła cicho, spokojnie, jakby ten krótki spacer coś w niej odblokował — jakby coś przepłynęło pod skórą i zostało tam, tuż pod powierzchnią.
— _Było… ciekawie_ — powiedziała półgłosem, nie patrząc od razu na Gabrielę.
Gabriela tylko skinęła głową. Wiedziała. Wiedziała, co zobaczyła – i co zapamięta.
–––––––––– D1–S9: Kolejna kandydatka – wybór stroju i pierwsze spojrzenie
Drzwi otwarły się ponownie.
Do środka weszła brunetka o spokojnym spojrzeniu, może trochę nieśmiała – ale Gabriela wiedziała, że pozory potrafią mylić.
– „Proszę, z przygotowanych rzeczy, zostało Ci tylko bikini” – wskazała stół, gdzie leżał biały dwuczęściowy komplet służący do opalania– bo zarówno czarna jak i biała sukienka zostały już 'zużyte'.
Dziewczyna przyjrzała się i nie mając wyboru sięgnęła po niego, ten sam, który tak niefortunnie… i zmysłowo… potrafił zachować się po wyjściu z basenu.
Materiał wyglądał z pozoru niewinnie, ale Gabriela pamiętała dobrze jego małą zdradliwość pod wpływem wilgoci.
Kandydatka zniknęła za w drugim pomieszczeniu i po chwili wróciła. Prosty, dziewczęcy wygląd stroju kontrastował z jego zaskakującą szczerością.
Gabi pozwoliła sobie na dłuższe spojrzenie, zatrzymując wzrok na miejscach, gdzie materiał ledwie stykał się ze skórą.
– „Gotowa?” – zapytała, odwracając się powoli. „Zacznijmy od fug.”
–––––––––– D1–S10: Szorowanie fug – coraz bardziej naturalna ekspozycja
W kuchni było ciepło i pachniało świeżym cytrusem.
Dziewczyna uklękła przy kafelkach, trzymając szczotkę. Gabriela usiadła na brzegu stołu, z nogą niedbale założoną na nogę i patrzyła.
Ruchy kandydatki były rytmiczne, coraz śmielsze. Strój, choć trzymał się ciała, nie krył wiele.
Po kilku minutach zaczęła się pochylać głębiej, sięgać dalej – nieświadoma lub zupełnie świadoma spojrzenia za sobą.
Gabi pochyliła się lekko, opierając brodę na dłoni.
Woda chlupotała w wiaderku. Szczotka szurała po fudze.
Dziewczyna westchnęła cicho, odgarniając kosmyk włosów za ucho, nie przerywając ruchu dłoni.
Ciszę przerwał lekki szelest deszczu za oknem.
–––––––––– D1–S11: Żyrandol w deszczu – z zaskakującym tłem
Zanim przeszły do salonu, Gabriela zauważyła, że niebo pociemniało.
Zaczęło padać – gęsty, ciepły deszcz, który bębnił o parapety, tworząc spokojne tło.
Dziewczyna spojrzała w górę na żyrandol i ruszyła po drabinie.
Każdy szczebel sprawiał, że materiał jej stroju jeszcze mocniej przylegał do skóry – a Gabi, stojąc poniżej, widziała wszystko.
Każde napięcie mięśni, każdy detal, każdą kroplę potu na łopatce.
Deszcz przybrał na sile.
Gabriela spojrzała w bok – przez okno w kuchni sąsiedzi stali przy zadaszonym tarasie. Udawali, że nic nie widzą.
Ale oczy mężczyzny mówiły co innego.
Dziewczyna na drabinie tego nie widziała – albo udawała.
Jej ręce delikatnie obracały kryształki żyrandola, ramiona wyciągnięte, biodra lekko przekrzywione. Dźwięki deszczu i kryształów zlewały się w jedno.
Gabriela czuła, że to działa. Że ten casting przynosi nie tylko odpowiedzi, ale… pytania, których wcześniej nawet nie zadała.
–––––––––– D1–S12: Spacer – deszcz, pies i otoczenie
Gabriela stanęła w drzwiach z lekkim uśmiechem. Pies już czekał, merdając ogonem, nie zwracając uwagi na deszcz, dla niego liczył się spacer.
Dziewczyna poprawiła ramiączko stanika, rzuciła krótkie spojrzenie na zachmurzone niebo – i ruszyła.
Każdy krok na mokrej kostce odbijał się echem. Deszcz zrosił jej ramiona, potem szyję, a w końcu zaczynał spływać po odsłoniętych udach.
Strój, który już wcześniej był skąpy, teraz mokry, zlewał się z ciałem, jak druga skóra… niemal przezroczysta, zdradzał wszystko, co miał skrywać.
Gabriela została w sieni, trzymając uchylone drzwi. Widziała, jak dziewczyna mija frontowy żywopłot, jak pies skręca za dom… i jak zza płotu sąsiedzi robią się nieco bardziej wścibscy niż zwykle.
Nie było paniki. Nie było zażenowania. Kandydatka szła pewnie – z odwagą, która pod warstwą mokrego materiału nabrała zupełnie innego znaczenia.
Czasem tylko unosiła głowę, jakby zastanawiała się, kto ją właśnie obserwuje. Ale nie przyspieszała.
Wróciła po pięciu minutach – z mokrymi włosami, przylegającym materiałem i uśmiechem, którego wcześniej nie miała.
Gabi podała jej ręcznik.
– „Poradziłaś sobie" – powiedziała cicho, nie komentując nic więcej.
Dziewczyna kiwnęła głową, po czym zniknęła za parawanem.
Gabriela zapisała jedno słowo w notatniku. Potem wzięła głęboki oddech i spojrzała na drzwi, szkoda, że już koniec.
–––––––––– D1–S13: Nieplanowana
Drzwi skrzypnęły niespodziewanie.
Gabriela uniosła wzrok znad notatek, marszcząc brwi. Ostatnia kandydatka już wyszła. Nie spodziewała się nikogo więcej. A jednak – w progu stała dziewczyna.
Młoda. Zbyt młoda, by tak pewnie przekraczać cudzy próg…, a jednak weszła bez wahania, z dłonią zaciśniętą na zmiętym skrawku papieru, jakby był przepustką do czegoś więcej niż tylko adresu. Mokre rude włosy, związane w niedbały kucyk, przyklejały się do jej karku i policzków. Krople deszczu ściekały z rękawów przemoczonej kurtki, a mimo to nie wyglądała na zniechęconą.
– „Przepraszam… ja słyszałam, że Pani… szuka pomocy?" – zapytała miękko, głosem wysokim, niemal dziecięcym, a jednak niepozbawionym świadomości. Jej oczy uciekały na boki, lecz spojrzenie miało w sobie coś upartego.
Gabriela nie odpowiedziała od razu. Spojrzała na pusty wieszak w kącie. Ostatni zestaw zniknął. Wszystko zostało wykorzystane.
Dziewczyna czekała. Wciąż w progu, z dłońmi zaciśniętymi na kartce, jakby to była jedyna rzecz, która trzyma ją jeszcze na powierzchni.
Gabriela westchnęła cicho. Bez słowa podeszła i zamknęła za nią drzwi. Potem spojrzała jej prosto w oczy.
– „Skoro przyszłaś… obowiązują cię te same zasady, co poprzedniczki" – powiedziała cicho, spokojnie, choć jej głos miał teraz inną barwę. Głębszą. Nieco twardszą.
Dziewczyna przełknęła ślinę.
– „Kandydatki występowały wyłącznie w przygotowanych przeze mnie strojach" – kontynuowała Gabriela. – „Dla Ciebie nie został żaden. Więc… twój sprawdzian przebiegnie bez odzienia."
Zapadło krótkie milczenie.
– „Masz wybór" – dodała, podchodząc o krok bliżej. – „Rozbierasz się. Możesz zostawić tylko podkolanówki. I przechodzimy do pierwszego zadania."
Zegar w salonie wybił pełną godzinę. Deszcz uderzał o szyby coraz gęściej.
Ale w przedpokoju na chwilę zapadła cisza, w której słychać było jedynie cichy szelest kapania wody z dziewczęcych rękawów na podłogę. Gabriela zmarszczyła brwi, sięgnęła do jednej z szuflad i podała jej złożony ręcznik.
– „Jesteś cała mokra. Możesz się wytrzeć. Albo skorzystać z łazienki – po lewej."
Dziewczyna skinęła głową, niemal niezauważalnie, potem powoli zaczęła się rozbierać – z początku niezdarnie, jakby jej dłonie jeszcze nie były pewne, czy mogą to robić.
Kurtka, koszulka, miękki, sprany materiał, zsunęła się z ramion i wylądowała na oparciu krzesła. Za nią szorty – lekkie, dżinsowe, zostawiły na skórze delikatny ślad, który zniknął dopiero po kilku sekundach.
Zostały tylko podkolanówki – kremowe, z haftem przy górnej krawędzi, niemal szkolne, z dziecięcym detalem w miejscu, gdzie noga spotyka się z cienką gumką.
Wtedy dopiero sięgnęła odłożony przed chwilą na szafkę ręcznik. Najpierw przyłożyła go do szyi, potem przetarła ramiona, brzuch, uda. Ruchy miała ostrożne, jakby nie chciała zostawić po sobie zbyt wiele wilgoci ani tym bardziej śladów.
Gabriela przyglądała się jej z rosnącym zainteresowaniem.
Dziewczyna nie wiedziała, co zrobić z rękami. Zakryć się? Ukryć? W końcu odwróciła się lekko bokiem, odsłaniając napięcie w linii kręgosłupa, drobny cień pod łopatkami.
– „Fugi. Kuchnia" – powiedziała Gabriela cicho.
Dziewczyna skinęła głową.
Weszła do środka i uklękła na zimnych kafelkach, ostrożnie, jakby nie chciała zostawić śladów. Oparła dłonie o podłogę. Ciało zadrżało. Nie z chłodu.
Gabriela stała w progu.
Nie spieszyła się.
Obserwowała.
Kąt nachylenia ramion, delikatne zaokrąglenie pleców, sposób, w jaki skóra napięła się przy łopatkach. Mięśnie lekko drgały – zmęczenie? Wstyd? A może skupienie?
W ciszy, jaka zapanowała, dało się słyszeć tylko deszcz. I własne myśli – zbyt głośne, zbyt intymne, by je zignorować.
Gabriela uśmiechnęła się ledwie zauważalnie.
– „Zadanie pierwsze" – szepnęła. – „Zobaczymy, ile jesteś warta, kiedy nikt nie mówi, co dalej."
–––––––––– D1–S14: Z wysokości
Kuchnia ucichła. Woda przestała kapać, szczotka zamilkła w fugach.
Gabriela, wciąż stojąc w korytarzu, odstawiła filiżankę herbaty z cichym stuknięciem na konsolę. Wpatrzona w otwarte drzwi, nawet nie musiała mówić – wystarczyło spojrzenie. Cięższe niż słowa.
Dziewczyna wyczuła to natychmiast. Wyszła z kuchni – naga, jak przed chwilą, tylko kremowe podkolanówki wciąż sięgały do połowy łydki, lekko już wilgotne od kontaktu z podłogą.
Jej ciało było chłodne, pokryte delikatną gęsią skórką. Sutki unosiły się twarde, jakby same wyczuwały napięcie albo odpowiadały na przeciąg, który wślizgiwał się przez szczeliny w oknach.
Gabriela bez słowa wskazała drabinę stojącą pod mosiężnym żyrandolem.
– „Na górze szmatka. Wystarczy jedna."
Ton jej głosu był lakoniczny, lecz zabarwiony subtelnym napięciem.
Dziewczyna podeszła powoli. Jej stopy – nadal ubrane w podkolanówki, które powoli zaczęły się zsuwać – przemykała po zimnej podłodze, zostawiając ledwie widoczne ślady wilgoci. Gdy uchwyciła się poręczy drabiny, mięśnie ramienia lekko zadrżały.
Weszła ostrożnie, stopień po stopniu.
Każdy ruch napinał ciało, wydłużał je, układał w kształty, które Gabriela chłonęła bez mrugnięcia. Z dołu – widziała wszystko. Naprężone uda, krągłe pośladki, lekko wypięte, gdy dziewczyna balansowała wysoko.
Podkolanówki zsunęły się jeszcze niżej, odsłaniając łuk ścięgien Achillesa, delikatność kostek.
A potem – kiedy dziewczyna wyciągnęła ręce w górę, by sięgnąć do kryształków – jej ciało rozciągnęło się całkowicie.
Łopatki ostro odznaczyły się pod skórą. Piersi uniosły się, drgając lekko przy każdym oddechu, sterczące brodawki wydawały się niemal pulsować od zimna i świadomości, że ktoś je obserwuje.
Gabriela nie ruszyła się z miejsca. Obserwowała.
Z tej perspektywy widziała więcej niż dziewczyna mogła sobie wyobrazić. Między nogami, pod niewielkim wzgórkiem kości łonowej, zarysował się cień – różowy, zamknięty, delikatny jak pączek kwiatu.
Dziewczyna na chwilę zastygła.
Wyraźnie wyczuła spojrzenie. Może zawstydzenie prześlizgnęło się po karku, może drżenie kolan nie było już tylko fizyczne.
– „Dobrze" – powiedziała w końcu Gabriela. Tylko tyle. Ale to jedno słowo wystarczyło, by dziewczyna ostrożnie zaczęła schodzić.
Nie patrzyła w oczy. Skinęła tylko głową, posłusznie.
Gabriela uniosła brodę i wskazała taras.
– „Pies. Jedno okrążenie domu. Wróć, zanim całkiem zmokniesz."
Spojrzenie dziewczyny powędrowało w stronę szyby. Deszcz był stały, równy, nie ulewa – ale wystarczająco gęsty, by w kilka minut ciało pokryło się wilgocią.
Smycz leżała na wieszaku. Ujęła ją bez słowa.
Drzwi się otworzyły. Gabriela oparła się o framugę, ręce skrzyżowane pod biustem. Obserwowała, jak dziewczyna stawia bose już stopy na drewnianym tarasie – zdjęła podkolanówki tuż przed wyjściem, nie chciała ich zmoczyć.
Chłodne deski przyjęły jej kroki.
Ciało, moknące coraz bardziej, połyskiwało w świetle lampy nad drzwiami. Woda ściekała po plecach, zbierała się w drobnych zagłębieniach krzyża, spływała po udach.
Pies szedł obok niej powoli, jakby również wyczuwał, że to nie jest zwykły spacer.
Piersi dziewczyny poruszały się z każdym krokiem – cięższe teraz od wody, oblepionej na skórze, brodawki ściśnięte chłodem, twarde i czerwone.
Gabriela patrzyła, jak ciało znika za rogiem domu, a potem znów się pojawia, kroki trochę szybsze, oddech cięższy.
Gdy wróciła, stała w progu, ociekając wodą.
Nie odezwała się. Po prostu stała.
Gabriela sięgnęła po nowy ręcznik i bez słowa zaczęła osuszać jej skórę – powoli, dokładnie. Od ramion, przez piersi, aż po brzuch.
Zatrzymała się przy biodrach. Ich oczy na moment się spotkały.
Nie było potrzeby mówić nic więcej.
Gdy dziewczyna się ubierała – powoli, jakby z niechęcią wracając do rzeczywistości – wyjęła z torby mały świstek papieru i zostawiła go na komodzie przy drzwiach.
– „Gdyby Pani jeszcze… potrzebowała."
Jej głos był cichy, ale już nie niepewny. Tylko trochę drżący. Jak ciało, które właśnie wróciło z deszczu.
Gabriela spojrzała na numer. Uśmiechnęła się lekko.
Nie powiedziała nic.
–––––––––– D1–S15: Wieczorne podsumowanie
Wieczór zapadł szybko, a dom wciąż brzmiał echem dnia pełnego nieoczekiwanych wydarzeń.
Po deszczu pozostała tylko wilgoć w powietrzu, którą świeże zapachy drewna i ziemi łagodnie zdominowały.
Gabi oparła się o stół w kuchni, delikatnie przesuwając filiżankę, w której resztki herbaty zatarły się z ciepłem wspomnień minionego dnia.
Dziewczyna miała już za sobą zadania, ale to Gabriela wciąż oceniała każdy szczegół.
Ruchy, postawę, reakcje – wszystko, co miało znaczenie. Wieczorem w ciszy swojego gabinetu analizowała te same obrazy, które oglądała tego dnia.
Wyciągnęła jedną nogę na fotel, a drugą delikatnie oparła na podłodze. Poczuła lekkie mrowienie w palcach, jakby decyzja o wyborze nie była tak jednoznaczna, jak przypuszczała.
W jej myślach powróciły obrazy ostatnich godzin: widok kobiet, jak się prężą nieświadome, spóźniona kandydatka, zaskakująca niepewność, potem ta cisza, jaką niosła jej nagość.
Ciało, które zostało wystawione na próbę, a jednak nie zadrżało ani razu. I te jej piękne rude włosy spięte z tyłu gumką, takie dziewczęce – uśmiechnęła się do siebie.
To ta ostatnia kandydatka, ta nieoczekiwana z jej odwagą, a jednocześnie pokorą. Tak, to było to.
Dziewczyna miała w sobie coś, co potrafiło zaskoczyć – jej obecność w domu była pełna spokoju, mimo braku ubrań, mimo nieuwagi wobec ciał.
Ktoś, kto naprawdę nie musiał nic udowadniać.
Co do drugiej kandydatki – nie była pierwsza do zabierania głosu, trochę wycofana, ale nie niepewna. W jej ruchach i spojrzeniach było coś cichszego, bardziej świadomego.
Nie szukała uwagi – nie musiała. Jej spojrzenia mówiły: „Widzę więcej niż mówisz.”
Taka dziewczyna nie zniknie w tle. Gabriela czuła to od razu. Nie była tą, która dominuje. Ale właśnie dlatego zostaje w pamięci.
Nie przez siłę efektu – tylko przez siłę obecności.
Pierwsza kandydatka… Gabi wiedziała, że będzie miała trudne zadanie, by przekonać ją do otwartości.
Zdecydowana, z nieco zamkniętą postawą, nie dawała po sobie poznać, że czuje się niezręcznie.
Chociaż dobrze się sprawdziła w zadaniach, jej nieśmiałość nie była czymś, co łatwo można było przełamać.
Może to byłby ktoś, kogo należałoby stopniowo wprowadzać w świat, który Gabi chciała jej zaproponować.
Trochę więcej czasu, trochę więcej wyzwań… Była przekonana, że może mieć potencjał, ale musiałaby poczuć się swobodnie w swojej roli, a to nie będzie łatwe.
Trzecia kandydatka była zupełnym przeciwieństwem pierwszej. Jej pewność siebie była aż nadto wyczuwalna, co sprawiło, że poczuła się naturalnie w nowym środowisku.
Nawet jej postura była inna – bardziej wyprostowana, zdecydowana. Zadania wykonała szybko, pewnie, bez wahania.
Mimo że jej podejście było trochę zbyt wyzywające, to Gabi widziała w tym coś, co mogło dać jej oczekiwany efekt. Być może to właśnie ta kandydatka miała to coś, czego brakowało reszcie.
Jednak Gabi miała świadomość, że takie postawy mogą być ryzykowne, jeśli nie uda się ich dobrze kontrolować.
Pojawiała się obawa, że jej silna osobowość może przeszkodzić w tworzeniu harmonijnej dynamiki, którą Gabi chciała wprowadzić w domu.
Choć może to właśnie ona będzie potrzebna, by wprowadzić porządek, kontrolę i nową jakość.
Gabi oparła się na stole, przymykając oczy, pozwalając myślom odpłynąć. Czuła, że to jeszcze nie jest koniec tej decyzji, ale już za chwilę, na pewno, kiedy wszystkie obrazy i wrażenia się złączą, będzie mogła zrozumieć, którą drogę wybrać. Wzięła telefon i wysłała cztery wiadomości, w tym dwie „Dziękuję – nie tym razem”, a na kartce zostały zapisane numerki: 4 i 2–––––––––– PIĄTEK – DZIEŃ 3
–––––––––– D3–S1: Poranek, który pachnie kawą
Światło poranka leniwie wpełzało do wnętrza domu przez cienkie zasłony, rysując na ścianach miękkie cienie i kontury.
Było cicho – cicho w ten wyjątkowy sposób, jaki zdarza się tylko wtedy, gdy sen był głęboki, a noc pełna znaczeń.
Pierwsza obudziła się Kira.
Przez chwilę leżała jeszcze na plecach, patrząc na sufit.
Włosy miała lekko rozczochrane, a na policzku odciśnięty wzór z koca.
Nie wiedziała, która to godzina, ale wiedziała, że nie chce jeszcze wracać do świata zewnętrznego. Tu było… inaczej.
Ostrożnie wyślizgnęła się spod koca, by nie zbudzić Lany. Cicho przemknęła przez salon, kierując się w stronę kuchni, skąd dochodził zapach świeżo mielonej kawy.
Gabriela już tam była. Stała przy blacie, ubrana w cienką koszulę sięgającą do połowy uda, z lekko wilgotnymi jeszcze włosami po porannym prysznicu.
Jej ruchy były spokojne, precyzyjne – jakby cały poranek tańczył według jej rytmu.
Zauważyła Kirę, zanim ta zdążyła się odezwać.
Uśmiechnęła się ciepło i podała jej kubek.
– „Dzień dobry… dobrze spałaś?”
Kira skinęła głową, zaskoczona tym, jak naturalnie czuje się w tej kuchni. Jakby znała to miejsce od zawsze.
Usiadła na stołku, obejmując dłonie wokół gorącego kubka.
– „Cudownie. I… dziękuję, że mogłyśmy zostać.”
– „To było dla mnie oczywiste,” – odpowiedziała Gabi, stawiając na stole jeszcze ciepłe, domowe bułeczki i masło.
– „Zasłużyłyście na spokojny poranek.”
Do kuchni po chwili weszła też Lana, przecierając oczy i ziewając.
Na jej twarzy wciąż było widać ślady snu, ale uśmiechnęła się, widząc pozostałe dwie kobiety.
– „Chyba pierwszy raz od dawna spałam tak spokojnie…” – powiedziała, siadając przy stole.
Ciszę przerwało tylko delikatne cykanie zegara i cichy trzask, gdy ekspres kończył kolejną porcję kawy.
Gabriela patrzyła na nie z delikatnym, niemal matczynym spokojem, ale i z czymś więcej… Z ciekawością.
Z uczuciem, którego jeszcze nie nazwała.
– „Na górze zostawiłam dla was coś specjalnego,” – rzuciła mimochodem.
– „Jak już się rozbudzicie, możecie wziąć prysznic. Stroje będą na was czekać.”
Obie dziewczyny spojrzały na siebie pytająco.
– „Stroje?” – zapytała Kira.
Gabi uśmiechnęła się tajemniczo.
– „Zobaczycie. Chciałam, żebyście dziś czuły się… wyjątkowo.”
Wszystkie trzy znów się uśmiechnęły – już nie tak niepewnie jak wczoraj. Coś między nimi się zmieniło.
I choć żadna z nich jeszcze tego nie wypowiedziała, poranek miał być początkiem nowego rozdziału.
–––––––––– D3–S2: Na górze, między kobietami
Miękkie światło poranka sączyło się przez okna, rozlewając się na schodach jak ciepłe mleko. Kira i Lana wchodziły po nich powoli, niosąc po kubku świeżo zaparzonej kawy. Aromat był intensywny, lekko słodki, jakby nasączony czymś więcej niż tylko kofeiną – może wspomnieniem nocy, może zapowiedzią nowego początku.
Wszystko wydawało się cichsze, bardziej skupione. Kroki na drewnianych stopniach brzmiały jak echo czegoś ważnego, choć jeszcze nie do końca nazwanego.
Kiedy otworzyły drzwi do jednej z sypialni, ich oddechy zatrzymały się na sekundę – niemal w tym samym momencie.
Na łóżku, starannie rozłożone na jasnej, lnianej narzucie, leżały dwa zestawy bielizny. Jeden w głębokiej czerni. Drugi – intensywnie czerwony, jak kielich dojrzałego granatu.
Koronka była cienka, jakby utkana z powietrza. Wzory – florystyczne, zmysłowe, zawieszone między sztuką a intymnością. Cienkie paseczki oplatały materiał z precyzją niemal matematyczną. Nie były to zwykłe komplety. Nie mówiły „ubierz mnie”, tylko: „odkryj siebie”.
Obie zamarły na chwilę.
– „O rany…” – szepnęła Lana, stając jak zaczarowana. Jej dłoń uniosła się, jakby chciała dotknąć czegoś świętego, ale zawahała się w ostatniej chwili.
– „To… wygląda jak coś z innego świata.”
Kira podeszła wolniej. Patrzyła na czarny komplet z wyraźnym błyskiem w oku – jakby coś w niej się obudziło, coś dobrze znanego i całkowicie nowego jednocześnie.
– „Gabi mówiła, że to coś specjalnego…” – powiedziała cicho, jakby tylko do siebie.
Lana spojrzała na nią, a potem znów na koronkę.
– „Ale my przecież… nie mamy nic pod…” – Jej głos był miękki, rozbawiony, z lekką nutą wstydu. Ale nie było w tym wstydu samego w sobie – raczej przypomnienie, że nagość jeszcze niedawno była czymś odważnym, a teraz… naturalnym.
Kira parsknęła krótko pod nosem i szepnęła z błyskiem w oku:
– „Chyba… o to właśnie chodziło.”
Obie zaśmiały się cicho, jak dziewczyny w szkolnej przebieralni – wspólny śmiech był mostem, który łączył ich napięcie z pewnością. Ściągnęły bieliznę z łóżka niemal jednocześnie: Kira czarny komplet, Lana – czerwony. Ich palce musnęły materiał z delikatnością, jakby dotykały czegoś, co może zmienić bieg dnia.
W łazience było ciepło, a para z prysznica unosiła się leniwie, osiadając na lustrze. Pachniało jabłkowym żelem pod prysznic, skórą i świeżym mydłem. Ciepło owijało je jak kokon.
Po chwili stanęły przed lustrem – obie ubrane, choć nie w tradycyjnym sensie. Koronkowe siateczki podkreślały wszystko to, czego się nie wstydziły. I to, czego kiedyś się bały. Ich ciała były inne – i właśnie to je zachwycało. Lana miała rumieńce, Kira – lekkie spięcie ramion, które z każdą sekundą ustępowało.
– „Wyglądasz… niesamowicie,” – powiedziała Kira, nie odrywając wzroku od Lany. Jej głos był szczery. Bez przymiotników, które miałyby coś ukryć.
– „Ty też…” – odpowiedziała Lana i naprawdę tak myślała. Jej spojrzenie mówiło więcej niż słowa – mówiło: „Dziękuję, że tu jesteś.”
Chwilę później Lana zadała pytanie, które wisiało w powietrzu:
– „Myślisz, że to był jakiś test?”
Kira nie odpowiedziała od razu. Poprawiła ramiączko stanika, spojrzała na siebie w lustrze, potem na Lane – i dopiero wtedy powiedziała:
– „Nie… To było zaproszenie. Do bycia kimś, kogo nikt nam wcześniej nie pozwolił być. Może… po prostu do bycia sobą.”
Zapanowała cisza. Ale nie była to cisza niepewności. Raczej ta, która pojawia się wtedy, gdy zrozumienie nie potrzebuje więcej słów.
Wreszcie ruszyły w stronę schodów. Bose, z włosami jeszcze wilgotnymi, w koronkowej zbroi, która nie chroniła, ale pozwalała oddychać. Ich kroki były spokojne. Inne niż wcześniej. Jakby każda z nich wzięła udział w cichym rytuale przemiany.
Na dole Gabriela już na nie czekała – siedziała przy stole, w świetle poranka, z filiżanką w dłoni. Na stole pachniało kawą, miodem i czymś jeszcze. Czymś nienazwanym.
Ale one czuły to wyraźnie. I wiedziały, że to dopiero początek.
–––––––––– D3–S3: Śniadanie z Gabrielą