- nowość
- promocja
- W empik go
10 lat później - ebook
10 lat później - ebook
Niektóre uczucia żyją w człowieku całe dekady.
Rodzice Sary zginęli w tragicznym wypadku, jeszcze gdy była w klasie maturalnej. Dziewczyna nie potrafiła odnaleźć się w nowej, przepełnionej samotnością rzeczywistości... Aż do dnia, w którym poznała Darka. On i jego przyjaciele wypełnili pustkę, przynosząc jej upragnione szczęście. Jednak pewnego dnia niespodziewanie wszyscy zniknęli.
Sara, porzucona praktycznie bez słowa, musiała na nowo poukładać swoje życie. Bolesne wspomnienia nigdy jej nie opuściły, ale po czasie udało jej się stanąć na nogi. Teraz, kiedy ma dobrą pracę i nowego chłopaka, nie spodziewa się, że już wkrótce jej świat ponownie wywróci się do góry nogami.
Darek wraca do jej życia w jednym celu: chce odzyskać utraconą miłość. Jednak czy dekada milczenia to nie zbyt wiele, by odbudować relację?
„Dziesięć lat później” to przepełniona muzyką historia, która jednocześnie bawi i chwyta za serce. Poruszająca opowieść o miłości oraz przyjaźniach, jakich brakuje w dzisiejszych czasach.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-382-1 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Nie możesz mi tego zrobić! Nie możesz odejść! – Patrzyła mu prosto w oczy i nie dowierzała temu, co słyszy.
– Muszę zająć się swoim życiem, Saro – powiedział stanowczo.
– Swoim życiem? A ja? A nasze życie? – Powoli załamywał się jej głos.
– Nie ma nas… To i tak by nie wyszło, za bardzo się różnimy.
– Nie rozumiem. Jeszcze wczoraj byłam miłością twojego życia… Co się zmieniło od wczoraj?
– Wszystko… – powiedział, nie patrząc na nią. – Naprawdę muszę już iść.
W jego oczach szkliły się łzy. Dlaczego więc chciał odejść?
– Co się stało? Nigdzie nie pójdziesz, póki mi nie powiesz. Darek, co się dzieje? Proszę, powiedz mi – szlochała.
Tak bardzo chciał ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze – ale nie mógł. „Ona ma normalnie żyć, mieć rodzinę, dzieci. Dla mnie życia już nie ma” – pomyślał. Był wtedy przekonany, że postępuje słusznie. Po prostu ją tak zostawił i odszedł. Nie mógł dłużej znieść widoku jej przepełnionej bólem twarzy, smutnych oczu, płynących po policzku łez. „Tak bardzo cię kocham, ponad wszystko, dlatego muszę zniknąć z twojego życia”.ROZDZIAŁ I
Dziesięć lat później
– Możesz mi powiedzieć, gdzie znów wychodzisz? Jest weekend. Myślałam, że spędzimy go razem. – Sarze zbierało się na płacz.
– Muszę coś załatwić. Obiecałem Rafałowi, że naprawię jego komputer.
– Akurat dziś? W sobotę? Obiecałeś, że nie będę znów sama…
Sara wiedziała, że ma niewiele czasu. Jak Łukasz przekroczy próg domu, to koniec, sobotę spędzi sama.
– Słuchaj, ja już mu obiecałem. Niedługo wrócę – powiedział i zamknął za sobą drzwi.
Została z otwartymi ustami. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdążyła. „Może niepotrzebnie się martwię. Może rzeczywiście Łukasz niedługo wróci, jak obiecał. Zrobimy sobie romantyczną kolację, obejrzymy film, pokochamy się…” – pomyślała i humor nieco jej się poprawił. Poszła umyć głowę i trochę ogarnąć mieszkanie, żeby udawać sama przed sobą, że wcale nie czeka na powrót swojego chłopaka. O osiemnastej zadzwonił dzwonek do drzwi. „To na pewno nie Łukasz, przecież on ma klucze” – pomyślała i poszła otworzyć.
– Hej, masz może proszek do pieczenia? – zapytała młoda sąsiadka z naprzeciwka. – Myślałam, że mam, ale okazało się, że nie. Teraz już nie chce mi się biec do sklepu – szczebiotała uśmiechnięta.
– Wejdź, Ulka. Zaraz sprawdzę. Mam, proszę – powiedziała Sara i spróbowała się uśmiechnąć.
– Co tam w planach na dziś? Siedzicie w domu, sama jesteś? – Sąsiadka nie odpuszczała.
Sara nie chciała się zwierzać. Było jej wystarczająco głupio przed samą sobą, że pozwala się tak traktować.
– Nie mamy konkretnych planów na dziś. Muszę trochę ogarnąć mieszkanie.
– Ach, to ja ci przeszkadzam.
Ula wstała, podziękowała za proszek i Sara znów została sama ze swoimi myślami. Zegar wybił godzinę dwudziestą pierwszą. „Chyba dość czekania” – pomyślała.
– Nie będę sama siedzieć w domu kolejny weekend – powiedziała na głos i zaczęła się szykować do wyjścia.
„Dżinsowe spodnie i moja ulubiona biała bluzka z rękawami trzy czwarte będą w sam raz” – pomyślała. Pomalowała lekko rzęsy i ruszyła w miasto. Spacerowała po Piotrkowskiej. Lubiła te tłumy, które wylewały się na ulicę po zmroku. Wokół porozstawiane przed restauracjami stoliki, słychać było przyjemny gwar rozmów. Miała wrażenie, że wszyscy są szczęśliwi, tylko nie ona. Wiedziała, że to nieprawda, ale tak właśnie się dziś czuła. Ludzie przy stolikach śmiali się, żartowali. Mijające ją pary patrzyły sobie w oczy, całowały się, trzymały za ręce. „A gdzie mój chłopak? Gdzie moja para? Czy nie powinien być teraz przy mnie?” – pomyślała gorzko Sara, a łzy spłynęły jej po policzku. Czuła się bardzo samotna.
Z Łukaszem na początku było cudownie. Był czuły, ciepły, troskliwy. Szalał za nią. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. To ona miała czasem dość. Sara nie mogła zrozumieć, co się zmieniło. Mieszkali ze sobą od roku. Zastanawiała się, czy po tak krótkim czasie można się kimś znudzić, nasycić. Jej uczucie wzrastało. Można powiedzieć, że zaczynała go tak naprawdę kochać i się przywiązywać.
Bywały momenty, że dzięki Łukaszowi zapominała o _nim_. Chociaż na chwilę. Ból po _jego_ odejściu już osłabł, ukrył się, ale był wciąż obecny. Czasem wyjmowała zdjęcie Darka i patrzyła. Kiedyś płakała za każdym razem, gdy wyciągała je z szuflady, ale teraz była już w stanie tylko patrzeć. „Czy można się wyleczyć z miłości swojego życia? Czy można ją przelać na kogoś innego? Czy mogłabym pokochać kiedyś Łukasza taką miłością, jak _jego_?” – rozmyślała, spacerując wśród tłumu.
Mogła zadzwonić do którejś koleżanki, by do niej dołączyła, ale nie chciała. Nie dziś. Jest sobotni wieczór i powinien być przy niej Łukasz. Weszła do jakiejś restauracji i usiadła przy stoliku. Jeszcze nigdy nie siedziała sama wieczorem na mieście. Zawsze ktoś jej towarzyszył. Jeśli nie zakończy związku z Łukaszem, tak będą wyglądały wszystkie jej wieczory. Nagle poczuła, jak wzrasta w niej gniew. Miała dość takiego traktowania. Wyciągnęła telefon i zadzwoniła. Nic to nie dało, zdenerwowała się tylko bardziej. Nawymyślała Łukaszowi, a on ze stoickim spokojem odpowiedział, że musi gdzieś jeszcze zawieźć kolegę i dopiero potem wróci do domu. Nawet nie płakała. Chyba wylała już za dużo łez przez tego człowieka. Musi to zakończyć.
Zamówiła sałatkę, zjadła i wróciła do pustego domu. Łukasz pojawił się o pierwszej w nocy, wziął prysznic i wskoczył do łóżka. „Jestem wściekła na niego, powinnam wstać i położyć się w drugim pokoju” – pomyślała, ale tego nie zrobiła.
– Kochanie… Słoneczko moje, przepraszam. Poprosił mnie, nie mogłem odmówić – usprawiedliwiał się Łukasz.
– Mogłeś, dobrze o tym wiesz – syknęła Sara.
Łukasz zaczął się łasić, wtulać, szeptać do jej ucha, jak bardzo ją kocha i że za kilka dni wyjeżdżają na urlop do jego siostry na Mazury i tam jej wszystko wynagrodzi. Błądził rękoma po jej ciele pod kołdrą. Sara początkowo się broniła, odsuwała, ale szybko przestała. Jej ciało zaczęło odpowiadać na czułe gesty. „Czemu nie potrafię mu odmówić? Czemu nie jestem bardziej stanowcza? Co się ze mną dzieje?”. Uporczywe myśli nie dawały jej spokoju. Łukasz wiedział, jak sprawić, by się zatraciła. „To chyba teraz już jedyna rzecz, która nas trzyma razem” – pomyślała. Jego czułość i spontaniczność w łóżku zawsze ją urzekały i ciężko było jej wtedy ze sobą walczyć.
– Kochanie moje, już tak nie zrobię. Następnym razem, jak będę miał coś załatwić w weekend, pojedziemy razem, żebyś nie siedziała sama. Przepraszam, widzisz, taki ze mnie podły łobuz…
– Ile razy ja już to słyszałam – wyszeptała Sara, ale już z lekkim uśmiechem.
Łukasz nie przestawał jej dotykać i pieścić. Zaczął od szyi i schodził coraz niżej. Kiedy był na linii bioder, nie mogła sobie przypomnieć, o co się tak gniewała.
Kolejne dni jakoś przeleciały, praca, dom, zakupy, szykowanie się do wyjazdu. Łukasz był czuły, troskliwy. Z pracy wracał prosto do domu. Znów pojawił się spokój i uśpił czujność Sary. Dwa dni przed planowanym wyjazdem Łukasz zadzwonił, że spóźni się trochę z pracy, bo musi coś załatwić. „OK” – pomyślała Sara. „I tak powinieneś się zawsze zachowywać: uprzedzać mnie o swoich spóźnieniach”. Kiedy wrócił, odezwał się już z przedpokoju.
– Cześć, słoneczko. Czekałaś z kolacją, dziękuję. – Łukasz podszedł i cmoknął ją w policzek. – Idę umyć ręce.
Po chwili wszedł do kuchni.
– Wiesz, muszę wyjechać na Mazury już jutro. Mój kolega ze szkoły, opowiadałem ci o nim, poprosił mnie, bym mu przywiózł kilka części do samochodu. Pilnie potrzebuje ich na jutro.
Usiadł do stołu i zaczął jeść przygotowaną kolację jak gdyby nigdy nic. Sara zaniemówiła na kilkanaście dobrych sekund.
– Łukasz, przecież mieliśmy jechać razem na ten urlop. Ja nie dostanę wcześniej wolnego. Dopiero za dwa dni – powiedziała mocno zdenerwowana.
– Skarbie, ale w czym problem? Dojedziesz do mnie pociągiem. Wyjadę po ciebie, zaraz kupimy bilet – odpowiedział beztrosko.
„W sumie tak, nic wielkiego się nie stało” – pomyślała Sara. Tyle że nie tak to sobie wyobrażała. Mieli jechać razem. W końcu mieli być we dwoje. Łza napłynęła jej do oka, ale dziewczyna odwróciła twarz od Łukasza, by tego nie dostrzegł. „Może przesadzam. Przecież urlop spędzimy razem”. Starała się odganiać złe myśli, by nie popsuć sobie na dobre humoru.
Łukasz wyjechał. Wróciła do domu po pracy. Było jakoś pusto, dziwnie. Chociaż często spędzała czas sama, teraz było jej przykro ze świadomością, że Łukasz nie wróci nawet na noc. Nagle zadzwonił jej telefon. „Pewnie Łukasz”. Nie znała jednak tego numeru.
– Słucham – odezwała się.
– Cześć, Saro. To ja, Marek. Hmm… Mam nadzieję, że się nie rozłączysz. Proszę.
Znała ten głos. Serce waliło jej jak oszalałe. Miała wrażenie, że czuje jego uderzenia o żebra. Zaraz zemdleje. Usiadła. To był najlepszy przyjaciel Darka. Darka, który dziesięć lat temu zostawił ją spłakaną i odszedł, nie podawszy przyczyny.ROZDZIAŁ II
Umówiła się z Markiem w kawiarni na Piotrkowskiej. Miała jeszcze do przejścia kilka numerów, zanim dotrze do miejsca spotkania. Wydawało jej się, że droga trwa wieki.
Ujrzała go już z daleka. Blondyn z dredami do ramion, szczupły, wysoki, szerokie barki. Stał oparty o ścianę, palił papierosa. „Hm, więc nałóg pozostał” – pomyślała. Uśmiechnął się do niej, kiedy tylko na siebie spojrzeli.
– O rany! W ogóle się nie zmieniłaś. Jakby czas się dla ciebie zatrzymał – odezwał się czule.
Rozłożył ramiona, czekając na jej przytulenie. Nie zwlekała ani chwili, rzuciła mu się prosto w objęcia. Był jej najlepszym przyjacielem. Do niego też miała żal. Zniknął razem z Darkiem. Zniknęli wszyscy, a ona nawet nie wiedziała dlaczego. Tylko z Robertem miała stały kontakt. Pisali do siebie maile, dzwonili, ale chłopak nie wspominał o reszcie, nic nie wyjaśniał.
Sara stała dłuższą chwilę wtulona w dawnego przyjaciela. Zmoczyła mu kołnierz koszuli, łkając. Marek tulił ją, głaskał po głowie i szeptał:
– Już dobrze, księżniczko. Zaraz porozmawiamy. Już dobrze, mała. Uspokój się.
Jego oczu nie widziała, ale one również były wypełnione łzami, chociaż głos nie zdradzał niczego. Weszli do kawiarni.
– Nadal nie lubisz kawy? – zapytał Marek.
– Zdarza się, że wypiję, na przykład z mlekiem.
– A więc poprosimy dwie kawy latte i dwa kawałki sernika – odezwał się jej przyjaciel do kelnerki, która właśnie podeszła do stolika.
Sara nie odrywała wzroku od Marka. Bała się, że to sen, a ona zaraz się obudzi. Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
– Jak sobie radzisz? Co u ciebie? – odezwał się.
– Czemu zniknęliście? Czemu _on_ zniknął? Czemu wróciłeś?
Sarę w tej chwili interesowało tylko to. Musiała natychmiast wiedzieć. Jeśli miała się dowiedzieć o czymś złym, chciała, by to nastąpiło od razu. Już dość się naczekała.
– No tak, od tego powinienem zacząć, ale… chciałem jakoś rozluźnić atmosferę. Zaraz mi tu zejdziesz. Mam wrażenie, że słyszę bicie twojego serca – odezwał się lekko rozbawiony.
Szybko jednak spoważniał, widząc spojrzenie Sary. Wpatrzona była w niego tak, że jej wzrok wypalał mu dziurę w głowie.
– Saro, przyjechałem do ciebie, bo… Darek jest w Polsce i chce się z tobą zobaczyć. Chce porozmawiać, wyjaśnić, ale uznałem, że powinienem cię troszkę przygotować na to spotkanie.
Tego było już dość. Na chwilę przed oczami zrobiło jej się ciemno. Wszystko dookoła wydawało jakiś szum. Miała wrażenie, że słowa Marka nie docierają do niej. „Jak to: jest w Polsce? To znaczy, że do tej pory mieszkał za granicą? Dlaczego wrócił? Po co chce się ze mną widzieć? Po tylu latach”. Miała mętlik w głowie. „Czy ja chcę się z nim widzieć?” – zastanawiała się. „A jeśli wrócił na chwilę i znów zniknie?”. Ta myśl męczyła ją najbardziej.
– Saro, wszystko z tobą w porządku? Dobrze się czujesz? – spytał Marek z troską w głosie.
– Dlaczego mnie zostawił? Po co wraca?
– Dobrze. Powiem wprost, by cię już nie dręczyć. Pamiętasz, jak Darka często bolała głowa i jak źle się czuł jakiś czas przed waszym rozstaniem?
– Tak, pamiętam – odpowiedziała Sara.
– Dowiedział się, że ma guza mózgu… To tak w dużym skrócie. Lekarze nie rokowali dobrze. Powiedzieli, że to glejak wielopostaciowy czwartego stopnia, czyli najgorszy z możliwych przypadków, i dają mu co najwyżej kilka miesięcy życia. Załamał się. Próbowaliśmy mu tłumaczyć, że będziemy przy was wszyscy, że będziemy was wspierać. Jego w walce z chorobą, a ciebie w strachu o jego życie. Ale wiesz, jaki jest Darek. Uparty i stanowczy. Mówiliśmy mu, że masz prawo być przy nim do końca, ale ubzdurał sobie, że zmarnuje ci życie, że będziesz bardzo płakać i tęsknić po jego śmierci, więc lepiej, jeśli jeszcze za życia cię zostawi, że wtedy będzie cię mniej boleć, bo go znienawidzisz za to rozstanie. – Marek westchnął ciężko. – Saro, my naprawdę godzinami z nim rozmawialiśmy, próbowaliśmy go przekonać do zmiany decyzji. Nie chciał słuchać.
Chłopak przerwał na chwilę i upił łyk kawy.
– Początkowo zaczął leczenie w Polsce, przygotowywał się do operacji, ale jego ojciec… Pamiętasz, wyjeżdżał w interesach do Kanady, do Toronto. Dowiedział się, że szukają tam chętnych do nowatorskiej metody leczenia glejaka. Wprowadzali na rynek nowy lek. Nie bardzo byli zainteresowani przypadkiem Darka ze względu na stopień złośliwości wykrytego u niego guza, ale wiesz, że jego ojciec ma wyrobioną pozycję w biznesie i dar przekonywania w postaci wysokich sum na czekach, więc się zgodzili.
Marek uważnie obserwował reakcję Sary.
– Darek nie miał nic do stracenia – kontynuował. – Wyjechał, a ja namówiłem Anię, by przeprowadzić się do Warszawy. Gdybym tu został, nie dałbym rady nie spotykać się z tobą. Wygadałbym się, a obiecałem mu, że nigdy się nie dowiesz o jego chorobie. Wszyscy mu obiecaliśmy. Adrian poleciał do Kanady razem z bratem. Naprawdę szczerze myślałem, że jak się trochę oswoi z diagnozą i ochłonie, to da sobie przetłumaczyć, byś mogła być przy nim. Niestety z Darkiem było coraz gorzej i już nic innego się nie liczyło.
Sara miała wrażenie, że przestała oddychać. „Guz mózgu, rak, miał umrzeć. Jej Darek miał umrzeć. Przeszedł tak ciężką chorobę, a ona nie mogła być przy nim. Nie chciał, by była”. Za chwilę myśli rozsadzą jej czaszkę, całe pomieszczenie wirowało.
– Saro, będzie jeszcze czas, by wdawać się w szczegóły. Walka z chorobą była ciężka. Trzy razy doszło do nawrotu. Lekarze musieli wypróbować różne dawki w różnych kombinacjach. Leczenie, potem rehabilitacja trwały kilka lat. Teraz jest dobrze. Można powiedzieć, że Darek jest zdrowy. Nikt oczywiście nie zagwarantuje, że za kilka lat coś nie wypłynie, ale cóż, na razie wszyscy jesteśmy pełni nadziei. To cud, nawet lekarze tak to skomentowali. Nie spodziewali się, że ta metoda zadziała przy tak dużej złośliwości guza. Darek chciał odczekać jak najdłużej, by mieć pewność, że nie będzie kolejnego nawrotu choroby. Myślę, że resztę opowie ci sam, jeśli zgodzisz się z nim spotkać.
Sara głośno przełknęła ślinę. Zaschło jej w gardle.
– A czym sobie zasłużyłam na to, że zostawiliście mnie wszyscy? Wiesz, co ja czułam przez te dziesięć lat? – mówiła bardzo cicho, ledwo było ją słychać. – Straciłam nie tylko miłość swojego życia, ale również przyjaciół, przyjaciela…
Łzy płynęły jej ciurkiem, nawet nie próbowała ich wycierać. Marek przyciągnął ją do siebie.
– Saro, ja… myślałem o tobie bez przerwy. Jak to znosisz. Co się z tobą dzieje. Ale nie potrafiłem się do ciebie odezwać. Jestem tchórzem. Bałem się, że się wygadam. Jak miałem patrzeć ci w oczy i rozmawiać z tobą o tym, że Darek cię zostawił, wiedząc, że on umiera? Wiem, że czasu nie cofnę, ale… przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam, że nie byłem silniejszy. Bałem się zobaczyć twój ból. Przepraszam.
Teraz to on płakał. Przyciskał ją do siebie, aż brakowało jej tchu.
– Dobrze, już dobrze. Jeszcze o tym porozmawiamy. Uspokójmy się oboje – powiedziała już bardziej opanowanym głosem.
Siedzieli tak przez chwilę objęci, nie odzywając się do siebie.
– Twoja Ania czasem pisała do mnie maila, pytała, co u mnie, jak się czuję, ale jak tylko pytałam o Darka, przestawała się odzywać na kilka dni, a nawet tygodni. W końcu przestałam pytać, ale zawsze czekałam na jakiś sygnał od ciebie.
Marek przymknął oczy, łzy znów popłynęły po jego policzkach.
– Przepraszam, kiedyś ci to wytłumaczę. Jeszcze o tym porozmawiamy, OK?
Pokiwała głową.
– Ja jutro wyjeżdżam. Zaczynam urlop i… mam go spędzić ze swoim chłopakiem u jego rodziny na Mazurach. Darek wie, że z kimś jestem?
– Tak, wie, ale teraz uparł się w drugą stronę i stwierdził, że i tak chce się z tobą zobaczyć i spróbować cię odzyskać. Stwierdził, że podda się, jeśli mu powiesz, żeby odszedł, bo jesteś szczęśliwa.
– Skąd w ogóle masz mój numer? – zapytała zaciekawiona Sara.
– No wiesz, znamy paru twoich znajomych i… No cóż, tylko się nie wkurzaj, Darek kogoś wynajął, zanim tu przyleciał, by trochę się o tobie dowiedzieć.
Chłopak czekał na wybuch Sary, ale ona odpowiedziała całkiem spokojnie.
– No tak, on zawsze musi mieć kontrolę nad wszystkim.
– Fakt, to się nie zmieniło.
Oboje wybuchli śmiechem. To sprawiło im ulgę i oczyściło atmosferę z tego ciężaru i bólu, który czuli.
– Wiesz, między nami, to znaczy mną a moim chłopakiem, nie jest za dobrze, ale… muszę tam pojechać. Będę mieć czas na przemyślenie tego wszystkiego. Bo mam czas, tak? – Sara zawahała się.
– Spokojnie. Nawet jeśli ja będę musiał wrócić, Darek zostanie tu tak długo, aż zgodzisz się z nim spotkać. O której jutro wyjeżdżacie?
– Jadę sama, pociągiem. Łukasz jest już na miejscu.
– To może odwiozę cię na dworzec?
– Dobrze – ucieszyła się Sara.
Najchętniej nie jechałaby na Mazury, tylko przegadała z Markiem najbliższe dni i dowiedziała się, co u reszty. Jednak musi pojechać. Musi zdecydować ostatecznie, czy chce związku z Łukaszem.
Marek odwiózł ją do domu. Zastanawiała się, czy nie zaproponować, by wszedł na górę, ale w końcu zdecydowała, że potrzebuje teraz czasu. Musi pomyśleć, ochłonąć. Długo nie mogła zasnąć. Nie wyjęła zdjęcia Darka z szuflady, chociaż początkowo zamierzała. Bała się nawet myśleć, że mogliby znów być razem, że jej tęsknota w końcu znalazłaby pocieszenie, a jej rozerwane kiedyś serce wreszcie by się zagoiło. Jednego była pewna: nadal go kochała i było to o wiele silniejsze uczucie niż to, którym kiedykolwiek darzyła Łukasza. „Nie będę robić sobie nadziei, dopóki z nim nie porozmawiam, dopóki go nie zobaczę i nie usłyszę, co ma mi do powiedzenia i czego tak naprawdę ode mnie chce”. Z taką myślą usnęła.
Następnego dnia całą drogę na dworzec zastanawiała się, po co w ogóle tam jedzie, ale jakoś nie mogła postąpić inaczej. Musi się zobaczyć z Łukaszem. Był jej bliski przez ostatnie lata. Do niedawna miała nadzieję, że im się ułoży. Nie może tak po prostu zadzwonić czy wysłać SMS-a, że to koniec.
Zresztą może Łukasz o nią zawalczy? Może nie będzie chciał się tak po prostu zgodzić na rozstanie? Czy chciałaby z nim zostać, gdyby pokazał, że mu naprawdę zależy?
Łukasz był realny. Darek to marzenie, jego obraz rozmywał się w jej głowie. Już nie pamiętała tonu jego głosu, ale wiedziała, że kiedyś go lubiła. „Może Darek się zmienił i już nie będzie między nami tego uczucia? Może jest teraz inny? Choroba i doświadczenia mogły go zmienić. Może już nie jest moim Darkiem” – myślała.
– Halo! Jesteś tam? Sądziłem, że po drodze jeszcze pogadamy – zawołał do niej roześmiany Marek.
– Przepraszam, natłok myśli.
– A może nie myśl? Odpuść, to często najlepsze wyjście. Rozwiązania przyjdą same.
– Może masz rację. Kurczę, już jesteśmy na miejscu. Wiesz, sama wejdę do środka. Nie lubię pożegnań, źle mi się kojarzą. Chociaż przecież ciebie jeszcze zobaczę, prawda?
– Zobaczysz, zobaczysz. Słuchaj, mój numer telefonu masz. Gdybyś czegoś potrzebowała, na przykład transportu do domu… – Marek przerwał w pół zdania.
Patrzyła w jego uśmiechniętą twarz i oczy. Cmoknęła go szybko w policzek, nim zdążył zauważyć, że zbiera jej się na płacz.
Wsiadła do pociągu i ulokowała się na miejscu przy oknie. Uwielbiała podróże. Czasem uważała, że woli je bardziej od samego celu, do którego zmierza. Pociąg ruszył. „Hmm, nie ma nic przyjemniejszego od turkotu pociągu sunącego po szynach” – pomyślała. Przymknęła oczy. Chciała oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć na chwilę o stresie.
***
Była wtedy na rynku Manufaktury ze swoją koleżanką ze szkoły. Było to krótko po maturze. Miała kiedyś swoje plany. Chciała iść na farmację i pracować w aptece jako pani magister, ale to było przed wypadkiem jej rodziców. Wracali oboje z weekendowego wyjazdu z Zakopanego. Tata Sary zorganizował ten wypad z okazji ich dwudziestej rocznicy ślubu. Była mgła… „Nie, tego nie chcę wspominać”.
To było na początku klasy maturalnej. Po wypadku zaopiekowała się nią siostra mamy. Sara została w mieszkaniu po rodzicach. Ciocia pomagała jej utrzymać się finansowo, ale dziewczyna wiedziała już, że o studiach musi zapomnieć. Po egzaminie maturalnym postanowiła iść do szkoły policealnej na kierunek technik administracji. Ciocia obiecała jej pracę biurową u nich w hurtowni zabawek. Minął już prawie rok od śmierci rodziców, ale Sara nie mogła się odnaleźć w nowej rzeczywistości bez nich. Rzadko się uśmiechała i mało rzeczy ją cieszyło. Lubiła jeździć na cmentarz do rodziców i opowiadać im, co się u niej dzieje.
Poznanie Darka zmieniło wszystko, nadało jej życiu sens. Zobaczyła go z grupą przyjaciół na rynku Manufaktury. Siedzieli w pijalni czekolady, tam, gdzie i ona była ze swoją przyjaciółką. Darek podszedł do ich stolika i powiedział:
– Tutaj to ja się muszę przedstawić. Mam na imię Darek. – Chłopak patrzył w oczy Sary.
– Ja mam na imię Daria – odpowiedziała jej koleżanka.
Sarę na chwilę zamurowało.
– To jest Sara – powiedziała za nią przyjaciółka.
– Tak… Miło mi – odezwała się w końcu speszona dziewczyna i podała Darkowi rękę.
Był przystojny, wysoki. Miał ciemne, krótkie, lekko kręcone włosy i zabójczy uśmiech. Sara nie mogła oderwać od niego wzroku. Chociaż widziała, że on to zauważył, nie przestawała patrzeć w jego kasztanowe oczy. Uśmiechnął się szeroko, wciąż trzymając jej rękę. W końcu się speszyła, wyszarpnęła dłoń i wbiła wzrok w stojącą przed nią filiżankę.
– Co tu porabiacie? Jesteście z Łodzi? – zapytał Darek.
– Tak, mieszkamy tu. Przyszłyśmy poświętować rozpoczęcie wakacji – odezwała się Daria.
– Musimy już iść, przyjacielu! – Zza pleców nowo poznanego chłopaka odezwał się niski, sympatyczny głos.
Darek odsunął się o krok i wtedy Sara po raz pierwszy zobaczyła roześmianą twarz Marka.
– Zaraz przyjdę, OK?
– Może po prostu weź dziewczyny ze sobą, jeśli nie chcesz się jeszcze z nimi rozstawać – odkrzyknął Marek, idąc szybkim krokiem w kierunku beach baru znajdującego się na środku rynku.
– Macie ochotę posłuchać naszego koncertu? Troszkę gramy czasami. Tak kameralnie.
Darek nie czekał na odpowiedź ze strony dziewczyn. Delikatnie chwycił Sarę za rękę i zaczął ciągnąć ją za sobą. Przy barze na środku rynku utworzona była miniscena, troszkę miejsca zostawiono do tańczenia. Na linii, gdzie kończyła się drewniana podłoga, został wysypany piasek. Miało to imitować plażę.
Sara wraz z koleżanką zostały usadzone przy stoliku, a Darek ruszył na scenę. Panowie posprawdzali sprzęt i zaczęli grać. Sara była w szoku, nie mogła dojść do siebie. To wszystko było jak sen. „Co to za chłopak? Co ja wyprawiam? W ogóle nie umiem się odezwać, zachowuję się jak jakaś mumia” – myślała Sara. Darek zaczął śpiewać, grał na elektrycznej gitarze. „To chyba ballada rockowa”. W talerze uderzał jakiś mulat z dredami. Mati, jak się później okazało. Do wokalisty dołączył chłopak na wózku inwalidzkim, który grał też na keyboardzie. Sara zaczęła mu się przyglądać. Miał długie, kręcone, czarne włosy spięte w kucyk. Chłopak spojrzał na nią i puścił do niej oko. Dziewczyna zaczerwieniła się i przez chwilę obserwowała podłogę przed swoim stolikiem.
Nigdy nie słyszała o tym zespole, ale przecież Darek mówił, że grają kameralnie, więc pewnie nie są sławni. Ich występ szybko się skończył. Zagrali kilka kawałków. Darek nie spuszczał Sary z oczu. Bardzo ją to peszyło. Jak tylko odłożył instrument, natychmiast podszedł do jej stolika.
– Podobało się choć troszkę? – zapytał z rozbrajającym uśmiechem.
– Tak, bardzo. Masz śliczny głos i w ogóle…
„Jezu, co to miało znaczyć?” – pomyślała Sara. Nagle stolik dziewczyn został oblężony. Podeszli do niego wszyscy członkowie zespołu.
– Jak się nazywa wasz zespół? – zagadnęła Daria.
– W sumie to nie wiemy, chyba tego jeszcze nie ustaliliśmy – odpowiedział przyjaciel Darka i wszyscy panowie wybuchli śmiechem. – Mam na imię Marek, a to Mati. – Chłopak wskazał na ciemnoskórego chłopaka w dredach. – To jest Robert.
Pomachał do nich chłopak na wózku inwalidzkim.
– I Max.
Kolejny długowłosy członek zespołu.
– Bo Darka, rozumiem, już znacie.
Dziewczyny odpowiedziały uśmiechem.
***
I tak to się między nimi zaczęło. Rozmarzona Sara wracała pomału do rzeczywistości. Patrzyła przez okno sunącego pociągu. „Boże, jak ja się w nim zakochałam. Nie mogłam doczekać się kolejnego spotkania. Jego przyjaciele szybko stali się moimi przyjaciółmi” – myślała.
Na koncercie nie było wówczas brata Darka, Adriana. Sympatyczny chłopak, młodszy o kilka lat. Darek był o niego zazdrosny, niepotrzebnie. Adrian lubił Sarę jak siostrę. Brakowało mu ciepła, które stwarza kobieta. Ich mama zmarła na raka. Opiekował się nimi tata, który robił karierę i często nie było go w domu. Ojciec wynajmował opiekunki, ale chłopcy szybko się ich pozbywali. Sara się uśmiechnęła. Nie raz opowiadali jej, jak dokuczali tym nieszczęsnym kobietom.
Pociąg zatrzymał się na stacji, na której miała wysiąść. Na peronie nie było Łukasza. Jakoś jej to nie zdziwiło. „Może w ogóle zapomniał, że miałam przyjechać” – pomyślała Sara. Wyjęła telefon, by do niego zadzwonić. Nikt nie odbierał. Usiadła na ławce w małej poczekalni. Musi grzecznie poczekać, aż jej chłopak sobie o niej przypomni. Wyjęła niedokończoną książkę i zatraciła się w nowej historii. Po dobrej godzinie usłyszała zdyszany głos Łukasza.
– Cześć, kochanie! Chwilkę się spóźniliśmy. Byłem bardzo brudny. Musiałem się ogarnąć. Wiesz, cały dzień przy aucie. To jest mój kolega, o którym ci opowiadałem, Przemek.
Sara podała znajomemu Łukasza rękę. Otworzyła usta, by skomentować godzinne spóźnienie swojego chłopaka, ale czy było warto? Po prostu pokazał po raz kolejny, jak mało ważna jest dla niego jego dziewczyna. Ruszyli w kierunku samochodu.
– Wiesz, odwiozę cię do mojej siostry, bo mamy jeszcze trochę pracy, OK?
Sara pokiwała głową. Nie tego się spodziewała. Łukasz na powitanie lekko musnął jej policzek, teraz też nie wykazywał zbytniej radości z jej przyjazdu. „Co ja tu robię?” – zastanawiała się.
Lubiła siostrę Łukasza. Nikola była przeciwieństwem Sary. Odważna, pyskata, pozytywnie zakręcona. Od progu przywitała ją uśmiechem i wręczyła mikser do ciasta.
– Pomożesz mi? Robię tort na urodziny koleżanki.
– Oczywiście – odpowiedziała Sara. – Tylko może najpierw pójdę umyć ręce.
Nikola była bezproblemowa. Nie trzeba było zastanawiać się, co myśli i czy cię lubi, bo mówiła to wprost. Sara taka nie była. Zawsze zwracała uwagę na to, co mówi, by kogoś nie urazić. Czasem chciałaby być bardziej bezpośrednia i odważniejsza. Jak ona.
– Jaki ten mój braciszek miły. Przywiózł cię i od razu zniknął. On chyba nigdy nie zmądrzeje – powiedziała ze śmiechem Nikola. – Już zapomniałam, że masz takie długie włosy, niedługo ci sięgną do pasa. I takie proste, a moje… O, popatrz, znowu zrobił się kołtun.
Nikola miała kręcone, krótkie włosy. Sara zawsze chciała takie mieć.
– Ale nie będziemy się przejmować moim bratem ani moimi włosami. Mam dobre winko, chcesz? Zrobimy sobie babski wieczór.
Przegadały kolejne kilka godzin. Tak łatwo się z nią rozmawiało. Nie trzeba było przebierać w słowach ani zastanawiać się, czy wypada to czy tamto powiedzieć. Łukasz zjawił się o dwudziestej pierwszej. „Super. Ale się stęsknił za mną” – pomyślała Sara, ale nawet nie było jej zbyt przykro. Miło spędziła czas w towarzystwie jego siostry, wino też zrobiło swoje i ją rozluźniło.
Zjedli kolację wspólnie z mężem Nikoli i ich dwoma synami: dziesięcioletnim Arkiem i sześcioletnim Mateuszem, którzy cały wieczór wygłupiali się z wujkiem Łukaszem. „Chociaż z dziećmi umie się pobawić, lubią go” – myślała Sara, obserwując całą trójkę.
– Chodź, pokażę ci nasz pokój. Idziemy się położyć. Do jutra, pa – odezwał się Łukasz, po czym wziął swoją dziewczynę za rękę i poprowadził ją na schody.
Kiedy położyli się do łóżka, Sara uświadomiła sobie, jak bardzo realna jest ta sytuacja, a jak odległy Darek. Miała teraz wrażenie, że cała rozmowa z Markiem to był sen. Chciała się wtulić w swojego chłopaka, czuła teraz taką potrzebę. Chciała poczuć się bezpieczna. Łukasz cmoknął ją w czoło.
– Kochanie, jestem bardzo zmęczony. Wiesz, od dwóch dni walczymy w garażu z moim autem. Może jutro nadrobimy te kilka dni rozłąki, OK?
– Dobrze – odpowiedziała zachrypłym głosem.
Zamknęła oczy. Po policzkach popłynęły jej łzy, ale Łukasz nie miał o tym pojęcia. Szybko zasnął. Może faktycznie był zmęczony.
***
– Skarbie, hej, obudź się. Jadę do Przemka. Nie będę cię brał ze sobą. Nudziłabyś się. Jeszcze została mi wymiana opon i klocki, a potem już jestem cały twój, OK?
Sara otworzyła oczy i słuchała słów chłopaka. Nie odezwała się. Czule ją pocałował i zniknął. Czuła się fatalnie. „Po co tu przyjechałam? Czemu nie umiem się od niego uwolnić? Czemu daję się tak traktować?” Głowa siostry Łukasza wyłoniła się zza futryny i przerwała jej myśli.
– Hej, zejdziesz na śniadanie? Wieczorem zrobimy ognisko. Może mój cudowny brat się trochę rozrusza i zauważy, że przyjechała jego dziewczyna.
Sara się nie odezwała.
– No chodź, żartowałam. On się cieszy, że tu jesteś, ale taki jest. Najpierw auto i koledzy. Wszyscy w rodzinie trzymamy kciuki, żeby przy tobie się zmienił. Jak cię nie było, cały czas opowiadał o tobie. – Nikola ciągnęła Sarę za rękę.
– OK, OK, ubiorę się i zejdę.
Cały dzień dziewczyny spędziły razem. Zakupy, gotowanie, plotki. Trochę się poopalały. Było miło, ale Sara źle się czuła. Przyjechała tu dla Łukasza. Miała nadzieję, że poza domem coś się zmieni.
Przyszedł wieczór. Wszystko było gotowe na ognisko. Przyjechali znajomi Nikoli i jej męża. Impreza się rozkręcała. Łukasza nie było. Sara dzwoniła do niego. Napisała chyba ze trzy wiadomości, ale nie odpisał ani nie oddzwonił. Dziewczyna chowała się po kątach, często wychodziła do łazienki. Miała fatalny nastrój. Wszyscy się śmiali i żartowali. Były same pary. Tylko jej chłopak znów się gdzieś zapodział.
– Tęskniłaś?
Sara odwróciła się wprost w ramiona Łukasza.
– Dzwoniłam do ciebie. Wiele razy. Głupio mi tu być samej. To w końcu twoja rodzina – odezwała się rozżalona.
– Miałem brudne ręce. Chciałem jak najszybciej skończyć, więc nawet nie zaglądałem, czy ktoś dzwonił. Przebiorę się i pojedziemy do miasta, OK? Podobno dziś w centrum jest Radio Eska. Jak teraz jechałem, widziałem mnóstwo ludzi. No rozchmurz się.
– Dobrze, OK. Poczekam na ciebie przy ognisku.
Cmoknął ją w czoło i wszedł do łazienki.
Już po paru minutach jechali do pobliskiego miasteczka oddalonego od domu jego siostry o jakieś dwanaście kilometrów. Zaparkowali niedaleko centrum i poszli pieszo zobaczyć, co się dzieje. Przez środek miasta przepływała rzeka. Po obu jej stronach było pełno ludzi. Koncert już się skończył, ale roześmiane towarzystwo wciąż się bawiło. Łukasz wziął Sarę za rękę. Spacerowali w tłumie. Słychać było muzykę. Ktoś włączył radio w samochodzie. Było miło.
– Fajnie tu jest i śliczne te fontanny przy rzece. Jak pięknie zmieniają się kolory. Uwielbiam lato, a zwłaszcza to, że nocami bywa tak ciepło. Smutno mi było dziś bez ciebie. Mogłam jechać z tobą. Chociaż byśmy ze sobą pogadali.
– Nudziłabyś się. Wiesz, ja jutro jeszcze muszę jechać do Przemka. On pomagał mi przy moim aucie, to teraz muszę mu się odwdzięczyć.
– Ty żartujesz, prawda?!! – zareagowała nieco zbyt głośno Sara.
Parę osób się za nimi obejrzało.
– Ciszej, dobrze? Nie musisz się tak unosić. To chyba normalne, że chcę pomóc koledze, zwłaszcza że poświęcił swój czas, robiąc przy moim aucie.
– To po co ja tu jestem? Po jaką cholerę chciałeś, żebym tu przyjechała? Żebym mogła ten czas spędzić z twoją siostrą? Lubię ją, ale nie po to tu jestem i nie tak miał wyglądać nasz wspólny urlop. Pamiętasz? Wszyscy się śmieją, że tak mnie olewasz, że zakochany jesteś w swoim samochodzie… – Sara urwała.
Kipiała ze złości. Oczy miała jednak pełne łez. Wzięła głębszy oddech i odezwała się ciszej.
– Miałeś tylko kilka rzeczy wymienić w samochodzie. Miało ci to zająć góra dwa dni. Dwa dni, kiedy ja jeszcze byłam w Łodzi. To nie ma sensu, Łukasz. Ja nie chcę tak dłużej… To, jak mnie traktujesz, za bardzo boli.
– Jezu, jak ty histeryzujesz. Mamy tu być dziesięć dni. To co, że dwa czy trzy dni będę zajęty? Resztę czasu spędzimy razem. Pozwiedzamy okolicę. Wpadniemy do moich znajomych. Będzie fajnie.
– Ty ciągle tak mówisz, ciągle obiecujesz. Tobie nie zależy, byśmy spędzali czas razem. Nie wiem, czy w ogóle jeszcze ci na mnie zależy.
– Co ty bredzisz, Saro? – zdenerwował się chłopak. – Zależy mi na tobie, po prostu mam tu okazję dopieścić swoje auto praktycznie za darmo.
– A kiedy dopieścisz mnie? Czy to jest normalne, że nie widzieliśmy się kilka dni, a ty nie masz ochoty się ze mną kochać? Nie wiem, co się dzieje, ale mam dość czekania, aż się zmienisz. Mam dość twoich obietnic.
– Byłem zmęczony. Słuchaj…
– Ty ciągle ostatnio jesteś zmęczony. Kochamy się tylko na przeprosiny. Jak próbujesz mnie przebłagać.
– Wiesz co? Jak masz mi prawić takie morały, to ja wracam na ognisko.
– To jedź!
Sara patrzyła prosto w oczy Łukasza. Nie wiedziała, dlaczego to powiedziała. Była zła, czuła się samotna. Była w związku, a tak cholernie dokuczała jej samotność. „Niech sobie jedzie i zostawi mnie tu samą”.
Chłopak odwrócił się i poszedł do auta. Wsiadł i odjechał bez słowa. Sarę zamurowało. W sumie zrobił to, co mu powiedziała. Kazała mu jechać, ale powiedziała to w nerwach, bez zastanowienia. Nie spodziewała się, że naprawdę zostawi ją tu samą. W sobotni wieczór, w obcym dla niej mieście. Nie czuła paniki. Bez przesady, nie jest małą dziewczynką, da radę.
Czekała ją mała wyprawa przez miasto, a potem… przez las. O tym zapomniała. Między miastem a domem siostry Łukasza trzeba było przejść przez mały las. Jazda samochodem trwała parę minut, ale piesza wędrówka po ciemku? Sara uświadomiła sobie właśnie, że nie ma ani telefonu, ani torebki, ani pieniędzy. Super. Teraz się trochę zdenerwowała, ale co jej pozostało? Ruszyła w stronę domu Nikoli. Szła energicznym krokiem. „Dobrze, że chociaż jest dziś ciepła noc i nie pada” – pomyślała.
Z każdą minutą czuła się coraz lepiej. Czuła się wolna. W końcu nie czeka na Łukasza w domu. Pierwszy raz od wielu miesięcy poczuła, że żyje. Robi coś głupiego, ale przynajmniej w jej życiu coś się dzieje. Nie zamierzała wiecznie płakać w poduszkę i czekać, aż jej chłopak zechce wrócić do domu, do niej. „Szkoda, że nie mam chociaż telefonu. Przydałby się, jak dotrę do lasu” – myślała, ale postanowiła zacząć martwić się tym później.
Szła już dobre czterdzieści pięć minut, gdy z zamyślenia wyrwał ją pisk opon. Ktoś jadący z naprzeciwka gwałtownie przyhamował.
– Wsiadaj do auta, Saro! – krzyknął do niej Łukasz, wychylając się z samochodu.
Nie miała zamiaru wykonać jego polecenia. Nawet nie zwolniła. Zawrócił i wołał do niej przez odsuniętą szybę.
– Co ty wyprawiasz? Wsiadaj do samochodu, nie mogę tak wolno jechać przez całą drogę.
Sara popatrzyła przez chwilę na niego, ale ani odrobinę nie zwolniła. „Słucham? Co ja wyprawiam?! To ty mnie zostawiłeś i łaskawie wracasz po mnie prawie po godzinie” – pomyślała. Łukasz zawołał do niej jeszcze parę razy i odjechał.
„Może jednak mogłam wsiąść?”. Wizja spacerowania o północy po lesie znów ją zdenerwowała. Trudno, musi dać radę. Po kilkunastu minutach znów zobaczyła znajome audi. Szyba się uchyliła i tym razem zawołała kobieta:
– Saro, nie wygłupiaj się, tylko wsiadaj do samochodu. Nie wrócimy do domu bez ciebie.
Obok Łukasza siedziała Nikola. Sara się poddała. Nie chciała robić scen przy rodzinie chłopaka i w głębi duszy odetchnęła, że jednak lasu nie będzie musiała pokonywać na pieszo. Kiedy dojechali na podwórko, Sara od razu wysiadła z samochodu. Poszła na huśtawkę przed domem.
– Co tam się wydarzyło między wami? Czemu on cię zostawił samą o tej porze w środku miasta? – pytała Nikola, która dosiadła się do niej.
– Pokłóciliśmy się. W sumie to sama kazałam mu jechać.
– Kazałaś czy nie, nie powinien był cię zostawiać.
– Nikola, mogę zostać z nią sam? – odezwał się Łukasz, który właśnie podszedł do dziewczyn.
– Jasne, i tak już bardziej nawywijać nie możesz.
Nikola puściła oko do Sary i klepnęła brata w ramię.
– Idę powyganiać moje dzieciaki do spania.
Łukasz odczekał, aż jego siostra zniknie im z widoku, i objął Sarę. Ta wyswobodziła się jednak delikatnie, ale stanowczo.
– Musiałaś się tak unieść honorem?
Dziewczyna milczała, nawet na niego nie patrzyła.
– Nie wiedziałem, że nie masz przy sobie nawet komórki. Chciałem ochłonąć i wrócić po ciebie.
– Trochę ci zajął ten powrót.
Teraz Sara spojrzała mu prosto w oczy.
– To już nieważne, Łukasz. Mam dość, serio. Postaram się jak najszybciej zabrać swoje rzeczy z mieszkania. Na razie zatrzymam się u jakiejś koleżanki.
Sara wstała i zamierzała odejść, ale chłopak złapał ją gwałtownie za rękę i szarpnął, żeby odwróciła się twarzą w jego stronę.
– Co ty wygadujesz? Chcesz się rozstać? Wszystko się zmieni, tylko jutro pomogę koledze. Resztę urlopu spędzimy we dwoje. Możemy gdzieś pojechać. Może nad jezioro? Tylko my.
– Mam dość. Wiesz, ile razy to słyszałam? O jeden raz za dużo tych niespełnionych obietnic.
Sara zabrała rękę i ruszyła szybkim krokiem w stronę domu. Usiadła w salonie przed telewizorem. Musiała udawać, że jest czymś zajęta. Czekała, aż wszyscy pójdą spać. Chciało jej się płakać. Decyzja o rozstaniu z Łukaszem zabolała bardziej, niż się tego spodziewała. To jedyny facet, przy którym zapominała o Darku.
Kiedy się poznali, a on był taki czuły i troskliwy, naprawdę czuła się szczęśliwa. Jednak po kilku miesiącach wspólnego mieszkania Łukasz się zmienił. Jego obojętność i ciągłe bieganie do kolegów zabijały uczucie, jakim go początkowo obdarzyła. „Ile razy można dawać szansę, ile razy można słuchać przeprosin i zaczynać od nowa?” – myślała Sara.
Zastanawiała się, czy pojawienie się Marka i to wszystko, czego się dowiedziała w ostatnich dniach, miało wpływ na jej decyzję. Dobrze wiedziała, że nie. Być może ją przyspieszyło, ale tak naprawdę już od jakiegoś czasu wiedziała, że jej związek z Łukaszem to agonia, której nie chciała przerwać być może ze strachu przed samotnością.
Wszyscy już poszli do swoich pokoi. W drzwiach salonu pojawił się Łukasz.
– Przyjdziesz na górę?
„No tak, seks dobry na wszystko w ocenie mojego chłopaka” – pomyślała Sara.
– Raczej nie.
Popatrzyli sobie w oczy i Łukasz poszedł sam. „On naprawdę myśli, że nic się nie stało, że do jutra mi przejdzie, że może w nocy przyjdę do łóżka, zaczniemy się kochać, a jutro spróbujemy od nowa”. Sara wiedziała, że to jej wina, że chłopak nie bierze na poważnie jej słów. Zbyt wiele razy odpuszczała. Mówiła mu, że to koniec, a potem dawała się przekonać do zmiany zdania. „No cóż, przyzwyczaił się i chyba myśli, że tak będzie zawsze. To się jutro zdziwi”.
Sara wtuliła się w poduszkę i pozwoliła, by łzy przyniosły jej ulgę. Teraz już nikt jej nie widzi. Nagle usiadła. Postanowiła zrobić to, co przyszło jej właśnie do głowy. Od razu, by nie zmieniła zdania. Poszukała swojego telefonu.
– Hej, późno dzwonisz. Wszystko OK?
– Cześć, Marku. Przepraszam, obudziłam cię?
– Nie, skąd. Zawsze późno się kładę. Zresztą dojechał do nas Robert, Mati, Adrian i… Jesteśmy wszyscy.
– Rozumiem. Jak odwoziłeś mnie na dworzec, mówiłeś, że mogę zadzwonić, jak będę potrzebować transportu do domu. – Sara starała się mówić wesoło, ale chyba kiepsko jej szło.
– Tak, jasne. Przyjechać po ciebie? Już odpalam samochód…
– Nie ma pośpiechu – przerwała mu. – To daleko od Łodzi, wytrzymam do rana. Nie chcę, byś jechał po nocy.
– Spokojnie, Saro, dam radę. Ale OK, umówmy się, że wyjadę nad ranem. Podeślesz mi adres SMS-em?
– Jasne, zaraz wysyłam.
– Wszystko u ciebie w porządku? Nie brzmisz zbyt wesoło. Płakałaś? Jezu, przestańcie. – Marek ostatnie dwa słowa wypowiedział szeptem.
– Co się tam u ciebie dzieje?
– Wszyscy chcą po ciebie jechać. Siedzą mi prawie na głowie, by słyszeć, o czym rozmawiamy. Przepraszam cię, ale są nie do opanowania.
Teraz Marek się śmiał i słychać było, jak się przemieszcza, pewnie chcąc się uwolnić od bandy podsłuchiwaczy.
– Cześć, Saro! My też chcemy po ciebie przyjechać.
„To chyba był głos Roberta” – pomyślała Sara.
– Hej, siostrzyczko! – odezwał się rozbawiony i podekscytowany brat Darka.
Panowie wyrywali sobie telefon z ręki i przekrzykiwali się. W końcu Markowi udało się odzyskać swój sprzęt i zamknął się w łazience.
– Przepraszam cię, księżniczko. Powariowali, jak cię usłyszeli. Śpij spokojnie i czekaj na nas rano. Zaraz sprawdzę sobie trasę, jak tylko podeślesz adres. Tylko wiesz, Saro, my przyjedziemy wszyscy. To znaczy…
– Wiem, z Darkiem. Dobranoc, Marku. Dziękuję.
Sara próbowała zasnąć, ale zbyt dużo myśli krążyło jej po głowie. „Już jutro go zobaczę. Ciekawe, jak się zmienił. Jaki jest teraz? Może zrobił się zgorzkniały i złośliwy przez chorobę albo jeszcze bardziej nerwowy, niż był?” – myślała. Przez głowę przelatywały jej tysiące obrazów z chwil, które spędziła z Darkiem i jego przyjaciółmi. Zatrzymała się przy jednym zdarzeniu, próbując przypomnieć sobie dokładniej tę sytuację.
***
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji