- W empik go
114 Decybeli Ciszy - ebook
114 Decybeli Ciszy - ebook
Poezja. Jak zmierzyć siłę jej oddziaływania? Jeśli za ideał przekazu poetyckiego uznamy ciszę, to szept będzie bliski ideału. W tej książce wiersze są delikatnym szeptem, ale jakże wyrazistym i pełnym różnorodnych dźwięków. Smutek, zaduma miesza się z absurdem i poczuciem humoru, pozwalającym zachować dystans nawet do zjawisk tak nieuchronnych jak starość i umieranie. Wszystko napisane doskonałym językiem
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8155-240-0 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie wiem co czują stokrotki
puste ulice
zziębniete prześcieradła
czy samotne jabłonie
nie nazywam już poniedziałków naburmuszonymi
końcami świata
nie porównuję chmur do twoich uśmiechów
nie odgaduję też myśli przemilczanych
wstaję jednak codziennie
i kupuję chleb by krew nie musiała
skraplać sie do szpitalnej kroplówki
toczę też batalię z grawitacją
i z niesfornymi kosmykami
które nie lubią wełnianych czapek
i z humorem sąsiada
co muchomorem
wieczorem jem ziemniaka bezpłodnego
omaszczonego beznamiętną słoniną
i głupkiem gapię się w telewizor
potem automatycznie
zasuwam kotary
zapłakanych okien
kolejny raz uciekam przed światem
w którym kiedyś wiersze pisały się same
31.01.2018
***
Przyszłam
i pomimo iż czas nie zwolnił
spóźniłam się o kilka uderzeń zegara
nie czekałeś
drzwi zamknięte do odwołania
pajęczyna pomału
snuje plany na przyszłość
wiatr niesie przez ciszę pieśni aniołów
kiedy ty na załamaniu tęczy
wznosisz toast z tymi
co rozgoszczeni o tydzień dłużej
czekasz
tam
gdzie czas już nawet nie słowem
przyjdę
nim herbata zdąży wystygnąć
w wygodnych butach
razem
policzymy kroki do nieba
20.03.2018***
Samotność jest bezpieczna
nie pyta…
Stąpam zatem pośpiesznie
z głową wypchaną myślami
i wystukuję patykiem rytm
w takt uderzeń skrzydeł motyla.
Pofrunę z nim przez szerokość godzin
raz
dwa
jeszcze chwila
i zasmakuję
nektaru żonkili…
próżno…
grawitacja
co nad uchem przekornie
gwiżdże
ciężarem zabija
Upadam zatem kamieniem
w dzień
w drogę
w życie
lecz bez tłumaczeń
dlaczego bose stopy tęsknią do zimy
a głowa płodna wciąż rodzi szaleństwo
samotność bowiem jest bezpieczna
nie pyta…
9.04.2018
***
Kiedy świadomość balansuje na granicy
przebudzenia
tęsknota nie ma nade mną władania
polskie sny
które pod powiekami pozostały
tulą do piersi dziecko wygnania
przysiadam ciszą
na zielonych połoninach
pod niebem
na którym jaskółki nie gubią swej drogi
wśród polskiego oddechu traw
dusza i ciało
pod tą samą chatą rozgoszczone
co bieszczadzkie anioły
wspólnie nucą Czwartą Nad Ranem
moje manowce odeszły daleko
niech świt nie budzi dziś
marnotrawnego syna
13.04.2018***
Powrócę
Bez pytań o wczoraj
usiądziemy na ganku dogasającego życia
i zapłaczemy nad brakiem
co nawet nie nieobecnością
opowiesz mi o gajach zielonych
co latem pachniały szarlotką i cynamonem
o smaku polskiego chleba
który
otulał stęsknione wargi
o zimie co zawsze w grudniu skrzypiała
wesołą kolędą
a potem
kroplą
lecz nie deszczu
zagościsz na moich powiekach
i bólem spłyniesz
przez sękate rany
łącząc splecione dłonie
na zawsze
powrócę
w oddechu ciszy szczęśliwej
otulając się jedynie mrozem
zapadnę w Ciebie
prochem i kamieniem
oddając Tobie mój ostatni oddech
13.04.2018
Nagrodzony w konkursie poetyckim im Tadeusza
Murdzeńskiego: Stulecie Odzyskania Niepodległości
Londyn 2018***
Czerwony żakiet
tuż obok obrażonej
sukienki w groszki seledynowe
liczy guziki — bo na cud za późno
kulawy pasikonik na zegarze
kolebie smutno główką w takt
na raz
na dwa
i tak do obłędu
już nie mojego
gapię się tępo
w jego naderwaną nogę
nie zatańczy…
zerkam ukradkiem na moje
rozflaczone pantofle
wdychające kurz
wygniecionej wersalki
tik tak
za oknem
świerszcze przywołują
mojego zmartwychwstania
okna zaryglować trzeba!!!
niebo zachmurzyć!!!
kwaśne mleko wlewam do herbaty
na wypadek gdybym przypadkiem
potknęła się gdzieś o resztki uśmiechu
16.04.2018***
Nie noszę szminek
czerwień ust
niech sama się broni
nie zakrywam
perłową bielą
pocałunków rumianych
nieśmiertelne ciągle leżą
w kącikach ust
tuż obok uśmiechu
…jak i lica
co pomimo iż styczniowe
wciąż zradzają letnie sekrety
nie noszę szminek
żadna nie pasuje
do sukienek w motyle
i do mojej radości
co na wieki zamknięta
w kryształach melancholii
szukając mnie
nie patrz mi zatem w oczy
magiczne tusze
trzepią rzęsami
i tylko usta pozostają prawdziwe
nie znalazłam jeszcze koloru
maskującego
kolory bólu i miłości
24.04.2018***
Uwielbiam
jak pachną wakacje
smakiem winogron i pomarańczy
i cygar wysuszonych
niekonieczność chwili osiada
na języku słodyczą
którą napawam zbolałe gardło
przełykam z namaszczeniem
ucząc się smaku na pamięć
na jutro
co przecież
już żebrze pod drzwiami
księżyc
co i nad kołchozem życia
sączy teraz swój ból przez słomkę
mózg
automatycznie dawkuje tlen
pozostawiajac
członki zaledwie przy życiu
a ja…
odczuwam już tylko
smak winogron i pomarańczy
i cygar
wysuszonych
słodycz osiada inaczej
osiada powoli
przenikając do krwiobiegu
moje antidotum na życie
22.04.2018Pamięci poległych
Autobus z ronda Matecznego
pomału
rytmicznie wtacza się
na zachlapany
przystanek
siadam tuż za kierowcą
gapię się w rozmazaną ciszę
co koleboce na szybie…
Papierniczy
RUCH co tu od zawsze
w którym kupowałam Popularne
piekarnia u pani Zosi…
wspomnienie bagietek z kminkiem do dziś
wstrząsa moimi zmysłami
potem jeszcze jedna prosta i autobus
pomału mija świat
w którym cisza
dokańcza niedopowiedziane słowa
tu tylko gwiazdami patrzą na nas
cisi bohaterowie
nie wiedząc
że po nich już tylko chrabąszcz
w gęstwinie słów nie napisanych
gubi czasem swą drogę
kościół
dom drewaniany
jutro co zaplanowane
gdyby wiedzieli
że nie tylko za marzenia…
wysiadam
przystanek kino Kijów
bilet ściskam w dłoni
macham już jutru na powitanie
bohaterowie pierwszego planu zostali
na przystanku przy ulicy Focha
26.04.2018Małe śmierci
Będę odchodziła powoli
wyrywana z twojego krwiobiegu
najpierw z muśnięcia dłoni
i ze spojrzenia którego
o każdy dzień mniej
potem odejdę uboższa o słowo
cóż
ponoć nie wszystko trzeba mówić
lecz ja kobieta
lubię gdy nazywa się
mnie nie tylko po imieniu
potem już będę odchodziła
rutynowo i coraz szybciej
od kubka goracej herbaty
której nagle zabraknie
(koc w końcu w szafie)
po wyblakłą wiadomość na lodówce
napisaną niegdyś czerwonym długopisem
spójrz jednak po raz ostatni
moje usta nadal mają kolor maków
zagryzłam je bólem
powróciły purpurą
nie patrzyłeś
odeszłam…
i tylko pióro
którym kiedyś napisałeś
„Kawa dla ciebie kochanie”
dowodem na moje istnienie
niewymiernym
papier wyblakł
a szminka co leży tuż obok
nic ci nie powie
nie nosiłam wszak szminek
10.05.2018