- W empik go
1200 gramów szczęścia - ebook
1200 gramów szczęścia - ebook
Emilia czuje się wybranką losu. Osiąga sukcesy jako modelka, ma u boku ukochanego mężczyznę, z którym spodziewa się dziecka. Szczęścia nie burzy nawet szalejąca pandemia COVID-19.
W jednej chwili ich codzienność zamienia się w horror. Emilia trafia do szpitala, a lekarze rozpoczynają długą walkę o życie nienarodzonego dziecka i matki.
1200 gramów szczęścia to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami dramatyczna opowieść o miłości matki do przedwcześnie urodzonej córki. To historia lęku, bólu i wychodzenia z traumy, ale także historia bycia szczęśliwą mamą.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67102-48-3 |
Rozmiar pliku: | 602 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drogi Czytelniku, z całego serca dziękuję, że zdecydowałeś się sięgnąć po moją książkę. Tym razem nie wyrwiemy się codzienności, nie wejdziemy w świat fantazji ani nie będziemy śnić na jawie. Zabiorę Cię bowiem w niezwykle prywatną podróż. Pełną emocji, bólu i rozpaczy. Poczujesz oddech strachu, uświadomiwszy sobie, jakie piekło potrafi zgotować los.
Ukażę Ci także siłę matki, która dla swojego dziecka jest w stanie poświęcić własne dobro. Będziesz świadkiem heroicznej walki o życie bezbronnej istoty, której przyjście na świat potrafi wyzwolić tak niewyobrażalne pokłady miłości. Udowodnię Ci, że owa miłość może przenosić góry. Bo dziecko jest prawdziwym cudem, dla którego warto przetrwać wszystko.
1200 gramów szczęścia to bardzo intymna opowieść o tym, co spotkało mnie w trakcie ciąży i trudnego porodu, oraz o późniejszych zmaganiach z wyzwaniem, jakim jest bycie mamą skrajnego wcześniaka.
Dlaczego zdecydowałam się napisać tak osobisty tekst? Bo tylko w ten sposób mogę zapanować nad własnymi emocjami. Słowa przelane na papier pomagają mi radzić sobie z traumą. Czasami, by móc zaznać spokoju, trzeba uporządkować myśli i przerwać ich szaloną gonitwę. Za radą psychologa postanowiłam przepracować wszystko to, co mnie bolało, i to, czego nie rozumiałam. Dzięki temu wróciły poczucie bezpieczeństwa i równowaga życiowa. Dziś z czystym sumieniem mogę nazywać się spełnioną kobietą i szczęśliwą matką. Niekiedy warto zrobić jeden krok w tył, by móc iść do przodu.
Dlaczego postanowiłam opublikować ten tekst? Z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że chociaż mój przypadek był bardzo rzadki, to zapewne nie pozostaje odosobniony. Według statystyk stan przedrzucawkowy może dotknąć piętnastu procent ciężarnych w krajach wysoko rozwiniętych. Czternaście procent tych przypadków kończy się śmiercią zarówno matki, jak i dziecka. Stan przedrzucawkowy to w wielkim uproszczeniu brak tolerancji ciąży przez organizm matki. Ciało kobiety zwalcza dziecko, które jednocześnie ją zabija. Oboje krzywdzą się wzajemnie. Zwykle ten stan ujawnia się po dwudziestym tygodniu ciąży i wcześniej nie daje żadnych objawów. Atakuje nagle i w zawrotnym tempie. Ciężarna nie rozumie, co się z nią dzieje. Najbardziej skutecznym ratunkiem jest rozwiązanie ciąży.
Chciałabym, żeby moja historia pomogła przetrwać ten trudny czas innym przyszłym matkom, które znajdą się w takiej lub podobnej sytuacji. Opisuję to, co się dzieje z kobietą, z jej ciałem w okresie zagrożonej ciąży, oraz symptomy, które z pozoru nic nie znaczą, a są bardzo istotne.
Poza tym sama świadomość bycia rodzicem skrajnego wcześniaka na początku mną wstrząsnęła. Każdego dnia drżałam o życie mojego dziecka i modliłam się o szczęśliwe zakończenie tej historii. Co roku w Polsce na świat przychodzi ponad dwadzieścia tysięcy dzieci przedwcześnie urodzonych. Właśnie dlatego starałam się krok po kroku przedstawić, jak wygląda życie z takim malcem. Mam nadzieję, że ta książka doda otuchy innym rodzicom i wyjaśni większość wątpliwości dotyczących opieki nad ich maleństwami w pierwszych dniach i tygodniach życia. Mnie takie historie dawały nadzieję i pozwalały przetrwać trudne momenty.
Jest jeszcze jeden bardzo ważny powód, dla którego zdecydowałam się opowiedzieć światu swoją historię. Gdyby nie czujność i profesjonalizm mojej położnej środowiskowej, moja córka by nie przeżyła, ja być może też. Jest tak wiele osób, którym jestem wdzięczna za szansę bycia mamą i za czerpanie radości z macierzyństwa. Gdyby nie lekarze z Zielonej Góry, nic z moich planów by się nie udało. Długo się zastanawiałam, jak im podziękować… Kwiaty? Kawa? Czekoladki? Dobry alkohol? Co byłoby odpowiednie w tej sytuacji? Od początku czułam wewnętrzną potrzebę odwdzięczenia się światu i specjalistom. I wtedy w mojej głowie zrodził się pomysł. Postanowiłam swoje półroczne honorarium za sprzedaż tej książki w całości przekazać na potrzeby oddziału neonatologii w szpitalu w Zielonej Górze, gdzie każdego roku ratowane są wcześniaki. Mam nadzieję, że te pieniądze w jakimś stopniu ułatwią pracę tamtejszego personelu.
Kilka słów odnośnie do samej treści. Starałam się bardzo rzetelnie opisać to, co mnie spotkało zarówno podczas ciąży oraz porodu, jak i później. Wszystko jest zgodne z prawdą. Nie używam terminów medycznych, bo książka jest relacją wydarzeń z mojej perspektywy.
Emilia i Jakub to postacie fikcyjne. Uznałam, że moje życie osobiste nie ma znaczenia dla samej treści. Aby chronić prywatność swoją oraz moich bliskich, wymyśliłam życie głównych bohaterów, które zupełnie odbiega od mojego. Jednak to, co stanowi trzon opowieści, rzeczywiście mi się przydarzyło, a emocje, które temu towarzyszyły, sama przeżyłam. Perypetie pary młodych ludzi posłużyły mi do pokazania tego, jak zmienny może być los człowieka i jak aktualna pozostaje stara prawda, że szczęście nie jest nam dane raz na zawsze. Że trzeba doceniać każdy dzień – w jednej chwili masz wszystko, a w następnej możesz zostać z niczym. I że stres potrafi szybko zniszczyć to, co z takim trudem buduje się przez długi czas.
Imiona w książce są zmienione poza jednym – Julia to prawdziwe imię mojej córeczki.
Karolina i Kamila to jedne z ważniejszych postaci. Posłużyłam się nimi, aby przedstawić dość powszechne ludzkie postawy wobec przyszłych matek. Wiele z takich zachowań może wyrządzić więcej krzywdy niż dobrego. Chciałam tym samym zwrócić uwagę na słowa, które mają wielką moc. Nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Czasem wypowiedziane na głos i bez namysłu mogą być przyczyną wielu nieszczęść. Często otoczenie zapomina o tym, że ciężarna kobieta powinna unikać stresu, który potrafi być zabójczy.
Pragnę, aby dzięki tej książce kobiety zrozumiały, że mają prawo do różnych emocji po porodzie. Wydanie na świat człowieka to wielki wyczyn i poświęcenie z ich strony. Gdy pojawia się dziecko, uczucia matki schodzą na dalszy plan. Najlepiej, by zapomniała o tym, co przeszła, i skupiła się na upragnionej istotce. Nie powinna wszystkiego rozpamiętywać. Tymczasem kobiety bardzo długo przeżywają poród i gdy w jego trakcie występują komplikacje, nie potrafią zrozumieć pewnych rzeczy, poukładać ich w głowie. W rezultacie wiele z nich cierpi w samotności. A wystarczy tak niewiele, by zmienić tę sytuację…
Dlatego zapraszam Cię do przeczytania tej książki, namawiam do refleksji i wyrozumiałości. Nie oceny.
Marta MaciejewskaRozdział 1
– Stresuję się! – Emilia od dłuższej chwili uporczywie poprawiała włosy i makijaż w hotelowej toalecie.
– Poradzimy sobie, zobaczysz! – Karolina, blond piękność, ostatni raz wydęła powiększone usta w stronę lustra, posmarowała je błyszczykiem i puściła oko do własnego odbicia. Przekazała kosmetyk rywalce, zmierzyła ją wzrokiem z góry do dołu i powiedziała: – Jesteś ładna… taka naturalna. Masz spore szanse wygrać.
Emilia puściła tę uwagę mimo uszu i zapytała:
– Który to twój casting?
– A kto by je liczył? – Karolina nie spoglądała już na rozmówczynię. Skupiła się na poprawieniu sztucznych piersi tak, aby wyglądały na jeszcze większe.
Emilia ze smutkiem spojrzała na swoje i pożałowała, że w ogóle tutaj przyszła. Z reguły należała do pewnych siebie kobiet, bez kompleksów, ale nie przy Karolinie. Obecność blond bogini sprawiała, że samoocena dziewczyny nagle zmalała. Poza tym nigdy nie była zwolenniczką korzystania z usług medycyny estetycznej. Swoje atuty podkreślała dobrze dopasowanymi strojami, pielęgnowała odpowiednią dietą i regularnymi treningami. Zawsze uważała, że jest atrakcyjna i niczego jej nie brakuje, ale dzisiaj, przy tych wszystkich dziewczynach, które czekały na korytarzu na swoją kolej, by się zaprezentować, wydawała się sobie po prostu gorsza. Taka zwyczajna, pospolita.
W końcu po chwili zastanowienia zaczęła pakować swoje rzeczy do torby. Zamierzała wyjść. Widząc to, Karolina chwyciła ją za rękę i zatrzymała.
– Nie porównuj się z innymi, nie poddawaj się. Jeśli teraz tego nie załapiesz, to nie masz czego szukać w świecie modelingu. – Kobieta jakby czytała w myślach debiutującej modelki.
Emilia niepewnie spojrzała na nowo poznaną koleżankę. Nie wiedziała, czy powinna jej słowa traktować jako życzliwą poradę, czy delikatną sugestię, że po prostu nie ma szans. Utwierdziła się tylko w przekonaniu, że to nie jest miejsce dla niej.
Wyrwała rękę z uścisku i chwyciła za klamkę od drzwi. Nie spoglądając więcej na rozmówczynię, zamierzała odejść. Ta jednak na to nie pozwoliła. Chwyciła dziewczynę za ramiona i nakazała jej spojrzeć w lustro. Stanęła za nią i łagodnie dodała:
– Przyjrzyj się sobie i nie myśl o innych laskach.
Emilia z lekkim zdziwieniem wbiła wzrok w Karolinę, a później powoli przeniosła go na swoje odbicie.
– Ty dostrzegasz szarą dziewczynę odstającą od reszty. A wiesz, co ja widzę?
– Co? – zapytała szczerze zaciekawiona Emilia.
To oczywiste, że debiutantka całym sercem podziwiała doświadczoną koleżankę. Karolina była idealna. Wszystko w niej spełniało wymogi piękna. Lekko powiększone usta, doczepione rzęsy i cudowna talia osy. Podążała za nowymi trendami, podczas gdy Emilia nie miała ani jednej z tych rzeczy. Jak mogła pozostać przy niej pewna siebie? Jak mogła w ogóle z kimś takim konkurować?
– Widzę piękną, młodą kobietę z marzeniami. Wiesz, dlaczego masz szansę wygrać?
– Dlaczego?
– Wszystkie dziewczyny, które czekają za ścianą, wyglądają tak samo. Nie różnią się niczym. Łącznie ze mną. Ty jesteś jak powiew świeżego powietrza. Jesteś naturalna, inna. Od razu dajesz się zauważyć.
Emilia jeszcze raz spojrzała na swoje odbicie, ale tym razem nieco inaczej. Może faktycznie Karolina miała rację. Zobaczyła dziewczynę o dużych orzechowych oczach i nieskazitelnej cerze. Jej ciemniejsza karnacja sprawiała, że każdy element garderoby wyglądał na niej dobrze. A długie do pasa, ciemne włosy z pewnością stanowiły atut. Z jednej strony wyglądała zwyczajnie, ale z drugiej właśnie to sprawiało, że była niezwykła. Jednak jej samej dostrzeżenie tego przychodziło z trudem.
Karolina nie dała jej zbyt dużo czasu do namysłu.
– To co? Idziemy razem? Pokonamy te wszystkie sztuczne lalki? – Uśmiechnęła się i pociągnęła ją za rękę.
Emilię trochę zdziwiły te słowa. Dziewczyna szydziła z konkurentek, podczas gdy sama wyglądała dokładnie tak jak one. Mimo wszystko bardzo ją polubiła. Karolina roztaczała wokół siebie magiczną aurę. Ostatni raz spojrzała w lustro i postanowiła pójść na casting. W końcu po to tu przyszła. Co prawda już nie wierzyła w swoje możliwości tak jak wcześniej, w domu jakoś łatwiej było jej myśleć o zwycięstwie, ale bardzo chciała zostać modelką. Zdecydowała, że spróbuje swoich sił, w końcu to nierozsądne, by poddawać się na starcie.
Wzięła głębszy wdech, spojrzała na Karolinę i lekko podenerwowana powiedziała:
– Idziemy.
Kobiety wyszły na zatłoczony hol, gdzie czekały modelki zbite w grupki. Od ich rozmów wrzało jak w ulu. Blondynki, brunetki, rude – każda piękna i zadbana. Z wielkim numerem na klatce piersiowej. Każda miała także przyklejony do twarzy sztuczny i wymuszony uśmiech. Emilia była wdzięczna, że przed chwilą poznała Karolinę. Wydawało się, że to jedyna życzliwa jej osoba.
Dla dziewczyny modeling stanowił nowe doświadczenie. Od dziecka marzyła, aby zostać topową modelką. Od zawsze podziwiała Kate Moss, chciała być dokładnie taka jak ona. Wiedziała też, że musi ciężko pracować, a i tak udaje się to nielicznym. Jednak nie wyobrażała sobie, że mogłaby robić w życiu coś innego.
Zdała sobie właśnie sprawę z tego, że bardzo łatwo jest patrzeć z boku na czyjś sukces i jeszcze łatwiej go oceniać, ale dużo trudniej zauważyć krętą, długą i wyboistą drogę prowadzącą na sam szczyt.
Zastanawiała się, czy Kate Moss, gdy zaczynała swoją karierę, też przeżywała podobne rozterki, czy porównywała się z innymi i czy miała chwile zwątpienia. Emilia jeszcze nie tak dawno była zdeterminowana, by realizować swoje marzenia, ale kiedy spotkała te wszystkie piękne dziewczyny, jej pewność siebie gdzieś uleciała. Wszystkie one sprawiały wrażenie bardzo zuchwałych, takich, które potrafią w życiu rozpychać się łokciami. Ona była inna – cicha, skromna i zwyczajna.
Rozważania dziewczyny przerwało otwarcie drzwi, zza których wychyliła się kobieta w wieku trudnym do określenia ze względu na obfity makijaż. Oficjalny ubiór, który miała na sobie, i ciasno upięty kok na szczycie głowy zdradzały jej surowe usposobienie.
– Witam wszystkie panie. Rozpoczynamy casting. Najlepsze spośród was podpiszą kontrakt na stałą współpracę z agencją ModelLUX. Aby sprawdzić wasze predyspozycje, dziś zagracie w reklamie szamponu do włosów. Proszę wchodzić do pomieszczenia zgodnie z numeracją – oznajmiła oschle i ponownie zniknęła za drzwiami.
Emilię znowu naszły wątpliwości.
– Denerwujesz się? – zapytała stojącą obok nową koleżankę. Chciała dodać sobie otuchy.
– No co ty! – Karolina spojrzała na rozmówczynię i gdy zobaczyła jej zagubiony wzrok, pospieszyła z wyjaśnieniami. – Mam za sobą milion takich castingów. Raz się uda, a raz nie. Nie przywiązuj do tego tak wielkiej wagi.
– Łatwo ci mówić. – Emilia spojrzała z zazdrością na Karolinę. Chciała być tak opanowana jak ona.
Blond modelka wyjęła telefon i zaczęła z kimś esemesować. Dziewczyny więcej nie zamieniły słowa. W ciszy czekały na swoją kolej.
Emilia nie mogła jednak długo wysiedzieć na miejscu. Czuła, jak ze stresu zaczynają jej się pocić ręce i ogólnie stała się nerwowa i rozdrażniona. Aby rozładować napięcie, powoli przemierzała korytarz w tę i z powrotem. Jak najszybciej chciała mieć to wszystko za sobą. Z jednej strony czas jej się dłużył, ale z drugiej jej kolej była coraz bliżej. Postanowiła skrócić sobie oczekiwanie lekturą, usiadła na krzesełku i wyciągnęła z torebki Sekret bodyguarda. Zaczęła czytać, ale w tych okolicznościach nie potrafiła skupić uwagi na treści. Zrezygnowana włożyła powieść z powrotem do torebki, założyła nogę na nogę i utkwiła wzrok w ścianie.
Czas zaczął płynąć szybciej i na korytarzu pozostawało coraz mniej dziewczyn. W końcu nadeszła pora na Karolinę, która miała wejść tuż przed Emilią. Dziewczyna włożyła telefon komórkowy do kieszeni i odezwała się:
– Trzymaj za mnie kciuki.
– Powodzenia – wyraziła szczere życzenie Emilia.
Karolina z zabójczo pięknym uśmiechem wstała z krzesła i pewnym krokiem weszła do pomieszczenia, gdzie odbywał się casting.
Na korytarzu zrobiło się luźniej i ciszej. Nadszedł czas na Emilię. Spojrzała w sufit, odetchnęła głęboko i ostatni raz poprawiła włosy. Mijana w drzwiach koleżanka rzuciła:
– Nie było tak źle. Daj z siebie wszystko. Zaczekam na ciebie na korytarzu.
– Dobrze – odpowiedziała Emilia. Tylko na tyle było ją stać. Uśmiechnęła się blado do rywalki i weszła do sali.
W środku panował półmrok. Dookoła pobłyskiwały rozstawione lampy, a po prawej stronie przy ścianie dostrzegła zwisające białe płótno, które – jak się domyślała – służyło jako tło do robienia zdjęć. Przed dziewczyną stał duży stół, przy którym zasiadały trzy osoby: dwie kobiety i mężczyzna. Emilia omiotła ich szybkim spojrzeniem, ale w żadnej twarzy nie znalazła nic, co mogłoby dodać jej otuchy. Wszyscy wydawali się znużeni i zmęczeni.
– Przedstaw się, proszę – zwróciła się nagle do niej jedna z kobiet zasiadająca pośrodku stołu. Nie sprawiała wrażenia przyjemnej. Na jej twarzy ani na moment nie pojawił się uśmiech. Wyglądała perfekcyjnie, z jej rudego, ciasno upiętego koka nie wysunął się ani jeden kosmyk włosów. Zacisnęła usta w cienką linię i spojrzała wyczekująco.
– Nazywam się Emilia Kwiatkowska i mam dwadzieścia pięć lat. Wcześniej nie brałam udziału w takich castingach, jednak mam za sobą kilka profesjonalnych sesji zdjęciowych. – Wiedziała, że to jej jedyna szansa. Musiała pokazać się z jak najlepszej strony. Chociaż w środku czuła ogromną tremę, to na zewnątrz nie dała tego po sobie poznać.
Trójosobowe jury w milczeniu wpatrywało się w nią z wyrazem twarzy, z którego nic nie potrafiła wyczytać. Poczuła się niezręcznie. Wiedziała, że jest oceniana. Aby uniknąć peszącego spojrzenia jurorów, powoli rozejrzała się po pokoju. W rogu po przeciwnej stronie dostrzegła mężczyznę. Okazał się od niej niewiele starszy i nie wydawał się zainteresowany tym spotkaniem. Przez cały czas oglądał coś w swoim aparacie. Emilię zaskoczył jego spokój. Miała wrażenie, jakby chłopak był ponad to wszystko, co działo się na sali. Obchodził go jedynie sprzęt fotograficzny.
– Stań na białym płótnie, Jakub zrobi kilka zdjęć. Zobaczymy, czy się nadajesz. – Rudowłosa kobieta przeszła od razu do rzeczy, wstając od stołu.
Emilia wykonała polecenie. Powoli, trochę niepewnie stanęła na białym płótnie. Naprzeciwko niej wisiało lustro, szybko się w nim przejrzała. Zobaczyła przed sobą zwyczajną dziewczynę, która nie wyróżniała się niczym szczególnym. Pożałowała, że nie przygotowała się lepiej na ten dzień. Mogła założyć jakąś wystrzałową sukienkę albo obcisłą spódniczkę. W swoich starych, ale dobrze dopasowanych jeansach i białej koszulce wyglądała, jakby znalazła się tu przypadkiem, a przecież tak bardzo jej zależało. Dobrze, że chociaż włożyła nowe szpilki.
– Patrz w obiektyw, jakbyś chciała go uwieść. – Padła pierwsza komenda.
Zaczęło się. Emilia miała tylko tę jedną szansę i dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Albo zrobi wrażenie na jurorach, albo do końca życia będzie sprzedawać ziemniaki w osiedlowym warzywniaku.
Pstryk – fotograf zrobił pierwsze zdjęcie. Emilia poczuła się jak ryba w wodzie. Lubiła pozować. Spojrzała jeszcze raz w lustro i ustawiła swoje ciało w jak najkorzystniejszej pozie. Uniosła podbródek, zmrużyła oczy i zarzuciła do przodu swoje długie i gęste włosy. Z każdą kolejną fotką czuła się pewniej. Już nie onieśmielali jej ci obcy ludzie znajdujący się w pokoju.
Sesja trwała dłuższy czas. Dziewczyna ustawiała się pod różnymi kątami. A to z rekwizytem, a to prezentowała swoje włosy, jakby dopiero co wyszła spod prysznica. Czuła, że poszło jej dobrze. Była rozluźniona i energiczna. Lubiła to.
– Tyle nam wystarczy. Dziękujemy. Niedługo ogłosimy listę dziewczyn, które dostaną angaż – odezwała się rudowłosa kobieta. Tym samym skończyła sesję zdjęciową Emilii.
Dziewczyna na powrót poczuła się nieswojo. Facet, który wcześniej zasiadał przy stole, rozmawiał teraz z jedną z koleżanek, rudowłosa kobieta sprawiająca wrażenie szefowej przeglądała coś w laptopie, a fotograf znowu zajął się swoim aparatem.
Atmosfera zrobiła się na tyle gęsta, że Emilia nie chciała zostać w pomieszczeniu dłużej, niż musiała. Kiedy wrażenie niezręczności stało się dla niej nie do zniesienia, w popłochu opuściła pokój.