- W empik go
13 grudnia. Świadectwa stanu wojennego - ebook
13 grudnia. Świadectwa stanu wojennego - ebook
Książka zawiera zarówno indywidualne relacje osób doświadczających skutków tamtych wydarzeń: internowanych, konspiratorów, zwykłych ludzi, jaki i fragmenty „zbiorowego dziennika stanu wojennego” (stworzonego przez podziemne środowisko KARTY w 1982 roku). Teksty ułożono w chronologiczną całość, która staje się próbą interpretacji ówczesnej rzeczywistości, pozwala także dotknąć jej najbardziej dramatycznych wymiarów. Do książki dołączone jest kalendarium przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego oraz kalendarium najważniejszych zdarzeń z okresu 13 grudnia 1981 – 31 grudnia 1982.
„Z przerażeniem spostrzegłem pędzącą na nas na pełnym gazie milicyjną nyskę. Rozbiegliśmy się, szukając ukrycia. Gdy się obejrzałem – zobaczyłem, że nyska jeździ w kółko za uciekającym młodym człowiekiem. W pewnym momencie w okienku samochodu pojawiła się ręka – padł strzał. Chłopiec wyrzucił ręce w górę i padł, jeszcze próbował na czworakach uciekać przed oprawcami, lecz samochód był szybszy. Przejechał człowieka. Dopiero po chwili zorientowałem się, że krzyczę: «Mordercy!»”.
Z relacji uczestnika demonstracji w Lubinie, 31 sierpnia 1982
Spis treści
OD Wydawcy
Plan
Atak
Konspira
Małgorzata Niezabitowska
Jaworze
Wiktor Woroszylski
Wiosna
Emil
Krystyna Barchańska
Gołdap
Maria Peisert-Kisielewicz
Sierpień
kalendarium
nota edytorska
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66707-38-2 |
Rozmiar pliku: | 2,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ZBIGNIEW GLUZA
13 grudnia – kluczowy dzień Polski powojennej. Niesie on wprawdzie „wojnę” w nazwie wprowadzonego stanu, jednak był początkiem starcia nie militarnego, lecz mentalnego. Nadanie Peerelowi – w nocy 12/13 grudnia 1981 – „czołgowego” wystroju od początku rodziło poczucie absurdu. Niemniej groteskowa fasada wewnętrznej okupacji przykrywała dramatyczny akt destrukcji społecznej. Stan wojenny podzielił społeczeństwo; rozciął je na tych, którzy go popierają lub gotowi są – ze strachu czy oportunizmu – się ukorzyć oraz tych, którzy decydują się na opór. Okazało się, że tych drugich było znacznie mniej i spośród nich zwykle padały ofiary. Jednak to dzięki nim możliwy był późniejszy przełom.
Przygotowywane przez szesnaście miesięcy legalnego działania NSZZ „Solidarność” uderzenie w struktury związku zawodowego, obejmującego swym zasięgiem prawie całe społeczeństwo, przyniosło zdumiewająco skuteczny rezultat. W ciągu paru dni organizm związkowy został złamany – wystarczyło internować przywódców i niepodległych działaczy (około 10 tysięcy), spacyfikować coraz słabsze strajki. Przetrwał jednak, a potem się rozwinął front oddolny, wywodzący się z Solidarności (pisanej bez cudzysłowu) jako wyzwoleńczego ruchu społecznego; dla niego minione półtorarocze oznaczało stanowienie wolności. Po 13 grudnia – przy malejącym udziale instancji związkowych – nastąpił rozstrzygający pojedynek wolności ze zniewoleniem.
Po czterech dekadach od ataku na polskie społeczeństwo lokalnych przedstawicieli bloku sowieckiego – ostatniego w ogóle zmasowanego ataku komunizmu – kwestia wolności znów staje się centralnym zagadnieniem Polski. Czterdzieści lat temu funkcjonariusz w mundurze, każdej formacji siłowej, był ewidentnym narzędziem zniewolenia. Dzisiaj problem demokratycznych wolności wraca do Rzeczpospolitej. Warto więc przywołać tamto doświadczenie.
KARTA powstała 4 stycznia 1982. Dwustronną podziemną gazetkę, przepisywaną na mechanicznej maszynie, zaczynaliśmy wtedy tak: „Za lub przeciw. Trzeciego wyjścia nie ma. Polska Ludowa wprawdzie od początku narzucała nam proste alternatywy (z nią lub przeciw niej), jednak dopiero dzisiaj do wyboru zmuszono wszystkich. Wojskowy pucz nie pozostawił komfortu niezdecydowania. Nikt nie zachowa swojego azylu. Junta odebrała nam elementarne ludzkie prawa. Tego darować nie wolno. O rozstrzygnięciu starcia zadecyduje każdy z nas – na co dzień, każdą swoją najdrobniejszą nawet decyzją: decyzją na rzecz tyranii lub wolności. Suma tych decyzji określi termin zwycięstwa”.
Niemal od początku nasza redakcja systematycznie dokumentowała kolejne miesiące; tworzyliśmy zbiorowy dziennik tego czasu – od grudnia 1981. Powstająca tak książka W stanie nie wykroczyła poza 31 sierpnia 1982, czyli moment upadku złudzeń. Dotąd bieg rzeczy dzieliło się na tygodnie; od klęski starcia ulicznego w drugą rocznicę Sierpnia stało się jasne, że z zapaści będziemy się wydobywać długim marszem. Dlatego też teraz tę antologię mieścimy w okresie do sierpnia 1982, przyjmując fragmenty W stanie za łącznik zapisów indywidualnych. Dalsze lata działania „prawa wojennego” były coraz bardziej powtarzalne, a ich wyrazem – narastający bezruch życia społecznego.
W podziemiu lat 80. uważaliśmy siebie za nieupełnomocnionych przedstawicieli obezwładnionego społeczeństwa. Po zmianach ustrojowych, możliwych dzięki ocalałej Solidarności – tej bez instytucjonalnej struktury, zajęliśmy się przeszłością. W 40. rocznicę i stanu wojennego, i KARTY przypominamy miesiące stanowiące – dla nas samych, a przede wszystkim dla demokratycznej Polski. Tak głębokie wówczas doznanie upokarzającego rozpadu reguł życia publicznego niosło uniwersalne przesłanie: nigdy, po 13 grudnia, nie wolno żadnej władzy politycznej oddać praw do własnej wolności. I nie można rezygnować. Bo choć bitwę 31 sierpnia 1982 przegraliśmy, to cała ta „wojna” była zwycięska.
Listopad 2021
Zbigniew Gluza16 SIERPNIA 1980 | Minister spraw wewnętrznych powołuje Sztab MSW z gen. Bogusławem Stachurą na czele, mający koordynować walkę resortu z rosnącą w siłę opozycją.
7 października 1980 | Zastępca szefa Sekretariatu Komitetu Obrony Kraju (KOK) płk Tadeusz Malicki przygotowuje Notatkę w przedmiocie stanu wojennego.
22 października 1980 | Sztab Generalny Wojska Polskiego rozpoczyna opracowywanie planu wprowadzenia stanu wojennego.
3 listopada 1980 | Generał Stachura rozpoczyna przygotowania do blokady komunikacji i telekomunikacji po wprowadzeniu stanu wojennego.
5 grudnia 1980 | Sekretarz KOK gen. Tadeusz Tuczapski zatwierdza harmonogram prac nad wprowadzeniem stanu wojennego.
16 lutego 1981 | W Warszawie odbywa się wojenna gra sztabowa, w czasie której, po przetestowaniu projektów wprowadzenia stanu wojennego, wybrany zostaje wariant optymalny.
26 lutego 1981 | Powstaje wykaz więzień przeznaczonych do wykorzystania w czasie stanu wojennego.
3 marca 1981 | Gen. Wojciech Jaruzelski składa na Kremlu informację O stanie przygotowania państwa do wprowadzenia stanu wojennego.
8 kwietnia 1981 | Do Warszawy przylatuje grupa sowieckich oficerów z marszałkiem Wiktorem Kulikowem, aby sprawdzić poziom przygotowań do stanu wojennego.
25–26 sierpnia 1981 | W Moskwie przedstawiciele polskiego MSW ustalają z KGB zasady druku i transportu z ZSRR obwieszczeń o wprowadzeniu stanu wojennego.
| KOK stwierdza gotowość – od strony „normatywno-organizacyjnej” – do rozpoczęcia operacji wprowadzenia stanu wojennego w 48 godzin po decyzji politycznej.
| Przesłane zostają i zdeponowane (u wojewodów bądź w komendach wojewódzkich MO) paczki z dokumentami „wprowadzającymi” stan wojenny.
2 grudnia 1981 | Generał Stachura ogłasza „stan podwyższonej gotowości do działań sił i środków resortu spraw wewnętrznych”. ZOMO i cała kadra resortu zostają skoszarowani.
5 grudnia 1981 | Biuro Polityczne KC PZPR podejmuje jednomyślnie decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego i upoważnia generała Jaruzelskiego do ustalenia terminu jego ogłoszenia.
9/10 grudnia 1981 | W Sztabie Generalnym WP odbywa się odprawa, w czasie której podjęte zostają decyzje co do szczegółów wprowadzenia stanu wojennego.
10 grudnia 1981 | Generał Jaruzelski informuje władze sowieckie o decyzji i prosi o gwarancję pomocy wojskowej, gdyby sytuacja w Polsce stała się krytyczna. Sowieci odmawiają.
12 grudnia 1981 | Około 16.00 ze sztabu MSW przekazany zostaje Komendantom Wojewódzkim MO szyfrogram zaczynający się od słów „Ogłaszam hasło «Synchronizacja»”, co oznacza rozpoczęcie działań resortu.ATAK
TOMASZ JASTRUN
W środku nocy
Przybiegła dziewczyna
Zakołysała się w drzwiach
Jak płomień
– Zaczęło się –
Waldemar Kuczyński
Zbliżając się do drzwi klatki schodowej, zauważyłem, że z dworu po schodach idzie dwóch mundurowych milicjantów i cywil z jakimś zakrzywionym narzędziem w dłoni. W chwili, gdy mieliśmy się mijać, ów cywil, brodaty, szczupły brunet, pociągły na twarzy, poprosił mnie o dowód osobisty. Spytałem o przyczynę, ale nie podał mi jej, lecz ponownie zażądał dowodu. Dałem. Przeczytał nazwisko i spytał, czy to jestem ja. Potwierdziłem. W tym momencie dwaj mundurowi energicznie chwycili mnie pod ramiona, ostrzegając, bym nie próbował się wyrywać. Zrozumiałem! Zrozumiałem wszystko w jednym mgnieniu! Te milicyjne ręce pod moimi pachami były jak olśnienie, straszne olśnienie.
Warszawa, 12 grudnia 1981
Mieszkaniec Łodzi
Dzwonek. Za piętnaście minut północ. Patrzę przez wizjer: nieznajomy mężczyzna.
– Kto tam?
– Poczta.
Chwila milczenia.
– Telegram.
– Skąd?
Za drzwiami konsternacja. Wydaje mi się, że mężczyzna porozumiewa się z drugą osobą.
– Z Wrocławia.
Mętna historia.
– To pomyłka, we Wrocławiu nie mam nikogo.
– Chce pan ten telegram czy nie?
– Nie, dziękuję.
Na taką odpowiedź słyszę ostry głos:
– Milicja, otwierać!
Łódź, 12 grudnia
Krystyna Kuta
Nagle pukanie. Patrzę na zegarek – za kwadrans północ. A mówiłam ludziom, że wizyty przyjmuję do dwunastej. O rany, tak mi się chce spać...
– Proszę, wlazł!
Czterech. Trzech w czarnych skórach, jeden mundurowy. Wszyscy z bronią. Mundurowy stoi przy drzwiach, trzej wchodzą do mojego pokoju.
– Rewizja? Proszę nakaz!
– Nie rewizja. Pani się ubierze.
Błyskawicznie wciągam na siebie wszystko, co mam pod ręką ciepłego. Chyba cztery-osiem. Do kieszeni płaszcza wrzucam dwie paczki „Sportów”, zapałki, 20 zł. Pochylam się nad Anią, chcę ją pocałować, ale... jeśli się zbudzi? Na ścianie trzy ogromne cienie. Głaszczę ją lekko po głowie. Gaszę lampę. Pani Kazia obudziła się i mamrocze:
– Oj, panowie, znowu ją na noc ciągniecie? Nie można tego jutro zrobić? Dalibyście się dziewczynie wyspać.
Podchodzę i pokazuję palcem na pistolet:
– Nie widzi pani kto to?
Toruń, 12 grudnia
Andrzej Szczypiorski
Kiedy mnie prowadzili do samochodu, powiedziałem, że nie wziąłem ze sobą papierosów. Cywil z bródką odparł, że chętnie ze mną wróci. Tak się stało. Raz jeszcze pocałowałem Ewę. Potem szliśmy znów chodnikiem wzdłuż domu, a ja stawiałem nogi w taki sposób, by trafić na swoje poprzednie ślady. Już w samochodzie, jadąc przez uśpione, zaśnieżone miasto, spytałem cywila, co takiego się stało.
– Od północy mamy stan wojenny – odparł.
Spojrzałem na zegarek. Za trzy minuty dwunasta. Powiedziałem, że się pospieszyli. Popatrzył na swój zegarek, zaprzeczył ruchem głowy.
– To pański zegarek źle chodzi – rzekł współczująco. – I chyba się nie będziemy spierać o te kilka minut...
Warszawa, 12/13 grudnia
Mieszkaniec Warszawy
Z odległego o niespełna kilometr kościoła Matki Boskiej Królowej Polski przy ulicy Gdańskiej dało się słyszeć bicie dzwonów.
– Słyszysz dzwony? – odezwała się żona. – Która to godzina?
Przysunąłem rękę do twarzy i popatrzyłem na nafosforyzowane wskazówki zegarka.
– Punktualnie dwunasta.
– Co to może znaczyć? – w głosie żony wyczuwałem wyraźny niepokój.
– Nie mam pojęcia – odpowiedziałem w ciemnościach. – Na Anioł Pański jest jeszcze za wcześnie, a na przeniesienie obrazu Matki Boskiej z jednej parafii do drugiej – stanowczo za późno...
– Może ktoś umarł.
Warszawa, 12/13 grudnia
Tomasz Jastrun
Ktoś puka do drzwi. Patrzę na zegarek. Jest pięć po dwunastej. W progu stoi O. Przestępuje z nogi na nogę jak mała dziewczynka przed zabawą w kolory. To, co mówi, nie jest jednak zabawne. Policja dobiera się do mieszkania Celińskiego. Były sekretarz Komisji Krajowej stoi na balkonie i krzyczy, żeby zawiadomić o tym Region. O. była już w pobliskim mieszkaniu Heleny i Witka Łuczywów, ale ujrzała tylko wyważone drzwi i mrok.
– Na dodatek nie działają telefony – mówi i patrzy na mnie, jakbym mógł jej pomóc.
Zapraszam na herbatę, ale ona roztropnie odmawia i rusza dalej, by dzielić się z innymi swoim niepokojem. Odchodząc, zastrzega, że to przecież nic pewnego.
– Bo przecież trudno sobie wyobrazić, żeby się odważyli...
– Trudno sobie wyobrazić – potwierdzam.
Zamykam drzwi, ogarnia mnie przemożna chęć, by uznać całą wizytę za przywidzenie i położyć się do łóżka. Wkładam jednak buty. I wtedy już wiem, wszystko wiem.
– Zrobili to skurwysyny, jednak zrobili – mówię do żony.
Warszawa, 13 grudnia
Zbigniew Iwanow
Spróbowali wziąć drzwi z rozpędu. Nie udało się. Ściągnęli pomoc z łomem. Wyważali drzwi do trzeciej rano. Gdy wybili dziurę przy zamku, Janusz z Jurkiem chwycili łom i chcieli wciągnąć do środka. Przez chwilę się przeciągali, lecz ubecji było więcej i musieli odpuścić.
Toruń, 13 grudnia
Lech Dymarski
Wychodząc z baru zderzyłem się z człowiekiem, który bardzo przejęty zapytał, czy jestem z Komisji Krajowej „Solidarności”. Po czym poprowadził mnie do frontowego okna, a tam na zewnątrz sprzętu i ludzi uzbrojonych tyle, jakby odbywały się manewry. A biegają sierżanci, a ustawiają te drużyny, ciężarówki, autobusy – nareszcie, nareszcie za mordę, do więzienia, drwa, wióry, jak leci, będzie porządek. Więc spytałem tego człowieka:
– Czy tu się da kędyś spieprzyć?
I poszliśmy do innego okna, w stronę plaży – tam też desant. Człowiek wtedy odpowiedział spokojnie:
– Nie, w tej sytuacji nikt stąd nie ucieknie.
Wróciłem do baru, gdzie była jeszcze grupa naszych i zanim zdążyłem potwierdzić informację na ucho Tadeuszowi Mazowieckiemu (który najpierw zareagował słowami: „Co pan powie... A dużo ich jest?”), siedząca przy barze nocna niewiasta przestała chichotać, wypuściła kieliszek z okrzykiem: „O Jezu!” i uciekła. W ciągu minuty na sali została tylko „Solidarność” – nocny element rutynowo zbiegł. W tym czasie powoli, nierówno wygasała orkiestra, ale po krótkim czasie jej trzeźwy lider zarządził:
– Grać, jakby się nic nie stało!
Sopot, 13 grudnia
Zbigniew Bujak
Około trzeciej ZOMO spod „Monopolu” zwinęło się i odjechało. Wtedy ja mówię do Janasa: „Idziemy zobaczyć, co tam było”. W hotelu drzwi zamknięte, ale dostrzegliśmy asystentkę Janusza Onyszkiewicza, która macha nam, żeby uciekać. Na to ja: „Nie gorączkuj się, sprowadź kogoś, kto otworzy drzwi, bo chcemy pogadać”. Idziemy na górę po schodach, a ona mówi, że Janusza wzięli. Na to ja: „Czy oni zwariowali, Janusza Onyszkiewicza...? Przecież to taka znana osoba, przecież to strajk w całym Regionie będzie zaraz”. Ale idziemy dalej, a ona mówi, że widziała, jak Wądołowskiego z pokoju w kajdankach wyprowadzili. Noo, jak ja usłyszałem, że wzięli pierwszego wiceprzewodniczącego „Solidarności”, to mi trochę nogi w kolanach zmiękły. Pytam, kogo jeszcze, a ona płacze i mówi, że całe prezydium aresztowane, uratowali się chyba tylko Szumiejko i Konarski. Rany boskie! Pytamy, czy ktoś jeszcze został w hotelu, na co ona: „Służba Bezpieczeństwa chodzi po pokojach i sprawdza”. Wtedy już żeśmy z nią dłużej nie gadali, tylko w dół po schodach i do drzwi.
Gdańsk, 13 grudnia
Krystyna Kuta
Wprowadzają rozdygotaną kobietę. Siada, wyjmuje chustkę.
– Ja nie wiem, o co chodzi, ja nie byłam ani w partii, ani w „Solidarności”... Spostrzegam, że na nogach ma jedynie cieniutkie rajstopy i pantofelki.
– Będzie pani zimno.
– Ale mnie powiedzieli, że jadę tylko na dwie godziny. Przyszli w nocy. Nie chciałam otworzyć. A oni mówią, że było włamanie do drukarni i mam być przy sporządzaniu protokołu. Mąż uparł się ze mną jechać. Pozwolili mu zejść na dół i zaczęli mnie wpychać do samochodu. Samą. Po szamotaninie wsiedliśmy oboje. Chyba podrapałam jednego. Boże, co mi za to zrobią?
Wprowadzają Małgosię, z wykształcenia prawniczkę. Dopytujemy się o podstawy prawne wprowadzenia stanu wojennego, o prawo internowanych. Ale ona jest całkowicie pochłonięta dochodzeniem, kto na nią doniósł.
Wchodzi Helenka z plastikową torbą. W środku ręcznik, ciepła bielizna, jakieś swetry.
– O, ale szczęściara. Jak ci się udało zabrać ciuchy?
– Helenka wzruszyła ubectwo, rany kota!
Milkniemy – Helenka płacze. Jej siedmioletni synek nie chciał się z nią pożegnać.
Na korytarzu znajomy głos – wprowadzają Reginę.
– Co się tu dzieje, dziewczyny powiedzcie!
– Nie wiesz? Ten skurwysyn zafundował nam wojnę!
– Jak to, a sejm?
– Widać obyli się bez sejmu.
– Wiecie, przyszli do mnie do domu, ja już spałam, a tu takie walenie w drzwi. Wstaję, ale nie otwieram, oni dalej walą, ja mówię: „Przestańcie, bo zadzwonię na milicję!”. A oni jak się nie zaczną śmiać: „Niech sobie pani dzwoni!”. I wiecie co? W ogóle nie było w telefonie sygnału!
Toruń, 13 grudnia
Szeregowy żołnierz
Czwarta rano. Alarm! Zbiórka przy sprzęcie. Rozkaz: do wozów; każdy jak stoi, często mundur na piżamie. Mróz: -20°C. Znowu poligon? Po godzinie jazdy zorientowaliśmy się, że tym razem nie jedziemy na ćwiczenia. Co się dzieje?! Włączamy radio – „Głos Ameryki” mówi o ogłoszonym w Polsce stanie wyjątkowym. Później Polskie Radio i Jaruzelski. Co to będzie? Wojna? Z kim?
Śląsk, 13 grudnia