Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

1.3.1.4. Śmierć nas nie rozłączy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 września 2024
Ebook
47,99 zł
Audiobook
47,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

1.3.1.4. Śmierć nas nie rozłączy - ebook

W 1905 roku Gnaeus, Carter i Rachel byli przyjaciółmi. Rachel zaginęła, a chłopcy zamienili przyjaźń w nienawiść.

W 1955 roku Lucy i Kai zakochują się w sobie. Ona jest ostrożna, on boi się swojej słabości. Mimo wszystko znajdują spokój w swoim towarzystwie.

Dziewczyna wie, że jej dziadek nie może dowiedzieć się o tej relacji. Nie może też dowiedzieć się, że Lucy wcale nie jest jego wnuczką. Kai za to musi zaakceptować, że jego dziadek będzie zachęcał go do rozkochania w sobie młodej wnuczki Gnaeusa. Chłopak zrobi wszystko, by móc z nią być, nawet jeśli będzie musiał zataić prawdę przed nią, a także przed swoim bratem.

Gdy w zamku, w którym mieszkają obie rodziny, dochodzi do morderstwa, związek dwojga nastolatków nie jest już największą tragedią tego domu.

Czemu morderca zabija służące? Czemu każda przyjechała do zamku z porcelanową lalką? Co wspólnego ma z tym wszystkim zaginiona Rachel? I czym, na miłość boską, jest „jeden, trzy, jeden, cztery”?

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68005-55-4
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OSTRZEŻENIE DOTYCZĄCE TREŚCI

_Kochane Osoby Czytające,_

_zapewne sięgając po tę książkę, jesteście świadome większości tematów, które mogą się tu pojawić (na przykład morderstwa_ _– trudno, żeby ich tutaj nie było…). Chcę jednak zaznaczyć te wątki, których obecność może być mniej oczywista. W_ _powieści pojawiają się takie tematy jak przemoc, samobójstwo i_ _narkotyki. Jest to książka z_ _gatunku young adult i_ _pisałam ją z_ _poszanowaniem dla kategorii wiekowej 14+, jeśli jednak w_ _którymś momencie lektury poczujecie silny dyskomfort, odstawcie ją na półkę i_ _porozmawiajcie z_ _kimś zaufanym._

_Wasz stan psychiczny jest ważniejszy niż jakakolwiek książka._

_Przyjemnej lektury!_

_Aleksandra Maciejowska_ROZDZIAŁ 1
LUCY

Moja ciotka wierzyła w każdy przesąd. Drżała na widok czarnego kota, nie obcinała paznokci po zmierzchu, a gdy jako niemowlę zostałam oddana pod jej opiekę, pamiętała, żeby w dniu chrztu natrzeć mnie skórą sera. Nie wiem, czy to możliwe, ale czasem nadal czuję ten smród. Nie mogłam wytrzymać jej ciągłych obsesji chyba właśnie dlatego, że zbyt często sama musiałam zachowywać się w podobny sposób, aby być bezpieczną. Przesądy miały pomóc mnie, mojej ciotce i mojemu wujowi, nie spełniły jednak swojej funkcji.

W trakcie podróży pociągiem do hrabstwa Kent przypomniało mi się o jeszcze jednej obsesji ciotki, która już nigdy nie wytłumaczy mi swojego rozumowania. Siedziałam w starym trzeszczącym wagonie i namiętnie myślałam o jej paranoi, by nie wysiadać z pociągu na innej stacji niż docelowa. Ciotka uważała, że pociąg to metafora życia. „Rodzisz się i umierasz, nie ma przerw w trakcie”, mówiła. Musiałam jej obiecać, że nigdy nie opuszczę pociągu zbyt wcześnie, nawet gdybym chciała odetchnąć świeżym powietrzem. Ani razu nie wspomniała o tym, czemu to takie ważne. Powtarzała tylko: „Jeśli wyjdziesz, będzie źle. I kropka”.

Gdy mijaliśmy Londyn, byłam coraz słabsza. Mój oddech stawał się płytszy, musiałam go kontrolować, aby nie stracić przytomności. Nigdy nie podróżowałam tak daleko, a teraz miałam zamieszkać z obcymi ludźmi, i to w całkowicie innej części kraju.

– Wszystko dobrze, panienko Lucy?

Głos mojej pokojówki był kojący, ale nie aż tak, bym mogła cieszyć się podróżą.

– Tak, Emmo.

Uśmiechnęła się do mnie uprzejmie. Wróciłam do swoich myśli – przypominałam sobie słowa ciotki oraz opowieści wuja, a także nasz dom w Church Stowe. Nie był wcale duży, co – sądząc po naszej korespondencji – zaskoczyło resztę rodziny ze strony wuja, do której właśnie zmierzałyśmy. Było to oczywiste, ponieważ sami mieszkali w… no cóż, w czymś większym niż nasz domek.

Żebyście zrozumieli różnicę i czekającą mnie zmianę stylu życia, muszę wspomnieć o mezaliansie, którego dopuścił się wuj Titus. Ciotka Isme była pokojówką w zamku Sheftwicków. Gdy Titus Sheftwick, syn lorda, zakochał się w tej o rok starszej od siebie kobiecie, nie było już odwrotu. Rodzina nie pochwaliłaby tego związku, dlatego uciekł z ukochaną. Nie mieli szczęścia przy zakładaniu rodziny, ponieważ kilka lat po ślubie Isme nadal nie mogła zajść w ciążę. Mieszkali skromnie w Church Stowe. Ciotka pracowała jako pokojówka, wujek zatrudnił się w mleczarni. Gdy oboje byli już po trzydziestce, wciąż nie mieli dziecka.

W 1939 roku otrzymali jednak list. Młodsza o osiem lat siostra Isme – Roberta – zmarła przy porodzie. Kilkumiesięczne niemowlę, dotąd pozostające w sierocińcu, nie miało też ojca. W taki oto sposób Isme i Titus stali się przybranymi rodzicami dla nowo narodzonej Lucy, czyli mnie. Wuj Titus nieraz się śmiał: „W rok wybuchu wojny myśleliśmy, że gorzej być nie może… A później przyjechałaś i płakałaś tak gorzko każdej nocy. Gdyby ten cały Hitler miał z tobą do czynienia, skapitulowałby już w czwartym dniu”. Ciotka zawsze go uciszała, jakby wymówienie nazwiska Hitlera mogło go przywrócić do życia. Ja za to przysuwałam się bliżej na krześle i pytałam: „Czyli przyniosłam wam wojnę?”, a Isme odpowiadała: „To po prostu twoja mama zabrała ze sobą pokój”.

Ciotka nie znała zbytnio swojej siostry. Wyprowadziła się z domu w wieku dwudziestu lat, w 1926 roku. Robertę zapamiętała więc jako małą dziewczynkę. Tyle jednak wystarczyło, by zawsze mówiła o niej z miłością i niemal matczyną czułością. Roberta miała dwadzieścia pięć lat, gdy mnie urodziła. Nigdy nie pisała do siostry, a Isme nie pisała do niej. Myślę, że to miło ze strony ciotki, że po trzynastu latach rozłąki nadal kochała Robertę. Jeszcze milej, że pokochała mnie.

Tylko że to wszystko działo się przed szaleństwem ciotki. No dobrze, może nie szaleństwem, ale – jak by to określić – sytuacją, która w niewyjaśnionych okolicznościach zmieniła jej osobowość. Nigdy się nie dowiedziałam, czemu zaczęła się bać całego świata. Pewnego dnia wróciła z podróży i zamknęła się w pokoju. Wyszła wieczorem i powiedziała o tych wszystkich zasadach pociągowych. Oczywiście już wcześniej miała swoje nawyki, na przykład cała ta sytuacja z serem i chrztem, ale to wyglądało na coś innego. Tamto było przesądem, to – wynikiem głębokiego lęku.

Zgubiłam się. Opowiadałam o mezaliansie i różnicy między moją przeszłością w domu wujostwa a przyszłością w prawdziwym zamku. Rodzina wyrzekła się wuja Titusa, jednak po śmierci jego i ciotki Isme ktoś musiał się mną zająć. Dlatego Emma wysłała do lorda Sheftwicka list z prośbą, by został moim opiekunem do czasu osiągnięcia przeze mnie pełnoletności. Prośba ta zawierała pewne kłamstwo, do którego za wszelką cenę miałam się nie przyznawać. Otóż z listu wynikało, że jestem jedną z Sheftwicków. Wprawdzie takie nosiłam nazwisko dzięki wujowi Titusowi, nie byłam jednak córką jego i Isme, o czym Emma nie wspomniała, insynuując, że należę do grona spadkobierców majątku lorda. Wiedziałam, że Emmie nie chodzi o korzyści finansowe, lecz o to, by rodzina poczuła się zobowiązana, żeby mi pomóc. Mimo to kłamstwo nadal ciążyło mi na sercu i nie wiedziałam, czy będę w stanie ukrywać prawdę przez kilka następnych lat.

Dotarliśmy do kolejnej stacji. Byłam zdenerwowana, zrobiło mi się niedobrze, ale nie pozwoliłam sobie wyjść z wagonu. Inni pasażerowie to robili – wiedzieli, że postój potrwa około siedmiu minut, czuli się więc bezpiecznie. Też chciałabym się tak czuć.

Wstałam, by rozprostować nogi.

– Wychodzimy? – Emma złapała w ręce wszystkie bagaże.

– Nie, nie. – Zatrzymałam ją ruchem dłoni. – Siedź tu, Emmo. Idę się przejść po pociągu.

– Tylko proszę nie wychodzić – pouczyła mnie.

Chociaż wiedziałam, że boi się mojej teoretycznej ucieczki, poczułam, jakby za jej ostrzeżeniem kryło się coś więcej. Czy mogła kiedyś usłyszeć moją ciotkę i jej niecodzienne zasady? A może wiedziała, jak Isme w ogóle wpadała na takie pomysły?

Odeszłam powoli, splatając ręce za plecami. Miałam ochotę gwizdać i udawać, że niczym się nie przejmuję, lecz przypomniałam sobie o kolejnej regule ciotki: „Nigdy nie gwiżdż w pomieszczeniu”. Nie wiedziałam, czy wagony zaliczają się do pomieszczeń, ale nie chciałam ryzykować. Przeszłam do kolejnego. Śmierdziało w nim tytoniem tak mocno, że musiałam zatkać nos. Oczy zaczęły mnie piec, dlatego przyspieszyłam kroku.

W następnym wagonie coś zaświeciło w moją stronę tak, jakby przekazywało mi zaszyfrowaną wiadomość. Uwielbiałam takie zagadki. Wuj Titus często opowiadał mi jakąś teoretyczną historię i pytał o jej rozwiązanie. Jednej nie zrozumiałam, a mianowicie: „Pewna kobieta zakochała się w mężczyźnie. Przyszedł drugi i ją w sobie rozkochał. Kochała obu i każdemu obiecała, że za niego wyjdzie. Później ślad po niej zaginął, a po wielu latach jej ojciec się dowiedział, że wzięła ślub z mężczyzną biedniejszym od poprzednich dwóch kochanków, choć nadal zamożnym. Co stało się z kobietą?”. Nie wiedziałam, jak rozwiązać tę zagadkę. Przecież nie znałam szczegółów. Mogło stać się z nią wszystko. Mogła uciec od dwóch mężczyzn, bo tak naprawdę żadnego z nich nie kochała. Mogła zostać porwana, umknąć porywaczowi i zakochać się w trzecim mężczyźnie. A może to ten trzeci był porywaczem i skłamał, gdy przedstawił się jako jej mąż. A może był to jej przyjaciel, zakochany w niej po uszy, który postanowił wmawiać innym, że i ona go pokochała. Może ją zabił. A może to ci dwaj ją zabili, gdy dowiedzieli się o tym, że wybrała trzeciego. Było zbyt dużo niewiadomych, by zgadnąć, co się z nią stało. Wujek Titus chciał wymyślać teoretyczne historie, ale mówiąc szczerze, rzadko mu to wychodziło.

Weszłam do kolejnego wagonu. Po jednej stronie kilkoro dzieci się przekrzykiwało, po drugiej – pewien mężczyzna próbował zasnąć. Przypomniałam sobie o błysku, który mnie tu zaprowadził. Przyglądałam się wszystkiemu dookoła, jednak na marne. Gdy traciłam nadzieję, zauważyłam, że zasypiający pasażer ma na sobie płaszcz z klamrą, od której odbija się światło. Rozczarowana wróciłam do Emmy. Może tak już miało wyglądać moje życie – nowa rodzina, bogactwo, spokój i żadnych tajemnic.ROZDZIAŁ 2
LUCY

Obawiałam się, jak przyjmą mnie moi „krewni”. Nawet jeśli nie wiedzieli, że jestem tylko adoptowaną sierotą, bycie dzieckiem służącej i wydziedziczonego syna też nie zwiastowało dobrego początku znajomości.

Na stacji końcowej wysiadłyśmy z pociągu. Emma szła za mną wraz z naszymi bagażami, a raczej z trzema moimi walizkami, które ledwo utrzymywała w rękach, i swoją jedną walizeczką. Miała wrócić niedługo do Church Stowe i zająć się sprzedażą domu, dlatego tym razem nie musiała brać wszystkich rzeczy ze sobą.

Poprawiłam swoje pończochy. Właściwie nie były moje. Pochodziły jeszcze z czasów zaraz po pierwszej wojnie światowej, gdy ciotka Isme była mniej więcej w moim wieku. Nie wiedziałam, dlaczego trzymała je przez te wszystkie lata. Biorąc jednak pod uwagę jej różne zachowania, zatrzymanie starych pończoch nie było wcale niczym dziwnym lub niezwykłym. Dzięki temu mogłam przynajmniej pojechać do nowej rodziny jako młoda dama nosząca pończochy, a nie jako szesnastoletnia sierota. Na moją prezencję miała wpływ również sukienka – żółta w białe paski. Nic specjalnego, ją też znalazłam w garderobie ciotki. Moje ubrania po prostu były już na mnie za małe, a na nowe zabrakło mi pieniędzy. Nie to, że byłam biedna, ale po śmierci wuja musiałyśmy z ciotką oszczędzać, z kolei po jej śmierci większość funduszy wykorzystałam na jej pogrzeb. Gdyby nie intryga Emmy, zapewne musiałabym sprzedać dom i zamieszkać w pensjonacie. Kto wie, czy kiedykolwiek zobaczyłabym jeszcze służącą na oczy i czy znalazłabym pracę w tak młodym wieku, nie mając żadnych kontaktów. Szkołę udało mi się skończyć z dobrymi wynikami, ale wuj Titus mówił, że bez kontaktów nie ma życia. No tak, mogłabym jeszcze znaleźć coś w naszej wsi. Mieszkańcy Church Stowe byli życzliwymi ludźmi – tylko że widząc, jak ich twarze przybierają smutny wyraz, gdy przechodzę obok, nigdy nie przebolałabym śmierci ostatnich członków mojej rodziny. Church Stowe mieściło zbyt wiele bólu żałoby. Chciałam, by to wszystko tam zostało.

– Dobry wieczór, panienki. – Nawet nie zauważyłam, kiedy podjechał samochód. – Jak rozumiem, ty musisz być Lucy Sheftwick, zgadza się? – Kierowca wskazał na mnie. Wuj uznałby ten gest za niekulturalny, a ciotka Isme by się przeżegnała, ponieważ uważała, że wskazywanie palcem oznacza nieszczęście.

– Tak, to ja. A to moja pokojówka.

Emma przywitała się z mężczyzną.

– Jest pan szoferem? – Moje pytanie nie miało być obelgą, lecz z miny nieznajomego wywnioskowałam, że to porównanie mu się nie spodobało. – Przepraszam, pytam, bo nie wygląda pan na szofera.

Uśmiechnął się, a następnie wysiadł z samochodu. Złapał bagaże i schował je do bagażnika.

– Markus. Markus Sheftwick. Jestem bratem Titusa. – Spochmurniał. – A w zasadzie byłem. – Zwrócił się w moją stronę. – Możesz nazywać mnie wujkiem, jeśli ci to odpowiada. Szoferem nie jestem, chociaż wydaje się to lepszą pracą niż ciągłe siedzenie za biurkiem.

Gdy skończył układać bagaże, otworzył drzwiczki najpierw mnie, a później Emmie. Siedziałam z przodu jak dorosła.

– Postanowiłem przyjechać, żeby powitać cię w rodzinie. Dawno nie widziałem się z Titusem. Straszna szkoda. Ale teraz mamy ciebie. Dobrze dla Arii. – Zerknął w moją stronę akurat wtedy, gdy uniosłam brwi. – No tak, pewnie Titus ci o niej nie mówił, co? Aria to moja córka. Jest w twoim wieku, chociaż jeszcze nie obchodziła szesnastych urodzin. Dziecko zimy, tak ją nazywaliśmy, gdy się rodziła, bo na zewnątrz była śnieżyca. Środek grudnia, tak sobie wybrała. Mała Ariadne. – Uśmiechnął się sam do siebie. – Niesamowite, że jesteście w tym samym wieku, wiesz? Czy to możliwe, że Aria urośnie w te pół roku tak jak ty? Mówię ci, jest o głowę mniejsza. I takie chucherko – dodał, wystawiając najmniejszy palec dla porównania. – Nie to, że ty nie jesteś chucherkiem, coś cię ten mój Titus słabo karmił, co? No, ale damy sobie z tym radę. Masz apetyt?

– Zazwyczaj tak – odparłam.

– No właśnie. Aria to raz zje, a raz nie. Tak to już z nią jest. Od maleńkości taka sama. Chociaż nawet teraz jest mała, więc maleńkość nadal trwa, prawda? To co, długo rosłaś?

– Całe szesnaście lat – odpowiedziałam, a Markus zaśmiał się głośno.

– Taka zabawna jak Titus. Po ojcu to masz, na pewno. Na pewno po ojcu, a on miał to po babce, bo Stary to dopiero maruda. Ale to zobaczysz. Czyli Aria raczej nie urośnie w te sześć miesięcy aż tak, żeby być twojego wzrostu, co?

– Obawiam się, że nie.

– No tak, tak myślałem. Gdyby tylko był jakiś nawóz dla ludzi, co? – parsknął. – Nie no, przy damach nie wypada mówić o nawozach. – Odwrócił się w stronę Emmy. – A pani? Co tam? Pokojówka od zawsze?

– Tak – odezwała się Emma.

– No i dobrze, żeby żyć, trzeba pracować. Pokojówki mamy dobre, pozna panienka i będzie panienka zadowolona. Pasje jakieś panienka ma? Służące lubią robić na drutach, udzielać się na kiermaszach. Mają też klub książki i chodzą w każdy wtorek do teatru.

– Do teatru? – Nie dziwiło mnie pytanie Emmy. Pokojówki raczej nie wydawały pieniędzy na takie przyjemności.

– Finansujemy, coby służba się czuła jak najlepiej. Naprawdę polecam spektakle. Nic wyjątkowego, bo to aktorzy amatorzy, ale można się odprężyć. Każdemu czasami potrzeba odpoczynku, prawda?

– Prawda – potwierdziłyśmy obie.

– A tak poza tym to wszystkiego najlepszego, panno Lucy. Kiedy to było? Jakoś kilka dni temu, zgadza się?

– Tak. Pierwszego czerwca. Dziękuję.

– Dla młodej damy szesnaste urodziny to nie lada święto, prawda? Trzeba będzie upiec chyba jakiś tort, zaprosić znajomych i…

– To nie będzie konieczne – przerwałam mu. Wcale nie chciałam na nowo przeżywać tamtego dnia. Było to dzień po pogrzebie ciotki. Nie miałam ochoty na świętowanie. To się nie zmieniło, szczególnie że nikogo nie znałam w nowym miejscu.

Markus zamilkł na jakieś dwie minuty.

– Za chwilę będziemy – odezwał się, gdy wjeżdżaliśmy w wąską alejkę. Grunt pod autem nie był zbyt równy, ciągle trzęsło nami i całym wozem. – Główna droga jest zamknięta, musimy to wytrzymać.

Pokiwałam głową.

Minengham, czyli wieś, w której miałam zamieszkać, leżała niedaleko wioski Chislet. W okolicy znajdowało się kilka jezior, ale nie to najbardziej mnie intrygowało. Nigdy nie byłam nad morzem, a według Emmy wystarczyło około dwóch godzin spaceru z zamku, by znaleźć się na plaży.

– Jesteśmy. – Markus zatrzymał samochód i pomógł mi wysiąść.

Ujrzałam zamek. Idąc w stronę drzwi, podziwiałam ogród, który – jak to bywa w czerwcu – mienił się wszystkimi kolorami. Idealnie przystrzyżone żywopłoty dodawały zielonego akcentu.

– Dobry wieczór, panienko – witała się ze mną służba, kłaniając się w moją stronę.

Próbowałam odkłaniać się każdemu z osobna.

Zdziwiło mnie, jak bardzo na zachód ustawione są drzwi wejściowe. Myślałam, że do zamków wchodzi się przez sam środek, najwidoczniej jednak się myliłam.

W holu ściągnęłam cienki sweterek, który towarzyszył mi całą drogę. Po chwili poczułam chłód i włożyłam nakrycie z powrotem. Spojrzałam na podłogę. Błyszczące kafelki może i były piękne, ale już od samego patrzenia na nie okropnie marzłam.

– To ty musisz być Lucy.

Wypowiedź odbiła się echem, jakbyśmy znajdowali się nie w zamku, lecz w jaskini. Usłyszałam stukanie obcasów. Naprzeciw mnie stanęła piękna blondynka w błękitnej sukience. Jej usta nie zdradzały emocji, z oczu również nie mogłam wyczytać, czy cieszy się z mojego przyjazdu. Zaraz za nią pojawiła się dziewczyna w moim wieku. Mała kopia kobiety przede mną.

– Nazywam się Augustine Sheftwick – przedstawiła się kobieta i położyła dłoń na ramieniu Markusa. – A to nasza córeczka Ariadne.

– Jak podróż? – zapytała dziewczyna, zanim zdążyłam się przedstawić. – Podobno musiałaś jechać aż z Church Stowe. Nigdy tam nie byłam, ale musi być tam ładnie. Prawda, że jest ładnie? Brzmi nieciekawie, chociaż jaka nazwa w Anglii brzmi dobrze? – Zachichotała, na jej policzkach wykwitły rumieńce. – Wiesz, nie wyglądasz jak Sheftwick – dodała, a ja poczułam ucisk w żołądku. – Chyba nikt w naszej rodzinie nie ma czarnych włosów.

– Moja mama miała. – Kolejne kłamstwo. Roberta miała brązowe włosy, takie same jak ciotka Isme. Wuj Titus był blondynem jak najwidoczniej reszta jego rodziny. Czarne włosy zapewne odziedziczyłam po ojcu, ale musiałam trzymać się innej wersji. – Miała najczarniejsze włosy w Church Stowe.

– Na pewno była z nich dumna – odezwała się Augustine, jakby wcale mnie nie słuchała. – Ario, pokazałabyś Lucy jej pokój?

Zdziwiłam się, że nie poprosiła o to nikogo z pracującej tu służby. Kobieta dodała po chwili, jakby czytała mi w myślach:

– Staramy się nie obarczać naszych pracowników dodatkowymi obowiązkami. Co możemy zrobić sami, robimy sami. Każde z nas ma pokojówkę lub pokojowego, oprócz tego są sprzątaczki i sprzątacze oraz kucharki i kucharze.

Wymieniała dalej, a ja się zastanawiałam, co znaczyły jej słowa: „Co możemy zrobić sami, robimy sami”. __ Musieli bardzo mało rzeczy robić sami, skoro mieli aż tak wielu ludzi do pomocy.

– Chodź, Lucy.

Poczułam nagłe szarpnięcie. Aria już ciągnęła mnie po schodach na piętro. Nie zdążyłam nawet ich obejrzeć, a byłyśmy na górze. Szłyśmy długim korytarzem w stronę centrum zamku. Gdy się zatrzymałyśmy, dziewczyna odwróciła się do mnie z szerokim uśmiechem.

– Na pewno ci się spodoba. – Skoczyła podekscytowana, a kosmyki jej włosów w kształcie sprężynek podskoczyły wraz z nią. Otworzyła drzwi.

Weszłam do sypialni prawie tak wielkiej jak dom wuja Titusa. Ściany pomalowane były na jasnopomarańczowy kolor. Spojrzałam na sufit.

– Fresk jest podobno inspirowany sztuką pompejańską. To znaczy jakimś konkretnym dziełem – wytłumaczyła Ariadne, patrząc w górę. – Pradziadek bardzo lubił takie dekoracje. Ja też mam podobny. Tobie trafił się jeden z lepszych.

Przyglądałam się postaciom z fresku. Każda z nich spoglądała w inną stronę, jakby była we własnym świecie. Nie był to kojący widok – czułam się przytłaczająco samotna.

– Tu masz łóżko – kontynuowała dziewczyna, wskazując na łoże z jasną pościelą i baldachimem. – Rodzice zapewne wezmą cię do krawcowej. – Zerknęła na mnie.

Wychwyciłam w jej spojrzeniu nutkę litości. „Biedna kuzyneczka”, __ myślała pewnie, „nawet pończochy ma stare i rozciągnięte”.

– Nie chcę sprawiać kłopotu – udało mi się powiedzieć. – Już i tak mi pomogliście.

– Jesteśmy rodziną – upierała się. – Poza tym rodzice nie pozwolą ci wyglądać źle przed Beckettami. Wiesz, co tamci by sobie pomyśleli. Oni to dopiero są…

Zastanawiałam się, czy powinnam wiedzieć, kim są Beckettowie. Gdy uświadomiłam sobie, że nikt mi o nich nic nie mówił, zapytałam:

– Kto to taki?

– Jak to? Nie wiesz?

Zaprzeczyłam, a Arii zaświeciły się oczy. Była zachwycona, że może zacząć kolejny wątek.

– Beckettowie to nasi sąsiedzi. To znaczy tak naprawdę są naszymi współlokatorami. Widzisz, Carter Beckett jest w wieku naszego dziadka. Miał żonę, a z nią trzech synów: Daniela, Davida i Damiana. Później żona umarła, a Carter wziął ślub z siostrą dziadka, czyli Heleną. I ma z nią córkę Elisabeth. Kiedy pradziadek umierał, zostawił pół domu swojemu synowi Gnaeusowi i pół domu swojej córce Helenie. Gnaeus, nasz dziadek, nadal żyje, ale gdy przestanie, odda naszą połowę mojemu tacie. Helena już umarła, zapisała swoją połowę mężowi. Dziadek mówi, że to niemądre i byłoby lepiej, gdyby ją zostawiła córce, bo teraz Carter może wziąć sobie kolejną żonę i będą tu mieszkać całkowicie obce osoby. Może też być tak, że Carter odda swoją połowę któremuś z synów, przez co Elisabeth zostanie bez domu, który jej się należy. Ale Helena bardzo kochała Cartera, oddała mu więc wszystko, a jemu się to bardzo podoba. Tylko my się mu nie podobamy i się zastanawia, jak nas stąd wykurzyć. Dziadka zastanawia to samo i myślę, że to ma więcej sensu, bo jeśli któryś z nich zasługuje na cały dom, to właśnie on. Ten Carter tu nie pasuje, podobno nawet nie był tak zamożny jak my.

– To bardzo dużo informacji. – Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.

– Wiem, ale to absolutne podstawy. Już i tak nie mówię ci o całej sytuacji w części zamku Beckettów. Nie zniosłabyś tego w pierwszy dzień. No dobrze… – Ariadne wycofała się w stronę wyjścia. – Pozwolę ci odpocząć. Tu za drzwiami jest łazienka. Przyjdę o dziewiątej, by zaprowadzić cię do jadalni. Powiem twojej służącej, gdzie jesteś. – Chwyciła klamkę i zamknęła za sobą drzwi.

Najpierw rzuciłam się na łóżko. Było miękkie, chociaż twardsze, niż przypuszczałam. Gdy tylko wtuliłam się w pościel, moje powieki się zamknęły, a ja poczułam przypływający błogi sen. Czym prędzej otworzyłam oczy i poklepałam się po policzkach. Jeszcze nie mogłam zasnąć. Dobrze było jednak wiedzieć, że mimo emocji jestem w stanie spać w obcym miejscu już pierwszej nocy.

Wstałam i poszłam do łazienki. Była lśniąca i czystsza niż naczynia niejednego ze zwykłych mieszkańców tej i wszystkich innych wsi. Nalałam wody do wanny, by szybko pozbyć się wszystkich brudów przywiezionych z podróży pociągiem.

Emma przyszła do mojego pokoju, gdy byłam już ubrana i gotowa do kolacji.

– Pani Augustine kazała to panience przekazać.

Moja pokojówka trzymała w dłoniach czerwoną suknię z odkrytym dekoltem i długimi rękawami. Dotknęłam materiału. Nie była to lekka tkanina. Zdawała się ciężka, a nawet nieco twarda, była jednak miła w dotyku. Suknia miała też czarny skórzany pasek. Nie wiedziałam, czy kreacja jest w moim stylu, ale bardzo chciałam ją włożyć. Gdy Emma wyciągnęła jeszcze jeden prezent, czyli nowe pończochy, czułam się, jakbym trafiła do nieba.

– Pani Augustine powiedziała, że będzie panience pasować. Zgadzam się z nią – skomentowała Emma, gdy włożyłam suknię.

Również musiałam się zgodzić z moją przybraną ciotką. Wyglądałam zjawiskowo. Jakbym sama była arystokratką i żyła tak od zawsze.

Gdy przyszła po mnie Aria, udałyśmy się do jadalni. Podziwiałam wnętrza pomieszczeń, przez które przechodziłyśmy. Ściany wyglądały na kamienne, prawie każdy sufit był pokryty różnymi – wydawałoby się renesansowymi – malunkami. Pokoje zostały urządzone w dziwnie ponurym stylu, który zupełnie nie pasował do mieszkańców tego domu. Tak przynajmniej myślałam, dopóki nie poznałam Starego.

Stary Gnaeus Sheftwick, czyli mój przybrany dziadek, miał ponad siedemdziesiąt lat, lecz nie wyglądał na swój wiek. Podczas kolacji był elegancko ubrany. Chociaż nie łudziłam się, że włożył garnitur ze względu na mnie, miło było tak sobie to tłumaczyć.

– Proszę wybaczyć, miałem mnóstwo spotkań i nie mogłem cię powitać.

Jego głos był niski, chropowaty. Rezonował w całej sali. Zwróciłam na to aż taką uwagę, ponieważ nikt inny nic nie mówił. Augustine i Ariadne jadły, patrząc w talerze, bez żadnego słowa, co szczególnie w przypadku Arii było nieprawdopodobne. Markus przyglądał się raz swojemu ojcu, raz mnie, jakby się zastanawiał, czy zaraz nie będzie musiał ratować całej sytuacji.

– Przysłał pan osoby, które dobrze się mną zaopiekowały, za co bardzo dziękuję – odpowiedziałam, gdy przełknęłam już kawałek pieczeni. – Od razu poczułam się jak w domu.

– To raczej nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę to, gdzie wcześniej mieszkałaś. – Odchrząknął.

Zerknął w stronę służącego i wskazał na swój kieliszek. Służący podszedł i nalał mu czerwonego wina.

– Titus nigdy nas ze sobą nie poznał, ani razu tu nie przyjechał, a teraz mamy się zająć jego sierotą – mruknął pod nosem Gnaeus.

Poczułam, jak wszystkie moje mięśnie się napinają. Chciałam się odezwać. Powiedziałabym, że nie miał prawa wydziedziczać Titusa za miłość do ciotki Isme. Powiedziałabym, że wuj nigdy nas ze sobą nie poznał, bo jego ojcu bardziej zależało na reputacji niż na szczęściu syna. I może powiedziałabym mu jeszcze, że zgodził się przyjąć pod dach nie swoją wnuczkę, ale bękarta, który nawet nie zna własnego taty i nie jest połączony z Sheftwickami ani jedną kroplą krwi.

Nie powiedziałam nic. Odezwał się za to Markus.

– Tatku, przecież wiesz, jak jest, prawda? Nie ma co się zastanawiać, co by było gdyby, a Lucy nie jest niczemu winna. Jesteś jej dziadkiem, co nie? To liczy się najbardziej, nieprawdaż, Ariadne? – Spojrzał na swoją córkę.

Ta uśmiechnęła się promieniście i przytaknęła. Gnaeus zerknął na nią, następnie na mnie.

– Witam cię w zamku Sheftwicków – przemówił takim samym tonem, chociaż twarz miał już mniej groźną. – Markus ma rację, czego nie mówię zbyt często. Zamek Sheftwicków to zamek wszystkich, którzy należą do rodu Sheftwicków. No i Beckettów przez moją bezmyślną siostrę, niech spoczywa w pokoju.

– Naprawdę dziękuję, że postanowił się pan mną zająć – mówiłam szczerze.

Wiedziałam, że pobyt tutaj da mi wiele możliwości. Jeśli dobrze bym to rozegrała, mogłabym liczyć na to, że zostanę sekretarką u któregoś z przyjaciół Gnaeusa lub że ten wyśle mnie na studia. Nie wiedziałam, czy uznaje on kobiety za zdolne do nauki. Wyglądał raczej na osobę o konserwatywnym światopoglądzie, nie chciałam jednak dawać za wygraną. Marzył mi się Uniwersytet w Cambridge. Z Church Stowe było do niego bliżej, ale Sheftwickowie mieli większe wpływy. Wybrałabym Kolegium Girton, i nie dlatego, że brzmi ładniej niż Newnham. Czułam, że jeśli dostanę się do Kolegium Girton, moje życie nabierze rozpędu, a ja będę wiedzieć, że jestem na dobrej drodze. Po tylu złych doświadczeniach musiałam w końcu stanąć na nogi.

Na moje podziękowania Gnaeus zareagował skinieniem głowy.

Po kolacji udałam się do sypialni na spoczynek. Aria obiecała, że nazajutrz oprowadzi mnie po całym zamku, a w zasadzie po jego lewej połowie. Do drugiej nie miałyśmy wstępu. Podobno Beckettowie bardzo skupiali się na tym, by nawet w ogrodzie nie dochodziło do przypadkowych spotkań rodzin. Było to co najmniej dziwne.

Wkrótce miałam się przekonać, że dziwy to jedyna stała w zamku Sheftwicków.ROZDZIAŁ 3
KAI

Dąb. Jeden, samotny dąb w ogrodzie pełnym kwiatów. Jakie to symboliczne. Może jest w tym coś pięknego? Jesteś samotnym dębem, nie tak pięknym i zachwycającym jak jakikolwiek kwiat, ale przynajmniej stoisz dumnie, gdy wszystko inne wymiera. Tylko że stoisz samotnie.

Usłyszałem kroki za sobą. Szybko schowałem się za drzewem.

– Widzę cię.

„To tylko Milo”, pomyślałem i wyłoniłem się zza dębu.

– Co tu robisz tyle czasu, co?

– Rozmyślam.

– Ty i dąb. – Schował dłonie do kieszeni spodni i podszedł bliżej. – Najpiękniejsza historia miłosna. – Drwił, jak tylko młodszy brat może drwić ze starszego.

Miałem ochotę mu wspomnieć, że gdy tylko przejmę zamek, już nigdy nie zobaczy tego drzewa ani żadnego innego zakamarka tej posiadłości, ale to nie byłaby prawda. Jeśli miałbym przejąć majątek dziadka, nie chciałbym mieszkać w nim bez Milo.

Oparłem rękę na jego ramieniu, a drugą rozczochrałem mu te jego jasne włosy.

– Rudzielec – odpowiedziałem, jakby była to obelga.

– Dobra, dobra. Przestań. – Odsunął się, próbując ułożyć fryzurę na nowo. – Naprawdę, co tu robisz?

– Przyglądam się drzewu. Nie uważasz, że to symboliczne? Nie ma tu żadnych innych drzew. Tylko to jedno.

– Poeta się znalazł – prychnął Milo, zaczął jednak przypatrywać się dębowi jak ja. – Jedno jedyne drzewo – mruknął, jakby zrozumiał, o co mi chodziło. – Wyższe od wszystkich. Lepsze, solidniejsze. Wszyscy na nie patrzą i je podziwiają.

Milo już taki był: zawsze wesoły i pełen nadziei. Nie myślał o samotności ani o żadnym smutku. Lubiłem go takiego.

– Kiedy wyjeżdżasz? – spytał, gdy od dłuższego czasu nic nie mówiłem.

– Wieczorem. Mam pociąg o ósmej czternaście.

– Kto cię odwozi?

– Pewnie Richard. – Richard był naszym szoferem. Chciałem, by odwiózł mnie dziadek, ale raczej nie mogłem liczyć na taki akt dobroci z jego strony.

Milo musiał usłyszeć zawód w moim głosie.

– Pojadę z wami – zaproponował. – Trzeba wyjechać tak pewnie po siódmej, co nie? Nie wiem, czy zdążymy na kolację.

– O nie – dodałem, łapiąc się teatralnie za serce. – Przyznaj, że chcesz po prostu ją ominąć.

– Jeśli ty przyznasz, że wybrałeś wyjazd o tej godzinie z tej samej przyczyny.

Kiwnąłem głową z uśmiechem.

Piętnasty czerwca. Środa. Jak w każdą trzecią środę miesiąca powinniśmy uczestniczyć w uczcie Sheftwicków i Beckettów. Właśnie dlatego chciałem wyjechać wcześniej. Mógłbym wybrać pociąg o dziesiątej, a nawet jedenastej, ale wtedy musiałbym zostać na kolację.

Nienawidziłem tych comiesięcznych zebrań. Wszyscy wiedzieli, że nasza rodzina nie przepada za Sheftwickami, więc po co mieliśmy stwarzać pozory? Helena, czyli druga żona dziadka, już dawno nie żyła. Czy naprawdę musieliśmy nadal słuchać jej poleceń?

– Idziesz do domu? – spytał Milo. Całkowicie zapomniałem, że tu stoi.

– Za chwilę.

Odszedł. Zostałem sam przy samotnym dębie. Czy był samotny, skoro stałem obok? Ja z pewnością nie czułem mniejszego osamotnienia, wpatrując się w jego pień.

Zanim wróciłem do siebie, postanowiłem odwiedzić Andrewsa, ale nie zastałem go w jego domu. Skierowany w stronę zamku przyglądałem się służbie, która wychodziła z części mieszkalnej Sheftwicków. To niesamowite, jak łatwo pozbyć się kogoś ze swojego świata. Gnaeus i mój dziadek pewnego dnia ustalili, że ich rodziny nie będą mieć ze sobą kontaktu, a ich służący będą się porozumiewać tylko w ostatecznych przypadkach. Mieszkaliśmy zaraz obok, ale byliśmy dla siebie obcy. Z Ariadne rozmawiałem ostatnim razem kilka miesięcy temu. Powiedziałem jej „cześć”, gdy wchodziła do samochodu. Nie widywaliśmy się prawie nigdy, nie licząc comiesięcznych kolacji, ale nawet przy stole pogawędka była niemożliwa. Wystarczyło wypowiedzieć imię dziewczyny, żeby zaraz Gnaeus uraczył mnie wzrokiem bazyliszka. Kiedyś w dzieciństwie czekałem na każdą z tych uczt, a później uświadomiłem sobie, że ludzie po drugiej stronie stołu nie są kimś, z kim miałbym jakiekolwiek tematy do rozmowy. Teraz nienawidziłem tych krępujących posiedzeń. Na szczęście mogłem wyjechać.

Wieczorem Richard podwiózł mnie na stację. Milo siedział w samochodzie obok mnie.

– Odwiedzaj Andrewsa, dobrze?

Starzec uwielbiał gości, ale miał ich bardzo niewielu. Odnosiłem wrażenie, że wszyscy o nim zapomnieli.

– I zapytaj czasem Elisabeth, jak się miewa.

– Myślisz, że to możliwe? – Milo się zaśmiał, jak zwykle. – Czy Beth w ogóle potrafi jeszcze mówić?

– Nie naśmiewaj się z niej – upomniałem brata. – Przyjadą tu wujkowie i ojciec. Nie pozwól, by Beth znowu przez nich płakała.

– Dobrze wiesz, że tak tylko plotę trzy po trzy. – Machnął ręką. – W ogóle – przybliżył twarz do mojej, jakby nie chciał, by Richard nas usłyszał – wiedziałeś, że wczoraj przyjechała wnuczka Gnaeusa?

– Myślałem, że ma tylko jedną. – Nie rozumiałem, czemu Milo się tak ekscytuje. Pewnie i tak uda mu się z nią porozmawiać dopiero za trzy lata.

– Ta jest córką Titusa.

– Nie musisz się tak cieszyć, przecież nawet nie znałeś Titusa. Ja też nie. Gdyby nie jego córka, mógłbym uznać, że nigdy nie istniał.

– Ale gdybyś tak – przysunął się jeszcze bliżej – gdybyś tak ty był z Arią, a ja z tą nową, co? Zamek cały dla nas, piękne żony, bracia na zawsze razem. Moglibyśmy zasadzić więcej dębów, skoro je tak lubisz. Albo sad. Co ty na to? Sad lub jakiś ogród oliwny. Lub wszędzie winorośle. Mielibyśmy winniczkę i…

– Jeszcze jej nie widziałeś, a już planujesz całą przyszłość. A co, jeśli jest niemiła? Albo jeszcze gorzej: co, jeśli jest wiecznie napuszona i milcząca jak Augustine? Potrafiłbyś być z taką, co mówi mniej od ciebie? No i może jest o wiele młodsza lub starsza od nas.

– Ma tyle lat co ja. – Oczywiście, że już wszystko o niej wiedział. Przyjaźnił się z tyloma służącymi, że znał plotki o wszystkim i wszystkich. – Idealnie, prawda?

– Gnaeus już się postara, żeby nie było idealnie.

Stary Sheftwick uznał, że najlepiej byłoby wyrzucić nas z jego posiadłości. Mój dziadek miał za to inny pomysł.

Carter Beckett może i nie był zawsze tak bogaty jak teraz, ale nigdy nie opuszczał go spryt. Kiedyś zawołał mnie do gabinetu i podzielił się ze mną swoim pomysłem. Nie mówiłem nic Milo, lecz skoro pojawiła się nowa dziedziczka Sheftwicka, zapewne dziadek wpadł na kolejny pomysł, który mógł spodobać się mojemu bratu.

Spotkanie z dziadkiem odbyło się kilka miesięcy temu. Usiadłem naprzeciw niego, a on uśmiechnął się do mnie. Nie uśmiechał się często, wiedziałem więc, że coś jest na rzeczy.

– W październiku będziesz mieć już siedemnastkę na karku. Jak się z tym czujesz? – Zanim odpowiedziałem, kontynuował: – Wprowadzę cię w świat biznesu, synu. – Mówił tak do mnie, chociaż do swoich prawdziwych synów zwracał się tylko po imieniu. Może to dlatego, że wszyscy zrzekli się spadku. Mieli na siebie inne pomysły. – Nigdy nie będziesz chodzić głodny, spragniony i smutny. Będziesz spać na pieniądzach i kochać najpiękniejsze kobiety. I będziesz spać z nimi na pieniądzach.

– Dziadku… – przerwałem mu. – Mam dopiero szesnaście lat.

– No przecież nie mówię, synu, że to się wydarzy teraz. Do tego długa droga. Jeśli się wyrobisz, przed trzydziestką będziesz mieć już wszystko.

– Skoro będę mieć wszystko, to co później?

– Będziesz korzystał z tego wszystkiego.

– Po co?

– By mieć więcej.

– Nie mogę mieć więcej, jeśli mam wszystko.

– Dosyć! – Zawsze krzyczał, gdy się z nim droczyłem. – Wyślę cię do mojego znajomego. Pokaże ci strategie, jakie wykorzystujemy w naszych firmach. Wprowadzi cię też w tematy związane z giełdą, bo jak rozumiem, nic jeszcze o tym nie wiesz.

Przytaknąłem.

– Wyjedziesz w czerwcu, żebyś przed swoimi urodzinami już wszystko wiedział.

– Wszystko? – Uniosłem brew.

– Daj spokój, Kai. Nie mam dzisiaj siły na twoje zabawy.

Uśmiechnąłem się szerzej. Uwielbiałem wyprowadzać go z równowagi.

– Czy to wszystko?

Zerknął na mnie spode łba, jakby chciał jeszcze w tej chwili chwycić testament i WSZYSTKO przepisać Milo.

– W zasadzie to nie. Ariadne Sheftwick.

– Co z nią?

– Weźmiesz z nią ślub.

– Naprawdę? – parsknąłem, rozsiadając się wygodniej na krześle. – I Gnaeus to pobłogosławi?

– Minie jeszcze kilka lat, zanim się ustatkujesz, ale małymi kroczkami masz ją do siebie przekonać. Gdy staruch w końcu kopnie w kalendarz, będzie łatwiej. Markus jest inteligentniejszy od niego. Wie, że jesteś dla Ariadne najlepszym wyborem. Nie skupiaj się ani na Gnaeusie, ani na Markusie, tylko spróbuj zachwycić Ariadne. O tyle cię proszę.

– Dziadku…

Teraz nie byłem już tak zrelaksowany jak wcześniej. Mówił szczerze. Nie mogłem tego uznać za zabawę czy scenariusz niemożliwy do spełnienia. Nie dość, że miałem pracować tam, gdzie chciał dziadek, i mieszkać wiecznie w tym samym miejscu, to jeszcze nie miałem prawa się zakochać.

– A czemu nie Milo, co?

Milo i Aria pasowaliby do siebie.

– Ona wszystko dziedziczy. Ty również. Złączycie zamek, tak będzie najlepiej. Nikt nikogo nie wyrzuci. W końcu będzie spokój.

– Jak Gnaeus umrze, to Markus pozwoli nam tu zostać.

– Gdy Gnaeus umrze, a Ariadne znajdzie sobie męża, będzie po nas. Jedynym spoiwem, które łączy nasze rodziny, jest Elisabeth. Potrzebujemy nowego spoiwa i będzie nim twój pierworodny. Jeśli naprawdę myślisz, że Sheftwickowie zadowolą się Milo, który nic nie dostanie, to się grubo mylisz. Znajdą innego bogacza, i tyle. A my będziemy straceni.

– To zostaw mu coś więcej, ja nie potrzebuję tylu pieniędzy.

– Jeżeli podzielę pieniądze, to żaden nie będzie godny tej małej. Już Sheftwickowie wiedzą, ile pieniędzy mamy, i będą chcieli, by Ariadne wyszła za najlepszą partię.

– Nie podoba mi się to.

– Nie musi, chłopcze. Będzie tak, jak uznam za stosowne.

Zacisnąłem szczękę. Miałem jeszcze wiele do powiedzenia, jednak zapytałem tylko:

– To wszystko?

– Tak. Teraz to już wszystko.

W drodze na stację cieszyłem się, że nie będę widywał się z dziadkiem przez następne trzy miesiące, żałowałem jednak, że opuszczam brata. Szczególnie teraz, gdy wiedziałem, że i jego czeka taka rozmowa. Skoro u Sheftwicków pojawiła się kolejna dziewczyna, dziadek będzie próbował wcisnąć ją Milo, mając nadzieję, że jej krewni nie będą mieć żadnych wymagań co do jej przyszłego męża. To oczywiście miałoby sens przy założeniu, że ta nowa nic nie odziedziczy. I chociaż Gnaeus z pewnością o tym myślał, nie sądziłem, że nic jej nie zostawi. A biorąc to pod uwagę, Milo bez grosza przy duszy będzie dla niej nikim. Byłem wściekły, że dziadek chce go zostawić bez niczego. Wiedziałem jednak, że gdy tylko przejmę pieniądze dziadka, oddam część bratu i wtedy będzie mu chociaż trochę łatwiej.

– Nie rób sobie zbyt dużych nadziei, dobrze? – odezwałem się w końcu. Zaraz miałem wysiadać. – Może ta córka Titusa nie ma poczucia humoru albo nie cieszy jej każdy dzień jak ciebie. Nawet jeśli dziadek będzie ci ją chciał wciskać na siłę, to wiesz, któreś z was może powiedzieć „nie”.

– Myślisz, że dziadek będzie chciał nas połączyć? – Oczy Milo się zaświeciły, jakby nie słyszał całej reszty mojej wypowiedzi. Trwało to tylko chwilę, bo już zaraz jego mięśnie się napięły, a w spojrzeniu zamiast ekscytacji pojawiła się panika.

Westchnąłem ciężko. Milo nigdy nie potrafił skoncentrować się na dłużej niż trzy minuty.

– Przyjedź do mnie w sierpniu, jeśli będziesz mógł.

Przytaknął ucieszony. Wiedziałem, że i jego boli ta rozłąka. Miał mieć na głowie dziadka, wujków, ojca i Elisabeth. W nowej mieszkance zamku widział prawdopodobnie odskocznię od tego całego cyrku, i nie mogłem mu się nawet dziwić. Nie jest łatwo żyć w świecie dorosłych bez nikogo po swojej stronie. Wchodząc do pociągu i machając do brata, zastanawiałem się, na którego z nas bardziej wpłynie mój wyjazd.ROZDZIAŁ 6
LUCY

Wakacje w zamku Sheftwicków były znacznie spokojniejsze, niż przypuszczałam na samym początku. Aria i ja często wybierałyśmy się do miasta oraz nad jezioro. Augustine zabrała mnie na zakupy oraz do krawcowej, dzięki czemu wkrótce chodziłam w najszykowniejszych strojach. Najbardziej podobały mi się rozkloszowane sukienki. Moja „ciotka” jako prawdziwa znawczyni mody zapoznała mnie z delikatnym makijażem, a także z mniej delikatną czerwoną szminką. Zaczynałam wyglądać jak prawdziwa dama i bardzo szybko udało mi się wpasować w tę rolę.

Najgorszy był jeden lipcowy tydzień, w którym zachorowałam. Było to zaraz po podróży nad morze. Ominęła mnie kolacja, na której miałam poznać Milo Becketta i trzech przybranych braci Elisabeth. Z relacji mojej „kuzynki” jednak nie wynikało, bym straciła zbyt dużo. Pan Beckett ciągle przechwalał się naukami, jakie pobiera teraz jego wnuk w Yorku. Podobno najpierw miał trafić do Carlisle, czyli do miasta prawie na drugim końcu Anglii, ale drogi przyjaciel pana Cartera zaproponował nauki u niego w domu. Interesowało mnie to bardziej niż Arię, ale nie chciałabym słuchać opowieści na ten temat przy kolacji – wciąż myślałabym tylko o tym, że on przynajmniej miał możliwość, by się uczyć. Ja też tego chciałam, ale bałam się poprosić o to dziadka. Tak, Gnaeus kazał mi tak do siebie mówić. Nie miałam nic przeciwko.

W sierpniu dużą część czasu poświęcałam nauce na własną rękę. W pewien wtorek, a był to trzeci wtorek sierpnia, kiedy szukałam w bibliotece kolejnych lektur, które mnie zainteresują, trafiłam na coś przerażającego i zachwycającego jednocześnie. Wyciągałam akurat białą książkę, wyróżniającą się na tle innych z tego regału. Wtedy coś w podłodze kliknęło i zauważyłam schodki prowadzące na niższe piętro. Zaskoczyło mnie to, ponieważ odwiedziłam wszystkie sypialnie i w ani jednej nie widziałam takich stopni. Chwyciłam latarkę, którą na szczęście zostawiłam w bibliotece po całonocnej nauce, i zaczęłam schodzić po schodach.

Służba nie mogła wiedzieć o tym dodatkowym pomieszczeniu zamku, ponieważ wszędzie trafiałam na pajęczyny, a w świetle widziałam kurz wyglądający jak śnieg podczas śnieżycy. Było go tak dużo, że już po pokonaniu pierwszego stopnia zaczęłam kichać. Z braku alternatywy wycierałam mokry nos w rękawy sukni.

Schody miały szesnaście stopni. Gdy po nich zeszłam, rozejrzałam się dookoła. W tajemniczym pokoju było jeszcze więcej regałów i jeszcze więcej książek. Nie wiedziałam, dlaczego ktoś je schował. Odczytywałam tytuły – nie było w nich nic skandalicznego. Zwykłe książki, które zasłużyły sobie na miejsce w bibliotece tak samo jak te, które już się w niej znajdowały. Mogłabym rzec, że były jeszcze bardziej interesujące. O niektórych nawet słyszałam.

Zerknęłam na sufit. Od razu rozpoznałam fresk. Był dokończeniem tego, któremu przyglądałam się każdej nocy, gdy nie mogłam spać. To mogło oznaczać, że jestem w pomieszczeniu za swoją sypialnią. Czy w takim razie znajdowałam się już w części mieszkalnej Beckettów? Czy to było 2N, o którym wspominała Aria?

Nie wiedziałam, czy mogę dotykać tych książek. Obawiałam się, że ktoś, do kogo należy ta biblioteczka, zauważy brakującą powieść i zacznie szukać „złodzieja”. Dlatego tylko przyglądałam się regałom. Było tak do chwili, w której zobaczyłam _Czarnoksiężnika z_ _krainy Oz_. W ekranizacji tej książki grała Judy Garland. Nie znałam jej, lecz ciotka Isme mówiła, że aktorka bardzo dobrze wypadła. Słyszałam tę historię wielokrotnie, ale nigdy nie czytałam o krainie Oz. Pokusa była silna. Pomyślałam sobie, że mogę wziąć książkę i czytać w tym samym pomieszczeniu, a później odłożyć ją na miejsce. Historia nie była długa, więc zajęłoby mi to kilka dni. Nikt nie musiałby się dowiedzieć, że tu byłam. Chwyciłam ją.

A później usłyszałam kolejne kliknięcie, tym razem w ścianie. Regał obrócił się wraz z częścią podłogi. Konkretnie z częścią podłogi, na której stałam.

W mgnieniu oka pojawiłam się w dużej zielonej sypialni. Gdzieniegdzie stały rośliny, wiele miejsca zajmowały również książki. Zrobiłam krok do przodu, a wtedy mebel wrócił na swoje miejsce. Za mną również stał regał, jednak całkowicie inny. Ciemniejszy i mniej zniszczony. Na nim także było kilka książek, które z chęcią bym przeczytała.

Dopiero po chwili zauważyłam, że w sypialni, w której się pojawiłam, był ktoś jeszcze. Leżał na łóżku i patrzył na mnie bez słowa. Przez moment wpatrywaliśmy się tak w siebie. Później włożył pomiędzy kartki skrawek papieru, traktując go jako zakładkę, i odłożył lekturę – najwidoczniej przeszkodziłam mu w czytaniu. Odwróciłam się w stronę regału i próbowałam znaleźć książkę, która pozwoli mi wrócić do tajemniczej biblioteki.

– Mogę wiedzieć, jak to zrobiłaś?

Chłopak wstał z łóżka, nie skupiałam się jednak na tym. Zaczęłam w panice wyrzucać książkę za książką. Nie chciałam nawet wiedzieć, co powie dziadek, gdy się dowie, gdzie trafiłam. Byłam u Beckettów, to jasne. Musiałam tu być. Zapewne chłopak za mną to Milo lub Kai. Nie, to na pewno Kai. Chociaż nie przyglądałam się jego oczom, już sama fryzura świadczyła o tym, że to nie Milo. Chłopak miał bowiem brązowe włosy. „Milo jest rudy, Kai to szatyn”, powtarzałam w głowie opisy wygłaszane przez Arię.

– Hej, nie rozwalaj mi książek. Układałem je trzy godziny.

– Przepraszam – mruknęłam. – Chcę tylko wrócić.

– Co ty, jesteś Dorotką czy Alicją?

– _Czarnoksiężnik z_ _krainy Oz_! – wykrzyknęłam, odwracając się po raz kolejny. – Masz tu tę książkę?

– Nie. Serio, co ty tu robisz? Jak to zrobiłaś, że ściana tak dziwnie…

Nie zdążyłam usłyszeć końca jego wypowiedzi. Właśnie chwyciłam jedną z książek, a regał odwrócił się ponownie.

– Do widzenia. – Pomachałam z największą uprzejmością i znów pojawiłam się w sekretnej biblioteczce.

Postanowiłam nikomu nie mówić o tym, co się zdarzyło. Miałam nadzieję, że Kai również zatrzyma to dla siebie. Nazajutrz jednak, gdy wróciłam do biblioteki po latarkę, zobaczyłam, jak chłopak wchodzi do pomieszczenia. Schowałam się za jednym z biurek w oczekiwaniu, aż wyjdzie. Usiadł po drugiej stronie pokoju. Przez szparę w swojej kryjówce widziałam, że nie czyta żadnej książki. Po prostu siedział. Później do biblioteki weszła pokojówka. Zauważyła chłopaka i chciała wyjść, ten jednak do niej podbiegł, uśmiechając się od ucha do ucha, jakby to właśnie na nią czekał. Nie docierało do mnie, o czym rozmawiają. Dopiero po około minucie udało mi się usłyszeć jedno słowo, wypowiedziane przez chłopaka z takim samym entuzjazmem, z jakim naukowiec krzyczy: „Eureka!”.

Słowo to brzmiało: Lucy.ROZDZIAŁ 9
LUCY

W Church Stowe podobałam się kilku chłopcom. Nie byłam nigdy osobą, która lubi zaloty. To znaczy kochałam wprawiać swoich kolegów w zakłopotanie, ale dobrze wiedziałam, że żaden z nich nie jest materiałem na przyszłego męża. Nawet nie wiedziałam, czy interesuje mnie ślub i czy interesują mnie mężczyźni. Byli bowiem zawsze zbyt głośni i władczy lub – wręcz przeciwnie – milczeli i nie podejmowali inicjatywy. Nie potrzebowałam ognia, ale chciałam poczuć cokolwiek. Nigdy tego nie poczułam, więc póki żyłam, cieszyłam się wolnością i tymi śmiesznymi rumieńcami, które pojawiały się na policzkach kolejnych chłopaków, gdy udawałam, że i oni mi się podobają.

Nie byłam okrutna. Po prostu miałam dość. Dlaczego chłopcy łamali serca, a ja nie mogłam uśmiechnąć się znacząco do kogoś, z kim wcale nie chciałam zakładać rodziny?

Wuj Titus i ciotka Isme nigdy nie zmuszali mnie do ślubu. Mówili, że gdy się zakocham, wszystko się ułoży i nie będę musiała się przekonywać do jakichkolwiek uczuć. „Najlepsze emocje to te, których nie planujesz, a gdy się pojawią, zastanawiasz się, skąd się wzięły, czemu są tak intensywne i czemu mimo tej intensywności czujesz ciągły spokój”, mówił wuj, patrząc na swoją żonę.

Gdy wuja już nie było, nie chciałam poruszać takich tematów z ciotką. Żałoba trwała długo, a ja się obawiałam, że przez rozmowy o miłości pogorszę tylko sytuację. Dlatego też zaczęłam rozmawiać z Emmą, która może i nie miała męża, ale którą kiedyś chciał poślubić pewien szofer. Ich miłość nie przetrwała, bo ten zakochał się w kucharce i zerwał zaręczyny. Słuchałam jej historii z zapartym tchem, mając nadzieję, że nigdy nie pokocham nikogo tak, by jego odejście złamało mi serce.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że moje obawy się spełnią.

Wtedy jeszcze nie znałam Kaia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: