- W empik go
15 minut, które uwolniły mnie na zawsze od palenia - ebook
15 minut, które uwolniły mnie na zawsze od palenia - ebook
Ładna cera, zdrowe płuca i przede wszystkim ogromne oszczędności to niewątpliwie jedne z najważniejszych plusów rzucenia palenia. Jednak dla wielu palaczy pozbycie się nałogu nie jest łatwym zadaniem. Dlatego też Agnieszka Pareto w książce pt. „15 minut, które uwolniły mnie na zawsze od palenia” przedstawia własny, przetestowany na sobie, sposób, który na trwałe uwolnił ją od potrzeby palenia.
Ta metoda wyzwoliła Autorkę również od przekonania – utrwalanego w niej przez wszystkich naokoło – że palić będzie zawsze, bowiem uzależnienie to odziedziczyła w genach. Na przekór wszystkim, a także na przekór własnym, głęboko zakorzenionym przeświadczeniom, Agnieszka Pareto podjęła próbę, aby raz na zawsze rzucić palenie… co jej się udało! Upraszczając, można powiedzieć, że pożegnała się z papierosami w ciągu zaledwie 15 minut.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67036-43-6 |
Rozmiar pliku: | 669 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mimo iż wszystkie zastosowania reguły uwalniania emocji są fascynujące (a na pewno są takie dla mnie!), Czytelnik – jak się domyślam – sięgnął po niniejszą książkę wiedziony zawartym w tytule słowem „palenie”, czy też może sformułowaniem „uwolnienie od palenia”. Zapewne chciałby jak najszybciej dowiedzieć się czegoś w tej kwestii. Nie będę się zatem rozpisywać, jak bardzo zastosowanie tej zasady zmieniło moje zdrowie i życie. Jeśli jednak Czytelnik miałby ochotę zapoznać się z innymi aspektami wprowadzonych przeze mnie zmian, zapraszam do przeczytania pozostałych książek z cyklu „Powiedziałam objawom TAK i odzyskałam zdrowie i życie”.Tymczasem aby wyjaśnić, że zasada trwałego uwalniania się od palenia to nie konstrukt oderwany od rzeczywistości, pozwolę sobie dojść do sedna poprzez osadzenie jej odkrycia w historii mojego życia.
Na temat palenia istnieje wiele obiegowych opinii; przekonującej mocy niektórych z nich osobiście doświadczyłam. Nie będę się zagłębiać w kwestie palenia przez młodzież, podyktowanego domniemaną przez społeczeństwo intencją kreowania się na osobę dorosłą, manifestacji przynależności do określonej grupy rówieśniczej czy demonstrowania luzackiej postawy. Powód jest dość prosty – sama zaczęłam palić już jako osoba pełnoletnia, więc nie mam zbyt rozległej wiedzy o młodzieżowej motywacji do palenia. Domyślam się na podstawie innych powiązanych doświadczeń, że podłoże problemu prawdopodobnie jest to samo niezależnie od wieku, ale pewność mam jedynie co do tego, co sama odczułam, dlatego muszę się ograniczyć do perspektywy dorosłego.
W kręgach palaczy i osób żyjących w ich otoczeniu panuje dość powszechne przekonanie, iż jednym z powodów, dla których ludzie w ogóle palą, jest obniżenie poziomu stresu w sytuacjach wyjątkowo stresujących. Palili i palą żołnierze w okopach, palą namiętnie różne osoby przed budynkami sądów podczas przerwy w rozprawie czy w oczekiwaniu na werdykt, palą osadzeni w więzieniach, palą dotknięci przemocą w rodzinie, pali też coraz więcej młodzieży żyjącej pod presją wynikającą z wymagań edukacyjnych i trudności z wchodzeniem w dorosłość. Palą kobiety, palą mężczyźni.
Ruchy antynikotynowe propagują zrywanie z nałogiem i prowadzenie zdrowego trybu życia. Z drugiej strony w tych samych realiach świetnie funkcjonuje legalny przemysł tytoniowy, choć rosną ceny papierosów, żeby (zgodnie z głosem propagandy) poprzez kieszeń dotrzeć do świadomości palaczy i zniechęcić ich do nałogu. Nadal pali jednak bardzo wiele osób. Z własnego doświadczenia wiem, że palacz jest w stanie odmówić sobie wielu rzeczy, ale pieniądze na papierosy znajdzie zawsze, niezależnie od ceny. Wobec tego metoda manipulacji kosztami, która nie trafia w sedno problemu, a tylko w coraz większym stopniu drenuje budżet osób palących, według mnie ma raczej niewielkie szanse na sukces lub... nie ma ich wcale.
Palenie oczywiście ma swoją cenę. Powszechnie wiadomo, że jest bardzo szkodliwe i że uzależnia – papierosy zawierają substancje, których regularne stosowanie doprowadza do odczuwania na nie stale rosnącego zapotrzebowania. Żeby uzyskać ten sam poziom satysfakcji, palić trzeba coraz więcej, co w konsekwencji doprowadza do coraz większego zatrucia i wyniszczenia organizmu.
Od dzieciństwa słyszałam, że jak raz się zacznie palić, to nie można przestać i łatwo popaść w nałóg. Muszę przyznać, że to przekonanie towarzyszyło mi przez wiele lat. Uwierzyłam kiedyś, że tak właśnie było w moim przypadku – zaczęłam, wciągnęło mnie i potem już nie mogłam przestać. Za przyczynę mojego nałogu uznałam to, o czym od zawsze słyszałam – uzależniające substancje zawarte w papierosach i moją genetyczną skłonność do uzależnień. Gdy w taki sposób postrzegałam moją przypadłość, uznawałam jednocześnie, że sprawują nade mną kontrolę czynniki zewnętrzne, niezależne od mojej woli. Jacyś moi przodkowie w bliżej nieokreślonej przeszłości folgowali swoim skłonnościom, przez co naznaczyli mnie piętnem i od kołyski uczynili potencjalną niewolnicą palenia – nie dano mi prawa wyboru. Mój nałóg zatem był mi po prostu pisany i pozostało tylko kwestią czasu, kiedy zacznę palić. I OCZYWIŚCIE się zaraz uzależniłam, bo taki mam gen. To, że żyłam w kraju, w którym się wówczas paliło na potęgę i w którym palenie społecznie akceptowano, oraz to, że żyłam w rodzinie, w której paliło się od pokoleń (szczególnie w części po mieczu), usprawiedliwiało moje uzależnienie w stu procentach. Jak przysłowiowy smok palił mój ojciec, a mój dziadek zmarł na raka płuc z papierosem w ustach (on również palił jak smok, przez całe życie).
Nie przeszło mi nawet przez myśl, że w moim przypadku może być inaczej i że mogłabym te banały o paleniu, powtarzane mi od kołyski, kiedykolwiek podać w wątpliwość, zakwestionować. Wpadłam w sidła nałogu, a kolejne półprawdy głosiły, że nawet jeśli kiedyś uda mi się go rzucić, i tak już zawsze będę wykazywała syndrom uzależnienia – gotowa do palenia, jak tylko pojawi się okazja („No chyba temu nie zaprzeczysz?” – słyszałam nieraz).
Dowiedziałam się z czasem i doświadczyłam na własnej skórze, iż moc przekonań polega na tym, że w cokolwiek się wierzy, w swoim mniemaniu ma się niepodważalną rację. Moje wierzenia nie były pod tym względem inne – dobitnie i na każdym kroku utwierdziły mnie o mojej nieomylności. W myśl tej zasady w codziennym życiu znajdowałam potwierdzenia co do ich słuszności. Nawet kiedy udawało mi się na jakiś czas rozstać z paleniem, wystarczyło bardzo niewiele, żeby papierosy do mnie wracały – z jeszcze większym natężeniem.