1945 - ebook
Major Einar Koestian, pilot Głównej Stacji Doświadczalnej Luftwaffe, wyrywa się z chaosu wojny ku granicom niemożliwego. Od powietrznych starć nad zieloną Ukrainą, poprzez ośnieżone alpejskie szczyty, będące bramą do tętniącego życiem Nowego Jorku, aż po lodową pustkę nieprzystępnej Antarktydy, skrywającą tajną bazę SS. Finalnie — lot nad bezkresnymi połaciami Syberii, gdzie zderzy się ze swoim przeznaczeniem. Czy zdoła zmienić historię, nim sam zniknie w jej cieniu, stając się jedynie mitem?
| Kategoria: | Science Fiction |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8431-032-8 |
| Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
W dwudziestoleciu międzywojennym niebo było jeszcze puste. Dźwięk silnika lotniczego wciąż wywoływał u przechodniów odruch uniesienia głowy. Piloci, odziani w skórzane kurtki i gogle, przypominali pionierów nowych światów — pół-mitologicznych herosów unoszących się ponad granicami państw i czasów.
Ale to był dopiero początek.
W 1920 roku samolot był wciąż drewnianą maszyną z płóciennymi skrzydłami, napędzaną tłokowym silnikiem o mocy stu koni mechanicznych. Loty wymagały nie tylko odwagi, lecz także wiary — w maszynę, w człowieka, w to, że niebo nie okaże się ostatnim błędem.
Dziesięć lat później niebo już nie milczało. Srebrne sylwetki _Junkersów_ i _Douglasów_ przecinały kontynenty, przenosząc pocztę, pasażerów i wojskowych obserwatorów. Lotnictwo przestało być ekstrawagancją — stało się narzędziem. A zaraz potem… bronią.
Wraz z wybuchem II wojny światowej przyszła eksplozja technologii. W ciągu zaledwie sześciu lat świat przeszedł drogę od samolotów z otwartym kokpitem do potężnych bombowców strategicznych, silników odrzutowych, radarów i pierwszych eksperymentów z maszynami bezzałogowymi.
Do 1945 roku w powietrzu pojawiły się rzeczy, które dekadę wcześniej uchodziły za fantazję.
_Heinkel He 280_ pierwszy myśliwiec odrzutowy, platforma testowa nowych rozwiązań z zakresu dużych prędkości.
_Messerschmitt Me 262_ _Schwalbe _— pierwszy myśliwiec odrzutowy użyty w boju — osiągał prędkości ponad 850 km/h.
_Messerschmitt Me 163 Komet_, napędzany silnikiem rakietowym, wspinał się niemal pionowo, z szybkością zbliżoną do 1000 km/h.
A bracia Hortenowie zaprojektowali latające skrzydła, które bardziej przypominały przyszłość niż teraźniejszość początku lat 40-tych.
Równolegle rozwijała się technika walki nocnej.
Radary — jeszcze niedawno ciekawostka — stały się oczami w ciemności.
Brytyjskie _Mosquito_ z radarami _AI Mk. IV_ i amerykańskie _P-61 Black Widow_ patrolowały nocne niebo. Niemcy mieli własne odpowiedzi: stacjonarne systemy _Freya_ i _Würzburg_, a także pokładowe zestawy _FuG 202, 212_ i _220_ _Lichtenstein_, montowane w myśliwcach nocnych, takich jak _Heinkel He 219 Uhu _i_ Ju 88 G_.
Noc przestała być bezpieczna.
Zamiast mroku — anteny, wykrywacze, działka systemu _Schräge Musik_ strzelające pod kątem wprost w brzuch lecącego bombowca.
Precyzja rosła. Czas reakcji malał.
A na wysokim pułapie latał już _Boeing B-29 Superfortress_ — zdolny wznieść się na dziesięć tysięcy metrów i przelecieć ponad pięć tysięcy kilometrów w jedną stronę zrzucając ładunki, które mogły zniszczyć całe miasta.
I mimo tego wszystkiego…
Gdzieś za kulisami toczył się inny wyścig. Cichszy.
Oparty na fizyce, która balansowała na granicy magii.
O broń, której nie dało się zatrzymać.
O napęd, który nie potrzebował skrzydeł.
O energię, która nie pochodziła z ropy.
To tam, poza wiedzą opinii publicznej i poza oficjalnymi rejestrami, narodził się _Haunebu III._
I z nim — pytania, na które do dziś nie ma odpowiedzi.HEINKEL HE 280 był pierwszym na świecie odrzutowym myśliwcem, który odbył lot z własnym napędem odrzutowym. Oblatany w 1941 roku, został opracowany przez firmę Heinkel jako dwusilnikowy średniopłat z ciśnieniową kabiną i chowanym podwoziem trójkołowym. Konstrukcja wyprzedzała swoje czasy, wprowadzając liczne innowacje, m.in. katapultowany fotel pilota (prototypowy system ratunkowy), zdalne sterowanie testowe bez pilota, nowoczesną aerodynamikę kadłuba oraz kompleksowe badania z zakresu lotów dużych prędkości. Pomimo wyprzedzenia Messerschmitta Me 262 pod względem koncepcji, projekt został ostatecznie zarzucony z powodu problemów z silnikami HeS 8 i braku wsparcia ze strony Luftwaffe.
MESSERSCHMITT ME 262 _SCHWALBE_ („JASKÓŁKA”) — pierwszy na świecie odrzutowy myśliwiec użyty bojowo. Wszedł do służby w Luftwaffe w 1944 roku i stanowił technologiczny przełom: z prędkością ponad 850 km/h był szybszy od każdego alianckiego samolotu. Napędzany dwoma silnikami odrzutowymi Junkers Jumo 004, _Me 262_ był trudny do przechwycenia i wyjątkowo skuteczny w walce z formacjami bombowców. Uzbrojony w cztery działka MK 108 kal. 30 mm i niekiedy rakiety R4M, mógł dosłownie rozrywać _B-17_. Jednak mimo przewagi technologicznej, _Me 262_ pojawił się zbyt późno i w zbyt małej liczbie, by odwrócić losy wojny. Cierpiał też na problemy z niezawodnością silników, niedobory materiałowe i błędy strategiczne (Hitler nalegał, by część maszyn pełniła rolę bombowców). Symbol niedoścignionej przewagi technicznej III Rzeszy — i jej upadku.
MESSERSCHMITT ME 163 KOMET — niemiecki eksperymentalny myśliwiec przechwytujący napędzany silnikiem rakietowym, jedyny tego typu samolot użyty bojowo w historii. Opracowany przez zespół pod kierunkiem Alexandra Lippischa, _Me 163_ osiągał zawrotną prędkość ponad 950 km/h, co czyniło go na krótko najszybszym samolotem II wojny światowej. Startował na wózku odrzucanym po oderwaniu od pasa, lądował na wysuwanym płozy ogonowej. Mimo oszałamiających osiągów — m.in. błyskawicznego wznoszenia i trudnej do przechwycenia prędkości — jego bojowa skuteczność była ograniczona przez krótki czas lotu (około 7 minut przy pełnym dopalaniu), trudną obsługę i śmiertelnie niebezpieczne paliwo rakietowe (_C-Stoff_ i _T-Stoff_). Uzbrojony zazwyczaj w dwa działka _MK 108_ kal. 30 mm, _Me 163_ był próbą desperackiej technologicznej przewagi, lecz pozostał ciekawostką — śmiertelną zarówno dla wroga, jak i własnych pilotów.
DE HAVILLAND MOSQUITO — brytyjski dwusilnikowy samolot wielozadaniowy z czasów II wojny światowej, znany jako „Wooden Wonder” ze względu na nietypową drewnianą konstrukcję. Dzięki niskiej masie i potężnym silnikom _Rolls-Royce Merlin_, _Mosquito_ był jednym z najszybszych samolotów wojny, zdolnym do lotu bez osłony myśliwskiej. Występował w wielu wariantach: jako bombowiec, nocny myśliwiec (z radarami _AI Mk. IV_ i _Mk.VIII_), samolot rozpoznawczy, myśliwiec eskortowy oraz do zadań specjalnych. Uzbrojony m.in. w działka 20 mm i karabiny maszynowe.303 cala, a także bomby i rakiety, _Mosquito_ był symbolem elastyczności RAF-u. Dzięki połączeniu prędkości, siły ognia i wszechstronności, zdobył reputację jednego z najskuteczniejszych i najbardziej cenionych samolotów alianckich.
RADAR AI MK. IV_ —_ pierwszy brytyjski pokładowy radar przechwytujący (_Airborne Interception_), wprowadzony do użytku bojowego w 1940 roku. Działał w paśmie VHF (ok. 200 MHz) i umożliwiał wykrywanie wrogich samolotów na odległość do 6–8 km. Choć oferował stosunkowo niewielką rozdzielczość, był przełomowy dla działań nocnych myśliwców RAF-u, zwłaszcza w początkowej fazie nocnej obrony Wielkiej Brytanii. _AI Mk. IV_ montowano m.in. w samolotach _Bristol Beaufighte_r i _de Havilland Mosquito,_ które dzięki niemu mogły skutecznie przechwytywać niemieckie bombowce nawet w całkowitych ciemnościach.
NORTHROP P-61 BLACK WIDOW — amerykański nocny myśliwiec przechwytujący, pierwszy w historii USA zaprojektowany od podstaw z myślą o walce w nocy. Wprowadzony do służby w 1944 roku, był masywną, dwusilnikową maszyną o charakterystycznym układzie z podwójnym statecznikiem i przednią kabiną. _P-61_ był wyposażony w pokładowy radar SCR-720, który pozwalał na wykrywanie wrogich samolotów w ciemnościach i złej pogodzie. Uzbrojony w cztery działka kal. 20 mm i cztery karabiny Browning.50 cala w wieżyczce grzbietowej, mógł skutecznie niszczyć bombowce i inne maszyny. Choć pojawił się późno, odegrał znaczącą rolę w nocnych walkach powietrznych na Pacyfiku, a także w działaniach nad Chinami.
FREYA — niemiecki radar wczesnego ostrzegania używany przez Luftwaffe w czasie II wojny światowej. Rozwinięty na przełomie lat 30. i 40., był jednym z pierwszych efektywnie działających radarów naziemnych na świecie. Działał w paśmie około 120–130 MHz i miał zasięg do 120 km, co pozwalało na wczesne wykrywanie formacji alianckich bombowców zbliżających się do terytorium Rzeszy. Radary Freya stanowiły część większego systemu obrony powietrznej „Kammhuber-Linie”, współpracując z radarami Würzburg i naziemnym dowodzeniem nocnych myśliwców. Nazwa pochodzi od nordyckiej bogini Frei — podobnie jak w przypadku innych niemieckich radarów, nawiązujących do mitologii.
WÜRZBURG — niemiecki radar artyleryjski i kierowania ogniem z czasów II wojny światowej, stosowany przede wszystkim do wykrywania i namierzania celów powietrznych na średnich i krótkich dystansach. Wyposażony w charakterystyczną antenę paraboliczną o średnicy około 3 metrów, radar _Würzburg_ umożliwiał precyzyjne prowadzenie ognia przeciwlotniczego, szczególnie w obronie przeciwko alianckim nalotom bombowym. Był fundamentem niemieckich systemów obrony przeciwlotniczej (Flak) i stanowił istotny element sieci radarowej Rzeszy.
FUG 202, FUG 212 i FUG 220 LICHTENSTEIN — seria pokładowych radarów pokładowych montowanych w nocnych myśliwcach Luftwaffe w czasie II wojny światowej. _FuG 202 Lichtenstein B/C_ był pierwszym operacyjnym radarem lotniczym Niemiec, wprowadzonym w 1941 roku; pracował na częstotliwości około 490 MHz (pasmo UHF), ale miał ograniczony zasięg i był wrażliwy na zakłócenia. _FuG 212 Lichtenstein_ _C-1_ był jego ulepszoną wersją, o większym zasięgu i precyzji. Najbardziej zaawansowany był _FuG 220 Lichtenstein SN-2_, wprowadzony w 1943 roku — działał na niższej częstotliwości (~90 MHz), co utrudniało jego zakłócanie i zapewniało lepsze wykrywanie celów. Typowo stosowane w myśliwcach takich jak _Ju 88 G, Bf 110_, czy _He 219_, radary Lichtenstein umożliwiły niemieckim pilotom skuteczne przechwytywanie alianckich bombowców podczas nocnych nalotów.
HEINKEL HE 219 UHU — niemiecki nocny myśliwiec przechwytujący, zaprojektowany z myślą o zwalczaniu alianckich bombowców podczas nocnych nalotów nad Rzeszą. Wszedł do służby w 1943 roku jako jedna z najbardziej zaawansowanych maszyn Luftwaffe: wyposażony był w radar FuG 220 Lichtenstein SN-2, fotele katapultowane (pierwsze seryjne w samolocie bojowym), nowoczesną kabinę w układzie tandem oraz silne uzbrojenie — m.in. działka kal. 20 i 30 mm, również w konfiguracji _Schräge Musik_ (skośne działka strzelające w górę). Choć bardzo skuteczny, _He 219_ był produkowany w ograniczonej liczbie z powodu konfliktów politycznych i biurokratycznych w nazistowskich strukturach dowodzenia.
JUNKERS JU 88 G — nocny myśliwiec Luftwaffe, będący specjalistyczną wersją uniwersalnego bombowca Ju 88, wprowadzony do służby w 1943 roku. Wyposażony w potężne działka kalibru 20 i 30 mm oraz radar _FuG 220 Lichtenstein SN-2_, przeznaczony był do przechwytywania alianckich bombowców podczas nocnych nalotów. Pozbawiony przeszklonego nosa typowego dla bombowców, miał bardziej opływową sylwetkę i mocniejsze silniki BMW 801_. Ju 88 G_ odegrał istotną rolę w niemieckiej obronie powietrznej podczas alianckiej ofensywy bombowej nad III Rzeszą.
BOEING B-29 SUPERFORTRESS — amerykański czterosilnikowy bombowiec strategiczny dalekiego zasięgu, jeden z najnowocześniejszych samolotów II wojny światowej. Wyposażony w ciśnieniowaną kabinę, zdalnie sterowane wieżyczki obronne i systemy bombardowania wysokiej precyzji, był przeznaczony do prowadzenia długodystansowych misji nad Japonią. Wszedł do służby w 1944 roku i zasłynął jako maszyna, z której zrzucono bomby atomowe na Hiroszimę i Nagasaki. _B-29_ był symbolem amerykańskiej potęgi technologicznej i początkiem nowej ery w wojnie powietrznej.
HAUNEBU III — rzekomy, zaawansowany projekt latającego dysku opracowywany przez III Rzeszę w ramach tajnych programów Wunderwaffe (cudownej broni). Według źródeł pseudohistorycznych i teorii spiskowych, _Haunebu III_ miał być trzecią i najbardziej zaawansowaną wersją tzw. latających spodków, napędzaną silnikiem antygrawitacyjnym zasilanym energią opartą na efektach elektrograwitacyjnych lub tzw. napędzie _Vril_.Siedem tysięcy metrów nad polami Ukrainy
Wibracje… wibracje na całym ciele… i ten dźwięk… dziwnie znajomy. Coś zmusiło go do otwarcia oczu. Ból głowy był nie do zniesienia. Spod przymrużonych powiek dostrzegł… wirujący świat za oknem… błękit… zieleń… błękit… w pętli.
_Co się ze mną dzieje?_ — przemknęło mu przez myśl.
_I ten dźwięk… ostry… nieustępliwy… jak syrena alarmowa…_
_Syrena? Alarm! Alarm wysokościowy!_
W jednej chwili ocknął się z letargu. Za oknem kokpitu błękit powoli zlewał się z zielenią w jedną rozmazaną plamę. Kątem oka uchwycił wysokościomierz, którego wskazówki tańczyły razem ze światem za szybami. Siedem tysięcy… sześć tysięcy… pięć tysięcy… Przeciążenie wbijało go w fotel, nie miał siły nawet oddychać. Jakimś nadludzkim wręcz wysiłkiem woli pchnął drążek sterowy od siebie i w lewo. Do oporu. Kopnął orczyk lewą nogą i przytrzymał go, mimo że ważył teraz chyba z tonę. Powoli zaczynał odzyskiwać wzrok i kontrolę nad maszyną. Jego „_Dora_” — jak pieszczotliwie nazywał _Focke-Wulfa FW-190 D9_ — szła płaskim korkociągiem ku zielonym przedpolom Buczacza. Po dłuższej chwili mocowania się z maszyną w końcu udało mu się odzyskać panowanie i wyrównać lot na niespełna siedmiuset metrach. Zlany zimnym potem rozejrzał się nerwowo w poszukiwaniu oprawców.
_Są!_
Powyżej, na wysokości około dwóch kilometrów, krążyły dwa _Jaki-9_. Jak przez mgłę przypominał sobie wydarzenia ostatnich minut.
Lecieli na wymiatanie całą ósmą eskadrą z 54. pułku myśliwskiego, operującego w osłonie Grupy Armii Południe, feldmarszałka Ericha von Mansteina. Wystartowali rano, jeszcze przed ósmą, ze swojego bazowego lotniska Fliegerhorst Lemberg-Skniłów, zlokalizowanego niecałe pięć kilometrów na zachód od centrum Lwowa. Wyposażone w długi, ponad kilometrowy betonowy pas, było idealne jako baza i zaplecze techniczne zarówno dla 54. pułku myśliwskiego, jak również 2. i 77. pułku szturmowego latającego na _Focke-Wulfach FW-190_ i _Junkersach Ju-87_ oraz trzech pułków bombowych: 4., 55. i 57., latających na _Dornierach Do 217_, _Heinklach He 111_ i _Junkersach Ju 88_.
To właśnie tam został przydzielony major Einar Koestian, przeniesiony tymczasowo z Erprobungsstelle Rechlin, Głównej Stacji Doświadczalnej Luftwaffe, czyli głównego niemieckiego ośrodka testów samolotów i uzbrojenia lotniczego pod Rechlinem w Meklemburgii. Miał za zadanie przetestować w warunkach bojowych nowinkę techniczną zakładów _Focke-Wulfa_, maszynę wczesnej serii przedprodukcyjnej — _Fw-190 D-9_. Raporty słał bezpośrednio do Ministerstwa Lotnictwa Rzeszy i zakładów _Focke-Wulfa_, z pominięciem wojskowej drogi służbowej, co nie do końca podobało się pilotom jednostki frontowej, z którymi przyszło mu latać. Nie mieli do niego zaufania, toteż w razie kontaktu bojowego z wrogiem mógł liczyć tylko i wyłącznie na samego siebie. I maszynę.
Pierwsze dwa tygodnie minęły względnie spokojnie. Na początku były to loty wokół bazy, weryfikujące zachowanie maszyny przy pełnym obciążeniu w paliwo i uzbrojenie. Nudne loty sprawdzające działanie dwunastocylindrowego, rzędowego, chłodzonego cieczą silnika _Junkers Jumo 213A_ w warunkach polowych, weryfikujące temperaturę pracy, jakość i skład mieszanki paliwowej optymalnej dla osiągnięcia maksymalnych prędkości, mechanikę obsługi płatowca, zarówno na ziemi, jak i w powietrzu. Te wszystkie dane były kluczowe dla dalszego rozwoju konstrukcji i znacznie istotniejsze niż liczba zestrzelonych przez niego maszyn. Jednakże latanie „wokół komina”, jak to w żargonie opisywali piloci, to jedno, a test konstrukcji podczas walki na śmierć i życie to zupełnie coś innego. Dlatego też wyprosił u dowództwa udział w działaniach bojowych w ograniczonym zakresie, by mógł w pełni ocenić nową maszynę i przetestować główne uzbrojenie: dwa skrzydłowe działka _MG 151/20_ i dwa szybkostrzelne wkmy _MG 131_ zamontowane w nosie _Dory_ nad silnikiem. I dzisiaj rano nadszedł ten dzień — z rana zabrał się na „wymiatanie” razem z resztą pilotów ósmej eskadry.
Po starcie wzbili się na cztery tysiące metrów, utworzyli szyk schodkowy i weszli na kurs sto stopni, prawie idealnie na wschód. Zadanie było proste — osłona własnych kolumn pancernych, przechwytywanie samolotów szturmowych i zwiadowczych wroga. Widoczność była doskonała, praktycznie żadnej chmurki. Po stu pięćdziesięciu kilometrach, które pokonali w niecałe osiemnaście minut, dotarli w rejon akcji. Pod nimi widniało skrzyżowanie kluczowych dróg i linii kolejowych Lwów — Tarnopol — Czortków. Niestety, słońce biło prosto w pancerne przednie szyby kokpitów, oślepiając pilotów. Ten na szpicy, młody porucznik, przegapił ruskich, którzy umiejętnie manewrowali swoimi kluczami myśliwskimi tak, aby znaleźć się dokładnie pomiędzy słońcem a nimi. Rzucili się na niczego niespodziewających pilotów 8. Eskadry bez pardonu, wręcz ze zwierzęcą dzikością. Furia ataku była niesamowita. Po pierwszym przelocie z dwunastu maszyn w płomieniach poszybowało ku ziemi czterech pilotów. Einar nie zauważył ani jednego spadochronu. Jego grupa poszła w rozsypkę, a tymczasem czerwoni zamienili sprawnie energię kinetyczną na potencjalną, nabierając raptownie wysokości i półpętlą zaatakowali znowu. Kolejnych trzech kamratów szybowało ku ziemi w płomieniach, ciągnąc za sobą warkocze czarnego dymu. Po tym ataku jeden z _Jaków_ przemknął koło _Dory_ tak blisko, że strugi zaśmigłowe pchnęły ją w płaski korkociąg…
Teraz jednak to on zaczynał zyskiwać przewagę. Co prawda nadal znajdował się w położeniu taktycznym nie do pozazdroszczenia, ale tamci zdawali się go nie widzieć na tle zielonych pól. Pchnął manetkę gazu do oporu, a maszyna wyrwała do przodu.
Całe szczęście, silnik nieuszkodzony — pomyślał i zaczął się wspinać ku słońcu. Dwunastocylindrowy motor _Dory_ o mocy bagatela dwóch tysięcy dwustu czterdziestu koni mechanicznych ryczał wniebogłosy, ciągnąc w górę prawie pięć ton stali, aluminium, paliwa i amunicji, nic sobie z tego nie robiąc, jakby to była lekka awionetka.
W niecałe dziewięćdziesiąt sekund był już na pułapie wrogich myśliwców i pędził ku nim z lekkim przewyższeniem. Wskazówka na prędkościomierzu minęła sześćset kilometrów na godzinę i nadal pięła się w górę. W odległości niespełna kilometra dwie ciemne sylwetki _Jaków-9_ sunęły w łagodnym kręgu nad miejscem upadku jednej z niemieckich maszyn. Nie widziały go jeszcze.
Idealnie — pomyślał.
Einar wciągnął powietrze, lewa ręka na manetce gazu, palce prawej delikatnie muskające elektrospust na drążku sterowym. Wyświetlacz celownika kolimatorowego migotał jasno w słonecznym świetle. Tylko nieco ponad siedem sekund — i będzie przy nich. Dystans topniał błyskawicznie. Silnik grzmiał na wysokich obrotach, prędkość zbliżania niemal sto metrów na sekundę. Jakby przecinał powietrze rozżarzonym do czerwoności ostrzem miecza.
W kabinie _Jaka_ starszy lejtnant Masłow jeszcze czuł adrenalinę wcześniejszego ataku. Kilkanaście minut temu jego para wraz z resztą 18. Gwardyjskiego Pułku Myśliwskiego wspięła się ponad niemieckie zgrupowanie, uderzając z góry i z zaskoczenia. Masłow wiedział, że Niemcy latali jak szachiści — szybko, czysto, z wyczuciem przestrzeni. Ale tego dnia szachownica należała do nich, do ludzi, którzy nie kalkulowali manewrów, tylko lecieli naprzód, skrzydło w skrzydło.
— Ich jest dwunastu — meldował dowódca w radiu — nas dwa razy więcej. Atakujemy od słońca!
Masłow zerknął w bok. Z obu stron ciągnęły sylwetki _Jaków_. Klin formował się jak ostrze. Niemców widział już pod sobą — czarne punkty, w szyku, ale bez wsparcia. Technicznie doskonali. Ale samotni.
— Naprzód! — ryknęło w słuchawkach.
Masłow docisnął gaz. Silnik zawył, ziemia pod nim zamieniła się w smugę. Wiedział, że pociski faszystów będą celniejsze. Ale nie trafią we wszystko. Nie, kiedy nadchodzi fala.
_Nie wygrasz z powodzią tylko dlatego, że umiesz pływać._
Palące się wraki niemieckich maszyn wciąż dymiły na ziemi, rozrzucone po polach jak porzucone zabawki. Rozkaz był jasny — krążyć nad rejonem i zidentyfikować ewentualnych ocalałych. Orłow w drugim Jaku przeczesywał teren, próbując dojrzeć jakikolwiek ruch.
— Siedem potwierdzonych! — meldował wcześniej Masłow przez radio, ledwo tłumiąc entuzjazm. — Pięciu uciekło.
— Niech lecą — odburknął Orłow. — Dziś niebo należy do nas.
Pięć sekund. Kontury _Jaków_ rosły, coraz wyraźniejsze. Czerwone gwiazdy na szarych kadłubach, jeszcze nieświadome swego losu. Słońce za nim, wiatr dźwięczy na owiewce.
Cztery sekundy. Einar przymknął lewe oko. Celownik zakotwiczony na _Jaku_ z prawej.
Trzy. Ostatnia korekta — minimalne wychylenie drążka, wyrównanie lotu.
Dwie. Palce zaciskają się na spuście… Działka plują ogniem… Maszyna nie szarpie, tylko śpiewa głośniej…
_Doskonałe wyważenie _— mruknął pod nosem.
— Masłow, sprawdź lewy sektor, coś widzę na ósmej… — Orłow urwał. W słuchawkach zapanowała nagła, obca cisza, jakby eter wstrzymał oddech.
A potem — eksplozja.
Powietrze rozerwał huk pocisków. Jeden… drugi… trzeci błysk. Masłow w drugim _Jaku_ zniknął w fontannie metalu i ognia. Kadłub pękł jak orzech, skrzydło odpadło z trzaskiem, a potem tylko dym ciągnący się ku ziemi.
— Masłow! — wrzasnął Orłow, ale odpowiedziały mu tylko trzaski w słuchawkach.
W tym samym momencie w radiu odezwał się głos:
— Tu _Szóstka_, Orłow, co się tam dzieje? — głos był nerwowy, zadyszany.
— Masłow zestrzelony! Mamy kontakt! Chyba myśliwiec. Nie wiem, co to było…! — głos Orłowa trząsł się, dławił powietrzem.
— _Szóstka_ do Orłowa. Nie damy rady wrócić, mamy rezerwę paliwa! Trzymajcie się!
Orłow nie miał nawet czasu krzyknąć. Instynkt pchnął go w lewo.
_Drążek, gaz, próba ucieczki._
Krew uderzyła mu do głowy, serce dudniło w uszach.
_Odwrót. Paliwo. Wysokość. Zniknąć._
Ryk silnika wzmógł się, ale nie miał znaczenia. Wiedział, że niemiecki myśliwiec był tuż za nim. Nie słyszał go. Nie widział. Ale czuł, że śmierć była blisko.
— Orłow, trzymaj się, wracaj na wschód, na Czortków! — głos _Szóstki_ brzmiał coraz bardziej rozpaczliwie.
— On jest… jest tuż za mną… nie widzę go… — wycharczał Orłow. Jego oczy szukały w lusterku czegokolwiek, ale niebo pozostawało puste, ciche i bezlitosne.
— Faszystowska swołocz! — wyrwało się skrzydłowemu _Szóstki_.
Wszystko działo się zbyt szybko. Echa triumfu sprzed kilku minut rozwiewały się jak dym. Orłow czuł, że nie ma już przewagi. Mimo tego, że przed chwilą wygrali starcie — teraz to on był celem.
Einar kopnął orczyk, korygując o kilkanaście metrów tor lotu, i przeniósł ogień na drugiego “Iwana”, by po sekundzie minąć go o centymetry w szaleńczym pędzie ku wolności. A przynajmniej to, co z niego zostało. Wychodząc świecą w górę, położył maszynę na skrzydło, obserwując przez owiewkę kabiny dwa czarne słupy dymu unoszące się nad palącymi się szczątkami wroga.
_Udało się!_
Wyrównał lot i obrał kurs na lotnisko macierzyste. Szybki rzut oka na wskaźnik paliwa utwierdził go w przekonaniu, że musi bardzo ostrożnie obchodzić się z manetką gazu. Zdusił więc obroty silnika i łagodnym łukiem wyszedł na kurs docelowy do bazy.
Po godzinie powolnego lotu na małej wysokości dotarł w końcu w rejon macierzystego lotniska. Nad pasem startowym, na wysokości niespełna trzystu metrów, kołowały niespiesznie trzy maszyny. Czwarta, mocno kopcąca, właśnie lądowała awaryjnie ze schowanym podwoziem na trawie równolegle do pasa. Szczęśliwie tym razem obyło się bez fajerwerków — choć wnosząc po pogubionych częściach płatowca, rozciągniętych na przestrzeni dwustu metrów, ten egzemplarz już raczej nigdy nie poleci.
_Z dwunastu maszyn wróciły tylko cztery. Horror_ — przemknęło mu przez myśl.
Sięgnął do gałek radia, ustawił je na właściwej częstotliwości wieży kontroli lotów w Skniłowie i po wymianie uprzejmości z obsługą skontrolował prędkość maszyny. Następnie sięgnął do dźwigni hydraulicznego systemu opuszczania podwozia i pchnął ją w dół. Maszyną szarpnęło, a ze skrzydeł dał się słyszeć przeciągły jęk zakończony zgrzytem i kolejnym wstrząsem. Po nim Dora zaczęła nerwowo myszkować w powietrzu.
_Verdammt!_ — rzucił przekleństwo w myślach i szarpnął ponownie za dźwignię. Nic się nie stało. Samolot stawał się coraz bardziej niesterowny. Einar docisnął manetkę gazu do oporu, by nabrać prędkości i nie skończyć w kraterze ze szczątkami maszyny.
— Wieża, tu _Czerwona Jedynka_, zgłaszam problem. Zacięte podwozie — rzucił do mikrofonu.
— _Czerwona Jedynka_, słyszę cię — rozbrzmiało w słuchawkach. — Spróbuj wykonać krąg wokół lotniska i przeleć na wysokości pięćdziesięciu metrów koło wieży. Rzucimy okiem.
— Zrozumiałem — odpowiedział pobladły pilot.
Po wykonaniu kręgu wokół lotniska Einar podleciał do wieży, przechylając nieco _Dorę_, by ułatwić obserwację spodu maszyny.
— _Czerwona Jedynka_, lewe koło oderwane, została sama goleń. Prawe zaklinowane o wygiętą osłonę wnęki podwozia — dobiegło z głośnika. — Skacz lub ląduj awaryjnie na trawie. Uważaj na rozbitą _Siódemkę_. Powodzenia!
W głowie Einara przemknął ekspres myśli: _Jak wyskoczę, to maszynę szlag trafi. Nie pogłaszczą mnie za to w RLM. Jak spróbuję wylądować, nie będzie kogo opieprzyć za zniszczenie maszyny… Tak… ewidentnie trudny wybór…_ Kończąc tę myśl, uruchomił radio:
— Wieża, tu _Czerwona Jedynka_. Ląduję.
— Przyjąłem. Ekipy ratunkowe w drodze na pas — zabrzmiało w słuchawkach.
Dźwignia gazu drżała w dłoni, jakby sama czuła zbliżający się finał. Silnik rzęził na resztkach paliwa, gubił rytm — stukał metalicznie i głucho, jak ranny zwierz. Kontrolki migotały złowieszczo. Einar wyprostował maszynę, złapał kurs równoległy do betonu, nad nierównym poboczem, usianym grudami ziemi. Opuścił klapy, zredukował obroty do minimum. _Dora_ ślizgała się nad ziemią jak drapieżnik przed skokiem. Tuż przed dotknięciem — krótkie westchnienie silnika. Kontakt. Pierwsze — uderzenie tylnego kółka, potem główne podwozie. Prawy punkt podparcia przyjął ciężar. Lewy — pusty. Samolot przechylił się gwałtownie, lewa krawędź skrzydła zaryła w darń. Trzask, szarpnięcie, metaliczny jęk. Maszyna sunęła po ziemi półokrakiem, siekąc trawę jak kosa w żniwa. Ziemia pluła trawą i pyłem na osłonę kabiny.
Gdy maszyna stanęła, wszystko ucichło — poza dźwiękiem stygnącego silnika i klikaniem uszkodzonych serwomechanizmów.„DORA” — przydomek nadany wersji D (D-9) myśliwca _Focke-Wulf FW-190_, wywodzący się z niemieckiego alfabetu fonetycznego: _D wie Dora_. Tego typu oznaczenia stosowano powszechnie w Luftwaffe dla jednoznacznej identyfikacji liter w komunikacji radiowej i dokumentacji technicznej. Każdej literze alfabetu przypisano unikalne słowo — przykładowo: _A wie Anton_, _B wie Berta_, _C wie Cäsar_, _D wie Dora_, _E wie Emil_, _F wie Friedrich_ itd. Stąd różne warianty danego modelu samolotu zyskiwały potoczne przydomki, odnoszące się do ich literowych oznaczeń. W przypadku _FW-190 D-9 „Dora”_ odróżniała się od wcześniejszych wersji m.in. wydłużonym kadłubem i nowym silnikiem rzędowym.
FOCKE-WULF FW-190 D-9 — elegancka i śmiercionośna „Dora”, ostatnia perła tłokowego lotnictwa myśliwskiego Luftwaffe. Smukła sylwetka i potężny silnik _Jumo 213A_ dawały jej przewagę nad wieloma alianckimi maszynami, zwłaszcza na dużych wysokościach. W rękach doświadczonego pilota była narzędziem precyzyjnej dominacji w powietrzu — szybka, zwrotna i trudna do zestrzelenia. Dla aliantów stała się symbolem niemieckiej desperacji, ale i inżynierskiego kunsztu końca wojny.
JAK-9 — lekki, zwrotny i niezawodny, był oczami i pięścią radzieckiego nieba. Ten jednomiejscowy myśliwiec, zbudowany z metalu i sklejki, stanowił szczyt ewolucji rodziny Jakowlewów. Uzbrojony w działko kalibru 20 lub 23 mm oraz karabiny maszynowe, w niektórych wersjach także w działko 37 mm lub 45 mm, mógł równie dobrze prowadzić walkę powietrzną, jak i niszczyć cele naziemne. W 1944 roku _Jak-9_ dominował nad wschodnim frontem, wspierając piechotę, osłaniając bombowce i tocząc pojedynki z Focke-Wulfami i Messerschmittami. W powietrzu — twardy i nieustępliwy, na ziemi — ulubieniec radzieckich pilotów.
FOCKE-WULF FW-190 — jedna z najważniejszych rodzin niemieckich myśliwców II wojny światowej, zaprojektowana przez Kurta Tanka. Produkowana od 1941 roku, charakteryzowała się solidną konstrukcją, doskonałą zwrotnością i potężnym uzbrojeniem. Wersje _FW-190_ obejmowały modele myśliwskie, myśliwsko-bombowe oraz bombowce nurkujące, co czyniło ją wszechstronną i skuteczną maszyną na różnych frontach. Dzięki ciągłym modernizacjom, takim jak zmiana silnika na chłodzony cieczą w modelu _D-9_, _FW-190_ pozostawała groźnym przeciwnikiem do końca wojny.
JUNKERS JU-87 — niemiecki samolot szturmowy i bombowiec nurkujący, znany jako „Stuka”. Wprowadzony do służby na początku II wojny światowej, stał się symbolem niemieckiej taktyki blitzkriegu dzięki precyzyjnemu bombardowaniu i charakterystycznemu syrenowemu alarmowi. Konstrukcja _Ju-87_ była prosta i solidna, co pozwalało na skuteczne ataki na cele naziemne, choć z czasem maszyna stała się coraz bardziej podatna na nowoczesne myśliwce. Różnorodne wersje modelu dostosowywały go do potrzeb frontów i zadań, od wsparcia piechoty po walkę z celami pancernymi.
DORNIER DO 217 — niemiecki bombowiec średni, rozwinięcie wcześniejszego modelu _Do 17_, produkowany od 1941 roku. Charakteryzował się większym zasięgiem, ładunkiem bombowym i lepszą obroną niż poprzednik. Wszechstronny — wykorzystywany zarówno do bombardowań poziomych, nurkowych, jak i jako samolot rozpoznawczy czy nocny myśliwiec. _Do 217_ operował na różnych frontach, stanowiąc ważny element Luftwaffe w średnim okresie wojny.
HEINKEL HE 111 — jeden z najbardziej rozpoznawalnych niemieckich bombowców średniego zasięgu II wojny światowej. Dzięki charakterystycznemu, opływowemu kadłubowi i przeszklonemu nosowi, był symbolem Luftwaffe od kampanii w Polsce po bitwę o Anglię. Wszechstronny i niezawodny, wykorzystywany zarówno do bombardowań poziomych, jak i misji transportowych oraz jako samolot morski w wersjach patrolowych. Z czasem ustępował nowocześniejszym konstrukcjom, ale pozostawał podstawą niemieckiego lotnictwa bombowego przez większą część wojny.
JUNKERS JU-88 — wszechstronny niemiecki samolot wielozadaniowy, który służył jako bombowiec nurkujący, bombowiec torpedowy, samolot rozpoznawczy, nocny myśliwiec oraz myśliwiec bombardujący. Wprowadzony do służby w 1939 roku, stał się jednym z najważniejszych i najbardziej produkowanych samolotów Luftwaffe podczas II wojny światowej. Jego nowoczesna konstrukcja i elastyczność zastosowań pozwoliły na efektywne wykorzystanie na wszystkich frontach, czyniąc _Ju-88_ symbolem niemieckiej inżynierii i adaptacji wojennej.
FOCKE-WULF — niemiecka wytwórnia lotnicza założona w 1923 roku, która odegrała kluczową rolę w rozwoju Luftwaffe przed i podczas II wojny światowej. Specjalizowała się w konstrukcji myśliwców i samolotów bojowych, tworząc ikoniczne maszyny takie jak _FW-190_, znany ze swojej wytrzymałości, szybkości i siły ognia. Firma była symbolem niemieckiego inżynierskiego kunsztu i innowacji lotniczych tamtej epoki.
JUNKERS JUMO 213A — niemiecki silnik tłokowy w układzie V12, chłodzony cieczą, opracowany przez firmę Junkers w czasie II wojny światowej. Stanowił rozwinięcie wcześniejszego Jumo 211 i był przeznaczony do napędu nowocześniejszych maszyn Luftwaffe, takich jak _Focke-Wulf FW-190 D-9_ czy _Junkers Ju-188_. Silnik o pojemności 35 litrów osiągał moc około 1750 KM (do 2100 KM z wtryskiem MW 50), zapewniając lepsze osiągi na dużych wysokościach niż jego poprzednicy. Uznawany za jeden z najbardziej zaawansowanych niemieckich silników tłokowych końcowego okresu wojny.
MG 151/20 — niemieckie działko lotnicze kalibru 20 mm, szeroko stosowane w myśliwcach Luftwaffe od 1941 roku. Opracowane przez firmę Mauser jako rozwinięcie wcześniejszego _MG 151_ kal. 15 mm, nowy wariant zapewniał lepszą siłę rażenia przy zachowaniu wysokiej szybkostrzelności (ok. 700 strz./min). Montowane w skrzydłach m.in. _Focke-Wulfów FW-190_, stanowiło podstawowe uzbrojenie do walki powietrznej i zwalczania celów naziemnych oraz bombowców.
MG 131 — niemiecki wielkokalibrowy karabin maszynowy kalibru 13 mm, opracowany przez firmę Rheinmetall-Borsig. Wprowadzony do uzbrojenia Luftwaffe w 1940 roku jako lżejsza alternatywa dla działek pokładowych. Dzięki kompaktowej konstrukcji mógł być montowany w kadłubie i wieżyczkach samolotów myśliwskich i bombowych. Miał szybkostrzelność ok. 900 strz./min i skuteczność przeciw celom powietrznym. W wielu myśliwcach — jak _FW-190 D-9_ — stanowił uzbrojenie kadłubowe, uzupełniając skrzydłowe działka _MG 151/20_.
JAK (JAKOWLEW) — oznaczenie serii radzieckich samolotów wojskowych projektowanych przez biuro konstrukcyjne Aleksandra Jakowlewa (OKB Jakowlew) od lat 30. XX wieku. W czasie II wojny światowej myśliwce z tej rodziny — zwłaszcza _Jak-1, Jak-3, Jak-7_ i _Jak-9_ — stały się podstawą radzieckiego lotnictwa frontowego. Znane były z dużej zwrotności, prostej konstrukcji i łatwości w produkcji masowej. Szczególnie _Jak-3_ i _Jak-9_ cieszyły się uznaniem pilotów dzięki dobrym osiągom na małych i średnich wysokościach, gdzie dominowała większość walk powietrznych na froncie wschodnim. Po wojnie seria Jak była rozwijana dalej, obejmując samoloty szkolne (_Jak-11_), odrzutowe _(Jak-15, Jak-23)_, a później również samoloty szkolno-bojowe (np. _Jak-130_).
IWAN — potoczne, stereotypowe określenie radzieckiego pilota w nomenklaturze niemieckiej. W literaturze i relacjach wojennych „Iwan” uosabia anonimowego, lecz zawziętego, wytrwałego i bezkompromisowego przeciwnika ze Wschodu. Za sterami Jak-ów czy ŁaGG-ów, Iwan nie miał często tylu godzin nalotu co jego niemiecki odpowiednik, ale nadrabiał zaciekłością i gotowością do walki do ostatniego naboju. W oczach wielu alianckich obserwatorów był brutalny, ale skuteczny — pilotem, który nie szukał finezji, lecz zwycięstwa.
RLM (REICHSLUFTFAHRTMINISTERIUM) — Ministerstwo Lotnictwa Rzeszy, niemiecka instytucja rządowa działająca w latach 1933–1945, odpowiedzialna za rozwój, produkcję i zarządzanie siłami powietrznymi III Rzeszy. Na jej czele stał Hermann Göring. RLM nadzorowało projektowanie i produkcję samolotów wojskowych, a także koordynowało politykę lotniczą Niemiec podczas II wojny światowej.Berlin, Ministerstwo Lotnictwa Rzeszy (RLM)
Te zdarzenia miały miejsce ponad dwa miesiące wcześniej. Pamiętał doskonale trzy tygodnie spędzone w szpitalu we Lwowie i kolejne dwa w sanatorium ulokowanym w zamku myśliwskim Gelbensande, w pobliżu Rostocka.
Gdy doszedł do siebie, pocztą kurierską otrzymał rozkaz o natychmiastowym stawieniu się w Ministerstwie Lotnictwa Rzeszy. Przybył tam jak na skazanie, pewny swego losu za utratę wartościowej, prototypowej bądź co bądź, maszyny. Do tego dochodziły nieporozumienia zarówno z dowódcą 8. Eskadry, jak i 54. Pułku Myśliwskiego na froncie wschodnim. W głębi duszy szczerze dziwił się, że jeszcze ani Abwehra, ani — co gorsza — SD, nie „zaprosili” go na przesłuchanie.
Energicznie nacisnął klamkę do gabinetu swojego przełożonego, pułkownika Edgara Petersena, szefa ośrodków testowych Luftwaffe. Wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i odwrócił się w stronę biurka, stukając obcasami.
— Panie pułkowniku, major Einar Koestian melduje powrót z sanatorium! — wyrecytował na jednym wdechu, spodziewając się najgorszego.
Znad biurka uniosła się głowa, uzbrojona w zaczesane do tyłu, schludne, ciemnoblond włosy szczupłego mężczyzny po czterdziestce.
— Einar, mój drogi! — Petersen podniósł się sprężyście z fotela, obchodząc energicznie biurko i kierując się w stronę pilota, odsłaniając jednocześnie w pełni swój szaroniebieski mundur Luftwaffe ze złoto-srebrnymi naramiennikami okraszonymi złotą gwiazdką generała majora. — Dobrze cię widzieć w pełni zdrowia! — dodał.
— Dziękuję, Herr… Generalmajor! — Einar wyprężył się jak struna. — Gratuluję awansu!
— Dziękuję, dziękuję — odpowiedział Petersen. — Kurt Tank przysyła pozdrowienia i podziękowania za zebrane dane. Są dla nas praktycznie bezcenne. Prawie przypłaciłeś to życiem. Doceniamy to. Dlatego oficjalnie informuję cię, że otrzymałeś Krzyż Żelazny I klasy. Gwoli ścisłości — formalnie przyznał ci go dowódca JG 54., a nieformalnie to ja podpisałem wniosek i zatwierdziłem. Proszę.
Einar uniósł brwi, słysząc nazwisko. Tank. To nie był byle kto. Główny konstruktor _Focke-Wulfa_, ojciec _Fw 190_ — człowiek, którego podpis decydował o kształcie powietrznej wojny. Dla większości był legendą. Dla pilotów — kimś więcej. Jeśli Kurt Tank dziękował osobiście, to znaczyło, że poświęcenie Einara naprawdę coś znaczyło.
Poza odznaczeniem trzymał w dłoni również rozkaz jego nadania z uzasadnieniem. Na papierze, jak zawsze, widniała ta sama formuła: „w imieniu Führera”. Nawet jeśli sam Hitler nie miał pojęcia, kto to jest ten Koestian.
— Proszę, siadaj — kontynuował generał. — Skoro już wydobrzałeś, to mam dla ciebie nowe zadanie.
— Zamieniam się w słuch — odrzekł Einar.
Petersen podał mu dwie teczki: jedną brązową, z lakowanym sznurem i pieczęcią RLM. W środku — rozkaz przejęcia dowództwa nad jednostką specjalną EKdo 264. Rozkaz podpisany został przez samego Generalleutnanta Gallanda, z dopiskiem: „Dyrektywa zatwierdzona na szczeblu specjalnym”.ABWEHRA — niemiecka służba wywiadowcza i kontrwywiadowcza działająca w okresie III Rzeszy (1935–1944). Była częścią Wehrmachtu i zajmowała się zbieraniem informacji wywiadowczych oraz zwalczaniem działalności wywiadowczej przeciwników Rzeszy. Abwehra odegrała kluczową rolę w działaniach wywiadowczych podczas II wojny światowej.
SD (SICHERHEITSDIENST) — niemiecka służba wywiadowcza SS i NSDAP działająca w latach 1931–1945. SD odpowiadała za zbieranie informacji politycznych, nadzór nad przeciwnikami reżimu nazistowskiego oraz prowadzenie działań wywiadowczych i kontrwywiadowczych zarówno w Niemczech, jak i na okupowanych terenach. Była jedną z głównych instytucji represji i terroru w III Rzeszy.
GENERALLEUTNANT ADOLF GALLAND __ (1912–1996) — niemiecki as myśliwski i generał Luftwaffe podczas II wojny światowej. Po zdobyciu ponad 100 zwycięstw powietrznych i dowodzeniu jednostkami bojowymi, Galland został powołany do pracy sztabowej jako Inspektor Myśliwców (General der Jagdflieger). W tej roli odpowiadał za koordynację działań taktycznych i strategicznych myśliwskich jednostek Luftwaffe, rozwój taktyk lotniczych oraz nadzór nad wprowadzaniem nowych typów samolotów. Znany był z krytycznego podejścia do polityki wojennej i problemów Luftwaffe, co przyniosło mu zarówno uznanie, jak i konflikty z przełożonymi.
W dwudziestoleciu międzywojennym niebo było jeszcze puste. Dźwięk silnika lotniczego wciąż wywoływał u przechodniów odruch uniesienia głowy. Piloci, odziani w skórzane kurtki i gogle, przypominali pionierów nowych światów — pół-mitologicznych herosów unoszących się ponad granicami państw i czasów.
Ale to był dopiero początek.
W 1920 roku samolot był wciąż drewnianą maszyną z płóciennymi skrzydłami, napędzaną tłokowym silnikiem o mocy stu koni mechanicznych. Loty wymagały nie tylko odwagi, lecz także wiary — w maszynę, w człowieka, w to, że niebo nie okaże się ostatnim błędem.
Dziesięć lat później niebo już nie milczało. Srebrne sylwetki _Junkersów_ i _Douglasów_ przecinały kontynenty, przenosząc pocztę, pasażerów i wojskowych obserwatorów. Lotnictwo przestało być ekstrawagancją — stało się narzędziem. A zaraz potem… bronią.
Wraz z wybuchem II wojny światowej przyszła eksplozja technologii. W ciągu zaledwie sześciu lat świat przeszedł drogę od samolotów z otwartym kokpitem do potężnych bombowców strategicznych, silników odrzutowych, radarów i pierwszych eksperymentów z maszynami bezzałogowymi.
Do 1945 roku w powietrzu pojawiły się rzeczy, które dekadę wcześniej uchodziły za fantazję.
_Heinkel He 280_ pierwszy myśliwiec odrzutowy, platforma testowa nowych rozwiązań z zakresu dużych prędkości.
_Messerschmitt Me 262_ _Schwalbe _— pierwszy myśliwiec odrzutowy użyty w boju — osiągał prędkości ponad 850 km/h.
_Messerschmitt Me 163 Komet_, napędzany silnikiem rakietowym, wspinał się niemal pionowo, z szybkością zbliżoną do 1000 km/h.
A bracia Hortenowie zaprojektowali latające skrzydła, które bardziej przypominały przyszłość niż teraźniejszość początku lat 40-tych.
Równolegle rozwijała się technika walki nocnej.
Radary — jeszcze niedawno ciekawostka — stały się oczami w ciemności.
Brytyjskie _Mosquito_ z radarami _AI Mk. IV_ i amerykańskie _P-61 Black Widow_ patrolowały nocne niebo. Niemcy mieli własne odpowiedzi: stacjonarne systemy _Freya_ i _Würzburg_, a także pokładowe zestawy _FuG 202, 212_ i _220_ _Lichtenstein_, montowane w myśliwcach nocnych, takich jak _Heinkel He 219 Uhu _i_ Ju 88 G_.
Noc przestała być bezpieczna.
Zamiast mroku — anteny, wykrywacze, działka systemu _Schräge Musik_ strzelające pod kątem wprost w brzuch lecącego bombowca.
Precyzja rosła. Czas reakcji malał.
A na wysokim pułapie latał już _Boeing B-29 Superfortress_ — zdolny wznieść się na dziesięć tysięcy metrów i przelecieć ponad pięć tysięcy kilometrów w jedną stronę zrzucając ładunki, które mogły zniszczyć całe miasta.
I mimo tego wszystkiego…
Gdzieś za kulisami toczył się inny wyścig. Cichszy.
Oparty na fizyce, która balansowała na granicy magii.
O broń, której nie dało się zatrzymać.
O napęd, który nie potrzebował skrzydeł.
O energię, która nie pochodziła z ropy.
To tam, poza wiedzą opinii publicznej i poza oficjalnymi rejestrami, narodził się _Haunebu III._
I z nim — pytania, na które do dziś nie ma odpowiedzi.HEINKEL HE 280 był pierwszym na świecie odrzutowym myśliwcem, który odbył lot z własnym napędem odrzutowym. Oblatany w 1941 roku, został opracowany przez firmę Heinkel jako dwusilnikowy średniopłat z ciśnieniową kabiną i chowanym podwoziem trójkołowym. Konstrukcja wyprzedzała swoje czasy, wprowadzając liczne innowacje, m.in. katapultowany fotel pilota (prototypowy system ratunkowy), zdalne sterowanie testowe bez pilota, nowoczesną aerodynamikę kadłuba oraz kompleksowe badania z zakresu lotów dużych prędkości. Pomimo wyprzedzenia Messerschmitta Me 262 pod względem koncepcji, projekt został ostatecznie zarzucony z powodu problemów z silnikami HeS 8 i braku wsparcia ze strony Luftwaffe.
MESSERSCHMITT ME 262 _SCHWALBE_ („JASKÓŁKA”) — pierwszy na świecie odrzutowy myśliwiec użyty bojowo. Wszedł do służby w Luftwaffe w 1944 roku i stanowił technologiczny przełom: z prędkością ponad 850 km/h był szybszy od każdego alianckiego samolotu. Napędzany dwoma silnikami odrzutowymi Junkers Jumo 004, _Me 262_ był trudny do przechwycenia i wyjątkowo skuteczny w walce z formacjami bombowców. Uzbrojony w cztery działka MK 108 kal. 30 mm i niekiedy rakiety R4M, mógł dosłownie rozrywać _B-17_. Jednak mimo przewagi technologicznej, _Me 262_ pojawił się zbyt późno i w zbyt małej liczbie, by odwrócić losy wojny. Cierpiał też na problemy z niezawodnością silników, niedobory materiałowe i błędy strategiczne (Hitler nalegał, by część maszyn pełniła rolę bombowców). Symbol niedoścignionej przewagi technicznej III Rzeszy — i jej upadku.
MESSERSCHMITT ME 163 KOMET — niemiecki eksperymentalny myśliwiec przechwytujący napędzany silnikiem rakietowym, jedyny tego typu samolot użyty bojowo w historii. Opracowany przez zespół pod kierunkiem Alexandra Lippischa, _Me 163_ osiągał zawrotną prędkość ponad 950 km/h, co czyniło go na krótko najszybszym samolotem II wojny światowej. Startował na wózku odrzucanym po oderwaniu od pasa, lądował na wysuwanym płozy ogonowej. Mimo oszałamiających osiągów — m.in. błyskawicznego wznoszenia i trudnej do przechwycenia prędkości — jego bojowa skuteczność była ograniczona przez krótki czas lotu (około 7 minut przy pełnym dopalaniu), trudną obsługę i śmiertelnie niebezpieczne paliwo rakietowe (_C-Stoff_ i _T-Stoff_). Uzbrojony zazwyczaj w dwa działka _MK 108_ kal. 30 mm, _Me 163_ był próbą desperackiej technologicznej przewagi, lecz pozostał ciekawostką — śmiertelną zarówno dla wroga, jak i własnych pilotów.
DE HAVILLAND MOSQUITO — brytyjski dwusilnikowy samolot wielozadaniowy z czasów II wojny światowej, znany jako „Wooden Wonder” ze względu na nietypową drewnianą konstrukcję. Dzięki niskiej masie i potężnym silnikom _Rolls-Royce Merlin_, _Mosquito_ był jednym z najszybszych samolotów wojny, zdolnym do lotu bez osłony myśliwskiej. Występował w wielu wariantach: jako bombowiec, nocny myśliwiec (z radarami _AI Mk. IV_ i _Mk.VIII_), samolot rozpoznawczy, myśliwiec eskortowy oraz do zadań specjalnych. Uzbrojony m.in. w działka 20 mm i karabiny maszynowe.303 cala, a także bomby i rakiety, _Mosquito_ był symbolem elastyczności RAF-u. Dzięki połączeniu prędkości, siły ognia i wszechstronności, zdobył reputację jednego z najskuteczniejszych i najbardziej cenionych samolotów alianckich.
RADAR AI MK. IV_ —_ pierwszy brytyjski pokładowy radar przechwytujący (_Airborne Interception_), wprowadzony do użytku bojowego w 1940 roku. Działał w paśmie VHF (ok. 200 MHz) i umożliwiał wykrywanie wrogich samolotów na odległość do 6–8 km. Choć oferował stosunkowo niewielką rozdzielczość, był przełomowy dla działań nocnych myśliwców RAF-u, zwłaszcza w początkowej fazie nocnej obrony Wielkiej Brytanii. _AI Mk. IV_ montowano m.in. w samolotach _Bristol Beaufighte_r i _de Havilland Mosquito,_ które dzięki niemu mogły skutecznie przechwytywać niemieckie bombowce nawet w całkowitych ciemnościach.
NORTHROP P-61 BLACK WIDOW — amerykański nocny myśliwiec przechwytujący, pierwszy w historii USA zaprojektowany od podstaw z myślą o walce w nocy. Wprowadzony do służby w 1944 roku, był masywną, dwusilnikową maszyną o charakterystycznym układzie z podwójnym statecznikiem i przednią kabiną. _P-61_ był wyposażony w pokładowy radar SCR-720, który pozwalał na wykrywanie wrogich samolotów w ciemnościach i złej pogodzie. Uzbrojony w cztery działka kal. 20 mm i cztery karabiny Browning.50 cala w wieżyczce grzbietowej, mógł skutecznie niszczyć bombowce i inne maszyny. Choć pojawił się późno, odegrał znaczącą rolę w nocnych walkach powietrznych na Pacyfiku, a także w działaniach nad Chinami.
FREYA — niemiecki radar wczesnego ostrzegania używany przez Luftwaffe w czasie II wojny światowej. Rozwinięty na przełomie lat 30. i 40., był jednym z pierwszych efektywnie działających radarów naziemnych na świecie. Działał w paśmie około 120–130 MHz i miał zasięg do 120 km, co pozwalało na wczesne wykrywanie formacji alianckich bombowców zbliżających się do terytorium Rzeszy. Radary Freya stanowiły część większego systemu obrony powietrznej „Kammhuber-Linie”, współpracując z radarami Würzburg i naziemnym dowodzeniem nocnych myśliwców. Nazwa pochodzi od nordyckiej bogini Frei — podobnie jak w przypadku innych niemieckich radarów, nawiązujących do mitologii.
WÜRZBURG — niemiecki radar artyleryjski i kierowania ogniem z czasów II wojny światowej, stosowany przede wszystkim do wykrywania i namierzania celów powietrznych na średnich i krótkich dystansach. Wyposażony w charakterystyczną antenę paraboliczną o średnicy około 3 metrów, radar _Würzburg_ umożliwiał precyzyjne prowadzenie ognia przeciwlotniczego, szczególnie w obronie przeciwko alianckim nalotom bombowym. Był fundamentem niemieckich systemów obrony przeciwlotniczej (Flak) i stanowił istotny element sieci radarowej Rzeszy.
FUG 202, FUG 212 i FUG 220 LICHTENSTEIN — seria pokładowych radarów pokładowych montowanych w nocnych myśliwcach Luftwaffe w czasie II wojny światowej. _FuG 202 Lichtenstein B/C_ był pierwszym operacyjnym radarem lotniczym Niemiec, wprowadzonym w 1941 roku; pracował na częstotliwości około 490 MHz (pasmo UHF), ale miał ograniczony zasięg i był wrażliwy na zakłócenia. _FuG 212 Lichtenstein_ _C-1_ był jego ulepszoną wersją, o większym zasięgu i precyzji. Najbardziej zaawansowany był _FuG 220 Lichtenstein SN-2_, wprowadzony w 1943 roku — działał na niższej częstotliwości (~90 MHz), co utrudniało jego zakłócanie i zapewniało lepsze wykrywanie celów. Typowo stosowane w myśliwcach takich jak _Ju 88 G, Bf 110_, czy _He 219_, radary Lichtenstein umożliwiły niemieckim pilotom skuteczne przechwytywanie alianckich bombowców podczas nocnych nalotów.
HEINKEL HE 219 UHU — niemiecki nocny myśliwiec przechwytujący, zaprojektowany z myślą o zwalczaniu alianckich bombowców podczas nocnych nalotów nad Rzeszą. Wszedł do służby w 1943 roku jako jedna z najbardziej zaawansowanych maszyn Luftwaffe: wyposażony był w radar FuG 220 Lichtenstein SN-2, fotele katapultowane (pierwsze seryjne w samolocie bojowym), nowoczesną kabinę w układzie tandem oraz silne uzbrojenie — m.in. działka kal. 20 i 30 mm, również w konfiguracji _Schräge Musik_ (skośne działka strzelające w górę). Choć bardzo skuteczny, _He 219_ był produkowany w ograniczonej liczbie z powodu konfliktów politycznych i biurokratycznych w nazistowskich strukturach dowodzenia.
JUNKERS JU 88 G — nocny myśliwiec Luftwaffe, będący specjalistyczną wersją uniwersalnego bombowca Ju 88, wprowadzony do służby w 1943 roku. Wyposażony w potężne działka kalibru 20 i 30 mm oraz radar _FuG 220 Lichtenstein SN-2_, przeznaczony był do przechwytywania alianckich bombowców podczas nocnych nalotów. Pozbawiony przeszklonego nosa typowego dla bombowców, miał bardziej opływową sylwetkę i mocniejsze silniki BMW 801_. Ju 88 G_ odegrał istotną rolę w niemieckiej obronie powietrznej podczas alianckiej ofensywy bombowej nad III Rzeszą.
BOEING B-29 SUPERFORTRESS — amerykański czterosilnikowy bombowiec strategiczny dalekiego zasięgu, jeden z najnowocześniejszych samolotów II wojny światowej. Wyposażony w ciśnieniowaną kabinę, zdalnie sterowane wieżyczki obronne i systemy bombardowania wysokiej precyzji, był przeznaczony do prowadzenia długodystansowych misji nad Japonią. Wszedł do służby w 1944 roku i zasłynął jako maszyna, z której zrzucono bomby atomowe na Hiroszimę i Nagasaki. _B-29_ był symbolem amerykańskiej potęgi technologicznej i początkiem nowej ery w wojnie powietrznej.
HAUNEBU III — rzekomy, zaawansowany projekt latającego dysku opracowywany przez III Rzeszę w ramach tajnych programów Wunderwaffe (cudownej broni). Według źródeł pseudohistorycznych i teorii spiskowych, _Haunebu III_ miał być trzecią i najbardziej zaawansowaną wersją tzw. latających spodków, napędzaną silnikiem antygrawitacyjnym zasilanym energią opartą na efektach elektrograwitacyjnych lub tzw. napędzie _Vril_.Siedem tysięcy metrów nad polami Ukrainy
Wibracje… wibracje na całym ciele… i ten dźwięk… dziwnie znajomy. Coś zmusiło go do otwarcia oczu. Ból głowy był nie do zniesienia. Spod przymrużonych powiek dostrzegł… wirujący świat za oknem… błękit… zieleń… błękit… w pętli.
_Co się ze mną dzieje?_ — przemknęło mu przez myśl.
_I ten dźwięk… ostry… nieustępliwy… jak syrena alarmowa…_
_Syrena? Alarm! Alarm wysokościowy!_
W jednej chwili ocknął się z letargu. Za oknem kokpitu błękit powoli zlewał się z zielenią w jedną rozmazaną plamę. Kątem oka uchwycił wysokościomierz, którego wskazówki tańczyły razem ze światem za szybami. Siedem tysięcy… sześć tysięcy… pięć tysięcy… Przeciążenie wbijało go w fotel, nie miał siły nawet oddychać. Jakimś nadludzkim wręcz wysiłkiem woli pchnął drążek sterowy od siebie i w lewo. Do oporu. Kopnął orczyk lewą nogą i przytrzymał go, mimo że ważył teraz chyba z tonę. Powoli zaczynał odzyskiwać wzrok i kontrolę nad maszyną. Jego „_Dora_” — jak pieszczotliwie nazywał _Focke-Wulfa FW-190 D9_ — szła płaskim korkociągiem ku zielonym przedpolom Buczacza. Po dłuższej chwili mocowania się z maszyną w końcu udało mu się odzyskać panowanie i wyrównać lot na niespełna siedmiuset metrach. Zlany zimnym potem rozejrzał się nerwowo w poszukiwaniu oprawców.
_Są!_
Powyżej, na wysokości około dwóch kilometrów, krążyły dwa _Jaki-9_. Jak przez mgłę przypominał sobie wydarzenia ostatnich minut.
Lecieli na wymiatanie całą ósmą eskadrą z 54. pułku myśliwskiego, operującego w osłonie Grupy Armii Południe, feldmarszałka Ericha von Mansteina. Wystartowali rano, jeszcze przed ósmą, ze swojego bazowego lotniska Fliegerhorst Lemberg-Skniłów, zlokalizowanego niecałe pięć kilometrów na zachód od centrum Lwowa. Wyposażone w długi, ponad kilometrowy betonowy pas, było idealne jako baza i zaplecze techniczne zarówno dla 54. pułku myśliwskiego, jak również 2. i 77. pułku szturmowego latającego na _Focke-Wulfach FW-190_ i _Junkersach Ju-87_ oraz trzech pułków bombowych: 4., 55. i 57., latających na _Dornierach Do 217_, _Heinklach He 111_ i _Junkersach Ju 88_.
To właśnie tam został przydzielony major Einar Koestian, przeniesiony tymczasowo z Erprobungsstelle Rechlin, Głównej Stacji Doświadczalnej Luftwaffe, czyli głównego niemieckiego ośrodka testów samolotów i uzbrojenia lotniczego pod Rechlinem w Meklemburgii. Miał za zadanie przetestować w warunkach bojowych nowinkę techniczną zakładów _Focke-Wulfa_, maszynę wczesnej serii przedprodukcyjnej — _Fw-190 D-9_. Raporty słał bezpośrednio do Ministerstwa Lotnictwa Rzeszy i zakładów _Focke-Wulfa_, z pominięciem wojskowej drogi służbowej, co nie do końca podobało się pilotom jednostki frontowej, z którymi przyszło mu latać. Nie mieli do niego zaufania, toteż w razie kontaktu bojowego z wrogiem mógł liczyć tylko i wyłącznie na samego siebie. I maszynę.
Pierwsze dwa tygodnie minęły względnie spokojnie. Na początku były to loty wokół bazy, weryfikujące zachowanie maszyny przy pełnym obciążeniu w paliwo i uzbrojenie. Nudne loty sprawdzające działanie dwunastocylindrowego, rzędowego, chłodzonego cieczą silnika _Junkers Jumo 213A_ w warunkach polowych, weryfikujące temperaturę pracy, jakość i skład mieszanki paliwowej optymalnej dla osiągnięcia maksymalnych prędkości, mechanikę obsługi płatowca, zarówno na ziemi, jak i w powietrzu. Te wszystkie dane były kluczowe dla dalszego rozwoju konstrukcji i znacznie istotniejsze niż liczba zestrzelonych przez niego maszyn. Jednakże latanie „wokół komina”, jak to w żargonie opisywali piloci, to jedno, a test konstrukcji podczas walki na śmierć i życie to zupełnie coś innego. Dlatego też wyprosił u dowództwa udział w działaniach bojowych w ograniczonym zakresie, by mógł w pełni ocenić nową maszynę i przetestować główne uzbrojenie: dwa skrzydłowe działka _MG 151/20_ i dwa szybkostrzelne wkmy _MG 131_ zamontowane w nosie _Dory_ nad silnikiem. I dzisiaj rano nadszedł ten dzień — z rana zabrał się na „wymiatanie” razem z resztą pilotów ósmej eskadry.
Po starcie wzbili się na cztery tysiące metrów, utworzyli szyk schodkowy i weszli na kurs sto stopni, prawie idealnie na wschód. Zadanie było proste — osłona własnych kolumn pancernych, przechwytywanie samolotów szturmowych i zwiadowczych wroga. Widoczność była doskonała, praktycznie żadnej chmurki. Po stu pięćdziesięciu kilometrach, które pokonali w niecałe osiemnaście minut, dotarli w rejon akcji. Pod nimi widniało skrzyżowanie kluczowych dróg i linii kolejowych Lwów — Tarnopol — Czortków. Niestety, słońce biło prosto w pancerne przednie szyby kokpitów, oślepiając pilotów. Ten na szpicy, młody porucznik, przegapił ruskich, którzy umiejętnie manewrowali swoimi kluczami myśliwskimi tak, aby znaleźć się dokładnie pomiędzy słońcem a nimi. Rzucili się na niczego niespodziewających pilotów 8. Eskadry bez pardonu, wręcz ze zwierzęcą dzikością. Furia ataku była niesamowita. Po pierwszym przelocie z dwunastu maszyn w płomieniach poszybowało ku ziemi czterech pilotów. Einar nie zauważył ani jednego spadochronu. Jego grupa poszła w rozsypkę, a tymczasem czerwoni zamienili sprawnie energię kinetyczną na potencjalną, nabierając raptownie wysokości i półpętlą zaatakowali znowu. Kolejnych trzech kamratów szybowało ku ziemi w płomieniach, ciągnąc za sobą warkocze czarnego dymu. Po tym ataku jeden z _Jaków_ przemknął koło _Dory_ tak blisko, że strugi zaśmigłowe pchnęły ją w płaski korkociąg…
Teraz jednak to on zaczynał zyskiwać przewagę. Co prawda nadal znajdował się w położeniu taktycznym nie do pozazdroszczenia, ale tamci zdawali się go nie widzieć na tle zielonych pól. Pchnął manetkę gazu do oporu, a maszyna wyrwała do przodu.
Całe szczęście, silnik nieuszkodzony — pomyślał i zaczął się wspinać ku słońcu. Dwunastocylindrowy motor _Dory_ o mocy bagatela dwóch tysięcy dwustu czterdziestu koni mechanicznych ryczał wniebogłosy, ciągnąc w górę prawie pięć ton stali, aluminium, paliwa i amunicji, nic sobie z tego nie robiąc, jakby to była lekka awionetka.
W niecałe dziewięćdziesiąt sekund był już na pułapie wrogich myśliwców i pędził ku nim z lekkim przewyższeniem. Wskazówka na prędkościomierzu minęła sześćset kilometrów na godzinę i nadal pięła się w górę. W odległości niespełna kilometra dwie ciemne sylwetki _Jaków-9_ sunęły w łagodnym kręgu nad miejscem upadku jednej z niemieckich maszyn. Nie widziały go jeszcze.
Idealnie — pomyślał.
Einar wciągnął powietrze, lewa ręka na manetce gazu, palce prawej delikatnie muskające elektrospust na drążku sterowym. Wyświetlacz celownika kolimatorowego migotał jasno w słonecznym świetle. Tylko nieco ponad siedem sekund — i będzie przy nich. Dystans topniał błyskawicznie. Silnik grzmiał na wysokich obrotach, prędkość zbliżania niemal sto metrów na sekundę. Jakby przecinał powietrze rozżarzonym do czerwoności ostrzem miecza.
W kabinie _Jaka_ starszy lejtnant Masłow jeszcze czuł adrenalinę wcześniejszego ataku. Kilkanaście minut temu jego para wraz z resztą 18. Gwardyjskiego Pułku Myśliwskiego wspięła się ponad niemieckie zgrupowanie, uderzając z góry i z zaskoczenia. Masłow wiedział, że Niemcy latali jak szachiści — szybko, czysto, z wyczuciem przestrzeni. Ale tego dnia szachownica należała do nich, do ludzi, którzy nie kalkulowali manewrów, tylko lecieli naprzód, skrzydło w skrzydło.
— Ich jest dwunastu — meldował dowódca w radiu — nas dwa razy więcej. Atakujemy od słońca!
Masłow zerknął w bok. Z obu stron ciągnęły sylwetki _Jaków_. Klin formował się jak ostrze. Niemców widział już pod sobą — czarne punkty, w szyku, ale bez wsparcia. Technicznie doskonali. Ale samotni.
— Naprzód! — ryknęło w słuchawkach.
Masłow docisnął gaz. Silnik zawył, ziemia pod nim zamieniła się w smugę. Wiedział, że pociski faszystów będą celniejsze. Ale nie trafią we wszystko. Nie, kiedy nadchodzi fala.
_Nie wygrasz z powodzią tylko dlatego, że umiesz pływać._
Palące się wraki niemieckich maszyn wciąż dymiły na ziemi, rozrzucone po polach jak porzucone zabawki. Rozkaz był jasny — krążyć nad rejonem i zidentyfikować ewentualnych ocalałych. Orłow w drugim Jaku przeczesywał teren, próbując dojrzeć jakikolwiek ruch.
— Siedem potwierdzonych! — meldował wcześniej Masłow przez radio, ledwo tłumiąc entuzjazm. — Pięciu uciekło.
— Niech lecą — odburknął Orłow. — Dziś niebo należy do nas.
Pięć sekund. Kontury _Jaków_ rosły, coraz wyraźniejsze. Czerwone gwiazdy na szarych kadłubach, jeszcze nieświadome swego losu. Słońce za nim, wiatr dźwięczy na owiewce.
Cztery sekundy. Einar przymknął lewe oko. Celownik zakotwiczony na _Jaku_ z prawej.
Trzy. Ostatnia korekta — minimalne wychylenie drążka, wyrównanie lotu.
Dwie. Palce zaciskają się na spuście… Działka plują ogniem… Maszyna nie szarpie, tylko śpiewa głośniej…
_Doskonałe wyważenie _— mruknął pod nosem.
— Masłow, sprawdź lewy sektor, coś widzę na ósmej… — Orłow urwał. W słuchawkach zapanowała nagła, obca cisza, jakby eter wstrzymał oddech.
A potem — eksplozja.
Powietrze rozerwał huk pocisków. Jeden… drugi… trzeci błysk. Masłow w drugim _Jaku_ zniknął w fontannie metalu i ognia. Kadłub pękł jak orzech, skrzydło odpadło z trzaskiem, a potem tylko dym ciągnący się ku ziemi.
— Masłow! — wrzasnął Orłow, ale odpowiedziały mu tylko trzaski w słuchawkach.
W tym samym momencie w radiu odezwał się głos:
— Tu _Szóstka_, Orłow, co się tam dzieje? — głos był nerwowy, zadyszany.
— Masłow zestrzelony! Mamy kontakt! Chyba myśliwiec. Nie wiem, co to było…! — głos Orłowa trząsł się, dławił powietrzem.
— _Szóstka_ do Orłowa. Nie damy rady wrócić, mamy rezerwę paliwa! Trzymajcie się!
Orłow nie miał nawet czasu krzyknąć. Instynkt pchnął go w lewo.
_Drążek, gaz, próba ucieczki._
Krew uderzyła mu do głowy, serce dudniło w uszach.
_Odwrót. Paliwo. Wysokość. Zniknąć._
Ryk silnika wzmógł się, ale nie miał znaczenia. Wiedział, że niemiecki myśliwiec był tuż za nim. Nie słyszał go. Nie widział. Ale czuł, że śmierć była blisko.
— Orłow, trzymaj się, wracaj na wschód, na Czortków! — głos _Szóstki_ brzmiał coraz bardziej rozpaczliwie.
— On jest… jest tuż za mną… nie widzę go… — wycharczał Orłow. Jego oczy szukały w lusterku czegokolwiek, ale niebo pozostawało puste, ciche i bezlitosne.
— Faszystowska swołocz! — wyrwało się skrzydłowemu _Szóstki_.
Wszystko działo się zbyt szybko. Echa triumfu sprzed kilku minut rozwiewały się jak dym. Orłow czuł, że nie ma już przewagi. Mimo tego, że przed chwilą wygrali starcie — teraz to on był celem.
Einar kopnął orczyk, korygując o kilkanaście metrów tor lotu, i przeniósł ogień na drugiego “Iwana”, by po sekundzie minąć go o centymetry w szaleńczym pędzie ku wolności. A przynajmniej to, co z niego zostało. Wychodząc świecą w górę, położył maszynę na skrzydło, obserwując przez owiewkę kabiny dwa czarne słupy dymu unoszące się nad palącymi się szczątkami wroga.
_Udało się!_
Wyrównał lot i obrał kurs na lotnisko macierzyste. Szybki rzut oka na wskaźnik paliwa utwierdził go w przekonaniu, że musi bardzo ostrożnie obchodzić się z manetką gazu. Zdusił więc obroty silnika i łagodnym łukiem wyszedł na kurs docelowy do bazy.
Po godzinie powolnego lotu na małej wysokości dotarł w końcu w rejon macierzystego lotniska. Nad pasem startowym, na wysokości niespełna trzystu metrów, kołowały niespiesznie trzy maszyny. Czwarta, mocno kopcąca, właśnie lądowała awaryjnie ze schowanym podwoziem na trawie równolegle do pasa. Szczęśliwie tym razem obyło się bez fajerwerków — choć wnosząc po pogubionych częściach płatowca, rozciągniętych na przestrzeni dwustu metrów, ten egzemplarz już raczej nigdy nie poleci.
_Z dwunastu maszyn wróciły tylko cztery. Horror_ — przemknęło mu przez myśl.
Sięgnął do gałek radia, ustawił je na właściwej częstotliwości wieży kontroli lotów w Skniłowie i po wymianie uprzejmości z obsługą skontrolował prędkość maszyny. Następnie sięgnął do dźwigni hydraulicznego systemu opuszczania podwozia i pchnął ją w dół. Maszyną szarpnęło, a ze skrzydeł dał się słyszeć przeciągły jęk zakończony zgrzytem i kolejnym wstrząsem. Po nim Dora zaczęła nerwowo myszkować w powietrzu.
_Verdammt!_ — rzucił przekleństwo w myślach i szarpnął ponownie za dźwignię. Nic się nie stało. Samolot stawał się coraz bardziej niesterowny. Einar docisnął manetkę gazu do oporu, by nabrać prędkości i nie skończyć w kraterze ze szczątkami maszyny.
— Wieża, tu _Czerwona Jedynka_, zgłaszam problem. Zacięte podwozie — rzucił do mikrofonu.
— _Czerwona Jedynka_, słyszę cię — rozbrzmiało w słuchawkach. — Spróbuj wykonać krąg wokół lotniska i przeleć na wysokości pięćdziesięciu metrów koło wieży. Rzucimy okiem.
— Zrozumiałem — odpowiedział pobladły pilot.
Po wykonaniu kręgu wokół lotniska Einar podleciał do wieży, przechylając nieco _Dorę_, by ułatwić obserwację spodu maszyny.
— _Czerwona Jedynka_, lewe koło oderwane, została sama goleń. Prawe zaklinowane o wygiętą osłonę wnęki podwozia — dobiegło z głośnika. — Skacz lub ląduj awaryjnie na trawie. Uważaj na rozbitą _Siódemkę_. Powodzenia!
W głowie Einara przemknął ekspres myśli: _Jak wyskoczę, to maszynę szlag trafi. Nie pogłaszczą mnie za to w RLM. Jak spróbuję wylądować, nie będzie kogo opieprzyć za zniszczenie maszyny… Tak… ewidentnie trudny wybór…_ Kończąc tę myśl, uruchomił radio:
— Wieża, tu _Czerwona Jedynka_. Ląduję.
— Przyjąłem. Ekipy ratunkowe w drodze na pas — zabrzmiało w słuchawkach.
Dźwignia gazu drżała w dłoni, jakby sama czuła zbliżający się finał. Silnik rzęził na resztkach paliwa, gubił rytm — stukał metalicznie i głucho, jak ranny zwierz. Kontrolki migotały złowieszczo. Einar wyprostował maszynę, złapał kurs równoległy do betonu, nad nierównym poboczem, usianym grudami ziemi. Opuścił klapy, zredukował obroty do minimum. _Dora_ ślizgała się nad ziemią jak drapieżnik przed skokiem. Tuż przed dotknięciem — krótkie westchnienie silnika. Kontakt. Pierwsze — uderzenie tylnego kółka, potem główne podwozie. Prawy punkt podparcia przyjął ciężar. Lewy — pusty. Samolot przechylił się gwałtownie, lewa krawędź skrzydła zaryła w darń. Trzask, szarpnięcie, metaliczny jęk. Maszyna sunęła po ziemi półokrakiem, siekąc trawę jak kosa w żniwa. Ziemia pluła trawą i pyłem na osłonę kabiny.
Gdy maszyna stanęła, wszystko ucichło — poza dźwiękiem stygnącego silnika i klikaniem uszkodzonych serwomechanizmów.„DORA” — przydomek nadany wersji D (D-9) myśliwca _Focke-Wulf FW-190_, wywodzący się z niemieckiego alfabetu fonetycznego: _D wie Dora_. Tego typu oznaczenia stosowano powszechnie w Luftwaffe dla jednoznacznej identyfikacji liter w komunikacji radiowej i dokumentacji technicznej. Każdej literze alfabetu przypisano unikalne słowo — przykładowo: _A wie Anton_, _B wie Berta_, _C wie Cäsar_, _D wie Dora_, _E wie Emil_, _F wie Friedrich_ itd. Stąd różne warianty danego modelu samolotu zyskiwały potoczne przydomki, odnoszące się do ich literowych oznaczeń. W przypadku _FW-190 D-9 „Dora”_ odróżniała się od wcześniejszych wersji m.in. wydłużonym kadłubem i nowym silnikiem rzędowym.
FOCKE-WULF FW-190 D-9 — elegancka i śmiercionośna „Dora”, ostatnia perła tłokowego lotnictwa myśliwskiego Luftwaffe. Smukła sylwetka i potężny silnik _Jumo 213A_ dawały jej przewagę nad wieloma alianckimi maszynami, zwłaszcza na dużych wysokościach. W rękach doświadczonego pilota była narzędziem precyzyjnej dominacji w powietrzu — szybka, zwrotna i trudna do zestrzelenia. Dla aliantów stała się symbolem niemieckiej desperacji, ale i inżynierskiego kunsztu końca wojny.
JAK-9 — lekki, zwrotny i niezawodny, był oczami i pięścią radzieckiego nieba. Ten jednomiejscowy myśliwiec, zbudowany z metalu i sklejki, stanowił szczyt ewolucji rodziny Jakowlewów. Uzbrojony w działko kalibru 20 lub 23 mm oraz karabiny maszynowe, w niektórych wersjach także w działko 37 mm lub 45 mm, mógł równie dobrze prowadzić walkę powietrzną, jak i niszczyć cele naziemne. W 1944 roku _Jak-9_ dominował nad wschodnim frontem, wspierając piechotę, osłaniając bombowce i tocząc pojedynki z Focke-Wulfami i Messerschmittami. W powietrzu — twardy i nieustępliwy, na ziemi — ulubieniec radzieckich pilotów.
FOCKE-WULF FW-190 — jedna z najważniejszych rodzin niemieckich myśliwców II wojny światowej, zaprojektowana przez Kurta Tanka. Produkowana od 1941 roku, charakteryzowała się solidną konstrukcją, doskonałą zwrotnością i potężnym uzbrojeniem. Wersje _FW-190_ obejmowały modele myśliwskie, myśliwsko-bombowe oraz bombowce nurkujące, co czyniło ją wszechstronną i skuteczną maszyną na różnych frontach. Dzięki ciągłym modernizacjom, takim jak zmiana silnika na chłodzony cieczą w modelu _D-9_, _FW-190_ pozostawała groźnym przeciwnikiem do końca wojny.
JUNKERS JU-87 — niemiecki samolot szturmowy i bombowiec nurkujący, znany jako „Stuka”. Wprowadzony do służby na początku II wojny światowej, stał się symbolem niemieckiej taktyki blitzkriegu dzięki precyzyjnemu bombardowaniu i charakterystycznemu syrenowemu alarmowi. Konstrukcja _Ju-87_ była prosta i solidna, co pozwalało na skuteczne ataki na cele naziemne, choć z czasem maszyna stała się coraz bardziej podatna na nowoczesne myśliwce. Różnorodne wersje modelu dostosowywały go do potrzeb frontów i zadań, od wsparcia piechoty po walkę z celami pancernymi.
DORNIER DO 217 — niemiecki bombowiec średni, rozwinięcie wcześniejszego modelu _Do 17_, produkowany od 1941 roku. Charakteryzował się większym zasięgiem, ładunkiem bombowym i lepszą obroną niż poprzednik. Wszechstronny — wykorzystywany zarówno do bombardowań poziomych, nurkowych, jak i jako samolot rozpoznawczy czy nocny myśliwiec. _Do 217_ operował na różnych frontach, stanowiąc ważny element Luftwaffe w średnim okresie wojny.
HEINKEL HE 111 — jeden z najbardziej rozpoznawalnych niemieckich bombowców średniego zasięgu II wojny światowej. Dzięki charakterystycznemu, opływowemu kadłubowi i przeszklonemu nosowi, był symbolem Luftwaffe od kampanii w Polsce po bitwę o Anglię. Wszechstronny i niezawodny, wykorzystywany zarówno do bombardowań poziomych, jak i misji transportowych oraz jako samolot morski w wersjach patrolowych. Z czasem ustępował nowocześniejszym konstrukcjom, ale pozostawał podstawą niemieckiego lotnictwa bombowego przez większą część wojny.
JUNKERS JU-88 — wszechstronny niemiecki samolot wielozadaniowy, który służył jako bombowiec nurkujący, bombowiec torpedowy, samolot rozpoznawczy, nocny myśliwiec oraz myśliwiec bombardujący. Wprowadzony do służby w 1939 roku, stał się jednym z najważniejszych i najbardziej produkowanych samolotów Luftwaffe podczas II wojny światowej. Jego nowoczesna konstrukcja i elastyczność zastosowań pozwoliły na efektywne wykorzystanie na wszystkich frontach, czyniąc _Ju-88_ symbolem niemieckiej inżynierii i adaptacji wojennej.
FOCKE-WULF — niemiecka wytwórnia lotnicza założona w 1923 roku, która odegrała kluczową rolę w rozwoju Luftwaffe przed i podczas II wojny światowej. Specjalizowała się w konstrukcji myśliwców i samolotów bojowych, tworząc ikoniczne maszyny takie jak _FW-190_, znany ze swojej wytrzymałości, szybkości i siły ognia. Firma była symbolem niemieckiego inżynierskiego kunsztu i innowacji lotniczych tamtej epoki.
JUNKERS JUMO 213A — niemiecki silnik tłokowy w układzie V12, chłodzony cieczą, opracowany przez firmę Junkers w czasie II wojny światowej. Stanowił rozwinięcie wcześniejszego Jumo 211 i był przeznaczony do napędu nowocześniejszych maszyn Luftwaffe, takich jak _Focke-Wulf FW-190 D-9_ czy _Junkers Ju-188_. Silnik o pojemności 35 litrów osiągał moc około 1750 KM (do 2100 KM z wtryskiem MW 50), zapewniając lepsze osiągi na dużych wysokościach niż jego poprzednicy. Uznawany za jeden z najbardziej zaawansowanych niemieckich silników tłokowych końcowego okresu wojny.
MG 151/20 — niemieckie działko lotnicze kalibru 20 mm, szeroko stosowane w myśliwcach Luftwaffe od 1941 roku. Opracowane przez firmę Mauser jako rozwinięcie wcześniejszego _MG 151_ kal. 15 mm, nowy wariant zapewniał lepszą siłę rażenia przy zachowaniu wysokiej szybkostrzelności (ok. 700 strz./min). Montowane w skrzydłach m.in. _Focke-Wulfów FW-190_, stanowiło podstawowe uzbrojenie do walki powietrznej i zwalczania celów naziemnych oraz bombowców.
MG 131 — niemiecki wielkokalibrowy karabin maszynowy kalibru 13 mm, opracowany przez firmę Rheinmetall-Borsig. Wprowadzony do uzbrojenia Luftwaffe w 1940 roku jako lżejsza alternatywa dla działek pokładowych. Dzięki kompaktowej konstrukcji mógł być montowany w kadłubie i wieżyczkach samolotów myśliwskich i bombowych. Miał szybkostrzelność ok. 900 strz./min i skuteczność przeciw celom powietrznym. W wielu myśliwcach — jak _FW-190 D-9_ — stanowił uzbrojenie kadłubowe, uzupełniając skrzydłowe działka _MG 151/20_.
JAK (JAKOWLEW) — oznaczenie serii radzieckich samolotów wojskowych projektowanych przez biuro konstrukcyjne Aleksandra Jakowlewa (OKB Jakowlew) od lat 30. XX wieku. W czasie II wojny światowej myśliwce z tej rodziny — zwłaszcza _Jak-1, Jak-3, Jak-7_ i _Jak-9_ — stały się podstawą radzieckiego lotnictwa frontowego. Znane były z dużej zwrotności, prostej konstrukcji i łatwości w produkcji masowej. Szczególnie _Jak-3_ i _Jak-9_ cieszyły się uznaniem pilotów dzięki dobrym osiągom na małych i średnich wysokościach, gdzie dominowała większość walk powietrznych na froncie wschodnim. Po wojnie seria Jak była rozwijana dalej, obejmując samoloty szkolne (_Jak-11_), odrzutowe _(Jak-15, Jak-23)_, a później również samoloty szkolno-bojowe (np. _Jak-130_).
IWAN — potoczne, stereotypowe określenie radzieckiego pilota w nomenklaturze niemieckiej. W literaturze i relacjach wojennych „Iwan” uosabia anonimowego, lecz zawziętego, wytrwałego i bezkompromisowego przeciwnika ze Wschodu. Za sterami Jak-ów czy ŁaGG-ów, Iwan nie miał często tylu godzin nalotu co jego niemiecki odpowiednik, ale nadrabiał zaciekłością i gotowością do walki do ostatniego naboju. W oczach wielu alianckich obserwatorów był brutalny, ale skuteczny — pilotem, który nie szukał finezji, lecz zwycięstwa.
RLM (REICHSLUFTFAHRTMINISTERIUM) — Ministerstwo Lotnictwa Rzeszy, niemiecka instytucja rządowa działająca w latach 1933–1945, odpowiedzialna za rozwój, produkcję i zarządzanie siłami powietrznymi III Rzeszy. Na jej czele stał Hermann Göring. RLM nadzorowało projektowanie i produkcję samolotów wojskowych, a także koordynowało politykę lotniczą Niemiec podczas II wojny światowej.Berlin, Ministerstwo Lotnictwa Rzeszy (RLM)
Te zdarzenia miały miejsce ponad dwa miesiące wcześniej. Pamiętał doskonale trzy tygodnie spędzone w szpitalu we Lwowie i kolejne dwa w sanatorium ulokowanym w zamku myśliwskim Gelbensande, w pobliżu Rostocka.
Gdy doszedł do siebie, pocztą kurierską otrzymał rozkaz o natychmiastowym stawieniu się w Ministerstwie Lotnictwa Rzeszy. Przybył tam jak na skazanie, pewny swego losu za utratę wartościowej, prototypowej bądź co bądź, maszyny. Do tego dochodziły nieporozumienia zarówno z dowódcą 8. Eskadry, jak i 54. Pułku Myśliwskiego na froncie wschodnim. W głębi duszy szczerze dziwił się, że jeszcze ani Abwehra, ani — co gorsza — SD, nie „zaprosili” go na przesłuchanie.
Energicznie nacisnął klamkę do gabinetu swojego przełożonego, pułkownika Edgara Petersena, szefa ośrodków testowych Luftwaffe. Wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i odwrócił się w stronę biurka, stukając obcasami.
— Panie pułkowniku, major Einar Koestian melduje powrót z sanatorium! — wyrecytował na jednym wdechu, spodziewając się najgorszego.
Znad biurka uniosła się głowa, uzbrojona w zaczesane do tyłu, schludne, ciemnoblond włosy szczupłego mężczyzny po czterdziestce.
— Einar, mój drogi! — Petersen podniósł się sprężyście z fotela, obchodząc energicznie biurko i kierując się w stronę pilota, odsłaniając jednocześnie w pełni swój szaroniebieski mundur Luftwaffe ze złoto-srebrnymi naramiennikami okraszonymi złotą gwiazdką generała majora. — Dobrze cię widzieć w pełni zdrowia! — dodał.
— Dziękuję, Herr… Generalmajor! — Einar wyprężył się jak struna. — Gratuluję awansu!
— Dziękuję, dziękuję — odpowiedział Petersen. — Kurt Tank przysyła pozdrowienia i podziękowania za zebrane dane. Są dla nas praktycznie bezcenne. Prawie przypłaciłeś to życiem. Doceniamy to. Dlatego oficjalnie informuję cię, że otrzymałeś Krzyż Żelazny I klasy. Gwoli ścisłości — formalnie przyznał ci go dowódca JG 54., a nieformalnie to ja podpisałem wniosek i zatwierdziłem. Proszę.
Einar uniósł brwi, słysząc nazwisko. Tank. To nie był byle kto. Główny konstruktor _Focke-Wulfa_, ojciec _Fw 190_ — człowiek, którego podpis decydował o kształcie powietrznej wojny. Dla większości był legendą. Dla pilotów — kimś więcej. Jeśli Kurt Tank dziękował osobiście, to znaczyło, że poświęcenie Einara naprawdę coś znaczyło.
Poza odznaczeniem trzymał w dłoni również rozkaz jego nadania z uzasadnieniem. Na papierze, jak zawsze, widniała ta sama formuła: „w imieniu Führera”. Nawet jeśli sam Hitler nie miał pojęcia, kto to jest ten Koestian.
— Proszę, siadaj — kontynuował generał. — Skoro już wydobrzałeś, to mam dla ciebie nowe zadanie.
— Zamieniam się w słuch — odrzekł Einar.
Petersen podał mu dwie teczki: jedną brązową, z lakowanym sznurem i pieczęcią RLM. W środku — rozkaz przejęcia dowództwa nad jednostką specjalną EKdo 264. Rozkaz podpisany został przez samego Generalleutnanta Gallanda, z dopiskiem: „Dyrektywa zatwierdzona na szczeblu specjalnym”.ABWEHRA — niemiecka służba wywiadowcza i kontrwywiadowcza działająca w okresie III Rzeszy (1935–1944). Była częścią Wehrmachtu i zajmowała się zbieraniem informacji wywiadowczych oraz zwalczaniem działalności wywiadowczej przeciwników Rzeszy. Abwehra odegrała kluczową rolę w działaniach wywiadowczych podczas II wojny światowej.
SD (SICHERHEITSDIENST) — niemiecka służba wywiadowcza SS i NSDAP działająca w latach 1931–1945. SD odpowiadała za zbieranie informacji politycznych, nadzór nad przeciwnikami reżimu nazistowskiego oraz prowadzenie działań wywiadowczych i kontrwywiadowczych zarówno w Niemczech, jak i na okupowanych terenach. Była jedną z głównych instytucji represji i terroru w III Rzeszy.
GENERALLEUTNANT ADOLF GALLAND __ (1912–1996) — niemiecki as myśliwski i generał Luftwaffe podczas II wojny światowej. Po zdobyciu ponad 100 zwycięstw powietrznych i dowodzeniu jednostkami bojowymi, Galland został powołany do pracy sztabowej jako Inspektor Myśliwców (General der Jagdflieger). W tej roli odpowiadał za koordynację działań taktycznych i strategicznych myśliwskich jednostek Luftwaffe, rozwój taktyk lotniczych oraz nadzór nad wprowadzaniem nowych typów samolotów. Znany był z krytycznego podejścia do polityki wojennej i problemów Luftwaffe, co przyniosło mu zarówno uznanie, jak i konflikty z przełożonymi.
więcej..