24 noce - ebook
To miała być zwykła aukcja charytatywna. Jeden wieczór z nieznajomym w zamian za pieniądze na szczytny cel, lecz ten jeden wieczór przemienił się w dwadzieścia cztery noce. Dwadzieścia cztery noce w towarzystwie mężczyzny w masce. Dwadzieścia cztery pudełka niczym okienka w kalendarzu adwentowym, a każde z nich było wskazówką, co się wydarzy. Dwadzieścia cztery noce przepełnione namiętnością i pragnieniem. Co się stanie, gdy ten czas minie? Czy Noel dowie się, kim jest tajemniczy mężczyzna w masce i będzie miała znowu szansę zaznać z nim rozkoszy? Historia dla czytelników 18+
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Erotyka |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788397005365 |
| Rozmiar pliku: | 647 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Strona redakcyjna
27 listopada
1 grudnia
2 grudnia
3 grudnia
4 grudnia
5 grudnia
6 grudnia
7 grudnia
8 grudnia
9 grudnia
10 grudnia
11 grudnia
12 grudnia
13 grudnia
14 grudnia
15 grudnia
16 grudnia
17 grudnia
18 grudnia
19 grudnia
20 grudnia
21 grudnia
22 grudnia
23 grudnia
24 grudnia
25 grudnia
Święto Dziękczynienia – rok później27 LISTOPADA
Noel
– Jesteśmy na miejscu, pani Jacobs – poinformował mnie szofer. Niechętnie oderwałam wzrok od telefonu.
– Dziękuję, George. – Uśmiechnęłam się przyjaźnie do obserwującego mnie w lusterku mężczyzny, zanim ten wysiadł z samochodu, aby pomóc mi się wydostać, co było niezbędne przez suknię wieczorową. Jej długość utrudniała mi taką zwyczajną czynność.
– Zgodnie z ustaleniami odbiorę panią po północy. Chyba że nie chce pani jednak odgrywać roli Kopciuszka i woli się trochę zabawić. – Puścił do mnie oczko i sugestywnie spojrzał na logo klubu.
Zachichotałam, gdyż taka reakcja u starszego mężczyzny wydała mi się całkiem zabawna. Sanctuary nie było zwykłym lokalem, a ekskluzywnym klubem erotycznym, którego członkowie mogli spełniać swoje szalone fantazje. Osobiście rzadko korzystałam z uroków tego miejsca, ale dzisiaj postanowiłam zrobić wyjątek w słusznej sprawie. Właściciel organizował aukcję charytatywną, a ja i tak nie miałam planów na Święto Dziękczynienia. Skoro mogłam zrobić coś dobrego, zamiast siedzieć przed telewizorem, postanowiłam skorzystać z okazji i dopisać jeden przyzwoity uczynek do mojej listy. Któż to wie, może po śmierci rzeczywiście będzie się to jakoś liczyć?
– Spędź czas z rodziną, George. Wrócę do domu taksówką. – Poklepałam kierowcę po ramieniu.
– Pani Jacobs, to nie jest dobry pomysł. Nocami bywa niebezpiecznie, nie powinna pani…
– Często wracam sama i nigdy nic mi się nie stało – uspokoiłam go. George nie był moim szoferem. Na co dzień nie korzystałam z takich luksusów jak limuzyna. Dzisiejszy wieczór był wyjątkowy. Ze względu na imprezę właściciel Sanctuary przysłał po mnie auto. – Spokojnej nocy, George. A jeśli będziesz się martwił, mogę wysłać ci wiadomość z potwierdzeniem, że dotarłam do domu. – Wyszczerzyłam się prowokacyjnie, na co mężczyzna prychnął i pokręcił głową.
– Dobrej zabawy i dziękuję za wolny wieczór. – Skłonił głowę, wsiadł do auta i odjechał w takim tempie, jakby już nie mógł się doczekać świątecznego indyka.
Spojrzałam na zegarek, dochodziła dopiero ósma, a impreza miała zacząć się za godzinę. Nie rozumiałam, dlaczego właściciel Sanctuary poprosił mnie, żebym przyjechała wcześniej, ale uznałam, że jest tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć – zapytać, dlatego skorzystałam z wejścia dla personelu, aby znaleźć się w ciepłym wnętrzu.
Uwielbiałam to, w jaki sposób wyglądał lokal. Eleganckie, lecz nieco mroczne wnętrze w kolorach czerni i srebra od razu wprowadzało gości w zmysłową atmosferę, jednocześnie nie dając wrażenia wulgarności. Sama zaprojektowałam ten klub i byłam dumna ze swojego dzieła.
– Noel! – Michael Reding znalazł się tuż obok mnie, gdy tylko przestąpiłam próg baru. – Dziękuję, że już jesteś. – Pocałował mnie w policzek.
Większości kobiet na widok tego faceta miękły kolana, ale ja byłam odporna na uroki nowojorskich amantów. Spotykałam ich wielu i gdybym dawała się nabrać na urocze uśmieszki i słodkie słówka, spędzałabym cały czas na leczeniu złamanego serca, a nie budowaniu kariery najbardziej rozchwytywanej projektantki wnętrz w mieście. Ciężko pracowałam na swój sukces i nie mogłam pozwolić, aby moje plany zniszczył przelotny romans, a w miłość nie wierzyłam.
– Michael, dlaczego poprosiłeś, abym przyjechała wcześniej? – zapytałam, zamiast standardowego powitania.
– Może napijesz się szampana? – Uciekł wzrokiem. Był wyraźnie zakłopotany.
– Michael? – syknęłam. – Mów, co wymyśliłeś! – upierałam się.
Chociaż był moim klientem, łączyła nas całkiem przyjacielska relacja, dlatego mogłam sobie pozwolić na taki ton bez strachu, że urażę mężczyznę. Już wykonałam swoje zlecenie, więc właściwie teraz to ja byłam jego klientką jako członkini tego klubu.
– Może jednak powinnaś się napić. – Położył dłoń na dole moich pleców i pokierował mnie w stronę jednego ze stolików. Odrzuciłam płaszcz na sofę i usiadłam, a następnie wbiłam wzrok w mężczyznę, który zachowywał się bardzo podejrzanie. – Podaj nam, proszę, dwa kieliszki szampana. – Skinął na barmana, a już po chwili miałam przed sobą złote bąbelki w pięknym krysztale z wygrawerowanym logo klubu. – Potrzebuję twojej pomocy, Noel – westchnął dramatycznie.
– O co chodzi? – Przechyliłam głowę w oczekiwaniu na informacje.
– Jak wiesz, na dzisiejszym przyjęciu odbędzie się aukcja, z której dochód przeznaczamy na pomoc ofiarom przemocy seksualnej. – Skupił wzrok na kieliszku. – Wielu naszych członków przekazało ciekawe oferty. Mamy trochę dzieł sztuki, rejs na Hawaje i biżuterię…
– Jeśli potrzebujesz jeszcze jednej aukcji, mogę zaproponować projekt wnętrz – zaproponowałam, widząc zakłopotanie Michaela.
– To wspaniale, dziękuję, ale akurat usług mamy już dosyć. – Zaśmiał się nerwowo. – Punktem kulminacyjnym jest licytacja spotkań z członkami klubu. Można kupić wieczór w towarzystwie kobiety lub mężczyzny. Oczywiście nie chodzi o seks – zaznaczył szybko. – To znaczy, nikomu go nie bronimy, jeśli odbywa się za obopólną zgodą, w końcu to klub erotyczny. – Potarł się nerwowo po karku. – W ostatniej chwili wypadła nam jedna z kobiet i teraz brakuje osoby, która zaoferowałaby swój czas w szczytnym celu. – Wreszcie na mnie spojrzał, a w jego oczach zobaczyłam błaganie. – Proszę, Noel. Zawsze mamy tyle samo mężczyzn i kobiet. Czy możesz wystawić się do licytacji?
– Że co? – palnęłam pierwsze, co przyszło mi do głowy. – Chyba oszalałeś! A jak czas ze mną kupi jakiś stary grubas?
– To ci raczej nie grozi – parsknął. – Nie mamy tu wielu takich, a nawet jeśli, to możesz zaproponować mu tylko wspólnego drinka i rozmowę. Nikt nie zmusi cię do niczego, na co sama nie masz ochoty. Nasza ochrona działa niezawodnie, nie stanie ci się żadna krzywda.
– Michael – westchnęłam smutno, chcąc odmówić.
– Proszę. Ta część aukcji cieszy się największym powodzeniem i zbieramy na niej najwięcej pieniędzy. To szczytny cel – przekonywał desperacko.
– I ja mam się poświęcić? A nie wystarczy, że kupię jakiś obraz?
– Wierz mi, żaden nie jest w twoim guście. – Skrzywił się lekko.
Zawahałam się. Sanctuary słynęło z wysokich standardów bezpieczeństwa. W klubie nigdy nie doszło do przestępstw seksualnych lub nadużyć. Klienci zachowywali się z klasą i przestrzegali zasad. Być może dlatego, że lokal oferował tak szeroki zakres usług, iż każdy mógł tu znaleźć coś dla siebie. Były tu pomieszczenia do spełnienia niemal każdej fantazji, a przekrój gości pozwalał na znalezienie odpowiedniego partnera do zabawy, bez konieczności natarczywego namawiania lub przekraczania granic.
Przecież nie musiałam robić nic, na co nie miałam ochoty, a zawsze istniała szansa, że spotkam kogoś, z kim będę mogła się zabawić lub spędzić miło czas. W dodatku w takiej licytacji musieli brać udział klienci z bardzo grubymi portfelami, a ja byłam gotowa na zdobycie dodatkowych kontaktów w ramach przyszłych zleceń. Propozycja Michaela miała swoje plusy. Tylko nie byłam pewna, czy aby na pewno było ich więcej niż minusów.
– Zgadzam się – wypaliłam, zanim ugryzłam się w język. Zaskoczona własną odwagą, wciągnęłam powietrze z głośnym świstem, chcąc szybko zmienić zdanie.
– Dziękuję, Noel! – Michael aż zerwał się z miejsca i pocałował mnie w policzek.
I tyle ze zmiany zdania. Teraz nie byłam już w stanie mu odmówić, za bardzo się cieszył, a wdzięczność w jego oczach była tak urocza, że odpuściłam.
– Jak to będzie przebiegać? – zapytałam odrętwiała z przerażenia.
– Normalnie. O północy konferansjer ogłosi początek licytacji spotkań. Gdy ktoś kupi twój czas, ustalicie, czy chcecie spędzić go ze sobą od razu, czy może umówić się na inny dzień. To bal maskowy, nie musisz ujawniać swojej twarzy, jeśli nie chcesz. Możesz pozostać anonimowa dla swojego… swojego…
– Kupca? – podpowiedziałam ironicznie.
– Niezbyt podoba mi się to określenie – mruknął Michael.
– Ale pasuje – ucięłam dyskusję. – No dobrze. Mamy już niewiele czasu, zaraz zaczną się schodzić goście. – Wyjęłam z torebki koronkową maskę i ukryłam za nią twarz. Nie był to najlepszy kamuflaż, ale przecież nie o to chodziło w tego typu wydarzeniach. – Bądź tak miły i zajmij się moim płaszczem – poprosiłam. – A ja muszę wlać w siebie jeszcze jeden kieliszek szampana, inaczej zmienię zdanie.
Klaus
Pokazałem hostessie kartę członkowską, a gdy zostałem wpuszczony do klubu, założyłem na twarz maskę. Czułem się w niej komfortowo, ponieważ całkiem nieźle skrywała to, kim jestem. Lubiłem od czasu do czasu wpadać do Sanctuary podczas pobytów w Nowym Jorku, ale męczyło mnie to, że nawet tutaj zawsze znajdowała się grupka chętnych, by pogadać ze mną na tematy biznesowe. Taki był urok posiadania statusu najmłodszego właściciela technologicznego imperium – każdy chciał zrobić ze mną jakiś deal. Kobiety dodatkowo liczyły na to, że zaciągną mnie do łóżka i będą mogły później chwalić się koleżankom.
– Kla…
– Zamknij się – syknąłem do Michaela Redinga. – Dzisiaj jestem tu anonimowo.
– Jak sobie chcesz. – Wzruszył ramionami. – Właściwie… ta maska całkiem nieźle cię osłania, może nawet uda ci się zachować anonimowość.
– Przed tobą nie udało mi się ukryć – odburknąłem niezadowolony z sytuacji.
– Bo dostaję powiadomienie, który z gości do nas zawitał. – Pomachał telefonem i uśmiechnął się szeroko.
– Więc już wiesz, że jestem i zachowaj to w tajemnicy.
– Skoro chcesz się ukrywać, będzie ci ciężko się bawić. Po co w takim razie tu przyszedłeś? – Skinął na barmana, a ten od razu zaczął nam przygotowywać drinki.
– Wolę to od siedzenia w apartamencie.
– No tak, samotne Święto Dziękczynienia nie brzmi zbyt dobrze. – Pokiwał ze zrozumieniem głową. – Twoja rodzina jest w San Francisco, prawda?
– Tak – westchnąłem. – Myślałem, że uda mi się do nich dołączyć, ale negocjacje się przeciągnęły. – Wspomniałem o aktualnej sytuacji biznesowej. Próbowałem kupić aplikację jakichś dzieciaków i sądziłem, że będzie to łatwa sprawa, ale oni najwyraźniej cenili się lepiej, niż początkowo zakładałem. Postanowiłem dołączyć do rozmów, bo moi prawnicy wcale się nie spieszyli z dopięciem sprzedaży. Nic dziwnego, w końcu płaciłem im od godziny.
– W takim razie skorzystaj z wolności i zabaw się dzisiaj. – Michael podał mi drinka i uniósł swojego w geście toastu.
– A ty? – zagaiłem, leniwie przesuwając wzrokiem po kobietach w maskach i sukniach wieczorowych. – Organizujesz tę imprezę, zamiast spędzać czas z rodziną?
– Moi krewni są blisko. Zjadłem z nimi świąteczny lunch, a teraz już są pewnie po kolacji – odparł swobodnym tonem. – Na szczęście rozumieją, że ten wieczór to szczytny cel.
– Szczytny cel połączony z bzykankiem – mruknąłem rozbawiony.
– Nikt nie mówi, że nie można łączyć przyjemnego z pożytecznym. – Odstawił pustą szklaneczkę. – Baw się dobrze, a ja wracam do pracy. Muszę dopilnować aukcji i upewnić się, czy w pokojach jest wystarczająco dużo prezerwatyw. Licytacje wzmagają apetyt nie tylko na dzieła sztuki. – Przewrócił oczami.
Zostałem sam. Jeszcze nie znalazłem nikogo, kto wpadłby mi w oko, chociaż na wiele kobiet patrzyło się całkiem przyjemnie. Większość z nich kojarzyłem z życia zawodowego lub mediów i mogłem bez problemu je rozpoznać, ponieważ ich maski miały raczej zastosowanie symboliczne. Koronka kiepsko chroniła tożsamość.
Za to cieszyłem się tym, iż sam pozostawałem anonimowy. Dzięki temu mogłem usiąść przy barze i rozkoszować się muzyką oraz spokojem. Nie byłem jednak pewny, czy chcę spokoju. Przecież przyszedłem tutaj, aby się zabawić!
Zmarszczyłem brwi, gdy z głośników przestała płynąć muzyka, a na scenę pośrodku baru wszedł licytator. Nie miałem w planie nic kupować, ale chciałem przed wyjściem zostawić Michaelowi czek.
– Szanowni państwo, zaraz rozpoczniemy licytację, która jest punktem kulminacyjnym tej nocy – ogłosił nieco patetycznie. – Oczywiście wszyscy wiemy, że wielu z was osiągnęło już kulminację – dodał żartobliwie – ale tamte szczyty nie mają nic wspólnego z celem aukcji. Przypominam, że cały zebrany dochód zostanie przekazany organizacji pomagającej ofiarom przemocy seksualnej – uzupełnił poważniejszym tonem.
W sali rozległy się brawa i nie były one fałszywe. Sanctuary słynęło nie tylko z ciekawych pomieszczeń do uprawiania seksu i swojej ekskluzywności, ale też zaangażowania społecznego i edukacyjnego. Członkowie tego elitarnego miejsca doskonale wiedzieli, że klub oferuje im możliwość bezpiecznego eksperymentowania i spełniania fantazji bez ryzyka nadużyć.
Miałem ochotę ziewnąć, gdy na scenę wnoszono kolejne obrazy i rzeźby. Nie zainteresowała mnie też żadna z oferowanych usług. Nie potrzebowałem nowego prawnika, miałem własny jacht i rezydencję w Aspen, i regularnie jadałem w gwiazdkowych restauracjach. Nudziłem się i czekałem na aukcję randek. Liczyłem, że uda mi się spotkać kogoś, kto mnie pobudzi. Niekoniecznie seksualnie, a chociażby intelektualnie. Wystarczyłaby interesująca rozmowa, a już poczułbym się zadowolony z tej nocy.
– A teraz najważniejszy punkt! Członkowie klubu zaoferują swój czas i urok w zamian za hojny datek na cele charytatywne! Zaczynamy od panów gotowych spędzić uroczy wieczór ze swoimi kupcami!
Skrzywiłem się na słowa prowadzącego, ponieważ brzmiały, jakby swobodnie mówił o handlu ludźmi, a przecież pieniądze z tego wydarzenia miały iść między innymi na pomoc ofiarom takich przestępstw. Chyba poza mną i Michaelem nikt nie zwrócił na to uwagi, ponieważ tylko my nie wyglądaliśmy na zadowolonych.
Kobiety i mężczyźni zainteresowani licytacją stłoczyli się bliżej sceny niczym grupa fanów jakiegoś zespołu. Obok prowadzącego pojawili się za to kawalerowie na sprzedaż. Prężyli się dumnie, robili pozy i najwyraźniej całkiem dobrze się przy tym bawili, a ich zachowanie wywoływało salwy śmiechu u zebranych. Nawet mi udzielił się ten nastrój. Sączyłem drinka i z lekkim rozbawieniem obserwowałem ten spektakl. Pozostało mi tylko czekać, aż na scenie pojawią się panie i któraś z nich wpadnie mi w oko. Nie martwiłem się, że mógłbym przegrać. Towarzystwo było zamożne, ale niewielu aż tak, jak ja. Owszem, bez mrugnięcia okiem mogliby wpłacić kilka lub kilkanaście tysięcy na cel. Ja jednak dla samej satysfakcji mogłem krzyknąć milion i bez grymasu wypisać czek na taką kwotę.
– A oto kawaler numer jeden – ogłosił tubalnym głosem konferansjer, wskazując na mężczyznę w złotej masce. – Ma trzydzieści lat, uwielbia zachody słońca i włoską kuchnię. Z przyjemnością zabierze jakąś kobietę na romantyczne spotkanie, ale nie pogardzi też małym rendez-vous w jednym z klubowych pokoi.
W sali znowu rozbrzmiały śmiechy. Z tego, co zauważyłem, większość zebranych kojarzyło tego faceta, a on wcale nie czuł się zażenowany tym, iż został wystawiony na pokaz. Przechadzał się po scenie, puszczał zalotne oczka do potencjalnych licytujących i posyłał im całusy.
– Przyznaj, że wcale cię to nie nudzi. – Obok mnie stanął Michael.
– Nie jest – odchrząknąłem – najgorzej. Mam nadzieję, że wśród pań pojawi się jakiś diament, o który będzie warto walczyć – dodałem zblazowanym tonem.
– O wszystkie nasze panie warto walczyć. – Udał oburzonego. – Już myślałem, że aukcja się nie uda. W ostatniej chwili wypadła nam jedna z kobiet, ale na szczęście znalazłem zastępstwo.
– Co to za różnica, czy byłoby ich pięć czy dziesięć?
– Dla nas żadna, ale wierz mi, gdybyśmy mieli na scenie mniej kobiet niż mężczyzn, dostałbym skargi, że nie traktujemy wszystkich gości tak samo. Poza tym to mniej kasy na nasz cel.
– Idiotyzm – mruknąłem z niesmakiem. – Nie wiem, czy będę licytował, ale i tak wypiszę czek. Pięćdziesiąt tysięcy wystarczy?
– To wyjątkowo szczodra oferta. Dzięki, stary. – Michel wydawał się wzruszony i zaskoczony moją propozycją. – Ale mimo wszystko spróbuj wziąć udział w aukcji. Może uda ci się spędzić resztę wieczoru w dobrym towarzystwie lub umówisz się z kimś na inny dzień – zasugerował. – Siedzisz tu ponury i odstraszasz mi klientów. Weź się ogarnij.
Nie odpowiedziałem, bo w tłumie rozległy się krzyki, gdy ostatni z kawalerów został wylicytowany za sto tysięcy dolarów. Aż zagwizdałem z wrażenia.
Na scenę weszły kobiety i moją uwagę od razu przyciągnęła jedna z nich. Blond włosy splecione w luźny kok z wystającymi pasemkami przy twarzy, granatowa suknia z cekinów, podkreślająca wyjątkowo niebieski kolor oczu, cienka maska, która za nic nie mogła ukryć jej tożsamości. Nawet gdybym nie był pewny, że to ona, to w słabym świetle i tak zauważyłem niedomyty ślad po ołówku na jej dłoni.
– Cholera! – sapnąłem, nieświadomie wstając. Bezwiednie ruszyłem przed siebie, prosto przez tłum, ale zreflektowałem się na tyle, by nie podejść pod sam podest. Wolałem zostać w mroku. Tak było lepiej.
Jak przez mgłę rejestrowałem kolejne licytacje. Zupełnie nie byłem nimi zainteresowany. Dopiero gdy prowadzący zaczął opowiadać o niej, skupiłem uwagę na jego słowach.
– A oto ostatnia z uroczych dam, która oferuje dziś państwu swój czas! Znakomita projektantka wnętrz i miłośniczka kwiatów, ale mówi, że twardo stąpa po ziemi, więc nie liczcie na szybko kwitnące uczucie!
Kobieta przewróciła oczami, tłum się zaśmiał. A ja? A ja wciąż się na nią gapiłem. Nie widzieliśmy się od dziesięciu lat. Była całym moim światem i nagle zniknęła, a teraz stała przede mną i nie miała pojęcia, że jestem tak blisko. Czy mnie pamiętała? Czy kiedykolwiek coś dla niej znaczyłem? Czy uciekłaby znowu, gdyby mnie zobaczyła?
– Dziesięć tysięcy dolarów! – wrzasnął jakiś facet.
– Piętnaście! – krzyknął kolejny.
Kwota rosła, a mnie krew zalewała na myśl, że ktoś poza mną mógłby spędzić czas z Noel Jacobs. W mojej głowie szybko zaczął się rodzić szalony plan i zanim zastanowiłem się nad tym, czy ma sens, nabrałem powietrza w płuca, aby zalicytować.
Noel
– Dwadzieścia cztery miliony!
Cisza. Zapanowała totalna cisza, gdy ktoś wykrzyczał tę absurdalną kwotę za randkę ze mną. Zaśmiałam się nerwowo, zakładając, że to głupi żart.
– Ile? – zapiszczał prowadzący licytację. – Dwa…
– Dwadzieścia cztery miliony. – Wyraźnie usłyszałam niski, ochrypły głos tajemniczego gościa Sanctuary, który wywołał na moim karku przyjemny dreszcz. Zmrużyłam oczy, ale nastrojowe światło było słabe i w dodatku skupione na scenie, więc nie byłam w stanie zobaczyć tego szaleńca. Nic mi nie brakowało, ale błagam, ta kwota była grubą przesadą! – Dwadzieścia cztery miliony dolarów za dwadzieścia cztery noce! – Prawie padłam na zawał, a goście już nie milczeli. Zamiast tego pomrukiwali z oburzeniem lub ciekawością.
– To nie jest zgodne z regulaminem aukcji! – Prowadzący zaczynał panikować. Jego czoło zrosił pot, a twarz przybrała intensywnie czerwony odcień. Poszukiwał wzrokiem kogoś, kto uratuje go z tej sytuacji, a ja prawdopodobnie wyglądałam podobnie, ponieważ czułam, że czas się ewakuować.
Udało mi się dopatrzeć przeciskającego się między ludźmi Michaela i odetchnęłam z ulgą. Zatrzymał się prawdopodobnie obok tajemniczego mężczyzny i wyszeptał mu coś na ucho. Koleś miał maskę, która zakrywała większość jego twarzy, więc nie mogłam rozpoznać, kim jest ten szaleniec, który chciał zapłacić za czas ze mną tyle kasy, a w dodatku wymyślił sobie, że spędzę z nim cały miesiąc!
– Koniec licytacji! Wracajcie do zabawy! Bar i wszystkie pokoje są do waszej dyspozycji! – W głosie właściciela Sanctuary usłyszałam wściekłość.
Zanim na trzęsących się nogach zeszłam ze sceny, tłum się rozszedł, a licytującego i Michaela nigdzie nie było. Domyśliłam się, że musieli przejść do biura, więc podążyłam w jego kierunku. Doskonale znałam rozkład pomieszczeń w klubie, w końcu go projektowałam. Miałam zamiar nagadać temu tajemniczemu typkowi, powiedzieć, co myślę o tym jego głupim żarcie. Dwadzieścia cztery noce! Co on miał w głowie, gdy to sobie wymyślił? Był szaleńcem? A może jakimś psychopatą? Jedno było pewne – nie miałam zamiaru godzić się na spełnienie jego warunków!
– Obawiam się, że musisz poczekać. – Tuż przed drzwiami biura zostałam zatrzymana przez pracownicę ochrony. Lubiłam ją, była ostrą babką z ciętym humorem i stanowczym podejściem do klientów, ale teraz jej obecność była mi nie na rękę.
– Muszę tam wejść – warknęłam, próbując się przecisnąć obok niej w wąskim korytarzu.
– Noel – szepnęła ostrzegawczo. – To nie jest dobry moment. Michael jest wkurzony, a pan – odchrząknęła – pan „dwadzieścia cztery miliony” uparł się, że musi zachować anonimowość.
– To są jakieś jaja! – pisnęłam spanikowana. – I on myśli, że ja spędzę czas z kimś, kogo tożsamości nie znam?!
– Daj Michelowi czas, na rozwiązanie tego problemu – poprosiła łagodnie. – Jeśli teraz tam wejdziesz, spowodujesz zamieszanie i cholera wie, co się wydarzy.
I tak próbowałam ją minąć.
– Jeśli będzie trzeba, przerzucę cię sobie przez ramię i stąd wyniosę – ostrzegła takim tonem, że od razu się zatrzymałam. Zmierzyłam ją wzrokiem i doszłam do wniosku, że nie żartowała. Zdecydowanie miała fizyczne możliwości, aby zrealizować tę groźbę.
– Dobra! – fuknęłam, splatając ręce na piersi. – Ale jeśli Michael tego nie załatwi, urządzę mu tu piekło. – Obróciłam się na pięcie i zamaszystym krokiem wróciłam do baru. Potrzebowałam drinka. Mocnego. Albo dwóch.
Mój nastrój na jakąkolwiek zabawę minął. Sączyłam martini i zastanawiałam się nad tym, co będzie, gdy licytacja zostanie anulowana, a pieniądze nie zostaną przekazane na wybraną fundację. Te dwadzieścia cztery miliony pewnie zapewniłyby jej stabilność finansową na rok lub nawet więcej. Ale to nie ja byłam za to odpowiedzialna. Nie mogłam brać na siebie winy za to, że ta fortuna zostanie w kieszeni tajemniczego mężczyzny. Przecież to był absurd!
– Noel? – Michael był wyraźnie spięty, a jego mina wskazywała na to, że nie usłyszę dobrych wiadomości.
– I co zrobiłeś z tym dupkiem? – wysyczałam, wskazując barmanowi, by wymienił mi kieliszek.
– On – westchnął ciężko – dalej upiera się przy swoim pomyśle. Jego propozycja jest taka: pierwszego grudnia wyjedziecie do jego rezydencji w Maine i wrócisz do Nowego Jorku dwudziestego piątego grudnia. Obiecał, że nie zrobi nic, czego nie będziesz chciała. Możesz spodziewać się spędzenia czasu w erotycznym klimacie, ale każdego dnia będziesz miała wybór, czy coś ci odpowiada, czy wolisz się wycofać.
– To brzmi jak czyste wariactwo. – Nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać. – Mam na prawie miesiąc porzucić pracę? – Pokręciłam z niedowierzaniem głową. – Rozumiem, że on może sobie na to pozwolić, ale ja nie.
– Wspomniałem mu o tym. Będziesz miała dostęp do internetu i biuro w jego domu. Czas ze sobą będziecie spędzać tylko wieczorami, a pozostały czas możesz poświęcać na pracę lub relaks – zbił mój argument.
– To wariactwo! Kim on jest, Michael? – domagałam się odpowiedzi na najważniejsze pytanie.
– Nie mogę ci tego zdradzić. Sam ujawni swoją tożsamość we właściwym czasie. Jeśli mogę ci coś doradzić, powinnaś się zgodzić – zaskoczył mnie. – I nie chodzi o te pieniądze dla fundacji, bo już wypisał czek. Niezależnie od twojej decyzji kasa trafi do potrzebujących. – Uniosłam brwi na te słowa. – Powinnaś wyluzować i spędzić trochę czasu poza miastem. Żyjesz tylko pracą.
Prychnęłam. Michael był ostatnią osobą, która miała prawo dawać mi tego typu rady. Od rana do nocy przebywał w Sanctuary.
– Mogę też ręczyć, że on nie zrobi nic wbrew tobie. Będziesz mogła czuć się przy nim bezpiecznie, a jeśli skusisz się na odrobinę zabawy, możesz być zadowolona. – Na jego twarzy błąkał się delikatny uśmiech. – Z tego, co wiem, macie bardzo podobne preferencje.
– Jeśli się zgodzę, w jaki sposób mam się z nim skontaktować? – Od razu pożałowałam tego pytania. Powinnam z góry wykluczyć możliwość wyjazdu.
– Pierwszego grudnia o dziewiątej rano przyjedzie po ciebie limuzyna i zabierze cię na Teterboro Airport, gdzie będzie czekał samolot. Jeśli nie zejdziesz do samochodu, będzie to oznaczało, że nie skorzystasz z propozycji.
Zostawił mnie, abym przyswoiła i przemyślała te wszystkie informacje. Miałam ogromny mętlik w głowie. Z jednej strony całkowicie wykluczałam ten pomysł, a z drugiej zdawał mi się on bardzo kuszący.1 GRUDNIA
Noel
Dochodziła dziewiąta. Wyjrzałam za okno, ale limuzyna wciąż nie pojawiła się pod budynkiem.
– Może się rozmyślił? – mruknęłam do samej siebie i zerknęłam na dwie spakowane walizki.
Cały wczorajszy wieczór zastanawiałam się nad tym, czy powinnam jechać i dalej nie podjęłam decyzji, ale mimo to przygotowałam się do podróży. Byłam zestresowana. Moje serce waliło niepokojąco szybko, ciało było lekko odrętwiałe ze stresu, a dłonie spocone. Zostało mi tylko kilka minut, a wciąż nie wiedziałam, co zrobię.
– Powinnam zostać – przekonywałam swoje odbicie w lustrze. – To nie jest komedia romantyczna, tylko prawdziwe życie.
Nie wierzyłam w miłość. Nie wyobrażałam sobie, że gdy wyjadę na prawie miesiąc z nieznajomym, to połączy nas ogniste uczucie.
Tylko raz myślałam, że jestem zakochana, byłam wtedy studentką, ale na szczęście szybko zmądrzałam i skupiłam się na tym, co liczyło się naprawdę – karierze i samorozwoju. Moi rodzice swoim zachowaniem uświadomili mi, że nie należy liczyć na drugą osobę, a związki bywają przelotne. Rozwiedli się, kiedy miałam trzy lata. Zostałam z matką, a ona co kilka miesięcy przedstawiała mi nowego „tatusia”, lecz żaden z nich nie zostawał z nami na tyle długo, bym się do niego przywiązała. Nie to, co ona. Po każdym rozstaniu wpadała w rozpacz i tygodniami dochodziła do siebie. Ojciec nie był lepszy. Kiedy odwiedzałam go w wakacje, poznawałam kolejne „mamusie”. Gdy byłam nastolatką, ich wiek stał się zbliżony do mojego. Z tego, co wiedziałam, mieszkał na Bali i był w związku z jakąś młodszą ode mnie Indonezyjką. Jeśli chodzi o mamę, nawet nie miałam pojęcia, z kim się aktualnie spotyka. Już dawno pogubiłam się w jej przelotnych relacjach. Sama nie planowałam przeżywać tego, co ona. Nie chciałam płakać i budować swojego życia na nowo po facecie.
Dźwięk klaksonu wprawił mnie w amok. Podbiegłam do okna. Limuzyna stała pod wejściem do budynku. Zostały dwie minuty do dziewiątej. Na zmianę patrzyłam na samochód i bagaże, nie mogąc się zdecydować, co zrobić.
– Cholera! – sapnęłam i zanim zdążyłam znowu pomyśleć, złapałam za walizki. – Raz się żyje!
Klaus
– Panna Jacobs dojedzie za godzinę – poinformował mnie Ben, mój asystent. – Wszystko jest gotowe, zgodnie z twoją instrukcją.
– Świetnie. Pamiętaj, że wschodnie skrzydło ma być zawsze zamknięte. Ona nie może mieć do niego dostępu – przypomniałem, chociaż nie musiałem, bo Benjamin zawsze był skrupulatny. – I niech wszyscy się pilnują. Nikt nie może wypowiedzieć mojego imienia lub nazwiska.
– Mógłbyś ją odizolować, wtedy nie byłoby tego problemu – zażartował, stając obok mnie przy oknie.