- W empik go
365 dni bez... - ebook
365 dni bez... - ebook
Ciekawy świata i ludzi przedstawiciel pokolenia Y w swojej pierwszej książce 365 dni bez... przedstawia charakterystyczne bolączki młodych „Igreków”: niezrozumienie ze strony starszego pokolenia, zagubienie we współczesnym, nieustannie zmieniającym się świecie, konieczność sprostania własnym ambicjom i oczekiwaniom, niezgoda na podporządkowanie ludzkiego życia wyłącznie zarabianiu pieniędzy i wiele innych. Jednocześnie jako osoba dorastająca w demokratycznym ustroju i na kapitalistycznych prawach rynku buntuje się przeciw rozmaitym formom ograniczeń, w tym również takich, jakie funduje ludziom nałóg. Gdy okazuje się, że jego życie może zostać ograniczone uzależnieniem, podejmuje wyzwanie i postanawia przeżyć rok w abstynencji.
Czy sprosta wyzwaniu?
Czy samoograniczenie przyniesie mu w końcu
upragnione poczucie wolności?
A może stanie się kolejną pułapką
w chaotycznej rzeczywistości?
W 365 dni bez... młody autor nie tylko pyta, jak żyć bez alkoholu, ale przede wszystkim jak w ogóle żyć i przetrwać, nie tracąc własnej tożsamości. Jedna z nielicznych książek napisana przez Millennialsa o Millennialsach pozwala lepiej zrozumieć pokolenie Y i spojrzeć na świat ich jego oczami.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66115-92-7 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wróciłem z podróży i postanowiłem rozpocząć nowy okres w moim życiu, który „wisiał” nade mną już od dłuższego czasu, a dokładnie od momentu, kiedy założyłem się z moim przyjacielem, że wytrzymam rok bez alkoholu. Od dzisiaj zakład rusza, czyli najbliższe 365 dni będę spędzał inaczej niż przez ostatnich parę lat. Oznacza to również nowy styl pisania dziennika. Podczas tej serii wpisów jeden po drugim, chciałbym skupić się na swoich przemyśleniach o życiu w trzeźwości, mimo że to tylko jeden rok. Jednak póki co doświadczonym zawodnikiem nie jestem, swoją energię chciałbym więc spożytkować na opowiedzenie, dlaczego stwierdziłem, że przestanę pić. Na wstępie chciałbym napisać, że jestem osobą bardzo przyjacielską i otwartą na ludzi. Nie, że chcę się chwalić. Prawda jest taka, że jestem bardzo towarzyski, szybko łapię kontakt, a ludzi potrzebuję jak tlenu. To niby bardzo dobra cecha charakteru, ale ona właśnie doprowadziła mnie do wielu negatywnych sytuacji. Najprościej komunikacja między ludźmi zachodzi poprzez słowa. Rozmawiamy z innymi, by ich poznać, spędzić ciekawie czas albo po prostu z obowiązku. Dla mnie jednak zawsze rozmowa oznaczała poznanie. Ta nieodparta chęć poznawania nowych osób sprawiła, że w życiu bawiłem w różnych towarzystwach. Za każdym razem angażowałem się w stu procentach, bo ONI bardzo mnie ciekawili. Krążyłem wokół różnych ludzi. Z perspektywy czasu uważam, że momentami i bez celu. Jak dobrze wiadomo, towarzystwa mają swój sznyt, charakter, są różne. Można je jednak rozróżnić ZAWSZE ze względu na wkład, jaki musisz wnieść, aby móc się w nich znajdować. Parę przykładów. Kiedy byłem w podstawówce, zacząłem grać w Metina. Poznałem przy tej okazji mnóstwo ludzi, z którymi stworzyliśmy własne środowisko. Później byli ludzie „z osiedla”, gangsterzy oraz ciemna strona Cracovii. Wkradłem się w ich łaski i stworzyłem więź również z jednego prostego powodu. Byliśmy na podobnym etapie – mówiliśmy tym samym językiem. Nie mieliśmy jeszcze uporządkowanego życia i sami nie wiedzieliśmy w sumie, czego chcemy. Różnica jednak była taka, że ja miałem 17 lat i szukałem swojej drogi – oni niekiedy dwa razy więcej. Podzielałem ich pasje (o ile tak to można nazwać) do tego klubu. Byłem także zaangażowany w innych towarzystwach, takich jak pływacy, podróżnicy, aktywiści społeczni...
Dzisiaj chciałbym jednak skupić się na jednym, zupełnie wyjątkowym. Są to imprezowicze, do których dołączyłem właśnie ze względu na konieczność wniesienia WKŁADU – piłem alkohol. Na nieszczęście dla mnie piłem dużo alkoholu, dlatego WKŁAD nie był problemem, szybko złapałem kontakt.
Ostatnie lata spędzone w tym towarzystwie trochę mnie zmęczyły i zniszczyły moralnie. Nie chciałbym tutaj opisywać dokładnie dlaczego. Napiszę tylko jedno zdanie podsumowujące. Towarzystwa są różne, do niektórych ciężko się dostać, jak np. wielcy przedsiębiorcy, biznesmeni, do innych łatwiej, ale zawsze musisz wnieść WKŁAD: np. studenciakom, a najprościej imprezowiczom potrzebny jest jedynie alkohol.
I to właśnie jest mój duży problem. Lubię rozrywkę i w pewnym momencie uznałem, że jej najprostsza forma to alkohol. Cieszyłem się, że poznaję ludzi, że mają dla mnie czas. Dopiero teraz rozumiem, że wszystkim nam przyświecał podobny cel – napić się. A to, że mieliśmy wolny czas, chęci i pieniądze, sprawiało, że powstawały między nami więzi. Z wieloma moimi dobrymi przyjaciółmi piję, od kiedy pamiętam. Nadal uważam ich za swoich przyjaciół. Mimo że prawie zawsze podczas wspólnego spotkania chlejemy, chciałbym sobie udowodnić, że alkohol nie jest jedynym powodem naszej przyjaźni. I to właśnie jest pierwszy powód, że chcę zrobić sobie przerwę od alkoholu.
Kolejny to rodzice. Już od dłuższego czasu czuję, że zaczynam stawać się świadomym życia człowiekiem. Zacząłem zauważać, jak bardzo życie jest niesprawiedliwe – na korzyść dla mnie. Dokładnie! Moi rodzice są wspaniali. Kochający, mądrzy, wychowali mnie troskliwie i są dla mnie zawsze wsparciem. A ja nie zawsze jestem synem, z którego mogą być dumni.
Rodzice dali mi ogromną szansę na stworzenie sobie fajnego życia, a ja w zamian wracam do domu pijany o trzeciej w nocy. Chcę, żeby przestali się martwić, dlatego ten rok poświęcam również im, żeby zobaczyli, że nie jestem uzależniony od alkoholu. Mam nadzieję, że będą dumni.
Powodów trzeźwości przez 365 dni jest wiele, a ja nie chcę się o żadnym zbytnio rozpisywać, ponieważ ten dziennik ma być tylko streszczeniem moich przemyśleń. Dlatego napiszę o ostatnim, moim zdaniem ważnym, argumentem za „niepiciem”. Wydaje mi się, że istnieje coś takiego jak trzeźwość umysłu. Podczas mojego ostatniego wyjazdu na projekt do Chin po dłuższym niepiciu zauważyłem, że mam świetną pamięć. Łatwiej przychodziło mi również przypominanie sobie informacji sprzed paru dni czy nawet tygodni. Podczas rozmowy częściej kojarzyłem fakty.
Ten rok chciałbym poświęcić na osiągnięcie celów sprzed roku. Najważniejszym z nich jest robienie stand-upu. Jego głównym elementem jest właściwe dobranie słów-kluczy, które sprawiają, że całokształt rozśmiesza ludzi. Chcę zobaczyć, jaki progress zrobię podczas roku z trzeźwym umysłem. Te i wiele innych czynników wpłynęło na moją decyzję. Jestem bardzo podekscytowany. Wiem, że niedługo czekają mnie pierwsze imprezy, na których będę namawiany do picia. Ciekawi mnie, po jakim czasie znajdę sposób, by odmówić i dalej być lubianym.
Ostatnia sprawa, o jakiej chciałbym dziś napisać, to fakt, że moja trzeźwość to nie tylko obietnica dana samemu sobie. Obiecałem ten rok w trzeźwości, a właściwie założyłem się o to, czy wytrwam, z moim przyjacielem Bartkiem o całe 500 złotych. Już czuję smak tego drogiego alkoholu, który kupię sobie w dniu zwycięstwa…
O ile mi się uda.
DZIEŃ 14 – ZAKŁAD
Od mojego rozpoczęcia życia bez alkoholu oficjalnie minęły już dwa tygodnie. Mimo że to tak krótki czas, już mogę zauważyć wiele ciekawych rzeczy. Moim głównym celem w tym okresie było pójść na imprezę i nie spróbować żadnego z trunków. Z wielką przyjemnością chciałbym ogłosić, że udało mi się to osiągnąć bez większych problemów. Chciałbym z tego miejsca podziękować moim przyjaciołom, którzy oczywiście mają już stworzone żarty na ten temat, ale śmieją się ze mnie w miłej, wesołej atmosferze. Nikt mnie nie namawia do picia, a ja mogę próbować bawić się dobrze na imprezach i bez alkoholu.
Od momentu powrotu do Polski bardzo specyficznie się czuję. Nie wiem do końca, czym to jest spowodowane, bo ostatnio próbowałem wielu nowych rzeczy. Pierwszą z nich jest stand-up, który urozmaicił moje życie – lubię zapisywać śmieszne sytuacje, choć może nie zawsze jest to śmieszne dla bohatera historii. Druga nowość to długa podróż, czyli coś zupełnie innego niż życie w Krakowie. I, oczywiście, brak alkoholu.
Od razu po powrocie poczułem, że nie włączył mi się wesoły filtr życia. Nie patrzyłem już na nie przez różowe okulary. Zacząłem analizować mechanizmy zachodzące w rzeczywistości. Nie ukrywam, że wiele rzeczy nie jest zabawnych i prowadzi do stanów depresyjnych. Czuję się jednak przynajmniej tego świadomy. Dzięki zapisywaniu myśli nie czuję również wewnętrznej potrzeby ciągłej rozmowy, która niekiedy do niczego nie prowadzi.
Na imprezach staram się wtopić w tłum i zachowywać jak wszyscy – na luzie. Ostatnio na przykład byłem u mojego przyjaciela Krzyśka. Była to szalona domówka. Wiem, że kiedyś bym to skomentował, a teraz śmiałem się, żartowałem i zachowywałem jak oni.
W sumie jestem z siebie mega dumny. Lepiej kojarzę fakty i pamiętam rzeczy sprzed paru lat. Dzięki temu podczas rozmowy mogę szybko przypomnieć sobie jakiś fakt, ciekawostkę, żart. Mam lepszą cerę i nie pojawiają się tam żadne neverending story. Czyli, podsumowując, póki co zaprzestanie picia alkoholu to same plusy. Co będzie w kolejnym wpisie, przekonam się za jakieś dwa tygodnie – chyba...
DZIEŃ 20 – TRZEŹWOŚĆ NA PLUSIE
Kolejne dni bez picia i kolejne dni próby charakteru. Niby wyolbrzymiam, ale naprawde jest ciężko. Nie miałem takiej przerwy od jakichś siedmiu lat. Po prawie trzech tygodniach muszę przyznać, że zacząłem mieć trochę wątpliwości. Odłożenie picia najbardziej odzwierciedla się w moich relacjach ze znajomymi. Tak jak się spodziewałem, odkąd nie piję, coraz rzadziej nawiązuję do tego w rozmowach, a coraz częściej mogę robić z tego żarty. Taki paradoks, że dopiero nie pijąc, śmiesznie jest powiedzieć o sobie „alkoholik” oraz że bez pół litra nie potrafisz rozmawiać.
Ale ja jak to ja – od razu chcę iść krok dalej. Właśnie jestem na etapie myślenia, czy warto zapalić jointa. Boje się, bo wydaje mi się, że będzie to znów zamykające się koło. Na początku zacznę słuchać reggae, później będę szukał ludzi podobnych do siebie, a w końcu będę starał się być człowiekiem o „rastamanowych” poglądach, czyli właśnie tych, które w kapitalizmie i nastawieniu na efektywną pracę nie mają racji bytu.
Druga rzecz, o której chciałem dziś wspomnieć, dotyczy oczywiście niepicia. Wydaje mi się, że jest to taka pierwsza próba. Potrzebuję znaleźć jakiś zastępnik alkoholu. Póki co próbowałem pić colę, dalej jednak mam ochotę na coś mocniejszego. Mam nadzieję, że znajdę coś zastępczego.
Wydaje mi się, że najbardziej brak mi używek z powodu moich znajomych. Jestem przyzwyczajony, że tego typu rzeczy nigdy nie brakuje w naszym środowisku, a jeden z moich przyjaciół stwierdził nawet, że wkurza go fakt mojego niepalenia jointów, bo przecież dawniej często to razem robiliśmy. Wkurza mnie to podwójnie, bo zdaję sobie sprawę, że podróż mnie zmieniła. Wiem, że mam już inne podejście do pewnych spraw, a mimo to utrzymuję kontakt z każdym znajomym i staram się „dostosować”. Z tym przyjacielem również się spotykam, a co ważne, nie przeszkadza mi, że pali jointy przy mnie i… sam zachowuję się potem, jakbym był upalony. Zachowuję się przecież tak jak kiedyś i sprawia mi to frajdę. Dlatego właśnie nie rozumiem jego pretensji. Mam nadzieję, że wkrótce wpadnę na pomysł, jak to wszystko pogodzić, bo jednak najważniejsze dla mnie w tym wszystkim jest jedno – dobry kontakt z przyjaciółmi!
DZIEŃ 24 – PUSTKA
Dzisiejszy wpis będzie krótki i konkretny. Piszę, bo nadszedł kolejny miesiąc, dalej nie piję i czuję się coraz dziwniej. Nie znalazłem zastępnika i mówiąc szczerze, czuję swego rodzaju pustkę z powodu abstynencji. Stało się tak za sprawą ostatnich imprez. Kiedyś na większości z nich znajdowałem się w ciągłym ruchu. Z początku trochę rozmawiałem, a później rura do wodopoju i tak już było do końca. Teraz mam okazję lepiej skupić się na ludziach i rozmawiać z nimi. Wprawdzie impreza może kojarzyć się z miejscem, gdzie raczej nie wymienia się górnolotnych przemyśleń czy dojrzałych refleksji, jednak – zaufajcie mi – można ciekawie przeżyć wieczór. Tylko wszystko wydaje się takie bardziej przemyślane... za spokojnie trochę...
DZIEŃ 27 – OTRZĘSINY
Kolejne dni mijają, a ja mam coraz mniejszą ochotę się napić. Co jest bardzo śmieszne, coraz częściej przestaję zwracać uwagę na alkoholowe komunikaty. Wczoraj stała się jednak rzecz spektakularna. Dzisiaj jak co roku są największe otrzęsiny studenckie w Krakowie. Zawsze dotąd był to dla mnie dzień szalonej zabawy, a alkohol płynął strumieniami. Tymczasem, kiedy wczoraj kolega zapytał mnie, czy idę, okazało się, że... zapomniałem o tym wydarzeniu! Więcej – umówiłem się już na ten wieczór, aby zrobić coś zupełnie innego niż melanżowanie.
No i teraz właśnie siedzę i dumam, jak to jest, że kompletnie zapomniałem o tak ważnym studenckim święcie. Stwierdziłem jednak, że chciałbym chociaż na chwilkę przejść się tam i zobaczyć, co mnie spotka. Koło północy pewnie dołączę do moich znajomych, którzy o tej porze prawdopodobnie ledwo mnie rozpoznają. Jestem pewien, że będzie to dla mnie ciekawe doświadczenie. Póki co dzisiejszy wieczór będzie – od czasu, kiedy zacząłem być abstynentem – spotkaniem z największą ilością osób nastawionych tylko na alkohol. Jest to zupełnie inny świat niż ten, w którym żyłem przez ostatni miesiąc – znam go jednak doskonale. Świetnie również pamiętam, że bardzo rzadko byłem w klubie na trzeźwo. Szczerze – nigdy nie byłem tam trzeźwy.
I to już wszystko na dziś, bo muszę przecież przygotować się do biby. O tym, co mnie spotka, dam pewnie znać w kolejnym wpisie. Może nawet jutro z rana, w końcu nie będę miał problemów ze wstaniem, bo kac mi nie grozi.
DZIEŃ 29 – „KAC”
Po imprezie. Minęły dwa dni od tego ciekawego wieczoru, więc mogę się zabrać za pisanie. Muszę przyznać, że zacząłem się zachowywać jak staruszek. Przed szalenie dziką imprezą na Rynku pojechałem do kuzynki kończyć projekt związany z wirtualną rzeczywistością. Mimo że czułem, jak przedłuża się wizyta u niej, zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wiedziałem, że robię coś ciekawego, o wiele ciekawszego niż to, co mnie spotka w drugiej części wieczoru.
Nie odpuściłem totalnie i pojechałem na Rynek trochę przed północą. Zaczęło się jak zwykle. Widzę się z moimi znajomymi pod klubem i już mam wchodzić, ale jednak coś mnie zatrzymuje. A po co mi tam iść? Już na zewnątrz mogłem zobaczyć wiele ciekawych sytuacji, takich, na które nigdy nie zwracałem uwagi, bo nie miałem czasu – byłem zbyt zajęty piciem: no więc dziewczyny, które jak zwykle ubierają się tak, żeby zachęcić do siebie jak najlepszy towar, studenciaki popisujący się przed sobą. Stwierdziłem, że nie ciekawi mnie, co się dzieje wewnątrz klubu. Pogadałem ze znajomymi i każdy z nas poszedł w swoją stronę. Wydaje mi się, że nic nie straciłem, a i oni wspominają pewnie ten wieczór jak wszystkie inne. Tak samo jak inne, tylko tym razem bez nowego hiciora w stylu –„co odjebał Kisiała”.
W sumie cieszę się, chociaż nie ukrywam też, że jest to rzecz, której troszeczkę brakuje – chyba jednak dorastam. Kiedy wracałem, obserwowałem w tramwaju trzech wstawionych ludzi. Bardzo głośno i bardzo głupio gadali. Byli pewni, że są zabawni. Patrząc się na nich, uświadamiałem sobie, że to jest moje zachowanie „z kiedyś” – bo tak to z reguły u mnie wyglądało. To ja byłem tym wygadanym, pozostającym w centrum uwagi i myślącym, że jest bardzo śmieszny – a nie był. Zauważyłem również dziewczyny, które patrzyły na nich z zażenowaniem.
Wróciłem do domu cały i zdrowy. Rano obudziłem się jakby nigdy nic, rześki i silny, pełen chęci do działania. Najbardziej cieszę się z pomysłów, które wpadają mi teraz do głowy. Uwielbiam to.
Żeby nie przesłodzić, napiszę jednak, że są i minusy trzeźwości, choć śmieszne. Zauważyłem, że od czasu, kiedy nie piję, ciągle jestem chory. Nie wiem, czym to jest spowodowane, ale mam lekkie przypuszczenia, że to przez brak właściwego „lekarstwa”. Kiedy piłem, nawet podczas zimnego wieczoru chodziłem w samym podkoszulku i byłem rozgrzany. Teraz źle się ubiorę, a kolejnego dnia katar. No cóż, zawsze są jakieś efekty uboczne. Ważne, żeby po zrobieniu bilansu zysków i strat było na plusie. A – tak mi się wydaje póki co – jest.
DZIEŃ 35 – UPS! PIERWSZE MINUSY
Kolejny dzień mija, a ja nie potrafię się określić. Czasem jestem z siebie bardzo dumny i myślę, że abstynencja to świetny wybór, a kolejnego dnia w głębi serca żałuję. Już nawet nie mówię, że chcę się napić. Po raz kolejny czuję, że znów różnię się od ludzi. Przestałem pić, aby móc rozmawiać z innymi o ważnych i ciekawych sprawach, żeby poznać kogoś takim, jaki jest, a nie jakim wydawał mi się przez pryzmat paru wspólnych badań. Niestety, poszło to trochę w złą stronę. Ostatnimi czasy mam bardzo dziwne wrażenie, że zwracam uwagę na zbyt wiele szczegółów w zachowaniu innych. Jest wiele czynników, którymi może to być spowodowane, może to niekoniecznie abstynencja. Trochę mnie to jednak zaczyna przerażać. Rozmawiając z kimś częściej, czuję, kiedy się wstydzi lub próbuje dowartościować swoje ego. Nie chcę na razie więcej o tym pisać, bo to może być droga donikąd. Jedno jest pewne – zmienia się mój światopogląd. Jeszcze nie umiem sprecyzować, co będzie dalej, ale jestem pewien, że chcę pozostać sobą.
Ostatnio coraz bardziej doceniam ilość środowisk, w których mam przyjaciół. Cieszę się bardzo, bo na przykład wczoraj po południu spotkałem się z kolegą z podstawówki, który aktualnie chce być dziennikarzem sportowym i ma dość dużą wiedzę na temat sportu, potem z Ukraińcem z mojej byłej grupy na studiach – tworzącym filmiki na YouTubie i poważnie myślącym o przyszłości, następnie z kolegą, który ostatnio był w Rosji, więc gadaliśmy o podróżach, a zakończyłem wieczór na imprezie z moimi licealnymi znajomymi.
Problem, który ostatnio u siebie zauważyłem, to brak dyscypliny. Nie ma to związku z niepiciem. A może ma? Ten rok wydaje się jednak szczególny, więc chciałbym też utrwalić go w formie dziennika. Zapisywać wszystkie ważne przemyślenia, nie tylko te związane z imprezami czy alkoholem. Chcę również pisać o zwykłych problemach dnia codziennego. A jednym z nich jest właśnie brak dyscypliny. Coraz częściej zauważam, że nie mogę zabrać się za jedną konkretną rzecz od początku do końca. Skaczę z tematu na temat, robię uniki. Wiem, że czuję się wtedy jak ryba w wodzie i myślę, że działam. A przecież nie o to chodzi. Muszę być świetny w jednej rzeczy, a nie dobry w paru. Wyróżnij się albo zgiń! Bądź najlepszy w swojej kategorii albo wymyśl własną. Kończę dzisiejszy wpis niczym Cejrowski u Rachonia. BYEEE!
DZIEŃ 39 – REFLEKSJA
Dzisiaj będzie trochę bardziej refleksyjnie. Ostatnimi czasy często mówię o środowiskach. Z racji tego, że utrzymuję kontakt z różnymi środowiskami, mogę mniej więcej nazwać ich cechy, powiedzieć, jak postępują pochodzący z nich ludzie. Niektóre grupy są bardzo rozwijające, ale tkwiący w nich ludzie mają często kija w dupie. Z drugiej zaś strony są też takie, w których ludzie są świetni, ale kompletnie nie myślą o przyszłości.
Zawsze powtarzałem i powtarzam, że w piciu nie ma nic złego. W połączeniu z moim charakterem jednak – jest. Bo jeśli coś mi się podoba, prędzej czy później zaczynam to robić na maksa. Było już wiele takich sytuacji i uczę się z tym żyć. Z alkoholem też tak było. W pewnym momencie okazało się, że wszyscy moi znajomi uważają jak ja, że najlepszym sposobem na życie jest impreza zakrapiana alkoholem. Oczywiście, wiedziałem, że nie każdy pije. Jednak, hola hola, mieszkamy w Polsce, kraju, który słynie z mocnej głowy i żubrówki białej na studenckich imprezach.
Po czterdziestu dniach niepicia muszę przyznać, że bardzo się myliłem. Jest ogromna ilość osób, dla których picie jest rzadkością i robią to tylko od czasu do czasu. Już nie mówię o upiciu się. Szczerze mówiąc, kiedyś myślałem, że każdy schlał się mocno choć raz, no chyba że jest nielubiany. A tymczasem to nieprawda. Jest mnóstwo zajebistych ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z alkoholem. Co śmieszniejsze, właśnie te osoby częściej mówią o alkoholu. Oczywiście w formie żartu. I to jest w tym wspaniałe. Kto jak nie abstynent może zażartować mówiąc – „dajcie mi kielicha, bo zaraz nie wytrzymie”.
Zaczyna być coraz ciekawiej w moim życiu. Kiedyś moja babcia mówiła, że ludzie piją, bo na trzeźwo nie potrafią podejść do ludzi i zagadać. Nigdy się z tym nie zgadzałem, a teraz powolutku zmieniam zdanie. Dużo osób pije, bo pozwala im to nawiązać relacje z innymi. Nie spinają się i nie muszą myśleć o tym, co i jak powiedzieć. I to nie są moje słowa lecz moich znajomych, z którymi rozmawiałem ostatnimi czasy na domówkach. Mówiąc szczerze, jest to smutne i uważam, że to nie natura człowieka. Jest mnóstwo organizacji, gdzie można się otworzyć i poznać ludzi podobnych do siebie. Nawiązać relacje, coś podziałać i wspólnie spędzić czas. To da również siłę i wiarę w siebie, dzięki czemu będziemy potrafili rozmawiać z ludźmi reprezentującymi inne środowiska. I to zamknięcie się w bańce wydaje mi się teraz najgorsze.
DZIEŃ 45 – SUBSTYTUT POTRZEBNY OD ZARAZ
Mijają dni, tygodnie, można już nawet rzec: mijają miesiące. Już niedługo dobiję do... dwóch. Jaki jest mój nastrój, chęci oraz przemyślenia w jednym słowie? – PROCES. Dokładnie tak mogę to ująć. Zauważyłem, że powoli zaczynam się budzić. Może to śmiesznie brzmi, bo nigdy nie miałem, myślę, tak dużego problemu jak doświadczeni alkoholicy, jednak wydaje mi się, że przechodzę przez to, co oni. Skala problemu jest moim zdaniem mniejsza, same mechanizmy jednak podobne.
Dzisiaj jestem jednak dość sceptycznie nastawiony, a dlaczego – zaraz opowiem. Jak już parę razy pisałem, angażuję się w wiele rzeczy na maksa. Tym razem również to zauważyłem. Odrzucenie picia oznaczało dla mnie odrzucenie całego dawnego stylu życia.
Zaczęli mnie ciekawić nowi ludzie i nowe środowiska. Zaangażowałem się bardziej w stand-upy – występowanie oraz toastmasters-mowy, bo miałem czas i chęci. Ostatnio zacząłem czytać na głos i pracować nad mową. Książka, którą czytam, nosi tytuł Toksyczny sukces. Mimo że na razie nie odniosłem żadnego sukcesu, zauważyłem pewne podobieństwo między mną a przypadkiem tam opisanym. Autor przedstawił osobę, która była tak zajęta zdobywaniem, że zapominała o dawnych przyzwyczajeniach, automatycznie oceniając je jako złe. Wszystko, o czym myślała, było zorientowane na cel. Wtedy właśnie posmutniałem. Niestety, właśnie tak się troszkę stało ze mną. Jestem zafiksowany na „sukces” tak bardzo, że poddałem się procesowi, który mnie zmienia –czy jednak tego chcę...
Autor książki pisze również, jak często osoby odnoszące sukces żałują później, że konsekwencją ich osiągnięć był brak czasu na normalne życie. To jest straszne. Ja przecież przestałem pić, żeby stać się normalny, a właśnie rozpoczynam nową drogę, w której brakuje mi normalnego życia i spontaniczności. Bo właśnie z tą spontanicznością ostatnio jest coraz gorzej. Szczerze, póki co nie chcę decydować.
DZIEŃ 47 – ALERT
Ktoś podrzucił mi ciekawy tekst o sygnałach wskazujacych, że nasze picie staje się niebezpieczne:
- zwiększe się ilość i częstotliwość spożywania alkoholu, pojawia sie coraz więcej okazji do picia
- wzrasta ilość alkoholu wypijana jednorazowo lub tygodniowo i z satysfakcją stwierdzamy, że mamy coraz „mocniejszą głowę”
- alkohol spożywany jest w nieodpowiednich sytuacjach (ciąża, prowadzenie pojazdu, kuracja lekami wchodzącymi w reakcje z alkoholem, w czasie pracy, nauki itp.)
- zmienia się funkcja picia i rola alkoholu w życiu; nie jest on już urozmaiceniem, ale staje się lekarstwem na poprawę nastroju, na stres, smutek, samotność
- występuje przywiązanie do picia, narasta koncentracja na sytuacjach związanych z piciem
- picie staje się coraz ważniejsze, wypierając inne przyjemności i zinteresowania
- używanie alkoholu staje się sposobem na usuwanie przykrych skutków picia z dnia poprzedniego
- picie jest kontynuowane, pomimo nasilających się negatywnych skutków jego przyjmowania
- picie w samotności, rozdrażnienie w momencie braku kontaktu z alkoholem, picie do „urwania filmu”
- gdy otoczenie sygnalizuje zaniepokojenie piciem
Specjaliści mówią, że olewanie powyższych sygnałów prowadzi najczęściej do nasilenia problemu alkoholowego. I goście chyba wiedzą, co mówią....
DZIEŃ 49 – AMBITNA DRAŻLIWOŚĆ
Jest już 28 października. A raczej jego początek. Nie mogąc zasnąć, o 2:06 stwierdziłem, że muszę wyrzucić z siebie myśli. Wydaje mi się, że pisząc, mogę siebie dzięki temu jakoś wyrazić. Z reguły to działa. Mam nadzieję, że działa też w środku nocy. Jestem wkurzony. Zmieniam się w dobrą stronę. Utwierdziłem się w przekonaniu, że muszę być szczery w tym, co mówię. Zaczynam czuć samotność i oddalam się od osób dla mnie bliskich.
Najbardziej martwi mnie moja relacja z tatą. Wczoraj (również w nocy) napisałem mu dwustronicowy list, gdzie opisałem, co mnie w nim denerwuje. Wydaje mi się, że to dobre rozwiązanie. Napisałem komplementy oraz wytłumaczyłem, dlaczego nasza relacja zaczyna być toksyczna.
Podobnie z przyjaciółmi moimi udało mi się wczoraj na chwilę spotkać. Wpadłem, a oni oczywiście byli na imprezie. Niby już mnie nie drażnili tymi monotonnymi rozmowami. Niby mnie nie drażnili. I tu jest problem. Nasza relacja się zrywa. Rozmawialiśmy jak zwykli koledzy.
Prawda jest taka, że chyba w głębi serca chcę rozpocząć kolejny etap w życiu. Znaleźć sobie dziewczynę, ciekawą robotę i mieć sensowniejsze życie. Prawda jest również taka, że za dużo myślę. Tracę czas na rozmyślanie, przez co nie mogę spać. To jednak jest najmniejszy problem. Mam przeczucie, że jestem właśnie w okresie przejściowym między czymś, co mnie zaraz spotka, a pustką, jaką czuję z powodu zamykania pewnego rozdziału. Mam nadzieję, że tak będzie, bo inaczej może to się źle skończyć. W niektórych okolicznościach nie ma planu B. Idę spać z myślą, że jutro będzie lepiej. Tyle chociaż, że mam to napisane na cegiełce obok mojego łóżka. Chyba jednak pomysł z pisaniem motywujących zdań nie był taki najgorszy. DOBRANOC – płyń z prądem!
DZIEŃ 54 – SYNDROM PRZEWRAŻLIWIENIA
Już prawie dwa miesiące minęły. Świat coraz szerzej stoi dla mnie otworem. Wolę nie wiedzieć jakim. Śmieszy mnie wiele rzeczy, nie z tego jednak powodu czasami hobbystycznie próbuję robić stand-up. Aktualnie studiuję stosunki międzynarodowe, uczę się chińskiego, pomagam tacie w pomyśle VR-em, planuję z moim przyjacielem Tomkiem otworzyć Żabkę, planuję wyjazd na Tajwan, a i na Tindera i znajomych mam czas. Jest zabawnie. Przede wszystkim dlatego, że nie czuję zmęczenia. Idę zaraz na melanż. Nie ma się co martwić. Wstanę jutro bez problemu. Dzisiaj chciałbym jednak napisać krótki chaotyczny list do siebie po tym „projekcie”. Kiedyś taki napisałem i – szczerze – miło się zaskoczyłem. Piszę również listę dziesięciu rzeczy, które przez najbliższy rok chcę zrobić. Jednak o tym napiszę szerzej kiedy indziej.
Drogi Łukaszu
Masz już dwadzieścia trzy lata i sześć miesięcy. Ostatni rok był dla Ciebie znów przełomowy. Ciekawe, czy pojechałeś na Tajwan. Jeżeli nie, to pewnie zacząłeś się czemuś innemu oddawać w stu procentach. Wiesz o tym, że miałeś dużo celów na ten rok. W dodatku trudnych do zdobycia. Może wymienię je od pauz, żeby się zbyt filozoficznie nie rozpisywać. Bo już tego nie lubię. I mam nadzieję, że Ty też, czyli:
– zdasz HSK 3,
– ogarniesz wreszcie chociaż parę minut materiału z żartami,
– poznasz ludzi ze środowiska stand-upowego.
Zacznij intensywniej myśleć o samodzielnym mieszkaniu – najwyższa pora. Baw się życiem, bo to Ci wychodzi najlepiej. Nie staraj się nikomu zaimponować.
DZIEŃ 61 – DWUMIESIĘCZNICA
Minęły dokładnie okrągłe niczym beczka z piwem dwa miesiące. Machina ruszyła i nie wiem, czy cokolwiek będzie w stanie ją powstrzymać. Szesnaście procent za nami. Tyle już się stało, a to dopiero początek. Dzisiaj zdałem sobie sprawę z kolejnej rzeczy, którą chciałbym zamieścić w dzienniku. Sam w sumie nie wiem, jak to nazwać. Czym jest to, co tutaj robię, nie mam pojęcia. I szalenie mi się to podoba!
Dzisiaj zorganizowałem spotkanie integracyjne mojej grupy. Mimo małych przeciwności losu udało się wszystkich nas zebrać do kupy i spędzić wspólnie jakiś tam czas, który na pewno nie jest stracony. Właśnie dzisiaj zdałem sobie sprawę, że po raz kolejny jestem w nowym środowisku. „Środowisko” to może jednak za duże słowo. Po prostu poznaję nowych ludzi, którzy lekko odbiegają od już mi znanych. A może inaczej. Nie znam ich na tyle, by czuć się zupełnie swobodnie, dzięki czemu poznaję siebie. Właśnie to jest piękne. Poznawanie nowych ludzi. Widzę, jak my – ludzie – działamy. Cholernie mnie to ciekawi. Mam wrażenie, że obserwacja zachowań staje się dla mnie tym, czym dla ćpuna narkotyk. Zarekrutowałem się do Koła Nauk Politycznych Homo Politicus i już nie mogę doczekać się pierwszego spotkania. Nowe twarze, nowi ludzie. No po prostu – euforia.
Zauważam też, że pracując nad własnymi pomysłami, coraz bardziej zaczynam doceniać artystów. Jest ich oczywiście ogromna ilość i nie miejsce i czas, abym dzielił się refleksjami o swoich ulubieńcach. Najogólniej mówiąc, przez format, w jakim wyrażam siebie: pisanie pamiętnika, stand-upów, robienie filmików, szukam drugiego dna w twórczości innych. Bo o to chyba chodzi w sztuce, nie? I właśnie tej najprawdziwszej prawdy staram się doszukać. Czyli tego, czy ktoś wyraził siebie, czy nie. Nie komentując dłużej sztuki, chciałbym tylko wysunąć jedną tezę: człowiek odnosi sukces we własnej formie wyrażania siebie, kiedy to, co tworzy, jest z nim zgodne w stu procentach i on sam z chęcią się pod tym podpisze.
Druga rzecz, o której chciałbym dziś napisać, to czas. Wydaje mi się, że zyskałem bardzo dużo czasu. Nie tracę go już na głupoty, dzięki czemu mam szansę stworzyć własny świat. Kreować go, a nie podążać za tłumem. Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to zbyt coachingowo. Bo tego to ja nienawidzę...
Gdzie mnie to zaprowadzi, nie wiem. Albo uda mi się osiągnąć w czymś wyższy poziom, albo się lekko zagubię. Ale to będzie nie pierwszy już i pewnie nie ostatni raz w moim życiu – mam doświadczenie. Na koniec dodam tylko, że czas naprawdę jest ważny. Nie dlatego, że nam ucieka. Po prostu fajnie jest z perspektywy czasu zobaczyć, jak plan, który stworzyliśmy w głowie, powoli nabiera kształtów i sam się kreuje. Ze swojej perspektywy wiem, że pijąc czy imprezując, tworzyłem „plany” innego typu. Takie bez efektów pozytywnych.