60 - ebook
60 - ebook
Każdy nasz krok ma konsekwencje...
Walerija, rosyjska modelka, finalistka znanego programu „Models On”, prowadzi w Warszawie naprawdę intensywne życie. Od melanżu do imprezy, od kreski do kieliszka. Jej wzloty i upadki śledzą w social mediach tysiące fanów.
Podczas jednej z imprez w klubie Walerija poznaje tajemniczego Dawida o ciemnych oczach i charakterystycznej bliźnie na klatce piersiowej. To, co poczują do siebie tej nocy, totalnie pokrzyżuje im plany i wywróci ich życie do góry nogami.
Dwa dni po tym elektryzującym spotkaniu mężczyzna musi się ukryć, bo jeden z jego współpracowników zaczyna regularnie odwiedzać prokuraturę… Zafascynowana Dawidem Walerija decyduje się wyjechać z nim do Hiszpanii. Tam Dawid odkrywa przed nią karty i daje jej wybór: ma być wobec niego całkowicie lojalna i porzucić publiczne życie albo się rozstaną i zerwą wszelkie kontakty. Walerija zna jedynie życie na świeczniku, ale teraz może ono kosztować ją zarówno wolność, jak i miłość...
Magdalena Pyznar jako uczestniczka „Warsaw Shore” bardzo dobrze poznała nocne życie stolicy. Możemy się tylko domyślać, ile jej własnych doświadczeń, a ile fikcji jest w jej debiucie książkowym. Jedno jest pewne – powieść „60” was rozpali!
[wyjaśnienie tytułu – dobrze byłoby podać pod notką, ale złamać mniejszym fontem]
Art. 60 §3 Kodeksu karnego: sąd stosuje nadzwyczajne złagodzenie kary […] w stosunku do sprawcy współdziałającego z innymi osobami w popełnieniu przestępstwa, jeżeli ujawni on wobec organu powołanego do ścigania przestępstw informacje dotyczące osób uczestniczących w popełnieniu przestępstwa oraz istotne okoliczności jego popełnienia.
Mroczna, wciągająca, śmiała... Książka, w której nie brakuje mocnej akcji, dobrego erotyzmu i szokujących zdarzeń. Rollercoaster emocji gwarantowany!
Agnieszka Rybska,
Uwielbiam życie na wysokich obrotach i nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Moimi największymi pasjami od zawsze były taniec i pisanie. W pewnym momencie porzuciłam je dla intensywnego życia nocnego. Nauczyłam się jednak nie żałować żadnej swojej decyzji, ponieważ każda z nich sprawiła, że dzisiaj jestem silniejszą i bardziej świadomą kobietą. Byłam instruktorką tańca i naczelną imprezowiczką, jestem dietetykiem i bizneswoman, a teraz spełniłam swoje największe marzenie – napisałam dla was tę mocną i poruszającą powieść.
Magdalena Pyznar
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8135-982-5 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Obudziła się z przeraźliwym krzykiem. Miała wrażenie, że nie jest sama. Podwinęła kolana pod brodę i z całych sił objęła je ramionami. Nerwowo rozejrzała się wokół. Wspomnienie tamtej nocy wróciło jak bumerang. Zawsze wracało. Pomimo chłodu w pokoju koszula nocna szczelnie oblepiała jej mocno spocone ciało. Walerija była prawie pewna, że jeszcze chwilę temu On tu był i znowu ją dotykał. Na samą myśl o tym poczuła obrzydzenie i szybko zrzuciła z siebie koszulę.
W sypialni panował półmrok. Światła latarni delikatnie przebijały przez zaciągnięte żaluzje. W głębi duszy była wdzięczna, że zdecydowała się na jasny kolor. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, jaki strach by ją ogarniał, gdyby wybudzała się w kompletnej ciemności. To nie była pierwsza taka sytuacja. Prawdę mówiąc, czuła spokój tylko wtedy, gdy wracała do domu zupełnie zalana. Nieprzytomna kładła się do łóżka i niczego nieświadoma budziła się nazajutrz z męczącym kacem. Alkohol pełnił w jej życiu funkcję szybkiej i bezbolesnej terapii. Sprawiał, że problemy na jakiś czas znikały, a ona sama nie musiała znosić współczujących spojrzeń znajomych czy terapeutów.
Zerknęła na zegarek. Wskazówki wskazywały za piętnaście trzecią. Miała świadomość, że już nie zaśnie. Była majowa noc. Z zewnątrz przez uchylone okno wpadał do pomieszczenia chłodny wiatr. Powoli zsunęła stopy na podłogę i poczuła przejmujące zimno bijące od parkietu. Wstała i pospiesznie zamknęła okno. Ulice na warszawskim Powiślu nawet o tej godzinie tętniły w weekend życiem. Odwróciła się, powoli podeszła do zawieszonego na ścianie wielkiego lustra w złotej ramie i dotknęła dłonią bardzo zmęczonej twarzy. Miała typową dla Rosjanki urodę. Niebieskie oczy, mocno zarysowane kości policzkowe oraz ciemne, jedwabiste włosy. Długie zgrabne nogi zawsze akcentowała wysokimi szpilkami, a mały jędrny biust podkreślała, nosząc jedynie obcisłe topy.
Na co dzień sprawiała wrażenie stanowczej i pewnej siebie. Potrafiła przyciągnąć uwagę mężczyzn wszędzie, gdzie tylko się pojawiła. Ale teraz stała i zrezygnowana przyglądała się swojemu odbiciu. W tym roku obchodziła dwudzieste piąte urodziny. Niestety, w jej przypadku była to tylko liczba. Wyglądała bardzo źle. Twarz miała zniszczoną i opuchniętą, a oczy wyraźnie podkrążone i zapadnięte. Nie wiedziała, czy bardziej wpłynęło na to zamiłowanie do imprez i używek, czy też męczące ją od dawna koszmary. Jedno było pewne – marzyła o kąpieli. Liczyła, że postawi ją chociaż na chwilę na nogi.
Na dzisiejszy wieczór była umówiona z Mileną w klubie. Miała dotrzymać jej towarzystwa podczas podobno jednego z ważniejszych spotkań agencyjnych w karierze koleżanki. Do tego czasu musiała uporać się z wieloma zaległościami i doprowadzić do porządku swoją nędznie wyglądającą twarz. Wychodząc z wanny, jeden ręcznik rzuciła wprost pod nogi, a drugim zaczęła się gorączkowo wycierać. Za każdym razem podczas kąpieli chciała zmyć z siebie zapach, który towarzyszył jej od kilku lat. Wyczuwała go dosłownie na każdym centymetrze swojego ciała. Wszystkie miejsca, w których przebywała, zdawały się nim przesiąknięte. Wytarła brzuch i gdy zjechała ręcznikiem nieco niżej, przeszył ją przejmujący ból. „Znowu...”, pomyślała, patrząc zmartwiona na silnie zaczerwienioną skórę. Przeniosła wzrok na biodro i zobaczyła wąską stróżkę krwi ściekającą po nodze. Musiała się okaleczyć nieświadomie podczas snu.
– Kurwa mać – syknęła cicho i delikatnie przetarła nogę.
Chwyciła szczoteczkę, nałożyła na nią odrobinę pasty i energicznie przyłożyła do zębów. Zrobiło jej się niedobrze. Zapach zdawał się coraz bardziej intensywny. Zupełnie jakby On był gdzieś w pobliżu. Rozejrzała się dookoła i z obrzydzeniem splunęła do umywalki. Ze wszystkich sił zacisnęła dłonie w pięści i zrezygnowana ruszyła do kuchni.
Włączyła ekspres do kawy, który dostała na urodziny od mamy. Chwyciła stojącą na blacie butelkę whisky i szybkim ruchem wlała odrobinę trunku do kawy.
– Na dobry początek dnia – powiedziała na głos, jakby czuła potrzebę wytłumaczenia się przed samą sobą.
Postawiła filiżankę na stole w jadalni i uruchomiła laptopa. Jej portale społecznościowe po wczorajszej aferze płonęły. Dopiero teraz, gdy wzięła do ręki telefon, zauważyła jedenaście nieodebranych połączeń. Nie musiała sprawdzać, kto dzwonił. Biorąc pod uwagę wywołany w mediach skandal, to mogła być tylko jedna osoba. Zosia, jej managerka. Obojętnie odłożyła telefon na bok i obiecała sobie, że oddzwoni do Zosi później. Pod nowo dodanym w sieci wywiadem wybuchła dzika dyskusja. Początkowo ludzie atakowali w komentarzach tylko ją, ale z godziny na godzinę oprócz przeciwników pojawiało się również coraz więcej zwolenników jej wypowiedzi. Uśmiechnęła się do siebie triumfalnie i włączyła wywiad opatrzony tytułem zapisanym wielką, pogrubioną czcionką: _WALERIJA PRZERYWA MILCZENIE, UDERZAJĄC W KLARĘ_.
Z Klarą poznały się ponad cztery lata temu podczas kręcenia programu _Models On_. Szybko się zaprzyjaźniły. Przyjaciółka była piękną, zielonooką blondynką o łagodnych rysach twarzy. Jej policzki ozdabiały delikatne piegi i łagodne rumieńce. I choć nie miała wzrostu typowej modelki, nieskazitelne ciało z idealnymi proporcjami dało jej przepustkę do programu. Na tle innych dziewczyn biorących udział w castingu wyróżniała się spokojem, opanowaniem i pełniła raczej rolę obserwatora. Wzbudziła tym ogromne zaufanie nie tylko Waleriji, która wtedy jako świeża imigrantka szukała bratniej duszy, ale – jak się później okazało – również widzów. Klara od samego początku była zdecydowaną faworytką i to właśnie ona zdobyła wygraną w programie.
Natomiast zachowanie pozostałych uczestniczek, warszawskich wyjadaczek, niejednokrotnie przyprawiało Waleriję o dreszcze. Zawistna chęć wyeliminowania rywalek zdarzała się zdecydowanie częściej niż gesty sympatii. Kłótnie, szarpaniny, a nawet podmienianie kremów na silne detergenty były tam jak chleb powszedni. Wtedy Walerija nie miała jeszcze pojęcia, że show-biznes to najbardziej kurewska działalność na tej planecie. Jednak od czasu swojego pierwszego wyjścia na czerwony dywan wiele się nauczyła. Pod wpływem tego całego bagna ze skromnej i ufnej dziewczyny powoli zamieniała się w pewną siebie, zadzierającą nos i jednocześnie coraz bardziej zamkniętą na ludzi osobę.
Pomimo wszystkiego, co się wtedy działo, to właśnie zdarzenie tamtej jednej nocy sprawiło, że całkowicie odcięła się od Klary. Nie miała wątpliwości, że stała za tym jej przyjaciółka. Walerija patrzyła teraz ślepo przed siebie. Myślami była w zupełnie innym miejscu. „Klara po wygranej bardzo się zmieniła...” – słyszała jakby z oddali wywiad odtwarzany z komputera. – „Pamiętacie miłą dziewczynę z sąsiedztwa? Przeszłość. Albo kłamstwo i obłuda”. Przypomniało jej się, jak zaraz po finale programu Klara po raz pierwszy pod wpływem alkoholu podniosła na nią rękę. Walerija miała w zwyczaju dawać ludziom drugą szansę. Tłumaczyła sobie zachowanie przyjaciółki emocjami wywołanymi tym, co działo się w domu modelek. Jednak takie sytuacje zdarzały się później coraz częściej. „... towarzystwo bogatych panów i sypiącej się na imprezach kokainy...”. Przeszły ją dreszcze. W tamtym okresie dzięki przyjaciółce poznała wielu wpływowych ludzi i polityków, których nazwiska na co dzień były wyświetlane w telewizji na paskach wiadomości. Niestety, nazwisko, na którym zależało jej najbardziej, okazało się nie do zdobycia. Aż w pewnym momencie odpuściła poszukiwania.
Z impetem zamknęła laptopa i dopiła kawę z dodatkiem whisky. Nie była pewna, czy udzielenie wywiadu było słuszną decyzją, ale zdecydowała się na ten krok, bo miała już dość plotek na swój temat. Wszystko, co opowiadała o niej ludziom Klara, prędzej czy później do niej trafiało. Nawet gdy zmieniła towarzystwo. Warszawa tylko wydawała się wielkim miastem, gdzie ludzie nie mają pojęcia o życiu innych. W rzeczywistości to jeden wielki kurwidołek, w którym wszyscy się znają. Podczas wczorajszego eventu wykorzystała to, że wypiła o jeden kieliszek prosecco za dużo, i raz na zawsze zdementowała plotki na swój temat. Jednocześnie demaskując Klarę. To ona wpakowała je w to gówno, z którego Walerija nie potrafiła wyjść do teraz. Klara powinna być jej wdzięczna, że Walerija nie powiedziała całej prawdy o tym, co tak naprawdę je poróżniło. Nienawidziła Klary, ale mimo wszystko nie należała do mściwych osób i w głębi duszy czuła, że to mogłoby zupełnie zniszczyć karierę byłej przyjaciółki. Karierę, dla której Klara była w stanie poświęcić dosłownie wszystko. Nawet przyjaciół.
– Umieram z głodu – powiedziała na głos, wstała od stołu i zarzuciła na siebie dżinsową kurtkę. Wiedziała, że w lodówce nie znajdzie nic oprócz kilku napoczętych butelek różnych trunków. Wyszła więc z mieszkania i skierowała kroki do pobliskiej kafejki.
Ostatni raz gotowała, gdy mieszkała jeszcze w Iżewsku ze swoim byłym narzeczonym. Wtedy sprawiało jej to przyjemność. Uważała, że nie ma nic piękniejszego niż pobudzanie kubków smakowych kogoś, kogo się kocha. Jednak teraz nie miała dla kogo gotować, a poza tym nienawidziła jeść w domu sama. W Rosji zostawiła za sobą nieudany związek oraz świat, w którym nie widziała dla siebie przyszłości. Od wyjazdu nie planowała się z nikim wiązać, a jej niechęć do mężczyzn pogłębiło jeszcze bardziej wydarzenie tamtej nocy. Zamiast poważnej relacji wybierała niezobowiązujące spotkania z facetami. Aż w końcu doprowadziła się do takiego stanu, że przygodny seks i wykorzystywanie naiwnych mężczyzn smakowało jej najbardziej. I przede wszystkim pozwalało zapomnieć o rzeczywistości.
Weszła do swojej ulubionej kawiarni przy Mokotowskiej, usiadła przy stoliku za wielkim fikusem, tak by nikt z przybywających gości nie mógł jej zauważyć, i uśmiechnęła się do kelnera krzątającego się po sali. Chłopak na jej widok aż podskoczył z radości. Już dawno zauważyła, że wpadła mu w oko. Ona sama również miała ochotę skakać ze szczęścia – z wdzięczności do szefa tego lokalu, że otwiera o tak wczesnej porze. W końcu w sobotę rano raczej zamykano knajpy po długiej piątkowej nocy.
– Pięćdziesiątka czystej i angielskie śniadanie – rzuciła w stronę baru, wyciągając telefon z torebki. – I zieloną herbatę – dodała, bo przypomniała sobie, że wypadałoby wrzucić jakąś relację na social media. Przecież nie doda zdjęcia z kieliszkiem wódki o ósmej rano.
– Kac? – usłyszała głos Marcina za plecami i powoli się odwróciła. Kelner stał za nią, uśmiechając się od ucha do ucha z kieliszkiem w ręku dla niej.
– Nie, dosłownie koszmarna noc – odparła beznamiętnie i wróciła do przeglądania stron w telefonie.
– Też czasem miewam złe sny. – Chłopak postawił przed nią szkło.
– Jeśli daleko im do rzeczywistości, to możesz być spokojny. Ja tyle szczęścia nie miałam – odpowiedziała i prostując się, spojrzała rozmówcy prosto w oczy. – Zapewniam cię, że czasami nie wiesz, czy większym koszmarem jest sama sytuacja, czy próba powrotu po niej do normalnego życia. – Mówiąc to, wzniosła kieliszek na znak toastu i wypiła wódkę jednym łykiem.
Nie myliła się. Kelner wyraźnie się zmieszał i zrezygnował z dalszej pogawędki. Pokazał ręką, że jest wzywany do kuchni, i zniknął za jednym z filarów. Nie miała ochoty na rozmowy. W ostatnim czasie zrobiła się jeszcze bardziej wycofana i pogaduszki z ludźmi stały się dla niej ogromną męczarnią. Prawdopodobnie chłopak miał dobre intencje, ale ona była wykończona i ostatnią rzeczą, o jakiej marzyła, była pogawędka z prawie obcym mężczyzną. Prawda jest taka, że gdyby wypiła tam jeszcze dziesięć kolejek wódki, to prędzej wylądowałaby z nim w łóżku, niż zaangażowała się w rozmowę. Przemyślenia przerwało jej trzaśnięcie drzwi wejściowych. Przesunęła się razem z krzesłem, by jeszcze mocniej wtopić się w kąt. Nie chciała, by ktokolwiek widział ją w takim stanie. Tylko tego brakowało, żeby na portalach plotkarskich pojawiły się zdjęcia jej twarzy w wersji sauté przy porannej wódeczce. Na myśl o tym stanął jej przed oczami obraz wkurwionej do granic możliwości managerki. Zerknęła w stronę wejścia do kawiarni i zatrzymała wzrok na stojącym tam mężczyźnie w czarnej sportowej bluzie. Był nieco przygarbiony i miał mocne, charakterystyczne rysy twarzy.DAWID
Odłożył na półkę maszynkę do golenia i przejrzał się w lustrze. Stwierdził, że pomimo swojego wieku trzyma się całkiem nieźle. Odkręcił kurek z gorącą wodą i wszedł pod prysznic. Łazienka wypełniła się parą, a niemal wrząca woda ściekająca po rankach po goleniu na jego twarzy sprawiała mu więcej przyjemności niż bólu. „Nie z takich ran człowiek się wylizał”, pomyślał obojętnie i dotknął blizny na klatce piersiowej. Szrama po dawno już zagojonej ranie miała dobrych kilkanaście centymetrów długości i historię, do której nie lubił wracać. Powoli zamknął oczy. Z salonu dobiegały dźwięki jego ulubionego utworu. Wracając wspomnieniami do ostatniego koncertu Depeche Mode, zaczął cicho nucić pod nosem _Personal Jesus_ i całkowicie oddał się swojemu rytuałowi. Od zawsze uwielbiał ten sposób wyciszania się i nienawidził, gdy ktoś próbował mu w tym przeszkodzić. W jego popieprzonym życiu był to jedyny moment, kiedy biznesy nie zaprzątały mu głowy. Skupiał się wtedy wyłącznie na swoich planach i marzeniach, o których nie zwykł mówić głośno, a przynajmniej nie w towarzystwie, w którym się obracał.
Dawid był wysokim, wysportowanym facetem. Jego znakiem rozpoznawczym były ciemnobrązowe tęczówki, które zlewały się ze źrenicami. Sprawiało to, że ludzie raczej unikali z nim kontaktu wzrokowego. Mężczyzna miał obsesję na punkcie swoich włosów. Zawsze dbał o to, by były perfekcyjnie krótko ścięte. Potrafił odwiedzać fryzjera nawet kilka razy w tygodniu tylko po to, by mieć pewność, że jego fryzura na żołnierza pozostaje bez zarzutu. Był typem pedanta, któremu jeden niesfornie ułożony włos mógł zniszczyć cały dzień. Najmniej chcieli się zawsze o tym przekonać jego podwładni. To oni stali na pierwszej linii frontu, ponieważ Dawid od lat nie utrzymywał kontaktu z rodziną. Nie miał dzieci, choć przez wiele lat podejmowali z żoną próby ich poczęcia, niestety, bezskuteczne.
Marcelina, jego żona, bardzo długo leczyła się w klinice niepłodności, ale nie przyniosło to żadnych efektów. Ich małżeństwo ostatecznie się zakończyło, pozostawiając Dawidowi ogromny niesmak. W pamięć zapadły mu jedynie setki niepotrzebnych kłótni oraz wzajemne obwinianie się na każdym kroku. Dla Dawida przełomowym momentem w podjęciu decyzji o rozwodzie była zdrada, której Marcelina dopuściła się podczas jednego z babskich wyjść. Nigdy jednak nie powiedział jej ani słowa, jaką wiedzę posiada na ten temat, a chęć rozstania uzasadniał brakiem porozumienia między nimi na wielu płaszczyznach. Od rozwodu nigdy więcej nie mieli ze sobą kontaktu, aczkolwiek wielokrotnie słyszał, że związała się na stałe z mężczyzną, z którym przyprawiła mu rogi.
Po tym wszystkim poznawanie nowych kobiet nie było dla Dawida priorytetem. Miał kilka przelotnych romansów, jednak do żadnego nie przywiązywał zbyt dużej wagi. Każdego dnia utwierdzał się tylko w przekonaniu, że już na zawsze pozostanie singlem. Nie czuł się z tym faktem źle, a wręcz przeciwnie, było mu to cholernie na rękę. Towarzystwo kumpli szanował zdecydowanie bardziej niż trwanie w związku z kolejną ciągle narzekającą laską. Nie miał za grosz zaufania do kobiet i uważał, że w życiu nie ma niczego cenniejszego niż spokój. Oraz lojalność. A tę tak naprawdę mogło zagwarantować mu niewielu.
Dźwięk dzwoniącego telefonu wyprowadził go z równowagi. Nerwowo otworzył oczy i zaklął pod nosem. Zakręcił kran, zręcznie owinął się ręcznikiem w pasie i szybko ruszył do sypialni. Telefon zdawał się dzwonić głośniej niż zwykle. A przynajmniej Dawid tak to odczuwał po czasie spędzonym w ciszy pod prysznicem.
– Kto, kurwa, dzwoni o tej porze? – warknął głośno i spojrzał na wyświetlacz telefonu. Było piętnaście po ósmej. – Co jest?
– To nic pewnego, ale dostałem sygnał, że Mapet się pruje – w słuchawce usłyszał głos przyjaciela.
Z Mańkiem, bo taką ksywę miał Marek, przyjaźnili się od wielu lat. Poznali się w czasach podstawówki w trakcie jednej z bójek między sąsiadującymi szkołami. Później życie wielokrotnie potwierdziło, że zawsze mogli na siebie liczyć. Nawet w najgorszych i najbardziej pojebanych sytuacjach. Dawid nie był zaskoczony tą wiadomością. Jak tylko dowiedział się kilka miesięcy temu, że CBŚ zawinęło tego ćpuna, to intuicja podpowiadała mu, że prędzej czy później trzeba będzie się pakować.
– Daj mi pół godziny, bo dopiero wstałem. Zobaczmy się tam, gdzie zawsze. Tylko błagam – dodał, zniżając ton – nie zabieraj ze sobą dodatkowych par oczu. – Mówiąc to, miał na myśli Ankę, partnerkę Marka. Lubił ją, ale jego zdaniem zdecydowanie zbyt często była świadkiem ich biznesowych rozmów.
Przez lata swoich doświadczeń nauczył się, że tam gdzie są przestępstwa, nie ma miejsca dla kobiet. Miał przeczucie, że sytuacja z Mapetem nie wygląda dobrze i teraz, bardziej niż kiedykolwiek, musieli zachować spokój i zdrowy rozsądek. Chwilę później Dawid siedział już w fotelu swojego X6. Mimo że była końcówka maja, temperatura na zewnątrz pozostawiała wiele do życzenia. Włączył ogrzewanie i ruszył w stronę mostu Poniatowskiego.
Drogi zaczynały się korkować. Warszawa o tej porze wkurwiała najbardziej, lecz nigdy nie zamieniłby swojego bmw na metro czy tramwaj. Zdecydowanie skłaniał się ku temu, by przez godzinę wdychać zapach nowiutkiego samochodu, który dopiero co wyjechał z salonu, zamiast przez dziesięć minut czuć smród jakiegoś menela w transporcie publicznym. Na spotkanie spóźnił się zaledwie kwadrans, a ku jego pełnej satysfakcji Marek czekał na niego sam.
– Jesteś w stanie załatwić na to papier? – zapytał Dawid, ściskając na powitanie ogromną dłoń przyjaciela.
– Niestety, stary, póki co mamy tylko słowo klawisza – odparł rosły mężczyzna z zagojonym już lata temu śladem poparzenia na szyi. Widząc zdziwienie na twarzy przyjaciela, w szybkim skrócie opowiedział o siostrze Anki, która od jakiegoś czasu spotykała się z jednym z pracowników białołęckiego aresztu. – Podobno obiecują Mapetowi złote góry. To totalny idiota, nie ma się co dziwić, że psy go zmanipulowały. Zapewne jest na takim głodzie, że gdyby zaproponowali mu Kolumbię w ramach statusu świadka koronnego, to by w to uwierzył.
– Zawsze powtarzałem Leonowi, że ten narkoman puści parę z ust przy pierwszej lepszej okazji – syknął Dawid, a jego twarz z nerwów aż spurpurowiała. Leon był ich wspólnikiem. Wisiał na nim wyrok za zabójstwo, więc od kilku lat ukrywał się w Portugalii. – Jeśli to, co mówisz, okaże się prawdą, to współczuję Leonowi. Policja ma na niego tak duże ciśnienie, że każdy dodatkowy zarzut będzie dla niego gwoździem do trumny. On już wie?
– Liczyłem na to, że ty mu przekażesz. To psychopata i chyba nie chcę znać jego pierwszej reakcji na tę wiadomość. – Marek zaśmiał się na głos, zapewne wyobrażając sobie kumpla, który w ferworze gniewu zaczyna rzucać wszystkim, co znajdzie pod ręką. I nieważne, czy właśnie będzie w restauracji, na zakupach czy na kiblu. Nie chciałby być żadną rzeczą w zasięgu jego wzroku. Wszystko zostanie rozpieprzone w drobny pył. – Co planujesz zrobić? – spytał i odwrócił się w stronę swojego samochodu. – Nie ukrywam, że moja sytuacja jest dużo lepsza. Ten wariat nigdy nie widział mnie przy żadnej transakcji, więc jest duża szansa, że prześlizgnę się w tej sprawie niezauważony.
Co planował? Pojechać do mieszkania i spakować walizki. Pojutrze zamierzał być już poza granicami kraju. Nie będzie czekał na potwierdzenia ani papiery. Takie plotki nigdy nie biorą się znikąd, a on nie zamierzał tak łatwo oddać się w łapska prokuratora. Spokojne podejście przyjaciela jednak go nie dziwiło. W przeciwieństwie do Dawida on nigdy nie pokazał swojej twarzy temu durniowi. Poza tym Marek, tu, na miejscu, miał bardziej poukładane życie i zakochaną w nim po uszy kobietę u boku. Natomiast Dawid oprócz wolności nie miał do stracenia zupełnie nic. Nie licząc kilku dobrych kumpli, był na tym świecie zupełnie sam. Każdego dnia wracał do pustego domu, a sama myśl o jakimkolwiek przywiązaniu wywoływała u niego dreszcze.
W drodze do mieszkania wykonał kilka telefonów i nie chcąc zniknąć bez pożegnania, umówił się na wieczór z chłopakami. Od kilku lat unikał alkoholu i dragów, ale dziś miał w planach zrobić wyjątek. Zostało mu kilka godzin do wyjścia. Do tej pory zamierzał mieć już wszystko przygotowane do wyjazdu. Przekręcił zamek w drzwiach i poczuł, jak dopada go nieznany dotąd niepokój. Mieszkał w Warszawie od urodzenia i wiedział, że będzie mu brakowało tego miejsca. U przyjezdnych stolica wywoływała różne emocje, ale on się tu wychował. Miał cichą nadzieję, że będzie mógł wrócić jak najszybciej. Popchnął drzwi i wszedł do mieszkania. Pomimo że było go stać na willę z basenem, mieszkał bardzo skromnie. Zarobione pieniądze inwestował w nowe firmy i przeznaczał na zwiedzanie świata. W jego dwupokojowym mieszkaniu na Starej Ochocie zarówno z pokoju dziennego, jak i z sypialni można było wyjść na balkon z widokiem na ruchliwą ulicę Grójecką. Nic specjalnego. A jednak czuł ogromny sentyment do tego miejsca. Zagotował wodę na herbatę i wyciągnął z szafy dwie duże walizki. Do tej pory kojarzyły mu się one z urlopem. Jednak dziś wcale nie miał ochoty ich pakować. Wyjazdu, do którego się szykował, na pewno nie będzie mógł zaliczyć do udanych.
– Nie rozczulaj się nad sobą – warknął sam do siebie i zaczął wrzucać do torby spodnie, koszulki i bieliznę. Niecałą godzinę później domykał ostatni z bagaży. Dziękował sobie, że nie jest typem graciarza. W jego domu, od kiedy pamięta, znajdowały się tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
Resztę dnia spędził na rozmyślaniach nad kierunkiem swojej wyprawy. Wolał dmuchać na zimne i nie zamierzał włączać aplikacji z mapami w telefonie. Jeśli jest namierzany przez psy, to niepotrzebnie zwróciłby tym na siebie uwagę. „Portugalia odpada”, pomyślał. Tam siedział Leon. We dwóch mogli być łatwiejszym łupem, zwłaszcza jeśli mieli ukrywać się do tej samej sprawy. Poza tym nie chciał mieć tego psychola na głowie. Wystarczyło mu, że musi się z nim użerać przy wspólnym biznesie.
Rozmyślania przerwał mu dzwonek do drzwi. Głośno przełknął ślinę. Odkąd Marek powiedział mu o Mapecie, Dawid nieustannie wyobrażał sobie najazd antyterrorystów. Tyle że oni raczej od razu weszliby z futryną. Na szczęście w domu nigdy nie trzymał towaru. Nie miał jednak zamiaru ryzykować. Podniósł się z kanapy i powoli podszedł do drzwi. Po drugiej stronie usłyszał Marka i resztę chłopaków. Dawid zaśmiał się, otworzył zamki i wpuścił kolegów do środka.
– Zwijaj się, zabieramy cię do klubu – krzyknął Romek, jeden z najbardziej zaufanych pracowników, który tak samo jak cała reszta bandy był już delikatnie wstawiony.
– Myślałem, że byliśmy umówieni w restauracji.
– Bo byliśmy, ale plany się zmieniły – wtrącił Marek. – Myślałeś, że jeden drink przy kolacji załatwi sprawę? Wskakuj w najlepszy garnitur, mamy zarezerwowaną lożę, kilka dziewczyn i sporo najlepszej kokainy w mieście. – Mówiąc to, wyciągnął z przypiętej do pasa saszetki pokaźnej wielkości worek z białym proszkiem i pomachał nim przed nosem przyjacielowi. – Nie daj się dłużej prosić, stary.
– Mówiłem ci, żebyś nie zwracał się tak do mnie. – Dawid rzucił piorunujące spojrzenie przyjacielowi.
Słowo „stary” od jakiegoś czasu działało na niego jak płachta na byka. Nie potrafił tego logicznie wytłumaczyć. Pomimo czterdziestu lat na liczniku czuł się naprawdę dobrze, a jednak gdzieś w środku świadomość wieku uderzała w niego. Co jakiś czas przechodziło mu nawet przez myśl, że może czas się ustatkować. Nie czuł jednak ani potrzeby dzielenia się z kimkolwiek tymi przemyśleniami, ani tym bardziej ich realizowania. „Zresztą, bądźmy szczerzy, z kim miałbym się związać w tych kurewskich czasach, w których miejsce miłości, szacunku i lojalności zastąpił seks, przemoc i pieniądze”, pomyślał, po czym zarzucił na siebie płaszcz i kiwnął chłopakom na znak, że jest gotowy do wyjścia.
Dwadzieścia minut później wysiadali z taksówki na Mazowieckiej. W dniach zimnych jak ten Dawid dziękował Bogu, że znają właściciela i nie muszą ustawiać się przed klubem w kolejce razem z całą resztą przemarzniętych ludzi. Najbardziej podziwiał wytrwałość kobiet, które ubrane jedynie w krótkie sukienki i szpilki przebierały zlodowaciałymi nogami w miejscu. Temperatura ani za dnia, ani w nocy nie wskazywała na to, że zbliżał się czerwiec. Zgrabnie ominęli grupkę ludzi, która wyszła z klubu na fajkę, kiwnęli ochroniarzom i zanurzyli się w głębi lokalu. Przy loży zostali przywitani przez grono młodych kobiet. Na samą myśl, że niektóre z nich mogłyby być jego córkami, Dawid aż się skrzywił. Owszem, były piękne, ale nigdy nie rozumiał fenomenu tego kurewstwa, żeby płacić dziewczynom za towarzystwo. Wiedział jednak, że świata nie zmieni. One wyglądały na zadowolone, że poznały ludzi z warszawskiej szajki, a oni mogli sobie poużywać.
Na widok całej zgrai facetów zaczęły się coraz to intensywniej kołysać w rytm muzyki. Kilka z nich było już dość mocno naćpanych. Sukienki ledwo przykrywały ich zgrabne tyłki, a silikonowe cycki aż się prosiły, by ich dotknąć. Większość z nich miała w sobie tyle botoksu, że prawdopodobnie mógłby sobie tym cholerstwem wypełnić całe mieszkanie. Marek, widząc, że jego przyjaciel przygląda się dziewczynom, szturchnął go w ramię, podał mu drinka i rzucił:
– Którą wybierasz? Dziś jest twoja noc, powinieneś coś zaliczyć.
Jednak on nie był zainteresowany. Nie było to raczej dla nikogo nowością. Nie miał zwyczaju podrywać kobiet w klubach, a co dopiero kończyć imprezę z którąś w łóżku. Uśmiechnął się do kumpla, wzruszył ramionami i wziął zaserwowany przez niego napój. Odwrócił głowę w stronę parkietu i poczuł się nieswojo. Miał wrażenie, że ktoś go obserwuje.
– Masz schizy – burknął sam do siebie i upił porządny łyk trunku. Jeśli coś ma pozwolić przetrwać mu do wyjazdu, to prawdopodobnie będzie to alkohol. Mimo wszystko, dla bezpieczeństwa, postanowił delikatnie rozejrzeć się po klubie. Jego wzrok przykuła długowłosa brunetka stojąca pod jednym z filarów. I tak, to właśnie ona go obserwowała.WALERIJA
Walerija stanęła pod jednym z potężnych filarów. Klub był świeżo po generalnym remoncie i nowy wystrój robił wrażenie. Ogromną przestrzeń starej kamienicy wykorzystano do granic możliwości. Dawny rozległy parkiet został zastąpiony dwiema mniejszymi salami ze zróżnicowaną muzyką. Na ścianach jednego z pomieszczeń wyświetlano klimatyczne projekcje. Wnętrze, gdzie znajdowała się Walerija, charakteryzowało się nowoczesnym designem. Można było tam podziwiać sofy obite najwyższej jakości skórą czy też ściany udekorowane najmodniejszymi w tym sezonie kaflami. Już na pierwszy rzut oka było widać przepych. Właściciel zadbał o to, by klienci z wyższych sfer czuli się jak w domu. Na podestach wiły się dwie szczuplutkie, ubrane w szpilki i skąpą bieliznę dziewczyny. Był to celowy zabieg, by przyciągnąć w to miejsce jeszcze więcej napalonych samców.
Nie miała ochoty na imprezę. Czuła ogromne osłabienie. W ostatnim czasie zdecydowanie za bardzo przesadzała z używkami. Odbijało się to coraz mocniej na jej zdrowiu psychicznym. Nie potrafiła jednak przestać. Żyła w przeświadczeniu, że tylko dzięki temu jeszcze nie rozsypała się na kawałki. W ciągu dnia udało jej się zaliczyć krótką drzemkę, ale i tak z godziny na godzinę coraz bardziej żałowała, że dała się namówić koleżance na wyjście.
Milenę poznała we Frankfurcie podczas jednej z sesji bieliźnianych. Była to bardzo miła, lecz niestety trochę naiwna dziewczyna, co w ich zawodzie mogło mieć tragiczne skutki. I chociaż sama Walerija nie uważała się za wzór odpowiednich zachowań, to zdążyła poznać celebrycki świat od podszewki i czuła się w obowiązku chociaż trochę pomóc koleżance. W klubie były umówione z pracownikiem jednej ze znanych agencji modelingowych. Walerija nie kojarzyła jego nazwiska i miała cichą nadzieję, że nie będzie to kolejny napalony fiut, przekonujący o swoich możliwościach w show-biznesie tylko po to, by zaciągnąć je do łóżka. „Gdzie ona do cholery jest?”, pomyślała i zaczęła szukać Mileny wzrokiem wśród gromadzących się w klubie gości.
Przy loży naprzeciwko kilka tancerek wdzięczyło się do dyskutującej grupki facetów. Wśród tańczących dziewczyn rozpoznała znajome twarze z programu. Nie czuła jednak potrzeby pójścia tam i przywitania się. Nigdy z żadną z nich nie zżyła się tak mocno, jak z Klarą, na myśl o której teraz dostawała gęsiej skórki. Nerwowo poruszyła głową w nadziei, że raz na zawsze pozbędzie się złych wspomnień i ponownie spojrzała w stronę loży. Dopiero teraz zwróciła uwagę na stojącego tam mężczyznę. Ubiorem nie wyróżniał się spośród towarzyszących mu samców. Wszyscy mieli na sobie ciemne eleganckie spodnie, jedynie koszule różniły się kolorami. Ale zdecydowanie miał w sobie coś, na co u niej, w Rosji, mówiło się _szarm_. Przez moment bacznie mu się przyglądała. Facet zdawał się czymś bardzo przejęty i zamaszyście gestykulował podczas pogawędki z kolegą. W ciągu pięciu minut rozmowy zaprezentował też szereg min, które nieco rozbawiły Waleriję.
W pewnym momencie posłał znajomemu szelmowski uśmiech, a dosłownie sekundę później jego twarz wyrażała już powagę. Dodało mu to tak ogromnej tajemniczości, że Walerija poczuła mocne, niezrozumiałe ukłucie podniecenia w brzuchu. Próbowała sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek spotkała już tego mężczyznę na swojej drodze, jednak nie była w stanie skojarzyć go z żadną dotychczasową imprezą. Wpatrując się w niego z uporem, nagle uświadomiła sobie, że to gość z kawiarenki przy Mokotowskiej. „Co za zbieg okoliczności”, pomyślała i spostrzegła, że teraz to mężczyzna wpatruje się w nią. Ich spojrzenia się spotkały i pomimo dzielącej ich odległości i półmroku panującego w klubie jej uwagę przykuły ciemne, wręcz czarne oczy mężczyzny. Przeszedł ją dreszcz. Poczuła, jak uginają się pod nią nogi i energicznie odwróciła głowę w stronę baru. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Gorączkowo zaczęła szukać wzrokiem koleżanki. Przeklinała Milenę w myślach, że namówiła ją na to wyjście. Nagle poczuła, jak ktoś z tyłu łapie ją za ramię.
Szybkie wymówki dla przypadkowo napotkanych palantów miała w jednym paluszku. Teraz jednak w jej głowie panowała zupełna pustka. „Co się ze mną dzieje, do cholery?”, pomyślała i powoli odwróciła głowę. Gdy zobaczyła, że ręka należy do uśmiechniętej od ucha do ucha Mileny, poczuła wielką ulgę.
– Kurwa, jesteś! – rzuciła w stronę koleżanki.
– Kurwa, jestem. Cóż to za miłe przywitanie, Walerka? – odpowiedziała jej spóźniona dobre czterdzieści minut Milena.
– Stoję pod tym filarem prawie od godziny, ludzie zaczynają mi się już dziwnie przyglądać.
– Tylko mi nie mów, że cię to zawstydza. Przecież kto jak kto, ale ty lubisz być w centrum uwagi – rzuciła i zaśmiała się na głos.
Tak, to prawda. Dopóki kontrolowała sytuację i dawała jasne sygnały, że to ona jest dominą, dopóty nie przeszkadzały jej spojrzenia mężczyzn, zwłaszcza tych, którzy pragnęli zabawy. Potrafiła ich wodzić za nos. Jednego za drugim. Jednak dziś było zupełnie inaczej. W tamtej chwili, gdy jej wzrok spotkał się ze wzrokiem faceta z loży, poczuła się, jakby stała tam zupełnie naga. I wcale nie miała na myśli nagości cielesnej. Poczuła się nieswojo, ponieważ odniosła dziwne wrażenie, że ciemnooki jednym spojrzeniem zajrzał pod jej maskę. Maskę, za którą tak uparcie i zaciekle ukrywała się przez ostatni czas.
– Chodź, muszę się napić – powiedziała Walerija i energicznie pociągnęła koleżankę w stronę baru.
– Co cię dziś opętało? Zaraz mamy spotkanie, alkoholu będzie pod dostatkiem. Po co niepotrzebnie wydawać... – Milena nie zdążyła nawet dokończyć zdania, została siłą zaciągnięta do baru, a po chwili na wysokości jej wzroku barman rozlewał już zimną wódkę do szkła. Walerija chwyciła w dłoń kieliszek, przechyliła głowę w tył i jednym haustem wypiła trunek, po czym sięgnęła po ćwiartkę cytryny i krzywiąc się, mocno ją przegryzła. Nienawidziła być trzeźwa. Tak samo jak nienawidziła sytuacji, kiedy ktoś próbuje ją zdemaskować. Było jej dobrze tak, jak było. Kiwnęła ręką w stronę obsługującego je młodego chłopaka i poprosiła o następną kolejkę.
Po kilku kieliszkach w końcu poczuła upragnione rozluźnienie. Uśmiechnęła się do nadal zdziwionej Mileny i jak gdyby nigdy nic wskazała na jedną z sof. Czekał tam na nie starszy facet ubrany w klasyczny czarny garnitur. Mógł być trochę po pięćdziesiątce. Świecące od nadmiaru żelu włosy starannie zaczesał do tyłu, a skóra na jego twarzy wyglądała na nienaturalnie naciągniętą. „Zdecydowanie przesadził z botoksem”, pomyślała Walerija i ruszyła w stronę mężczyzny. Milena starała się dotrzymać kroku wstawionej już koleżance. Obydwie miały pewność, że to gość z agencji. Oni nie różnili się zupełnie niczym. Jedynie intencjami. Jedni przychodzili z prawdziwymi ofertami sesji zdjęciowych, inni z kutasami nabrzmiałymi już przy podawaniu ręki na przywitanie.
Mężczyzna przedstawił się jako Andrzej i gestem ręki zaprosił je do zajęcia miejsc na sofie. Od początku sprawiał wrażenie zdecydowanego i konkretnego gościa. Zapunktował sobie tym u Waleriji, lecz mimo to podchodziła do niego z ogromnym dystansem. Od czasów reality show poznała wielu ludzi z branży. I właśnie dzięki temu miała teraz oczy dookoła głowy. Jej zlecenia dotyczyły głównie modelingu, ale zdarzały się również kampanie, do których była zatrudniana ze względu na popularność. Niestety, spotkała też w swoim życiu osoby, dla których praca modelki nie różniła się niczym od pracy prostytutki. Jedną z tych osób była Klara – nie tylko sama przyjmowała takie zlecenia, ale i za wszelką cenę próbowała, wielokrotnie podstępem, przekonać do tego Waleriję i wiele innych dziewczyn z ich sfery.
Andrzej przeczesał dłonią zbyt mocno ulizane włosy i wyciągnął z nesesera plik dokumentów. Skupił wzrok na Milenie i stanowczym tonem zaczął jej tłumaczyć zasady współpracy z agencją.
– Mamy nietuzinkowych włoskich klientów, ich firmy zajmują się głównie sprzedażą bielizny. Sesje będą się więc odbywać jedynie w takich klimatach. W Rzymie posiadamy apartamentowiec z sypialniami oraz studiem. Dzięki temu możemy zapewnić modelkom nocleg i komfortowe warunki pracy w jednym miejscu.
Milena siedziała wpatrzona w Andrzeja jak w obrazek. Na wiadomość o wysokości wynagrodzenia zaświeciły jej się oczy i z wrażenia aż wyprostowała się jeszcze bardziej. Z ich trójki jedynie Walerija z minuty na minutę była coraz mniej przekonana o wiarygodności słów mężczyzny. Napełniła stojące na stole kieliszki i dała znak, by jej towarzysze je opróżnili. Miała dość tego pierdolenia i zamierzała wyciągnąć od faceta jak najwięcej informacji.
– Jak w takim razie wyglądają kwestie formalne? – powiedziała bardzo już podpita.
Słysząc to pytanie, mężczyzna powoli odwrócił wzrok w jej stronę i rzucił piorunujące spojrzenie. Walerija od razu zauważyła, że tymi słowami udało jej się wytrącić gościa z równowagi. Zaczął nerwowo stukać podeszwą swoich modnych skórzanych butów o parkiet. Ale za wszelką cenę starał się utrzymać spokojny ton.
– Umowy podpisywane są z modelkami zaraz po ich dotarciu na miejsce zlecenia, do siedziby agencji w Rzymie – odpowiedział z pełną powagą, tym razem nie patrząc jej w oczy.
– Daj sobie spokój Milena. – Mówiąc to, Walerija wstała. – Ten palant chce cię wywieźć z kraju i usadzić tam na tyłku na swoich warunkach. – Po czym chwiejnym krokiem podeszła do Andrzeja i głośno krzyknęła mu do ucha, tak by mieć pewność, że zrozumie: – Nie jesteśmy zainteresowane prostytucją!
Słysząc to, mężczyzna zdecydowanym ruchem chwycił Waleriję za nadgarstek i mocno przyciągnął do siebie.
– Siadaj, kurwa – warknął. – Nie radzę wam robić żadnych gwałtownych ruchów. Za drzwiami tego lokalu mam kilku swoich ludzi, którzy czekają na takie kurwy, jak wy. – Dziewczyna jęknęła z bólu i posłusznie usiadła.
Miała świadomość, że w klubie jest już zbyt tłoczno i głośno, by ktoś mógł im pomóc. Większość z obecnych tam osób była już po sporej dawce alkoholu wymieszanej z odpowiednio dużą porcją kokainy. „Jeśli na zewnątrz faktycznie ktoś czeka, to nawet gdyby udało nam się uciec sprzed klubu, dorwą nas na innej uliczce”, pomyślała i rozejrzała się wokoło, szukając przedmiotu, którym mogłaby chociaż na chwilę ogłuszyć tego pajaca. W zasięgu jej wzroku stała jedynie butelka. Niestety, za daleko, by mogła ją chwycić w dłoń. Wypity alkohol zdawał się z niej wyparowywać i emocje zaczynały brać górę. Poczuła przeraźliwe mrowienie na plecach i po raz kolejny tego wieczoru odniosła wrażenie, że jej nozdrza po brzegi wypełniają się zapachem tamtej nocy. Paraliżujący strach powoli owijał jej ciało niczym długi i obślizgły wąż, a nogi stopniowo zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Uścisk na nadgarstku wydawał się dziwnie znajomy. Miała wrażenie, że wspomnienia ożyły jak nigdy dotąd i napierały na nią z każdej strony, by tylko o sobie przypomnieć. W jej głowie zaczynały nawarstwiać się przejmujące krzyki. Na wpół przytomna zerknęła na boki w poszukiwaniu źródła tych przerażających dźwięków. Nagle uświadomiła sobie, że odgłosy nie pochodzą z wnętrza klubu. To był jej krzyk. Wzięła głęboki oddech, poczuła mocne uderzenie w potylicę i upadła nieprzytomna na parkiet.ADAM
Adam wszedł do pokoju numer czterdzieści trzy, rzucił neseser na wysłużone biurko i opadł całym ciężarem ciała na równie stary fotel. Mebel zaskrzypiał jakby na znak protestu. Ostatnio mężczyźnie przybyło zdecydowanie za dużo nadprogramowych kilogramów. Jeszcze kilka lat temu mógł poszczycić się wymarzoną wysportowaną sylwetką, jednak praca prokuratora pochłonęła go bezgranicznie. Początkowo nie był przekonany do tego zawodu, ale jego ojciec, znany i szanowany warszawski prokurator, nie dał mu wyboru. Egzamin na aplikację prokuratorską Adam zdał wyłącznie dzięki jego pomocy. Konkurencja co roku jest ogromna, a liczba miejsc bardzo ograniczona, więc miał świadomość, jak wielki udział miał w tym ojciec. Pewności siebie i chęci do wykonywania tego zawodu Adam nabrał dopiero po swojej pierwszej sprawie zakończonej ogromnym sukcesem. Nigdy wcześniej nie sądził, że przedstawianie zarzutów i prowadzenie batalii z oskarżonymi może dawać człowiekowi tyle frajdy. Czuł się jak bohater ze sztuki, do której sam układał zakończenie.
Od tamtej pory uwielbiał stawać twarzą w twarz z tymi durniami, którzy od początku do końca liczyli na zdolności swoich mecenasów. W tym kraju nie było miejsca nawet dla sędziów wydających wyroki kłócące się z proponowanymi przez prokuraturę karami, a co dopiero dla takich chłystków jak adwokaci. Z czasem zauważył również, że największą satysfakcję sprawia mu prowadzenie śledztw narkotykowych lub związanych z mrocznymi zabójstwami. Uczucia, jakie towarzyszyło mu na salach sądowych, nie dało się opisać słowami. Delikatny lęk przed tymi psycholami przeplatał się zawsze z nutą silnego, nie do końca zrozumiałego dla niego podniecenia. Może uniesienie to spowodowane było jego zdecydowaną i niepodważalną przewagą nad nimi. Nigdzie indziej tylko właśnie w tym miejscu byli zupełnie bezbronni. Jak dzieci, które boją się przejść same przez ciemny zaułek w obawie, że zostaną porwane przez słynną czarną wołgę. Większość z nich z agresywnych i pewnych siebie do granic możliwości przestępców zmieniało się nagle w skomlące i żałośnie biadolące przezroczyste postaci, którym języki rozwiązywały się szybciej niż uczniom skarconym przez nauczycielkę szukającą winnych po kolejnej klasowej bijatyce. Widok całkowicie bezradnych, zakutych w kajdanki osadzonych sprawiał, że kutas sam rósł mu w spodniach. Miał czasami nieodparte wrażenie, że w tak ważnych momentach na salach rozpraw jego ciało wydalało z siebie specyficzny, wręcz odurzający zapach. On sam zaczął go w końcu określać zapachem dominacji. Nigdy nie był jednak pewien, czy była to jedynie jego chora wyobraźnia, czy zgromadzone obok osoby również go wyczuwały. Na samą myśl o tym położył dłoń na swoim kroczu, gdzie właśnie coś zaczynało się powiększać. Zamknął oczy i delikatnie ścisnął przyrodzenie, wydając przy tym głuchy jęk. Z nadchodzącej przyjemności wyrwało go ciche pukanie do drzwi.
– Kto tam?! – krzyknął wyraźnie rozjuszony Adam i poprawił się na fotelu tak, by nieproszony gość, wchodząc, nie zauważył jego wzwodu.
– Hania – odparł cicho damski głos po drugiej stronie.
Jego sekretarka Hania była kobietą o drobnej sylwetce i delikatnej urodzie. Długie włosy zawsze spinała w wysoki kucyk, a jej twarz zdobiły okrągłe okulary w czarnych oprawkach. Świetnie wywiązywała się z obowiązków, a przy tym zaliczała się raczej do spokojnych i niedostępnych kobiet, co bardzo Adama intrygowało. Pracowali razem od początku jego kariery w prokuraturze, a on dopiero teraz zdał sobie sprawę, że na temat jej życia prywatnego nie wie zupełnie nic. „Słabo jak na prokuratora, który stara się o wyższy stołek”, pomyślał i wykrzywił usta w grymasie. Wielokrotnie próbował różnych sposobów, by skupić na sobie uwagę Hani, lecz ona od lat niezmiennie pozostawała obojętna na jego zaczepki. A to rozpalało zmysły Adama jeszcze bardziej.
– Wejdź – odpowiedział i odwrócił się w stronę drzwi. – W czym ci mogę pomóc, Haniu? – dodał szarmancko i zaczął się jej wnikliwie przyglądać.
Teraz, gdy kutas stał mu na baczność, wyobraził sobie, jak zrzuca te pierdolone akta z biurka i usadza na nim drobną dziewczynę po to, by chwilę później mocno ją wyruchać. Uwielbiał karać ludzi. I bardzo chciał, by ona również została surowo ukarana za ignorowanie jego osoby.
– Przyjechał konwój ze świadkiem koronnym. Wpuścić ich? – powiedziała prawie szeptem sekretarka.
– Najwyższa pora. Daj mi tu tego idiotę – mówiąc to, wciągnął głośno powietrze i odprowadził Hannę głodnym wzrokiem do drzwi.
„Mapet, kurwa, co to za pseudonim”, pomyślał i otworzył grubą teczkę z aktami. Zawsze zastanawiał się, kto nadaje przestępcom ksywy, bo jeśli wymyślają je sobie nawzajem, to tu koledzy mieli nosa. Ten ewenement stanowił idealny przykład pieprzonej teatralnej lalki, która do funkcjonowania potrzebowała jedynie operatora i reżysera. Dobrze się złożyło, ponieważ Adam miał te dwie zdolności i potrafił lepiej niż ktokolwiek inny w tej budzie odpowiednio je połączyć. Teraz Mapet był jego osobistą pacynką, dzięki której powalczy o wymarzone stanowisko. Nie był to jednak rzadko spotykany wyjątek. Adam zauważył, że z roku na rok coraz łatwiej jest namówić podejrzanych na status świadka koronnego. Nawet on, stojący po słusznej stronie prawa, zdawał sobie sprawę, że wyroki narzucane przez aktualnego ministra sprawiedliwości są horrendalne i odkąd po ostatnich wyborach zmienił się rząd, ci pseudoprzestępcy potrafili pogrążyć nawet własne rodziny, by dostać karę w niższym wymiarze. Niemniej jednak czuł ogromną satysfakcję za każdym razem, gdy sędziowie przyklepywali tym mniej wygadanym bandziorom zdecydowanie zawyżoną przez niego wnioskowaną karę.
Myśli przerwało mu walenie do drzwi. Tym razem nie mogła to być Hania.
– Wejść! – krzyknął donośnym głosem i w drzwiach ukazało się kilku rosłych gości z CBŚ wraz z zakutym od stóp do głów Mapetem.
Nigdy nie potrafił zrozumieć potrzeby tak dużego ograniczania ruchów tym przygłupom, ale prawo było prawem i kto jak kto, ale on nie miał zamiaru się temu sprzeciwiać. Mimo że ich poprzednie spotkanie odbyło się zaledwie tydzień temu, wydawało się, jakby Mapet postarzał się o dobrych parę lat. Na zarośniętej twarzy przybyło mu kilka widocznych zmarszczek, a oczy wypełniała pustka. Wyglądało na to, że współwięźniowie zdążyli się domyślić, że zeznaje. Adam próbował nie dopuszczać do siebie myśli, co w ostatnim czasie musiało się dziać w celi Mapeta. Najbardziej zawzięci przestępcy w ramach zemsty byli w stanie załatwiać swoje sprawy fizjologiczne na donosicieli. Będzie musiał szybko podjąć odpowiednie kroki i oddzielić go od reszty osadzonych, by nie stracić cennego i, co najważniejsze, jedynego świadka w tej sprawie.
– Dziś po powrocie do aresztu umieścicie go na ochronkach – Adam zwrócił się do policjantów. – Bez niego nie będziemy mogli postawić zarzutów reszcie podejrzanych. Musi nam chłop dożyć chociaż do końca sprawy.
Na te ostatnie słowa wszyscy razem głośno wybuchnęli śmiechem. Wiedzieli, że samobójstwo w celi tak ważnego świadka jak ten może spowodować zakończenie prowadzonej sprawy ze względu na brak innych dowodów. Coraz mniej świadomy otaczającej go rzeczywistości Mapet, chcąc wtórować śmiejącym się konwojentom, podniósł nagle głowę w wyrazie triumfu, a posępną minę zastąpił uśmiechem od ucha do ucha. Ten widok rozbawił Adama jeszcze bardziej. Kto by pomyślał, że temu sfrustrowanemu cymbałowi może się wydawać, że skoro sprzedał kolegów po fachu, to stał się kumplem Adama. Nic bardziej mylnego. Prokurator tylko czekał na to, aż ten rozjebus pogrąży jak największą liczbę osób i opuści ściany aresztu tylko po to, by wrócić tu za jakiś czas w roli podejrzanego albo, co gorsza, wylądować na cmentarzu wśród innych konfidentów dorwanych przez starych znajomych.
Zachowanie Mapeta było natomiast potwierdzeniem, że Adam świetnie wykonuje swoją pracę i potrafi skutecznie omamić wszystkich własnymi taktykami. „Wszystkich oprócz Hani”, pomyślał i czym prędzej odsunął od siebie tę myśl. Poprawił się na fotelu i wskazał ręką na trzy teczki leżące na biurku.
– Masz dziś prawo wyboru. – Adam z nieskrywaną sztucznością uśmiechnął się do siedzącego przed nim rozjebusa. – O którym z twoich kolegów będziemy dziś sobie plotkować?
Mapet spojrzał na starannie ułożone akta, które różniły się jedynie wyraźnymi nagłówkami, i ruchem głowy wskazał teczkę leżącą z jego lewej strony.
– Wyśmienicie. Zamieniam się więc w słuch – powiedział śpiewającym głosem prokurator i otworzył teczkę z napisem DAWID „TAJPAN” BASILSKI.
_Dostępne w wersji pełnej_