Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

7 tygodni - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
24 marca 2025
40,00
4000 pkt
punktów Virtualo

7 tygodni - ebook

Pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, łakomstwo, gniew, lenistwo...

 

Thomas Miller budzi się w środku nocy, ogarnięty zimnym dreszczem. W ciemnościach jego sypialni stoi To - nieruchome, mroczne, wypełnione pustym cieniem. Przeszywa go spojrzeniem, które nie potrzebuje oczu. Nie mówi zbyt wiele, nie musi. Słowa wydostające się z jej martwych ust nie są zaproszeniem do rozmowy. To wyrok. Siedem tygodni.

 

Z każdym dniem Thomas coraz bardziej zanurza się w chaosie. Bezsenność, koszmary senne, ciągłe uczucie, że ktoś go stale obserwuje, a to "coś" w mroku jest coraz bliżej - coraz bardziej namacalne. Jego życie zaczyna popadać w ruinę. Szybko zaczyna rozumieć, że zbliża się ku nieuchronnemu końcowi, a im bardziej stara się walczyć, tym głębiej wchodzi w szaleństwo.

 

Przeszłość, którą znał, rozpada się na kawałki, a przyszłość staje się jedynie pustką, w której nie ma już nadziei. Cienie gęstnieją. To powraca coraz częściej.

 

Zło staje się codziennością.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397480902
Rozmiar pliku: 829 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

_Wybudził się ze snu gwałtownie, jakby zdołał wydostać się ze śmiertelnego uścisku mary sennej i biegł na oślep w głąb leśnej dżungli, nie oglądając się za siebie. Oddychał płytko i nierównomiernie, łapczywie zaciągając się każdą wolną cząstką powietrza do uciskanych przez klatkę piersiową płuc. Jego zwierzęcy oddech świszczał przeraźliwie, przyprawiając o zimne dreszcze; serce zaś wyrywało się do ucieczki z nazbyt ciasnej przestrzeni, boleśnie uderzając w dość już mocno poobijane żebra._

_Otworzył szeroko oczy i ze strachem ogarniającym każdą komórkę zwiotczałego w półśnie ciała, rozejrzał się po pogrążonym w ciemności pomieszczeniu._

_Choć wokół panował niemal zupełny mrok, do pokoju wdzierała się pojedyncza smuga żółtego światła, docierająca z zewnątrz przez wąską szczelinę w rolecie. Prosta linia fotonów przemieszczała się bezszelestnie w powietrzu, rozbryzgując się na obszernym, zagraconym śmieciami biurku tuż naprzeciw łóżka Thomasa._

_Mimo trwającej jeszcze nocy mężczyzna bez większych trudności rozpoznał piętrzące się w pokoju gazety, pozgniatane i poprzewracane puszki po piwie, opróżnione paczki po papierosach oraz styropianowe pudełka z resztkami zaschniętej i gdzieniegdzie gnijącej już chińszczyzny. Widok ten, choć pozornie obskurny i obrzydzający, wzbudzał w nim poczucie bezpieczeństwa._

_Wiedział, że wciąż żyje._

_Podniósł się ociężale z miękkiego materaca i usiadł na jego skraju, wyciągając nagie stopy na zimną podłogę. Doskwierał mu nerwoból nieprzyjemnie pulsujący w dolnej części klatki piersiowej. Zmęczony i owładnięty silnym bólem głowy, przymknął opuchnięte od braku snu powieki i przejechał lewą dłonią po wilgotnym od potu czole._

_Cicho westchnął._

_Nieprzyjemny koszmar dobiegł końca. Z uczuciem ulgi dostrzegł, że toczące chwilę wcześniej walkę o przetrwanie płuca oraz serce wracają do swojego spokojnego rytmu._

_Opuścił nieznacznie głowę, pociągając zimnym, zmarzniętym nosem._ _Mimo że był środek lata, w pokoju panował ziąb._

_Zignorował to. Nie chciał już więcej myśleć. Nie chciał już dłużej zastanawiać się nad tym, czy to, co dzieje się wokół, jest właściwe._

_Targany wewnętrznym rozdrażnieniem, pokręcił przecząco głową. Nic nie potrafiło tak skutecznie rozbudzić jego pogrążonego w bezsilności organizmu, jak nawracające koszmary senne i dokuczliwa bezsenność, z którą bezskutecznie walczył już niemal każdej nocy._

_Nie zastanawiając się długo, sięgnął w kierunku zegarka na rękę leżącego na stoliku nocnym i chwycił go lekko drżącą dłonią. Przybliżył sobie ledwo widoczną w ciemności tarczę urządzenia i, pochylając ją w stronę światła padającego z zewnątrz budynku, próbował odczytać godzinę._

_Dostrzegłszy jednak, że wskazówki zatrzymały się o trzeciej piętnaście, zaś sekundnik rytmicznie dygocze w miejscu, zamruczał cicho i zacisnął szczękę w przypływie irytacji._

_– Cholerny badziew – syknął cicho i w nagłym uczuciu złości cisnął przedmiotem w kierunku drewnianego stolika. Zegarek nie zatrzymał się, lecz przesunął po niewielkim blacie i upadł z cichym trzaskiem na podłogę._

_Nie chcąc jednak opuszczać przyjemnie miękkiego i ciepłego materaca, zignorował ten fakt. Nie zamierzał skupiać zbyt dużej uwagi na czymś, co uważał za małostkowe i nieistotne. A w tym momencie niemal wszystko takie było._

_Przejechał otwartą dłonią po całej twarzy, po czym ponownie położył się na łóżku i przez dłuższą chwilę przewracał się z boku na bok. Nie mógł znaleźć wygodnej dla siebie pozycji, podobnie jak nie potrafił opanować chaosu targającego jego umysłem._

_Gdy po blisko trzydziestu minutach wierzgania się w miejscu w końcu dopadło go znużenie, mężczyzna podciągnął zimną kołdrę wysoko pod szyję i rozmyślał jeszcze przez krótką chwilę o tym, co czeka go w najbliższych dniach._

_Tuż po tym zasnął, pogrążając się w niedługim, płytkim śnie._

_W pewnym momencie poczuł nagły, bardzo silny wstrząs uderzenia ciałem o twardy bruk._

_Thomas wybudził się gwałtownie z przykrótkiej drzemki, ogarnięty paraliżującym kończyny przerażeniem. Czując na karku delikatny, bardzo zimny podmuch powietrza – docierający ze strony drzwi wejściowych do niewielkiej sypialni – wzdrygnął się. Mimo że był w tej chwili okryty pierzyną, to wywołujący dreszcze chłód zdołał przedostać się przez grubą pościel i dotknąć jego rozpalonej skóry._

_Namnażające się myśli oraz lęki sprawiały, że serce Millera zaczęło łomotać jak szalone. Odgłos wydawany przez cisnący o żebra narząd zdradzał, że mężczyzna nie śpi._

_Drewniana, wyłożona nowymi panelami podłoga zaskrzypiała nagle głośno i nieprzyjemnie. Thomas usłyszał docierające do jego uszu dźwięki, które z każdą sekundą stawały się coraz głośniejsze i bliższe._

_Choć pragnął odpocząć, nie potrafił zignorować przeczucia, że dzieje się coś niepokojącego. Coś nie dawało mu spokoju. Coś, czego jeszcze nie rozumiał, nie pozwalało mu zasnąć._

_Coś wzbudzało w nim przeraźliwy lęk._

_Kiedy poczuł, że przechodzi go zimny dreszcz, otworzył szeroko oczy i zatrzymał powietrze w płucach. Przekonany, że ktoś obcy znajduje się w jego mieszkaniu, przewrócił się na prawy bok i spojrzał w kierunku korytarza, zamierając w nagłym, chwilowym bezruchu._

_Nie, to nie może być prawda. To tylko sen. To nie jest rzeczywistość. Ja tylko śnię – myślał, nie do końca ufając wypowiadanym wewnątrz siebie słowom._

_W przejściu znajdowała się bowiem nieznajoma postać, której sylwetka pogrążona była w przejmującym mroku oraz czerni. Mężczyzna – jak sugerował Millerowi barczysty korpus nieznajomego – stał nieruchomo w miejscu, z ramionami opuszczonymi wzdłuż ciała i lekko nachyloną w kierunku podłogi głową._

_Odziany w długą, czarną bluzę z kapturem, przypominającą swoim wyglądem pelerynę, niemal nie wyróżniał się z ponurego otoczenia i nie odznaczał się pośród panującej wokół ciemności. Nie trzymał w dłoni żadnego narzędzia do walki i nie wypowiedział ani słowa. Sprawiał wrażenie szaleńca._

_Trzydziestoośmiolatek obawiał się w tej chwili najgorszego._

_Gdy nieznajomy mężczyzna poruszył się nagle w jego kierunku, Thomas wyskoczył gwałtownie z łóżka i oddalił się bardzo szybkim ruchem w stronę okna, skąd nie miał już żadnej możliwości na szybką i sprawną ucieczkę._

_Od tej chwili był osaczony oraz uwięziony. Wiedział to. Czuł to każdą cząstką zalęknionego ciała._

_– Kim jesteś, do cholery jasnej?! Co tutaj robisz? – Wykrzyknął głośno i, dostrzegając brak sensu w wypowiedzianych przez siebie słowach, poczuł, że zalewa go fala nieprzyjemnego gorąca. Ogarnął go wstyd._

_Nim zdążył zrozumieć powagę zaistniałej sytuacji i okrutnie złą pozycję, w jakiej się znalazł, jego drżąca dłoń chwyciła za opierający się o ścianę kij bejsbolowy, który nieznacznie wysuwał się spod spoconych palców. Choć całe jego ciało dygotało z przerażenia oraz zimna, Thomas uniósł ciężki przedmiot na wysokość brzucha i objął go obiema rękoma. Usiłował zachować groźny wyraz twarzy._

_– Odejdź stąd! – Rzucił głośno, kierując kijem lekko w przód, lecz stojąca naprzeciw postać nie poruszyła się nawet o cal._

_Przepełniony nagłym poczuciem kompromitacji, zerknął mimochodem na własne dłonie, które trzęsły się nieustannie w doskwierającym wewnętrznie lęku. Choć strach towarzyszył mu stosunkowo często, od dawna nie bał się tak bardzo, jak w tym momencie – nawet w chwilach, gdy pijany ojciec bił go do nieprzytomności._

_Wtedy pragnął umrzeć. Teraz nie._

_Czując wzbierającą się w nim odwagę oraz siłę, Thomas wydał z siebie stłumiony w umyśle okrzyk, a następnie zamachnął się kijem bejsbolowym po raz pierwszy i zarazem ostatni tej nocy. Celując po omacku w miejsce, w którym powinna znajdować się głowa nieznajomej postaci, zrobił dwa kroki w przód i cisnął przedmiotem w stronę jej twarzy._

_Nim zdążył zadać cios stojącemu naprzeciw mężczyźnie, ujrzał przed sobą trupio bladą dłoń, która bez najmniejszego wysiłku oplotła przedmiot i unieruchomiła go z taką siłą, że Thomas nie potrafił nim w ogóle poruszyć._

_Czując nagle, że wszelkie pokłady odwagi oraz chęci do samoobrony całkowicie opuszczają jego ciało, Miller jęknął cicho w desperacji i cofnął się w kierunku okna, wyciągając obie ręce przed siebie._

_Szalejące w amoku serce podskoczyło mu nagle do gardła, boleśnie uciskając krtań._

_Chciał krzyknąć, lecz w tej chwili nie mógł wydać z siebie żadnego dźwięku. Oddychał ciężko i niespokojnie, gdy poczuł, że robi mu się niedobrze, zaś widok przed oczami staje się mniej wyraźny._

_Mimo że starał się zapanować nad paraliżującym go stresem, pragnął w tej chwili zemdleć. Pragnął odciąć się od rozgrywającego się w jego sypialni koszmaru._

_Nieświadomość byłaby dla niego błogosławieństwem._

_– Weź stąd, co tylko chcesz, ale zostaw mnie w spokoju. Nikomu o tym nie powiem. Do nikogo nie zadzwonię – odparł przerażonym głosem po dłuższej chwili milczenia. Spoglądając w kierunku stojącej naprzeciw postaci, zerkał mimochodem na rozpościerający się tuż za jej plecami korytarz._

_Nieznajomy stał jednak w miejscu, nie poruszając się nawet o cal i milczał, wsłuchany w nerwowy oddech Thomasa. Pozwalał przerażonemu mężczyźnie mówić, lecz nie reagował na wypowiadane słowa. Odczuwany przez Millera strach stanowił bowiem to, czego obcy pragnął doświadczyć. Był celem, który musiał teraz zrealizować._

_– Przysięgam, że nie mam zbyt wiele. W salonie stoi kino domowe, a na stoliku leżą klucze do samochodu, którym nie da się nawet jeździć. Tutaj jest tylko telewizor, laptop i PlayStation 5. Weź wszystko, ale proszę, opuść moje mieszkanie – kontynuował, drżąc ze strachu._

_Panujący w pomieszczeniu chłód nasilał się z każdą upływającą z wolna minutą, stając się coraz bardziej nieznośnym dla ubranego w piżamę Thomasa._

_Czerń, w którą spowity był nieznajomy, stawała się stopniowo znacznie głębsza i mroczniejsza niż wcześniej, czym przyprawiała Millera o coraz silniejszy lęk oraz napięcie. Materiał ciemnego, jak gdyby wykonanego z powietrza, ubrania mężczyzny poruszał raz po raz ku górze oraz na boki, unoszony niewidzialnymi, lodowatymi podmuchami, wywołującymi nieprzyjemne dreszcze._

_Choć wszystko wydawało się prawdziwe i namacalne, Thomas odnosił nieodzowne wrażenie, że śni. Stojąca naprzeciw niego postać nie stanowiła części tej rzeczywistości, w której przyszło mu żyć._

_Nie… To nie może być prawda. To tylko sen. To tylko pieprzony sen! – Myśli Millera krążyły nieprzerwanie wokół lęku o własne życie. Mimo że pragnął uciec, To nie pozwalało mu się poruszyć. To uniemożliwiało wydostanie się z morderczej pułapki. To, którego dotąd nie rozumiał, zatrzymywało go niewidzialną dłonią w miejscu._

_I odbierało poczucie, że znaczy cokolwiek więcej niż wciąż oddychająca kupa mięsa._

_Mimo że Thomas starał się przyjrzeć nieobecnej twarzy nieznajomego, nie potrafił dostrzec w niej zupełnie nic poza bezdenną pustką, sprawiającą silne przekonanie, że patrzy się w nieskończenie głęboką otchłań piekła._

_I choć zaczynał wierzyć w to, że widzi przed sobą zjawę, to koścista, biała niczym papier i poraniona w kilku miejscach dłoń przybysza kreowała pozór, że przed nim stoi martwy człowiek._

_– Zabierz wszystko, co uznasz za cenne i po prostu odejdź! – Krzyknął spanikowany, odsuwając jedną rękę do tyłu i opierając się o zimny parapet._

_Obcy mężczyzna rozszerzył w tej samej chwili wszystkie palce u dłoni i opuścił ramię w kierunku biodra, pozwalając na to, by upadający na podłogę kij bejsbolowy wydał z siebie głośny huk i przeturlał się pod nogi przerażonego Millera. Dostrzegłszy nieoczekiwane zachowanie nieznajomego, Thomas spojrzał na uwolniony z uchwytu przedmiot, a następnie rzucił pełne niezrozumienia spojrzenie na przybysza._

_Choć bał się poruszyć nawet o cal, wyskok przez okno wydawał się w tym momencie jedyną drogą ucieczki przed potencjalnym atakiem._

_– Nie rób tego. – W pokoju niespodziewanie rozległ się niski, zachrypnięty głos. Stojąca naprzeciw postać chyba spostrzegła jego zamiary._

_– Nie wiem, o czym mówisz – skłamał, zaciskając palce na parapecie jeszcze mocniej niż dotychczas._

_– Przyszedłem z zapowiedzią, Thomasie. – Słowa mężczyzny wywołały gęsią skórkę u Millera._

_– S-skąd znasz moje imię? – Zrozumiał, że nie jest przypadkową ofiarą i z sekundy na sekundę coraz bardziej obawiał się śmierci. Wbijając paznokcie w grubą warstwę farby, zranił sobie skórę do krwi._

_– Siedem tygodni… – Zaczął, jednak Thomas przerwał mu w połowie zdania._

_– O czym ty mówisz?! – Wykrzyknął płaczliwie. – Zostaw mnie w spo…_

_– Siedem tygodni, Thomasie. Zbyt mało, by uczynić wszystko, i zbyt dużo, by dotrzeć do nicości. O siedem tygodni bliżej początku, który stanie się końcem, i o siedem tygodni bliżej końca, który stanie się początkiem._

_– Nic nie rozumiem… Czego ode mnie chcesz?! – Ponownie przerwał wypowiedź obcego, lecz ten zrobił krok naprzód._

_Thomas poczuł w tej chwili znajomy, przejmujący chłód i zauważył parę wydostającą się z ust. Docierająca do jego nozdrzy woń zgnilizny, wymieszanej ze słodkim zapachem kwiatów wzbudzała w nim obrzydzenie i powodowała silne nudności._

_Odór unoszącej się w powietrzu śmierci sprawił, że zrobiło mu się słabo._

_– Siedem tygodni, Thomasie. I ani sekundy dłużej._

_Trwający w zesztywnieniu Miller patrzył przed siebie szeroko otwartymi oczami i nieświadomie coraz mocniej zaciskał palce dłoni na parapecie. Zadrapanie spowodowane wbijającymi się pod skórę resztkami farby stawało się głębsze i rozleglejsze, aż po nadgarstku mężczyzny zaczynała spływać cienka strużka krwi._

_Nieznajomy wyczuł rozkoszną woń ciepłej, gęstej wydzieliny, więc uśmiechał się szeroko oraz szczerze, ukazując tym Thomasowi szereg niemal czarnych, zniszczonych i zaostrzonych na końcach zębów. Całkowicie sine, popękane usta, a także pobladła, zmatowiona skóra wokół nieobecnych oczu przypominały twarz wisielca._

_Miller coraz bardziej był przekonany, że widzi przed sobą truposza._

_To tylko sen. To tylko kolejny sen. Nic się nie dzieje. Nic nie jest prawdą. Ty nie jesteś prawdziwy. Obudź się. Obudź się, no dalej, obudź się! – Powtarzał w myślach, lecz nic się nie zmieniło._

_Pragnął wierzyć, że śni._

_W momencie, gdy napięcie pomiędzy nimi stało się dla Thomasa trudne do zniesienia, postać zaczęła zbliżać się wolnym ruchem do znieruchomiałego mężczyzny i zatrzymała się przed nim w odległości niespełna trzech stóp. Chłód dobiegający od nieznajomego był w tej chwili tak przeraźliwy, że Miller nie czuł już swoich palców ani spływających po jego policzkach łez._

_Panikował, obawiając się śmierci. Strach ten tkwił jednak w jego wnętrzu._

_– Proszę, nie… – Usiłował wyciągnąć przed siebie dłoń w obronnym geście, lecz nie potrafił uczynić zupełnie nic, by uciec. Słowa, które próbował wypowiedzieć głośno i wyraźnie, okazywały się jedynie cichym, ledwo słyszalnym mamrotem, grzęznącym w gardle._

_Nim Thomas zdołał w pełni zrozumieć, co dokładnie dzieje się z jego ciałem, nieznajomy uśmiechnął się szeroko oraz przeraźliwie, szczerząc do niego kły niczym polujące zwierzę. Zupełnie się przy tym nie spiesząc uniósł trupioblade, wychudzone dłonie w kierunku własnego kaptura i chwycił go po obu stronach w taki sposób, by odsłonić pogrążoną w mroku twarz._

_Z każdą upływającą z wolna sekundą, świat znajdujący się przed oczami Millera stawał się coraz bardziej niewyraźny, rozmyty i surrealistyczny._

_I kiedy oczy nieznajomego wywiercały dziurę w jego wnętrzu, Thomas widział już jedynie mrok_.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij