Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

A potem już tylko nic - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

A potem już tylko nic - ebook

Rok 2031. Polska jest jednym z największych przegranych światowej wojny o wodę wywołanej przez gwałtowne zmiany klimatyczne będące efektem problemów gospodarczych, jakie wstrząsnęły planetą za sprawą pandemii koronawirusa i wojny na Ukrainie. Od zakończenia konfliktu większością ziemskich zasobów zarządza kilka międzynarodowych korporacji.
Cały kraj podzielony jest na zamknięte strefy, jedną z nich jest Enklawa Zielona Góra. Lokalne samorządy to fikcja, regionami rządzą przedstawiciele koncernów dystrybuujących wodę i ustalający jej cenę.
W Polsce trwa permanentny stan wyjątkowy, działanie konstytucji i praw obywatelskich jest zawieszone. Kradzież wody jest surowo karana, włącznie z karą śmierci. Internet jest cenzurowany, a rozmowy telefoniczne podsłuchiwane. Działa tylko jedna – rządowa – stacja telewizyjna. Obowiązuje godzina policyjna, a przemieszczanie się ludzi jest ściśle kontrolowane. Obywatelom trzeciej i czwartej kategorii wypłacane pensje z trudem wystarczają na pokrycie kosztów jedzenia i wody.
Niespodziewanie dzienne limity wody dla najuboższych grup społecznych zostają jeszcze bardziej obniżone, a jej cena wywindowana do niebotycznego poziomu. W odpowiedzi na te wydarzenia kilku mieszkańców Enklawy Zielona Góra pod wodzą Jana Krzyka postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. W tajemnicy rozpoczynają drążenie tunelu do nieczynnej kopalni węgla brunatnego od wielu lat zalanej wodą.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-964872-6-1
Rozmiar pliku: 8,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dro­gie Blo­gerki!

Dro­dzy Blo­ge­rzy!

Dro­gie Czy­tel­niczki!

Dro­dzy Czy­tel­nicy!

Stwo­rze­nie po­wie­ści z klu­czem wy­maga od jej au­tora wiele po­świę­ce­nia i cięż­kiej pracy. Wszystko po to, aby ci, któ­rzy będą ją czy­tać, do­brze się ba­wili pod­czas lek­tury.

Dla­tego go­rąco pro­simy: usza­nuj­cie to, i w swo­ich re­cen­zjach, po­stach i ko­men­ta­rzach nie za­miesz­czaj­cie in­for­ma­cji, które in­nym po­ten­cjal­nym Czy­tel­ni­kom mo­głyby zdra­dzić wątki istotne dla fa­buły.Pro­log

Po­nie­dzia­łek 29 wrze­śnia 2031

Pić.

Pić.

Pić.

Te­raz była to je­dyna myśl to­wa­rzy­sząca Ja­nowi Krzy­kowi. Już drugą go­dzinę ra­zem z ro­dziną stał w ko­lejce wio­dą­cej do daw­nego sta­dionu żuż­lo­wego. Gdy do­tarli w jego po­bliże, sznur lu­dzi cią­gnął się aż do sta­cji ben­zy­no­wej Pań­stwo­wego Mo­no­polu Pa­li­wo­wego – POMPY, jak ma­wiali oby­wa­tele pierw­szej i dru­giej ka­te­go­rii, któ­rym dane było cie­szyć się z po­sia­da­nia wła­snego sa­mo­chodu.

Ro­dzi­nie Krzy­ków ta­kie prawo nie przy­słu­gi­wało. Nie wolno im na­wet było ko­rzy­stać z ko­mu­ni­ka­cji miej­skiej. Prze­miesz­czać się mo­gli je­dy­nie wy­dzie­lo­nymi czę­ściami chod­ni­ków, dla­tego cztery ki­lo­me­try dzie­lące osie­dle Sło­neczne od celu mu­sieli po­ko­nać na pie­chotę.

Kiedy Jan ra­zem z Adą i Ni­kolą – na którą cza­sami wo­łał: Ma­lina – za­jęli miej­sce w ogonku, zmę­cze­nie da­wało im się mocno we znaki, a przed nimi było jesz­cze dłu­gie ocze­ki­wa­nie. Szcze­gól­nie córka, nie­przy­wy­kła do wy­siłku fi­zycz­nego, wy­glą­dała tak, jakby miała za­raz ze­mdleć. Do­piero dwa łyki z bu­telki – je­dyny za­pas, jaki udało im się wy­go­spo­da­ro­wać na całe po­po­łu­dnie, gdyż Ada nie przy­nio­sła tego dnia ze szpi­tala nic eks­tra – po­mógł na tyle, że dała radę stać w ocze­ki­wa­niu na ich ko­lej.

Ni­kola od­zy­skała siły, za to w Krzyka pra­gnie­nie ude­rzyło ze zdwo­joną mocą. Jak na złość, całą drogę mu­sieli iść w pa­lą­cym słońcu, co po­gar­szało ich i tak kiep­ską sy­tu­ację.

Może trzeba było nie przy­cho­dzić przed cza­sem? – po­my­ślał. Zer­k­nął za sie­bie i od razu wie­dział, że ta­kie roz­wią­za­nie by­łoby jesz­cze gor­sze. Sznur lu­dzi cią­gnął się aż za dawne cen­trum han­dlowe Pol­ska Wełna, a Krzyk mógł się za­ło­żyć, że to wcale nie jest ko­niec.

Pić!

Spró­bo­wał ob­li­zać ję­zy­kiem spierzch­nięte wargi, ale efekt był taki, jakby po­tarł po nich pa­pie­rem ścier­nym.

Chcąc od­wró­cić uwagę od co­raz bar­dziej doj­mu­ją­cego pra­gnie­nia, za­czął sza­co­wać liczbę ocze­ku­ją­cych, li­cząc ko­lejne grupki od­dzie­lone od so­bie prze­pi­sową od­le­gło­ścią dwóch i pół me­tra. Więk­szość ro­dzin skła­dała się z trzech osób, ale w bli­skim są­siedz­twie za­uwa­żył też sporo sa­mot­nych par. Część z nich mo­gła po­sia­dać dzieci młod­sze niż sied­mio­let­nie – a te były zwol­nione z obec­no­ści na eg­ze­ku­cji – reszta na­le­żała pew­nie do tego grona szczę­śliw­ców, któ­rzy dzien­nymi przy­dzia­łami ro­dzin­nymi mo­gli dys­po­no­wać je­dy­nie we dwójkę.

Z tą my­ślą Krzyk naj­pierw spoj­rzał na pu­stą bu­telkę trzy­maną w dłoni, po­tem na Ni­kolę. Zru­gał się w gło­wie za nie­po­prawne my­śli. Prze­cież to nie jej wina, że po­ja­wiła się na świe­cie. Kto mógł wtedy przy­pusz­czać, że kilka lat póź­niej sta­nie on naj­pierw na progu jed­nej ka­ta­strofy, po­tem dru­giej i jesz­cze za­raz póź­niej trze­ciej?!

Córka jakby wy­czuła, że o niej my­śli, bo od­wró­ciła się i spoj­rzała na niego.

– Zo­stało coś jesz­cze do pi­cia? – spy­tała ci­cho.

– Po co py­tasz, skoro wszystko wy­żło­pa­łaś? – wark­nęła Ada.

Krzyk zmu­sił się do uśmie­chu.

– Nic już nie ma, przy­kro mi.

– Jej na pewno nie jest przy­kro – wy­ce­dziła Ada. – Na­wet się nie spy­tała, czy któ­reś z nas chcia­łoby bo­daj zwil­żyć usta.

– Je­stem dziec­kiem, mu­si­cie o mnie dbać – wy­pa­liła Ni­kola.

– Te­raz je­steś dziec­kiem? – Krzyk za­czy­nał po­woli tra­cić cier­pli­wość. – A kto ostat­nio wrzesz­czał na cały blok, że jest już do­ro­sły i nie musi słu­chać ro­dzi­ców?

Córka skrzy­wiła się, po­tem od­wró­ciła do niego i Ady ple­cami, nic przy tym nie mó­wiąc.

Krzyk ode­tchnął głę­boko, cie­sząc się w du­chu, że ko­lejny wy­buch zło­ści zo­stał – przy­naj­mniej na ra­zie – za­że­gnany w za­rodku. O ile Ni­kola urodę odzie­dzi­czyła po matce – na swoje szczę­ście i dumę ojca – o tyle cha­rak­te­rek miała ewi­dent­nie po nim. Nie­stety, od pew­nego czasu ro­dziło to co­raz więk­sze pro­blemy, po­nie­waż za­częli się nią in­te­re­so­wać chłopcy, zresztą z wza­jem­no­ścią.

Roz­my­śla­nia męż­czy­zny prze­rwał ruch w ko­lejce. Ta wresz­cie ru­szyła z miej­sca, za­raz po­tem ogo­nek po­su­wał się już z dużą pręd­ko­ścią. Ko­lejne ro­dziny spraw­nie po­ko­ny­wały bramki wej­ściowe, przy­kła­da­jąc białe lub ma­ho­niowe opa­ski do czyt­ni­ków. Krzyk co chwilę kon­tro­l­nie zer­kał na swoją, spraw­dza­jąc czy zie­lona lampka nie zmie­nia ko­loru na ostrze­gaw­czą czer­wień. W przy­padku prze­kro­cze­nia do­zwo­lo­nego dy­stansu po­winna za­sy­gna­li­zo­wać to de­li­kat­nym po­ra­że­niem prą­dem, ale to była tylko teo­ria. Męż­czy­zna już kilka razy miał oka­zję się prze­ko­nać, że urzą­dze­nia były za­wodne, szcze­gól­nie te prze­zna­czone dla czwar­ta­ków. To było po­dwój­nie bo­le­sne, gdyż dla tej ka­te­go­rii kary były dużo bar­dziej su­rowe niż dla trze­cia­ków. Przy ostat­nim ta­kim przy­padku przy­dział zmniej­szono ich ro­dzi­nie tak bar­dzo, że gdyby nie po­moc ko­le­gów z pracy, mo­gliby nie prze­żyć. Na wła­snej skó­rze prze­ko­nał się więc, że ma­szy­nom nie wolno ufać.

Do­piero gdy do­tarli pod bramę sta­dionu, mógł na chwilę ode­tchnąć. Ze względu na ogra­ni­czoną liczbę miejsc w obiek­cie dzia­ła­nie Sys­temu Cią­głej Ob­ser­wa­cji – w skró­cie: SYCO – było w tym miej­scu za­wie­szone.

– Nogi mnie bolą... – jęk­nęła Ni­kola.

– Nie ma­rudź! – syk­nęła Ada w od­po­wie­dzi.

Na twa­rzy dziew­czyny po­ja­wił się cha­rak­te­ry­styczny gry­mas.

– Ale to prawda!

Krzyk de­li­kat­nie do­tknął córkę za­ci­śniętą pię­ścią w ra­mię.

– Jesz­cze chwilę i wej­dziemy.

Ni­kola cała aż się za­trzę­sła.

– Weź prze­stań!

Taki wy­buch zło­ści zdzi­wił męż­czy­znę, ale już po krót­kiej chwili zro­zu­miał, w czym rzecz. Córka wpa­try­wała się w przy­stoj­nego chło­paka sto­ją­cego przed nimi w ko­lejce, nie ma­jąc po­ję­cia, co ro­bić. On zresztą wy­glą­dał na rów­nie prze­stra­szo­nego.

Ale skąd mieli oboje wie­dzieć, jak na­leży się w ta­kiej sy­tu­acji za­cho­wać? Trze­ciaki i czwar­taki cho­dziły do szkoły sta­cjo­nar­nej za­le­d­wie je­den dzień w mie­siącu, nie li­cząc naj­lep­szych uczniów, któ­rym zwięk­szano li­mit do czte­rech. A na­wet te za­ję­cia były pro­wa­dzone w trzy­oso­bo­wych gru­pach jed­no­pł­cio­wych. Reszta pro­cesu edu­ka­cji od­by­wała się w try­bie zdal­nym, a kon­takt z ko­le­gami i ko­le­żan­kami z klasy moż­liwy był prak­tycz­nie je­dy­nie po­przez sieć, gdyż na kon­takty oso­bi­ste na­le­żało wcze­śniej uzy­skać ze­zwo­le­nie.

Twarz chło­paka wy­krzy­wiła się w dziwną minę, za­raz po­tem Ni­kola par­sk­nęła śmie­chem. W tym cza­sie jego oj­ciec pod­nie­sio­nym gło­sem za­czął tłu­ma­czyć coś funk­cjo­na­riu­szowi Służby Bez­pie­czeń­stwa Pań­stwa z wy­glądu młod­szemu o kilka lat od jego syna.

– Wcie­lają co­raz więk­szych smar­ka­czy... – szep­nął Krzyk sam do sie­bie. – Po­ma­gamy i mo­ni­to­ru­jemy – bez­wied­nie wy­re­cy­to­wał ha­sło wid­nie­jące na po­jaz­dach znie­na­wi­dzo­nej przez spo­łe­czeń­stwo for­ma­cji. – Szko­dzimy i mor­du­jemy... – Z pa­mięci przy­wo­łał te stwo­rzone przez nie­ist­nie­jącą już opo­zy­cję.

– Pro­szę! – Męż­czy­zna przed nimi krzyk­nął bła­gal­nie.

– Syn zo­staje za­trzy­many. – Młody es­bek kiw­nął głową na sto­ją­cego kilka me­trów da­lej ko­legę z twa­rzą po­krytą gę­stym trą­dzi­kiem. Ten od razu ru­szył z po­mocą, a w jego oczach mie­niły się ja­kieś dziwne bły­ski.

– Dla­czego? – Oj­ciec chło­paka był co­raz bar­dziej zde­ner­wo­wany.

Funk­cjo­na­riusz był nie­ugięty.

– Ta­kie są pro­ce­dury. Opa­ska jest na­ru­szona. Ma­ni­pu­lo­wano przy niej.

– To na pewno ja­kaś po­myłka! – Męż­czy­zna miał łzy w oczach. – Do­piero ty­dzień temu za­ło­żono mu nową!

Es­bek sta­nął w roz­kroku.

– Od­su­nąć się albo uży­jemy środ­ków przy­musu bez­po­śred­niego!

Na­gle męż­czy­zna spoj­rzał na chło­paka.

– Znowu przy niej grze­ba­łeś? To przez tę dziew­czynę? – Za­cho­wy­wał się te­raz tak, jakby był tu tylko z sy­nem.

Chło­pak coś po­kręt­nie tłu­ma­czył. Jego oj­ciec od­wró­cił się do funk­cjo­na­riu­szy, uśmiech­nął się przy­jaź­nie.

– Pa­no­wie ofi­ce­ro­wie, to tylko dziecko...

– Od­su­nąć się! – Wark­nął młody es­bek. – Chło­pak jest za­trzy­many!

– Bła­gam! – Męż­czy­zna uklęk­nął. – Moja mał­żonka nie żyje... Ni­kogo in­nego nie mam... Nie za­bie­raj­cie mi go...

– Od­su­nąć się! – Es­bek z brzydką twa­rzą przy­ło­żył prawą dłoń do boku. – Na­tych­miast!

W tym mo­men­cie męż­czy­zna po­peł­nił błąd, wy­cią­ga­jąc rękę, jakby chciał syna od­gro­dzić od funk­cjo­na­riu­sza.

Kiedy ten wy­pro­wa­dził cios pałką, nie zdą­żył się na­wet za­sło­nić.

Krzyk usły­szał głu­che stuk­nię­cie, jakby ktoś gru­bym ki­jem pac­nął w dy­nię. Za­nim męż­czy­zna padł nie­przy­tomny na zie­mię, młody es­bek zdą­żył jesz­cze po­pra­wić po ko­le­dze.

Wi­dząc to, chło­pak rzu­cił się w stronę ojca. Funk­cjo­na­riusz z po­licz­kami po­ora­nymi przez trą­dzik tylko na to cze­kał. Wy­pro­wa­dził cios, ale tym ra­zem źle osza­co­wał od­le­głość, bo pałka prze­cięła je­dy­nie po­wie­trze, a on sam – stra­ciw­szy rów­no­wagę – upadł. Za­raz po­tem po­de­rwał się z wście­kło­ścią na nogi, całą złość wy­ła­do­wu­jąc na chło­paku. Ten pró­bo­wał uchy­lać się od ra­zów, ale z dwoma prze­ciw­ni­kami nie miał szans. Po kilku cio­sach upadł nie­da­leko ojca. Na­wet wtedy es­bek z trą­dzi­kiem nie prze­sta­wał bić. Pauzę zro­bił do­piero, kiedy cia­łem na­sto­latka za­częły trząść kon­wul­sje, a z jego ust po­częła to­czyć się piana.

Krzyk pa­trzył na to oszo­ło­miony. Kiedy tylko pierw­szy raz pałka po­szła w ruch, zro­zu­miał, że on i jego ro­dzina mogą być na­stępni. Chciał zro­bić coś, aby unik­nąć ta­kiego sce­na­riu­sza, ale był jak spa­ra­li­żo­wany. Pró­bo­wał szep­nąć coś do żony i córki, ale usta od­mó­wiły mu po­słu­szeń­stwa.

Do­piero po chwili udało mu się od­zy­skać głos.

– Nie pa­trz­cie tam... – mó­wił ci­cho. – Na­wet nie pró­buj... – rzu­cił do Ad­riany, wi­dząc, że ta robi krok w kie­runku le­żą­cych na ziemi męż­czyzn.

– Chło­pak po­trze­buje po­mocy... – za­pro­te­sto­wała.

– Za­nim zdą­żysz im wy­ja­śnić, że je­steś pie­lę­gniarką, mogą cię za­bić – wy­szep­tał żo­nie do ucha.

– Nic mi nie... – Ada już miała coś po­wie­dzieć, ale się po­wstrzy­mała. W tej sy­tu­acji fak­tycz­nie nie po­mo­głyby jej żadne zna­jo­mo­ści.

– Szkoda go. – Ni­kola wbiła spoj­rze­nie w ciało chło­paka. – Taki był ładny...

– Taki był ładny? – Ko­bieta od­wró­ciła się do córki. – Tylko to masz do po­wie­dze­nia? Chło­piec być może trafi do szpi­tala w cięż­kim sta­nie, nie wia­domo, czy z tego wyj­dzie, a to­bie szkoda jego ład­nej buzi?

Wcale nie wia­domo, czy za­biorą go tam, czy może od razu znik­nie – po­my­ślał Krzyk.

– Wiesz, co? – Ni­kola miała gniew w oczach. – Chcesz, to idź go ra­to­wać! Jak wy­lą­du­jesz obok, to straty nie bę­dzie.

– Ci­szej! – Krzyk ner­wowo tak­so­wał oto­cze­nie wzro­kiem, szu­ka­jąc po­ten­cjal­nego za­gro­że­nia. – I nie mów tak do matki.

– Ona jest moją matką tylko z na­zwy. – Dziew­czyna w jed­nej chwili stra­ciła za­in­te­re­so­wa­nie chło­pa­kiem. – Na­sza ko­lej.

– Na­stępny! – Sto­jąca przy bra­mie funk­cjo­na­riuszka SBP jakby to sły­szała. – Szyb­ciej!

– Dziew­czyny, tylko bez żad­nych gwał­tow­nych ru­chów – stro­fo­wał Krzyk. Bał się nie o sie­bie, ale przede wszyst­kim o Ni­kolę. Chło­pak, który prze­stał się już na­wet ru­szać, nie był jed­nym na­sto­lat­kiem pró­bu­ją­cym prze­chy­trzyć SYCO, za to, gdyby mu się udało, byłby pew­nie pierw­szym. Krzyk nie mógł mieć żad­nej gwa­ran­cji, że opa­ska córki była w sta­nie fa­brycz­nym. Co gor­sza, wcale nie trzeba było ma­ni­pu­lo­wać przy urzą­dze­niu, żeby na­ra­zić się na re­ak­cję es­be­ków. Zdą­żyli już udo­wod­nić, że naj­pierw biją, a do­piero po­tem ewen­tu­al­nie za­dają py­ta­nia i spraw­dzają, czy alarm jest wy­ni­kiem za­bro­nio­nej in­ge­ren­cji, czy też awa­rii sta­dio­no­wych czyt­ni­ków uży­wa­nych tylko kilka razy w roku.

*

Na szczę­ście bramkę po­ko­nali bez pro­ble­mów i mo­gli ru­szyć na przy­dzie­lone rano miej­sca. Dra­mat, jaki ro­ze­grał się przed wej­ściem, spra­wił, że Krzyk za­po­mniał o wszyst­kim. Te­raz pra­gnie­nie przy­po­mniało o so­bie, wra­ca­jąc do niego ze zdwo­joną siłą. Wzno­sze­nie mo­dłów było bez­ce­lowe, nie pa­dało prze­cież od mie­sięcy, nie li­cząc tego jed­nego razu. Nic też nie wska­zy­wało na to, aby taki stan rze­czy miał się zmie­nić. Na błę­kit­nym nie­bie próżno było szu­kać choćby jed­nej chmury.

Tyle do­brze, że słońce wła­śnie za­częło cho­wać się za drze­wami, dzięki czemu przy­naj­mniej zna­leźli się w cie­niu. Ina­czej ko­lej­nych dwóch go­dzin ocze­ki­wa­nia na za­peł­nie­nie się sta­dionu Krzyk mógłby nie prze­trwać.

Wtem z gło­śni­ków roz­legł się tu­balny, mocny głos:

– Wi­tam wszyst­kich oby­wa­teli trze­ciej i czwar­tej ka­te­go­rii!

Wy­po­wia­da­ją­cego te słowa nie było jesz­cze wi­dać, ale i tak zgro­ma­dzeni wie­dzieli, kim jest. Pierw­szy Prze­wod­ni­czący Sa­mo­dziel­nej Ko­mórki Te­ry­to­rial­nej Par­tii – w skró­cie na­zy­wany Pierw­szym – był do­sko­nale znany wszyst­kim miesz­kań­com En­klawy Zie­lona Góra, po­cząw­szy od przed­szko­la­ków.

– Wi­taj­cie!

Krzyk roz­glą­dał się uważ­nie do­okoła. Nie szu­kał jed­nak wzro­kiem Pierw­szego, któ­rego po­stać po­ja­wiła się na wiel­kim ekra­nie za­mon­to­wa­nym nad wjaz­dem do parku ma­szyn, in­te­re­so­wali go lu­dzie zgro­ma­dzeni na sta­dio­nie, a kon­kret­nie ich liczba. Bez do­stępu do SYCO do­kładne po­li­cze­nie było nie­wy­ko­nalne, ale męż­czy­zna mógł przy­naj­mniej po­ku­sić się o orien­ta­cyjne sza­cunki. Kie­dyś, gdy dzia­łał jesz­cze miej­scowy klub żuż­lowy Fa­lu­baz, try­buny mie­ściły mniej wię­cej dwa­na­ście ty­sięcy wi­dzów. Te­raz w po­ło­wie zio­nęły pustką.

I po­my­śleć, że przed wojną Zie­lona Góra li­czyła so­bie pra­wie sto czter­dzie­ści ty­sięcy miesz­kań­ców – Krzyk wes­tchnął. Eg­ze­ku­cja zgro­ma­dziła ja­kieś sześć ty­sięcy, tylu było w En­kla­wie We­wnętrz­nej trze­cia­ków i czwar­ta­ków. Lu­dzi z wyż­szym sta­tu­sem – miesz­ka­ją­cych w En­kla­wie Ze­wnętrz­nej – była po­łowa tego, a gdyby tylko za­pa­dła de­cy­zja, też zmie­ści­liby się na sta­dio­nie. Jed­nak ich obo­wią­zek uczest­ni­cze­nia w dzi­siej­szym spek­ta­klu nie do­ty­czył, cie­szyli się licz­nymi przy­wi­le­jami, o któ­rych ni­żej usy­tu­owani w hie­rar­chii mo­gli je­dy­nie po­ma­rzyć.

Re­flek­sję prze­rwał Pierw­szy.

– Nie­któ­rzy z obec­nych tu­taj być może za­dają so­bie py­ta­nie, czy kara, jaką za chwilę wy­mie­rzymy, musi być aż tak su­rowa?

Krzyk spoj­rzał na Adę, ale z jej za­cho­wa­nia trudno było wy­czy­tać, co my­śli.

– Za­da­je­cie so­bie py­ta­nie: czy to dziecko musi umrzeć? – Po­stać Pierw­szego była pre­zen­to­wana na ekra­nie w taki spo­sób, że każdy ze zgro­ma­dzo­nych miał wra­że­nie, jakby pa­trzył mu pro­sto w oczy.

Krzyk zer­k­nął na Ni­kolę, ta wy­glą­dała na nie­obecną. Bra­ko­wało tylko, aby włą­czyła wir­tu­al­fona.

– Oby­wa­tele trze­ciej i czwar­tej ka­te­go­rii! – Na­gle Pierw­szy po­ja­wił się na sce­nie zaj­mu­ją­cej śro­dek mu­rawy – Za­daj­cie so­bie to py­ta­nie! Za­dajmy je so­bie wszy­scy!

Za­dajmy so­bie py­ta­nie, kiedy bę­dziemy mo­gli się cze­goś na­pić!!! – wrza­snął Krzyk w my­ślach.

– Za­dajmy je i od razu so­bie na nie od­po­wiedzmy! – Pierw­szy kro­czył wolno po de­skach, ni­czym ak­tor od­gry­wa­jący wy­uczoną wcze­śniej rolę.

Krzyk był chyba jed­nym z nie­wielu na sta­dio­nie, któ­rzy nie spo­glą­dali na mówcę. Za­miast tego dys­kretne przy­glą­dał się lu­dziom wo­kół. Pró­bo­wał się­gnąć pa­mię­cią, aby przy­po­mnieć so­bie, kiedy ostat­nio był tak bli­sko in­nych, ale nie po­tra­fił. Z pew­no­ścią nic ta­kiego się nie zda­rzyło w tym roku. Wy­jąt­kiem był za­kład pracy, ale tam prze­cież miał do czy­nie­nia tylko z kil­koma ko­le­gami, zresztą, nie­mal przez całą zmianę byli zwy­kle pod dys­kret­nym nad­zo­rem kie­row­nika.

– Czy to dziecko musi umrzeć? – Albo ktoś zaj­mu­jący się sprzę­tem pod­krę­cił gło­śność, albo Pierw­szy zbli­żył mi­kro­fon do ust, jego słowa brzmiały bo­wiem te­raz o wiele moc­niej.

Do Krzyka do­tarło, że zbliża się mo­ment kul­mi­na­cyjny eg­ze­ku­cji. Za­czął krę­cić się jesz­cze bar­dziej, chciał zo­ba­czyć jak naj­wię­cej twa­rzy, uśmie­chów, gry­ma­sów, wła­ści­wie chło­nął każdy de­tal wy­glądu tych, któ­rzy stali naj­bli­żej niego, za­nim tłu­mem wstrzą­śnie dzika eks­taza.

Dwa rzędy ni­żej do­strzegł męż­czy­znę ni­skiego wzro­stu, z opa­słym brzu­chem i prze­tłusz­czoną resztką wło­sów, który co rusz ner­wowo tarł pal­cami o brodę.

Na ten wi­dok Krzyk bez­wied­nie prze­je­chał dło­nią po swo­jej ły­sej gło­wie, czu­jąc w środku ukłu­cie za­zdro­ści. Kępki wło­sów Gru­basa wy­glą­dały może ka­ry­ka­tu­ral­nie, ale i tak byłby go­tów się z nim za­mie­nić, byle tylko znów móc po­czuć pod pal­cami przy­jemny do­tyk.

Cie­kawe, czy Ada i Ni­kola zwró­ciły na niego uwagę? – po­my­ślał, pa­trząc na lśniące głowy żony i córki. A może jesz­cze ktoś za­cho­wał resztę wło­sów? – Znów za­czął się roz­glą­dać.

Na­gle na­po­tkał ukrad­kowe spoj­rze­nie nie­wy­so­kiej ko­biety ze sporą nad­wagą. Spo­sób, w jaki na niego pa­trzyła, spra­wił, że aż go zmro­ziło.

Czyżby była do­no­si­cielką ty­pu­jącą po­dej­rzane osoby na po­trzeby SBP? A może znaj­do­wała się sto­pień wy­żej w hie­rar­chii, pia­stu­jąc funk­cję pro­wo­ka­torki i szy­ku­jąc pu­łapki na Bogu du­cha win­nych czwar­ta­ków?

Wtem ko­bieta się od­wró­ciła, jakby czy­tała w my­ślach Krzyka. Chwilę póź­niej raz jesz­cze spoj­rzała na niego dys­kret­nie. Tym ra­zem wi­dział już wy­raź­nie, że w jej oczach czaił się strach.

Boi się, że to ja jest ka­pu­siem? – po­my­ślał męż­czy­zna. Od razu uśmiech­nął się de­li­kat­nie, w ten spo­sób chciał nie­zna­jo­mej dać znać, że nie musi się go oba­wiać.

Ale ta mo­men­tal­nie ucie­kła wzro­kiem.

W pierw­szym mo­men­cie jej re­ak­cja wy­wo­łała w nim żal, za­raz po­tem zro­zu­miał jed­nak w czym rzecz. Od czasu za­koń­cze­nia wojny normą było do­no­sze­nie na in­nych: są­sia­dów, ko­le­gów z pracy, prze­ło­żo­nych, a na­wet człon­ków naj­bliż­szej ro­dziny. Dzieci ka­po­wały na ro­dzi­ców, mę­żo­wie na żony, a te na mę­żów. De­nun­cja­to­rzy mo­gli li­czyć na do­dat­kowe przy­działy, a naj­bar­dziej ak­tywni i sku­teczni na­wet na awans do wyż­szej ka­te­go­rii, co w przy­padku trze­cia­ków da­wało kom­fort ży­cia, o ja­kim inni mo­gli tylko po­ma­rzyć. Tych ostat­nich sy­tu­acji nie zda­rzało się wiele, były za to na­gła­śniane przez rzą­dową pro­pa­gandę i sta­wiane za przy­kład. Z każ­dym ta­kim ra­zem liczba do­no­sów ro­sła la­wi­nowo, a z miesz­kań, za­kła­dów pracy i chod­ni­ków zni­kały dzie­siątki osób. Więk­szość bez­pow­rot­nie.

Nic dziw­nego, że lu­dzie pa­trzyli na sie­bie wil­kiem, na­wet mał­żon­ko­wie bali się szcze­rze ze sobą roz­ma­wiać.

Krzyk ob­da­rzył Adę bacz­nym spoj­rze­niem. Czy ona też od­czu­wała cza­sami po­kusę, aby go po­grą­żyć? Wcale by go to nie zdzi­wiło, ostat­nio co­raz czę­ściej przy­ła­py­wał się na tę­sk­no­cie za pierw­szymi la­tami ich mał­żeń­stwa i oba­wie, że bez­pow­rot­nie ode­szły w dal. Po za­cho­wa­niu Ady wnio­sko­wał, że mo­gła mieć ta­kie same my­śli. – Jesz­cze raz: czy to dziecko musi umrzeć? – Pierw­szy ode­zwał się po dłu­giej chwili ci­szy. Od razu też sam so­bie od­po­wie­dział. – Tak, musi!

Sły­sząc te słowa, Ada od­wró­ciła się na chwilę, aby spoj­rzeć na męża. Kiedy za­sko­czona na­po­tkała jego wzrok, po­czuła nie­przy­jemny ucisk w pod­brzu­szu.

– Tak, musi! – Pierw­szy po­wtó­rzył jesz­cze gło­śniej.

Ko­bieta czuła na po­liczku pa­lący wzrok Janka. Wzięła głę­boki od­dech, ze wszyst­kich sił sta­ra­jąc się za­cho­wy­wać jak naj­bar­dziej na­tu­ral­nie. W umy­śle co­raz moc­niej tliła się jed­nak obawa, od któ­rej ugi­nały się jej ko­lana.

Po­dej­rze­wał coś?!

Gdy tylko myśl doj­rzała, od razu za­częła uspo­ka­jać samą sie­bie.

Nie­moż­liwe. Ja­nek nie mógł o ni­czym wie­dzieć!

– Musi! – Pierw­szy wrza­snął tak, że echo od­biło się od try­bun, ze zwięk­szoną siłą ude­rza­jąc w zgro­ma­dzo­nych. – To dziecko nie okra­dło mnie! – Grzmiał. – Ono nie okra­dło na­szego mia­sta! Ono nie okra­dło na­szej oj­czy­zny! Ono okra­dło wszyst­kich z was!!! – Jego wielki pa­lec wi­doczny na ekra­nie wbił się w każ­dego ze zgro­ma­dzo­nych.

Pić!

Krzyk pró­bo­wał po­ru­szyć ję­zy­kiem, ale ten był sztywny jak ko­łek. Że też Ni­kola mu­siała wszystko wy­żło­pać! Spoj­rzał na córkę, ta lewą dło­nią pró­bo­wała ukryć otwar­tego wir­tu­al­fona. Już miał wy­ra­zić swoje obu­rze­nie, kiedy do­strzegł, że po­dob­nie za­cho­wy­wało się kil­koro in­nych na­sto­lat­ków w naj­bliż­szym oto­cze­niu. Otak­so­wał wzro­kiem dal­sze rzędy, sy­tu­acja była iden­tyczna.

Ta dzi­siej­sza mło­dzież... – wes­tchnął. Na wszystko ma wy­je­bane. Nic się nie li­czy: ro­dzice, szkoła, praca, ważna jest tylko sieć.

– Oby­wa­tele! – Pa­lec Pierw­szego znik­nął z ekranu, znów po­ja­wiła się na nim jego do­bro­tliwa twarz. – A może nie po­wi­nie­nem po­dej­mo­wać de­cy­zji sa­mo­dziel­nie?

Krzyk wie­dział, do czego szef Par­tii zmie­rza i mu­siał przy­znać, że od­gry­wał swoją rolę pierw­szo­rzęd­nie. Nie zmie­niało to jed­nak faktu, że słu­chał go z obrzy­dze­niem.

– Oby­wa­tele! Może na­le­ża­łoby po­zo­sta­wić ją wam?

Sześć ty­sięcy zie­lo­no­gó­rzan mil­czało.

– Za­tem po­dej­mijmy tę de­cy­zję wspól­nie! – Pierw­szy nie zwle­kał. – Kto z was po­wie nam, co na­leży zro­bić ze zło­dzie­jem, który okradł nas wszyst­kich z naj­cen­niej­szej rze­czy, jaką mamy?

Od­po­wie­działa mu ci­sza.

– Kto po­wie, co mamy z nim zro­bić? – Pierw­szy przy­ło­żył dłoń do czoła, uda­jąc, że wy­pa­truje ochot­nika.

– Za­bić. – De­li­katny głos do­biegł gdzieś z oko­licy wie­życzki sę­dziow­skiej.

Krzyk zda­wał so­bie sprawę, że nie spo­sób tego udo­wod­nić, ale był prze­ko­nany, że au­to­rem tych słów nie był nikt ze zgro­ma­dzo­nych na try­bu­nach, cho­ciaż roz­sta­wione gę­sto mi­kro­fony po­tra­fiły wy­chwy­cić na­wet szept. Same mo­gły też jed­nak być źró­dłem dźwięku.

– Za­bić!

Tym ra­zem męż­czy­zna był już pe­wien, że ktoś na­prawdę krzyk­nął.

– Za­bić!

Nie mi­nęło kilka se­kund, gdy pierw­szym gło­som za­wtó­ro­wały ko­lejne.

– Za­bić!

– Za­bić!

– Za­bić!

– Tak! – Pierw­szy trium­fo­wał. – Za­bić!

– Za­bić! Za­bić! Za­bić!!! – Te­raz tłum wył już z nie­na­wi­ści.

Męż­czy­zna na ekra­nie po­kra­śniał z za­do­wo­le­nia. Od­cze­kał dłuż­szą chwilę, wie­dział, że to z bez­wol­nej ludz­kiej masy wy­zwoli wszel­kie po­kłady nie­na­wi­ści. Po­tem mó­wił da­lej.

– Taki krok może nie­któ­rym wy­da­wać się nie­ludz­kim, ale jest ko­nieczny, aby­śmy mo­gli dbać o na­szą oj­czy­znę, na­szą en­klawę i o nas sa­mych. – Zro­bił krótką prze­rwę dla zwięk­sze­nia efektu. – Pa­mię­taj­cie też, że mu­simy tak zro­bić dla­tego, że... – ko­lejna pauza była już dużo krót­sza – ta­kie... są...

Tłum do­koń­czył za niego.

– Pro­ce­dury!!!

– Ta­kie są pro­ce­dury! – krzyk­nął Pierw­szy raz jesz­cze.

Jan miał wra­że­nie, jakby wrza­ski wy­do­sta­jące się z gło­śni­ków pły­nęły pro­sto do jego uszu, wwier­ca­jąc się w mózg, ni­czym świ­der w miękką zie­mię.

– Wpro­wa­dzić ska­zańca! – ryk­nął Pierw­szy bez ostrze­że­nia.

Nie­mal od razu na ekra­nie po­ja­wiła się po­stać chło­paka – mógł mieć dzie­sięć, może je­de­na­ście lat – sła­nia­ją­cego się na no­gach. Był wle­czony przez dwóch ro­słych es­be­ków trzy­ma­ją­cych go pod ręce, do­dat­kowo skrę­po­wane za ple­cami. Za­nim do­tarli na scenę, mi­nęła mi­nuta, może dwie. W tym cza­sie lu­dzie mil­czeli, tylko co chwilę przez tłum prze­cho­dził ci­chy po­mruk.

Kiedy za­kła­dali mu pę­tlę na szyję, z gło­śnika roz­legł się bez­na­miętny głos lek­tora, który wszy­scy do­sko­nale ko­ja­rzyli z Dzien­nika Wie­czor­nego.

– Przy­po­mina się o za­sa­dach obo­wią­zu­ją­cych na dzi­siej­szej eg­ze­ku­cji...

Cha­rak­te­ry­styczny bas spi­kera miał przy­jemne brzmie­nie. Gdyby Krzyk nie wie­dział, czego do­ty­czy ko­mu­ni­kat, mógłby się na­wet od­prę­żyć.

– Każdy, kto w mo­men­cie kul­mi­na­cyj­nym od­wróci głowę lub zmieni po­zy­cję ciała na taką, która unie­moż­liwi re­je­stro­wa­nie ob­razu, zo­sta­nie tym­cza­sowo po­zba­wiony dzien­nego przy­działu ro­dzin­nego...

Krzyk po­ło­żył dłoń na ra­mie­niu Ni­koli. Ta spoj­rzała na niego, za­mknęła wir­tu­al­fona, po­tak­nęła, da­jąc znać, że zro­zu­miała.

– Po­dobne kon­se­kwen­cje spo­tkają tych, któ­rzy za­sło­nią lub za­mkną oczy...

Krzyk na­brał głę­boko po­wie­trza, po czym wy­pu­ścił je z sy­kiem, pa­trząc na chło­paka, który wy­gi­nał głowę we wszyst­kich kie­run­kach, pró­bu­jąc po­zbyć się pę­tli. Nic nie mó­wił, nie krzy­czał, za­kle­jone ta­śmą usta nie były w sta­nie wy­do­być z sie­bie żad­nego dźwięku. Mu­siał wie­dzieć, że jego wy­siłki są da­remne, a i tak nie da­wał za wy­graną. Wal­czył do końca.

Męż­czy­zna miał świa­do­mość, że więk­szo­ści zgro­ma­dzo­nych na try­bu­nach los chłopca kom­plet­nie nie ob­cho­dzi i że za chwilę z dziką przy­jem­no­ścią będą wpa­try­wać się w jego wi­szące ciało, ni­czym dzicz sy­cącą się przed stu­le­ciami wal­kami gla­dia­to­rów. Oni będą pa­trzeć do­bro­wol­nie, cała reszta – tak jak on – z musu. Żadne sztuczki nie wcho­dziły w grę, na straży stały bo­wiem setki ka­mer i czuj­ni­ków SYCO roz­po­zna­ją­cych nie tylko twa­rze, ale też re­je­stru­ją­cych re­ak­cje po­szcze­gól­nych lu­dzi, ich na­strój, tem­pe­ra­turę ciała i dzie­siątki in­nych da­nych.

– Uwaga! – Pierw­szy sta­nął w roz­kroku dwa me­try przed na­sto­lat­kiem. Dał znak pod­nie­sioną ręką.

– Przy­go­to­wać się do eg­ze­ku­cji. – Głos lek­tora cały czas brzmiał tak samo spo­koj­nie.

Krzyk ze zgrozą od­no­to­wał fakt, że kilka osób w rzę­dach po­ni­żej otwo­rzyło wir­tu­al­fony i włą­czyło na­gry­wa­nie. Ro­zej­rzał się wo­kół, tych parę przy­pad­ków to był wierz­cho­łek góry lo­do­wej!

Jakby byli na me­czu żuż­lo­wym, a pod ta­śmą star­tową usta­wiało się wła­śnie czte­rech za­wod­ni­ków.

– Dzie­sięć... – Spi­ker za­czął od­li­cza­nie.

Krzyk spoj­rzał na szu­bie­nicę, dużo wy­żej niż głowa ska­zańca.

– Dzie­więć...

Opa­ska na dłoni męż­czy­zny za­drżała, ra­żąc go de­li­kat­nie prą­dem.

– Osiem...

Krzyk ją zi­gno­ro­wał.

– Sie­dem...

Na­tę­że­nie prądu wzro­sło.

– Sześć...

Za­ci­snął zęby, chcąc wy­trwać jak naj­dłu­żej.

– Pięć...

De­li­katne mro­wie­nie ustą­piło miej­sca nie­zno­śnemu pie­cze­niu.

– Cztery...

Ból po­tęż­niał z se­kundy na se­kundę.

– Trzy...

Wie­dział, że za chwilę do­trze do progu wy­trzy­ma­ło­ści.

– Dwa...

Krzyk nie dał rady wal­czyć da­lej. Cena, jaką mu­siałby za to za­pła­cić, była zbyt wy­soka. Prze­niósł wzrok na twarz chłopca.

– Je­den.

Mi­kro­fony usta­wione na sce­nie wy­ła­pały dźwięk otwie­ra­ją­cej się za­padni, a sprzęt ob­słu­gu­jący na­gło­śnie­nie na sta­dio­nie do­dat­kowo oczy­ścił go i wzmoc­nił. Za­raz po­tem ciało na­sto­latka za­częło po­dry­gi­wać, z me­ga­fo­nów dało się sły­szeć rzę­że­nie.

Krzyk miał łzy w oczach. Mo­dlił się, żeby SYCO nie uznało tego za zła­ma­nie pro­ce­dury. Nie­mal czuł, jak czuj­niki re­je­strują ruch jego ga­łek ocznych. Wie­dział, że to nie­moż­liwe, że ro­biły to nie­do­strze­gal­nie dla ludz­kich zmy­słów, ale i tak czuł się nie­swojo. Miał wra­że­nie, jakby ktoś za­glą­dał mu do wnę­trza mó­zgu.

– Ko­niec. – Lek­tor cały czas brzmiał tak, jakby czy­tał dziecku bajkę. – Eg­ze­ku­cja zo­stała za­koń­czona.

Krzyk z ulgą od­wró­cił głowę. Ode­tchnął głę­boko, pa­trząc na dzie­siątki wir­tu­al­fo­nów re­je­stru­ją­cych wciąż ru­chy dyn­da­ją­cego ciała. Wstrzą­snął nim gniew, ale mo­men­tal­nie przy­wo­łał się do po­rządku. Nic nie mógł na to po­ra­dzić.

– Po­daję dane sta­ty­styczne. – Lek­tor ode­zwał się raz jesz­cze. – Udział w eg­ze­ku­cji wzięło sześć ty­sięcy dwu­dzie­stu ośmiu oby­wa­teli, to jest sto pro­cent upraw­nio­nych. Pra­wi­dłowy udział w eg­ze­ku­cji za­li­czono sze­ściu ty­siącom dwu­dzie­stu sied­miu oby­wa­te­lom.

Krzyk po­czuł w środku ukłu­cie za­zdro­ści.

Zna­lazł się ktoś, kto po­tra­fił się wy­ła­mać!

I to nie był on...

Cwa­niak! – po­my­ślał. Pew­nie cho­wał gdzieś w domu za­pasy na czarną go­dzinę i mógł so­bie na coś ta­kiego po­zwo­lić. Cie­kawe tylko, czy re­zerwę za­wdzię­czał pro­sty­tu­owa­niu się swo­jej żony lub córki? A może wy­naj­mo­wał na go­dziny wła­sne ciało, jeż­dżąc do po­sia­dło­ści Pierw­sza­ków?! Gdyby tylko wie­dział, który to, pod­biegłby do niego i roz­szar­pał go­łymi rę­koma!

A je­śli to była ko­bieta?

Też by ją za­bił!

– Na­leży kie­ro­wać się do bra­mek wyj­ścio­wych. – Lek­tor za­czął in­stru­ować tłum. – Przy­po­mi­namy, że poza sta­dio­nową strefą bu­fo­rową obo­wią­zują prze­pisy do­ty­czące utrzy­ma­nia dy­stansu spo­łecz­nego.

Krzyk ru­szył za Adą i Ni­kolą wolno kro­czą­cymi w stronę ogro­dze­nia. Rzu­cił okiem na scenę. Ciało chłopca wciąż wi­siało na szu­bie­nicy.

Wie­dział, że nie jest to nie­fra­so­bli­wość. Wręcz prze­ciw­nie, es­becy spe­cjal­nie nie od­ci­nali ciała. Chcieli, żeby zgro­ma­dzeni na sta­dio­nie lu­dzie jak naj­dłu­żej się w nie wpa­try­wali.

Żeby scena, jaka ro­ze­grała się przed ich oczami i w ich umy­słach, za­lę­gła się tam na za­wsze. Aby pa­mię­tali o niej, kiedy tylko przy­szłaby im do głowy próba kra­dzieży choćby jed­nej ma­łej bu­telki.

Pić!

Krzyk od­wró­cił głowę, zło­rze­cząc w my­ślach mar­twemu dzie­cia­kowi. Gdyby nie prze­stęp­stwo, ja­kiego się do­pu­ścił, on nie miałby te­raz w no­gach czte­rech ki­lo­me­trów i tylu samo przed sobą w dro­dze po­wrot­nej!

Pić...

Żeby od­wró­cić uwagę od pra­gnie­nia, spoj­rzał na ze­ga­rek, starą „Ra­kietę” wy­pro­du­ko­waną jesz­cze w cza­sach ist­nie­nia Związku Ra­dziec­kiego i je­dyną pa­miątkę po ojcu, która ucho­wała się pod­czas wojny.

Szybko ob­li­czył czas, jaki upły­nął od wej­ścia na sta­dion i wy­łą­cze­nia sys­temu nad­zo­ru­ją­cego utrzy­ma­nie dy­stansu spo­łecz­nego. Je­żeli Bo­guś nie my­lił się w ob­li­cze­niach, wpro­wa­dzony pod­czas eg­ze­ku­cji tro­jan po­wi­nien zro­bić to, do czego zo­stał za­pro­jek­to­wany. Już wkrótce się tego do­wie­dzą.

A je­śli się udało...

Krzyk po­czuł, jak jego serce przy­śpie­sza. Uśmiech­nął się mi­mo­wol­nie, wie­dząc do­sko­nale, że tym ra­zem nie jest to re­ak­cja na po­stę­pu­jące od­wod­nie­nie.

Je­żeli ich sza­lony i śmiały plan się po­wiódł, to...

Na tę myśl męż­czy­zna aż przy­mknął oczy.

Wresz­cie będą mo­gli za­cząć ko­pać.Roz­dział 2

Dziwna pan­de­mia – bo ta­kim mia­nem ochrzczono ją po la­tach – która roz­po­częła się w 2020 roku, nie­mal ze­pchnęła świa­tową go­spo­darkę w prze­paść. Firmy upa­dały, lu­dzie tra­cili pracę albo umie­rali w szpi­ta­lach nie­le­czeni, dra­stycz­nie wzro­sła też liczba sa­mo­bójstw, za­równo wśród star­szych, jak i mło­dzieży. Po­tem przy­szła wojna na Ukra­inie i jesz­cze więk­sze pro­blemy go­spo­dar­cze. Rządy więk­szo­ści kra­jów zmie­niły prio­ry­tety i prze­stały dbać o eko­lo­gię. Li­czyło się tylko tu i te­raz – walka o na­kar­mie­nie mi­liarda lu­dzi bez pracy – a nie zmniej­sza­nie emi­sji dwu­tlenku wę­gla czy in­we­sto­wa­nie w zie­loną ener­gię. Sy­tu­acji nie po­pra­wiła też za­paść sys­te­mów edu­ka­cji. Mie­siące zdal­nego na­ucza­nia po­cią­gnęły za sobą nie­spo­ty­kany wcze­śniej w hi­sto­rii świata kry­zys kom­pe­ten­cji i spo­łecz­nego wy­ob­co­wa­nia. De­cy­denci, pró­bu­jąc ra­to­wać sy­tu­ację, za­częli wpro­wa­dzać ko­lejne re­gu­la­cje prawne i re­stryk­cje, a po­nie­waż nie da­wało to efektu, śrubę przy­krę­cano co­raz moc­niej.

Kiedy zo­rien­to­wano się, że nie tędy droga, było już za późno. W 2026 roku zmiany kli­ma­tyczne ostro przy­śpie­szyły, po­wo­du­jąc se­rię klęsk ży­wio­ło­wych na ca­łej kuli ziem­skiej. Ogromu znisz­czeń do­peł­niła su­sza trwa­jąca nie­mal dwa lata. Po­cząt­kowo bar­dziej za­sobne pań­stwa pró­bo­wały ra­to­wać inne, ale szybko oka­zało się, że świa­towe za­pasy są na to zbyt małe.

To wła­śnie tam­ten mo­ment wy­ko­rzy­stało kilka kor­po­ra­cji, na czele z Uni­ver­sum He­alth and Care. Za­pro­po­no­wały po­wo­ła­nie spe­cjal­nej agendy i za­ofe­ro­wały swój udział w pra­cach ma­ją­cych za­po­biec ka­ta­kli­zmowi. Rządy naj­więk­szych mo­carstw przy­kla­snęły po­my­słowi, me­dia ogło­siły zwy­cię­stwo, a ko­mi­tet no­blow­ski uho­no­ro­wał kon­cerny na­grodą po­ko­jową.

Szybko jed­nak oka­zało się, że po­moc nie bę­dzie dar­mowa, a w za­mian za nią kor­po­ra­cje za­żą­dały udzia­łów w fir­mach dys­try­bu­cyj­nych oraz wpływu na ścieżkę le­gi­sla­cyjną i kształ­to­wa­nie po­li­tyki we­wnętrz­nej i ze­wnętrz­nej rzą­dów.

Wów­czas przy­szedł drugi cios: w kilku ty­sią­cach miej­scach na świe­cie, nie­mal jed­no­cze­śnie, za­truto naj­więk­sze uję­cia i zbior­niki, nie­mal po­łowę tego, co ludz­kość miała do dys­po­zy­cji. Ak­cja była zor­ga­ni­zo­wana i cho­ciaż nikt ni­kogo za ręce nie zła­pał, co od­waż­niejsi dzien­ni­ka­rze od razu o sa­bo­taż oskar­żyli Uni­ver­sum He­alth and Care oraz dwie współ­pra­cu­jące z nią inne kor­po­ra­cje.

ONZ po­wo­łała spe­cjalną ko­mi­sję, która oczy­wi­ście ni­czego nie wy­kryła, w prze­ci­wień­stwie do syn­dy­katu nie­za­leż­nych dzien­ni­ka­rzy, któ­rzy wpa­dli na trop pa­ra­mi­li­tar­nej or­ga­ni­za­cji po­wią­za­nej z kon­cer­nami. Przed­sta­wili twarde do­wody, ale na zmianę układu sił było już za późno. Świa­towe za­soby zmniej­szyły się dra­stycz­nie, po­daż za­częła spa­dać w po­stę­pie geo­me­trycz­nym, za to ceny wzro­sły do nie­bo­tycz­nych roz­mia­rów. W efek­cie przed mi­liar­dami lu­dzi na ca­łym świe­cie sta­nęło widmo śmierci z pra­gnie­nia.

I wła­śnie wtedy wy­bu­chła III wojna świa­towa. Kon­flikt nie trwał długo, za­le­d­wie dwa mie­siące, za to był ka­ta­stro­falny w skut­kach. Nie wia­domo było, kto pierw­szy użył broni ją­dro­wej: Stany Zjed­no­czone czy Ro­sja, nie­któ­rzy ob­ser­wa­to­rzy ob­wi­niali też Chiny. Wojna nu­kle­arna prze­ro­dziła się w kon­flikt tra­dy­cyjny, który do­peł­nił dzieła znisz­cze­nia. Po­pu­la­cja w nie­któ­rych re­jo­nach świata zmniej­szyła się o osiem­dzie­siąt pro­cent, więk­szość te­ry­to­rium Ame­ryki Pół­noc­nej i Azji – a także znaczna część Eu­ropy – nie nada­wała się do za­miesz­ka­nia.

Kiedy szary pył opadł, było już tylko go­rzej. Wojna była bły­ska­wiczna, ale jesz­cze szyb­ciej dzia­łały kor­po­ra­cje. Ciała za­bi­tych nie zdą­żyły jesz­cze do­brze osty­gnąć, gdy oka­zało się, że resztki świa­to­wych za­so­bów prze­szły na wła­sność trzech z nich, przy czym Uni­ver­sum He­alth and Care miała naj­więk­szy udział, po­nad pięć­dzie­się­cio­pro­cen­towy. Co wię­cej, dzięki po­ro­zu­mie­niom z pra­wie wszyst­kimi pań­stwami na świe­cie, zy­skały mo­no­pol na pro­wa­dze­nie od­wier­tów, po­szu­ki­wa­nia no­wych źró­deł, a także aku­mu­lo­wa­nie za­pa­sów. Zwy­kłym lu­dziom nie wolno było bez ze­zwo­le­nia wy­ko­pać na­wet zwy­kłej studni ani też gro­ma­dzić desz­czówki, zresztą pa­dało za­le­d­wie kilka dni w roku. Efek­tem tych wszyst­kich ob­ostrzeń było uza­leż­nie­nie ca­łych kra­jów i spo­łe­czeństw.

Nic dziw­nego, że świa­tem wstrzą­snęły fale nie­po­ko­jów. W od­po­wie­dzi na to rządy ko­lej­nych państw – kie­ro­wane z tyl­nego sie­dze­nia przez wła­dze trzech kor­po­ra­cji – dzie­liły swoje te­ry­to­ria na za­mknięte en­klawy, po­mię­dzy któ­rymi po­ru­szać mo­gli się je­dy­nie oby­wa­tele cie­szący się peł­nią praw – po­zo­sta­łym nie wolno było ich opusz­czać. W Zie­lo­nej Gó­rze wy­dzie­lono do­dat­kowo dwie czę­ści: En­klawę We­wnętrzną i En­klawę Ze­wnętrzną. Do tej dru­giej wstęp mieli je­dy­nie Pierw­szaki i Dru­dzy.

W Pol­sce – jed­nej z naj­więk­szych prze­gra­nych wojny – sy­tu­acja była dra­ma­tycz­nie zła. Od jej wy­bu­chu obo­wią­zy­wał stan wy­jąt­kowy – prze­dłu­żany na ko­lejne okresy – kon­sty­tu­cja była za­wie­szona, prawo do od­wo­ła­nia się do sądu od de­cy­zji or­ga­nów ad­mi­ni­stra­cji pu­blicz­nej w więk­szo­ści spraw zo­stało bez­ter­mi­nowo wstrzy­mane.

Fak­tyczną wła­dzę w en­kla­wach spra­wo­wali lo­kalni po­li­tycy wska­zy­wani przez rząd cen­tralny, jed­nak sta­no­wi­ska nie mógł ob­jąć nikt, kto wcze­śniej nie zo­stałby za­ak­cep­to­wany przez miej­scowe przed­sta­wi­ciel­stwo jed­nej z trzech kor­po­ra­cji. W En­kla­wie Zie­lona Góra – bo tak brzmiała te­raz ofi­cjalna na­zwa mia­sta – był nim Grze­gorz Ber­nat, któ­rego jed­nak wszy­scy na­zy­wali skró­towo Pierw­szym, a nie­któ­rzy – tylko w my­ślach – Pierw­szym Skur­wy­sy­nem. To on de­cy­do­wał o wy­so­ko­ści przy­dzia­łów i – co rów­nie istotne – ce­nie li­tra wody, która nie­ustan­nie się zmie­niała. Tak na­prawdę jed­nak każda de­cy­zja była po­dej­mo­wana w ga­bi­ne­tach Uni­ver­sum He­alth and Care, Ber­nat je­dy­nie wcie­lał ją w ży­cie.Krzysz­tof Ko­zio­łek

Rocz­nik 1978, zie­lo­no­gó­rza­nin z uro­dze­nia i za­miesz­ka­nia. Przez pra­wie 20 lat miesz­kał w No­wej Soli, gdzie za­częła się jego ka­riera pi­sar­ska. Ab­sol­went po­li­to­lo­gii na Uni­wer­sy­te­cie Zie­lo­no­gór­skim, z za­wodu pi­sarz i dzien­ni­karz. Pa­sjo­nat gór­skich wę­dró­wek, za­pa­lony ki­bic żużla i fan se­rialu „Na po­łu­dnie”. Znany też jako Bo­ok­man, czyli czło­wiek w naj­bar­dziej kry­mi­nal­nym płasz­czu na świe­cie uszy­tym z okła­dek ksią­żek.

W 2007 roku za­de­biu­to­wał „Drogą bez po­wrotu”, od tego czasu wy­dał dwa­dzie­ścia trzy po­wie­ści sen­sa­cyjne, kry­mi­nalne i thril­lery. Kilka z nich to kry­mi­nały na­pi­sane w stylu skan­dy­naw­skim, czyli po­dej­mu­jące ważne te­maty spo­łeczne.

W 2011 roku otrzy­mał „Lu­bu­ską Na­grodę Li­te­racką” dla naj­bar­dziej obie­cu­ją­cego lu­bu­skiego pi­sa­rza. W 2018 roku za kry­mi­nał re­tro „Wzgó­rze Pia­stów” oraz cały do­ro­bek be­le­try­styczny otrzy­mał Zie­lo­no­gór­ską Na­grodę Li­te­racką „Wi­niarka”. W 2019 roku za kry­mi­nał re­tro „Nad Śnież­nymi Ko­tłami” otrzy­mał na­grodę „Książka Gór­ska Roku” w ka­te­go­rii „Gór­ska fik­cja li­te­racka i po­ezja”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: