Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Abrakadabra - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 lipca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Abrakadabra - ebook

Powieść Abrakadabra to wizja nieodległej przyszłości w świecie, który wiele tradycji religijnych nazywa czasami ostatecznymi. Chcąc zapewnić sobie lepszą kontrolę ludzkości, władza podporządkowuje sobie część religijności zorganizowanej. Ideologia ziemian i rządzących nimi umysłowych kosmitów, prowadzi nieuchronnie do katastrofy na gruzach której ma się urodzić inny świat. Intensywnie nad tym pracują postaci dramatu, w tym ludzie systemu ale i kilku odmiennych odłamów duchowości. Dla dorosłych.
Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8189-903-1
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

2. Polowanie

1.

W czasie gdy wśród pól i lasów ruszała pielgrzymka, nad dużą ziemską posiadłością, 33 kilometry od północno-zachodnich rogatek miasta a 11 kilometrów od morza, także latał helikopter. W jej środku stał potężny dwór, otoczony angielskim parkiem, na zewnątrz którego znajdował się pas romantycznie stylizowanego krajobrazu. Posiadłość sięgała od granic miasta aż nad samo morze, czyli w przybliżeniu stanowiła prostokąt o bokach 44 x 66 kilometrów. Tam gdzie właśnie unosił się helikopter, zaczynał się nadmorski pas puszczy, do której kierowała się uzbrojona w dubeltówki ekspedycja gospodarzy i gości dworu, otoczona głodnymi krwi sforami psów różnej rasy i maści. Jak przystało na ludzi bogatych, ubrani byli w szykowne stroje łowieckie, zaś sztucery miały elektroniczne oprzyrządowanie najwyższej światowej klasy i marki. Impreza na którą wyruszali trwała zazwyczaj tydzień, więc myśliwi brali ze sobą tabor z trunkami i przenośnym zakwaterowaniem. Jedzenia nie zabierali — należało sobie je upolować. W zasadzie można też było na miejscu i z lokalnego budulca stawiać domki na nocleg, ale to najwidoczniej byłoby już zbyt męczące. W łowach uczestniczyła zawsze stara gwardia plus czasem kooptowano kogoś nowego, kto rzecz jasna czuł się tym mocno wyróżniony.

— ten śmigłowiec zabezpiecza wyprawę czy przekazuje dane topograficzne? — zagadnął raczej niski, krotko obcięty brunet w ciemnych okularach nasuniętych nad czoło, a przez to odkrywających małe i zmrużone ciemne oczy. Opierał się o ciągniony przez konie wóz z taboru a w ręku trzymał lornetkę.

— To mamy z satelit. — rzeczowo odparł Konstanty. Zaraz potem, nagłym ruchem, chwycił swego rozmówcę od tyłu za szyję. — A teraz wyobraź sobie, że to któraś z tutejszych bestii.

— Rozumiem. Miałem trochę racji: zabezpiecza polowanie medycznie. Coś jak statek-szpital w Zatoce? Czyli unoszą się nad nami przemiłe pielęgniarki?

— Zawsze byłeś przenikliwy. Tylko z tą Zatoką to niezupełnie. Owszem, na początku było tam męskie spa. Potem już tylko oddział szpitalny. No ale to nie ta klasa rozgrywek. — zaśmiał się Konstanty.

— A tam z góry też można strzelać? — dopytywał towarzysz Konstantego.

— Teoretycznie nie. Zwierzynie trzeba dać jakąś szansę. Ona ma lepsze zmysły, my aparaturę i wieżyczki strzelnicze.

— Teoretycznie nie. To znaczy praktycznie tak?

— No może jak już nic nie idzie, albo jak Siwy za dużo wypije, albo jak go jakaś miła pielęgniarka ładnie poprosi. Ale generalnie, nie wolno. — Konstanty dobrotliwie złapał towarzysza za manierkę, którą ten już nachylał do ust. — Tego też nie wolno aż do wieczora.

— Jasne. I słusznie. Jeszcze byśmy się nawzajem wystrzelali. Aż mi głupio. To co, jazda według ustaleń na odprawie?

— Tak jest.

W oddali słychać było ujadanie psów i melodię trąbki a na niebie pojawiła się raca dymna. Polowanie zostało rytualnie otwarte. Konstanty rozdzielił się ze swym rozmówcą ale pozostawali ze sobą w kontakcie wzrokowym. Łączność głosową zapewniały komunikatory w czapkach łowieckich. Pierwsze kilkaset kroków było zwykłym spacerkiem. Dalej było już ciemniej i zapachy zrobiły się bardziej intensywne, ale większa atrakcja nie wisiała w powietrzu. Konstanty raczył się borówkami i dzikimi malinami. Niski brunet zainteresował się grzybami i po pół godzinie marszu, wyciągnął puszkę z żelowym paliwem i podręczny metalowy talerz. Odwinął aluminiowe wieczko i zapalił żel kładąc puszkę na pniaku, na puszce grill a na nim ów talerz. Zza pazuchy wyciągnął kanapkę i wycisnął z niej masło na rozgrzany metal. Kilka zebranych grzybków pociął i położył na skwierczącym maśle. Kromką chleba naciągnął trochę sosu grzybowego i wwąchał się z rozkoszą w zapach lasu.

— zgaś to do cholery! Capi na kilkaset metrów! — usłyszał w słuchawce głos Konstantego i posłusznie zdjął talerz z wojskowego palniczka. Zawartość talerza wchłonął natychmiast jednym haustem i dokładnie wytarł go drugą kromką chleba z kanapki. — Zaraz pewnie bekniesz na pół puszczy… zaczekaj, zaraz tam będę.

— A stało się coś?

Po chwili znów byli razem: Konstanty zły, a jego towarzysz lekko zaskoczony.

— To co tu robimy, to nie do końca zabawa.

— Przecież póki co są tu tylko grzyby i jagody…

— To, że mamy najnowsze spluwy i globonass nie znaczy, że uda się upolować to co planujemy i tak, jak zakładamy. Zwierza najłatwiej spłoszyć kiedy jesteś najmniej skoncentrowany. Żeby upolować to co chcesz, twoja ofiara nie może cie widzieć, nie może się ciebie spodziewać.

— No dobra, przepraszam.

— Tu nie o to chodzi by postępować bezmyślnie a potem przepraszać, tylko o to by wykonać zadanie. Zdaje ci się, że ich tu nie ma? To dzikie bydło jest czujne i szybko się uczy. Najłatwiej się zdekonspirować w najgłupszych sytuacjach.

— No z tym „bezmyślnie” to chyba przeholowałeś. — zirytował się towarzysz Konstantego. — Domyślam się, że te lasy są już tak przetrzebione, że i tak pewnie nic nie upolujemy. A jeśli tu coś jest to przecież i tak prędzej czy później samo wpadnie nam w łapy.

— I tu jesteś w błędzie, Rezak. Nie chodzi o to by COŚ ubić, nawet nie o to chodzi by wybić jak najwięcej. Ci, którzy tak czynią są idiotami. Wbrew pozorom, to delikatna materia. — Konstanty usiadł na pniaku, na którym Rezak przyrządzał sobie podwieczorek. Rezak oparł się o drzewo, lekko spuścił głowę i obracał w dłoniach nożyk, którym przyrządzał grzyby.

— Wprawa w zabijaniu to wcale nie najważniejsza umiejętność w polowaniu. Wybijesz za dużo, naruszysz ekosystem. Zostawisz za mało, co będziesz jadł za rok? Ustrzelisz nie to co trzeba, będą straty a zysk niewielki. Zostawisz za dużo, to ci pola zryją i same będą zdychać z głodu zostawiając smród w lesie i na łąkach. To skomplikowana inżynieria. Czasem nawet trzeba odbudować pogłowie, czasem zachodzi wręcz konieczność by udoskonalić umiejętności tego na co potem polujesz. Czy można puścić nalot dywanowy na las i wszystko wybić? Można, tylko po co? Las przynosi liczne korzyści. Potem takim ulepszonym DNA można np. doskonalić zwierzęta udomowione.

— Jasne, ale co ja takiego zrobiłem, że się wściekasz?

— Podejście, Rezak, podejście! To nie jest wieczorek, piwko, telewizorek. Ja cie nie zaprosiłem do kina tylko na polowanie. Poważna sprawa. A może to czego szukaliśmy było właśnie tu? Może je spłoszyłeś? A gdybyś swym rozkojarzeniem i pożywieniem zwabił misia? I on cię cap za kark, a ty masz w łapie talerz zamiast giwery. Te dzikie bestie w lesie czasem uciekają a czasem atakują. Jeśli jesteś dobry w swoim fachu, to pora sprostać poważniejszym wyzwaniom, podjąć bardziej odpowiedzialną grę o wyższą stawkę. Rozumiesz?

Rezak słuchał ze zrozumieniem patrząc na korony drzew z kraczącym gdzieś ptactwem, wsłuchując się w dźwięk dochodzących nie wiadomo skąd pohukiwań i trzaskających nie wiadomo pod czym gałęzi. Coś tam było, nie wiadomo dokładnie co i gdzie. Kierowało się swym instynktem i mądrością. Wokół pulsowało czyste, cenne ale i groźne życie, które było równie obce jak fascynujące. Polowanie zaczynało go wciągać.

2

W sali bankietowej dworu Siwego, na ścianie za wznoszącym toast gospodarzem zawieszono właśnie wielką niedźwiedzią skórę, a na stoły zastawione dzbanami czerwonego, wytrawnego wina, i misami surowych i gotowanych warzyw, wnoszono pachnące półmiski z mięsiwem. Siwy był człowiekiem poważnej postury, o wąskich ale spokojnych oczach hodującym pod nosem staroświeckiego wąsika. Była to chwila triumfu, a od gospodarza promieniowała duma i poczucie dobrze spełnionego zadania, jakie sam sobie i innym postawił.

— Za wielkie łowy! — zakomunikował wyraźnie acz spokojnie.

— Darz bór! — gromko odpowiedziała sala.

Nie był to typowy obiad i większość biesiadników ubrana była na wieczorowo. Gorący posiłek stał na ławach idących pośrodku sali bankietowej, ale nie było przy nich krzeseł — te stały pod ścianami przy mniejszych stolikach, w kątach i na tarasie, gdzie też siadali kto i z kim jak uważał. Atmosfera była luźna a konfiguracje w jakich siadali uczestnicy przyjęcia naturalnie się zmieniały.

— ja bym prędzej zjadł coś słodkiego. — wyznał Konstantemu Rezak.

— Na to przyjdzie czas.

— Ehh…

— nie powinno się mieszać posiłków, zapachów. No i to niezdrowe: słodkie jedz godzinę przed albo godzinę po.

— A co komu szkodzi, że jeden będzie wcinał mięcho a drugi w tym czasie tort makowy?

— Co za dużo … swobody … to niezdrowo. Jesz chaotycznie, jesteś chaotyczny. Niezdrowo się odżywiasz, nie jesteś w pełni sił. Jesteś słaby, przegrasz.

— Brzmi jak zakon.

— Bo to jest zakon. — spuentował Konstanty tonem zdradzającym zdziwienie.

— Witamy nieumarłego! — zażartował Siwy, który podszedł właśnie do balustrady na tarasie gdzie Konstanty rozmawiał z Rezakiem. — Mało brakowało a umarłbyś na nowo.

— Zapomniałem załadować. — odrzekł zakłopotany Rezak.

— Niby taka drobna rzecz. — Siwy badawczo ale i z uśmiechem patrzył na obu.

— Błąd jest tylko błędem o ile wyciągamy z niego wnioski. — bagatelizował Konstanty.

— A jak tam wnioski z falstartu Tewu.

— Co ma wisieć … wisi na ścianie. — zakończył Konstanty tonem profesjonalisty.

Rezak oddalił się skromnie do ogródka i siadł pod drzewem, zsunął na oczy swe ciemne okulary a w oczekiwaniu na deser wystawił twarz do zachodzącego słońca i przeżuwał wykałaczkę. Konstanty z Siwym podeszli do oranżerii, gdzie przy wejściu stała Rosica, najwidoczniej rozmawiając przez komunikator. Konstanty z Siwym przystanęli na moment, chcąc dać jej skończyć, ale ponieważ właśnie skończyła, podeszli bliżej i ucałowali się na powitanie. Rosica była zgrabną i atrakcyjną kobietą, o zdecydowanych ruchach oraz pełnych ale i raczej płaskich ustach. Oczy zakrywały jej ciemne okulary, zaś górna część sukni wieczorowej zapięta była pod samą szyję, mimo wysokiej temperatury na zewnątrz. Wydawałoby się, że granat materiału miał kontrastować z diamentem w kształcie spiczastej muszli, ale być może materia miała ukrywać tą ciemniejszą stronę głębokiej opalenizny, jaką była pomarszczona skóra, może nie rzucająca się w oczy, ale jednak — jak się dokładniej przypatrzeć — tu i ówdzie widoczna.

— Co słychać w ciepłych krajach? — zagaił Siwy.

— Dopiero się wybieram. Myślę, że — jak zwykle — będzie nadzwyczajnie.

— Uuu? A co się stało? Zawsze to był sierpień? — dociekał gospodarz.

— Kostek, nie mówiłeś? Zwyczajna sytuacja nadzwyczajna.

— Projekt „Pastorał”?

— Ale dzięki temu, co ma wisieć … już wisi. — zameldował ponownie Konstanty. Siwy zaśmiał się rzewnie i zatarł dłonie.

— Aha! Nie zrozumiałem w pierwszej chwili. To już? Szybko!

— Rosica nie ma sobie równych jeśli chodzi o te sprawy.

— Kostek, a co ty wiesz o tym jak jest w „tych” sprawach, co?

— Chętnie skonfrontuję wspomnienia z teraźniejszością. — uśmiechnął się do niej.

— To musisz się spieszyć, bo po moim powrocie z wakacji konfrontacja taka może nie wypaść na twoją korzyść. — docięła Rosica, unosząc swe ciemne okulary i ukazując zielone, kocie oczy. Wszyscy parsknęli śmiechem.

— Wiesz, mnie już bliżej grobu niż alkowy, ale naszemu głównemu podopiecznemu przydałoby się coś z tych rzeczy.

— Och, to jesteś bracie daleko z tyłu. Anielica stróż dla Brata Przewodniczącego już prawie nagrana.

— Prawie? To będzie niedosyt pod lazurowym niebem. — przekomarzał się Konstanty.

— Bądźmy poważni, Kostek. W tych sprawach pośpiech nie jest wskazany. — skomentował Siwy. — za to będzie wskazany twój powrót przed końcem września. — mówiąc to zwrócił się do Rosicy.

— O, jakieś kolejne sprawy nie cierpiące zwłoki? — zdziwiła się Rosica

— Może raczej ludzie, choć cierpiące zwłoki. — zagadkowo odparł Siwy na czym rozmowa się urwała. Był to jeden z tych mniej przyjemnych momentów dla Konstantego, w których uświadamiał sobie, że są pewne poziomy wtajemniczenia, gdzie nie może się czuć _insider’em_.

— Dobra, pogadajcie sobie o tych zwłokach nie cierpiących ludzi a ja idę na deser — spuentowała dama.

3

Bazyli wrócił właśnie do domu. Cristal sprawdzała pocztę.

— Coś ważnego, ciekawego? — rutynowo spytał żonę.

— Główny nius dzisiaj: za kilka tygodni będzie u nas spotkanie G12. Znowu będzie wojna.

— Trochę to bez sensu: rok po roku tylko rytualne protesty i rytualny pokaz siły. Nic to nie daje oprócz strat materialnych ani systemu to nie obali ani podziemia nie wzmocni.

— Ja się nie dziwię tym, w których zostało jeszcze trochę życia, że mają dość. Wracałam wczoraj ze sklepu. W sumie jedna duża torba i karta jest pusta. Jeszcze trochę i będziemy się chyba musieli zgodzić na udział w badaniach.

— Żeby to co kupujesz jeszcze miało jakąś wartość odżywczą… Sorki, że wyczyściłem swoją kartę ale tym rzęchem już się nie da jeździć a trzeba czasem. Trzeba będzie znaleźć jakiegoś tańszego prywaciarza na jakiejś nielegalce bo tu cie z torbami puszczą. Coraz nowsze technologie, coraz to wszystko droższe a mniej niezawodne. Byłem na zwykłym przeglądzie, to mi jeszcze znaleźli dziesięć pozycji do natychmiastowej naprawy. Wybrałem pięć tych najpilniejszych. Zapytałem o cenę wymiany przepływomierza powietrza, termostatu, mocowania świateł i uszczelnienia wspomagania kierownicy. O wymianę klocków nie zapytałem to mi upchali jakieś najdroższe na świecie i w sumie ta jedna pozycja wyszła mi pięć razy drożej niż cała reszta z serwisem włącznie. Oprotestować nie można bo przy zleceniu jest jakaś automatyczna blokada na środki do wyliczenia po naprawie. No i przyjeżdżam pod dom a z kół śmierdzi, pod autem plama oleju, pod maską dymi para a wiatraczka nie słychać. Rąbią cie bez zmrużenia oka, swoich praw nie dojdziesz. Sądzić się owszem możesz. No i co z tego, że wprowadzili jakieś ekspresowe rozpatrywanie spraw skoro nawet jak wygrasz, to za wniesienie sprawy zapłacisz więcej niż warta jest szkoda. Dobra, wygrasz, to pozwany podobno zwróci opłaty. Ale nawet jak wygrasz, to co z tego? Albo ci nie oddadzą i komornik powie, że nie ma jak wyegzekwować a jak sąd zmusi do naprawy szkody, to ci tak naprawią, że jeszcze inne rzeczy popsują, na złość. I co im zrobisz?

— Nie denerwuj się tak. Tylko sobie szkodzisz.

— Łatwo powiedzieć. Podpisujesz umowę, a ona nic nie warta. Oszukają cię, a system bezradny, choć ściąga z ciebie coraz więcej. Zamontowałem napęd na prąd, bo był dziesięć razy tańszy. Prosta kalkulacja, że zwróci się w dwa lata. Minęło pięć i zwróciło się 20%. Jak już zrobili biznes na instalowaniu to teraz jeszcze lepszy biznes jest na ładowaniu baterii. A jakie podatki z tego idą!? Rąbią cie na każdym kroku a dają coś w zamian? Byłaś na zakupach, to wiesz jaki masz Dakar po drodze.

— Mówią, że muszą spłacać deficyty i zadłużenie z tego.

— No co za bzdety. Masz jeszcze jakąś własność publiczną? Ziemie dali bankom, złoża konsorcjom. W ramach restrukturyzacji wymuszonych ugodami z wierzycielami, koleje oddali, energię oddali, mieszkałeś na własnym ale gdzieś jakiegoś wpisu nie było to już nie mieszkasz na własnym. Liczyłem to kiedyś i wychodzi, że oddano te pożyczki w wysokości kilka razy wyższej niż wzięto, w gotówce i w naturze i dalej sciągają. Nie dość, że ci zajmą chatę jak masz przerwę w spłacie to jeszcze zmuszają do podpisywania umowy o pracę w kompanii należącej do konsorcjum, które ma twój dług. Za ćwierć tego co zarobisz gdzie indziej, i to na czas bezterminowy, a oni sami ci wyliczą ile będziesz spłacać. Ale nawet jak spłacasz normalnie to i tak bank może ci dać nakaz natychmiastowej spłaty. Kruczki zawsze znajdą a publicznie bronią się, że jakoby muszą przez kryzys. Kryzys trwa już 30 lat chyba. Wolna amerykanka i rozbój w biały dzień. I jak tu można mieć pozytywne nastawienie. Jak można potulnie to znosić? Im bardziej potulnie miłosierni ci wszyscy zwykli ludzie tym bardziej bezczelnie nas dalej rąbią.

— Wiesz, czas na zmianę tego był może 20 lat temu. Teraz już za późno. Wyluzuj.

— Ty mi mówisz o zgodzie na udział w badaniach i ja mam wyluzować? — Bazyli zdjął marynarkę i wyciągnął z niej swoje _all-in-one_, popatrzył na zegar i odruchowo wyciągnął z urządzenia baterię. Za moment dał się słyszeć dzwonek sygnalizujący przybycie gościa.

4

Wąska uliczka między od dawna nieremontowanymi blokami w centralnym kwartale miasta zatłoczona była ludźmi tego wieczora. Panowała nerwowość. Za policyjnym kordonem uwijały się zastępy dziennikarzy, krążących wokół wozów transmisyjnych swych stacji, tym razem wozów nieopancerzonych. Kilka rozgorączkowanych kobiet przepychało się ze stróżami prawa, odzianymi od stóp do głów w kewlatreksowe kombinezony. Odmiana niegdyś nieodłącznych policji przeźroczystych tarcz okrywała twarze pań funkcjonariuszek. Jedna z kobiet, demonstrujących swoje niezadowolenie, z całej siły zdzieliła panią władzę prętem w ramię. Pręt dynamicznie odskoczył odbity przez błyskawicznie naprężający się kombinezon w taki sposób, że uderzył z wielką siłą w ramię zamachującej się na władzę napastnicy. Jej przeraźliwy jęk doprowadził zebranych cywilów do wrzenia:

— Da-wać bio-czipy! Da-wać już! — Jedna z aktywistek, w sposób znany z przekazów telewizyjnych, wykłócała się z dowódczynią oddziału prewencyjnego,

— Dość już mamy tej szowinistycznej obstrukcji! Na co ściągacie nam z kont środki skoro nie gwarantujecie bezpieczeństwa?!! Wokół szaleje terror a my już piąty rok czekamy na obiecane bio-czipy! Nie dajcie się tej szowinistycznej konserwie! Do obozów z nimi! Chcemy żyć w porządku i bezpieczeństwie!

— A co, jak mi jakiś agent Populazzich utnie ucho? Za co zrobię zakupy?!” — wrzeszczała jedna z demonstrujących, nie wiedzieć czy zwracając się do pani kapitan czy stojącego w tej okolicy poczwórnego szpaleru dziennikarzy. Po chwili, gdy dziennikarze zwrócili się w innym kierunku, trybun ludowa skłoniła bok głowy ku konsolce zawieszonej u lewego ramienia pani kapitan, a kiedy ta stała niewzruszona, ciszej dodała, — bardzo proszę pobrać moje dane… ależ proszę… —

— Pani się nie martwi: w centrali już mają pani dane — słysząc to, kobieta wyszczerzyła do policjantki zęby, odruchowo dygnęła miętosząc w dłoniach czapkę i wróciła od szeregu, wciąż jednak nie spuszczając uprzedzająco grzecznego wzroku i dyskretnego uśmiechu z pani kapitan.

Tewu miał właśnie wysiąść, gdy na monitorze między kolanami pojawiła się migawka z wydarzenia na które się właśnie udawał. Dziennikarz telewizyjny zdawał relację z incydentu zakłócającego właśnie demonstrację: grupka nieogolonych, postawnych i przebojowych mężczyzn zaatakowała tłum i wyłapała w nim dwie czy trzy postaci, które następnie zostały unieruchomione. Dwójka napastników wyciągnęła noże, a trzeci, z zasłoniętą twarzą poniżej oczu, odwrócił się do kamer i zaczął czytać oświadczenie:

— Uszy, które zaraz obetniemy, niech będą przestrogą dla marsjańskiego rządu szatańskich imperialistów chcących zaprowadzić na ziemi Ostateczne Rozwiązanie Globalne! — zbliżenie TV wyraźnie ukazało, że mówiącemu spod woalki ciekła brunatna ślina a kartkę, z której czytał, trzymał owłosionymi dłoniami o wyraźnie wydłużonych, brudnych paznokciach.

Na dźwięk tych słów, dwóch siepaczy chwyciło parę bladych i wątłych ofiar, prawdopodobnie młodych mężczyzn, za włosy i już miało im obciąć uszy, gdy wtem dały się słyszeć strzały policjantek. Napastnicy, którzy wydawali się być zaskoczeni, machając nożami by rozproszyć tłum, błyskawicznie zniknęli.

Tewu właśnie wysiadał gdy zobaczył przed sobą owych napastników, przed chwilą uciekających na ekranie. Szli w jego stronę, nawet nie odwracając się za siebie i zdejmowali chusty. Wsiedli do auta zaparkowanego nieopodal i włączyli światła. Tewu odruchowo przystanął, myśląc zapewne, że ruszą zaraz z piskiem opon. Był lekko zdezorientowany, podobnie jak towarzyszące mu cztery inne osoby. Wóz z napastnikami wciąż jednak stał. Tewu spojrzał na przednią szybę i zauważył jak pasażer kierowcy otwartą dłonią daje jego towarzystwu pierwszeństwo. Widząc, że kierowca zapala papierosa, Tewu uspokoił się nieco i przyjąwszy kulturalny gest napastników za dobrą monetę, przeszedł dalej, w kierunku przecznicy, na której widać już było policję, wozy transmisyjne i pierwsze transparenty. Odruchowo spojrzał za siebie — wóz jak stal tak stał. Na jednej z płacht, dostrzegł pierwsze słowo hasła „Precz z Po..” Za moment hasło widać było już wyraźnie „Precz z Populazzi!!” „Populazzi wrogowie Demokracji!”

Gdy Tewu i jego towarzysze zbliżali się do grupy demonstrantów, z okazałymi, drewnianymi symbolami wiary przewieszonymi na szyjach, część aktywistów uczyniła kilkanaście gwałtownych kroków w ich kierunku, z wystawionymi w górę środkowymi palcami. Tewu, już wyraźnie mniej zdezorientowany niż jeszcze chwilę wcześniej, podniósł śmiało czoło i prawą rękę, w geście czy to błogosławieństwa czy prośby o ciszę. Stojąca po jego prawicy Pani Kasia, wcześniej blada, zarumieniła się, najwyraźniej dumna z odwagi Tewu i ogarnięta poczuciem bezpieczeństwa jakie daje wzmocniona przez towarzysza wiara. Agresywni aktywiści podeszli na kilka kroków od świeżo przybyłych ewangelizatorów, jakby powstrzymywani przez jakieś niewidzialne ogrodzenie. Wciąż skakali klęli i wyciągali środkowy palec, wykrzykując mniej lub bardziej zrozumiałe hasła:

— precz stąd, sojusznicy Populazzich! Wynocha do zakrystii! Tylko żadnego Przystanku Bóg! Konserwy na półkę historii! Nie chcemy tu waszego moralizowania! Mufti srufti!! Won chamy! — świeże zbiegowisko było już otoczone szczelnym kordonem kamer i dziennikarzy.

— Błogosławię Was w imię Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba przywitaniem pokoju „szalom alejkum!” — Tewu najwyraźniej nie udobruchał jednak aktywistów domagających się bio-czipów.

— To prowokacja! Co tu robią te badyle na sznurach coście je sobie uwiązali u szyi? Chcecie przy ich użyciu pociągać nami jak kukiełkami? Nie te czasy. Obudziły się debile ze wsi! — wokół Tewu wciąż wrzało, ale już wyraźnie mniej. Aktywiści jakby się już trochę oswoili z delegacją Zgromadzenia.

— Zaprawdę, powiadam wam, nie znacie intencji naszych więc nie oceniajcie! — zawołał donośnie Tewu, czując, że posłuch jest kwestią czasu, a trzeba jedynie zdystansować się od uprzedzeń. — Zgromadzenie zmienia się wraz ze światem w którym funkcjonuje, choć rzeczywiście są w nim jeszcze przeżytki czasów minionych i tęsknoty bliskie programowi Populazzich… — wrzask otoczenia przeszedł w szmer, generalnie wrogi ale też jakby wyczekujący. Tewu czuł, że to ten moment.

— A nabij się na te swoje widły wieśniaku! — rzucił ktoś ironicznie, ale nikt inny nie podchwycił kpiny.

— Wierzący inaczej Bracia w Panu! — zagaił Tewu. — To co wisi nam na szyjach to nie widły. To symbol…

— Wypchaj ty się swoimi symbolami! Popierasz naszą sprawę czy nie? Mów!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: