Adam i Ewa na Okinawie - ebook
Adam i Ewa na Okinawie - ebook
Niezwykła opowieść o historii Okinawy snuta z perspektywy dwojga podróżników bez pamięci zakochanych w tej przepięknej wyspie, jej niesamowitej przeszłości i tajemniczej duchowości.
Pożegnalna wyprawa Adama i Ewy na Okinawę, wyspę z ich snów, okazuje się inna niż wszystkie poprzednie. Na zgliszczach zamku Shuri para spotyka ognistowłosego Nabiego, który, choć wygląda jak zwykły rudy chłopiec, to tak naprawdę jest kijimunā – duchem mieszkającym w drzewie gajimaru, jedną z mitycznych istot występujących w ludowych wierzeniach ludu Uchinānchu. Nabi zabiera wędrowców w magiczną podróż po najważniejszych wydarzeniach w historii Morskiego Królestwa, podczas której Adam i Ewa odkrywają własną, tajemniczą przeszłość i swoje miejsce na Ziemi.
Dokąd ta wędrówka w przeszłość doprowadzi parę podróżników?
Czy uda im się odkryć, kiedy ich własna egzystencja splątała się z historią Okinawy i kim naprawdę są?
„Adam i Ewa na Okinawie” to mistyczna powieść, która przedstawia historię tej wyspy w sposób pełen życia, kolorów i smaków. Jednocześnie jest to książka, która zachęca do bliższego poznania Okinawy, zagłębienia się w jej niesamowitą, skomplikowaną historię, wyprawy do parujących lasów Yambaru i koralowych plaż, spojrzenia w dal z klifów przylądka Hedo, zapuszczenia się w wąskie uliczki Naha i Nago, poznania zamieszkujących ją ludzi i mitycznych istot, które obserwują podróżników zza każdego drzewa.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67036-53-5 |
Rozmiar pliku: | 632 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NABI
Nie było już zapachu spalenizny. Może właśnie dlatego zrujnowane pozostałości głównych budynków Shui Gushiku, zwanego dzisiaj zamkiem Shuri, sprawiały jeszcze bardziej upiorne, surrealistyczne wrażenie. Stos nadpalonych belek i poczerniałych kamieni piętrzył się w miejscu, gdzie stał czerwony gmach Seiden; na bloku osmalonego wapienia czyścił pióra _isohiyodori_ z wiśniowym brzuchem.
– Nie myślałem, że to będzie aż tak smutny widok. Potrafię sobie wyobrazić, co czuli staruszkowie na widok dymu i łuny, ci wszyscy stulatkowie, którzy pamiętają, jak Shui płonął w maju czterdziestego piątego… Ostatni symbol Królestwa Ryūkyū. Chociaż to tylko rekonstrukcja średniowiecznych budowli, to przecież są tu jeszcze kamienie i drzewa, które widziały Stare Czasy.
– Dlaczego mówisz Shui zamiast Shuri?
– Dziwne, skądś mi ta nazwa wyskoczyła… Musiałem to słowo przeczytać w jakimś przewodniku. Sui, Shui… Shuri… Nie mam pojęcia.
Adam podał Ewie butelkę z wodą. Ruszyli wysypaną żwirem ścieżką do głównego wyjścia. Cały horyzont zakrywała już granatowa kołdra chmur, niedługo dotrze nad wzgórze zamkowe, a przecież w wiadomościach zapowiadali kolejny słoneczny dzień. Minęli hałaśliwych Chińczyków, wyszli z terenu zamku i zaczęli obchodzić jego zachodni mur w kierunku bramy Shureimon. Na dwupiętrowej konstrukcji wspartej na czterech czerwonych filarach spoczywały dwa kryte dachówką zadaszenia – pod wyższym widniała pozioma tablica z czterema złotymi znakami: _shu_, _rei_, _no_, _kuni_ – oznaczającymi nazwę Kraina Przyzwoitości. Oryginalna kaligrafia, słynny piętnastowieczny prezent od dwunastego cesarza dynastii Ming dla Shō Sei, władcy Królestwa Ryūkyū, nie przetrwała zawirowań historii; sama brama też rozpękła się na tysiące kawałków pod amerykańskimi bombami. _Wī-nu aijō_, Piękna Górna Brama – niezrozumiałe słowa pojawiły się w myślach Adama tak niespodziewanie, że aż się potknął i potrząsnął głową. Kiedyś przechodził tędy niemy król Shō Gen, za którego panowania japoński klan Shimazu podjął pierwszą próbę objęcia kontroli nad Okinawą.
Ewa nagle szarpnęła Adama za spoconą rękę.
– Tam, patrz, znowu _kijimunā_!
Na murze kamiennej bramy przy ścieżce siedziało dziecko z krzykliwie rudą grzywą splątanych włosów. Przechodzący turyści zdawali się go nie zauważać. Było to tym dziwniejsze, że bramę właśnie fotografowało trzech Azjatów i para Amerykanów w hawajskich koszulach. Istota patrzyła na Adama, bawiąc się obszarpanym rąbkiem zielonego kubraczka. Czarny _hashibuto-garasu_ wykrzyczał swoje „kaa!” na sąsiednim drzewie, gołe pięty dziecka mignęły nad murem i _kijimunā_ skoczył na drugą stronę bramy. Również na tę akrobację nikt poza Ewą i Adamem nie zwrócił uwagi. _Garasā_ – poprawił się w myślach Adam. Właśnie tak, nie _garasu_, nie po japońsku. Czy to podmuchy ciepłego wiatru znad Naha napełniały mu głowę tymi wszystkimi dziwnymi słowami?
– Ewo, dlaczego przeciągasz końcówkę? Po japońsku to jest _kijimuna_.
– Nie wiem, tak mi się jakoś powiedziało. _Kijimuna_, _kijimunā_. Hm… To drugie brzmi jakby bardziej na miejscu.
– On znowu pokazuje się w _utaki_ – zauważył Adam.
– W czym?
– W świętym gaju. Tak. Dzień dobry.
Ewa aż podskoczyła – niewiele brakowało, a wpadłaby na starszą Chinkę z długim, zielonym szalem. Partner Chinki spojrzał na dziewczynę z wyrzutem, ale zaraz odwrócił się i zrobił zdjęcie pustej bramy.
Tymczasem _kijimunā_, który wyskoczył z powietrznego wiru obok Adama, drapał się w odstające ucho i rysował łuk na piasku palcem stopy obutej w słomiany sandał. Brwi też miał rude, a z kieszonki na jego piersi wychylał głowę brązowy gekon.
– Dzień dobry – powtórzył. – Jestem Manabitaru, tak, dzieci takie jak wy nazywają mnie Umimanabitarugani. Ale możecie mówić do mnie Nabi. Nie myślcie, że każdy może nazywać mnie Nabi. Tak.
– Dlaczego cię widzimy? Skąd znasz angielski? Czy to ty byłeś w krzakach przy Sefa-utaki? – Adam też był zaskoczony pojawieniem się nadprzyrodzonego zjawiska obok nich, ale udawał, że widział w życiu setki _kijimunā_. – I dlaczego nie siedzisz na swoim _gajumaru_?
– _Gajumaru_ mówią _Yamatū_, _Yamatunchu_, __ tak, Japończycy. _Uchinānchu_ mówią: „_gajimaru_”. Jestem starszy niż wszystkie drzewa _gajimaru_ na Uchinā, tak. Nie zadawaj tylu pytań, Adam-gwā, to bardzo niekulturalne, bardzo.
– Skąd znasz jego imię?
– Znam imiona wszystkich dzieci, Iua-gwā. Tak, wszystkich dzieci. – _Kijimunā_ w zabawnym geście zatoczył głową koło, jakby sprawdzał, czy jest dobrze przymocowana do szyi.
– Ewa, „e” jak Emma i „wa” jak _vacuum_. I nie jesteśmy dziećmi.
– Nie, nie, nie, Iua-gwā. Emma to pan piekieł, tak. – _Kijimunā_ nie był zachwycony słowami Ewy. – Nie nasz. Nie z Uchinā. Przywieźli go mnisi z krajów Tō i Chōshin, zanim ludzie tacy jak wy zobaczyli port w Nāfa. Tak, Iua-gwā.
– Powiedziałam: „e” jak Emma. Takie kobiece imię. „E-wa”, tak się wymawia, z „e” na początku, jak japońskie „_e_”, obraz. Nie żadna Iua. Co to są Tō i Chōshin?
– Wy mówicie: Chiny, tak, i Korea, Iua-gwā.
_Kijimunā_ patrzył na kamienny mur, za którym dopiero co się skrył i zza którego w magiczny sposób przeniósł się na ścieżkę. Bardzo stara kobieta ubrana w tradycyjny strój, stojąca przy bramie, zamiast uśmiechać się do turystów, zapatrzyła się z otwartymi ustami na dwójkę Europejczyków, być może dostrzegając coś niecodziennego. Nikt inny nie zwrócił uwagi na płomiennowłosego Nabiego, który popatrując na chmury, mówił dalej:
– Tak, Iua-gwā. Pytałaś o _utaki_. To jest brama, która była otwierana tylko dla króla. – Nabi wyciągnął dłoń w kierunku miejsca, w którym ukazał się po raz pierwszy. Wiatr przykleił do jego włosów wyschnięty liść. – Najwyższa Kapłanka dworu też tędy przechodziła, tak. Po drugiej stronie jest święty gaj Sunufanutaki. Był. Dla nich wszystkich, tak. Ale dla niektórych ciągle jest. Jak Nabi. Tylko brama jest zbudowana na nowo po wojennych zniszczeniach, zupełnie na nowo. To jest _shiji-daka-dukuru_, miejsce o szczególnej mocy, tak, mieszkanie bogów. __ Jest na Uchinā wiele takich miejsc. Tutaj król przed wyjazdem zanosił modły o bezpieczną podróż. Te drzwi pozostają zamknięte od czasu upadku ostatniego władcy Shui Gushiku. Poprzednio widzieliście Nabiego przy Sēfa-utaki, tak. To znaczy ty mnie widziałaś, Iua-gwā.
– Sefa-utaki? Tam, gdzie bogowie wylądowali na Okinawie? – Adamowi udało się otworzyć w pamięci właściwą szufladę. Przeczytanie tych wszystkich przewodników do czegoś się czasem przydawało.
– Na Uchinā, tak, Adam-gwā. Pani Amamichūganashīme, tak. Japończycy mówią: „Amamikyu”. I Sefa zamiast Sēfa. – W bardzo dorosłym głosie Nabiego można było wyczuć nutę pogardy. Gekon wystawił z kieszeni koniuszek ogona. – Kiedy nie było jeszcze żadnych wysp, Pani Amamichū stworzyła archipelag z kamieni, trawy i drzew. I z kamieni, tak, z kamieni. Sfrunęła na wysepkę Kudaka, którą widać z Sēfa, a stamtąd przeniosła się na Uchinā, tak. Ludzie z daleka mówią: „Okinawa”, nawet dzieci Nabiego mówią dzisiaj: „Okinā”, tak. Pani Amamichū wylądowała na półwyspie Chinen, byliście tam w zeszłym tygodniu, dzieci. To ona urodziła pierwszych ludzi zamieszkujących nasz kraj, tak, ludzi. Jej grób jest na wyspie Bamahija-shima, na północ od Kudaki. Mieszka tam dzisiaj kilkaset osób, tak, kilkaset, w dwóch wioskach, Bama i Hija, tam mam jeden z moich domów. Pokażę wam.
– Jak urodziła? Sama z siebie?
– Mieszkała z Panem Shinirichū, który pomagał jej zgromadzić materiał do budowy wysp. Był z nią najpierw na Uchinā, tak, a później na Bamahija. Ale Shinirichū nie był ojcem. Wiatr był. Woda była. Tak.
– Co z tym wszystkim my mamy wspólnego?
Nabi milczał tak długo, aż stało się jasne, że na to pytanie nie zamierza odpowiadać. Jego gekon wysunął się z kieszonki i szedł powoli po ramieniu w kierunku Ewy, przyglądał się wszystkiemu z uwagą. Adam westchnął, przeczesał palcami włosy.
– _Kijimunā_ to są duchy leśne, mieszkają w tych wielkich figowcach, _gajumaru_, czy _gajimaru_, jak chce Nabi. Ten wielki _hinpun banyan_ na skrzyżowaniu przy kanale w Nago to jest właśnie _gajimaru_. – Mówił teraz do swojej towarzyszki.
– Adam-gwā, to jest _pin pun gajimaru_, a nie żaden _hinpun banyan_, tak. – _Kijimunā_ patrzył na niego spode łba. – Bardzo młode drzewo, bardzo, tak. Wyrosło blisko wody, ale morze cofnęło się, tak, wczoraj się cofnęło, i dzisiaj to _gajimaru_ jest w środku miasta, tak. Mój kuzyn chciał tam mieszkać, chciał, ale jak budowali nowy most, obcięli korzenie _gajimaru_, obcięli, głupi ludzie, i dom mu się zaczął przewracać. Uciekł do lasu, tak, do Yambaru. W mieście nie da się mieszkać nawet w takim pięknym _gajimaru_, nie.
Ewa kiwnęła głową.
– Bardzo lubimy to drzewo, setki razy przechodziliśmy obok, jest naprawdę piękne. Ale przecież w Shuri są tylko małe parki, nie ma żadnych wielkich drzew. Nawet tutaj, na pałacowym wzgórzu.
– Były. Są, Iua-gwā, tylko dzisiaj nie potrafisz ich zobaczyć. Najstarsze Istoty mieszkają w _gajimaru_, które tutaj rosły, tak, na samym początku.
– Ile ty masz lat, Nabi? – Znowu cisza. – Może trzeba zapytać babcię ze schodów, dlaczego rozmawiamy z _kijimunā_? – Adam podniósł dłoń i potrząsnął zieloną magatamą na nadgarstku.
Pierwsze krople deszczu zaczęły rozpryskiwać się na skórze. Umimanabitarugani rozmył się w ulewie i zniknął jak zgaszony płomień.