Adam Mickiewicz. Tajemnice wiary, miłości i śmierci - ebook
Adam Mickiewicz. Tajemnice wiary, miłości i śmierci - ebook
Wydawać by się mogło, że o Adamie Mickiewiczu nie da się już stworzyć żadnego odkrywczego dzieła. Bohdan Urbankowski – autor najlepszej monografii o Józefie Piłsudskim – wyrównuje rekord życiowy, udowadnia, że można o poecie napisać w sposób pasjonujący, nowatorski i zarazem jakże współczesny.
W tej nietypowej biografii Urbankowski odkrywa tajemnice życia i twórczości Mickiewicza, opowiada o pierwszych miłościach poety i jego zagadkowej śmierci w Konstantynopolu, przytacza dokumenty wyjaśniające spór o jego książęce, szlacheckie, a nawet chłopskie pochodzenie, w oparciu o źródła obala „rewelacje” na temat żydowskiej proweniencji wieszcza. Z erudycją pisze o religijnych rozterkach i herezjach Mickiewicza, przybliża jego prekursorską filozofię i odurzenie mistycznym towianizmem, przy okazji rozstrzygając wieloletni spór o ewentualną agenturalność Andrzeja Towiańskiego. Łącząc wiedzę z wnikliwością detektywa, autor analizuje rzekome szyfry dzieł Mickiewicza.
Dzieło Urbankowskiego potwierdza, iż słowa Zygmunta Krasińskiego My z niego wszyscy nie straciły na aktualności.
Dodatkową atrakcją książki są Listy w niebieskich kopertach – nagradzany już i wystawiany, lecz dotąd niedrukowany zbiór wierszy poświęconych Mickiewiczowi. Układają się one w epicką opowieść, która sięga zaświatów, lecz nawet i tam się nie kończy.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65521-59-0 |
Rozmiar pliku: | 16 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Biografia Mickiewicza wydawałaby się upośledzona, a w każdym razie mniej atrakcyjna, gdyby wszystko było w niej jasne i zwyczajne. O Homera do dzisiaj kłóci się parę miast greckich, co do Szekspira — jeszcze lepiej: nie wiadomo, czy w ogóle istniał. Nasz wieszcz nie powinien być gorszy!… Mickiewiczolodzy stawali więc na głowach, by najprostsze rzeczy pogmatwać i biografię poety uniezwyklić. Zaczęto od początku, czyli od daty narodzin. Wydawać by się mogło, że sprawa jest oczywista: Mickiewicz urodził się po prostu 24 grudnia 1798 roku. Okazało się jednak, że i to można trochę udziwnić.
W wydanym w 1886 roku dziele Adam Mickiewicz. Zarys biograficzno-literacki Piotr Chmielowski napisał, że poeta urodził się „według starego stylu 24-go grudnia 1798 r., czyli 4-go stycznia 1799 r. według stylu nowego”. I rozpętała się burza. Bo sprawa niby drobna, a przecież grożąca tym, iż urodziny Mickiewicza obchodzilibyśmy z poślizgiem, dopiero w styczniu. Efekt — jak za przeproszeniem w PRL, gdy w listopadzie obchodzono rewolucję październikową.
Wątpliwości co do daty urodzin wieszcza przetrwały trzy lata. Wyjaśnił je ksiądz Jan Siemieński, który w 1889 w książeczce Kwestie sporne w życiorysie Adama Mickiewicza przypomniał, iż: „Na Litwie dopiero od dnia 1-go Stycznia 1800 r. zaprowadzony został kalendarz Juliański, czyli stary i ukaz odnośny Cesarza Pawła I. jest z dnia 26-go Lipca 1799 r.”. Argumentację Siemieńskiego przyjął za swoją syn poety, Władysław, i narzucił polonistom w wydanej w 1890 roku biografii Żywot Adama Mickiewicza. Sprawa uchodziła za zamkniętą dopóty, dopóki Euzebiusz Łopaciński nie opublikował w „Słowie” (nr 1/1932) artykułu Kraj nad Świtezią w cieniu akt archiwalnych i nie zacytował w nim rozporządzenia gubernatora Litwy wystosowanego do horodniczego nowogródzkiego Skołona. W rozporządzeniu owym gubernator zalecał wprowadzanie starego stylu — od 1 stycznia 1798 roku! Bagatela! Było to prawie rok przed narodzinami poety!
Do zwolenników starego stylu dołączył też Leonard Podhorski-Okołów, który w wydanej w 1952 roku książce Realia Mickiewiczowskie powołał się na świadectwo brata poety, Aleksandra.
W tym miejscu wypada wspomnieć postać nowogródzkiego nauczyciela, Rosjanina Michała Dmitrijewa, który tak był zafascynowany Mickiewiczem, że pisał i pisał artykuł o dzieciństwie poety w Nowogródku. Nigdy chyba go nie dokończył, ale ważne jest co innego: Dmitrijew zwrócił się po informacje do Aleksandra Mickiewicza i otrzymał od niego mały bryk. Brat poety napisał w nim m.in.: „Adam Mickiewicz urodził się 24 grudnia v. s. 1798 roku”. Ponieważ „v. s.” to skrót słów veteris styli (starego stylu), Podhorski nie miał wątpliwości, „iż przy obowiązującej obecnie rachubie czasu, biorąc pod uwagę różnicę 11 dni, jaka dzieliła wspomniane dwa kalendarze w XVIII stuleciu, Mickiewicz urodził się właściwie 4 stycznia 1799 r.” (Realia…, t. I, s. 10).
Twierdzenie Podhorskiego popiera pośrednio pozew, który Mikołaj Mickiewicz wysmażył był w sprawie bliżej nieznanych Deneyków przeciw Elżbiecie Radziwiłłowej. Treść pozwu jest tu nieważna, istotne jest jednak zdanie mówiące, iż sąd jakieś sumy zasądził jeszcze w „1799, Julii 11 vs”. Czyżby więc Podhorski miał rację i obchody urodzin Mickiewicza należy przenieść z Wigilii Bożego Narodzenia aż na styczeń? Myślę, że jednak nie. Twierdzenie Aleksandra Mickiewicza, iż Adam urodził się według starego stylu, ma raczej niewielką wartość. Użycie literek „v. s.” może dowodzić tego, że… brat poety się omylił, uważając, jak wielu Polaków, za styl stary polski kalendarz sprzed rozbiorów. Dla memoriału przypomnijmy, że kalendarz wprowadzony przez Cezara, zwany juliańskim, został w 1582 roku zastąpiony przez Grzegorza XIII kalendarzem nowym, ale Rosja, jako kraj schizmatycki, do reformy tej się nie włączyła. Obowiązywał w niej stary styl, narzucony potem Polakom jako nowość. Ukaz carski dowodzi mimowolnie tego, że szlachta polska nie posłuchała poprzednich rozporządzeń, że nie stosowała się do kalendarza narzuconego przez zaborców. Nowy, czyli gregoriański, kalendarz był częścią kultury polskiej szlachty, elementem biernego oporu — przynajmniej w życiu rodzinnym i obyczajowym. Kogo nie było stać na działalność konspiracyjną — zjadał grzybową z uszkami, karpia i kilkanaście innych dań wedle gregoriańskiego kalendarza i też się czuł patriotą! Mickiewicz przyniósł sobie imię Adam, albowiem zgodnie ze świadectwami rodziny urodził się w Wigilię Bożego Narodzenia. Wiadomo, iż Polacy na Litwie przez cały okres zaborów obchodzili święta po swojemu, podobnie zresztą jak Polacy w Kongresówce, a nawet na Sybirze. Nie ma powodów, by w roku 1798 Mikołaj Mickiewicz, mający opinię patrioty, przestawił się na obcą rachubę czasu. A więc jednak nowy styl, choć cień wątpliwości pozostaje… Przy okazji trzeba przypomnieć, że zwyczaj przynoszenia sobie imion był przestrzegany także przez poetę — stąd właśnie, a nie na pamiątkę „Maryli” (jak pragnie legenda), wzięło się imię jego pierwszej córki, urodzonej 7 września 1835 roku, w wigilię Narodzenia Marii Panny. Ale to już inna opowieść.
2. Urodzony przed miejscem urodzenia
Zajmijmy się z kolei tajemnicą miejsca urodzin poety. Jako motto niech nam posłuży pierwsze zdanie kalendarium dołączonego do masowego — stanowiącego więc podstawowe kompendium wiedzy o poecie — wydania Wyboru pism Mickiewicza:
„1798. 24 grudnia w Nowogródku albo w pobliskim Zaosiu Mikołajowi, adwokatowi nowogródzkiemu, i Barbarze z Majewskich przychodzi na świat syn, któremu na chrzcie dano imiona: Adam Bernard”.
Imiona się zgadzają, ale pozostaje pytanie: w Nowogródku czy w Zaosiu, które wcale tak pobliskie nie było… Autorzy kalendarium słówkiem „albo” sygnalizują swoje zagubienie, swój — nazwijmy rzecz po imieniu — brak wiedzy. Po czym… serwują czytelnikowi dwie hipotezy, z których żadna nie musi być prawdziwa. Na marginesie dodajmy, iż ten sam brak pewności demonstruje podręcznik Wiesława Soleckiego, Język polski. Pełny program klasy VIII i szkoły średniej (Warszawa 1998), który na stronie 100 podaje: „Adam Mickiewicz. Urodził się (24 grudnia) w Zaosiu lub Nowogródku…”.Takim samym brakiem pewności popisują się też inne opracowania: od poczciwego Kleinera („nie wiadomo czy w Zaosiu, czy w Nowogródku…”) po mającą 13 wydań książkę Mieczysława Jastruna Mickiewicz, w której możemy przeczytać, że poeta „urodził się w Zaosiu czy Nowogródku na Litwie”. No więc gdzie?
Początkowo jakoś o tym nie dyskutowano — przyjaciele nazywali Mickiewicza „Adamem z Nowogródka”, to miasto jako miejsce urodzenia podawał też francuski akt zgonu poety. O Nowogródku pisał sam Mickiewicz w liście do Wiery Chlustin, datowanym na 21 października 1855, w Konstantynopolu, więc stanowiącym niejako testament, choć poeta nie zdawał sobie z tego sprawy. Opisując Konstantynopol, Mickiewicz dodał z westchnieniem, iż peryferie tego miasta zdają mu się podobne do dzielnic jego małego miasta urodzenia na Litwie: „de ma petite ville natale de Lithuanie” (por.: naître — rodzić się, natalité — statystyka urodzeń). Ponieważ w dalszym ciągu listu jest mowa o uliczkach, placu targowym, a nawet gmachach publicznych (monuments publics) — jasne, że owym miastem urodzenia nie mógł być folwarczek w Zaosiu, w którym najbardziej publiczne z gmachów były oznaczone serduszkiem. Czy jednak poeta może być ekspertem w kwestii miejsca swoich narodzin?
Ci, którzy wiedzą, że nie — opowiedzieli się za Zaosiem. Mieli na poparcie swej tezy autorytet młodszego brata poety, Aleksandra, który próbował wyjaśnić tajemnicę narodzin Adama, przepytując żyjących krewnych i znajomych. W 1860 roku w liście do Franciszka Mickiewicza (starszego brata poety) Aleksander wyjaśniał:
„Adam urodził się w Zaosiu a to takim składem rzeczy: Zaosie wtenczas należało do stryjów ojca naszego; jeden z nich umarł, a drugi wezwał ojca do zarządu; rodzice więc nasi w 1798 r. w grudniu pojechali do Zaosia i tam 24 grudnia urodził się Adam; był tam wtenczas stryj nasz Felicjan, dwunastoletni chłopak. Aż w lutym następnego roku powróciła matka z Adamem do Nowogródka i tam go ochrzcili 12 lutego 1799 r. I tak metrykę zapisali. To wszystko po kilkakroć mi potwierdził, nieboszczyk już Felicjan. Akuszerką dla nas czterech była Żydówka Dawidkowa… Dla Adama w Zaosiu szlachcianka Mołodecka; ona, chcąc Adama przeznaczyć na rozumnego użyła książki, na której ucięła nożykiem pępek dziecka. Tę książkę pokazywała matka swojej znajomej, na stole u ojca, a moje oczko dojrzało, uszko podsłuchało. Miałem tę książkę zawsze w pamięci. Był to sądowy proces, in 8-vo, w skórę czarną oprawny” (Kronika, s. 25).
Wersja ta wydawała się najbardziej prawdopodobna, przyjmował ją też syn poety, ale znów znaleźli się krytycy. Należał do nich poeta i dziennikarz, zresztą samouk, Wincenty Korotyński, który w 1870 roku umieścił w „Bibliotece Warszawskiej” (III/1870) Dodatek do biografii Adama Mickiewicza. Stwierdziwszy, na podstawie danych meteorologicznych Obserwatorium Warszawskiego, iż od grudnia 1798 do lutego 1799 panowały na Nowogródczyźnie zabójcze mrozy, Korotyński uznał opowieść o zimowej podróży matki przyszłego poety do Zaosia za absurd. Droga z Nowogródka do Zaosia nieco inaczej niż obecnie okrążała Świteź i wynosiła około 50 kilometrów. Przebycie tak długiej trasy byłoby w tych warunkach rzeczą nie tylko trudną, ale i niebezpieczną: pani Barbara była w ostatnich dniach ciąży.
Argument brzmiał przekonywająco, zwyciężyła więc Szkoła Nowogródzka. Nie na długo: w „Tygodniku Ilustrowanym” (nr 14/1883) ktoś anonimowy opublikował pozostawiony przez niejaką Walentynę Horoszkiewiczową opis obiadu, który 9 września 1855 roku wydał ks. Adam Czartoryski na cześć odjeżdżającego na Wschód Mickiewicza. Horoszkiewiczowa zanotowała toast księcia, który wznosząc kielich węgrzyna, życzył poecie i pozostałym gościom, by napój ów „przypomniał im pobyt na ojczystej ziemi, zwyczaje polskie i młodość naszą”. Mickiewicz miał podziękować za pamięć, ale dodał, że „urodził się i wychował w zaścianku, gdzie nie znano wina a jeśli pito to tylko miód polski”. Notatka Horoszkiewiczowej nie tylko mówiła o stosunkach panujących wśród emigracji i o charakterze Mickiewicza, lecz także przekazywała jedyną bezpośrednią wypowiedź poety na temat miejsca urodzenia: „w zaścianku”!
Hipotezę o narodzinach przyszłego wieszcza w zaścianku przyjął za pewnik jego syn, Władysław Mickiewicz (Żywot, t. IV, s. 417), nie podając, czy opiera się na przekazach rodzinnych, czy uwzględnia również relacje w rodzaju wspomnień Horoszkiewiczowej. Rzecz zabawna, bo w tym samym Żywocie znaleźć można argument, który przeczy wypowiedzi wspomnianej Walentyny. Na wydanej przez Czartoryskiego uczcie był też przyjaciel poety, Aleksander Chodźko, który pozostawił nieco inny jej opis. Według niego Mickiewicz pierwszy wygłosił przemówienie, wzywając ziomków do „naśladowania księcia — jego energii, niezrażania się trudnościami i jego nadziei”. Książę odpowiedział na ten toast dłuższą i dość sztampową mową, której treść jest dziś równie nieważna, jak wtedy. Istotne jest jedno zdanie: „kobiet u stołu nie było, tylko mężczyźni sami”. Horoszkiewiczowa nie mogła słyszeć złośliwej wypowiedzi poety o zaścianku, Chodźko też tej wypowiedzi nie odnotował, baba wszystko zmyśliła!
Na placu boju — tak mogłoby się wydawać — pozostali więc zwolennicy Nowogródka, mający w swych szeregach takie autorytety, jak autor dwutomowej, trzykrotnie wznawianej monografii o Mickiewiczu, Piotr Chmielowski, czy przyjaciel poety, Bohdan Zalewski. Przeciwnicy Nowogródka też jednak nie dają za wygraną. Prócz Władysława Mickiewicza należą do nich m.in. Kallenbach i Podhorski-Okołów, z nowszych badaczy na stanowczość zdobył się Stanisław Makowski, pisząc o Zaosiu w podręczniku dla II klasy szkół średnich zatytułowanym Romantyzm (s. 106). Inni, na wszelki wypadek, podają obydwie miejscowości i czekają na wynik walk.
Rezygnując z dokładnego opisu trwającego dziesięciolecia pojedynku, w którym zwolennicy Zaosia wynajdywali nowe argumenty, zwolennicy Nowogródka odpowiadali im tym samym, podkreślić trzeba, że wciąż najważniejszy wydaje się argument psychologiczny: któraż matka wybierze się w ciężką podróż w ostatnich dniach ciąży? Argument słuszny, lecz oparty na założeniu, iż pani Barbara wiedziała, że lada dzień będzie rodzić. A jeśli nie wiedziała?
Rozwiązanie zagadki nastąpiło już ponad sto lat temu, tylko zostało zagłuszone przez hałas, jaki czynili kłócący się zwolennicy obydwu szkół. Wszystkie dane, potrzebne do rozstrzygnięcia wątpliwości, podał już w 1886 roku Antoni Małecki. W liście do redaktora „Tygodnika Ilustrowanego” (nr 163–165), zatytułowanym Miejsce urodzenia Adama Mickiewicza, pisał on, co następuje: „ani Nowogródek, ani właściwie Zaosie, ale inna, tak drobna i nic nie znacząca miejscowość, że w niej poeta nasz tylko tyle, że na świat przyszedł ”. Miejscowością tą, a właściwie miejscem, była „karczma Wygoda położona na jakie ćwierć mili przed Zaosiem”. Skąd zaczerpnął informację Małecki? — otóż od brata poety, Franciszka Mickiewicza, który jeszcze w 1841 roku miał mu powiedzieć: „Rodzice odbywali w roku 1798 przed Bożym Narodzeniem jakąś podróż. Rozwiązanie matki przypadło w drodze, rychlej niż się spodziewano. Zaszło to w jakiejś samotnie nad drogą stojącej karczmie”. Franciszek nie podał nazwy karczmy, jednak Małecki, znający topografię stron rodzinnych Mickiewicza, doszedł do wniosku, iż karczmą tą musiała być Wygoda — ćwierć mili od Zaosia. Wersję Małeckiego poparł w liście do redakcji „W.M.” Nowogrodzianin (Aleksander Walicki), wskazując nawet, gdzie owej Wygody szukać. I w końcu fotografię Wygody zamieścił w „Kraju” (nr 51/1896) Bogusław Kraszewski, tytułując ją: „Wygoda, osada włościańska, domniemane miejsce urodzenia Mickiewicza”. Wydawało się, że zagadka została rozwiązana, gdy nagle sam Kraszewski odwołał swoją rewelację: okazało się, że przedobrzył. Historyczna karczma istniała jeszcze około 1850 roku, potem jednak została zniszczona, Kraszewski sfotografował inne zabudowania, które stały bliżej Zaosia, i bynajmniej nie „samotnie nad drogą”. Podsumowując to, miejsce urodzin Mickiewicza pochłonął wszystko niszczący czas.
Małecki opublikował swoją rewelację z blisko półwiecznym opóźnieniem, bo — jak napisał usprawiedliwiająco — uznał był, że to odkrycie „nie nadaje się do rozwinięcia przed publicznością”. Czy chodziło tylko o fakt, że poeta urodził się w karczmie? Zapewne, ale nie tylko. Chodziło także o to, że Franciszek dołożył do swej opowieści wątek legendowy, który czynił ją niewiarygodną. Brat poety mówił bowiem Małeckiemu, iż w tej karczmie „nawet stołu nie było, na którym by można było nowo narodzone dziecię położyć i powić w pieluszki. I otóż miało tam z tego powodu zajść to dziwne zdarzenie, że brak stołu zastąpiła księga i że na tej księdze dokonano tej pierwszej czynności z dziecięciem. Ową księgą zaś miał być foliant dzieł Krasickiego — jak gdyby przepowiednia przyszłości wchodzącego w świat w taki sposób dziecięcia”. Małecki, wiedząc skądinąd, że dzieła Krasickiego wyszły dopiero w 1830 roku, po prostu Franciszkową rewelację zlekceważył — przynajmniej do 1886 roku. Publikując zaś, próbował ją uwiarygodnić, opowiadając się za przekazem Aleksandra Mickiewicza, wedle którego — przypomnijmy — dziełem służącym jako podkład do przecięcia pępowiny był jednak Proces sądowy.
Pewien kłopot może sprawiać pytanie, czy w karczmie łatwiej znaleźć księgi praw, czy poezje, nie można jednak wykluczyć, że któraś z tych ksiąg wzięła się nie z fantazji, lecz z podróżnego kufra.
Rewelacje Małeckiego przypomniał, z wielu zastrzeżeniami, Rymkiewicz w świetnie napisanej książce Kilka szczegółów (Kraków 1994, s. 171– 172). W wersji podanej przez Małeckiego przeszkadzała mu jednak owa druga karczma, sfotografowana przez Kraszewskiego (a nuż ona jednak była tą prawdziwą, a nie zniszczona?), nie wyobrażał sobie też karczmy bez stołu, który trzeba zastąpić książką, stawiał więc na „szopę smolarzy” lub „szałas drwali”… Jak wiadomo, wznosili oni te swoje szopy i szałasy przy głównych traktach.
Pod opowieścią o karczmie podpisał się bez zastrzeżeń Andrzej Syrokomla-Bułhak w książce Gustaw i Peri (Zielona Góra 1998, s. 131–132). Porządkując i ważąc argumenty trwającego ponad wiek sporu, Bułhak nie zakwestionował rodzinnego przekazu Mickiewiczów o podróży pani Barbary do Zaosia — bo niby kto i po co miałby w tej sprawie kłamać? Uznawszy tę opowieść za prawdziwą, Bułhak postawił nader ważne pytanie: w jakiej sytuacji pani Barbara zdecydowałaby się na podróż, i to pomimo mrozów? — Ano w takiej, kiedy nie spodziewałaby się jeszcze porodu. Na tej podstawie Bułhak nie tylko uprawdopodobnił opowieść o podróży, wykluczając Nowogródek, lecz uznał, a właściwie przypomniał, zapomnianą a ważną informację, że Adam Mickiewicz był dzieckiem przedwcześnie urodzonym (podobnie jak jego krajan, Piłsudski!), i to wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi — w karczmie przed Zaosiem.
Ta hipoteza tłumaczy również niepokojący wielu biografów fakt, że przyszły poeta ochrzczony został z opóźnieniem. Wcześniak musiał mieć czas na wzmocnienie organizmu! Dopiero po kilku tygodniach można było pojechać do Nowogródka i tam, 12 lutego, dopełnić obrzędu chrzcin.
Ktoś powie w tym miejscu, że księdza można było wezwać do Zaosia, i zacznie się zastanawiać, kto i z jakich powodów tego nie uczynił. Już słyszę cały chór wujów z „Wiadomości Kulturalnych”: nie mówiliśmy, że to Żyd! Towarzysze z „WK” rzeczywiście coś takiego mówili — w ostatnim numerze z 1997 roku. Ratowali upadające piśmidło takimi właśnie sensacjami. Ale gdyby jako argument chcieli przywołać fakt, że rodzina Mickiewiczów nie spieszyła się z chrztem przyszłego poety — popełniliby grubą pomyłkę. Bo Mickiewiczowie wzywali księdza, i to prawie natychmiast po narodzinach Adama! Już w roku 1886 Adolf Kobyliński z Cieszewli podał do druku (zamieszczoną przez Piotra Chmielowskiego w pracy Adam Mickiewicz. Zarys biograficzno-literacki) notatkę, z której wynikało, że „w świątecznym tygodniu” proboszcz z Zadwiei otrzymał od Mikołaja Mickiewicza list z prośbą, „aby jako stary przyjaciel przybył do Zaosia dla ochrzczenia nowo narodzonego syna; ale list ten znalazł samego proboszcza mocno cierpiącym potem nastąpiły niezwykłe śnieżne zamiecie, po ustaniu których zaledwo w lutym miesiącu, po całkowitym uzdrowieniu matki, która długo jakoby miała przecierpieć, udali się do Nowogródka i tam niemowlę, późniejszego wielkiego wieszcza Adama, ochrzczono”. Wiekowy pan Kobyliński i równie wiekowy ks. Paweł Hrynaszkiewicz, który mu o tym wszystkim opowiadał, wiele szczegółów mogli wspólnie poprzekręcać, ks. Hrynaszkiewicz nie pamiętał nazwiska ówczesnego proboszcza z Zadwiei — to jednak tylko wzmacnia wiarygodność przekazu. Nie tylko to: Leonard Podhorski-Okołów, który sprawdzał tę informację, ustalił, że proboszczem tym był ksiądz Zan, stryj filomaty Tomasza Zana. Gdyby przyszły poeta urodził się w prawidłowym terminie w Nowogródku — ani by nie zwlekano z chrztem, ani by nie wzywano księdza z Zadwiei do Zaosia. Do tej argumentacji dorzucić należy jeszcze jedno: testament Franciszka Mickiewicza uwzględnił niejaką „szlachciankę Mołodecką” na kwotę 500 złotych. Była to właśnie owa wspomniana w liście akuszerka, która w Zaosiu była kimś w rodzaju ochmistrzyni, nie była więc osobą zmyśloną. Czy zmyślony został ten smaczny literacko szczegół z księgą? I z którą księgą? Najprawdopodobniej prawniczą, ale przecież jakieś wydanie Krasickiego też istniało… Niewiedza, wygnana z historii o urodzinach poety, zachowała maleńki przyczółek właśnie w postaci księgi bądź braku tej księgi… Nic nie jest w tej historii stuprocentowo pewne. Z wyjątkiem jednego: w świadomości społecznej wygra ta wersja, która będzie bardziej podobna do legendy.
3. Książę czy żebrak?
Czwarta księga Pana Tadeusza — „Dyplomatyka i łowy”. Dyplomatyka — jak to u nas najczęściej — w karczmie. Znawcy spraw politycznych i dobrych trunków dyskutują z księdzem Robakiem, szlachta skarży się na wprowadzony przez urzędy zaborcy wymóg udowadniania pochodzenia. Jakiś Juraha krzyczy, że jest z kniaziów — Bóg wie od kiedy — i zapewne ma rację. Jakiś Podhojski popisuje się stwierdzeniem, iż krzyż w herbie dowodzi, że w rodzie był neofita, co zresztą nie okazuje się ścisłe. Cała ta heraldyczna dyskusja wydaje się napisana tylko po to, aby w pewnym momencie mógł wyskoczyć miejscowy Mickiewicz:
Poraj, krzyknął Mickiewicz, z mitrą w polu złotym,
Herb książęcy, Stryjkowski gęsto pisze o tym.
Nie był to początek legendy, raczej próba jej utrwalenia. Tylko czy to była legenda?
Teza o książęcym pochodzeniu ma za sobą kilka autorytetów. Józef Tretiak w fundamentalnej pracy Młodość Mickiewicza (Petersburg 1898) napisał w tomie pierwszym, iż rodzina poety należała do „drobnej i ubogiej szlachty, ale była w istocie książęcego pochodzenia”. Podobnego przekonania była Konstancja Skirmuntowa, która w artykule Jeszcze słówko o rodowodzie Mickiewicza („Tygodnik Ilustrowany” nr 3/1903), stwierdzając, iż „Mickiewicze są wspólnego rodu z Giedrojciami”, powołała się na kronikę Stryjkowskiego. Ten ostatni szczegół stanowi istotną wskazówkę, bo jak przed chwilą widzieliśmy, na Stryjkowskiego powoływał się przecież sam poeta. Bogiem a prawdą to nie Tretiak, ale Adam Mickiewicz puścił w świat informację o książęcym pochodzeniu Mickiewicza…
Maciej Stryjkowski w opublikowanej w 1582 roku Kronice polskiej, litewskiej, żmudzkiej i wszystkiej Rusi rzeczywiście wspominał litewską linię książęcą wywodzącą się od Romunta, obranego Wielkim Księciem, poprzez jego syna Gedrussa, który zbudował zamek Giedroty nad jeziorem Kiemont — siedzibę rodu, aż po coraz drobniejsze odgałęzienia i gałązki, na których w pewnym momencie pojawiają się „Miczkiewici”. Czy są to przodkowie poety, kronikarz oczywiście nie mówił. Stwierdził to — niejako za niego — dopiero Józef Wolff w wydanej w 1895 roku w Warszawie pracy Kniaziowie litewsko-ruscy od końca XIV wieku. Wolff połączył w swoim wywodzie Mickiewiczów z Giedrojciami, tłumacząc: „Mit'ko, Micko było to imię pospolite między ziemianami litewsko-ruskimi XV i XVI wieków; nosił je nawet kniaź Giedroitski, którego potomkowie w pierwszym pokoleniu nazywani byli Mickowiczami”. Mickowicz i Mickiewicz to oczywiście dwa warianty tego samego nazwiska pochodzącego od zdrobniałego imienia ojca. Innego nieco zdania był wspominany już Wincenty Korotyński, który wywodził nazwisko Mickiewicza od białoruskiego „Mićka”, co jest zdrobnieniem od imienia Mikołaj, nie od Dymitr. Największy jednak autorytet, Jan Stanisław Bystroń, w pracy Nazwiska polskie (1936) wywodził nazwisko Mickiewicza od imienia białoruskiego Mićka — Dymitr. Bystroń nie przesądzał problemu pochodzenia poety, kropkę nad i postawił Władysław Wielhorski, który w drukowanej w „Antemurale” (nr 11/1967), a streszczanej przez Rymkiewicza pracy stwierdzał: „Ród Mickiewiczów herbu Poraj pochodził z terytorium Nowogródczyzny Mickiewicz wywodził się z drobnych miejscowych bojarów, których wiara była prawosławna a pochodzenie białoruskie”.
Do spraw tych wróci po latach Jarosław Marek Rymkiewicz we wspominanej już książce Kilka szczegółów (Warszawa 1994). Jako poeta Rymkiewicz nie odrzuca tezy o książęcym rodowodzie Mickiewiczów, jako naukowiec uważa jednak, iż po wiekach była to tylko szlachta zubożała i prowincjonalna w każdym znaczeniu tego słowa. Książka w sposób bardziej rozwinięty i udokumentowany prezentuje pogląd przedstawiony już wcześniej w wywiadzie udzielonym „Tygodnikowi Literackiemu” (nr 14–15/1990):
„To była rodzina szlachecka o niezaprzeczalnym szlachectwie, ale trzeba pamiętać, że to była szlachta zagrodowa, czyli szlachta na jednej chałupie. Zaosie, gdzie się urodził, nazywano folwarkiem, ale nazywano je tak, żeby dodać sobie splendoru. To była okolica szlachecka, czyli po prostu wioska, gdzie były obejścia i jednym z takich obejść był ten folwark”.
Tak więc historia rodu Mickiewiczów była historią rozdrobnienia i upadku. Próbował ów ród podnieść nieco ojciec poety, dorobił się dwóch domów, w roku 1812 mógł nawet zostać burmistrzem Nowogródka… Niestety, w tymże samym roku zmarł, pozostawiając rodzinę w długach. Prawdziwy awans Mickiewiczów zaczął się od naszego poety. Z krytego ponoć strzechą dworku w Zaosiu Adam trafił na salony europejskiej elity i w tym sensie odzyskał, przewyższył nawet książęcość swoich przodków. O ile oczywiście byli książętami. Bo być może właśnie to Mickiewiczowe pragnienie awansu, pragnienie osadzenia siebie i swych potomków na stałe w warstwie arystokracji, było rzeczywistym źródłem opowieści o książęcym pochodzeniu twórcy Pana Tadeusza.
O tym, iż ambicje targały rodziną Mickiewiczów, świadczy wspomnienie wieszcza zanotowane przez syna poety, Władysława (Żywot, t. I, s. 8): „Matka mi raz powiedziała: »Piszesz jak kura grzebie. Gdybyś był wielkim panem, sekretarz by za ciebie machał piórem, a ponieważ jesteś ubogim szlachcicem, musisz sam sobie umieć dać radę«”. Podobne wątki znajdujemy we wspomnieniach starszego brata poety, Franciszka Mickiewicza, który koloryzując nieco swe dzieciństwo, wspominał i służących w liberiach, i szampana wnoszonego na srebrnej tacy — oczywiście pamiętającej czasy świetności rodziny. Dowody tej świetności przemycał zresztą, gdzie mógł. Na przykład wspominając podział zajęć domowych, w wyniku którego przypadła mu piecza nad rodzinnym „arsenałem”, tak pisze:
„Starszy zaś miał dozór nad stajnią, w której obok czwórki pojazdowej, fabrycznych, własny jego wierzchowiec mały, składny pod nakryciem stał przy żłobie; nad rzemieniem, pojazdami, nad szczupłym, w szafie od lat wielu zawartym arsenałem, gdzie także po parę krocic i po jednej flincie bracia mieli. Tam-to cały kawalerzysty uniform wojskowy ojca, jeszcze z czasów Kościuszki, pod Wilnem …ryi używany spoczywał; tam też uzbrojenie dziada, nieprzyjaciela króla Stanisława, pradziada stronnika Leszczyńskiego, nadpradziada, wspólnika wyprawy Jana III-go pod Wiedniem, szczątki uzbrojeń tamtoczesnych spoczywały; nad garderobą własną, braci, ojca i liberyą służących” (Pamiętnik Franciszka Mickiewicza, Ossolineum, 1923, wyd. Józef Kallenbach, s. 40).
Trzeba przyznać, iż jest to właściwie wywód szlachectwa. Liberia służących, w zestawieniu ze szczątkami zbroi przodków spod Wiednia, sugeruje, iż było to szlachectwo najprzedniejszej próby.
Franciszek Mickiewicz nie wspomina o książęcym rodowodzie, stylizuje jednakże swego ojca na zubożałego w służbie dla ojczyzny patriotę. Za zasługi dla kraju współobywatele Nowogródka chcą go — ponoć na początku 1812 roku — uczynić prezesem grodu. Pan Mikołaj odmawia zaszczytów. Przy tej okazji jednak jego goście wspominają czas, gdy wydawał przyjęcia: „Kopami pękał szampan i węgrzyn; jadło, zabawy mieliśmy wyborne” (s. 80), wpuszcza na chwilę służącego, który „na śrebrnej tacy niesie plik papierów” (s. 82) — wiadomości o przegranym procesie, niemniej pan Mikołaj zachowuje zimną krew.
O tym, iż książęcy rodowód nie był jednorazowym pomysłem dla ozdobienia Pana Tadeusza, świadczy cała twórczość Mickiewicza. W październiku 1817 roku, na spotkaniu filomatów zaprezentowany został jeden z pierwszych utworów Mickiewicza: Mieszko, dziedzic Nowogródka. Było to naśladowanie z Woltera, wzbogacone jednak znaczącymi uzupełnieniami. Poeta nie tylko przeniósł akcję w swoje rodzinne strony, nie tylko wprowadził bohaterów o swojsko brzmiących nazwiskach, ale i o rodzinnym interesie nie zapomniał. Pisząc o dworze fikcyjnego władcy Nowogródka, dodawał nie bez powodu:
Przy dworze mieszkał także Poraj, rycerz stary,
Co jeszcze pod Olgierdem ruskie gromił cary.
Mit o książęcym rodowodzie sygnalizowany jest także w powiastce o Żywilli, która miłowała „Litwina Poraya, męża z rycerskim sercem”, także w Dziadach — Widowisku, gdzie padają słowa o „Poraju silnej ręki” i o ubóstwianej przez niego „nadobnej Maryli”. Pseudonimem „Poray” poeta podpisywał przesyłane wileńskim przyjaciołom wiersze — m.in. Odę do młodości i Romantyczność. Potem spotkamy jeszcze przytaczany już cytat z Pana Tadeusza… Rzecz znamienna, iż mit ten upowszechniał dyskretnie… sam poeta. Do czasu. Dopóki sam nie został księciem poetów, dopóki nie przewyższył tych, którzy swoją pozycję i tytuły zawdzięczali tylko przypadkowi, jakim jest przyjście na świat w takiej czy innej rodzinie. Ostatni raz poeta odczuwał „kompleks księcia” w czasach starań o rękę hrabianki Henrietty Ankwicz. W Listach z podróży Odyńca znajdujemy ciekawą informację, tyleż ciekawą, co zabawną. Oto podczas wspólnego z Ankwiczami pobytu w Szwajcarii, w październiku 1830 roku, Mickiewicz kupił w Genewie za 230 franków zegarek, na którym kazał wygrawerować herb Poraj z książęcą mitrą. Oczywiście zegarek ten nie służył do sprawdzania czasu, tylko do pokazywania…
Przekornym uzupełnieniem legendy o książęcym pochodzeniu jest antylegenda, głosząca, iż był chłopem, i to białoruskim. Ale to już inna historia.
4. Mickiewicz w białoruskiej księdze chamów
Słynie szeroko w Litwie Dobrzyński Zaścianek
Męstwem swoich szlachciców, pięknością szlachcianek.
Niegdyś możny i ludny; bo gdy król Jan Trzeci
Obwołał pospolite ruszenie przez wici,
Chorąży województwa z samego Dobrzyna
Przywiódł mu sześćset zbrojnej szlachty.
Historycy przyjmują jako pewnik, iż nikt ze szlachty litewskiej w wyprawie Jana III udziału nie brał, na tej podstawie kwestionowano wiarygodność Pamiętnika Franciszka Mickiewicza. Zanotowana przez Mickiewicza tradycja rodzinna dowodzi, że były od tej reguły wyjątki — i to wcale znaczące. Nie jest więc wykluczone, iż naddziad naszego poety rzeczywiście walczył pod Wiedniem, ani że właśnie z takiego zaścianka się wywodził. Pan Tadeusz przekazuje zbyt wiele wiadomości zapomnianych przez historię, a ocalonych w rodzinnej tradycji, by lekceważyć ten poemat jako źródło. A więc jeszcze o tych Dobrzyńskich:
Różnili się Dobrzyńscy między Litwą bracią
Językiem swoim, tudzież wzrostem i postacią.
Czysta krew lacka, wszyscy mieli czarne włosy,
Wysokie czoła, czarne oczy, orle nosy;
Z Dobrzyńskiej ziemi ród swój starożytny wiedli.
A choć od lat czterystu na Litwie osiedli,
Zachowali mazurską mowę i zwyczaje
— np. nadawano „koroniarskie” imiona dzieciom, do herbów dodawano przydomki itp. Dobrzyńscy — inaczej niż szlachta litewska — wzięli udział w wiktorii wiedeńskiej, czego świadectwem jakieś resztki zbroi, jakieś łupy — zupełnie niedoceniane przez potomnych:
W kuchni kilka rapierów kucharka bezbożna
Odhartowała, kładąc je w piec zamiast rożna:
Buńczukiem, łupem z Wiednia, otrzepywa żarna.
Tezy o „koroniarskim” pochodzeniu Mickiewicza właściwie nikt nie udowadniał; zachował się wprawdzie przekaz Branickiego, zgodnie z którym poeta miał mu mówić: „mój ojciec z Mazurów”, ale świadectwo to jest mało wiarygodne, zwłaszcza że jego część drugą stanowi fałsz („moja matka z przechrztów”), choć nie można wykluczyć, iż nie o żydowskich, ale o innych neofitów poecie chodziło. Dotychczasowym badaczom wystarczało, że Mickiewicz uważał się za Polaka z Litwy — jak np. Sarbiewski za Polaka z Korony, a drugi nasz laureat, Dantyszek, za Polaka z Prus. Jednak, pomimo iż „koroniarskości” Mickiewicza nie głoszono — czasem z nią polemizowano.
Sprawą polsko-białoruskiego pochodzenia poety zajął się Gabriel Korbut, publikując w „Ruchu Literackim” (nr 5/1927) artykuł pt. Mickiewicz potomkiem szlachty polskiej?.
Na tak stanowczo sformułowane przez siebie pytanie autor dał równie stanowczą odpowiedź: nie! Mickiewicz, zdaniem badacza, pochodził z rodu „litewsko-białoruskiego, tubylczego, ale już od niepamiętnych czasów spolszczonego”. Najsensowniejsze określenie w tej definicji to: „tubylczy”. Pamiętać bowiem trzeba, iż w owych niepamiętnych czasach świadomość narodowa białoruska nie istniała, za to rycerstwo litewskie używało języka przypominającego dzisiejszą gwarę złodziei spod Białegostoku. Język ten był oficjalnym językiem dworu Jagiełły i przechował się chyba tylko w oficjalnych dokumentach Wielkiego Księstwa. Niewątpliwie był to język słowiański, podobnie jak starocerkiewno-słowiański, niewątpliwie zesłowiańszczona była kultura księstwa Jagiełły, z dzisiejszą białoruszczyzną miała jednak tyle wspólnego, co monarchie hellenistyczne z dzisiejszymi Grekami.
Wieści o białoruskim (no, powiedzmy: tubylczo-słowiańskim, Białoruś nie istniała i do dziś zaistnieć nie może…) rodowodzie poety występują w mickiewiczologii w dwóch wariantach: książęcym i chłopskim.
O książęcym, ściślej mówiąc, bojarskim wspominaliśmy, powołując się na Wielhorskiego; pogłoski o chłopskim pochodzeniu Mickiewiczów lansowane były we wczesnym okresie PRL, m.in. w wydanej przez Ludową Spółdzielnię Wydawniczą w 1953 roku książce Tadeusza Łopalewskiego Namiestnik narodu. W treść książki przeznaczonej dla młodzieży autor wtrącił pseudonaukowy wywód, iż Mickiewicz to syn jakiegoś Mićki, „z pewnością ruskiego chłopa”. Brzmi to propagandowo i ludowo, a jednak nie w Polsce Ludowej tezę tę wymyślono. Dziewiętnasto- i dwudziestowieczni poloniści w zasadzie nie mieli wątpliwości, że ojciec naszego wieszcza był szlachcicem, i to dość typowym: hulaka, zawadiaka, a jak trzeba, to i moczymorda. Wątpliwości dotyczyły drobiazgów, czy np. był rotmistrzem w 1794 roku albo czy rzeczywiście recytował i pisywał poezje. Bomba wybuchła dopiero na początku lat trzydziestych, kiedy wileński archiwista, Euzebiusz Łopaciński, znalazł, opublikował i niezbyt inteligentnie zinterpretował parę osiemnastowiecznych dokumentów (Spór o szlachectwo Mickiewicza, „Kurier Wileński” nr 177–8/1931, Kraj nad Świtezią w cieniu akt archiwalnych, „Słowo” nr 1/1932). Były to przeważnie pozwy sądowe, co już powinno było nakazywać ostrożność, bo poetyka pozwu dopuszcza wszelką przesadę. Łopaciński jednak, oszołomiony własnym odkryciem, stracił zdolność do chłodnego rozumowania. W tekście Spór o szlachectwo… Łopaciński informował, że w sierpniu 1787 roku podane zostało w wątpliwość szlachectwo Mickiewiczów. Tegoż to roku zjawił się był w Nowogródku po pijaku jakiś rotmistrz Franciszek Janiszewski, właściciel Bucionek. Rotmistrz ów nie dość, że śpiewał sprośne piosenki, to jeszcze wykrzykiwał, iż pradziad Mikołaja Mickiewicza miał na imię Chwiedor czy też Hrehory, był synem chłopów pańszczyźnianych Janiszewskich — tyle że z nieprawego łoża. „Wstydząc się swego urodzenia, z powodu którego był przez sąsiadów prześladowany przeniósł się potajemnie do wsi królewskiej Ćwikle, o 4 mile odległej, wkrótce jednak obawiając się, aby go nie wykryto, udał się dalej do Dziewiątkowicz w powiecie Słonimskim i tam przez dłuższy czas przebywał służąc za pocztowego” — pisze, aprobując tę wersję, Łopaciński. Synem Hrehorego miał być Jan — rodzony dziad Mikołaja, a pradziad naszego poety. Rotmistrz Janiszewski dobrał sobie jako kompana jakiegoś Remigiana Horbatowskiego lub Horbaczewskiego (nazwisko pojawia się w obu wersjach, nie jest zresztą istotne) i jak cytuje za aktami Łopaciński:
„Gorzałcznym trunkiem głowę i zmysły zagrzewając owi dwaj odważyli się przeciw wszelkim prawom na honor i życie następować i wprzód różne pochwałki na honor i życie czynili, na ostatek chłopstwo publicznie przed obywatelami różnymi zadawali i zadają, w dniach 5 i 7 sierpnia po wszystkich ulicach Nowogródka chodząc i jeżdżąc chłopami Mickiewiczów nazywali…”.
Gdyby przekonali opinię — księgą, w której raz pierwszy można by znaleźć nazwisko Mickiewicza, byłaby nie encyklopedia, ale Liber Chamorum…
Spostponowani i wściekli Mickiewicze sprawę wnieśli do sądu i w marcu 1788 roku wygrali. Przy okazji warto odnotować, iż Mikołaj Mickiewicz reprezentował w sądzie czterech niepiśmiennych stryjów, co mogło odpowiadać prawdzie, a mogło być chwytem prawniczym: zamiast czterech nieobytych szlachciurów — wystąpił jeden specjalista. Zabieg ten okazał się zresztą zbędny, rotmistrz Janiszewski zrozumiawszy, iż nie wygra, wolał nie przyjeżdżać na rozprawę. Mickiewicze — to wiadomość z drugiego artykułu Łopacińskiego — uzyskali „dekret, mocą którego nakazano wieczne milczenie i skazano nieuchwytnych Janiszewskich oraz głównego podżegacza i autora Remigiana Horbatowskiego na infamię i koszta sądowe”. Janiszewski i Horbatowski musieli też zapłacić pozywającym 1045 złotych. Za tę sumę można było wtedy zakupić mały folwarczek.
Ten zaoczny wyrok powinien był zakończyć sprawę i zakończył ją — dla owoczesnych, nie zaś dla współczesnych nam krytyków. Zwłaszcza że dowodząc kłamliwości zarzutów Janiszewskiego, Mickiewiczowie powoływali się na akt sprzedaży posiadłości o nazwie Wołca lub Walew przez ich przodka Krzysztofa, ojca Jana Mickiewicza, urodzonemu Adamowi Bukrejowi, w roku 1700. Jeśli przodek mająteczek sprzedał urodzonemu, to widocznie też był urodzony… Łopaciński, powtarzając tę wiadomość, zarazem podważał jej wiarygodność, gdyż aktykacja sprzedaży została dokonana dopiero w 1787 roku, po zarzutach Janiszewskiego. Jeśli zaś sprzedaż taka nie miała miejsca, to nie wiadomo, czy Krzysztof Mickiewicz istniał i czy on był ojcem Jana Mickiewicza. Jest to o tyle istotne, że jak już mówiliśmy, wedle Janiszewskiego, żaden Krzysztof Mickiewicz nie istniał, Jan Mickiewicz zaś nie był jego synem, lecz wspomnianego przed chwilą Hrehorego, tyle że rzeczywiście był dziadkiem Mikołaja. Nie przesądzając sprawy, zauważmy tylko, że opóźnienie aktykacji dowodzi tylko tego, iż wcześniej taki akt nie był nikomu potrzebny, a opłaty sądowe kosztowały. Wdowa po Janie Mickiewiczu, Marianna z Leszczyłowskich, która kupiła (na co są dokumenty) folwark Herbatowicze (lub Horbatowicze), też nie aktykowała tego zakupu od razu — uczyniła to dopiero w roku 1781, po 11 latach. Nie jest pewne, czy zbieg imieniem Hrehory był rzeczywiście przodkiem naszych Mickiewiczów, ani też, czy w ogóle istniał.
Sprawa pochodzenia Mickiewiczów powróciła do sądów w roku 1804, kiedy władze zaborcze kazały polskiej szlachcie udowadniać swoje dobre urodzenie. Nie było to takie proste — często z powodu braku dokumentów całe rodziny były skreślane z rejestrów dobrze urodzonych. Jeśli rządowi zależało na upokorzeniu szlachty, na zrównaniu jej z chłopstwem i zmuszeniu do służby wojskowej, to urzędnikom rządowym zależało na dodatkowych źródłach dochodu… Nierzadko posługiwano się więc łapówkami, podstawianymi świadkami, zmyślonymi przodkami. Pamiętając o tym, odnotujmy, że Mikołaj Mickiewicz złożył Wywód familii urodzonych Mickiewiczów herbu Poraj przed deputacją wywodową szlachecką guberni litewsko-grodzieńskiej 29 listopada 1804 roku. Akt uznający szlachectwo Mickiewiczów został wydany w roku 1808 i złożony do rejestracji w sądzie grodzkim 1 maja tegoż roku. Deputacji przewodniczył marszałek powiatowy Ludwik Pancerzyński. Dekret podpisali też archiwista Sygietyński i terminator sądowy Makowielski. Badający te sprawy Andrzej Bułhak zauważył, w cytowanej już książce (Gustaw i Peri, s. 184–185), że w owym wywodzie szlachectwa brak jest typowych imion, takich jak Wasyl czy Fiodor, imiona przodków Mikołaja Mickiewicza są podejrzanie polskie i katolickie. Zacytujmy fragment dokumentu: „Adam Mickiewicz o przydomku Rynwid spłodził dwóch synów Kacpra i Jana. Pierwszy syn Adama Kacper spłodził synów trzech: Urbana, Stanisława i Piotra. Drugi syn Kacpra Stanisław Mickiewicz spłodził syna jednego Walentego…”. Synem owego Walentego miał być wspominany już przez nas Krzysztof, jego synem — Jan, ojciec Jakuba, a dziad Mikołaja Mickiewicza. Bułhak nie stawia kropki nad i — nie kwestionuje szlachectwa Mickiewicza. Ma jednak wątpliwości co do faktów i nazwisk, uważa, że Mikołaj Mickiewicz, mając stosunki w palestrze, potrzebny sobie dokument po prostu spreparował. Podsumowując swe wywody, pisze:
„W starożytność rodu Mickiewiczów nie uwierzyła widocznie i Komisja Wywodowa, gdyż zarejestrowała ich do pierwszej kategorii szlachectwa (sięgającego nie dalej jak sto lat). Powstaje jednak niezwłocznie kolejna kwestia: kto i kiedy w tym czasie Mickiewiczów nobilitował”.
My też nie potrafimy postawić kropki nad i, nie wiemy z całą pewnością, skąd zjawił się w Ziemi Nowogródzkiej Jan (a nie Iwan!) Mickiewicz, nie wiemy, czy nazwisko brał od Dymitra, Mikołaja, czy raczej od wsi Mickowce, nie wiemy, czy polsko-katolickie imiona zostały zmyślone, kto i kiedy — o ile w ogóle — nobilitował przodków naszego poety. Wszystkie te szczegółowe badania zostawić trzeba archiwistom. Wyniki ich, bez względu na to, co przyniosą, nie zrewolucjonizują mickiewiczologii, bo nie podważą sprawy najistotniejszej: oto co najmniej cztery pokolenia poprzedzające narodziny Adama żyły na stopie szlacheckiej i według szlacheckiego etosu. Uporządkujmy to, co wiemy na pewno:
• Prapradziad poety, Krzysztof Mickiewicz, z przydomkiem Rymwid, syn Walentego z Mickowiec, przeniósł się ponoć z parafii raduńskiej w Lidzkiem w Nowogródzkie, gdzie zapoczątkował linię znanych nam Mickiewiczów herbu Poraj z przydomkiem Rymwid lub Rynwid.
• Jan Mickiewicz, pradziad poety, walczył w konfederacji w obronie króla Stanisława Leszczyńskiego. Wiadomo o nim tylko tyle, że zmarł przed 1770 rokiem i że wdowa, Marianna z Leszczyłowskich, kupiła folwark Horbatowicze — znany też z Pana Tadeusza. („Mickiewiczów dwiestu z Horbatowicz” bierze udział w zajeździe!).
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki