Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Addicted - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Addicted - ebook

Finałowy tom bestsellerowej serii!

Stała się jego największym uzależnieniem, mimo że nie powinien jej pragnąć.

Dwudziestojednoletnia Savannah Sunray wróciła po rocznej wymianie studenckiej do San Diego. Chociaż nieco się tego obawiała ze względu na problemy w przeszłości, wszystko zaczęło się układać – otrzymała wakacyjny staż w redakcji czasopisma, do tego planowała jak zawsze pomagać siostrze i zapomnieć o nieprzyjemnościach.

Kiedy przyjaciółka zdobyła dla nich obu zaproszenia do ekskluzywnego klubu Possessed, dziewczyna nie wiedziała, że ten wieczór wszystko zmieni. Nie sądziła, że dostanie szansę na dołączenie do dziennikarskiego śledztwa w sprawie ustalenia tożsamości właściciela ani że tajemniczy mężczyzna, którego poznała na przyjęciu, pojawi się jeszcze w jej życiu.

Wkrótce Savannah odkryje, że nie istnieją żadne zbiegi okoliczności, a niektóre sekrety mogą złamać serce. I będzie musiała zdecydować, co jest dla niej ważniejsze – starszy o jedenaście lat mężczyzna, który przyciąga ją każdym spojrzeniem, czy jej zawodowa przyszłość…

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.            Opis pochodzi od Wydawcy.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8362-801-1
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Początki weekendu są super, przynajmniej dopóki samochód nie postanawia zepsuć się na najbardziej ruchliwej drodze.

Jestem na granicy łez ze zmęczenia, bo mało dziś spałam, a pracowałam do późna i prawie nic nie zjadłam. Chciałam tylko dostać się szybko do domu, bez żadnych problemów, tymczasem wyszło jak zwykle. Narzeczony siostry, do którego dzwonię, zapewnia jednak, że za chwilę dostanę pomoc, no i że nikomu nie zawadzam, stojąc swoim gratem w połowie na chodniku. W to drugie akurat nie wierzę – mam wrażenie, że zaraz ktoś zepchnie mnie nawet dalej – mimo to dziękuję Emmettowi i po prostu czekam na ratunek.

Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie rozpoczęcie tego weekendu.

Dopiero w sobotę wróciłam do San Diego po zdanym śpiewająco trzecim roku studiów. Dzięki programowi wymiany studenckiej mogłam uciec na moment z rodzinnego miasta, by przez kilka miesięcy kształcić się na jednym z najlepszych uniwersytetów w kraju. Było świetnie. Podleczyłam rany, zdobyłam nowe doświadczenie na krótkim stażu i wiele się nauczyłam.

Liczyłam, że to zrobi wrażenie na którymś z potencjalnych pracodawców na tyle, że nie będzie sprawdzał, czy przypadkiem nie wywalono mnie kiedyś z praktyk w jednym tygodniku. Jako że nie potrafię usiedzieć w miejscu, jeszcze przed przyjazdem szukałam dla siebie zajęcia i wysłałam kilka podań, a we wtorek miałam dwie pierwsze rozmowy.

Na tę do „San Diego Weekly” o wakacyjny staż poszłam trochę bez większych nadziei, a wyszłam z niej naprawdę zaskoczona. Już następnego dnia dowiedziałam się, dlaczego byłam potrzebna od zaraz – zwalono na mnie masę roboty, w dodatku dostałam oczywiście najpodlejsze zadania w pierwszych godzinach – lecz zamierzam to dzielnie znieść, by mieć później szansę na lepszy rozwój.

Tym razem nie popełnię żadnego głupiego błędu.

Powinnam się była jednak spodziewać, że po tym nieoczekiwanym farcie powróci mój zwyczajowy pech. W końcu trzyma się mojej rodziny od zawsze. To chyba ironiczne, biorąc pod uwagę, że noszę nazwisko oznaczające promień słońca. Powinien rozświetlać moje dni, a zamiast tego, odkąd rodzice odeszli jedno po drugim trzy lata temu, zostałam sama z siostrą i całość rodzinnej klątwy przeszła tylko na mnie. Claire udaje się jej zadziwiająco dobrze unikać.

Na szczęście Emmett pojawia się po trzydziestu minutach, zaczepia mój samochód na hak holowniczy, a że przyjechał ze swoim bratem, Owenem, który pracuje razem z nim w warsztacie, to on siada za kółkiem, w czasie gdy ja pakuję się do półciężarówki przyszłego szwagra i opieram o fotel.

– Pomyśl o tym w ten sposób – odzywa się Emmett, odpalając silnik. – Zawsze mogło zepsuć się przed rozmową, którą miałaś w środę, i nie dostałabyś stażu.

Wzdycham, poprawiając blond warkocz.

– Ta. Prawdziwa ze mnie szczęściara – mamroczę.

Próbuje mnie pocieszać i mimo zmęczenia w końcu odzyskuję nieco sił. Może zwyczajowy niefart nadszarpnie mój budżet, ale za to mam całe wakacje na to, by pokazać się z dobrej strony redaktor naczelnej w SDW i dzięki temu dostać szansę na późniejsze zatrudnienie. Został mi przecież ostatni rok studiów, byłoby świetnie dzielić go na naukę i dalszy rozwój już w tym, czym chcę się zajmować.

Uśmiecham się na tę myśl. SDW to może i jeden z mniejszych tygodników, jednak trafiłam do działu z dokładnie taką tematyką, jaka mnie interesuje. Chociaż w czasopiśmie pojawiają się też inne artykuły i jest parę sekcji, ja dostałam się do takiej, gdzie publikowane są teksty oraz notki dotyczące rozrywki, wydarzeń kulturalnych w mieście i okolicy. Właśnie to uwielbiam. Przeróżne eventy, koncerty, festiwale, a nawet jakieś małe zbiórki, inicjatywy obywatelskie czy szkolne przedstawienia… To wszystko przynosi mi dużo frajdy.

Jeszcze w liceum wkręcałyśmy się z przyjaciółką w różne imprezy jako wolontariuszki, a ja później relacjonowałam wszystko w szkolnej gazetce. Podczas pierwszego roku studiów także weekendami zgłaszałam się do pomocy przy tego typu wydarzeniach, by po prostu ich doświadczać i mieć głowę pełną pomysłów do artykułów dla uniwersyteckiego czasopisma. Dzięki temu właściwie dostałam praktyki w jednym z większych tygodników w San Diego, ale tego wolę nie wspominać. To stamtąd mnie wywalono.

– Claire jest jeszcze u tego dupka – odzywa się Em, wyrywając mnie z zamyślenia. – Podrzucić cię do niej? To będzie po drodze.

Marszczę brwi.

– U ko… Och, masz na myśli Abbotta.

Emmett się krzywi.

– Ta. W piątki zawsze chodzi do niego wieczorami.

Szturcham go lekko.

– Bo pracuje jako jego gosposia i szykuje mu jedzenie na weekend, żeby wtedy mieć wolne i spędzać go z tobą, zazdrośniku.

– Wiem, wiem – burczy pod nosem.

Śmieję się, na co unosi kącik ust, spoglądając na mnie krótko swoimi zielonymi oczami. Mają śliczny odcień, a w połączeniu z jego brązowymi włosami robią ogromne wrażenie. Emmett to przystojny mężczyzna, w dodatku miły, uczynny i zaradny. W tym przypadku cieszę się, że przejęłam na siebie całą rodzinną klątwę pechowców, a mojej siostry ona nie rusza. Dzięki temu znalazła świetnego faceta. Ja nie mam w tym szczęścia, wręcz przeciwnie.

– Co się właściwie twoim zdaniem stało z tym złomem? – pytam, zmieniając temat.

– To ty mi powiedz – rzuca Emmett. – Z jakiegoś powodu zjechałaś na pobocze.

– No bo zapaliła się lampka o silniku.

– A paliła się już wcześniej? Na przykład zanim wyjechałaś albo gdy wróciłaś, a ja przypominałem, że musisz dać mi dla pewności auto do warsztatu, żebym się upewnił, że wszystko działa?

Krzywię się.

– Nie pamiętam.

– Powinnaś, bo to nie żarty, Ava – odpiera Em. – Masz szczęście, że zdążyłaś zjechać i nic się nie stało. Musisz pomyśleć o nowym aucie.

– Wiesz, że nie mam na to kasy – mamroczę. – Nie pracowałam w tym semestrze, moje oszczędności od rodziców się kurczą, a staż nie przyniesie milionów. Nie możesz po prostu jak zawsze popatrzeć pod maskę, ponarzekać, ale powiedzieć, że jakoś to ogarniesz?

– Jestem mechanikiem, nie magikiem – stwierdza. – Nie wiem jeszcze, co dokładnie zastanę pod maską, ale wątpię, żeby kolejna wymiana…

– Dobra, nie dobijaj – przerywam z westchnieniem. – Możesz na razie po prostu obejrzeć auto, powiedzieć, jakie będę mieć opcje, a złymi wiadomościami uderzać jutro, gdy już się wyśpię?

Przytakuje.

– Pewnie. I tak musimy znaleźć przyczynę – mówi. – Ale nie nastawiaj się na cuda.

Posyłam mu swoje popisowe proszące spojrzenie.

– Ty sobie nie dasz rady?

Prycha.

– Ta mina działała, kiedy miałaś piętnaście lat. Teraz wygląda niepoważnie u kogoś, kto od tego roku może wreszcie legalnie pić alkohol.

– Po prostu się starzejesz – oświadczam. – I gorzkniejesz. Bo moja słodka mina działa na każdego faceta!

Jego brew znów wędruje w górę.

– Chcesz to rozwinąć?

Zaczynam chichotać. Odkąd tata odszedł, Emmett bardzo wziął do siebie to, że został jedynym mężczyzną w życiu moim i Claire. Są ze sobą od dziesięciu lat, więc zna i ją, i mnie od dawna, no i od tego czasu dba o moją siostrę, a mnie traktuje niemal jak córkę, przez co każda wzmianka o facetach w połączeniu ze mną wywołuje podobną reakcję. Gdyby poznał prawdę o tym, dlaczego tak bardzo potrzebowałam wyjechać na tę roczną wymianę na drugi koniec kraju…

– Nie, nie chcę – odpowiadam. – Tak sobie rzuciłam.

Przytakuje, a ja zerkam w lusterku na swoje wspaniałe, srebrne, niedługo pewnie zezłomowane auto. Okolica powoli zaczyna się pogrążać w półmroku, słońce powinno zaraz zajść. Miałam nadzieję, że zdążę dotrzeć do tego czasu do domu, bo dzieli go tylko piętnaście minut od plaży, więc zamierzałyśmy iść z siostrą nad ocean, wziąć butelkę alkoholu i odpocząć. Będziemy musiały po prostu zrobić to…

Nie kończę myśli, ponieważ rozprasza mnie nadchodzące powiadomienie. Spoglądam szybko w lewo, jakbym spodziewała się, że Emmett za moment przyłapie mnie na używaniu aplikacji randkowej Addicted i zejdzie na zawał, jednak skupia się na drodze. Dlatego sprawdzam wiadomość od kolesia, którego apka wskazała jako dopasowanego do mnie w całych czterdziestu procentach. Pyta, czy mam ochotę na intymne spotkanie na plaży o wschodzie słońca.

To dość ciekawa propozycja, biorąc pod uwagę, że nawet nie wie, jak wyglądam. Dopóki nie zezwolę na kontakt i na pokazanie mu czegokolwiek z mojego profilu, to się nie dowie. Addicted jest zaprojektowane w taki sposób, że pierwsze wiadomości między dopasowanymi przez algorytm osobami wymieniane są anonimowo i bywa tak do czasu, aż obie zgodzą się na przekazanie swojego zdjęcia czy imienia drugiej stronie.

Właśnie za to lubię tę apkę. Do tej pory nie spotkałam tu wielu dziwnych ludzi, filtry chyba ich dość dobrze wyłapują, a konieczność rejestracji, ukończenia odpowiedniego wieku i zapłaty eliminują w większości, za to pisałam z kilkoma interesującymi facetami. Nie na tyle, bym pokazała im swoje zdjęcie czy chciała się spotkać, ale rozmowy były fajne. A że apka została stworzona jako dodatek do sławnych w San Diego imprez pod szyldem Possessed, często się zastanawiam, czy po drugiej stronie nie spotkałam czasem jakiegoś aktora, muzyka czy modela, którzy zalogowali się tu dzięki klubowi.

– To Claire? – pyta nagle Emmett. – Bo zaraz będziemy.

Odrzucam prośbę o kontakt i chowam telefon.

– Super. W końcu zobaczę ten wielki dom, na którego sprzątanie narzeka – stwierdzam.

Emmett parska.

– To on – mówi, wskazując palcem.

Piętrowy budynek, który wyłania się zza krzewów, jest jasny, nowoczesny i w większości przeszklony. Ogromne okna zajmują większą część ścian, ale chyba zastosowano w nich szyby refleksyjne, ponieważ nie dostrzegam przez nie wnętrza. Widzę natomiast długi podjazd, zadbany trawnik, garaż – z tego, co wspominała Claire, na trzy samochody – a za nim, jeśli dobrze pamiętam, powinny znajdować się basen oraz taras, z którego rozciąga się ponoć widok na ocean.

– Noo, nie dziwię się – rzucam. – Nie wiem, ile musiałby mi ktoś płacić, żebym to sprzątała. – Marszczę brwi, przypominając sobie, ile zarabia na tej dodatkowej pracy moja siostra. – No dobra, chyba wiem ile.

Narzeczony Claire śmieje się cicho, zatrzymując już samochód przy bramie. Spoglądam na niego, odpinam pas i nachylam się, by cmoknąć go lekko w policzek.

– Dzięki, Emmett. Ratujesz mi tyłek, jak zawsze.

– Nie ma za co, dzieciaku.

Wzdycham.

– Ile razy będziemy przerabiać to, że chociaż jestem młodsza od ciebie i Claire o osiem lat, wcale nie jestem żadnym…

– Leć już – przerywa ze śmiechem.

Kręcę głową, jednak nie przejmuję się tym długo, tylko podchodzę do furtki. Z tej odległości budynek wydaje się większy, wręcz onieśmielający. Bywałam w różnych miejscach, ale chyba jeszcze nigdy w aż tak ogromnym domu, w którym wszystko wskazuje na to, jak właścicielowi musi się dobrze powodzić.

Dopiero po usłyszeniu znajomego głosu siostry w domofonie nieco się rozluźniam. Moment później wchodzę już do przestronnego przedpokoju, w którym czeka Claire.

– No hej – wita się. – Jeśli chciałaś mnie zobaczyć wcześniej, mogłaś mówić, a nie od razu psuć auto.

– O, no pewnie. Bo pozbawiłam się samochodu na własne życzenie.

Siostra odsuwa krótkie blond włosy z twarzy i kiwa głową.

– Tak czułam. A teraz rusz tyłek, pomożesz mi dokończyć pakowanie jedzenia do pojemników i będziemy się mogły zwijać do domu.

– Jak zwykle mnie wykorzystujesz, super – stwierdzam z rozbawieniem.

Mimo to ruszam za nią przez dom aż do salonu połączonego z kuchnią. Tutaj też jest mnóstwo miejsca, otwartej, jasnej przestrzeni i tylko minimum ozdób. Wnętrze utrzymano w bieli i szarości, ale o dziwo nie wydaje się nieprzyjemne ani chłodne, tylko nowoczesne, eleganckie oraz schludne. To chyba przez złote elementy, które uzupełniają aranżację, nadają pomieszczeniom charakteru i odpędzają surowość.

– Ładnie tutaj – zauważam, rozglądając się dalej. W salonie widzę dwie ogromne kanapy oraz stolik, kilka szafek i regałów, a w kuchni wyspę kuchenną z paroma hokerami. – I ten koleś serio mieszka tu sam?

Claire przytakuje. Dociera właśnie do blatu, na którym ma wyłożone trzy pojemniki na jedzenie. Jeden już wypełniła, natomiast drugi dopiero łapie i przekłada do niego z patelni jakieś danie. Ja chwytam trzeci.

– Mhm – odpiera. – Nikogo nie ma, a jego mama mieszka po drugiej stronie miasta.

– To po co mu taka willa? – zastanawiam się na głos. – Czułabym się tu samotnie.

Siostra wzrusza ramionami.

– Może planuje ogromną rodzinę. – Wskazuje mi na makaron, który mam przełożyć. – Ogarnij to, dobrze?

Przytakuję.

– Super pachnie – mówię. – I gotujesz mu na weekend tylko obiady?

– Śniadanie też na sobotę, już jest w lodówce. W niedzielę zawsze jedzie do matki. A kolację robi zwykle sam, tylko czasem prosi, żebym też coś ugotowała.

Marszczę brwi.

– Czemu po prostu nie zamówi sobie cateringu?

– Woli domową kuchnię. No i u mnie dokładnie wybiera składniki, dania i tak dalej. A że przy okazji lubię gotować i dostaję więcej kasy za to i sprzątanie, nie mam nic przeciwko.

– A Emmett?

Siostra parska.

– Emmett przesadza, chociaż dobrze wie, że… Shawn jest w porządku i potrzebujemy tej kasy. Zbliża się wesele, musimy spłacić dług, dom wymaga remontu… A ja na swoich trzech czwartych etatu w szkole muzycznej nie dostaję nawet połowy tego, co tutaj. Mam ogromne szczęście, że Bria mnie poleciła.

Przez to przekładanie jedzenia przypominam sobie o tym, jaka jestem głodna, więc gdy kończę i zamykam pojemnik, zbieram z garnka resztę makaronu i wpakowuję go do ust. Potem wzdycham z błogością.

– Mhm, miałaś ogromne szczęście – mamroczę.

Siostra przytakuje, posyłając mi rozbawione spojrzenie.

– Jesteś głodna?

– Jak cholera – przyznaję.

Śmieje się cicho, po czym odwraca, wyjmuje z mikrofali talerz i stawia go przede mną. Pewnie na widok porcji makaronu z kurczakiem zaświecają mi się oczy.

– O rany, kocham cię – mamroczę.

Zabieram się do jedzenia, w czasie gdy ona wkłada naczynia do zmywarki. Opowiadam jej o całym dniu w pracy, gdzie rzucono mi kolejne wyzwania, a Claire wspomina o zajęciach w szkole muzycznej. Prowadzi je popołudniami, wieczorami udziela też prywatnych lekcji, dlatego rano może zajmować się gotowaniem i sprzątaniem dla Abbotta.

– Hej, a czy on jeździ takim ciemnoszarym, eleganckim samochodem? – rzucam po chwili.

Claire uruchamia właśnie zmywarkę i rozgląda się po blatach.

– Tak, czemu pytasz?

Wskazuję widelcem przez okno na bramę.

– Bo właśnie wraca.

Siostra klnie pod nosem, łapie moją torebkę i podaje mi ją, nim zabiera mi sprzed nosa już na szczęście pusty talerz.

– Hej, co…

– Wyjdź tarasem, gdy będzie w garażu, i poczekaj na mnie za bramą, dobrze? Masz tu kartę do furtki. Szybko.

Niemal spycha mnie ze stołka, więc przełykam ostatnią porcję jedzenia, łapię swoją torebkę i kartę, a później spoglądam na Claire.

– Zabije mnie czy jak?

– On po prostu strasznie ceni sobie prywatność i jest bardzo skryty. Nie pozwala mi tutaj nikogo przyprowadzać, bez wyjątków.

Mrugam, ruszając już do drzwi tarasowych.

– A nie ma przypadkiem kamer przed domem?

– Ma. Ale przecież dopóki nie dam mu powodów, to ich nie sprawdzi – stwierdza. – Leć już. Nie daj się zauważyć. Za pięć minut będę.

Ogarnia mnie rozbawienie na tę konspirację, jednak oczywiście robię, co każe, żeby nie wpadła w kłopoty. Najpierw dostaję się na duży taras, z którego rzeczywiście jest piękny widok na wodę, a później przemykam obok basenu i przystaję przy ścianie garażu. Tam zamieram, ponieważ dociera do mnie męski, spokojny głos. Nieco przytłumiony, nie słyszę wyraźnie wszystkich słów.

– …drów Sophie i małą zmorę, to znaczy Darleene… Do jutra.

Przylegam ściśle do ściany garażu, upewniając się, że nie ma tu żadnego okna, i nasłuchuję. Nie dobiega mnie już jednak żaden komentarz, tylko zgrzyt zamykanej bramy garażowej, dlatego pędzę przez podjazd, po czym szybko znikam za furtką. Przy płocie rosną wysokie krzewy, dzięki którym nie powinno mnie być widać z domu, w dodatku słońce zaszło, co też pomaga. Czekam więc spokojnie na siostrę, aż po paru minutach pojawia się przy mnie znajome czerwone auto.

– I jak, gotowa na rozpoczęcie weekendu? – pyta z uśmiechem Claire.

Ziewam, wsiadając do środka.

– Pewnie. Zdrzemnę się i możemy szaleć.ROZDZIAŁ 2

Piątkowe świętowanie z Claire doprowadza do tego, że w sobotę zwlekam się z łóżka dopiero w południe. Naprawdę poszłyśmy na plażę, rozmawiałyśmy godzinami i straciłyśmy poczucie czasu.

Było świetnie. Tylko teraz najchętniej przeleżałabym resztę dnia, a nie mogę. Jestem umówiona później na spotkanie z przyjaciółką, które skończy się pewnie podobnie. Nie widziałam się jeszcze z Tillie, odkąd wróciłam, więc nie spodziewam się niczego innego.

Na razie jednak robię sobie szybki posiłek, dokańczam wreszcie wypakowywanie walizek i spędzam popołudnie z bliskimi. Tęskniłam za tym. Studia w mieście po drugiej stronie kraju nie bardzo pozwalały na częste odwiedziny. Brakowało mi rozmów na żywo z siostrą, żartów z Emmettem i nawet pierwszej sprzeczki o to, które z nich pożyczy mi samochód.

Ostatecznie wypada oczywiście na Claire, dlatego po ogarnięciu się jadę w końcu na spotkanie z najlepszą przyjaciółką. Tillie wynajmuje mieszkanie w centrum, dlatego droga zajmuje mi kilkanaście minut, znalezienie miejsca do zaparkowania jeszcze więcej, ale wreszcie docieram do celu.

– Jesteeeś – rzuca Tillie, kiedy wdrapuję się na czwarte piętro.

Winda w jej bloku nie działa, a właściciel budynku nic z tym nie robi, przez co potrzebuję sekundy na wzięcie oddechu. Niby mam dobrą kondycję, a jednak nie do końca.

– Jestem – potwierdzam, przytulając przyjaciółkę. – Wezwiesz pogotowie?

Tillie parska, wciągając mnie do mieszkania. Wchodzę do niewielkiego przedpokoju i zerkam na Nyxa, kota Tillie, który podchodzi, by otrzeć się o moje łydki.

– Ooo, cześć, maleńki – mówię, schylając się. – Tęskniłam.

On chyba nie, bo kiedy chcę go wziąć na ręce, miauczy niecierpliwie i odchodzi. Tillie się ze mnie śmieje.

– No chyba nie sądziłaś, że to ty decydujesz o tym, co ma robić mój kot – stwierdza. – Ale chodź, w sumie to nie mamy dużo czasu, więc ruchy.

Unoszę brwi.

– Spieszymy się?

Przytakuje, spoglądając na mnie z błyskiem ekscytacji w oczach.

– Mhm. Nie mówiłam ci wcześniej, bo to miała być niespodzianka, no i się jeszcze nie widziałyśmy. Nawet nie wiesz, jak trudno było wytrzymać i się nie wygadać od poniedziałku – oznajmia.

– Jaka niespodzianka?

Sięga do stojącej z tyłu komody, by wyjąć coś z szuflady. Kiedy wyciąga w moją stronę czarny prostokąt, patrzę na nią sceptycznie, dopóki nie dostrzegam wytłoczonych bursztynowych liter na górze. Moje serce zaczyna bić szybciej.

– O mój Boże, udało ci się?

Przytakuje energicznie.

– Tak! W poniedziałek dostałam potwierdzenie, a niedługo powinny przyjść SMS-y z lokalizacją. Wszystkiego najlepszego z okazji powrotu do domu, Ava!

Piszczę i rzucam się jej na szyję, ciesząc się jak szalona. Odkąd tylko w tym roku skończyłyśmy dwadzieścia jeden lat, próbowałyśmy z Tillie dostać zaproszenie do tajemniczego klubu, o którym w mieście mówi się od tak dawna. To przyjaciółka zawsze wypełniała nasze formularze, ma moje hasło do strony i zna mnie jak nikt. Ja tylko oddawałam jej kasę. Nie miałam pojęcia, że teraz też próbowała. Pewnie nie mówiła, bo wie, jaką mam obsesję na punkcie tych imprez. Nie chciała zapeszać, a potem wolała przekazać wieści osobiście.

– O cholera, ja nie mam co na siebie włożyć – stwierdzam.

Kiwa głową.

– Dlatego się spieszymy. Mamy pięć godzin na znalezienie ci sukienki i na przyszykowanie się razem do wyjścia.

Uśmiecham się szeroko. Moje zmęczenie wejściem po schodach znika.

– Idziemy!

Wysiadamy z Tillie z taksówki przed jakimś ciemnym budynkiem. Okolica pogrąża się powoli w półmroku, jednak jest jeszcze na tyle jasno, bym dostrzegła, że wokół nas nie ma właściwie żadnych czynnych lokali. Nie widzę też ludzi, a samochód już odjeżdża, więc po prostu wymieniamy spojrzenia z przyjaciółką, nim zerkamy na drugą stronę ulicy, gdzie znajdują się duże, brązowe drzwi. Wisi na nich kartka z napisem „ZAMKNIĘTE”, tyle że z tego, co podano w SMS-ach, to właśnie za nimi skrywa się klub.

– Nie możemy wejść równocześnie – przypomina przyjaciółka.

No tak. Wyczytałam kiedyś na jakimś forum, że do klubu zwykle nie są zapraszane powiązane ze sobą osoby. To dlatego kazałam Tillie tym razem zarejestrować mnie na jej adres, a ją na taki należący do koleżanki, której aktualnie nie ma w mieście, by nikt nas ze sobą nie połączył. I zadziałało, oto jesteśmy. Może serio poprzednio nie przyjęto naszych zgłoszeń przez to, że podałyśmy namiary tylko na jej mieszkanie, bo wolałam, by siostra ani Em nic o tym nie wiedzieli.

– Idź pierwsza – rzucam. – Odczekam kilka minut.

Tillie sięga do swojej torebki po maskę, uśmiechając się do mnie szeroko.

– Szukaj mnie oczywiście przy barze! – mówi lekko.

Śmieję się, obserwując, jak przebiega przez ulicę, a potem znika za drzwiami. Sama wyjmuję telefon i piszę do siostry, że będę niedostępna na resztę wieczoru. Zerkam też na Addicted, by sprawdzić, czy znajdzie się tam coś ciekawego, ale nie mam nowych dopasowań ani wiadomości. Chowam komórkę, a wtedy oczywiście mój pech daje o sobie znać, bo z małej torebki wypada mi przez to maska.

Klnę pod nosem, schylam się, by ją złapać, jednak los kpi sobie ze mnie jak zawsze, gdy delikatny wiatr porywa materiał kawałek dalej. Moje szpilki i długa sukienka nie pomagają w gonitwie za maską, więc wykonuję niezbyt zgrabny skok, by przydeptać ją na drodze, a w następnej sekundzie unoszę głowę i spoglądam z niepokojem na czarny samochód, który właśnie zatrzymuje się dosłownie dwa kroki przede mną.

Serce zaczyna mi bić w zbyt szybkim tempie, kiedy ustawiam przepraszająco dłonie, nim schylam się błyskawicznie po zgubę. Następnie wchodzę z powrotem na chodnik przekonana, że auto odjedzie, tyle że ono nie rusza się z miejsca. Przez przyciemniane szyby nie mogę dostrzec, kto w nim siedzi, ale wyraźnie czuję na sobie czyjś wzrok. Po chwili zawahania wymijam pojazd i po prostu docieram do drzwi klubu.

Już po paru sekundach zapominam o niepokoju, a wypełnia mnie ekscytacja. Ochroniarz po usłyszeniu hasła zaprasza mnie do środka i każe włożyć maskę, więc otrzepuję ją lekko, nim wsuwam na twarz. Mam nadzieję, że nie widać na niej odcisku buta, bo już po tym, jak oddaję komórkę i pozwalam przeszukać moją torebkę oraz potwierdzam, że znam zasady obowiązujące w Possessed, drugi pracownik odsuwa dla mnie ciemną kotarę, za którą czai się prawdziwa magia.

Wnętrze sali jest ciemne, panuje tu półmrok, do którego moje oczy muszą się przyzwyczaić. Dostrzegam bursztynowe zdobienia kolumn wodnych i wysokich stolików; tego samego koloru są wazony z kwiatami, szerokie wstążki zawieszone przy żyrandolach oraz zasłona na scenie ustawionej przy ścianie dokładnie na środku pomieszczenia.

Kiedy wchodzę głębiej, widzę też, że klub nie składa się tylko z tego poziomu, a ma drugi. Dokładnie naprzeciwko mnie, za parkietem, znajduje się antresola z otwartą przestrzenią na piętrze, a gdy przesuwam po nim wzrokiem, zauważam, że są tam przeszklone pomieszczenia, z których musi być widok na to, co dzieje się tu na dole. Uświadamiam sobie jednak, że zwykli goście nie mają tam wstępu, ponieważ przy schodach po lewej i prawej są ochroniarze, a na ścianie obok dostrzegam napis informujący o strefie VIP.

Nie skupiam się na tym dłużej, bo podchodzi do mnie kelnerka, która proponuje lampkę szampana na powitanie. Dziękuję jej uśmiechem i ruszam dalej, między elegancko ubranych gości noszących ciemne maski. Chociaż bywałam na wielu imprezach, w liceum zorganizowano nam nawet bal maskowy, przy tym, co mam teraz przed sobą, to wydaje się śmieszną przebieranką małych dzieci. W Possessed czuć zupełnie inną atmosferę, a tajemniczość i elitarność tego przyjęcia sprawiają, że ma się ochotę dać mu pochłonąć.

To właśnie mi się przytrafia. Po tym, jak znajduję Tillie przy ciemnym barze, przy którym próbuje już jednego z drinków dostępnych wyłącznie tutaj, po prostu przepadam. Wypijamy z przyjaciółką alkohol, chłonąc wszystko, co nas otacza, a później odwracamy się w kierunku sceny, kiedy przyjemny, damski głos zapowiada rozpoczęcie występu.

Światła w sali zostają wtedy jeszcze bardziej przyciemnione, zapada cisza, wśród której słychać tylko szepty podekscytowanych gości wyczekujących tego, co się wydarzy. Potem zasłona opada i ukazuje nam się tancerka ubrana w przylegający do ciała kostium, błyszczący w świetle skierowanych na nią reflektorów. Stoi obok bursztynowych szarf zwisających z sufitu, uśmiecha się, patrząc na publiczność, a następnie zaczyna się poruszać do piosenki, która właśnie płynie z głośników.

Obserwuję wdzięczne ruchy kobiety, skupienie na jej twarzy oraz to, jak jej ciało poddaje się muzyce. Zgrywa się z nią niemal w jedno, kiedy tancerka wykonuje kolejne figury, wspinając się już po chwili po szarfie. Znajduje się wysoko nad sceną, ale nie widzę na jej twarzy żadnego zawahania czy strachu. Wydaje się taka pewna siebie, dumna i spokojna, gdy po wnętrzu roznoszą się coraz bardziej żywiołowe dźwięki, do których płynnie się dopasowuje swoim tańcem.

To niesamowite. A ona zdaje się postacią wyjętą ze snu, kiedy razem z grą światła i cienia oraz pojawiającym się wokół sceny dymem wykonuje akrobacje. W jej ruchach nie ma żadnej przypadkowości, wygląda, jakby każdy z nich znała na pamięć, a choć wiem, że tak pewnie jest, wstrzymuję oddech, gdy owija się szarfą po to, by w kolejnej sekundzie wykonać kilka obrotów i dotrzeć niemal do podłogi.

Goście biją głośne brawa, pozostając pod wrażeniem umiejętności i zręczności tancerki, a ona nie spoczywa na laurach. Tańczy, porusza się i kołysze na szarfie niczym bajkowa postać. Przypomina mi teraz latającą nad sceną wróżkę, która rzuca na wszystkich urok, bo wpatrujemy się w nią jak zaczarowani i nikt nie śmie się odezwać, by nie rozproszyć kobiety. Podziwiam następne figury, jakie przyjmuje, jej grację, gibkość oraz to, jak umie zachować idealną równowagę.

Występ kończy się, gdy tancerka zsuwa się po paru obrotach na scenę, robi szpagat i zamiera w takiej pozycji, a muzyka cichnie. Sala wybucha wtedy oklaskami, zasłona zostaje ponownie podciągnięta i rozpoczyna się druga część imprezy. Ta, w której goście nawiązują nowe znajomości, przechodzą na parkiet lub popijają drinki przy barze.

– Wow – komentuje Tillie. – Widziałam już parę takich występów, ale żaden nie zrobił na mnie podobnego wrażenia. To przez to miejsce, prawda? Czy ona była aż tak dobra?

Wzdycham cicho, nadal nie mogąc wyjść z podziwu dla tego występu.

– Chyba i to, i to – odpowiadam.

Naszą rozmowę podsłuchuje jakiś mężczyzna, który podchodzi i zagaduje Tillie. Jako że umówiłyśmy się, że tego wieczoru będziemy korzystać ze wszystkiego, co oferuje Possessed, słucham, jak zręcznie moja przyjaciółka okłamuje nowego znajomego co do naszych imion i flirtuje z nim przez moment, udając kogoś zupełnie innego. Przecież tutaj nie musi być Matildą Warren pracującą w firmie rodziców. Może być, kim chce.

Rozpoczynamy z Tillie grę, wymyślając kolejne historie na swój temat. Nikt nie sprawdzi, czy mówimy prawdę następnej spotkanej osobie, a my świetnie się bawimy, zmieniając się na te parę godzin raz w artystki, innym razem w biznesmenki albo piosenkarki. Każdemu, z kim rozmawiamy, opowiadamy co innego, wyciągamy informacje, które pewnie także nie są prawdziwe, i popijamy drugiego drinka, po prostu dobrze spędzając tu czas.

Czuję się naprawdę świetnie, tak swobodnie i lekko, kiedy mogę przestać przejmować się tym, co pomyślą o mnie inni. Nie muszę się obawiać, że ktoś następnego dnia wypomni mi kłamstwo albo gafę, jaką popełniam, gdy rozlewam drinka na stolik. To wyzwalające. Na moment być po prostu nikim i każdym jednocześnie.

– Ciekawe, jak bawią się tam na górze – rzuca po jakimś czasie Tillie. – Założę się, że w tych pomieszczeniach wiele się dzieje.

W końcu są tam prywatne pokoje, które goście VIP mogą wykorzystać, w jaki sposób chcą. Przeszywa mnie dreszcz na myśl o tym, że do tych wszystkich emocji, jakie się teraz we mnie kumulują, można by dodać coś jeszcze. Pożądanie. Większą tajemnicę. Nutę pikanterii. Seks w tym miejscu byłby pewnie czymś, czego nigdy bym nie zapomniała. Chyba że trafiłabym na jakiegoś słabego faceta w typie…

– Chodźmy tańczyć – mówię, otrząsając się z myśli. – I tak nie mamy tam wstępu.

Tillie nie protestuje. Docieramy na parkiet, gdzie bawią się już inni goście. Wszędzie, gdzie spojrzę, dostrzegam ciemne maski. Mają różne kształty, niektóre są w innych barwach niż tylko czerń, a wszystkie wyglądają genialnie i zasłaniają dokładnie połowę twarzy.

Wszystkie, oprócz dwóch noszonych przez parę tańczącą kawałek od nas.

Przyjaciółka wskazuje mi na nią, przekazując bezgłośnie ustami słowo „właściciele”, na co przytakuję. Od paru lat śledzę pojawiające się pogłoski dotyczące tego, że właściciel przychodzi na imprezy już nie sam, a ze swoją partnerką. Jedynie oni mają zawsze w pełni zakryte oblicza. Tak bardzo ciekawi mnie, kim są ci ludzie i jakie to uczucie być organizatorami czegoś tak niesamowitego jak Possessed, że po prostu ich obserwuję, nim uświadamiam sobie, że muszę wyglądać jak jakaś stalkerka.

Nic na to nie poradzę. Fascynuje mnie to wszystko. I zastanawiam się, czy Josette, moja nowa szefowa, zgodzi się, żebym napisała krótką relację z imprezy. Jako stażystce nie przysługują mi jeszcze takie przywileje jak możliwość jakiejkolwiek publikacji w papierze czy na stronie, ale tygodnik nigdy nie pomija Possessed, nawet jeśli od dłuższego czasu żadnemu dziennikarzowi nie udało się tu dostać. Klub ma mimo to u nich stałą rubrykę, bo poszukiwania tożsamości właścicieli to wciąż żywy temat. Swego czasu sama się tym bardzo interesowałam, więc nic dziwnego, że zobaczenie ich na żywo mnie ekscytuje.

Odwracam się jednak, by nie uznano mnie za prześladowczynię, i po prostu wtapiam w grupę poruszających się do rytmu osób. Tillie robi to samo, dlatego po chwili tańczymy już do muzyki, która wręcz hipnotyzuje. Wpływa na całe ciało, przekonuje do tego, by poddało się jej rytmowi, a ono właśnie to robi. Uśmiecham się szeroko, otoczona przez ludzi, których równie dobrze mogę skądś kojarzyć, ale dzięki maskom nie mam pojęcia, kim są, tak jak oni nie wiedzą, kim jestem ja. To świetne. Na jeden wieczór móc całkowicie odpuścić, bo nikt nie będzie mnie obserwował.

Choć to nie do końca prawda, o czym przekonuję się, kiedy unoszę głowę i napotykam spojrzenie nieznajomego mężczyzny. Mimo że znajduję się wśród innych gości, on patrzy wyłącznie na mnie, jakby to właśnie mnie szukał w tłumie. Na tę myśl przeszywa mnie rozkoszny dreszcz.

Brunet stoi na piętrze, oparty o balustradę, i nie odrywa ode mnie wzroku, gdy kręcę biodrami i daję się prowadzić muzyce. Z tej odległości nie widzę, jaki kolor mają jego oczy, ale dostrzegam, jak mocno trzyma się barierki, napinając szerokie ramiona. Ma na sobie czarny garnitur, który leży na nim idealnie, więc musiał być szyty na miarę. Sądząc po tym, że ma dostęp do strefy VIP, pewnie go na to stać.

Przez następne minuty jedynie mnie obserwuje, a ja jestem tego boleśnie świadoma. I z jakiegoś powodu to wpływa na mnie pobudzająco. Mam wrażenie, że to jakaś gra, która poprowadzi nas do ciekawego finału, dlatego nie przestaję, tylko wykonuję coraz bardziej zmysłowe ruchy, nie potrafiąc się powstrzymać. Podoba mi się to, że ten mężczyzna zwrócił uwagę właśnie na mnie spośród wszystkich znajdujących się na parkiecie kobiet. W jego oczach nie będę niezdarną, nieco szaloną studentką, która często mówi głupoty, robi głupoty i myśli o głupotach. Nie zna mnie. Widzi tylko tańczącą w granatowej, atłasowej sukience dziewczynę, która ma nadzieję, że on w końcu wykona krok.

To dlatego czuję zawód, gdy nieznajomy odsuwa się od krawędzi i znika, lecz nie pojawia się na schodach po prawej. Marszczę delikatnie brwi, skanując wzrokiem pomieszczenie, nim przypominam sobie, że widziałam jeszcze jedno zejście z piętra. Nie zdążam jednak odnaleźć tego drugiego, bo na moich biodrach lądują duże, męskie dłonie, a ja wstrzymuję oddech.

– Szukasz kogoś? – rozlega się przy moim uchu niski głos na granicy szeptu.

Drżę. Piosenka, która leci, nie przeszkadza mi w usłyszeniu go, a mimo to chciałabym, żeby teraz wszystko ucichło.

– A powinnam? – odpowiadam, odwracając głowę.

Moje serce się potyka na widok oczu w kolorze rozgwieżdżonego nieba. Są głębokie, ciemne, pochłaniające. Okalają je gęste rzęsy, a przez maskę, którą mężczyzna nosi, oraz półmrok, mam wrażenie, że tym bardziej hipnotyzują. Z bliska wydaje się jeszcze wyższy, postawniejszy i onieśmielający.

– Nie – mówi cicho, poruszając biodrami przy moich. – Przecież wreszcie cię znalazłem.

Robi mi się cieplej. Chociaż zupełnie nie znam tego faceta, opieram się na nim pewniej, aż czuję jego twardą klatkę piersiową na plecach. Unoszę też dłoń, by objąć go za kark, a wtedy dostrzegam spojrzenie Tillie. Mruga do mnie porozumiewawczo, nim miesza się z innymi gośćmi, by dać mi przestrzeń na prawdziwie anonimową grę.

– I co zamierzasz zrobić, skoro mnie znalazłeś? – pytam.

Nieznajomy zaciska palce na moich biodrach.

– Wszystko, na co mi pozwolisz – szepcze.

Jego słowa uderzają mi do głowy. W połączeniu z tym, jak już od pierwszej sekundy zadziałała na mnie jego bliskość, z klimatem unoszącym się dokoła, zmysłową muzyką płynącą z głośników i niedającym się zignorować przyciąganiem, jakie się pojawiło, gdy tylko poczułam na sobie jego wzrok, niemal odbierają mi dech. Zresztą już nabieram z większym trudem powietrza, bo dzieje się ze mną coś dziwnego. Possessed naprawdę oszałamia i uzależnia, a ciekawość, kto kryje się za maską, z kim właśnie tańczę i komu pozwalam na tak śmiały dotyk, jest nie do opisania.

– Pozwalam ci na taniec. Jeden – rzucam. – Jeśli się spiszesz, może będzie więcej.

Moje ucho owiewa jego ciepły oddech.

– Poznam wtedy twoje imię?

– Pewnie nie.

Dobiega mnie niski, cichy śmiech.

– Zdradzisz mi je – zapewnia nieznajomy. – I będziesz powtarzać dziś moje.

Po kręgosłupie wspinają mi się ciarki. Nim jednak jakkolwiek odpowiadam, zostaję nagle odwrócona i spoglądam prosto na niego. Czarne włosy ma zaczesane delikatnie w lewo, na jego brodzie dostrzegam lekki zarost, a pełne, męskie wargi wyginają się w krzywym, pewnym siebie uśmiechu. Chciałabym zobaczyć całą jego twarz, ale po tym, ile na razie widzę, zgaduję, że to mężczyzna starszy ode mnie o co najmniej kilka lat. Elegancki, dobrze zbudowany, w dodatku pachnący niesamowicie, ponieważ gdy przyciąga mnie bliżej, czuję przyjemne, męskie perfumy.

Biją od niego pewność siebie oraz jakaś siła, których nie da się zignorować. Odnoszę wrażenie, że to nie tylko poza, on jest taki na co dzień. Nie udaje jak Tillie i ja. Przez przytłumione w klubie światła wygląda nieco mrocznie, niedostępnie, a jednocześnie pozwala mi się do siebie zbliżyć. Tyle że to on zdecydował, kiedy podejdzie. Kiedy mnie dotknie. Nawet teraz, choć tańczymy obok siebie, to on prowadzi i trzyma mnie w taki sposób, że nie pozostawia wątpliwości co do tego, kto z naszej dwójki byłby na górze.

Na tę myśl czuję uderzenie gorąca.

– Niech zgadnę – odzywam się. – Jesteś znanym aktorem, który zapragnął odrobiny zabawy i anonimowości, więc wybrał się do Possessed. Masz dość sławy, dziennikarzy i całego tego bajzlu. Liczysz na odrobinę prywatności, spokoju i dobre towarzystwo. Dlatego podszedłeś do mnie.

Jego dłoń podsuwa się nieco na moich plecach, aż dociera do głębokiego dekoltu. Znów przeszywa mnie dreszcz, kiedy mężczyzna muska moją nagą skórę.

– A ty jesteś znaną piosenkarką, która ma dość jeżdżenia w kolejne trasy – zaczyna, podejmując grę. – Twój głos tak wszystkich uzależnia, że bisy się nie kończą i gdziekolwiek pójdziesz, ludzie chcą więcej i więcej. Pragniesz od tego odetchnąć, na moment odpocząć i po prostu bawić się w spokojniejszym towarzystwie. Dlatego pozwoliłaś mi ze sobą zatańczyć.

Śmieję się lekko, wplatając palce w jego włosy. Jest wysoki, a ja muszę uważać też na gumkę od maski, jednak daję radę.

– Nawet trafiłeś z tym śpiewaniem, wiesz? – odpieram. – Całkiem to lubię.

– Tak?

Unoszę podbródek.

– Tak. A twój jeden taniec właśnie się skończył.

Odsuwam się o krok, ale kiedy chcę się odwrócić, znów zostaję przyciągnięta do twardego torsu. Uśmiecham się triumfalnie, czując mrowienie w ciele. Właśnie tego pragnęłam.

– Podaruj mi drugi – prosi nieznajomy.

– A co podarujesz mi w zamian? – pytam, dotykając jego policzka.

Przysuwa go do mojej dłoni.

– Cokolwiek zapragniesz.

Wydaje się tak poważny, jakby to nie była tylko zabawa. Jakby oferował mi wszystko, co posiada, bylebym poświęciła mu jeszcze parę minut. Nie jest w tym nachalny, a choć rzucił wcześniej wiadomą sugestię, na razie nie posunął się do niczego, przez co czułabym się niekomfortowo. W dodatku nie mogę udawać, że nie podoba mi się to, co się dzieje. Mam ochotę to pociągnąć, dlatego odpowiadam:

– Twoje imię. Chcę je poznać.

Wpatruje się we mnie uważnie, kiedy odpiera cicho:

– Shawn.

Gładzę jego delikatny zarost.

– I to prawdziwe imię?

– Tak.

Unoszę kącik ust.

– W porządku.

Później odwracam się, opieram o niego i ponownie zatracam w tańcu. Mężczyzna obejmuje mnie ciasno, by zacząć dotykać śmielej niż wcześniej. Jego dłonie przesuwające się po moim ciele wzbudzają we mnie coraz większe pragnienie. Całkowicie pokręcone, mroczne pragnienie, żeby dać się ponieść w pełni. W końcu tutaj nie spotkają nas żadne konsekwencje. On ma ochotę na jedno, ja tak samo. Potem nie będzie zawodu, złamanego serca ani strachu.

– A twoje imię? – odzywa się, zbliżając wargi do mojego ucha.

Muska je nimi delikatnie, aż mój oddech się urywa. To przyjemne. A świadomość, że nie mam pojęcia, kim jest, czy mówi prawdę, czy kiedykolwiek go jeszcze spotkam, tylko podsyca płomień, który zapala się w moim wnętrzu.

– Ava – zdradzam w końcu, z jakiegoś powodu nie decydując się na kłamstwo.

– Prawdziwe imię – poucza, przyciskając mnie mocniej do swoich bioder.

– To moje prawdziwe imię.

Nie odpowiada. Tańczymy do kolejnej piosenki, a po niej do następnej. Ciało przy ciele, z każdą sekundą jeszcze ściślej do siebie przylegając, choć nie wiedziałam, że to możliwe. Jego bliskość oddziałuje na mnie coraz bardziej, aż krew w żyłach rozgrzewa się do niebezpiecznej temperatury. Każde muśnięcie dłoni elektryzuje mnie całą, a w momencie, w którym przytłumione światła gasną, a ja zerkam przez ramię, uderza we mnie jego spojrzenie zza jarzącej się delikatnie w ciemności maski.

W następnej chwili łapię jego dłoń i przesuwam ją na rozcięcie w sukni na swoim udzie. Shawn od razu rozumie, czego pragnę, bo wsuwa palce pod materiał i gładzi moją skórę po wewnętrznej stronie. Przymykam powieki, tańczę razem z nim i poddaję się całkowicie temu cholernemu klubowi. Opętał mnie. Porzucam wszelkie zahamowania i postanawiam się nie zatrzymywać.

– Tutaj? – mruczy mi do ucha. – Chcesz, żebym dotykał cię tu? Na środku sali, pośród ludzi? Lubisz, gdy na ciebie patrzą?

Nie wiem, czy lubię. Wiem, że sama myśl o tym, że ktokolwiek może nas teraz obserwować, ale i tak nie będzie zdawał sobie sprawy z tego, kim jesteśmy, wpływa na mnie w dziwny sposób. Liczę tylko, że Tillie w razie czego zasłoni oczy.

– Nie wiem – wyznaję w końcu. – Ja… po prostu chcę… Więcej.

Łapie mój podbródek, obraca go w swoją stronę i spogląda mi w oczy.

– Mam dostęp do strefy na piętrze – mówi. – Chcesz, żebym cię tam zabrał?

Przełykam z trudem ślinę. Waham się przez trzy uderzenia serca, nim zerkam na górę. Niektóre z okien są zasłonięte, przez co domyślam się, że chyba w tych pokojach już ktoś się znalazł.

– Mogę dotykać cię właśnie tam – odzywa się Shawn. – Przy oknach. Żeby każdy, kto spojrzy w górę, zobaczył, jak miękniesz w moich ramionach i jak sprawiam ci przyjemność. – Przygryza płatek mojego ucha, na co wzdycham drżąco. – A później je zasłonimy. Na twoje nagie ciało będę patrzył tylko ja.

To kompletnie szalone. Nigdy w życiu nie poszłam do łóżka z kimś, kogo zupełnie nie znam. Ale przecież to tylko seks. Jeden raz. Mogę sobie pozwolić na jeden raz, bo czuję, że to będzie tego warte.

– Dobrze – zgadzam się.

Mężczyzna odwraca mnie do siebie przodem. W jego oczach płonie ogień, przez który rozbudzam się mocniej.

– Jesteś pewna? – chce wiedzieć. – Jeśli nie, nie musimy robić nic więcej poza tańcem i dotykiem. Możemy tylko obserwować. Wypić drinka i porozmawiać.

Oblizuję wargi, na których skupia wzrok.

– Ale chcę więcej – wyznaję. – Daj mi więcej, Shawn.

Łapie moją dłoń.

– Dam ci wszystko.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: