-
nowość
-
promocja
ADHD - ebook
ADHD - ebook
ADHD. Wiesz, że coś jest inaczej – ale nie wiesz, od czego zacząć
Czy niedawno usłyszałeś diagnozę i zadajesz sobie pytanie: „co dalej”? A może od dawna czujesz, że Twój umysł działa inaczej – szybciej, intensywniej, trudniej – i szukasz odpowiedzi? Być może próbujesz zrozumieć kogoś bliskiego, kto zmaga się z ADHD. Niezależnie od tego, gdzie jesteś na swojej drodze – ta książka pomoże Ci uporządkować chaos.
ADHD dla dorosłych to rzetelne, oparte na nauce, a jednocześnie osobiste i pełne empatii spojrzenie na życie z ADHD. Alex Conner i James Brown, twórcy cenionego podcastu The ADHD Adults, łączą doświadczenie badaczy i praktyków z autentycznymi historiami – czasem trudnymi, często pełnymi ironii i humoru. W tej książce obalają mity, wyjaśniają mechanizmy działania ADHD i podpowiadają, jak radzić sobie na co dzień – z głową, sercem i szacunkiem do siebie.
To przewodnik, który nie ocenia. Książka, która zamiast mówić, jak masz żyć, pokazuje, jak lepiej rozumieć siebie i odnaleźć własną drogę. Bo ADHD to nie wyrok – to inny sposób bycia w świecie.
| Kategoria: | Poradniki |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-11-18587-6 |
| Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
James Brown
Radości, nauk przyrodniczych i języków nauczyłem się od rodziców i braci. Dorastanie w bezpiecznym środowisku pozwoliło mi poznać idealną dla siebie osobę, z którą wziąłem ślub i założyłem zdrową, bezpieczną i kochającą rodzinę. Tę książkę dedykuję rodzinie, w której się wychowałem, i tej, którą sam tworzę. Kocham Was wszystkich.
Alex ConnerPROLOG
Prolog
Miło nam, że masz w rękach tę książkę. Naprawdę liczymy, że nie tylko ci się spodoba, ale także że dzięki niej poszerzysz wiedzę na temat ADHD u dorosłych. Przede wszystkim jednak mamy nadzieję, że zmniejszy twoje poczucie osamotnienia – lub odmienności – jeśli masz ADHD (lub je u siebie podejrzewasz).
Mamy szczęście należeć do ogromnej, wspierającej sieci dorosłych z ADHD. Zanim opowiemy ci więcej o tym zaburzeniu, wyjaśnimy, jak się w niej znaleźliśmy.
Prawdopodobnie najlepiej znani jesteśmy z podcastu pod tytułem „ADHD Adults”, który publikujemy raz w tygodniu wspólnie z niezrównaną Panią AuDHD. Staramy się w nim wyjaśnić ustalenia naukowe i dowody dotyczące ADHD, porównując je z własnymi doświadczeniami. Dużo miejsca poświęcamy stygmatyzacji, mitom i nieporozumieniom obecnym w sieci. Założyliśmy również niewielką organizację dobroczynną ADHDadultUK, przeznaczoną dla wszystkich osób pragnących wspierać dorosłych z ADHD.
Oprócz współpracy przy podcaście i organizacji dobroczynnej od wielu lat łączy nas przyjaźń i nauka. Doszliśmy do wniosku, że zanim opowiemy o naszym partnerstwie i przyczynach, dla których chcemy zapewnić wsparcie społeczności osób z ADHD dowodzeniem i współczuciem, przedstawimy własne historie.
Historia Jamesa
Do diagnozy ADHD nie doszedłem szczególnie typową drogą, o ile taka w ogóle istnieje. Gdy zerknę wystarczająco daleko w przeszłość, przypominam sobie, jak na początku lat 80. XX wieku, kiedy mieszkaliśmy w wiejskiej części Shropshire, lekarz rodzinny powiedział mojej mamie: „Proszę się nie martwić, pani Brown, pani syn jest zbyt ruchliwy, ale z tego wyrośnie”. Najwyraźniej nie była to prawda – to znaczy część „ale z tego wyrośnie”.
W dzieciństwie byłem wyraźnie nadruchliwy, co nie zmieniło się do dziś. Nadal nie potrafię siedzieć spokojnie podczas rozmowy telefonicznej, a gdy jestem u mamy i rozmawiam z nią, wstaję i zaczynam się przechadzać.
Przez większość życia odczuwałem swoją odmienność. Zawsze, szczególnie w dzieciństwie i w okresie dorastania, wydawałem się sobie „inny”. Moja skłonność do zadowalania innych oznaczała częste kłopoty, zawieszenia, a kilka razy nawet areszt. A wszystko to przez desperackie pragnienie, by się nie odróżniać od koleżanek i kolegów.
Z perspektywy czasu stwierdzam, że chyba nie miałem odpowiednich znajomych. Byłem inteligentnym dzieckiem, w wieku siedmiu lat potrafiłem czytać jak dwunastolatek, co zresztą się nie zmieniło pomimo dojrzałego wieku czterdziestu dziewięciu lat. Większość moich świadectw szkolnych zawierała jednak wzmianki o potrzebie większej koncentracji, braku wykorzystywania zdolności i o tym, że gdybym „przysiadł fałdów”, osiągałbym świetne wyniki. Oczywiście nic z tego się nie ziściło. Teraz rozumiem, że po prostu miałem niezdiagnozowane ADHD. Dociera do mnie także, że właśnie z tamtego okresu osamotnienia i poczucia odmienności wywodzi się moja niechęć do siebie.
Inteligencja nie przekładała się na wyniki w nauce. Pomimo wytężonej pracy, by zrobić doktorat i zostać nauczycielem akademickim, w szkole miałem przeciętne stopnie, które w owym czasie nie pozwoliły mi się dostać na uczelnię. Początkowo zdecydowałem się zostać pielęgniarzem. Nie tylko kiepsko mi szło, ale także z perspektywy czasu stwierdzam, że na szczęście przed uzyskaniem dyplomu z pielęgniarstwa złamałem kręgosłup, co doprowadziło mnie do dyplomu z nauk biomedycznych.
Zawsze fascynowała mnie biologia, a jedyną książką, którą regularnie czytywałem w dzieciństwie, była ilustrowana encyklopedia zdrowia i chorób. Dzięki temu w wieku siedmiu lat umiałem wyjaśnić, czym jest bliznowiec (aż dziwne, że nie zyskałem tym przyjaciół). Właśnie ta miłość do biologii pozwoliła mi ją studiować. Interesowała mnie nauka o ludzkim ciele.
Kiedy po uzyskaniu tytułu doktora zostałem badaczem, nieszczególnie radziłem sobie z tym, z czym musi sobie radzić większość badaczy, czyli z prowadzeniem eksperymentów i pisaniem wniosków o fundusze lub artykułów naukowych. Choć większość badaczy specjalizuje się w jednej dziedzinie, ja miałem ich sześć czy siedem, ciągle skakałem z tematu na temat, ponieważ interesowała mnie każda „błyskotka”. To właśnie doprowadziło mnie do tej książki.
Któregoś dnia zadzwonili do mnie z BBC z pytaniem, czy zastąpię naukowca, który zrezygnował z udziału w programie zatytułowanym „The Truth About Fat”. Ponieważ nagrania poszły całkiem nieźle, zaczęły się pojawiać kolejne programy, dzięki czemu szybko z nieszczęśliwego naukowca stałem się szczęśliwym propagatorem wiedzy.
Mniej więcej w tym samym czasie niespodziewanie zmieniło się moje postrzeganie własnej tożsamości i przyczyn odmienności. Choć mogę się nieco mijać z prawdą, w dniu otrzymania diagnozy ADHD Alex zadzwonił do mnie z mniej więcej taką informacją: „Właśnie stwierdzono u mnie ADHD, a przecież u ciebie jest ono znacznie bardziej nasilone niż u mnie!”.
Awansowałem właśnie na stanowisko starszego wykładowcy w dziedzinie nauk biomedycznych. Nauczałem neurofizjologii. Choć przyznaję się do tego nie bez wstydu, nie miałem pojęcia, że ADHD może występować u dorosłych. Podobnie jak wielu ludziom wydawało mi się, że występuje ono u chłopców w wieku szkolnym, którzy w pewnym stopniu z tego wyrastają. Tuż po szczerej rozmowie z Alexem wypełniłem internetowy kwestionariusz ASRS (_Adult ADHD Self-report Scale_). Uzyskana odpowiedź zdecydowanie sugerowała występowanie u mnie objawów ADHD. Przez kilka lat w związku z tą informacją nie tylko nie podjąłem dalszych kroków, ale nawet pomogłem koledze w uzyskaniu diagnozy, podpowiadając, że z dużym prawdopodobieństwem ma ADHD. Dopiero później zadbałem o siebie. W pewnym sensie to opis moich cech: pomóż innym – nie pomagaj sobie.
Do uzyskania diagnozy nie dążyłem z dwóch głównych powodów. Przede wszystkim wydawało mi się, że „dobrze sobie radzę w życiu”. Właśnie dostałem awans, który często jest miarą sukcesu. Byłem powiernikiem najstarszej na świecie organizacji zajmującej się badaniami nad starzeniem się, w obrębie uczelni pełniłem wiele funkcji na wyższym szczeblu. Patrząc jednak wstecz, była to ciągła walka. Byłem w kiepskiej kondycji psychicznej, poza pracą miałem niewiele życia, moje relacje z Panią AuDHD (moją anielsko cierpliwą żoną) bywały napięte, a ja sam czułem się strasznie nieszczęśliwy.
Drugim powodem, dla którego nie myślałem o poddaniu się badaniom pod kątem ADHD, była moja niechęć do lekarstw. Choć może się to wydawać śmieszne, pomimo niewiarygodnie niskiego poczucia własnej wartości, które najczęściej każe mi siebie nienawidzić, obawiałem się, że leki na ADHD mnie „zmienią”. Kiedy teraz czytam te słowa, wydają mi się absurdem.
Zmianę przyniósł drugi krajowy lockdown podczas pandemii COVID-19. Ponieważ wszystkie zajęcia na uczelni odbywały się zdalnie, a wszystkie wykłady trzeba było opracować od nowa, odświeżyć i wygłosić wirtualnie przy użyciu domowego komputera, praca pochłaniała cały mój czas. Pracowałem po dziesięć godzin dziennie, co ostatecznie doprowadziło do wypalenia.
Przez trzy miesiące Alex, Pani AuDHD i wspaniały kolega z pracy Eric (któremu podsunąłem sugestię uzyskania diagnozy) wielokrotnie mi powtarzali, że ja też muszę postarać się o diagnozę i że mam problem. Myślałem wyłącznie o pracy, o zadowoleniu studentów i pracodawcy. Nie umiałem przestać, dopóki nie skończę. Pierwszy dzień po zakończeniu tego trymestru przyniósł załamanie. Czułem pustkę psychiczną i fizyczną.
Teraz wiem, że to wypalenie. Kiedy zniknęła adrenalina napędzająca mnie przez trzy miesiące, zbiornik był pusty. To wywołało kryzys psychiczny, którego kulminacją było spędzanie pierwszego dnia Bożego Narodzenia na sofie ze wzrokiem wbitym w ścianę pośród rozmyślań, że bardzo nie chce mi się już żyć. To był punkt zwrotny. Po Nowym Roku zacząłem sprawdzać, jak uzyskać diagnozę ADHD. Ponieważ wiedziałem już, że kolejka jest bardzo długa, zdecydowałem się poddać badaniom prywatnie przy wsparciu finansowym mojej mamy.
2 lutego 2021 roku zdiagnozowano u mnie ADHD. Jest to prawdopodobnie najważniejsza data w moim życiu, nawet biorąc pod uwagę urodziny, zakończenia studiów i dzień ślubu. Od tej pory wszystko uległo zmianie.
To pozwoliło mi dostrzec wszystkie życiowe zdarzenia z innej perspektywy. Zmieniło moje postrzeganie przeszłości. Zrozumiałem, że sytuacje, w których oskarżałem się o „lenistwo”, „zawodność” czy „nieprzydatność”, miały określony powód. Pomogło także mnie samemu i pani AuDHD spojrzeć na problemy w związku i zrozumieć, że też z czegoś wynikają. No i dało mi przyszłość.
Jeszcze przed dwoma miesiącami nie widziałem dla siebie przyszłości. I wcale jej nie chciałem. Pragnąłem, by w świecie otwarła się ogromna dziura i mnie wchłonęła. Teraz zaś widzę, że mam przed sobą przyszłość.
Od czasu diagnozy i udziału w założeniu organizacji ADHDadultUK oraz tworzeniu podcastu „The ADHD Adults” moje życie ma cel. Dzięki posiadanej obecnie wiedzy na temat ADHD, codziennemu poświęcaniu sporej ilości czasu na zdobywanie informacji na temat biologicznych, psychologicznych i neurofizjologicznych czynników ADHD oraz własnym doświadczeniom umiem pomagać innym osobom z ADHD. W chwili diagnozy nie miałem dostępu do takiego wsparcia.
Po diagnozie odbyliśmy z Alexem rozmowę. Zgodnie stwierdziliśmy, że oprócz beznamiętnych, ogólnych porad jest bardzo mało zasobów, które mogłyby pomóc osobom z ADHD zrozumieć siebie, wyjaśnić to zaburzenie partnerom lub współpracownikom, a nawet radzić sobie z objawami. Zgodnie uznaliśmy także, że chcemy to zmienić.
Mam nadzieję, że jeśli za kilka lat nadal będę wśród żywych, zobaczę, że ta diagnoza, te zmiany, jakie wywołała nie tylko w moim życiu jako takim, ale także w tym zawodowym oraz, mam nadzieję, we współpracy z Alexem, Panią AuDHD i innymi, w tym przy tej książce, pomagają ludziom żyjącym z ADHD. Dla mnie oznacza to, że warto było przejść to wszystko – zmagania, problemy z nadużywaniem substancji psychoaktywnych, kryzysy psychiczne i wszystkie inne. Nawet gdybym pomógł tylko jednej osobie, i tak było warto.
Opowieść Alexa
ADHD zdiagnozowano u mnie po trzydziestce. Później na pytanie, czy z perspektywy czasu było to oczywiste, mama w pierwszej chwili odpowiedziała, że nie. Po chwili namysłu zmieniła jednak zdanie, mówiąc: „Czuliśmy, że coś jest nie w porządku”. To jeden z moich ulubionych cytatów.
Należę do osób, które dobrze opisuje wyrażenie „żyje z leczonym ADHD, z którym sobie radzi i na które dostaje wsparcie”. Nadal mam w sobie bałagan, ale to mój bałagan. Nie sądzę, by moja opowieść zawierała wiele elementów, których zupełnie nie znają inne osoby zdiagnozowane w wieku dorosłym. W szkole nie byłem łobuzem (albo nikt mnie nigdy nie przyłapał), dzięki czemu nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Nie krzyczałem, nie rozbijałem różnych rzeczy, nie robiłem zamieszania. Byłem tylko smutny.
Niemal każda chwila w szkole średniej była powolną, męczącą torturą nudy. Byłem „niespokojny” i „rozkojarzony”. Nie miałem pojęcia, skąd wszyscy wiedzieli, że mamy mieć strój na WF, przynieść podręcznik lub odrobić pracę domową. To wszystko mnie zaskakiwało – a poza tym tylko jeden Bóg wie, jak bardzo się nudziłem (poza jakimiś dramatami lub nadzwyczaj rzadkimi chwilami klasowych aktywności). Naprawdę nie miałem pojęcia, że inni uczniowie nie odczuwali prawdziwej, obezwładniającej tortury nudy. Zakładałem, że u wszystkich jest tak samo, a ja po prostu jestem słaby. Powtarzałem sobie, że to kwestia silnej woli. Wada charakteru. Zawsze wiedziałem, że jestem inny. Ale przecież wszyscy tak mówią, prawda?
W okresie dorastania moja rodzina miała (i nadal ma) bardzo „dużo energii”. Zwróćcie uwagę, że NIGDY nie diagnozuję nikogo bez jego wyraźnej zgody. Chcę tylko powiedzieć, że w mojej rodzinie w odniesieniu do zachowania mocno (z czego teraz zdaję sobie sprawę) związanego z ADHD często padało „ale wszyscy tak mają”.
Dla moich krewnych wiele z występujących u mnie objawów ADHD, od nadpobudliwości po nudę i ogólne „szaleństwo”, było całkowitą normą. Choć wiedziałem, że to nie jest typowe, z perspektywy czasu sądzę, że po prostu uznawałem swoją rodzinę za normalną, a resztę ludzi za nieco nudną. Dorastałem w rodzinie przyjaznej ADHD. Jedną z największych pochwał, jakimi mogę obdarzyć rodziców i braci, jest stwierdzenie, że w domu miałem poczucie bezpieczeństwa. Nadal w ich towarzystwie czuję się bezpiecznie. I to pomimo ich wielu, bardzo wielu wad. Muszę to dodać, bo inaczej pomyślą, że jestem chory.
Całkiem inaczej było poza domem. Bardzo wcześnie zorientowałem się, że coś jest ze mną nie tak. Wiedziałem, że jestem inteligentny, bo pięciolatkom często się to mówi. Miałem jednak (i nadal mam) problem z podstawowymi elementami życia. Nie umiałem na przykład siedzieć bez ruchu ani się skupić. Nawet najdrobniejsze rzeczy wywoływały mój ogromny entuzjazm lub skłaniały mnie do nieutulonego płaczu. Nawet w głębi ducha mówiłem sobie: „Alex, to trochę za dużo”. Czułem się załamany. Czasem nazywałem to „zaburzeniem Pinokia”, ponieważ ciągle pytałem: „Czemu nie jestem prawdziwym chłopcem?”.
Nigdy nie czułem się szczególnie twórczy. Studiowałem biologię, bo tak nazywał się jeden z moich przedmiotów szkolnych. Nie poświęcałem temu więcej uwagi. A w szkole wybrałem właśnie te przedmioty, bo tak zrobili moi bracia. Nigdy nie zadawałem sobie pytania, czy naprawdę mnie to interesuje. Nie wiedziałem, bo nigdy nie udało mi się dłużej czymś interesować. Dostałem dobrą ocenę, ponieważ przekonałem swój mózg, że rozumienie danego przedmiotu między kolejnymi wykładami przyniesie mi nagrodę w sensie psychicznym, bo wszystkim wydam się bystry. Tytuł doktora uzyskałem dzięki desperackiej chęci dodania go przed nazwiskiem – „doktor Conner”.
Dużo mnie to kosztowało. Zanim skończyłem dwadzieścia sześć lat, ożeniłem się i miałem dziecko. Odnosiłem sukcesy jako naukowiec, bez ironii nazywany złotym dzieckiem, a mimo to poważnie rozważałem samobójstwo.
Nic nie wydawało się prawdziwe. Czekałem, aż stanę się prawdziwym chłopcem.
Z tym samopoczuciem radziłem sobie, przede wszystkim pijąc. Alkohol był ważnym elementem mojego życia od wieku około czternastu czy piętnastu lat do ostatniego drinka wypitego pod koniec roku 2022. Teraz jestem dumny, słysząc, że moja opowieść o uwolnieniu się od picia – z powodu panującego w domu niepokoju o godzinie 17:00 (który różnych ludzi dopada o różnej porze) – pomogła im uzyskać pomoc i wytrzeźwieć. Nieważne, co rzucamy (w moim przypadku były to także inne nałogi).
Rzucenie nałogu wynikającego z ADHD jest trudne. Mam wrażenie, że nieco odbiega od innych uzależnień. Jeśli zdołam pomóc w rzuceniu nałogu choćby jednej osobie, będzie warto. Oczywiście o ile moje żarty nie skłonią do picia innych, co byłoby zdecydowanie gorsze.
Przez całe życie byłem diagnozowany (nie zawsze poprawnie), wyśmiewany za podejrzenia, że coś jest ze mną nie tak, a później chwalony za nałożoną maskę. Wiedziałem, że to wcale do mnie nie pasuje, ale nie znałem właściwego wyjaśnienia.
Teraz, dzięki profilowi osoby zainteresowanej ADHD, wydaje mi się, jakbym nagle umiał opisać mój umysł, co pozwala mi się lepiej poczuć ze sobą. Całe życie przyklejałem sobie etykietkę osoby „leniwej” i „niepoważnej”. Słyszałem, że mam ogromny potencjał (jeśli tylko się przyłożę). Mówiono mi, że mam problem z nałogami (to prawda) i że go nie mam (a przecież go mam). Niektórzy twierdzili, że powinienem być sobą – a przecież kiedy zdejmę maskę, słyszę, że wpadam „w to całe ADHD”, przez co maska wraca na swoje miejsce. Lekarze określają mnie mianami: „dwubiegunowy”, „przygnębiony”, „lękowy” i „neurotyczny”.
Najgorsze jednak etykiety, najboleśniejsze i najbardziej krzywdzące, przyklejam sobie sam. Istnieje ogromna różnica między rozumową akceptacją naszego ADHD a dłuższym, znacznie powolniejszym procesem emocjonalnej akceptacji tego faktu. Celem jest to drugie. Dlatego wybieram łatkę ADHD. Wybieram ją, bo oznacza, że mogę w taki czy inny sposób odpuścić jej bolesne aspekty. Że mogę planować przyszłość z ADHD – to zaś stwarza mnóstwo możliwości.
W odpowiedzi na często zadawane pytanie „po co ci ta łatka?” powtarzam, że i tak zewsząd docierają do nas różne łatki. Moim zdaniem trzeba odrzucać te, które ograniczają nasz świat, ale te, które go poszerzają, bywają zdrowe. Przede wszystkim jednak musimy sami wybrać łatkę dla siebie.
Oczekiwania i ograniczenia społeczne nie pomagają w ADHD, ale zarazem nie wynika ono ze społeczeństwa. To zaburzenie, które ogranicza moje wyniki pomimo posiadanych zdolności, talentów, uprzywilejowanej pozycji i planów. Przy właściwym wsparciu i terapii większość tych ograniczeń można złagodzić do poziomu, na którym dogadam się z własnym mózgiem.
Kiedy osiągnę stan spokojnej dzikości.
Uwaga od nas obu
Spotkaliśmy się przed uzyskaniem diagnozy. James właśnie poznał naszą obecną współprowadzącą i siłę napędową organizacji dobroczynnej Sam (swoją żonę, czyli Panią AuDHD), a Alex zaczął się spotykać ze studentką prawa poznaną podczas badań nad ADHD (w swej nieświadomości nie mając pojęcia, że sam ma ADHD). Doskonale się dogadywaliśmy, głównie przy użyciu obelg.
Alex właśnie przeniósł się do Warwick, gdzie objął stanowisko adiunkta na uczelni medycznej, a teraz prowadził rozmowę kwalifikacyjną w poszukiwaniu nowego naukowca, który miał dołączyć do zespołu. Jednym z kandydatów był James. Otrzymał to stanowisko i od tamtej pory pracujemy razem. Łączy nas także dość nonszalanckie podejście do życia zawodowego, które (jak się okazuje), można było zdiagnozować. Pewne zadania szły nam doskonale, ale tak łatwo się rozpraszaliśmy, że wspólnie opublikowaliśmy około dziesięciu artykułów, w których trudno było dostrzec powiązania.
Kiedy James zdał sobie sprawę, że musi przyjąć do wiadomości swoje prawdopodobne ADHD, a Alex mógł się z nim podzielić odrobiną takiego doświadczenia, pierwszy z nich bezzwłocznie zaczął szerzyć świadomość i mówić o potrzebie wsparcia. Alex twierdzi, że obserwacja tych działań Jamesa zainspirowała go do ujawnienia swojego ADHD, dzięki czemu zaczęliśmy rozpowszechniać nasze doświadczenia, łącząc je z zawodową umiejętnością wyjaśnienia podstaw naukowych ADHD szerszej grupie osób.
Czytaliśmy, słyszeliśmy i oglądaliśmy wiele rzeczy, które zupełnie nie odzwierciedlały realiów naszego życia z ADHD. Warto tu wymienić takie mity, jak złagodzenie objawów z wiekiem, doniesienia o naszej niewiarygodnej kreatywności lub dowody z czytanych przez nas artykułów naukowych. Potrzebowaliśmy materiałów zrównoważonych, skierowanych do dorosłych z ADHD i rzetelnych. I dlatego właśnie takie stworzyliśmy.
W pewnej chwili James (a wiemy, że to był on, bo sprawdziliśmy to w tekstach) zasugerował nagrywanie naszych rozmów poświęconych ADHD w postaci podcastu, ponieważ dużo się śmialiśmy, ale zarazem zdobywaliśmy też pewną wiedzę. Niedługo później narodził się podcast „The ADHD Adults”. Alex miał zarejestrować witrynę pod nazwą „Adult ADHD UK”, coś pomylił i przypadkiem zarejestrował ADHDadultUK. Wprowadziliśmy także Sam – po części dlatego, że to ona wykonuje całą pracę na rzecz organizacji dobroczynnej, po części jako pewną odmianę w podcaście prowadzonym przez dwóch białych mężczyzn w średnim wieku, a po części dlatego, że pragnęliśmy pokazać słuchaczom, iż zawsze jest ktoś, czyje objawy ADHD są bardziej nasilone. Sprawdziliśmy to – wolno nam tak mówić!
Od tamtej pory podcast „The ADHD Adults” zdobył ponad pięć milionów słuchaczy. Na całym świecie wygłaszamy prelekcje dotyczące ADHD, a organizację dobroczynną ADHDadultUK włączyliśmy w skład centrum wsparcia dla dorosłych, którzy mają ADHD (lub tak im się wydaje) i potrzebują wskazówek opartych na dowodach. Tworzymy również rosnącą społeczność osób niezbyt miło, lecz trafnie, określaną „chaotyczne szaleństwo wiewiórek”.
Wspiera nas mnóstwo ludzi. Liczymy, że nasza książka zapewni więcej amunicji do publicznych wystąpień na rzecz naszej społeczności.ROZDZIAŁ 1. CZYM JEST ADHD?
Rozdział 1
Czym jest ADHD?
Jeśli ktoś kupi tę książkę, może się obawiać, że tak właściwie nie zna odpowiedzi na to pytanie. Prawda jest jednak taka, że istnieje mnóstwo odpowiedzi. Dla wielu osób poprawnym, choć nieszczególnie przydatnym punktem wyjścia jest stwierdzenie „prawdopodobnie nie tym, co myślisz”.
Z całą pewnością wiemy, że mnóstwo ludzi w ogóle nie ma pojęcia o istnieniu ADHD u dorosłych¹. A wielu z tych, którzy mają taką świadomość, wierzy w mity i błędne przekonania na temat ADHD, na przykład że „ADHD to po prostu zaburzenie występujące u niegrzecznych chłopców”. Ze względu na wszystkich czytelników, którzy nie są ani niegrzeczni, ani młodzi, ani nawet nie są chłopcami, tym mitom poświęcimy trochę czasu w rozdziale 4.
Przejawy ADHD (obecnie) dzieli się na dwa rodzaje: niedobór uwagi i nadruchliwość/impulsywność. Diagnoza uwzględnia około dziewięciu objawów niedoboru uwagi i dziewięciu nadruchliwości/impulsywności. Choć istnieją także inne listy objawów, większość ludzi posługuje się wykazem zamieszczonym w podręczniku _Kryteria diagnostyczne zaburzeń psychicznych_ (The Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders)², używanym przez personel medyczny w USA i na całym świecie (więcej informacji na ten temat zawiera rozdział 6). Oznacza to, że można otrzymać rozpoznanie na podstawie jednego z trzech „smaków” ADHD. Diagnoza może wspominać wyłącznie o ADHD z niedoborem uwagi (do niedawna zwanym ADD, czasem opisywanym także jako postać z niedoborem uwagi). Może (choć niezbyt często) mówić o typie (postaci) wyłącznie nadruchliwym/impulsywnym. Trzecią, a zarazem najpowszechniejszą postacią jest połączenie obu tych rodzajów, czyli postać mieszana ADHD. Znacznie więcej informacji o różnych rodzajach ADHD i sposobach diagnostyki zawiera rozdział 6.
Jeśli należysz do osób czytających prologi, wiesz już, że obaj mamy postać mieszaną ADHD. Jesteśmy w dobrym towarzystwie, ponieważ tę postać zaburzenia (schorzenia lub odmienności – oczywiście wybierz słowo, które najlepiej opisuje twoje ADHD) ma mniej więcej połowa dorosłych z ADHD (a prawdopodobnie więcej).
Z biegiem lat ADHD nazywano w różny sposób. W roku 1902 angielski pediatra sir George Frederic Still nieco krytycznie nazwał dzisiejsze ADHD „anormalnym defektem kontroli moralnej u dzieci”³, co mogło stanowić początek stygmatyzacji ADHD. Do lat 60. XX wieku znaczną część uwagi (wybaczcie ten głupawy żart) poświęcanej dzisiejszemu ADHD skupiano na nadmiernej ruchliwości, a w roku 1968 do podręcznika diagnostycznego dodano frazę „reakcja hiperkinetyczna w okresie dzieciństwa”.
Dopiero w roku 1987 oficjalnie przyjęto termin _attention deficit hyperactivity disorder_ (zespół nadpobudliwości ruchowej z deficytem uwagi, czyli ADHD). Nie tylko jest on paskudny, ale także kompletnie nieprzydatny, a mimo to najwyraźniej się przyjął. Nawet jeśli trudno w to uwierzyć, do roku 2008 nie było formalnej diagnozy ADHD u dorosłych, choć najpewniej towarzyszyło nam ono w całym okresie ewolucji. Lekarze najczęściej nie od razu nadążają za zmianami. Alexa zdiagnozowano w Wielkiej Brytanii już w roku 2015, ale w dokumentacji używano terminu „zaburzenia hiperkinetyczne” zamiast ADHD.
Czekaj, o czym my właściwie mówimy? To prawda, ADHD to bzdurna nazwa. Tak naprawdę zespół nadpobudliwości ruchowej z deficytem uwagi to jedna z najgorszych nazw dla schorzenia, nawet w porównaniu z „zespołem obcej ręki” czy fantastycznym „wirusem Coxackie”. (Spośród innych nazw omawianych przez nas w kontekście tego rozdziału, którym poświęciliśmy zdecydowanie zbyt wiele czasu i uwagi, warto wymienić „chorobę syropu klonowego” i „chorobę piątą”. Bardzo łatwo nas zdekoncentrować).
Nieprzydatność nazwy „zespół nadpobudliwości ruchowej z deficytem uwagi” wynika z wielu przyczyn. Przede wszystkim trzeba wspomnieć o bardzo wyraźnym rozdźwięku między rozumieniem słowa w świecie medycyny a naszym. Trzeba przyznać naukowcom i (w mniejszym stopniu) lekarzom, że „deficyt” w terminologii medycznej może w sensie technicznym oznaczać także „upośledzenie”. Jednakże dla większości zwykłych ludzi „deficyt” oznacza brak lub „niedobór” czegoś. Tym samym słysząc, że ADHD to deficyt uwagi, w naturalny sposób mogą oni zakładać, że osoby z ADHD mają mniejszy zasób uwagi w porównaniu z osobami bez ADHD. A to nieprawda i nikt nie uznawał tego za prawdę w chwili wprowadzania słowa „deficyt” w nazwie. To nie pomogło.
Tak naprawdę jednak osoby z ADHD nie mają niedoboru uwagi, lecz raczej problem ze skupianiem jej na właściwym zadaniu. Wszyscy ludzie mają ograniczoną uwagę. Skupienie na każdej napotykanej informacji doprowadziłoby nas do szaleństwa, więc w oczywisty sposób musimy kierować uwagę na konkretne zadania (tu zadanie oznacza dowolną czynność lub nawet proces myślowy, który pozwala nam funkcjonować lub dobrze prosperować). Wyobraź sobie, jak wyglądałoby życie w ciągłym skupieniu – rozpraszałoby nas każde szczeknięcie psa lub furgonetka lodziarza w okolicy (to chyba nieszczególne przykłady, bo właśnie te dwie rzeczy nas rozpraszają).
Ludzie mają pewną kontrolę nad tym, na co decydują się zwrócić uwagę (choć nie zawsze). My, osoby z ADHD, często mamy mniejszą zdolność „wyboru” nie tylko tego, na co zawracamy uwagę, ale także jak długo to robimy. Niejednokrotnie nie jest to świadoma decyzja, nasz mózg podejmuje ją samoczynnie (nawet jeśli mieliśmy inne plany).
ADHD może znaczyć także, że kiedy się czymś zajmujemy, możemy mieć problem z przeniesieniem uwagi na coś innego. Nie zawsze skutkuje to mniejszą uwagą. Tak naprawdę czasami bywamy zdecydowanie bardziej skupieni niż zwykle. Nawet za bardzo. Tym zjawiskiem hiperkoncentracji (_hyperfocus_) zajmiemy się później (o ile nie zapomnimy).
Nazwa „deficyt uwagi” wydaje się utwierdzać wkurzające, uporczywe mity dotyczące ADHD, zgodnie z którymi zawsze mamy niedobory uwagi. To nieporozumienie nie tylko denerwuje, ale i bywa przeszkodą utrudniającą osobie z ADHD szukanie pomocy. Wiele osób w naszej społeczności z ADHD żyło w przekonaniu, że hiperkoncentracja wyklucza u nich diagnozę ADHD, choć tak naprawdę stanowiła ona jej potwierdzenie.
Spójrzmy na drugi człon nazwy, czyli nadpobudliwość ruchową. I ta nazwa niczemu nie służy. Po pierwsze mniej więcej jedna trzecia dorosłych nie ma problemu z nadpobudliwością ani związaną z nią impulsywnością. Właśnie dlatego ADHD czasem, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, określa się mianem ADD, czyli zespołu deficytu uwagi (_attention deficit disorder_). W kilku artykułach badawczych zasugerowano oddzielenie nadpobudliwości i impulsywności, by stworzyć „trójwymiarową” zamiast obecnej „dwuwymiarowej struktury” objawów ADHD (nie znamy potencjalnego wpływu takiego działania na nazwę. Może ADHID?).
To jeszcze nie koniec zamętu. U osób faktycznie mających problemy z nadpobudliwością i (lub) impulsywnością te objawy są często ukryte. Może to oznaczać, że wiele osób z ADHD nie sprawia wrażenia „niespokojnych” (jak to nieco niegrzecznie nazywa podręcznik DSM) ani nie ma problemu ze spokojnym siedzeniem, choć takie właśnie kryteria zawiera podręcznik diagnostyczny. Alex niezmiennie porównuje swoją wewnętrzną nadpobudliwość do roju pszczół w głowie. Na przykład jeśli jesteś osobą, która nie jest w stanie opalać się dłużej niż pięć minut, bo potem musisz wstać i znaleźć sobie jakieś zajęcie, możesz mieć „wewnętrzny niepokój ruchowy” lub może ci się wydawać, że „masz motorek”. To oczywiście tylko jeden z żartobliwych przykładów, bo niektóre osoby z ADHD uwielbiają się opalać. Jednocześnie niechęć do opalania się nie oznacza, że musisz mieć ADHD. To właśnie jeden z problemów diagnostyki zaburzeń będących ekstremalną postacią codzienności: bardzo trudno znaleźć linię oddzielającą osobowość od schorzenia.
Drugi człon „nadpobudliwości ruchowej/impulsywności” może się wiązać z palącym wstydem wywołanym „niezdolnością do czekania na swoją kolej w rozmowie” lub nieustannym „przerywaniem rozmówcom”. Albo nawet chęcią takiego przerywania, skrywaną pod koniecznością powstrzymywania się fizycznie lub psychicznie. To wszystko elementy tego zespołu, ale przecież nie są one „nadpobudliwością ruchową”. W ogóle ich nie ma w nazwie ADHD.
Tej nadzwyczaj silnej chęci przerywania i nieustannego powstrzymywania się przed tym w ogóle nie ma w podręczniku diagnostycznym, choć naszym zdaniem powinna się tam znaleźć, ponieważ bywa kolejną przyczyną braku diagnozy ADHD (szczególnie u kobiet) ze względu na mocniejszą presję kulturową, by powstrzymywać uzewnętrznioną nadpobudliwość i impulsywność. Nie tylko wskazujemy tu na nierówność płciową, by dobrze wypaść w oczach przyjaciół, ale też jest to często prawdziwe zjawisko.
Pomimo wielu dyskusji dotyczących lepszej nazwy dla ADHD jak dotąd nie osiągnięto powszechnego konsensu. Sugerujemy „zaburzenie regulacji intencji i emocji”, choć i tu słowo „zaburzenie” jest sporne, ponieważ ADHD to coś pomiędzy zaburzeniem, schorzeniem a niepełnosprawnością (czym bardziej szczegółowo zajmiemy się później). Rozważaliśmy także „szeroko rozpowszechnione zaburzenie regulacji intencji i emocji” (_widespread emotion and intention regulation disorder_), ale to daje akronim WEIRD (czyli po angielsku: dziwny) i może przekazywać niewłaściwy komunikat. Poważnie mówiąc, wolelibyśmy nazwę odzwierciedlającą wyzwania związane z zamiarem podjęcia działań oraz emocje związane z ADHD. Takie miano mogłoby się sprawdzić najlepiej, ponieważ wiele osób nie rozumie, że nikt bardziej od nas nie pragnie móc robić takich rzeczy. Nie pozwala nam na to mózg i zupełnie nie chodzi o siłę woli.
Być może zauważyłeś, że nazwa ADHD nie zawiera nawiązania do emocji (i właśnie dlatego znalazło się ono w zasugerowanej przez nas). Ciekawi cię, czemu to dla nas ważne? Bo według nas to bez sensu. Nie u wszystkich osób z ADHD występuje problem ze wszystkimi trzema elementami, tj. nadpobudliwością, impulsywnością i niedoborem uwagi. Nawet jeśli to one są kluczowe w (dotychczasowych) kryteriach diagnostycznych, niemal wszystkie osoby z ADHD mają problem z regulacją emocji. Nazywa się to brakiem równowagi emocjonalnej, o czym szerzej opowiemy w rozdziale 11, ponieważ stanowi ważny element ADHD, a jego rozumienie ułatwia spokojne życie z naszym nietypowym mózgiem.
Oznacza to, że ADHD można tak naprawdę sprowadzić do kłopotów z regulacją trzech prostych kwestii: uwagi, emocji i hamowania. Niemal wszystkie osoby z ADHD doświadczają wspomnianych przed chwilą problemów z regulacją emocji. Problemy z regulacją „uwagi” ujęto w nazwie zaburzenia (choć, pamiętaj, nie chodzi o jej niedobór). Ostatni element, czyli „hamowanie”, dotyczy naszej niezdolności, by przestać coś robić lub o czymś myśleć (czyli hamowania myśli i działań). Przez ów brak hamowania nasze zachowanie może być zarówno impulsywne, jak i nadpobudliwe (i właśnie dlatego w diagnozie uwzględnia się oba te czynniki).
Można podać wiele przykładów. Możemy coś impulsywnie kupić pod wpływem chwili (całkiem przypadkiem nazywa się to zakupami impulsywnymi) lub angażować się w „ryzykowne zachowania seksualne” (co przypomina nazwę wspaniałego zespołu z lat 80. XX wieku), ponieważ chwilowo zaspokaja to naszą potrzebę nagrody. Pojęcie nagrody omówimy bardziej szczegółowo w rozdziale 10, gdyż jest nie tylko dość skomplikowane, ale także kluczowe dla rozumienia mnóstwa naszych zachowań wynikających z ADHD.
W praktyce wszystko to oznacza częste problemy z hamowaniem naszych reakcji psychicznych i fizycznych na wydarzenia, których się spodziewamy (a nawet których nadejście podejrzewamy). Nazywa się to hamowaniem czynnym. Czasem problemem jest hamowanie reakcji na wydarzenia w czasie rzeczywistym (hamowanie bierne). Właśnie dlatego „nadpobudliwość” w nazwie ADHD uwzględnia też impulsywność. Oba te zjawiska wynikają z trudności z regulacją myśli i reakcji fizycznych.
Być może wiesz już, że w rozdziale opisującym, czym jest ADHD, wyjaśniliśmy powód kłopotów z nazwą i podejrzanie długo omawialiśmy, czym jest to zaburzenie. O co więc w nim chodzi?
Z perspektywy nauki o mózgu ADHD to wrodzone schorzenie neurologiczne. Mózg nie tylko wygląda, ale i działa inaczej niż u przeciętnej osoby. ADHD może wpływać na wiele aspektów przetwarzania informacji w mózgu danej osoby i ich wykorzystywania. Najczęściej doświadczamy tych samych problemów z przetwarzaniem, ale już ich postać (w kontekście występujących objawów i ogólnego zachowania) bywa różna zależnie od mnóstwa czynników, w tym kulturowych, biologicznych i środowiskowych. Na przykład u jednej osoby impulsywność może się przejawiać skłonnością do hazardu, a u drugiej większym problemem behawioralnym jest ograniczenie zakupów pod wpływem impulsu. Oczywiście te problemy mogą występować jednocześnie.
ADHD w dużej mierze ma podłoże genetyczne. Choć niektóre aspekty można dobrze leczyć, uznaje się je za „nieuleczalne”, ponieważ nie można go wyleczyć i tak naprawdę nigdy nie znika. Tym samym ADHD zasadniczo jest dożywotnim zaburzeniem neurorozwojowym. Jeśli czujesz przymus wyjaśniania swoich problemów wynikających z ADHD w środowisku, gdzie nie masz wystarczającego poczucia bezpieczeństwa, by mówić o nim bardziej wprost (na przykład wobec mało przyjaznego szefa), to właśnie to wyrażenie może się bardzo przydać. Kolejnym przydatnym opisem – prawidłowym, ale i nieco przerażającym, dzięki czemu ten niefajny szef w swoim naturalnym środowisku nie będzie chciał narażać się na burę – jest zdanie „mam zaburzenie neurorozwojowe”.
Podzielmy teraz ten pierwszy opis na części. „Dożywotnie” oznacza, że zwykle się z nim rodzisz, że objawy występują od wczesnego dzieciństwa i że, niestety, to zaburzenie cię nie opuści. Jak już wspomnieliśmy, aktualnie brak lekarstwa na ADHD (choć istnieją skuteczne terapie pewnych jego aspektów, które znacznie bardziej szczegółowo omówimy w rozdziale 7).
Aby nie przedłużać: choć nauka dawno temu zaakceptowała dożywotni charakter ADHD, i tak w dalszym ciągu powoduje ono ogromną dezorientację wywołaną… no cóż… również przez naukę. Bo jak rozumieć, że według znacznej części czytanych przez nas informacji medycznych NIE KAŻDY z ADHD w dzieciństwie ma ADHD jako osoba dorosła, a mimo to jest to zaburzenie dożywotnie i nieuleczalne? Co prawda nie jesteśmy matematykami, ale coś się tu nie zgadza.
Tak naprawdę znacznie bardziej prawdopodobne jest, że KAŻDY z ADHD w dzieciństwie ma to zaburzenie również jako osoba dorosła (a przynajmniej zalicza się do osób z neuroróżnorodnością). Tym samym takie osoby albo ukrywają (co często nazywa się maskowaniem) swoje problemy przed światem, albo co najmniej należą do szczęściarzy, którym udało się rozwinąć neuroróżnorodną osobowość o cechach ADHD, która nie utrudnia im życia (choć to rzadkie zjawisko bez terapii lub wsparcia). To z kolei każe się zastanowić w późniejszym czasie nad kolejną złożoną kwestią – że „diagnoza” ADHD może mieć charakter medyczny i biologiczny, ale obejmuje również subiektywny element społeczny wynikający ze szkodliwego wpływu na konkretną osobę.
Słowo „neurorozwojowy” odnosi się do faktu, że u osób z ADHD rozwój mózgu przebiega nieco odmiennie (i odrobinę wolniej) od przeciętnego mózgu u ogółu społeczeństwa. Staramy się unikać stwierdzenia „w porównaniu do normalnych ludzi”, bo choć sami nie zawsze się tak czujemy, jesteśmy normalni dokładnie tak samo, jak normalni są ludzie bardzo wysocy. Nawet jeśli dobór właściwego słowa nie zawsze jest łatwy, słowa są ważne. Samo słowo „zaburzenie” (czy po polsku „zespół”) również może wywoływać różne opinie. Niektórym nie podoba się etykietka zaburzenia, wolą termin „schorzenie”, a w pewnych przypadkach po prostu „odmienność”.
W podręcznikach medycznych (oraz w kryteriach diagnostycznych) drugie D w nazwie ADHD oznacza zaburzenie (ang. _disorder_, zespół w polskiej nazwie), ponieważ wywiera ono trwały, poważny, negatywny wpływ na daną osobę w więcej niż jednym aspekcie życia. ADHD jest więc zasadniczo rozpoznaniem zaburzenia zdrowia, w którym na nasze zachowanie wpływa wyraźna odmienność naszych mózgów od mózgów ogółu populacji w kilku obszarach, w tym zarówno pod względem wyglądu (neuroanatomia), jak i funkcjonowania (neurofizjologia). W tej książce będziemy posługiwać się terminem „zaburzenie”, ale nigdy nie przykleimy takiej łatki komuś, kto się z nią nie identyfikuje.
Statystyki
ADHD jest bardzo częste. Co najmniej pięciokrotnie częstsze od cukrzycy typu 1⁴. W badaniach oszacowano, że około 1,9 procenta dorosłych spełnia kryteria rozpoznania ADHD⁵. Niektóre szacunki mówią o jeszcze wyższym odsetku, sugerując nawet 4,9 procent dorosłych z ADHD⁶. Jednak nawet niższa z tych wartości, tj. 1,9 procenta, oznacza bardzo dużą grupę.
Ludzie, których znasz, kochasz, z którymi wiążą cię więzy krwi, których mijasz na ulicy… Około 1 na 40 takich osób ma ADHD. Większość z nich albo nie ma pojęcia o istnieniu ADHD u dorosłych, albo nie sądzi (bądź nie wie), że je ma, albo czeka na profesjonalną diagnozę. Liczba tych „niezdiagnozowanych” dorosłych z ADHD prawdopodobnie sięga od 80 do 90 procent ludzi z ADHD (tak wynika z danych dotyczących recept na leki stosowane w ADHD wystawionych w brytyjskim systemie opieki zdrowotnej NHS – wspaniałe popołudnie z dodawaniem). Daje to ogromną grupę ludzi, którzy prawdopodobnie przez całe życie uważają się za nieudaczników, zastanawiając się przy tym, czemu nie umieją robić prostych rzeczy, choć innym przychodzą one bez trudu. Takie myśli towarzyszyły nam obu przez wiele dziesiątków lat.
Co łączy te osoby? Choć w pewnym sensie jesteśmy różni (co stanowi jeden z problemów, z jakimi mierzą się lekarze w procesie stawiania prawidłowego rozpoznania ADHD), możemy dostrzec pewne zachowania i objawy, które być może widzisz u siebie i ty. Rzecz jasna trzeba pamiętać, że nie wszystkie wystąpią u wszystkich osób z ADHD. Wielu z nas w naturalny sposób ma skłonność do dezorganizacji (znacznie bardziej nasiloną niż u większości ludzi). Możemy być niespokojni (lub tak się czuć), może nam brakować motywacji do jakichkolwiek działań. Świat może nas także postrzegać jako doskonale zorganizowanych – ponieważ nauczyliśmy się, że przy wrodzonym braku umiejętności organizacyjnych tylko pełna kontrola pozwoli nam przetrwać.
Owo maskowanie nie tylko może pociągać za sobą olbrzymi koszt osobisty i emocjonalny, ale także może być bardzo niezdrowe – zależnie od tego, w jak dużym stopniu odpowiada twojej osobowości. Właśnie dlatego trudno zdiagnozować ADHD bez udziału specjalisty w dziedzinie zdrowia psychicznego. Oczywiście większość zorganizowanych osób nie ukrywa ADHD, a wiele osób z ADHD nauczyło się lepszej organizacji w zdrowszy sposób. To potwierdza znaczenie badań i komunikacji ze względu na bardzo różne przejawy zachowań wywoływanych przez te same objawy. Badania wymaga koszt dla danej osoby (psychiczny i fizyczny) oraz wpływ na wszystkich wokół niej.
Niektórzy dorośli z ADHD nie umieją skrywać emocji lub sprawiają wrażenie zapominalskich. Jedni bywają wycofani, inni wydają się pełni energii lub ekstrawertyczni. Reakcje na życie z ADHD bywają różne u różnych osób i ulegają zmianie z biegiem lat. Równie dobrze jednak większość niezależnych obserwatorów może uznać większość z nas za całkowicie „typowych”. Właśnie dlatego wiele osób z ADHD uczy się ukrywać czy też maskować objawy, by się dopasować. Te maski nosimy, bo społeczeństwo jako takie niezbyt dobrze przyjmuje nasze cechy i zachowania.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. B. Hommel, C.S. Chapman, P. Cisek i in., _No one knows what attention is_, „Atten Perspet Psychophys” 2019, t. 81, s. 2288–2302. DOI: 10.3758/s13414-019-01846-w.
2. _Kryteria diagnostyczne zaburzeń psychicznych DSM-5_, Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne, 2013, https://doi.org./10. 1176/appi.books.9780890425596.
3. G.F. Still, _The Goulstonian lectures on some abnormal psychical conditions in children_, „The Lancet” 1902, t. 159, s. 1008–1013, Londyn. https://doi.org/10.1016/S0140-6736(01)7498407.
4. _How many people in the UK have diabetes?_, Diabetes UK, dostęp we wrześniu 2024 r. https://www/diabetes.org.uk/about-us/about-the-charity/our-strategy/statistics.
5. S.V. Faraone i in., _The World Federation of ADHD International Consensus Statement: 208 Evidence-based conclusions about the disorder_, „Neuroscience & Biobehavioral Reviews” 2021, t. 128, s. 789–818. https://doi.org/10.1016/j.neubiorev.2021.02.022.
6. S. Popit, K. Serod, I. Locatelli, M. Stuhec, _Prevalence of attention-deficit hyperactivity disorder (ADHD): systematic review and meta-analysis_, „European Psychiatry”, 9.10.2024, 67(1):e68. DOI: 10.1192/j.eurpsy.2024.1786.PMID:39381949.