Adopcja - ebook
Adopcja - ebook
W najnowszej powieści kryminalnej Donna Leon opisuje historię pewnej adopcji i jej tragiczne konsekwencje. Ponieważ sprawa dotyczy bardzo zamożnego przyjaciela rodziny Falierów, Gonzalo Rodrigueza de Tejedy, który postanowił usynowić dorosłego mężczyznę, komisarz na prośbę hrabiego, swojego teścia, próbuje dowiedzieć się czegoś więcej. Gonzalo, sędziwy homoseksualista, niespodziewanie umiera na ulicy, a jedna z jego przyjaciółek, która przybywa na pogrzeb do Wenecji, niedługo potem zostaje uduszona w swoim hotelowym pokoju. Komisarz Brunetti niechętnie stara się poznać długo ukrywane tajemnice z życia Gonzala, które ostatecznie doprowadziły do zabójstwa. Śledztwo w tej sprawie przyniesie mu więcej bólu niż satysfakcji z rozwiązania kryminalnej zagadki.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7392-773-5 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Przecież wiesz, że nie lubię się mieszać w czyjeś sprawy – rzekł hrabia Falier do Brunettiego. – Ponieważ jednak w tym wypadku chodzi o osobę tak mi bliską, czuję, że właściwie nie mam wyboru.
Brunetti, siedzący naprzeciw teścia w jednym z rozpadających się foteli, których nie brakowało w Palazzo Falier, słuchał starszego mężczyzny od pewnego czasu, świadomy, jak trudno hrabiemu jest zacząć snuć opowieść, z którą najwyraźniej pragnął zapoznać swojego zięcia.
Hrabia zadzwonił do niego rano i zapytał, czy znajdzie czas, żeby wstąpić i napić się czegoś w drodze z pracy do domu, ponieważ chciałby go o coś zapytać. W pierwszym odruchu, ze względu na to, że był ciepły wczesnowiosenny dzień, Brunetti zaplanował najłatwiejszą drogę z komendy do palazzo, która pozwoliłaby uniknąć utknięcia z tabunami turystów na normalnych już teraz ścieżkach ich weneckich wędrówek. Z uwagi na bezchmurne niebo i łagodną temperaturę swobodne przejście Riva degli Schiavoni byłoby niemożliwe, a próba przecięcia Piazza San Marco stanowiłaby akt szaleństwa. Vaporetti nadpływające od strony Lido nie były jednak aż tak zatłoczone, by nie dało się wejść na pokład, więc przyjął zaproszenie na przekór swojej niechęci do korzystania z transportu publicznego, gdy mógł iść pieszo. Popłynął jedynką do Ca’ Rezzonico i zjawił się w domu teścia przed czasem.
– Nie lubię plotek – zaznaczył z naciskiem hrabia, ponownie przyciągając uwagę Brunettiego. – Nigdy nie lubiłem.
– W takim razie mieszkasz w niewłaściwym mieście – odparł Brunetti, uśmiechając się przy tym, żeby złagodzić wydźwięk swoich słów. – I prawdopodobnie powinieneś unikać rozmów z innymi wenecjanami.
Falier odpowiedział szerokim, swobodnym uśmiechem.
– To pierwsze, jak wiesz, nie jest prawdą – rzekł, po czym uśmiechając się jeszcze serdeczniej, ciągnął: – To drugie może być prawdą, ale nic nie mogę na to poradzić: już za późno. Znam wenecjan od urodzenia.
– Czy źródłem tej nowinki o Gonzalu jest jeden z nich? – zapytał Brunetti, zaciekawiony faktem, że jego teść chciałby omawiać plotkę o swoim najlepszym przyjacielu, i spragniony dalszych informacji.
– Tak. I jest prawnikiem. – Sądząc chyba, że Brunetti zaraz zapyta, o kogo chodzi, conte powstrzymał go ruchem uniesionej dłoni i wyjaśnił: – Nieważne, kto mi o tym powiedział. Ważny jest temat.
Brunetti skinął głową na znak zgody. Jak większość wenecjan był przyzwyczajony do pływania w pianie informacji i dezinformacji, która tak często oblepiała codzienne życie; jednak w odróżnieniu od większości mieszkańców miasta znajdował w tym niewiele przyjemności: z bogatego doświadczenia wiedział, w jak niewielkim stopniu można na nich polegać. Jako komisarz policji słyszał opowieści tak drastyczne, że na myśl o nich się rumienił, a jako czytelnik znał opisy orgii Tyberiusza, których autorem był Swetoniusz. Brunetti myśliciel wiedział jednak, jak chętnie wenecjanie przesadzają w opisach postępków ludzi, których nigdy nie spotkali, jak mało dbają o konsekwencje tego, co tak niefrasobliwie powtarzają, jak bardzo są nieodpowiedzialni.
Interesował się oczywiście tym, co ludzie robią, ale rzadko wierzył, że rzeczywiście coś zrobili, dopóki nie zgromadził wystarczających dowodów. Cokolwiek więc mógł powiedzieć mu teść, dla komisarza stanowiło to zarzut, którego słuszności trzeba było dowieść, a nie prawdę, którą należało przyjąć na wiarę.
Czekając, aż conte zdecyduje się, jak mu przedstawić, w czym rzecz, zwrócił myśli ku decyzji, której podjęcia rodzina Falierów od lat unikała i z którą od lat zwlekała: co zrobić z rodzinną willą niedaleko Vittorio Veneto. Hrabia ani hrabina już z niej nie korzystali, a żona i dzieci Brunettiego niemal zupełnie przestały jeździć tam latem. Gdy Falierowie się wahali, przez wychodzące na północ okna zaczęła się przesączać woda, a dozorca oznajmił, że chce otrzymać pokaźną podwyżkę wynagrodzenia.
– Bez względu na to, jak bardzo Gonzalo przypomina mi czasem willę, nie o niej chcę rozmawiać – rzekł conte, jakby czytał w myślach zięcia.
Zaskoczony tym porównaniem, Brunetti zauważył:
– Nie wiedziałem, że do głowy sączy mu się woda.
Hrabia zignorował ten brak powagi i uparł się, żeby objaśnić swoje stwierdzenie.
– Poznałeś i willę, i jego mniej więcej w tym samym czasie; spędziłeś wiele radosnych chwil w ich towarzystwie, a teraz oboje zdradzają skutki upływu czasu.
Przyjaciel teściów Brunettiego, ojciec chrzestny i nieformalny stryj Paoli, Gonzalo Rodríguez de Tejeda, przynależał do rodziny Falierów, odkąd Brunetti sięgał pamięcią. Na kolacji z okazji dziesiątej rocznicy ślubu komisarza z Paolą podarował im dwunastowieczną ceramikę z Kufy wielkości misy na sałatkę, ozdobioną po wewnętrznej stronie czymś, co jak zawsze zakładali, było fragmentem tekstu z Koranu. Przezorny Gonzalo kazał umieścić misę w skrzynce z pleksi, żeby dało się ją powiesić na ścianie i w ten sposób ochronić przed wypadkami, do których dochodzi we wszystkich domach, gdzie są małe dzieci. Nadal wisiała na ścianie salonu, między dwoma oknami, z których w oddali było widać dzwonnicę San Marco.
W ostatnich latach Brunetti i Gonzalo spotykali się sporadycznie na ulicy, w sklepach lub w barach i te spotkania zawsze upływały na radosnych pogawędkach przy kieliszku bądź kawie. Kilka miesięcy wcześniej natknęli się na siebie przypadkiem na ulicy nieopodal Campo Santi Apostoli. Wchodząc na plac, komisarz ujrzał Gonzala zbliżającego się z ręką podniesioną w powitalnym geście. Zauważył, że włosy starszego mężczyzny ze szpakowatych zrobiły się śnieżnobiałe, ale gdy Gonzalo podchodził do niego, plecy miał wyprostowane jak u instruktora musztry, a spojrzenie niebieskich oczu, stanowiących być może pozostałość po jakimś północnym najeźdźcy Hiszpanii, nadal było przeszywające.
Uściskali się serdecznie, a starszy pan wyjaśnił – mówiąc po włosku zupełnie bez akcentu – że śpieszy się na spotkanie i nie może rozmawiać, ale przekazał pozdrowienia dla Paoli i dzieci oraz ucałowania dla wszystkich.
Dotknął policzka Brunettiego na znak często okazywanej w ten sposób sympatii, po czym powiedział, że naprawdę musi już iść, odwrócił się i szybko ruszył w stronę Fondamenta Nuove i palazzo, w którym mieszkał. Brunetti stał nieruchomo i przyglądał się, jak Gonzalo odchodzi; był zadowolony, że go zobaczył, zawsze widywał się z nim z radością. Zaczął znowu iść, po czym bez szczególnego powodu zatrzymał się i odwrócił, żeby odnaleźć w tłumie plecy oddalającego się mężczyzny. Początkowo daremnie wypatrywał kogoś idącego szybkim krokiem, w końcu zauważył wysoką postać, która się oddalała, tyle że powoli, z pochyloną głową i z ręką spoczywającą na biodrze niczym okład mający uśmierzyć skrywany ból. Natychmiast odwrócił wzrok, jakby natknął się na człowieka, który robi coś żenującego, i nie miał ochoty na to patrzeć.
Ocknąwszy się z zadumy, Brunetti spostrzegł, że hrabia bacznie mu się przygląda. Starszy mężczyzna zapytał:
– Kiedy ostatnio go widziałeś?
– Parę miesięcy temu, może trochę dawniej – odparł Brunetti. – Spotkaliśmy się na Campo Santi Apostoli, ale zdążyliśmy się tylko przywitać.
– Jakie zrobił na tobie wrażenie?
– Wydawał się dawnym sobą – odrzekł komisarz, odruchowo broniąc teścia przed koniecznością wysłuchiwania, że jego przyjaciel uległ siłom, które czyhały na nich obydwu.
Unikając spojrzenia hrabiego, studiował portret młodego szlachcica wiszący na przeciwległej ścianie i czuł, że młodzieniec odwzajemnia jego spojrzenie. Emanujący młodością, z mięśniami domagającymi się uwolnienia od narzuconej im nieruchomą pozą bezczynności, stał z lewą dłonią wspartą na biodrze i drugą na głowicy szabli. Bez wątpienia był przodkiem Paoli, jakimś Falierem z zamierzchłej przeszłości, który poległ w walce, zmarł wskutek choroby lub przepicia, pozostawiwszy ten swój konterfekt ukazujący, jaki był, kiedy jeszcze był.
Brunetti dostrzegł w młodym mężczyźnie, być może bezpodstawnie, pewne podobieństwa do Paoli, mimo że upływ setek lat złagodził rysy jego twarzy, zachował jedynie – przynajmniej w chwilach nagłej złości – spojrzenie sokoła wypatrującego zdobyczy.
– Naprawdę nie mieliście czasu na rozmowę?
Brunetti pokręcił głową.
Hrabia spuścił wzrok, przycisnął obie dłonie do ud i wpatrywał się w nie uporczywie. Brunetti pomyślał, że jego teść wciąż jest bardzo przystojnym mężczyzną. Wyraźne roztargnienie hrabiego stanowiło okazję, żeby mu się dokładniej przyjrzeć, i komisarz ze zdziwieniem stwierdził, iż od czasu ostatniego spotkania zrobił się mniejszy. Nie, poprawił się – od czasu gdy po raz ostatni zwrócił uwagę na jego wygląd. Chociaż ramiona miał teraz węższe, marynarka nadal ciasno opinała jego szczuplejsze ciało. Być może hrabia kazał ją zwęzić, ale po chwili Brunetti zauważył, że marynarka ma modny krój klap, była więc nowa.
Hrabia nadal przyglądał się swoim dłoniom, jakby szukał tam odpowiedzi, po czym spojrzał na Brunettiego i rzekł:
– Twoja sytuacja zawsze jest dwuznaczna, prawda?
Brunetti zastanawiał się, czy to pytanie, czy tylko opinia. Czy jego teść odnosił się do różnicy w pozycji społecznej między nim, synem człowieka z klas niższych, którego życie było pasmem porażek, a jego żoną, córką hrabiego Faliera i dziedziczki jednej z największych fortun w mieście? A może do różnicy między obowiązkami zawodowymi policjanta a wymaganiami, jakie mogą nakładać na niego przyjaźń i miłość? Czy też chodziło o jego sytuację jako komisarza policji wżenionego w rodzinę siedzącego przed nim człowieka, którego interesy, poddane drobiazgowej analizie, mogłyby się okazać podejrzane?
Nie chcąc pytać, do której sfery życia odnosi się hrabia, zagrał na zwłokę, mówiąc:
– Myślę, że wielu z nas prowadzi dwuznaczne życie. Świat, w którym egzystujemy, sprawia, że to niezbędne.
Starszy mężczyzna skinął głową i przeniósł dłonie na poręcze fotela, gdzie swobodnie spoczęły.
– Pamiętam, jak przed laty Paola przyjechała do nas w odwiedziny. Studiowała wtedy w Anglii. Przez większość spędzanego tutaj czasu czytała książkę, na której temat miała napisać referat. – Twarz hrabiego złagodniała na wspomnienie jedynaczki odrabiającej pracę domową.
Brunetti czekał, znając gawędziarskie nawyki teścia.
– I dopiero trzeciego dnia opowiedziała o tej książce oraz o tym, co chce przekazać w swoim eseju.
– Co powiedziała? – Brunetti zastanawiał się, dlaczego dawne przeżycia najdroższych mu osób zawsze tak bardzo go ciekawią.
– Że powinienem ją przeczytać – wyznał hrabia. – Próbowałem, ale dopiero po powrocie Paoli do Anglii. – Pokręcił głową, jakby się z czegoś spowiadał. – Nie pociągają mnie takie lektury... to było dzieło mistyczne... i nie byłem w stanie go skończyć.
– O jaką książkę chodzi? – zapytał komisarz zaciekawiony, co jego żona czytała podczas studiów.
– The Cloud of Unknowing – odparł hrabia i się zawahał. – Zawsze uważałem, że to wspaniały tytuł autobiografii. Czyjejkolwiek. – Uśmiechnął się szerzej i Brunetti odwzajemnił uśmiech.
Komisarz pozwolił, by minęło kilka chwil, po czym uznał, że chce poznać powód zaproszenia bez względu na konsekwencje.
– Chyba rozmawialiśmy o Gonzalu?
– Owszem.
– Mam wrażenie, że się o niego martwisz.
Hrabia skinął głową.
Dłonie starszego mężczyzny zacisnęły się na chwilę, a potem powoli rozluźniły. Uwolnione z nich napięcie przeszło jednak na jego twarz, sprawiając, że zmrużył oczy.
– Gonzalo to mój najlepszy przyjaciel. Byliśmy razem w szkole z internatem. – Falier spojrzał na Brunettiego i nie bez zaskoczenia zauważył: – Mój Boże, minęło już ponad sześćdziesiąt lat.
– Gdzie to było?
– W Szwajcarii – odrzekł hrabia. – Mój ojciec oznajmił, że chce, bym przez jakiś czas mieszkał w obcym kraju.
– Z jakiegoś szczególnego powodu? – zapytał Brunetti, pragnąc dowiedzieć się czegoś o przeszłości teścia, zerknąć do czarnej dziury, jaką stanowiło życie hrabiego.
– Powiedział, że chce, żebym nauczył się francuskiego i niemieckiego. Wtedy jeszcze nikt nie myślał o angielskim – wyjaśnił Falier. – Ale to chyba był wybieg. Zamierzał mnie wyrwać z towarzystwa, w którym się obracałem.
– Dlaczego?
Hrabia podniósł obie ręce dłońmi na zewnątrz, jakby się starał przekonać napastnika o swojej niewinności.
– Myślę, że nie podobały mu się polityczne zapatrywania części moich przyjaciół.
Brunetti sięgnął pamięcią do wydarzeń historycznych sprzed swoich narodzin, ale nie przypominał sobie żadnych politycznych niepokojów, które mogłyby mieć wpływ na arystokrację. Członkowie Czerwonych Brygad chodzili wówczas w krótkich spodenkach, a hossa na rynkach finansowych pchała kraj ku świetlanej przyszłości.
– Poskutkowało?
Hrabia uśmiechnął się i przeniósł spojrzenie na okno za plecami Brunettiego.
– Nauczyłem się języków. Oraz innych rzeczy.
– Mówiłeś, że poznałeś tam Gonzala – przypomniał Brunetti zaciekawiony tym powiązaniem.
Twarz hrabiego złagodniała w uśmiechu.
– Nauczył mnie jeździć na nartach – wyjaśnił, a Brunetti pomyślał, że zapewne to już wszystko, czego się dowie o młodym Gonzalu. Uśmiech jego teścia nieco zbladł, po czym znowu rozświetlił twarz w reakcji na jakieś nagłe wspomnienie. – Nauczył mnie też oszukiwać w grze w pokera. – Hrabia roześmiał się z dziecięcym zachwytem. Zanim Brunetti zdążył zadać pytanie, dodał: – Twierdził, że po to, abym umiał rozpoznać, czy ktoś próbuje oszukać mnie.
– Czy kiedykolwiek tak się zdarzyło?
– Nie w grze w karty – odparł hrabia Falier, nie wdając się w wyjaśnienia. – Ale oznaki, które nauczył mnie odczytywać, pojawiają się nie tylko w pokerze.
– Przydatna umiejętność – przyznał Brunetti.
– O wiele przydatniejsza niż umiejętność jazdy na nartach – zauważył hrabia i uściślił: – Zwłaszcza w mojej branży.
Cokolwiek mogłoby nią być, pomyślał komisarz, ale nie pozwolił, by ta refleksja uwidoczniła się na jego twarzy. Pamiętał, jak niedługo po tym, gdy poznał Paolę, zapytał, czym zajmuje się jej ojciec. Nie wiedział jeszcze wtedy, że poczucie humoru przejęła po swojej angielskiej opiekunce i przyswoiła w ciągu czterech lat studiów w Oksfordzie, zdziwił się więc trochę, usłyszawszy: „Siedzi w gabinecie na piano nobile swojego palazzo i rozmawia przez telefon”. Uświadomiwszy sobie, że Paola żartuje, nie żartując – mówi prawdę, tyle że w przewrotny sposób – pomyślał o swoim ojcu, który spędzał dni w domu, siedząc i czekając, aż ktoś przyjdzie i zaproponuje mu jednodniowe zajęcie w porcie przy załadunku i rozładunku statków. Nawet wówczas, na początku, miał świadomość, jaka przepaść dzieli ich rodziny: jej ojciec był hrabią, matka potomkinią florenckich książąt; matka Brunettiego skończyła edukację w wieku dwunastu lat, ojciec był niepoprawnym marzycielem zniszczonym przez lata pobytu w obozie jenieckim.
Komisarz przyglądał się twarzy teścia, uświadamiając sobie, jak dużą jej część stanowi nos.
– Ile lat spędziliście razem w szkole? – zapytał, zaskoczony myślą, że ten człowiek był kiedyś nastoletnim uczniem oraz że w ogóle był nastolatkiem.
Z piersi starszego mężczyzny wydobyło się westchnienie, które wcale nie zabrzmiało melodramatycznie.
– Cztery, od czasu gdy miałem piętnaście lat do ukończenia dziewiętnastego roku życia i pójścia na studia – mówiąc to, hrabia osunął się w fotelu, ale potem nagle się wyprostował i spojrzał ostro na Brunettiego. – Zmieniam się w starego gadatliwego głupca, prawda? – zapytał bez zażenowania, z nutą rozbawienia w głosie.
– Wcale nie, Orazio – odparł Brunetti. – Przeszłość zawsze jest interesująca.
– Odległa przeszłość, być może – przyznał conte i pochylił się, żeby dla podkreślenia swojej tezy poklepać zięcia po kolanie.
Brunetti pomyślał o czasach, miał wrażenie, że było to wieki temu, gdy kupił nowy garnitur, żeby włożyć go na swoje pierwsze spotkanie z tym mężczyzną, który zaprosił na rozmowę młodego człowieka pragnącego poślubić jego córkę. Wydał na ten garnitur nadmierną w swoim mniemaniu sumę, tyle że nie zdołał już sprawić sobie do niego nowych butów. Nie będąc jeszcze commissario di polizia i mając na utrzymaniu owdowiałą matkę, był słabą – w każdym sensie tego słowa – partią. Miał tego świadomość, nie mógł tego zmienić, zgodził się jednak pójść na rozmowę, która, jak przypuszczał, pogrzebie wszystkie jego nadzieje.
Pamiętał tę pierwszą wizytę w palazzo. Służąca dygnęła przed nim, zanim zaprowadziła go na piętro. Zatrzymawszy się przed drzwiami pokoju, zapukała, po czym wpuściła go do środka.
Natychmiast rozpoznał hrabiego, człowieka, z którym spędził potem wiele godzin w tej samej sali. Zobaczył siwe włosy, piwne oczy i nieuśmiechnięte usta. Hrabia, równie zaskoczony faktem, że rozpoznał Brunettiego, jak tym, że został rozpoznany, podszedł i serdecznie uścisnął mu rękę.
– To pan jest tym młodym człowiekiem, który czytał o Hadrianie – powiedział, kładąc drugą dłoń na dłoni swojego gościa.
– Tak, panie hrabio – zdołał tylko bąknąć Brunetti, potem jednak odzyskał przytomność umysłu na tyle, by zapytać: – Skąd pan wie, co czytam?
– Od bibliotekarza – odparł hrabia. – To mój stary znajomy.
– O czym jeszcze panu powiedział? – zapytał Brunetti bez namysłu. Może o tym, jak pewnego popołudnia córka tego mężczyzny siedziała obok tego samego młodzieńca, a oboje trzymali się za ręce i śmiali z tego, jak trudno im przewracać kartki?
Conte Falier odwrócił się, nie odpowiedziawszy, i zaprowadził Brunettiego do miękkiego fotela. Usiadł i skinieniem dłoni wskazał gościowi miejsce. Gdy już obaj usadowili się wygodnie, rzekł:
– O niczym oprócz książek, które pan zamówił w ostatnich kilku tygodniach. – Brunetti przypomniał sobie ich tytuły, mając nadzieję, że spełnią wymagane standardy: Kasjusz Dion, Historia Augusta, Filostrates i Pauzaniasz. Egzemplarz listów Frontona z jego dwuznacznymi uwagami o Hadrianie wydawał się nie do znalezienia. – Powiedział mi – ciągnął hrabia – że wykazywał pan wielkie zainteresowanie Hadrianem.
Brunetti był coraz bardziej zakłopotany. Przyszedł rozmawiać o córce tego człowieka, a nie o cesarzu rzymskim z drugiego wieku. Zauważył, że ma wilgotne dłonie, nie mógł jednak ich wytrzeć w nogawki spodni od nowego garnituru. Zamiast to zrobić, zapytał:
– Ciekawi to pana, signor conte?
– Oczywiście – odparł poważnie starszy mężczyzna. – Mógłby mi pan powiedzieć, dlaczego pan się nim interesuje?
– Z powodu Paoli – odrzekł Brunetti bez namysłu, po czym zdając sobie sprawę, że zabrzmiało to mało sensownie, dodał: – Mówiła o Hadrianie i pomyślałem, że za bardzo się nim zachwyca. – Uświadomił sobie, że można było odnieść wrażenie, że Paola mówiła o kimś, kogo oboje znali, może o konkurencie do jej względów, a on kierował się zazdrością. Licząc, że naprawi ten błąd, dorzucił: – Jeżeli oczywiście to, co o nim czytałem, jest prawdą.
– To znaczy?
Brunetti miał ochotę zapytać, dlaczego jest wypytywany o swój osąd w tej sprawie i czy jego odpowiedzi posłużą za dowód jego nieprzydatności jako kandydata na męża córki tego człowieka. Postanowił jednak po prostu odpowiedzieć na pytanie.
– Jestem policjantem, panie hrabio, wykształciłem więc w sobie zwyczaj czytania opisów zachowań ludzi tak, jakby były raportami policyjnymi.
– Rozumiem – rzekł conte rozbawiony. – Czy to się sprawdza również w przypadku cesarza Hadriana? – Uśmiechnął się przez grzeczność, choć jego zainteresowanie wydawało się szczere.
Brunetti uznał, że pytanie hrabiego zasługuje na poważną odpowiedź.
– Jest znany jako jeden z pięciu dobrych cesarzy, ale mam wrażenie, że w opowieści o adoptowaniu go przez Trajana na łożu śmierci i całym procesie jego sukcesji kryje się coś podejrzanego. Do tego dochodzą ci senatorowie, których usunięto tuż po tym, jak został cesarzem, wszyscy ludzie, którzy mu się sprzeciwiali lub rzekomo byli jego wrogami.
Hrabia powoli pokiwał głową, jakby proszono go, by zobaczył znaną historię w nowym świetle.
– Czy to jedyny powód pańskiego zainteresowania?
Brunetti zawahał się, podniósł dłoń do ust, a potem zerknął przez okno znajdujące się za starszym mężczyzną.
– Paola czyta właśnie książkę o Hadrianie. Powieść. Powieść epistolarną. I z tego, co mi o niej powiedziała, wynika, że bohater przypomina gadatliwe skrzyżowanie Marka Aureliusza ze Świętym Franciszkiem. Stale mówi, jak niechętnie wyrusza na wojnę, zawsze jednak jest gotów wysyłać żołnierzy do boju, żeby wycinali w pień i palili. – To samo w zasadzie powiedział Paoli, nie osłabił tym jednak jej zachwytu nad książką i Hadrianem.
Hrabia się uśmiechnął, a następnie wybuchnął śmiechem.
– Gdy Paola była młoda, nigdy nie próbowaliśmy jej powstrzymywać przed czytaniem tego, na co miała ochotę, ale teraz, gdy jest starsza, uzmysławiam sobie, że pragnę, by trzymała się brytyjskiej powieści i nie marnowała czasu na te francuskie brednie.
– Czytał pan to? – zapytał Brunetti, nie mogąc ukryć zaskoczenia.
– Wieki temu, ale tylko kilka stron – odparł hrabia, jakby chodziło o trzynastą pracę Herkulesa. – Jest całkowicie ahistoryczna i pretensjonalnie głupia. Historia Augusta także jest fikcją literacką, ale o wiele bardziej zajmującą i znacznie lepiej napisaną, nie sądzisz?
Gdy Brunetti starał się sobie przypomnieć, co dokładnie wtedy odpowiedział, usłyszał głos wypowiadający jego imię.
– Guido? Guido?
Zrezygnował z rozważań o odleglejszej przeszłości i spojrzał w teraźniejszość. Jego teść nachylał się ku niemu z wyciągniętą ręką.
Brunetti uśmiechnął się i rzekł:
– Przepraszam, Orazio. Rozmyślałem o naszej pierwszej rozmowie. – Rozejrzał się po znanym już sobie pokoju. – Odbyła się tutaj, prawda?
Hrabia skinął głową.
– Cieszę się, że zdałem ten egzamin – stwierdził Brunetti, podejrzewając przez te wszystkie lata, że właśnie rozmowa o Hadrianie, a potem kawa i czcza gadanina, której już nie pamiętał, stanowiła pierwszy krok ku jego obecnemu szczęściu.
Hrabia Falier uśmiechnął się i rozłożył ręce jak w powitalnym geście.
– Tak jak i ja, Guido – odparł. Nagle wyraz jego twarzy się zmienił, zniknęła z niej cała łagodność i dodał: – Chciałbym, żebyś potraktował Gonzala tak, jak traktowałeś Hadriana.
– Co to znaczy? – zapytał zmieszany przez chwilę Brunetti.
– Myśl jak policjant.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------Nakładem wydawnictwa Noir sur Blanc ukazały się
następujące powieści Donny Leon:
ŚMIERĆ W LA FENICE
1998
2006 (seria kieszonkowa)
ŚMIERĆ NA OBCZYŹNIE
1999
STRÓJ NA ŚMIERĆ
1999
ŚMIERĆ I SĄD
1999
ACQUA ALTA
1999
2011 (seria kieszonkowa)
CICHO, WE ŚNIE
2001
2009 (seria kieszonkowa)
SZLACHETNY BLASK
2002
ZGUBNE ŚRODKI
2003
2007 (seria kieszonkowa)
ZNAJOMI NA STANOWISKACH
2004
2008 (seria kieszonkowa)
MORZE NIESZCZĘŚĆ
2005
2007 (seria kieszonkowa)
PERFIDNA GRA
2006 (seria kieszonkowa)
SŁOWO OFICERA
2007 (seria kieszonkowa)
FAŁSZYWY DOWÓD
2008 (seria kieszonkowa)
KREW Z KAMIENIA
2009 (seria kieszonkowa)
MĘTNE SZKŁO
2010 (seria kieszonkowa)
OKROPNA SPRAWIEDLIWOŚĆ
2010 (seria kieszonkowa)
DZIEWCZYNA Z JEGO SNÓW
2011 (seria kieszonkowa)
UKRYTE PIĘKNO
2012 (seria kieszonkowa)
KWESTIA WIARY
2013 (seria kieszonkowa)
PO NITCE DO KŁĘBKA
2014 (seria kieszonkowa)
DZIKA ZACHŁANNOŚĆ
2015 (seria kieszonkowa)
ZŁOTE JAJO
2016 (seria kieszonkowa)
GRA POZORÓW
2017 (seria kieszonkowa)
WODA WIECZNEJ MŁODOŚCI
2018 (seria kieszonkowa)
ZAUROCZENIE
2019 (seria kieszonkowa)
DOCZESNE SZCZĄTKI
2020 (seria kieszonkowa)
POKUSA PRZEBACZENIA
2021 (seria kieszonkowa)