-
nowość
Adwokat - historia prawdziwa - ebook
Adwokat - historia prawdziwa - ebook
Czyli wszystko, co dzieje się na sali rozpraw i poza nią.
Toga, teczka pod pachą, tkanina szeleszcząca podczas przemierzania korytarzy – niemal zawsze biegiem. Praca adwokata to z jednej strony płomienne mowy, asy wyciągane z rękawa i łzy wdzięczności. Drugą stroną medalu są podobno intrygi, afery, łapówki i skandale medialne. Obie… należy włożyć między bajki.
Gdzie zatem leży prawda?
Tutaj. Autor, adwokat z wieloletnim doświadczeniem, zdradza tajniki swojej pracy w barwny, błyskotliwy i przystępny sposób. Prowadzi czytelnika od uczelnianych ławek aż po sale sądowe, gdzie ważą się ludzkie losy. Odziera swój zawód z aury niedostępności i zaprasza do kręgu wtajemniczonych.
Z czym muszą się liczyć młodzi adwokaci? Co upodabnia ich do rycerzy Jedi?
Wszystkiego dowiesz się, czytając tę prawdziwą historię.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Inne |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8423-136-4 |
| Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czy wiemy coś więcej? Czy w ogóle rozumiemy ludzi, którzy zdecydowali się na wykonywanie zawodu adwokata? Czy społeczeństwo ma świadomość, kim adwokat jest i jaką rolę odgrywa? Na czym, tak naprawdę, polega jego praca? Co kryje się za filmowymi scenami wielkich mów, gdzieś tam za biurkiem w kancelarii? Jaką drogę należy pokonać, aby założyć togę? Czy to spełnienie marzeń, czy może przekleństwo?
Jestem adwokatem i z biegiem lat coraz częściej dochodzę do jedynej właściwej odpowiedzi na te pytania: nie. Niezrozumienie, tajemniczość, pewnego rodzaju odizolowanie, któremu sprzyja otoczka medialna i popkulturowa, sprawiają, że wokół naszego zawodu narosło wiele mitów, wiele stereotypów, którym często sami jesteśmy winni.
Zauważyliście, że w artykułach prasowych dotyczących zdarzeń o charakterze – nazwijmy to – gwałtownym i sensacyjnym z udziałem adwokatów, autorzy używają zwykle sformułowań w rodzaju „Znany adwokat…”, nim przejdą do opisu wydarzeń? Niezależnie od tego, o jakim mieście i o którym adwokacie mowa. Nieważne, czy ów prawnik był sprawcą, czy uczestnikiem owego zdarzenia. Można na tej podstawie wysnuć wniosek, że w oczach opinii publicznej każdy chyba adwokat jest znany, jest kimś ze świecznika czy śmietanki towarzyskiej. A może to tylko wyobrażenie?
*
Niestety, ostatnimi laty zaczyna być jeszcze gorzej, bo pomimo owej rzekomej rozpoznawalności autorzy artykułów prasowych używają zamiennie pojęć adwokat i radca prawny (a to nie to samo), prawnik (tak, każdy adwokat jest prawnikiem, ale nie każdy prawnik jest adwokatem), a nawet wprost o radcach prawnych piszą „adwokaci”.
Na dokładkę dodam, że istnieje podobno jakaś ogólnonarodowa zmowa, a może spisek, w którym wszyscy uczestniczymy. Co więcej – jak udało mi się zaobserwować – w oczach opinii publicznej każdy adwokat jest bogaty – najlepiej bajecznie. Jak powszechnie wiadomo my, adwokaci, mamy zwyczaj brania od ludzi pieniędzy (zawsze ogromnych) za nic, o czym świadczy powtarzane nagminnie stwierdzenie: „przecież wziął pieniądze za nic!”.
Bez względu na kwestię wysokości owych mitycznych wynagrodzeń, taka opinia prowadzi do kolejnego martwiącego wniosku: my, jako społeczeństwo, nie bardzo rozumiemy, czym jest owo „nic”, a w rezultacie – jak działa i na czym polega system prawny w Polsce (i na świecie). Ta wiedza przekazywana była niegdyś w szkołach w ramach zajęć pod nazwą wiedza o społeczeństwie – WOS. Chyba nie uważaliśmy na tych lekcjach albo mieliśmy słabych nauczycieli, którzy nie potrafili przekazać nam wiedzy i zainteresować nas tematem. A może program był źle skonstruowany? To niezbyt dobra wiadomość, ponieważ prawo nas otacza i reguluje wszystkie aspekty naszego życia – od narodzin aż po śmierć, z uwzględnieniem po drodze wielu doniosłych momentów i tych mniej uroczystych, jak choćby płacenie podatków. Nie da się w pełni zrozumieć zawodu adwokata bez zrozumienia, chociażby w najbardziej ogólnym zakresie, prawa jako takiego. Z tego powodu będę musiał trochę o nim opowiedzieć.
Ale spokojnie – zdecydowanie nie chciałbym, aby ta książka była wykładem z prawa i tym, zapewniam, nie będzie. Posługiwać się będę dosyć dużymi uproszczeniami i skrótami. Mam nadzieję, że czytający, którzy obeznani są z instytucjami prawnymi, wybaczą mi to. Chodzi mi bowiem bardziej o „żywe” prawo. Takie, w jakim zanurzony jest każdy z nas. Nie da się rozmawiać o rybach bez wody i nie da się mówić o nas – adwokatach – bez prawa.
*
Myśl o napisaniu tej książki dojrzewała we mnie dosyć długo i systematycznie. Każde kolejne spotkanie z klientem utwierdzało mnie w przekonaniu, że społeczeństwo nie bardzo rozumie, na czym moja praca w zasadzie polega. Przeciętny obywatel wie tyle, że z problemem prawnym, sprawą – gdy jest już w sądzie – trzeba iść do adwokata. Chociaż i owo „trzeba”, szczególnie w dobie wszechobecnych, nieweryfikowalnych i niestety wielokrotnie błędnych darmowych porad prawnych oraz innego rodzaju mądrości, jakimi wypełniony jest Internet, nie zawsze jest takie oczywiste. Domowe diagnozy to nie tylko zmora lekarzy. Warto pamiętać, że sprawy, z jakimi mamy do czynienia, dotyczą przecież najważniejszych aspektów naszego życia codziennego. Chodzi o nasze rodziny, wolność, majątek. Wyjątkową nonszalancją jest zatem zawierzać w tym temacie temu, co ktoś, nie bardzo wiadomo kto i na jakiej podstawie, napisał na jednym czy drugim forum. Z drugiej strony, skoro na szali kładziemy nawet nasze zdrowie, to może taka już nasza narodowa przypadłość?
*
Wielokrotnie spotykałem się z sytuacjami, gdy ktoś, chcąc zwrócić się do mnie, na chwilę milkł zakłopotany, po czym próbował:
– Panie…. hmmm… adwokacie?
Spotkałem się z dziwaczną koncepcją, że mecenas to tytuł zarezerwowany dla radców prawnych, a do adwokata powinno się mówić… No właśnie, jak? Tymczasem sytuacja przedstawia się zgoła inaczej. Żeby była jasność – nie obrażam się w żadnym wypadku (bo i czemu), jeżeli ktoś zwróci się do mnie „panie adwokacie” w miejsce zwyczajowego „panie mecenasie”. Sęk jednak w tym, że niewielką mamy styczność – znów: jako społeczeństwo – z adwokatami, skoro mamy problem nawet z tym, jak do nich mówić. A im dalej w las, jak wiadomo, tym więcej drzew.
*
W końcu nadszedł jednak taki dzień, gdy podczas porannej prasówki w internetowym wydaniu jednej z lokalnych gazet dostrzegłem artykuł opatrzony wielkim tytułem _Adwokaci skazani!_. Zdziwiłem się nieco, jako że raczej wiedziałbym o toczącym się przeciwko członkom mojej Izby (spokojnie, to też wyjaśnię oraz nie – nie ma to nic wspólnego z lożami masońskimi) postępowaniem karnym. Czytając ów tekst, odkryłem jednak, że w jego treści nie posługiwano się już pojęciem adwokat, a raczej prawnik. Na łamach innej gazety udało mi się znaleźć informację, że chodziło prawdopodobnie o radców prawnych. Nic nowego, bo jak już pisałem, nawet dla dziennikarzy, pojęcia adwokat/radca prawny/prawnik stanowią _terra incognita_, więc posługują się nimi często w pełni dowolnie.
Była to ta kropla, która przelała czarę goryczy. Czas zabrać głos i odczarować nieco zawód, który budzi ciekawość, jest niezrozumiały, a jednocześnie – przynajmniej taką mam nadzieję – nieco pociągający. Na pewno stanowi bardzo ważny element całego systemu prawnego, bez którego nie istniałoby współczesne społeczeństwo. Nie ma przy tym wiele wspólnego z wykreowanym na przestrzeni lat przez media i kulturę masową obrazem, któremu bliżej do _Adwokata diabła_ niż do _Magdy M_.
*
Jest wreszcie jeszcze jeden powód. Wcale nie gorszy. Nie mogłem bowiem nigdy zrozumieć, dlaczego można popularyzować nauki ścisłe – nie wiem, fizykę kwantową lub astronomię, bioinżynierię albo mechanikę – a wiedzy prawnej nie. Przecież większość z nas ma zdecydowanie większą szansę w życiu na to, aby sądzić się o miedzę, spisać testament, uczestniczyć w demonstracji w obronie jakichś praw lub wartości, głosować w wyborach, znaleźć się na sali sądowej czy też w kancelarii adwokackiej niż zaobserwować – powiedzmy – bozon Higgsa. My, adwokaci, jesteśmy elementem tego systemu.