Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Agape - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 grudnia 2025
4079 pkt
punktów Virtualo

Agape - ebook

Spójrz w swoje oczy… i powiedz, co naprawdę widzisz.

Love w jednej chwili traci wszystko – przyjaciela, wiarę w bliskich i… własne odbicie w lustrze. Zyskuje za to nieśmiertelność pod wampirzą postacią i całą wieczność, by spełnić swoje marzenie – zostać piosenkarką.

Ale sława ma swoją cenę, a dar wiecznej młodości budzi nie tylko zachwyt… lecz także pożądanie, zazdrość i strach.

Z dala od domu, otoczona przez ludzi, którym nie może ufać, Love będzie musiała stawić czoła własnym lękom, kompleksom i prastarej przepowiedni. Otworzyć serce na prawdziwe uczucia, a przede wszystkim – zmierzyć się z tym, czego obawia się najbardziej: swoim prawdziwym obliczem.

„Agape” to świat, w którym wampiry przestają być tylko legendą, a marzenie o wiecznej miłości staje się rzeczywistością.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8423-198-2
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Łuna księżycowego światła wpada przez szeroko otwarte okno do pokoju Love, wypełniając go magicznym blaskiem. Nastolatka o krągłych kształtach i z trądzikiem na twarzy siedzi z gitarą w ręku – szuka akordów do swojej nowej piosenki i każdy udany zapisuje w czerwonym notesie. Uwielbia te chwile, ale kiedy zegar na wieży ratuszowej wybija północ, odkłada gitarę i włącza telewizor.

– Właśnie wybiła godzina duchów i magii. Tu Irmina Zorian, i jak co tydzień zapraszam was na _Marzenia i Pragnienia_.

Love uwielbia ten program.

– W studiu goszczę tej nocy Leviego Friska, reportera, pisarza i mojego przyjaciela, z którym porozmawiam na temat wampirów: władców królestwa nocy, istot nieśmiertelnych. Czy wampiry istnieją?

– Obecnie tylko w filmach. – Levi puszcza żartobliwe oczko. – Pogłoski krążą, że wszystkie przeniosły się do Hollywood.

– Jeżeli tylko w filmach, to dlaczego tak wiele osób boi się ich?

– Wampiry są jak zakazany owoc. Kuszą, a jednocześnie wzbudzają strach przed wiecznym potępieniem. Lubimy marzyć o nich, ale nie jesteśmy przygotowani na spotkanie z nimi.

Irmina uśmiecha się.

– Ja jednak wierzę, że któregoś dnia spotkam jednego z nich.

– To byłaby największa sensacja w dziejach współczesnych mediów, marzenie każdego reportera.

Głośne wycie wilka niespodziewanie rozdziera ciszę nocy, odwracając uwagę Love od programu. Delikatny, niewidoczny dla oka śmiertelnika płomień zapala się w jej oczach. Szybciutko wymyka się z pokoju przez okno i znika w ciemnościach.

– Słyszałaś? – Rudolf podchodzi do szeroko otwartego okna w sypialni i uważnie lustruje okolicę rozświetloną blaskiem czerwcowej pełni.

– Myślę, że nie powinniśmy zatrzymywać jej w domu. – W oczach Laury widać zmartwienie.

– Nie zaczynaj od nowa. – Poirytowany Rudolf zdejmuje kapcie i kładzie się do łóżka. – Wiesz, co ją wkrótce czeka. To dla niej bardzo niebezpieczny czas. Jak skończy dwadzieścia jeden lat, będzie mogła robić, co chce. Ale nie teraz.

– Znienawidzi nas.

Rudolf z irytacją gasi lampkę nocną i odwraca się do żony plecami.

Donośne wycie wilka znów niesie się echem wśród nocy.

– Słyszałeś? – Przestraszona Laura wskakuje do łóżka i nakrywa się kołdrą po sam nos. – Lepiej zamknij okno.

– Skąd się tu wzięły? – Rudolf wstaje, potrząsając z niezadowoleniem głową. – Jak długo żyję, nigdy ich tu nie było.

W parku pod rozłożystym drzewem przystojny młodzieniec popija wino prosto z butelki. Gniew widoczny jest w każdym jego ruchu, ale na widok nadbiegającej Love uśmiech rozjaśnia mu pochmurne oblicze.

– Nie boisz się samotnie chodzić po nocy?

– Od kiedy zacząłeś wyć jak wilk, nikt nie ma odwagi tutaj przychodzić.

Maks wybucha śmiechem i głośno wyje do księżyca.

– Może pójdziemy jutro do kina? – Love przysiada się do niego.

Twarz Maksa znów przybiera poważny wyraz.

– Jutro wyjeżdżam. – Chwyta leżący obok kamień i rzuca go do jeziora.

– Jutro?

– Ojciec załatwił mi letnią praktykę w kancelarii prawnej. Muszę jechać.

– To nie będziesz studiował aktorstwa?

– To dziecinada.

– Mówisz, jak swój ojciec.

– A czego się spodziewałaś? Ojciec sędzia! Matka prokurator. To było zaplanowane przez nich, zanim się urodziłem.

– Aktorstwo jest twoim przeznaczeniem. To dar od gwiazd.

– Sama zrezygnowałaś ze swoich planów, więc przestań się mnie czepiać!

– Ojca nie stać teraz na zatrudnienie pracownika. – Zakłopotana spuszcza oczy.

– Teraz ty mówisz, jak swój ojciec. – Maks rzuca jej kpiące spojrzenie.

Love zagryza wargę, szukając słów.

– Zawsze cię podziwiałam. Powtarzałam sobie, że jeżeli ty znajdziesz w sobie siłę, ja też spełnię moje marzenie. Proszę, nie poddawaj się.

– Tysiące innych już próbowało! I gdzie skończyli?! Jako kelnerzy na cmentarzysku swych marzeń! Mam zostać jednym z nich, tylko po to, żebyś ty odnalazła w sobie siłę?! Żałosne! – Znów rzuca kamień do wody.

Łzy napływają do oczu Love.

– Przepraszam. – Maks łagodnieje. – Napijesz się? – Podaje jej butelkę wina.

Love potrząsa przecząco głową.

– A ja się napiję. – Opróżnia butelkę i z całych sił jeszcze raz wyje do księżyca, tak jakby chciał, żeby wszechświat usłyszał jego gniew.

– Mam pomysł. – Love wyrywa kartkę z kieszonkowego notesu. – Napisz swoje marzenie i wyślij je w tej butelce do gwiazd. Sprawdź, kto ma większą moc, twój ojciec czy gwiazdy?

Maks wpatruje się w nią.

– Proszę, napisz. Przecież nie masz nic do stracenia.

– W sumie… – Wzrusza ramionami i zapisuje kilka słów. Zwija kartkę w rulonik i wrzuca do pustej butelki. – A teraz mam wysłać to do gwiazd?

Love kiwa głową.

Maks rzuca butelkę wysoko w stronę nocnego nieba, które odbija się w tafli jeziora tysiącem gwiazd. Po chwili butelka wpada do niego, tworząc liczne kręgi drobnych fal.

Love triumfalnie wyje do księżyca.

Maks przytula ją, powstrzymując łzy wzruszenia.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo cię potrzebuję.

James i Susan Sadler śpią w małżeńskiej sypialni otuleni głęboką ciemnością. Ciężkie czarne zasłony skutecznie chronią ich przed promieniami wschodzącego słońca, ale nie przed alarmem budzika.

James ciężko wzdycha i wyłącza go, nie otwierając oczu. Powoli siada na brzegu łóżka, jeszcze raz ciężko wzdycha i zapala małą lampkę na nocnym stoliku.

– Susan, już szósta. – Tak wita żonę każdego ranka od ponad dwudziestu lat.

– Może jednak to nie jest najlepszy pomysł? – Susan zdejmuje czarną opaskę z oczu.

– Jeszcze wczoraj twierdziłaś, że najlepszy. – Rozdrażniony jej słowami wstaje z łóżka. – Czy wydarzyło się w nocy coś, o czym nie wiem?

Susan spogląda mu w oczy.

– Mam przeczucie, że możemy go stracić.

– To normalne, że tak czujesz. Jesteś matką, a twój jedyny syn opuszcza dom. Ale taka jest kolej rzeczy. Obudź go.

Susan wolnym krokiem idzie pod drzwi pokoju syna. Puka. Cisza. Delikatnie otwiera je i wchodzi do środka.

– Maks. – Czule kładzie dłoń na jego ramieniu. – Maks, już szósta. Wstawaj. Tata chce z tobą porozmawiać.

– Nigdzie nie jadę. – Maks odwraca się plecami i nakrywa głowę poduszką.

Susan siada na brzegu łóżka.

– To wielka szansa dla ciebie. Zanim zaczniesz studiować, już będziesz wśród najlepszych. Ta kancelaria jest marzeniem każdego.

– Nie moim! – Maks zrywa się z łóżka. – Nie chcę studiować prawa! Dobrze o tym wiecie!

– Zależy nam tylko na twoim szczęściu.

– Chcę zostać aktorem!

– Jesteś za młody, żeby wiedzieć, co jest dla ciebie najlepsze.

– A wy wiecie?!

– Życie wiele nas nauczyło.

– I jesteś szczęśliwa?

Susan na moment spuszcza oczy, jakby chciała zrobić rachunek sumienia, po czym wstaje z dumnie uniesioną głową.

– Tak, bo mogę zapewnić ci wszystko, czego tylko chcesz.

– Chcę zostać aktorem.

– Ubierz się. Ojciec czeka na ciebie. – Susan wychodzi, zostawiając go na środku pokoju.

James stoi przed kryształowym lustrem w gustownie urządzonym salonie. Czarny kaszmirowy garnitur, lśniąco biała jedwabna koszula i dumnie wyprostowana sylwetka dobitnie podkreślają jego status w tym domu i w hierarchii społecznej.

– Nigdzie nie jadę! – Maks wbiega do salonu.

Widząc jego rozczochrane włosy i rozciągnięty biały T-shirt, James uśmiecha się pobłażliwie.

– Pewnie wczoraj znów widziałeś się z tą dziewczyną? Co ty w niej widzisz?

– Ona jedna mnie rozumie.

– Myślisz, że mama i ja tego nie potrafimy?

– To dlaczego nie umiecie zobaczyć we mnie tego, co ona widzi?

– Znamy cię całe twoje życie i uwierz mi, chcemy dla ciebie jak najlepiej.

– Nie chcę studiować prawa! Do niczego mnie nie zmusisz!

– To prawda, ale spróbuję cię przekonać. Popatrz na niego. – Wskazuje na portret starszego mężczyzny w sędziowskiej todze, wiszący nad kominkiem. – Trzydzieści lat temu mój ojciec powiedział mi, że jestem urodzonym prawnikiem. Buntowałem się, tak jak ty, ale dziś nie żałuję, że go posłuchałem. Mam wszystko, czego zapragnę, i mogę zapewnić tobie wszystko, czego tylko chcesz.

– Chcę zostać aktorem. – Maks gniewnie zaciska pięści.

– Przecież sala sądowa jest najpiękniejszą sceną, na jakiej możesz występować. Jest tam dramat, komedia, romans a nawet horror. A co najważniejsze: to ty zawsze będziesz głównym bohaterem. To raj dla ciebie.

– Nie chcę takiego raju!

– Teraz chcesz być aktorem, bo masz piękne i dostatnie życie. Aktorstwo to mniej niż jeden procent szans na sukces. Jeżeli nie będziesz w stanie zapewnić sobie standardu życia, do którego przywykłeś, frustracja i bieda szybko zamienią twoje marzenie w przekleństwo. Jesteś na to gotowy?

Maks spuszcza oczy, sam już nie będąc pewnym, czego chce.

James otacza go ramieniem i staje przed lustrem, w którym odbija się również portret nestora w sędziowskiej todze.

– Spójrz na nas. Od trzech pokoleń prawo płynie w naszych żyłach. Chcesz być sławny i bogaty? Prawo daje ci sto procent gwarancji na osiągnięcie sukcesu. – Wyciąga z kieszeni kluczyki z logo Lamborghini. – Oto pierwszy dowód. A to tylko przedsmak tego, co możesz mieć.

Oczy Maksa zapalają się pożądliwym blaskiem.

– Dla mnie?

– Żebyś nie spóźniał się do pracy. – Podaje mu kluczyki. – Stoi przed domem.

Rozradowany Maks wybiega z salonu, potrącając matkę, która przez cały czas przysłuchiwała się rozmowie.

Zadowolony z siebie James uśmiecha się do niej.

– Pomóż mu się spakować.

Love w starym roboczym kombinezonie wrzuca zwoje kabli i torby z narzędziami do jeszcze starszego vana z wypłowiałym napisem: Usługi Elektryczne Rudolf Upyr. Nagle kilkanaście centymetrów od niej z piskiem opon hamuje czarne Lamborghini i rozpromieniony Maks wychyla się przez okno.

– Przejedziesz się?

Zaskoczona Love nie może wydobyć z siebie słowa.

– Wskakuj. – Otwiera dla niej drzwi.

Love jeszcze nigdy nie jechała takim samochodem. Nie trzeba jej namawiać.

– Zapnij pasy. – Maks naciska mocno na pedał gazu. Prędkość wgniata ich w fotele. – Marzenie, prawda?!

– Twojego ojca?

– Moje. – Maks wchodzi w ostry zakręt, ledwo się w nim mieszcząc.

– Kupił cię.

Maks gwałtownie hamuje na poboczu.

– Przekonał.

– Kiedy wyjeżdżasz?

– Dziś.

Love rzuca mu pogardliwe spojrzenie.

– Dlaczego pozwalasz mu decydować o swoim życiu?

– A czym ty się różnisz ode mnie?! Spójrz na ten stary kombinezon od tatusia! Tak wygląda twoje marzenie?!

– Moje wciąż czeka na mnie, a twoje właśnie umarło! – Love wysiada z samochodu, aby nie pokazać napływających jej do oczu łez, i biegiem rusza do domu.

Maks gniewnie uderza pięścią w oparcie fotela, na którym przed chwilą siedziała, i mocno naciska na pedał gazu. Tym razem nie mieści się w zakręcie, traci kontrolę i z impetem uderza w drzewo rosnące na rozwidleniu drogi.

Pisk opon i przeraźliwy huk docierają do uszu Love.

– Nie! – Sama nie wie, czy to krzyczą jej usta, czy dusza. Biegnie co tchu. Przez rozbite okno próbuje wyciągnąć go ze zmiażdżonego samochodu. Krew plami jej ręce, kombinezon, twarz. – Proszę, nie umieraj. – Łka rozpaczliwie. – Nie umieraj.

– Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Spoczywaj w pokoju. Amen. – Ksiądz kończy kazanie pogrzebowe, kreśląc znak krzyża nad trumną Maksa.

Wśród ciszy wypełnionej smutkiem i żalem słychać tylko szloch Susan i kondolencje składane przez licznie przybyłą rodzinę i znajomych. Love podchodzi do Sadlerów ostatnia.

James zaciska pięści, próbując opanować gniew.

– Głupie drzewo – cedzi przez zęby. – Zawsze wyrasta tam, gdzie nie trzeba.

Susan wybucha głośnym płaczem, wtulając się w ramiona męża.

– Buntowałaś go przeciwko mnie. – James piorunuje Love zimnym spojrzeniem. – Krew naznaczyła cię piętnem na wieki. Odejdź. – Z pogardą odwraca od niej twarz.

Zdruzgotana dziewczyna wybiega z cmentarza. Zatrzymuje się dopiero koło drzewa, pod którym jeszcze tak niedawno rozmawiała z Maksem. Siada na brzegu jeziora, wtulając zapłakaną twarz w ramiona. Czas przestaje dla niej istnieć. Czuje tylko ból w sercu.

Kiedy otwiera oczy, słońce chyli się już ku zachodowi, a u jej stóp leży wyrzucona przez fale jeziora butelka po winie.

– Tak, to ta sama – szepcze pod nosem i szybko wydobywa kartkę poplamioną czerwonym winem, na której widać rozmazane pismo Maksa. – Nie mam nic do stracenia!

Wyrzuty sumienia wybuchają w Love z siłą wulkanu.

– Nic oprócz życia! – Rzuca butelką w drzewo.

– Co ci zrobiło to drzewo? – Młodzieniec o bardzo bladej cerze wyłania się zza pnia.

– Nic tobie do tego! – Rzuca mu gniewne spojrzenie.

– Ściemnia się, a słyszałem, że wilki krążą w tej okolicy. Jeżeli chcesz, to chętnie odprowadzę cię do domu.

– Przepraszam. – Love ociera oczy z łez. – Nie jestem dzisiaj sobą. Właśnie pochowano bliską mi osobę.

– Wiem, co czujesz. Siedem lat temu straciłem rodziców. To zmieniło mnie i cały mój świat.

– To boli. Bardzo.

– Bo wtedy szybciej dorastasz.

– Nigdy cię tu nie widziałam.

– Jestem Kasjan. Moja babcia mieszka niedaleko. Właśnie szedłem na pomost, żeby popatrzeć na pełnię księżyca. – Wskazuje przewieszony przez ramię teleskop. – Tej nocy przyjmie czerwony kolor.

– Lubisz patrzeć w gwiazdy?

Kasjan kiwa głową, pokasłując.

– Od kiedy pamiętam, cierpię na bezsenność, więc gwiazdy stały się moimi przyjaciółmi. Jedynymi.

– To tak jak ja. – Love ożywia się. – Wierzysz w moc gwiazd? W przeznaczenie?

– Właśnie uwierzyłem. – Kasjan nie może oderwać od niej oczu. – Jak masz na imię?

– Love.

– Piękne imię.

Onieśmielona jego spojrzeniem, odwraca się w stronę księżyca i wyje do niego niczym wilk.

Kasjan wybucha śmiechem.

– Chyba już cię słyszałem.

– To relaksuje. Spróbuj.

Love wyje jeszcze głośniej, a Kasjan nieudolnie próbuje ją naśladować.

– Oszaleć można z tymi wilkami. – Rudolf zamyka okno w kuchni i siada za stołem.

– Dzisiaj u Irminy ma być profesor. – Laura nalewa do talerzy czerwony barszcz.

– Już dawno go nie było. – Rudolf pogłaśnia telewizor i zaczyna pałaszować zupę z apetytem.

– Wybiła północ, więc jak zawsze o tej porze witam fanów mojego programu _Marzenia i Pragnienia_. – Irmina Zorian uśmiecha się z ekranu telewizora. – Jestem w planetarium na zaproszenie profesora Jeremy’ego Doppelsaugera, autorytetu w dziedzinie astronomii, astrologii i okultyzmu.

– Dobry wieczór – wita się z widzami Jeremy.

Love wpada do domu i od razu biegnie po schodach na górę do swojego pokoju.

– Kolacja! – krzyczy za nią Laura.

– Nie jestem głodna!

– To wyjątkowa noc. – Irmina wskazuje na rozgwieżdżone nad ich głowami niebo. – Profesorze, dlaczego?

– Jesteśmy świadkami pięknego zjawiska, zwanego Krwawym księżycem. Kolejna taka noc dopiero za sześć miesięcy, w grudniu.

– Czy takie zjawiska mają na nas wpływ? Czy gwiazdy naprawdę rządzą naszym życiem i losem?

– Tak. – Jeremy z powagą patrzy prosto w kamerę. – Nasze przeznaczenie jest zapisane w gwiazdach. Nasze ciała w dziewięćdziesięciu procentach zbudowane są z pyłu gwiezdnego. To tajemnica stworzenia i nikt, i nic nie może tego zmienić. Każda próba oporu zawsze prowadzi do katastrofy, a często i do śmierci.

Przeraźliwy krzyk Love rozlega się w całym domu. Przestraszony Rudolf krztusi się zupą, ochlapując białą koszulę czerwonym barszczem.

– Oślepłam! – Love zbiega po schodach. – Nie widzę siebie! Oślepłam! – powtarza spanikowana.

Laura podbiega do niej.

– Widzisz mnie?!

– Oślepłam! Nie widzę się w lustrze!

– Jedziemy do doktora! – Rudolf zrywa się na równe nogi.

– Przecież on śpi! Jest północ!

– Jedziemy! – Wypycha je z domu.

– Oślepłam – powtarza wciąż rozdygotana Love.

Rudolf odpala starego vana i rusza z piskiem opon. Pędzi niemalże z prędkością światła przez puste ulice. Nagle we wstecznym lusterku widzi samą Laurę, która na tylnym siedzeniu obejmuje powietrze.

– Gdzie jest Love?!

– Skup się na drodze! – Zdenerwowana Laura przytula córkę mocniej do piersi. – Spowodujesz wypadek i pozabijasz nas wszystkich!

Jeszcze kilka zakrętów i Upyr hamuje przed starym piętrowym domem z szyldem: Lekarz Medycyny Alternatywnej, Demitri Vrykolakas.

– Wysiadajcie! Szybciej! – Pośpiesza żonę, a sam natarczywie wali w drzwi.

Na piętrze natychmiast zapala się światło i w drzwiach staje doktor w białej szlafmycy. Jest już około sześćdziesiątki, ale jego postawa, rysy twarzy i blask w oczach są pełne wigoru i niemal młodzieńczej witalności.

– Doktorze! Love oślepła! – Roztrzęsiony Rudolf, nie potrafiąc sklecić dłuższego zdania, wpycha żonę i córkę prosto do gabinetu wyłożonego lustrami, nawet na podłodze i suficie.

– Oślepła? – Zdziwiony doktor delikatnie uwalnia dziewczynę z objęć matki i sadza na leżance. – Oślepłaś?

Love kiwa głową.

Nie widząc odbicia córki w lustrach gabinetu, Upyr z trudem przełyka ślinę.

– Ja też.

– Ja też. – Pod Laurą uginają się kolana i aby się nie przewrócić, siada na krześle. – Doktorze, co się stało?

Vrykolakas w skupieniu przygląda się Love, a następnie obchodzi dookoła cały gabinet, wpatrując się w lustra, w których widać odbicie Laury, Rudolfa i jego samego, ale nie Love.

Rudolf drepcze krok w krok za nim.

– Jakaś diagnoza, doktorze?

Vrykolakas ruchem ręki wskazuje mu krzesło obok Laury, mierząc go wzrokiem, który nie przyjmuje sprzeciwu, po czym podwija rękawy i podchodzi do dziewczyny.

– Patrz na mój palec. Widzisz go? – grecki akcent mocno naznacza jego mowę.

– Tak.

– A teraz podążaj za nim oczami. – Przesuwa palec w lewo, a potem w prawo. – Dobrze. – Zapala małą latarkę i kieruje ją najpierw w jej lewe oko, a potem prawe. – Bardzo dobrze. – Na jego twarzy pojawia się coraz szerszy uśmiech. – A teraz powiedz aaaaaa.

– Aaaaaa.

– Znakomicie.

– Czy oślepłam?

– Przecież widzisz nas.

– Więc dlaczego…? – Wskazuje na lustra, w których jej nie ma.

Vrykolakas drapie się po głowie.

– Love, czy mogę najpierw porozmawiać z twoimi rodzicami? Na osobności?

– Mam wyjść?

– Tylko na chwilę.

Jak tylko drzwi gabinetu zamykają się za nią, doktor zaciera z ekscytacji dłonie i siada za biurkiem, obdarzając Upyrów radosnym uśmiechem.

– Jaka diagnoza? – Rudolf wpatruje się w niego, a Laura przeciera chusteczką zapłakane oczy.

– Diagnoza? – Vrykolakas wyciąga z szuflady butelkę wódki wraz z trzema kieliszkami i zgrabnie wypełnia je po same brzegi. – _Strigoi Mort_.

Rudolf wyjmuje z kieszeni kraciastą chusteczkę i trzęsącą się ręką ociera zimny pot, który wystąpił mu na czole.

– A bez łaciny? – Laura spogląda raz na męża, raz na doktora.

– To grecki – poprawia ją Rudolf.

– Rumuński – silnym głosem doktor podkreśla doniosłość swojej diagnozy.

– Czy możemy mówić po angielsku? – Laura obrzuca ich błagalnym spojrzeniem.

– _Immortal Sanguine Vampire_. – Podekscytowany doktor wypija jednym haustem porcję wódki. – Myślałem, że nie dożyję tej chwili.

– Moja córeczka? – Rudolf ociera łzę, która zakręciła mu się w oku ze wzruszenia.

– Ma przecież dopiero osiemnaście lat. – Laura z niedowierzaniem kładzie rękę na sercu.

– Trochę za wcześnie, jak na jej wiek, ale nie mam żadnych wątpliwości. Miała ostatnio jakieś silne przeżycia, stres?

– Jej jedyny przyjaciel zginął w wypadku kilka dni temu.

– To by wszystko tłumaczyło. Strata bliskiej osoby zawsze sprawia, że szybciej dorastamy. – Doktor otwiera olbrzymi kalendarz oprawiony w skórę i z ekscytacją go kartkuje. – Tak, dzisiaj jest dwudziesty czerwca. Transformacja trwa sześć miesięcy, więc zakończy się dokładnie dwudziestego pierwszego grudnia. – Zamyśla się na moment, po czym spogląda na Upyrów. – To przesilenie zimowe, najdłuższa noc w roku. Gwiazdy muszą mieć wielkie plany w stosunku do niej. Do tego czasu nie możemy spuszczać jej z oczu. Nikt i nic nie może zakłócić tak delikatnego procesu, rozumiecie?

– Co mamy robić? – Laura wpatruje się w niego pytającym wzrokiem.

– Chronić przed ludźmi. Żadnego stresu. Żadnych silnych wrażeń. Ułożę jej jadłospis i chcę ją widzieć codziennie. – Vrykolakas wznosi kieliszek do góry. – Gratulacje.

Wszyscy wznoszą toast i wypijają do dna.

– Muszę koniecznie powiadomić o tym kanclerza. – Doktor wybiega z gabinetu, aby po kilku minutach wrócić jeszcze bardziej radosnym.

– Jesteście zaproszeni przez samego hrabiego Henricha Neuvampsteina do jego zamku na tegoroczną konfirmację. Gratuluję. – Robi dolewkę wódki i wypija do dna.

– Do Eurazji? – Laura rozpromienia się w uśmiechu, mimo wciąż widocznych na twarzy łez i spogląda na męża. – Pamiętasz naszą konfirmację?

Rudolf, nie potrafiąc wymówić słowa ze wzruszenia, tylko kiwa głową.

– Jest pierwszą osobą w ponad tysiącletniej historii rodu Neuvampsteinów, która mając mniej niż dwadzieścia jeden lat, została zaproszona na tę uroczystość. To wielki zaszczyt również dla was. Gratulacje. – Vrykolakas wypija kolejny toast. – Chcecie, żebym z nią porozmawiał? – Podchodzi do drzwi, aby zaprosić Love do środka.

– Ja to zrobię. – Rudolf, rozweselony domowej roboty wódką, patrzy na żonę. – Pamiętasz, jak tłumaczyłem jej skąd biorą się dzieci?

Laura z dezaprobatą wznosi oczy do góry, ciężko wzdychając.

– Chciałabym to raczej zapomnieć.

– Tym razem się postaram. – Rudolf bije się pięścią w pierś. – To przecież moja jedyna córeczka.

– Nie wierzę ci! – Love stoi przy otwartym oknie w swoim pokoju.

– Wiara nie ma tu nic do rzeczy! – Rudolf nerwowo wymachuje rękami. – Przecież widzisz to na własne oczy w każdym lustrze!

– Nic nie widzę! – Wielkie łzy spływają po jej policzkach.

– No właśnie! Tym bardziej musisz posłuchać, co mam ci do powiedzenia!

– Że zamienię się w bestię wiecznie żądną krwi?!

– Będziesz polować! Tak jak twoi przodkowie!

Wycie wilka rozlega się echem po okolicy. Love wstrzymuje oddech, nasłuchując.

– Słyszysz go? – Ojciec spuszcza z tonu. – Będziesz polować, jak ten wilk.

– Nikogo nie zabiję.

– Doktor powiedział, że twoja prawdziwa natura, która właśnie obudziła się, jest naznaczona piętnem krwi. Taka się urodziłaś i nie możesz tego zmienić. To jest zapisane w gwiazdach. Zaakceptuj to.

– Nie! – Wyskakuje przez okno i znika w ciemnościach nocy.

Potężny grzmot błyskawicy niespodziewanie rozrywa nocne niebo, przywołując ulewny deszcz – pierwszą letnią burzę w tym roku.

Laura wchodzi z kubkiem mleka i talerzykiem czekoladowych ciasteczek.

– Gdzie jest Love? – Rozgląda się po pokoju.

Rudolf wskazuje na otwarte okno.

– Jutro znowu spróbuję.

Silny podmuch wiatru otwiera bramę na miejski cmentarz. Zapłakana Love zatrzymuje się przed grobem Maksa.

– To wszystko przez ciebie! – Wpatruje się w jego zdjęcie zatopione w marmurze nagrobka. Krople deszczu mieszają się z jej łzami. – Nigdy ci tego nie wybaczę! Słyszysz?! Nigdy!

Kasjan podchodzi do niej niepewnym krokiem. Jego twarz w blasku błyskawicy wydaje się być jeszcze bledsza niż wczoraj.

– Co tu robisz?! – Love patrzy na niego wrogo. – Śledzisz mnie?!

– Spacerowałem i usłyszałem twój krzyk.

– Nie krzyczałam! Zostaw mnie! – Odwraca się, aby uciec, ale Kasjan chwyta ją za rękę.

– Zobaczę cię jutro?

– Lepiej dla ciebie, żebyś już nigdy mnie nie spotkał. – Wyrywa się z jego uchwytu.

– Kocham cię.

– Poznałeś mnie dopiero kilka godzin temu.

– I zakochałem się. Stało się.

– Ja umieram! Za sześć miesięcy będę leżeć w trumnie, jak on tutaj.

– Umierasz? – Głos łamie mu się z przerażenia. – Nie możesz. To nie może być prawda. Przecież gwiazdy…

– Gwiazdy też umierają! – wchodzi mu w słowo. – A jak ty nie chcesz umrzeć, zapomnij o mnie!

Wybiega z cmentarza.

Tuż za bramą w świetle błyskawicy zauważa pod drzewem mężczyznę w szarym prochowcu i głęboko naciągniętym na głowę kapeluszu. Kiedy ich oczy spotykają się, czuje jak przebiega ją zimny dreszcz. Przerażona ucieka najszybciej, jak tylko potrafi.

Burza wciąż szaleje, kiedy Love wraca do domu.

– Jesteś głodna? – Laura wyjmuje z piekarnika blachę ciasteczek.

– Nie.

– Twoje ulubione. Czekoladowe.

Love potrząsa przecząco głową i siada przy stole obok ojca.

– Czy wy jesteście tacy sami jak ja?

– Ty jesteś wyjątkowa.

– Dlaczego? – Patrzy mu w oczy.

– To jest twoje przeznaczenie zapisane w gwiazdach. Przecież wierzysz w ich moc.

Laura przysiada się do nich.

– Zazwyczaj przemiana następuje w dwudziestym pierwszym roku życia. Dlatego nie chcieliśmy, żebyś wyjechała z domu.

Rudolf czule ściska dłoń córki.

– Wyobrażasz sobie, że zdarza ci się to gdzieś tam… Daleko… Gdzie jesteś sama?

Love zrywa się na równe nogi, przewracając krzesło, na którym siedziała.

– To wy o wszystkim wiedzieliście?! – Łzy znów napływają jej do oczu.

– Kochamy cię. – Laura chce ją przytulić, ale Love cofa się.

– I dlatego oszukiwaliście mnie przez całe życie?!

– Robiliśmy to dla twojego dobra. Proszę, usiądź, porozmawiajmy. – Rudolf podnosi krzesło z podłogi. – Jutro doktor wszystkiego cię nauczy.

– Jak stać się bestią?!

– Musisz być rozsądna – Rudolf poważnym tonem próbuje opanować sytuację.

– Nic nie muszę! – Love wybiega z domu.

Rudolf rozkłada bezradnie ręce.

– Jutro spróbujemy razem z doktorem. – Częstuje się czekoladowym ciasteczkiem.

Laura nalewa kawę do kubków. Już świta. Wraz z mężem nie zmrużyła oka, czekając na powrót Love. Głośne pukanie do drzwi zrywa ich na równe nogi.

– Wstała już? – Doktor wchodzi do środka, zacierając dłonie. – Mamy dzisiaj dużo pracy.

– Wybiegła wczoraj z domu i do tej pory nie wróciła. – Rudolf siada z powrotem za stołem.

– Mówiłem wam, że musi teraz dużo odpoczywać. – Doktor siada poirytowany obok niego. – To nasze zadanie, powierzone przez kanclerza. On sam zaopiekuje się nią dopiero po konfirmacji. Nie możemy go zawieść.

Drzwi uchylają się i Love wchodzi do domu. Patrzy na nich z niechęcią.

– Nareszcie. – Laura podbiega do niej, przytulając mocno. – Tak się martwiłam. – Całuje ją w czoło. – Głodna? Może zrobić ci twoje ulubione burgery?

– Nie jestem głodna.

– Kiedy jadłaś ostatni raz, moje dziecko? – Doktor przygląda się jej bladej twarzy z niepokojem.

– Mam teraz większe problemy – odburkuje mu z gniewem i znowu chce wybiec z domu, ale Laura zatrzymuje ją w swych ramionach.

– Masz rację. – Vrykolakas uśmiecha się przyjaźnie. – Przepraszam. Ale jeżeli nie będziesz dbać o siebie, uczynisz proces transformacji bardzo bolesnym. Chcemy ci pomóc. – Wskazuje na krzesło przy stole, aby usiadła. – Pozwól nam.

– Nie chcę zostać wampirem! Przerwij to!

Laura głaszcze ją po głowie, próbując uspokoić.

– Dziecko, jesteś wybrańcem gwiazd. – Doktor obdarowuje ją bardzo ciepłym spojrzeniem. – O twoich narodzinach mówią stare księgi. Cały wszechświat czekał na ciebie od tysiącleci, a nasze zgromadzenie nie może doczekać się, aby cię ujrzeć.

– Jakie zgromadzenie?

– Nasze. Wampirów.

– To wy jesteście wampirami?

– Energetycznymi.

Rodzice kiwają głowami.

– Ty jesteś wyjątkowa. Ale jeżeli nie będziesz dużo jeść i spać, możesz zaburzyć proces transformacji i zawisnąć gdzieś pomiędzy. A wtedy dopiero poznasz, co to jest prawdziwe piekło.

Przestraszona Laura przykłada dłonie do serca.

– To ja może zrobię te burgery.

– Nie jestem głodna!

– Słuchaj – zwraca się do niej z powagą doktor. – Wampiry istnieją, odkąd istnieją ludzie. Pijąc ich krew przez tysiące lat, ewoluowały razem z nimi w coraz doskonalszą formę, ale szerzące się wśród śmiertelników choroby z czasem stały się dla nich bardzo groźne. Aby przeżyć, transformowały w wampiry energetyczne, takie jak ja i twoi rodzice. Przetrwaliśmy, ale utraciliśmy swoje moce, a przede wszystkim nieśmiertelność. Krew to wyjątkowy eliksir. Jej piętno naznaczyło ciebie i wkrótce usłyszysz w sobie jej zew. A wtedy narodzisz się dla Wieczności.

– Nie! Nigdy! – Wyrywa się z ramion matki w stronę drzwi, ale doktor mocno chwyta ją za ramię.

– Zrozum wreszcie, że tu chodzi o twoje życie.

– Chociaż wysłuchaj nas. – Laura ociera łzy.

– Nie chcę pić krwi. – Love szuka w jej oczach zrozumienia. – Powiedz, że nie będę musiała pić krwi.

Jej matczyne serce pęka z bólu, gdy patrzy na zrozpaczoną córkę. Nie wie, co powiedzieć. Rudolf też ukradkiem ociera łzy. Jedynie Vrykolakas zachowuje zimną krew.

– Tylko kanclerz zna odpowiedzi na twoje pytania. Czekając na twoje przyjście, zgłębił wszystkie księgi tego świata. Tylko on może ci pomóc. A teraz musisz nauczyć się pobierać energię od ludzi, aby rosnąć w siłę.

– Żywienie się energią, to nawet całkiem zabawna rzecz, zwłaszcza na samym początku. – Laura wybucha śmiechem przez łzy. – Sama jeszcze dobrze pamiętam, co wyrabiałam, ucząc się tej sztuki.

– Ale ja nie jestem głodna.

– Głód wkrótce przyjdzie. Musisz wiedzieć, jak go zaspokoić i zmniejszyć jego ból.

– Posłuchaj doktora. – Matka sadza ją na krześle.

– A więc – Vrykolakas siada obok niej – najpierw musisz być z kimś w bliskim fizycznym kontakcie, uścisk dłoni, przypadkowe muśnięcie ciała. Dotyk działa jak kotwica. Absorbuj, poczuj energię, gaś głód. Kiedy opanujesz tę technikę, zacznij odżywianie się na odległość.

– Jak?

– Skup się na szyi i czuj przepływ energii. Eksperymentuj. Kosztuj. Każda emocja ma swój zapach, smak, moc. Jedne polubisz, inne będą dla ciebie odrażające. Jedne będą cię bawić, inne dawać zdrowie lub irytować. Najcenniejsza jest energia miłości. Bardzo rzadka w dzisiejszych czasach. – Doktor wzdycha ciężko. – Jedz i rośnij w siłę. Po konfirmacji twoją edukacją zajmie się sam kanclerz.

Laura radośnie klaszcze w dłonie.

– Austria to piękny kraj. Zobaczysz. Zakochasz się.

Doktor, widząc, że Love się uspokoiła, wesoło mruga do Rudolfa.

– Chyba powinniśmy to uczcić?

– No przecież. – Rudolf zrywa się z krzesła, aby wyjąć z kredensu butelkę wódki i trzy kieliszki. – Przecież narodziła mi się córeczka. – Cmoka Love głośno w czoło i napełnia kieliszki po same brzegi.

– My teraz omówimy twój wyjazd – doktor wypija swoją porcję wódki – a ty idź do ludzi coś zjeść. Wyglądasz bardzo blado.

Matka odprowadza ją do drzwi.

– Tylko pamiętaj, wystarczy nawet delikatny dotyk, muśnięcie. Jedz powoli i małymi porcjami. – Wypycha ją na zewnątrz i wraca do kuchni, gdzie Rudolf już włączył austriacką ludową muzykę i razem z doktorem zaczynają jodłować, co chwilę płucząc gardło domowej roboty wódką.

Słońce jest już wysoko na niebie. Love idzie wzdłuż chodnika. Z ciekawością małego dziecka muska dłonią mijane osoby – stres, pożądanie, zazdrość, gniew, strach wywołują na jej ciele nieprzyjemne dreszcze, a depresja nawet odruch wymiotny. Zatrzymuje się przy znajomym ulicznym grajku.

– Cześć. – Wyciąga rękę na przywitanie. Jego marzenia wlewają się w nią słodkim strumieniem, wprowadzając jej ciało i umysł w wibracje, jakich jeszcze nigdy nie doświadczyła. Mocno ściska dłoń grajka, nie chcąc przerwać tych doznań.

– Puść, bo zaraz stracę w niej czucie.

– Och, przepraszam. – Wybucha śmiechem. – Bardzo lubię twoją energię.

– To zaśpiewaj ze mną. – Uderza w struny gitary.

Love zaczyna klaskać w rytm melodii i nawet nie wie, kiedy zaczyna głośno wtórować, przyciągając przechodniów. Kiedyś sama myśl o śpiewaniu przed ludźmi mroziła jej krew w żyłach, zmuszała do ucieczki. Teraz czując ich radość i zachwyt, pragnie, aby ta chwila trwała wiecznie.

Wtem w brutalny sposób wkrada się w nią chłód czyjegoś spojrzenia. Rozgląda się. Starszy mężczyzna w szarym prochowcu i głęboko naciągniętym na głowę kapeluszu wpatruje się w nią. Ten wzrok paraliżuje jej ciało strachem, odbiera głos. Ludzie i ich energie nagle ją irytują. Za dużo. Za intensywnie. Macha ręką grajkowi na pożegnanie i rusza w stronę parku, w stronę ciszy i spokoju, pod ulubione drzewo. Chce być sama.

– Wiedziałem, że przyjdziesz. – Kasjan wstaje z kamienia.

Tym razem ciepło jego spojrzenia wzrusza ją i wzbudza wyrzuty sumienia.

– Przepraszam za moje wczorajsze zachowanie. Ostatnio nie jestem sobą. Proszę, wybacz mi. – Wyciąga do niego rękę na zgodę. Energia, która wlewa się w nią, jest czuła i delikatna. Jeszcze nigdy nie doznała niczego piękniejszego. Czuje coraz większy spokój i harmonię w każdej myśli, każdej cząstce ciała. Tak, to musi być miłość. Jej serce uśmiecha się słodko. Jest głodna, bardzo głodna.

Kasjan zaczyna się chwiać w nogach.

– Co ci jest? – Przestraszona chwyta go wpół, aby nie upadł.

– Zakręciło mi się w głowie – pokasłuje.

Patrząc na jego wyjątkowo bladą twarz, zimna myśl studzi jej głód: A co, jeżeli następnym razem nie znajdę w sobie sił, aby przestać? Przecież mogę go zabić.

– Jeżeli chcesz żyć, proszę, zapomnij o mnie.

Ucieka. Kasjan tylko patrzy za nią, nie mając siły wymówić słowa.

Rozbudzona ciekawość wiedzie Love na cmentarz. Chce poczuć Maksa. Kładzie dłonie i twarz na jego grobie, ale nie czuje nic, prócz pustki i zimna. Smutna łza spływa po jej policzku.

– Umarłeś, a ja się narodziłam. Czy to przeznaczenie? Czyje? Twoje? Moje? – ciężko wzdycha. – To już nieważne. Ale przysięgam tu i teraz, że nie pozwolę, aby jakiekolwiek drzewo wyrosło na mojej drodze.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij