Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Agony - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 maja 2023
Ebook
44,90 zł
Audiobook
59,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Agony - ebook

Płatna zabójczyni oraz szef kartelu powracają!

Alison i Sergio Carlos Navarro po połączeniu sił stali się szefami największej organizacji w przestępczym świecie. Obecnie prężnie rozwijają kartel narkotykowy, a wtyki w policji zapewniają im bezkarność. Z kolei w oczach mieszkańców Costa Calmy uchodzą za parę miliarderów, która dorobiła się majątku dzięki sieciom restauracji, hoteli i klubów.

Rzeczywistość stworzona przez Alison i Sergio wydaje się idealna do realizacji ich przestępczych planów.

Alison powołuje do życia grupę egzekutorów i powraca do przyjmowania płatnych zleceń z nową twarzą, siejąc postrach wśród konkurentów. Natomiast Sergio sprawuje kontrolę nad kartelem. Jednocześnie oboje poświęcają się wychowaniu córki, przygotowując ją do roli następcy.

Jednak nic nie może trwać wiecznie. Po latach ich najwięksi wrogowie odkrywają, kto stoi za płatnymi morderstwami. Szykują obławę na rodzinę, wykorzystując do tego naiwne serce córki państwa Navarro.

Sergio jest zmuszony do podjęcia najgorszej z możliwych decyzji – kogo ocalić: żonę czy córkę?

Opis pochodzi od Wydawcy.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8320-746-9
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Skarb, który trzeba chronić.

Często myślałam, że spotkanie w swoim życiu kogoś, kto pokocha mnie z wzajemnością, będzie wspaniałym uczuciem. Lecz pokochanie bratniej duszy okazało się uczuciem jeszcze wspanialszym. Wszystkie moje pragnienia i marzenia posiadały jedną twarz ‒ mojego męża. W tym człowieku zostało zamknięte to, o czym nawet nie śniłam. I choć wydawało się, że nic nie mogło być w naszym życiu proste, przy nim właśnie takie się stawało.

Stałam nad kołyską Aurory, gdy nasza córka spała. Delikatnie dotknęłam opuszkami palców jej policzka, jakbym chciała sprawdzić, czy jest prawdziwa. Sergio dał mi to, o czym zawsze śniłam – rodzinę. Kogoś, kto może mnie kochać bezwarunkowo i jednocześnie tak mocno, jak ja jego. Naszą następczynię, o której na razie nikt nie mógł się dowiedzieć. Przed nami było tyle wspaniałych spędzonych razem chwil. Czułam tę więź całą sobą już teraz, nawet gdy nasz skarb był zdany tylko na nas.

Z drugiej strony wciąż się obawiałam, że ktoś zechce sięgnąć po duszę mojej córeczki. Nie żyliśmy w normalnym świecie i nigdy nawet nie mieliśmy zamiaru w nim żyć. Musieliśmy świadomie chronić ją przed złem czyhającym od teraz nie tylko na nas, a także na nią.

Silne ramiona męża otuliły mnie od tyłu. Uśmiechnęłam się i zacisnęłam obie dłonie na kołysce. Skupiłam wzrok na córce, czując ciepło przepełniające moje serce. Sergio pocałował mój kark, a następnie oparł brodę na moim ramieniu. Domyśliłam się, że patrzył w tym samym kierunku co ja i zapewne czuł taką samą dumę.

– Musimy ją chronić. Jest taka niewinna i niczego nieświadoma.

– Obawiasz się czegoś?

– Nie, na razie nie. – Odwróciłam się przodem do męża.

Tym razem on zacisnął dłonie na kołysce, tuż obok moich bioder.

– Jednak co, jeśli ktoś zechce nam ją odebrać? Co jeśli…

– Jestem przy was. – Ujął mój policzek i zbliżył wargi do mojego czoła. – Nie dam was nikomu skrzywdzić. Prędzej sam zginę, niż na to pozwolę. – Pocałował mnie, jakby chciał przypieczętować swoją obietnicę.

Zdałam sobie sprawę, że jeśli chodziło o dobro mojej rodziny, również byłam zdolna do wszystkiego. Niczym dodatkowy ósmy grzech główny śmiałam się śmierci w oczy. Być może kiedyś przyjdzie mi ponieść za to karę, lecz dla moich bliskich byłam gotowa do największych poświęceń.

Za nich oddam życie, okazując im bezwarunkową miłość.

To marzenia dają nam siłę, by iść dalej.

~ Tess GerritsenROZDZIAŁ 1

Legion Zabójców

Dwa lata po narodzinach Aurory

Sytuacja kartelu powoli się normowała. Odsunęłam się od wielu spraw, chcąc poświęcić się wychowaniu córki. Stała się całym moim światem, nie wspominając o Sergio, który zwariował na jej punkcie.

W świat puściliśmy plotkę o rzekomym poronieniu i moim złym stanie psychicznym. A to wszystko po to, aby nasi wrogowie nie zechcieli polować na nasz najdroższy skarb. Aurorę.

Pragnęliśmy zachować spokój i mieć wokół siebie ciszę. Przynajmniej na kilka lat, aż w końcu ktoś nie odkryje prawdy. Nawet Emma nie kontaktowała się już ze mną w sprawach dotyczących butiku. Po oddaniu jej udziałów i zostawieniu sobie tylko niewielkiego procenta miałam spokój.

Na jakiś czas zrezygnowałam też z płatnych zabójstw. Chciałam usprawnić pracę całego oddziału, ukształtować struktury, dzięki którym łatwo będzie doszukać się błędu oraz człowieka, który go popełnił. Kolejnym elementem było też zachowanie transparentności. Musiałam oszukać wszystkich, że definitywnie skończyłam z morderstwami. Przeciwnicy powinni żyć w przekonaniu, że siedzę w willi zrozpaczona po stracie dziecka, a przestępczy świat przestał mnie interesować.

Jednak prawda była zupełnie inna. Po prostu musiałam uporządkować własne podwórko, kiedy dwie grupy połączyły się ze sobą. Zarządzanie taką armią, bez unormowania, było istną dezorganizacją. Nie doszlibyśmy do niczego, a być może nawet się pozabijali. Tym bardziej że mafia Masona działała na zupełnie innych zasadach niż kartel mojego męża. Poukładanie wszystkiego da nam przewagę nad całym światem.

Stałam przed wielką tablicą, trzymając końcówkę markera w ustach. Patrzyłam na zdjęcia znanych mi twarzy, zastanawiając się, jak je rozmieścić. Na parę minut zerknęłam w notatnik, a następnie ponownie przeniosłam wzrok na zdjęcia.

– Już wiem – powiedziałam sama do siebie.

Zaczęłam rozmieszczać ludzi chorwackiego oddziału według tego, co uważałam za słuszne. Niemal setka różnych osób musiała zostać rozdzielona i przydzielona do odpowiednich grup, biorąc pod uwagę ich słabe i mocne strony.

– A ty, Tihany Perković? Gdzie mam cię umieścić? – zapytałam, spoglądając na fotografię kobiety. Głowiłam się nad tym, aż poczułam prąd przebiegający wzdłuż kręgosłupa. – Stoisz za mną i mi się przyglądasz, prawda?

– Być może – odpowiedział Sergio z wyczuwalną nutką radości w głosie.

Podszedł do mnie, odgarnął na bok moje długie hebanowe włosy i z czułością pocałował w kark. Zamknął moje ciało w objęciach silnych rąk, kładąc brodę na moim ramieniu.

– Nad czym myślisz?

– Nad Tihany… Nie wiem, do której z grup powinnam ją przydzielić.

– A do których ci pasuje?

– Do wszystkich. – Zachichotałam. – Jest sprytna, przebiegła, silna, potrafi negocjować, handlować, świetnie działa nie tylko w transporcie, ale też jako żołnierz.

– Więc żołnierz. – Sergio wyciągnął zdjęcie z mojej dłoni i przyczepił je na tablicy w odpowiedniej tabeli.

– Ale handlarzy też mamy mało.

– Nadal żołnierze są nam bardziej potrzebni. To oni chronią nas i nasz interes.

– Masz rację – przytaknęłam. – W takim razie mamy to. Wszystkie oddziały są ułożone według struktur. – Zrobiłam zdjęcie tablicy i przesłałam je do człowieka odpowiedzialnego za zarządzanie chorwackim oddziałem. – Brakuje tylko ostatniego elementu.

– Jakiego? – Sergio zmarszczył brwi, krzyżując ręce na klacie i rozstawiając szeroko nogi.

– Mnie – rzekłam spokojnie, wpatrując się przed siebie. – Kiedy wrócę do płatnych zleceń, nie wrócę do nich sama.

– Co masz na myśli?

– Zbuduję legion zabójców. Ludzi, którzy będą mi podlegać, ochraniać mnie. Walczyć dla mnie, za mnie i ze mną. Mam córkę. – Przerzuciłam wzrok na Aurorę, bawiącą się klockami pod tablicą. – Wiem, że jestem silna, ale muszę być ostrożniejsza. Postawić na ochronę siebie.

– Zrobisz, jak uważasz. – Sergio ucałował mój policzek i objął mnie z boku. – Każda twoja decyzja jest dobra. Nigdy się na żadnej nie zawiodłem. Nie zamierzam cię ograniczać z powodu naszego dziecka. Po prostu masz do mnie wrócić po każdej misji. Zrozumiałaś, maleńka?

– Tak. – Otuliłam męża w pasie, kładąc policzek po lewej stronie jego piersi.

Aurora szybko zjawiła się koło nas, wtulając się w nasze nogi.

– Tatusiu – zawołała słodkim dziewczęcym głosikiem.

– To mój tatuś – odpowiedziałam, uśmiechając się w stronę Sergio.

– Nie! Mój! – zaprotestowała.

– Wasz. – Pochylił się po córeczkę i wziął ją na ręce. – Jestem wasz. – Ucałował najpierw czółko Aurory, a następnie moją skroń.

– Jak to zrobiłeś, że zostałam totalnie wygryziona i mała jest o ciebie tak zazdrosna?

– Nie zdradzę ci tego – prychnął. – To nasza tajemnica.

Przesunął sobie małą na biodro i trzymał ją jedną ręką, wolną zaś ujął moją i splótł nasze palce.

– Idziesz? – zapytał.

– Nie. Muszę jeszcze nad czymś pomyśleć.

– W porządku – odpowiedział, a ja ucałowałam ich oboje.

Kiedy Sergio opuścił biuro wraz z naszą córką, szybko wyciągnęłam wielki brystol z szafy. Przesunęłam wszystko, co znajdowało się na biurku, i położyłam arkusz na blacie. W rogach umieściłam losowe przedmioty, dzięki którym papier się nie zwijał. Na samej górze umieściłam nagłówek ,,Legion Zabójców’’.

– Myśl, Alison. Jak zrobić to tak, abyś była transparentna? Nikt nie może wiedzieć, że powróciłaś do zabijania – mówiłam do siebie. – Wcześniej działałaś sama, więc jeśli teraz będziesz mieć grupę… a zlecenia? Jack? – Zmarszczyłam brwi. – Scott! – wypaliłam nagle.

Przypomniałam sobie jedno niewielkie zlecenie chwilę przed tym, zanim potwierdziłam ciążę. Scott przekazał mi je od niejakiego Jake’a. Pamiętam, że wtedy wyszło to przypadkiem. Jake szukał kogoś do usunięcia osoby, która zaszła pewnemu Amerykaninowi za skórę. Pomyślał wtedy o Scotcie, którego dobrze znał, a on przekazał zlecenie mnie. Do tej pory koleś myśli, że to Williams go sprzątnął. Finalnie pieniądze dostałam ja.

– Scott! – Wybiegłam z biura i minąwszy fontannę umieszczoną na środku korytarza, zatrzymałam się. – Scott!

Mogłam sobie wołać, lecz zdało się to na nic. Przypominająca zamek willa była zbyt wielka, żeby ktokolwiek mnie usłyszał, jeśli znajdował się w skrzydle przeznaczonym dla pracowników. Wyciągnęłam telefon z kieszeni garniturowych spodni i po wybraniu numeru Williamsa, przyłożyłam ekran do policzka.

– Przyjdź do mnie do biura. Potrzebuję cię – powiedziałam od razu, kiedy sygnał połączenia ucichł.

Czekałam na niego, wciąż wpatrując się w białą kartkę. Napisałam na niej numerację od jeden do dziesięciu i kręciłam markerem w palcach.

– Co się stało?

– Scott – wypowiedziałam jego imię i momentalnie wstałam z miejsca.

– Legion zabójców? – zapytał, spoglądając na napis.

– Grupa dziesięciu osób i ja. Zaraz wszystko ci opowiem.

– Alison. – Zaśmiał się. – Legion to więcej niż jedenaście osób.

– Możesz się zamknąć? – burknęłam. – Myślisz, że tego nie wiem? Nie rób ze mnie idiotki, przecież to tylko nazwa. Coś jak tytuł piosenki bądź książki. Zresztą, zaraz wszystko ci wytłumaczę, ale najpierw… Masz jakiś kontakt do Jake’a Blake’a?

– Mam – odpowiedział, przeciągając samogłoskę. – A po co ci on?

– Po to. – Popukałam palcem w papier.

– Jaśniej, Alison – poprosił.

– Mam córkę, a co za tym idzie, potrzebuję większej ochrony.

– Nadal nie rozumiem.

– Do tej pory działałam sama, a wieść o tym rozeszła się wśród naszych wrogów niczym wiadomość o promocji w sklepie. Jeśli wejdę w to ponownie, tylko że z grupą, nikt nie będzie się spodziewał, że to ja. Zapewni mi to dodatkową ochronę. Ludzie pomyślą, że pojawił się ktoś zupełnie nowy, a biedna Alison Navarro nadal rozpacza po stracie dziecka. Jedyne osoby, które mnie zobaczą, to te, które chwilę później zabiję, więc i tak nikt się o tym nie dowie. A legion dlatego, że grupa tych jedenastu osób będzie tak samo potężna, jak kilkutysięczna armia.

– W porządku, a co ma do tego Jake?

– Powiesz mu, że znasz kogoś, kto może odwalać za niego brudną robotę, dzieląc się z nim procentem. Niewielkim, co prawda. Nie jestem naiwna i nie będę tego robić za mniejszy procent. Jednak myślę, że i tak go to ucieszy. Będzie mógł siedzieć na kanapie, popijać piwo i cieszyć się dziesięcioprocentowym zyskiem.

– I myślisz, że go do tego przekonasz?

– Nie ja. Ty, Scott. Ja nie istnieję dla świata. Już nie.

– Ja? – Otworzył szerzej oczy. – Chyba żartujesz.

– To inaczej. – Zmarszczyłam brwi. Williams zirytował mnie swoją postawą. Najwidoczniej zapomniał, z kim rozmawia i komu podlega. – To nie prośba, tylko rozkaz. Masz go wykonać – rzuciłam i pokierowałam się w stronę wyjścia.

– A te osoby? – zapytał, zatrzymując mnie w miejscu.

Odwróciłam się i ujrzałam, że wskazuje otwartą dłonią na kartkę.

– O to się nie martw. Sama znajdę swoją idealną dziesiątkę. Znajdę kilkadziesiąt osób, zawalczę z nimi i jeśli sprawi mi to trudność, będę wiedziała, że mam przed sobą odpowiedniego człowieka. Takim sposobem wyeliminuję pozostałych, zostawiając najsilniejszych.

Cechą ludzi silnych nie jest to, że nie znają obaw i wątpliwości, które leżą w naturze człowieka, lecz to, że potrafią je szybciej przezwyciężyć.

~ Maurice DruonROZDZIAŁ 2

Kiedyś musi nas zastąpić.

5 lat po narodzinach Aurory.

To był kolejny piękny i słoneczny dzień na wyspie. Siedziałam na kocu pośrodku naszego podwórka za willą i odpoczywałam po treningu, podczas którego mistrz Baatarzhargal nauczył mnie nowej techniki bitewnej.

Aurora zawładnęła sercami wszystkich z oddziału. Nikt nie mógł oprzeć się jej słodkiemu spojrzeniu. Wystarczyło, że ułożyła odpowiednio oczka, dodając do tego uroczą minę i każde jej życzenie zostawało spełnione. Nawet ja musiałam dostać w wyniku rozkazu to, czego pragnęłam, natomiast jej do stóp kłaniał się cały świat. Już od najmłodszych lat wykazywała cechy przywódcy.

Podniosłam wzrok znad książki i przerzuciłam go na córkę, stojącą przed naszym psem rasy cane corso. Zamknęłam książkę i przekręciłam głowę w bok, przyglądając się scenie.

– Carrera, siad! – wypowiedziała Aurora. – Skup się, Carrera. Uwaga… Aport!

Rzuciła psu piłkę zaledwie na odległość trzech metrów, co i tak zachęciło sukę do zabawy.

– Puść! – Wskazała palcem na trawnik przed sobą, a Carrera wypluła piłkę pod jej stopami. – Dobry piesek. – Podeszła do niej i objęła za szyję, jednocześnie głaskając ją między uszami.

Zauważyłam zbliżającego się do nas uśmiechniętego Sergio. Aurora również go dostrzegła i od razu pobiegła do niego z radosnym piskiem.

– Tatuś! – Przeciągnęła to słowo, a jego uśmiech nabrał większego wyrazu.

Miał bzika na jej punkcie.

Kiedy znalazła się na wyciągnięcie jego rąk, złapał ją pod pachami i podrzucił, a następnie wziął w objęcia. Mała automatycznie się w niego wtuliła, przez co mogłam podziwiać najpiękniejszy obrazek na całym świecie. Moją rodzinę.

– Witaj, pani Navarro. – Kucnął obok mnie, sadzając sobie naszą córkę na kolanie. – Pszczółko, nie uważasz, że mama dziś pięknie wygląda?

– Tak! – pisnęła radośnie.

– Chyba należy jej się buziak, co?

– Ehe… – Aurora pokiwała głową.

– To atakujemy mamę – wydał polecenie.

Od razu wylądowałam plecami na kocu. Jeden policzek atakował pocałunkami Sergio, zaś drugi moja córka. Sprawili, że mój chichot uniósł się na lekkim wietrze.

– Wystarczy – wymamrotałam przez śmiech.

Spojrzałam na męża, a Aurora momentalnie wtuliła policzek w mój dekolt. Gładząc jej plecki, przyciągnęłam do siebie męża i go pocałowałam.

– Załatwiłeś to?

– Owszem. Cały kontener właśnie wypłynął z portu i dotrze do Nowego Jorku jutro wieczorem. Nowojorski oddział zna już cały plan z dokładnymi godzinami.

– Aurorko – odezwałam się do córki, która momentalnie podniosła głowę. – Sprawdzimy, kto jest szybszy? Ty czy Carrera?

– Tak.

Na jej odpowiedź wstałam i chwyciłam piłkę przeznaczoną do aportowania. Rzuciłam ją na odległość kilkudziesięciu metrów, sprawiając, że nie tylko pies rzucił się do biegu.

– Chciałaś się pozbyć naszej córki – oznajmił mój mąż. – O czym chcesz porozmawiać?

– Jak ty mnie dobrze znasz. – Opuszkami przejechałam po jego policzku, po czym złożyłam na jego ustach szybki, czuły pocałunek. – Wiem, że Aurora to jeszcze mała dziewczynka, ale może warto zacząć ją szkolić? Zaczęlibyśmy od samoobrony. Myślałam nad tym, aby wpleść ciosy w zabawę. Zrobić to w sposób odpowiedni dla dziecka. W końcu ma tylko pięć lat.

– Idealny pomysł.

– Naprawdę? – zapytałam, zdziwiona. – Myślałam, że będziesz raczej na nie.

– Dlaczego? – Uniósł brew i skrzyżował ręce na klacie. – Im wcześniej zaczniemy ją szkolić, tym lepiej. Przecież kiedyś będzie musiała nas zastąpić.

– Wiem, ale od początku jesteś dla niej taki delikatny. Myślałam, że będziesz się bał.

– Czego miałbym się bać? Będzie pod naszą opieką. Poza tym nie dajemy jej przecież glocka czy walthera w ręce.

Jeszcze.

Oplotłam ramiona wokół karku męża i uśmiechnięta spojrzałam w jego oczy.

– Kocham cię.

– A ja ciebie, żono.

Złączyliśmy wargi i całowaliśmy się do momentu, aż nie przerwała nam Aurora, która wbiła się w nasze biodra.

– Carrera była pierwsza – wypowiedziała, gdy synchronicznie zerknęliśmy w dół. – To niesprawiedliwe, że jest szybsza.

Parsknęłam śmiechem, na co Sergio mi zawtórował. Złapał naszą córkę pod pachami i usadził ją na biodrze. Mała momentalnie wtuliła się w ojca, a ja odgarnęłam jej ciemne włoski za ucho.

– Zaczniemy od jutra. Do południa wraz z grupą mam szkolenie z mistrzem. Potem jestem wolna – poinformowałam męża, który skinął głową w odpowiedzi.

Kierowaliśmy się do wejścia naszego domu, a z naprzeciwka wyszli Scott, Diego i Billie. Gdy tylko nas dostrzegli, moja przyjaciółka wybiegła przed szereg, machając w naszą stronę kartkami.

– Nie uwierzysz, co dla ciebie mam! – zwróciła się do mojego męża.

On odstawił Aurorę na trawnik i odebrał od niej kartki wraz z fotografiami.

– Kto to?

– To, mój drogi, jest twoja siostra. Madison Reisa Navarro.

Automatycznie wyrwałam mu kilka fotografii z dłoni, by uważnie się im przyjrzeć.

Maddie.

Szukał jej tak długo, a teraz w końcu wiedział, gdzie się znajduje. Przyznam, że dobrze się przed nami schowała. Na tyle, że nawet irański oddział hakerski nie mógł jej znaleźć. Według tego, co było napisane na dokumentach przyniesionych przez Billie, pracowała jako detektyw w Toronto. Działała jednak pod innym imieniem i nazwiskiem. Zapewne na przypadki takie jak ten. Chciała być niewidoczna. Nawet dla nas.

Jednak niedaleko pada jabłko od jabłoni.

– I co z tym zrobimy? – zapytałam.

– Nic – rzekł twardo. – Nie zrobimy z tym nic. – Szybko ruszył w stronę domu.

– Ale jak to?! – krzyknęłam. – Zajmiesz się nią chwilę? – poprosiłam Billie o opiekę nad Aurorą.

– Jasne, leć.

Pobiegłam za mężem. Wbiegłam do willi i dostrzegłam, że stoi naprzeciwko okna w salonie. Dokumenty wraz ze zdjęciami zostawił na stoliku przy wejściu do pomieszczenia. Podeszłam i stanęłam u jego boku. Dłonią delikatnie pogładziłam przestrzeń między jego łopatkami.

– Skarbie… – zaczęłam.

– Nie, Alison. To się nie wydarzy – odpowiedział, doskonale wiedząc, co chcę powiedzieć.

– Dlaczego?

– Nie chcę być jej zawodem… Jest detektywem, zatem działa zgodnie z prawem, a ja? Ja mam w dupie prawo. Jestem bezdusznym skurwysynem. Handluję narkotykami, torturuję i zabijam ludzi. Będzie lepiej, jeśli będę trzymał się od niej z daleka.

– A jeśli nie? Co jeśli ona również pragnęła mieć brata?

– Przeżyła beze mnie prawie trzydzieści lat.

– Skarbie…

– Nie – wypowiedział stanowczo. – Lepiej jej będzie beze mnie – powtórzył.

Zrobiło mi się go szkoda. Wciąż uważał, że ukochane osoby powinny się trzymać od niego z daleka. Otworzył się tylko na mnie, lecz dla reszty świata nadal pozostawał zamknięty. Zasługiwał na dobro. Na wszystko, czego zapragnął i zazwyczaj sam sobie to dawał. Lecz gdy przychodziło do uczuć, nie był w stanie ich kontrolować.

Dopiero późną nocą, przy szczelnie zasłoniętych oknach, gryziemy z bólu ręce, umieramy z miłości.

~ Małgorzata HillarROZDZIAŁ 3

Chcę być taka, jak ty.

8 lat po narodzinach Aurory.

Podróż z Japonii ciągnęła się w nieskończoność. Na zlecenie pewnego człowieka, który chciał pozostać anonimowy, rozbiliśmy bandę handlarzy bronią. Cieszyłam się, kiedy po tygodniu spędzonym z dala od domu, mogłam wrócić do rodziny.

Zaparkowaliśmy motocykle na parkingu podziemnym. Grupa udała się do wejścia dla pracowników, które prowadziło do ich części, zaś ja weszłam do domu.

Już z dołu słyszałam płynącą z fortepianu wesołą melodię. Szłam niczym zaczarowana, prowadzona przez dźwięki. Weszłam na pierwsze piętro i ujrzałam Sergio. Trzymał Aurorę na kolanach i grał dla niej piosenkę. Gdy tylko się zbliżyłam, córka zwróciła na mnie uwagę i zeskoczyła mu z kolan, tym samym kończąc jego grę.

– Mama! – wypowiedziała w mój brzuch od razu, gdy się we mnie wtuliła. – Tęskniłam.

– Ja też, skarbie. – Pogładziłam jej ciemne włosy.

Sergio wstał z ławki i podszedł do mnie. Przez chwilę spoglądał mi w oczy swoimi o szmaragdowych tęczówkach, a następnie zrobił krok, niemal niwelując dzielącą nas przestrzeń. Wplótł palce w moje włosy i przyciągnął mnie do siebie, po czym zabrał mi oddech pocałunkiem.

– Fuj – skomentowała córka.

– Oboje tęskniliśmy – rzekł, ignorując komentarz Aurory. – Jak było w Japonii?

– Z małymi przygodami, ale finalnie wszystko skończyło się dobrze. Grupa handlarzy była znacznie większa, niż przypuszczaliśmy. Zrobiliśmy lekki chaos.

– Jak na moją żonę przystało. – Posłał mi uśmiech, a wyraz jego twarzy zdradzał, że był ze mnie dumny.

– Mamo. – Córka pociągnęła mnie za rękaw skórzanego kombinezonu. – Wiesz, że jestem już taka, jak ty?

– Jak ja? – zapytałam, unosząc brwi. – A to dlaczego?

– Tata nauczył mnie rzucać nożami.

– Trenowaliśmy, gdy cię nie było – dodał – i też trochę wcześniej, kiedy nie patrzyłaś.

– Co to znaczy, „kiedy nie patrzyłaś”? – Zdziwiłam się i złapałam drobną dłoń córki. Sergio jedynie lekko się uśmiechnął, a Aurora pociągnęła mnie za rękę.

– Pokazać ci, co potrafię? – Podskoczyła, podekscytowana.

– Chętnie.

Z uśmiechem całą trójką ruszyliśmy w stronę warsztatu. Minęliśmy ogród i weszliśmy na kamienną ścieżkę. Do naszych nozdrzy dotarł intensywny zapach kwiatów, które posadziliśmy wzdłuż dróżki. Dotarliśmy do oczka wodnego, obok którego mieścił się mój warsztat. Tam trenowałam z mistrzem różne techniki bitewne, aby stać się niepokonana.

Rozwinęłam etui z nożami i po przejechaniu palcem po stali, upewniłam się, że jest wystarczająco naostrzona. Raz jeszcze spojrzałam na Aurorę z uśmiechem, po czym podrzuciłam nożem i mocno łapiąc za rękojeść, zrobiłam zamach, trafiając w ścianę.

– Liczę, że trafisz najbliżej mnie, skarbie. – Wysunęłam mniejszy nóż i podałam go córce. – Tylko proszę, kochanie. Ostrożnie – podkreśliłam.

– Ostrożnie, jasne. – Skinęła głową.

Sergio ukucnął u jej boku i położył dłoń na plecach.

– Tak, jak cię uczyłem. Skup się, pszczółko.

– Tak, jak mnie uczyłeś – powtórzyła.

Rzuciła nożem, trafiając parę centymetrów dalej ode mnie. Cała nasza trójka się ucieszyła, ale nie pozwoliłam nam długo trwać w tej radości. Ponownie wzięłam zamach, tym razem trafiając w to samo miejsce, w które wbiło się ostrze Aurory. Jej nóż osunął się po ścianie i upadł na ziemię, ale zamiast smutku, dostrzegłam na jej twarzy zdziwienie.

– Wow – przeciągnęła okrzyk zachwytu. – Też chcę tak umieć.

– Mama wszystkiego cię nauczy. – Kucnęłam obok Sergio, ujmując w dłonie jej ręce – I tak jestem z ciebie dumna. Tatuś też. Wszystkiego tak szybko się uczysz.

– Jak dorosnę, chcę być taka, jak ty – oznajmiła, roztapiając lód, który po zleceniu okalał moje serce.

– Och, kochanie… – Zamknęłam ją w silnym uścisku. – Masz jeszcze na to czas. Czekają cię najlepsze lata młodości. Pierwsza przyjaźń, miłość…

– Zagalopowałaś się z tą miłością – przerwał mi Sergio. – Żadnych chłopaków. Co najmniej dopóki żyję – powiedział srogo.

– Chłopcy są głupi. W szkole tylko mnie denerwują, wolę bawić się z dziewczynami – oznajmiła Aurora, na co Sergio głośno westchnął.

– I oby tak zostało, pszczółko. Oby tak zostało…

⭐⭐⭐

12 lat po narodzinach Aurory.

Nasza willa znajdowała się trzydzieści kilometrów od Costa Calmy. Niemal pośrodku niczego, tak, aby nie było słychać oddawanych strzałów i krzyków naszych ofiar. To był pomysł Sergio. Już w Tajlandii, kiedy zatrzymał mnie na lotnisku i obiecał, że przeniesie się dla mnie na wyspę, szukał miejsca, w którym będziemy mogli dokonywać zbrodni.

Więc niedaleko musiałyśmy się udać, aby poćwiczyć strzelanie.

Rozstawiłam kilka punktów, do których Aurora miała trafić, celując nie tylko z glocka, a także snajperki i karabinu.

– Trzymaj – rzekłam, wyciągając wszystko z torby i podając na oślep córce. Broń, magazynek i naboje zostały połączone w całość, gdy się odwróciłam. – Już?! Tak szybko złożyłaś glocka? – zapytałam, zdziwiona.

– Przypominam ci, że jestem córką dwóch największych bossów narkotykowych, a przed sobą mam płatną zabójczynię.

– Masz dwanaście lat – podkreśliłam.

– I od dziecka szkolicie mnie na przywódcę. Składanie broni jest banalnie proste. Poza tym tata prosił, abym ćwiczyła szybkość i zwinność. Zaznaczył, że na akcjach będę miała mało czasu na przeładowanie broni.

– I miał rację.

– Właśnie. – Wzruszyła ramionami. – Dlatego ćwiczyłam, aby być jak najlepsza. Jak ty, mamo.

– W porządku. – Wykrzywiłam wargi w uśmiechu uznania. – Gotowa?

– Gotowa – oznajmiła.

– A więc ułóż dłoń na rękojeści. Złap glocka prawą ręką najwyżej, jak się da, tak aby nie zachować miejsca pod ostrogą. – Z dumą patrzyłam, jak Aurora wykonuje moje polecenie. Znała ten schemat, ponieważ powtarzałam jej go po raz kolejny. – Zapnij uchwyt pistoletowy od zewnątrz do wewnątrz…

– Dzięki temu, kiedy wyciągnę dłonie przed siebie, chwyt zaciśnie się mocniej – dokończyła za mnie. – Pamiętam.

– W porządku. Wiesz jak celować. Nadgarstki…

– Wiem – przerwała mi. – Wszystko wiem.

– No to do dzieła, skarbie. – Przyciągnęłam jej głowę i pocałowałam w skroń. – Teraz zrób to od nowa sama.

Aurora przeładowała broń i zapięła ją w odpowiednim chwycie, poprawiając palec na spuście. Wystrzelała magazynek, celując do wszystkich punktów, jakie rozstawiłam jej w różnych odległościach od siebie.

Po wszystkim zerknęłyśmy na tarcze. Jej celność mnie zadowoliła, choć nie była najlepsza. Nadal miałyśmy nad czym pracować, ale przecież nie wszystko przychodzi od razu. Mimo wszystko byłam z niej bardzo dumna. Aurora stawała się coraz lepsza nie tylko pod kątem umiejętności.

Ta sprytna bestyjka od dziecka nas obserwowała. Nasze ruchy, gesty, mowę. Nabierała charakteru i stawała się twardsza. Kto wie, czy ja i Sergio nie stworzyliśmy istnego demona…

Zbyt mnie straszyli i teraz niczym już przestraszyć nie są w stanie.

~ Michaił Bułhakow, Mistrz i MałgorzataROZDZIAŁ 4

Antonella dostała to, na

co zasługiwała.

Obecnie.

Uporczywie starałam się ubrać każdą myśl w słowa, aby ich wydźwięk nie wybrzmiał źle. Pomimo rozmowy z dyrektorem nie chciałam, aby Aurora czuła się paskudnie z tym, co zrobiła. Jednocześnie oczekiwałam skruchy i świadomości, do czego się posunęła. Stukałam nerwowo palcami o kierownicę, skupiając się na drodze, jednocześnie łączyłam słowa w myślach.

– Co masz na swoje wytłumaczenie, Auroro? – Postanowiłam przerwać dręczącą ciszę, kiedy zatrzymałam samochód na ostatnich światłach, które musiałam pokonać.

Przekręciłam głowę w bok i spojrzałam na swoją szesnastoletnią córkę, patrzącą w przestrzeń za oknem. Dziś wyspę spowił mrok i nieznośna ulewa. Aurora patrzyła na swoje półprzeźroczyste odbicie w szybie.

– Nic. – Wzruszyła ramionami. – Nie jestem w stanie ci tego wytłumaczyć, mamo.

– Dobrze wiesz, że nie powinno załatwiać się swoich spraw na pięści. – Nerwowo zacisnęłam dłonie na kierownicy. To była dość głupia rada w momencie, kiedy zdawała sobie sprawę, jak potężnymi osobami są jej rodzice.

– Och – westchnęła głośno – i mówi to szefowa kartelu oraz płatna morderczyni, która utworzyła grupę zabójców? – Posunęła się do kontrataku.

– Mówi to osoba, która oddziela brutalną pracę od życia codziennego. – Westchnęłam głośno, czując, jak na moje barki spadł ciężar, z którym chwilowo nie byłam w stanie sobie poradzić. – To, że dzięki mnie powstała szkoła, do której uczęszczasz, nie oznacza, że będziesz inaczej traktowana.

Zamilkła.

– Nie oczekuję tego – odpowiedziała dopiero na sam koniec naszej podróży, kiedy zatrzymałam samochód przed wjazdem do podziemnego garażu.

Upłynęło kilka minut, przez co nie zorientowałam się, do czego nawiązywała. Grymas na mojej twarzy wyrażał wiele pytań, gdy opuszczałyśmy samochód.

– Nie oczekuję, że będę traktowana lepiej przez wszystkich – dodała, kiedy obie trzymałyśmy dłonie na karoserii i patrzyłyśmy na siebie ponad dachem pojazdu, stojąc po jego przeciwnych stronach. – Antonella dostała to, na co zasługiwała. Nie pierwszy raz obraziła moich rodziców.

– Więc to o nas poszło? – zapytałam, kiedy Aurora ze złości trzasnęła drzwiami.

– Nieważne. – Zarzuciła torbę na ramię i przeszła przez drzwi frontowe, ciągnąc za sobą swoją złość. – Cześć, tato. – Złożyła szybki, beznamiętny pocałunek na policzku stojącego w holu Sergio, po czym pognała na górę.

Patrzyłam na nią, kiedy się oddalała, a jej kroki były niemal niesłyszalne, gdy stąpała po czerwonym dywanie rozwiniętym na schodach. Mąż obserwował moją reakcję i idealnie odczytywał wszystkie nieme sygnały.

– Co się stało? – zapytał, kiedy ruszyłam na wprost, do pokoju dziennego.

– Złamała koleżance nos i wybiła dwójkę. – Rzuciłam torebkę na zamszową kanapę, pokazując tym poziom swojej bezsilności – Twierdzi, że poszło o nas.

– Dziwisz się, że to zrobiła? – Sergio ujął moje dłonie, a następnie przejechał wzdłuż rąk, aż dotarł do ramion. – Jest dokładnie taka jak ty. Broni swojej rodziny za wszelką cenę. – Przyciągnął mnie do siebie i mocno otulił ramionami, a ciężar spoczywający na moich barkach odrobinę zelżał.

– Nie usprawiedliwiaj jej. – Oparłam prawy policzek o jego tors – To wydarzyło się po raz drugi w tym semestrze.

– Nie usprawiedliwiam. – Wsunął palce tuż przy nasadzie moich hebanowych włosów. – To nastolatka i nikt nie mówił, że będzie lekko. Porozmawiam z nią.

– A może Aurora tak reaguje, bo zbyt wiele od niej wymagam?

– Na pewno nie. Po prostu jest w fazie buntu. – Ujął moje policzki w dłonie, z łatwością odsuwając mnie od siebie. – Wszyscy bagatelizują jej zachowanie, nawet ja. A ty, kochanie, dajesz jej znacznie więcej.

– Bo boję się, że popełni te same błędy co ja. Życie jest okrutne samo w sobie. Chcę dla niej jak najlepiej.

– Myślę, że to także wie. – Splótł ręce za plecami, pocieszając mnie uśmiechem. – Porozmawiam z nią.

Zniknął mi z pola widzenia, skręciwszy na schody. Opadłam na kanapę i głośno wypuściłam powietrze z płuc. Nienawidziłam czuć się jak wyrodna matka tylko dlatego, że chciałam skorygować złe zachowanie córki.

– Ciężki dzień?

Przekręciłam głowę, gdy usłyszałam znajomy głos, i ujrzałam Scotta wchodzącego do pokoju dziennego z dokumentami.

– Aurora znowu pobiła koleżankę. – Z trudem usiadłam na kanapie. – Złamała jej nos i wybiła dwójkę.

– Zuch dziewczynka.

Automatycznie zmarszczyłam brwi, pokazując mu swoje niezadowolenie.

– To znaczy uważam tak, ale Aurora nie musi o tym wiedzieć.

Oboje się uśmiechnęliśmy.

– Sergio z nią rozmawia. – Machnęłam ręką na znak bezsilności. – Ja już wyszłam na tę złą, zrzędliwą matkę.

– Od małego owijała nas wszystkich wokół palca i przez to każdy traktuje ją ulgowo. Nikt nie potrafi jej odmówić poza tobą. Jesteś w tym zajebista – powiedział niemalże to samo, co Sergio i wyciągnął dokumenty w moją stronę. – Nie omotały cię przepiękne zielono-złote oczka tego szesnastoletniego bazyliszka. Jesteś z nas wszystkich najrozsądniejsza.

– Dzięki, ale zrobi mi się lepiej, gdy córka zechce ze mną porozmawiać, a nie traktować mnie jak największego wroga.

– To nastolatka. Nie pamiętasz, jacy my byliśmy w jej wieku?

Scott wcale mnie nie pocieszył. Usiadł obok i wskazał palcem kartki.

– Larissa otrzymała wczoraj raporty, które od razu dokładnie przejrzała. Wszystko jest prawie w porządku, bo zarobiliśmy kwotę rzędu sześciuset czterech milionów. Koszty wszystkich lokali, hoteli, restauracji, paliwa…

– Widzę – przerwałam mu, lekko się uśmiechając – Czemu powiedziałeś „jest prawie w porządku”?

– Ponieważ przyjrzała się klubowi w Meksyku, który ma znacznie większe koszty, a mały przychód. Larissa mówiła, że to kolejny taki miesiąc. Powinien już dawno zbankrutować, gdyby nie miał klientów i teraz uwaga – wyciągnął telefon i pokazał mi zdjęcia zapełnionego lokalu – tam są goście i klub prosperuje dobrze.

– Ktoś nas okrada?!

– Najprawdopodobniej.

– Wyślij drugą grupę, niech to sprawdzą. Wiedzą, co mają robić, jeśli to okaże się prawdą.

Kochałam struktury, które stworzyłam w naszym kartelu. Mając pod sobą tylu ludzi i jeden wielki miszmasz, nigdy w życiu takowy błąd nie zostałby wyłapany, a tak przepływ informacji jest dla nas jasny i transparentny.

Jednakże istniała grupa szczególnie bliska mojemu sercu. Moi zabójcy. Ludzie, których przeszkoliłam i którzy potrafią odwalić brudną robotę za mnie, jeśli mam taki kaprys. Potrzebowałam tego w momencie, kiedy Aurora dorastała, a do mnie napływała coraz większa liczba zleceń. Miałam wybór: widzieć córkę tylko raz w tygodniu albo stworzyć coś, co pozwoli mi na uczestniczenie w jej dorastaniu ‒ wojsko, przed którym każdy drżał.

Pod każdym względem byli tacy jak ja. Szybcy, przebiegli, bezlitośni i bezszelestni. Nic nie stanowiło dla nas przeszkody. Byliśmy zwinni, potrafiliśmy zajrzeć w dowolną dziurę i znaleźć każdą, nawet najlepiej ukrytą osobę. Dziesięciu dobrze przeszkolonych i wyspecjalizowanych ludzi potrafiło dopaść grupę nawet pięciokrotnie większą od siebie i osobiście uważałam to za swój sukces.

– Jest jeszcze jedna sprawa. – Scott przełożył kartki dalej. – Tajlandia zaczęła znacznie spadać ze sprzedażą narkotyków. Spójrz na zeszłe pół roku, a teraz.

– Zaczęli robić łapanki?

– Być może.

Spojrzeliśmy na siebie jednocześnie.

– Albo po prostu mniej klientów przyjmuje narkotyki.

– Rozwińmy tam jeszcze więcej swoich pseudolegalnie działających przedsiębiorstw. – Wstałam i rzuciłam raporty na kanapę. – Więcej hoteli, klubów, restauracji. Dodatkowa przykrywka nie zaszkodzi, a będziemy mogli działać na własnym, powiększającym się podwórku.

– Skontaktuję się z nimi i dowiem się, co konkretnie jest na rzeczy. Być może nas nie poinformowali, że któryś z naszych siedzi.

– Wpłaćcie kaucję, jeśli to okaże się prawdą.

– O ile będzie taka możliwość. Tajlandia ma dość…

– …restrykcyjne prawo. Wiem. – Kiwnęłam głową, przypominając sobie naszą ostatnią próbę wyciągania ludzi z opałów, w jakich się znaleźli. – Jednak jeśli mam szansę pomóc swoim ludziom, chcę to zrobić.

– Ostatnia z wiadomości. – Williams otworzył galerię w telefonie i przewinął kilka zdjęć. – Masz zlecenie na niejakiego Aleksandyra Ivanova. Gość jest z Bułgarii. Seryjny morderca, który najpierw gwałci swoje ofiary, a następnie zaopatruje czarny rynek ich organami. – Na jego twarzy pojawił się grymas oznaczający zakłopotanie i smutek.

– Nie mów, że to zrobiło na tobie jakieś wrażenie.

– Nie zrobiłoby… – nerwowo przetarł ręką usta, wbijając w mnie spojrzenie spowite mrokiem – gdyby jego ofiarami nie były dzieci.

Automatycznie nerwowo zacisnęłam zęby, a usta w wąską linię. Wyciągnęłam telefon Scotta z jego dłoni. Chodziłam z nim po pokoju, wpatrując się w wyświetlone na ekranie zdjęcie mężczyzny. Był koło pięćdziesiątki i przypominał typowego starszego pana z osiedla, który codziennie rano raczy wszystkich pogodnym uśmiechem i miłym słowem.

– Niech Iran znajdzie mi na niego wszelkie namiary. – Oddałam mu telefon. – Chcę to mieć na dziś wieczór.

– Nie jesteś zainteresowana, kto dał ci na niego zlecenie?

– Nie. – Wzruszyłam ramionami. – Ważne, żeby dał mi odpowiednią sumę pieniędzy.

– Cztery miliony. Tyle wylądowało w skarbcu za jego głowę. – Klepnął dłońmi o uda, a następnie poderwał się z miejsca. – Wydrukuję ci jego fotografię i zostawię na stole.

– Dzięki, Scott – rzuciłam i ruszyłam w stronę sypialni.

Przerzucałam wzrok ze złotych zdobień na białych ścianach na malunki na suficie, czując lekki niepokój. Zawsze go odczuwałam, kiedy dostawałam zlecenie. Bycie matką, a jednocześnie płatną morderczynią stanowiło dla mnie nie lada wyzwanie.

Z jednej strony byłam podła dla świata, a z drugiej czuła dla ludzi, którzy są mi najbliżsi. Kiedy u większości osób te granice się zacierały, ja starałam się je sztywno wyznaczać, pomimo że oba wcielenia były mi tak bardzo bliskie.

Weszłam w korytarz prowadzący do sypialni, a turkusowy kolor otulił mnie wręcz z każdej strony, nieco wyciszając. Dostrzegłam z daleka, że drzwi od pokoju Aurory są otwarte. Usłyszałam najprzyjemniejszy dźwięk, jaki istniał dla mojego ucha – śmiech mojego męża oraz córki. Cicho podeszłam i stanęłam obok drzwi.

– A jaka była mama, kiedy pierwszy raz się spotkaliście?

Nastała głucha cisza, w której Sergio zapewne starał się uformować myśli w słowa.

– Była piękna, ale nie tak, jak wszystkie kobiety.

Uśmiechnęłam się lekko, czując ekscytację i motylki w brzuchu.

– Była piękna, kiedy myślała. Była piękna przez ten blask w oczach, kiedy mówiła o czymś, co kochała. Była piękna, bo potrafiła wywoływać uśmiech na twarzach innych osób, nawet kiedy sama była smutna. Jest moim darem od losu, za który nie jestem w stanie wyrazić wdzięczności.

– A czy kiedykolwiek poczułeś, że chociaż odrobinę mniej ją kochasz?

– Nigdy – zaprzeczył od razu. – Wręcz przeciwnie. Z każdym dniem kocham ją coraz mocniej. Przemyśl to, o czym rozmawialiśmy.

Usłyszałam, że Sergio obdarza pocałunkiem naszą córkę, a następnie ujrzałam go obok siebie.

– Ładnie to tak podsłuchiwać? – wyszeptał, kiedy zamknął drzwi od pokoju Aurory.

– Bardzo ładnie. – Owinęłam jego szyję rękoma. – Zwłaszcza gdy dowiadujesz się, jak piękna jesteś.

Oboje lekko się uśmiechnęliśmy, po czym Sergio złapał mnie za pośladki i posadził na swoich biodrach.

– Wciąż się zastanawiam, dlaczego nie postaraliśmy się jeszcze o syna.

Doskonale znałam tę cwaniacką minę, kiedy przygryzał język.

– A jakby trafiłaby się kolejna córka? – rzekłam, odbijając piłeczkę.

– Też byłoby świetnie.

Marzenie ściętej głowy, biorąc pod uwagę fakt, że od lat się zabezpieczam.

Sergio zatrzymał się dopiero w biurze. Delikatnie cmoknął mnie w usta i posadził na biurku. Zarzuciłam nogę na nogę i sztywno chwyciłam krawędź mebla obiema rękoma.

– Co powiedziała ci Aurora? – Automatycznie posmutniałam, patrząc na męża, który starał się poprawić mi nastrój szarmanckim uśmiechem.

– Daj jej czas. Obiecała mi, że dziś wszystko ci wyjaśni. Chcę, żebyś usłyszała to od niej. – Położył dłoń na moim policzku i delikatnie pogładził skórę kciukiem, ścierając z niej warstwę pudru. – Żałuje tego, co się wydarzyło. Nie dlatego, że uważa, iż zrobiła źle. Po prostu czuje, że cię zawiodła.

– Bzdura. Nie zawiodła mnie. Po prostu się o nią martwię.

– A ja podtrzymuję nadal swoje stanowisko, że jest dokładnie taka sama jak ty, maleńka.

Przewróciłam oczami i wróciłam spojrzeniem do szmaragdowych tęczówek mojego męża.

– Jest kimś znacznie lepszym, bo jest nieskazitelna. Ja mam krew na rękach.

– I co z tego? Jesteś filtrem tego świata. Zabijasz chodzące gnidy, które nie mają prawa żyć.

– Znajdzie się mnóstwo takich osób, które będą uważać, że my również powinniśmy umrzeć – odpowiedziałam i znowu pomyślałam o swoim dziecku.

Kiedy analizowałam naszą sprzeczkę, było mi piekielnie smutno. Chciałam dać jej czas, jak powiedział Sergio. Zmieniłam temat, przekazując mu wszystko, co oznajmił mi Scott. On uważnie mnie słuchał, aż na samym końcu zmarszczył brwi, pogłębiając jedną ze swoich zmarszczek.

– Wszystko ładnie, tylko po co mamy tracić pieniądze, aby wyciągnąć ludzi z więzienia?

– Bo stać nas na to i to nasi ludzie.

– Co z tego? Moje podejście nie zmieniło się od samego początku sprawowania władzy. Dla mnie są tylko maszynkami do zarabiania pieniędzy.

– Które powoli tracisz. Tak zbudujemy ich większe zaufanie, jakąś nadzieję bądź motywację.

– Wydaje mi się, że to, że żyją, powinno być ich największą motywacją.

– Nie bądź taki oschły.

– Nie jestem. – Pokręcił głową i wzruszył beznamiętnie ramionami. – Po prostu kocham tylko trzy osoby i kolejne trzy akceptuję.

– A propos trzeciej ukochanej osoby. – Przyciągnęłam Sergio bliżej siebie i oplotłam łydki wokół jego bioder. – Wiem, że wracam z tym tematem jak bumerang, ale może w końcu poznamy Madison?

– Nie – zaprzeczył od razu głośno i stanowczo. – Dobrze jest tak, jak jest. Wiem, że Madison jest szczęśliwa i zdrowa. Wolę trzymać dystans.

– Śledząc jej poczynania od lat? Gdyby ci na niej nie zależało, już dawno przestałbyś to robić.

– Ma cudowne życie bez Sergio Carlosa Navarro, który może się okazać dla niej rozczarowaniem. Prowadzi swoją firmę detektywistyczną, co dwa dni odwiedza ulubiony bar i… – Zamilkł na moment i głośno wciągnął powietrze do płuc. – Ja po prostu nie jestem jej potrzebny.

– Boisz się zmierzyć z tym, co najbardziej cię przeraża. – Położyłam dłoń na jego karku, by wodzić po nim opuszkami. – Wiesz, że wciąż nie masz nic do stracenia? – Uśmiechnęłam się lekko. – Jutro rano wylatuję do Bułgarii. Gdy wrócę, możemy odwiedzić Toronto.

– Nie, Alison…

– Nie naciskam. – Ujęłam jego policzki w dłonie i spojrzałam głęboko w szmaragdowe tęczówki. – Pamiętaj, że to już dorosła i zdrowo myśląca kobieta, która na pewno cię wysłucha.

– A potem uzna za wariata?

– Akurat z tego powodu nie powinno być ci smutno, dziadku. – Dźgnęłam palcem tors męża, chcąc podroczyć się z nim przez chwilkę i sprawić, aby dobry humor znów u niego zagościł. – Jesteś nim.

– Ach, tak?

Naciskiem na dekolt spowodował, że moje plecy dotknęły chłodnego drewna. Zachichotałam, kiedy pochylił się nade mną i cwaniacko uśmiechnął, wciąż mocno się we mnie wpatrując.

– Siedemnaście lat temu poślubiłaś wariata. To musiało być strasznie nieodpowiedzialne z twojej strony.

– Było – rzuciłam krótko. – Zobacz, kogo ze mnie zrobiłeś.

– Mnie tam się podoba.

– Wracam do pracy. – Usiadłam na biurku. – Muszę powiedzieć grupie, że szykuje nam się wylot do Bułgarii.

Prawdziwa miłość oznacza, że zależy ci na szczęściu drugiego człowieka bardziej niż na własnym, bez względu na to, przed jak bolesnymi wyborami stajesz.

~ Nicholas Sparks, I wciąż ją kocham
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: