Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Akademia Cimmeria. Zagrożeni - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
43,99

Akademia Cimmeria. Zagrożeni - ebook

Wszystko, co można zbudować, można również zniszczyć.

Akademia Cimmeria od wieków zapewniała dzieciom brytyjskiej elity bezpieczeństwo. Jednak teraz jej mury ochronne zaczynają pękać. A jeśli się rozpadną, nic nie będzie w stanie uratować Allie Sheridan.

W tajnym stowarzyszeniu kierującym szkołą i największymi mediami na świecie wybucha konflikt, a każdy zwraca się przeciwko sobie. Jedno jest pewne - jeśli Nathaniel przejmie władzę, wszystko będzie stracone.

Kierowana wściekłością Allie odtrąca wszystkich, którzy przy niej pozostali. Dziewczyna chce zemsty i poczucia sprawiedliwości, nie narażając przy tym swoich bliskich. Jednak niektórych bitew nie da się wygrać w pojedynkę. Dlatego Allie musi nauczyć się ufać innym, zanim Nathaniel odbierze jej wszystko…

Akademia Cimmeria dla nikogo nie jest już schronieniem. Czy macie w sobie na tyle odwagi, by przekroczyć jej próg po raz trzeci?

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-528-5
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Allie schowała telefon do kieszeni i zatrzęsła się, czując przenikliwy podmuch lutowego wiatru, który zmusił ją do ukrycia się pod sosną.

Ponownie spojrzała na zegarek. Minęło już prawie dwadzieścia minut. Jeśli będzie musiała czekać jeszcze dłużej…

Ogień płonął jej w gardle, z trudem przełknęła ślinę.

Stała przed wysoką i sprawiającą groźne wrażenie bramą z czarnych prętów zakończonych ostrymi, metalowymi grotami. Jeśli się dobrze orientowała, było to jedyne wejście na tereny należące do Cimmerii. Do budynku szkoły prowadził półtorakilometrowy podjazd, a furtę otwierano i zamykano automatycznie. Mogła to zrobić tylko dyrektorka lub jeden ze starannie wyselekcjonowanych ochroniarzy.

Goście w samochodach odwiedzali szkołę raczej rzadko. Większość kadry pedagogicznej i pracowników mieszkała na terenie Akademii Cimmeria. Każdego dnia przyjeżdżały jednak furgonetki dostawcze i pocztowe, a także ochroniarze zatrudniani przez Raja Patela. Allie od kilku tygodni uważnie obserwowała godziny ich kursowania, była więc pewna, że furgon dostawczy pojawi się koło czwartej po południu. Na zegarku właśnie dochodziła czwarta. Jeśli dopisze jej szczęście, samochód przejedzie przez bramę, zanim ktokolwiek ją zobaczy.

Ukryła się nieopodal miejsca, w którym zginęła Jo. Wspomnienie tej nocy sprzed ośmiu tygodni wciąż nie dawało jej spokoju. Wystarczyło, że zamknęła oczy, i wszystko do niej wracało – głęboka pokrywa białego śniegu, niebieskawy blask księżyca, wiotkie ciało leżące na drodze, podobne do zepsutej lalki… Kałuża krwi otaczająca zwłoki niczym płatki kwiatu.

Allie otwarła oczy.

Tej nocy podjazd był zupełnie pusty.

Dziewczyna wzięła głęboki wdech.

„Czy ja naprawdę zamierzam to zrobić?”

Zadawała sobie to pytanie od chwili, gdy znalazła się pod bramą. Miała ochotę się rozpłakać, jakaś część jej umysłu podpowiadała, by natychmiast zawrócić i schować się w pokoju. Ale nie zrobiła tego, tylko coraz bardziej umacniała się w swoim postanowieniu.

Musiała się stąd wydostać. Jeśli chciała otrzymać odpowiedź na pytanie, co się tutaj naprawdę działo, powinna wyrwać się z tej szkoły i rozpocząć poszukiwania.

Kolejny podmuch wiatru zatrząsł wierzchołkami drzew, a na głowę Allie zaczęły spadać lodowate krople. Wzdrygnęła się z zimna i owinęła szczelniej szalikiem. Donośny szelest gałęzi kołyszących się nad nią skutecznie zagłuszył odgłos nadjeżdżającego pojazdu. Kiedy dziewczyna zorientowała się, co słyszy, na drodze rozbłysły światła samochodu.

Przykucnęła, usiłując się ukryć przed zasięgiem reflektorów, skupiona i gotowa, jak sprinter czekający na start. Przez niewygodną pozycję wszystko ją bolało, zwłaszcza kolana, starała się jednak ignorować dolegliwości. Nie miała czasu na wsłuchiwanie się w swoje ciało, musiała uciekać.

Wstrzymując oddech, spoglądała przez metalowe pręty bramy. Ciemna kurtka i spodnie ułatwiły jej kamuflaż. Spodziewała się białej furgonetki, jednak zamiast niej ujrzała czarny samochód z niskim zawieszeniem.

Nagle zabrakło jej tchu w piersiach. Przecież to ochroniarze jeździli takimi wozami. Bez wątpienia był to jeden z nich.

Smukła maszyna podjechała wolno do bramy i zatrzymała się tuż przed nią.

Allie podjęła decyzję w ułamku sekundy: tak, zrobi to. Nie miało dla niej znaczenia, kto siedział w samochodzie, musiała się stąd wydostać.

Przygotowała się. To była prawdopodobnie jej jedyna okazja do ucieczki.

Przez dłuższą chwilę nie działo się nic. Coraz mocniej bolało ją zgięte kolano, a trwanie w bezruchu było strasznie wyczerpujące. Wiedziała, że długo tego nie wytrzyma.

Przymknęła oczy, marząc o tym, by brama wreszcie się otwarła, ale nic takiego się nie zdarzyło. Coś było nie tak.

„A może oni wiedzą? Może to pułapka zastawiona przez Raja, który przysłał ochroniarzy, żeby mnie pojmali? Może właśnie po mnie idą?”

Zaschło jej w gardle i każdy oddech przychodził z coraz większym trudem.

Nagle wielkie metalowe wrota zadrżały i zaczęły się rozsuwać ze zgrzytem.

Poruszając niemo ustami, Allie naliczyła osiem oddechów, nim brama otwarła się na całą szerokość. Droga po drugiej stronie delikatnie zakręcała i ginęła w ciemności lasu. Po zmroku wydawało się, że kończyła się tuż za ogrodzeniem, jakby cały świat za murami szkoły gdzieś zniknął.

Allie wyjęła telefon i rzuciła go na ziemię. Nie chciała tego robić, wiedziała jednak, że mogą namierzyć jego sygnał. W tym momencie urządzenie było zupełnie nieprzydatne. Musiała wierzyć, że Mark postąpi tak, jak ustalili.

Teraz wystarczyło zaczekać, aż samochód wjedzie na teren szkoły, i wymknąć się przez bramę tak, by kierowca nie zauważył uciekinierki.

Pojazd wciąż jednak nie ruszał. Jego silnik pomrukiwał cichutko jak kot zabawiający się zdobyczą. Ze swojej kryjówki Allie nie mogła dostrzec twarzy kierowcy.

O co chodzi? Ogarnęła ją frustracja i z trudem powstrzymywała się od krzyku. Dlaczego u diabła stał w miejscu? Mógł­by w końcu odjechać.

Kiedy była niemal przekonana, że ją odkryto, czarne audi ruszyło, chrzęszcząc oponami na żwirowej nawierzchni. Auto potoczyło się niespiesznie w stronę szkoły.

Brama wjazdowa prawie natychmiast zaczęła się zamykać, lecz Allie została w swojej kryjówce. Samochód wciąż był za blisko i kierowca z łatwością mógłby dojrzeć dziewczynę w lusterku.

Mięśnie paliły ją żywym ogniem, nadal jednak wpatrywała się w bramę. Czekała, aż auto zniknie za zakrętem, ale kierowca prowadził pojazd tak powoli, jakby kogoś wypatrywał. To znów ją zaniepokoiło. Wzięła kilka głębokich wdechów, żeby odzyskać panowanie nad sobą. „Uspokój się, Allie. Skup się”. Powtarzała sobie w myślach, że mężczyzna już dawno wysiadłby z samochodu, gdyby wiedział, że ona tam jest. Zerknęła na bramę i zaczęła liczyć oddechy. Trzy. Cztery. Pięć.

Wrota były już prawie całkowicie zamknięte, lecz samochód wciąż znajdował się w zasięgu jej wzroku. Nie miała wyboru – jeśli nie ruszy w tej sekundzie, już nigdy się stąd nie wydostanie.

Nie mogła na to pozwolić.

Wyskoczyła z ukrycia i pobiegła, przedzierając się przez gałęzie drzew rosnących na skraju drogi. Bolały ją kolana, zdrętwiały jej nogi, serce waliło jak oszalałe, a każdy oddech zdawał się rozrywać płuca. Szczelina, przez którą chciała się wydostać, robiła się coraz mniejsza. Allie wystraszyła się, że źle oceniła swoje możliwości i nie zdąży przed zamknięciem.

Dobiegła do bramy i złapała jej metalowe pręty, ale zamykania nie dało się zatrzymać ani spowolnić. Mechanizm działał automatycznie.

Nie zastanawiając się już więcej, Allie wcisnęła się w szczelinę. Kratownica przycięła jej kurtkę i uderzyła w ramię z taką siłą, że dziewczyna zasyczała z bólu przez zaciśnięte zęby. Szarpnęła i uwolniła się z potrzasku, upadając na ziemię po drugiej stronie bramy, która zamknęła się z metalicznym zgrzytnięciem.

Allie była wolna.ROZDZIAŁ 2

Allie nie obudziła się tego dnia z myślą o ucieczce. Zastanawiała się raczej nad urwaniem się z lekcji.

Ostatnio często jej się to zdarzało.

Nauka nie miała już dla niej znaczenia. Po co więc tracić czas?

Po tym jak kilkakrotnie siłą zaciągnięto ją do klasy, gdzie nadąsana i nieskruszona musiała uczestniczyć w zajęciach, zaczęła wynajdywać kryjówki, w których miałaby święty spokój. W wiktoriańskim budynku aż się roiło od takich zakamarków. Do ulubionych miejsc Allie należały opustoszałe sypialnie uczniów i sekretne klatki schodowe, z których niegdyś korzystała służba, a teraz nikt już tam nie zaglądał. Do wyboru miała jeszcze kryptę i kaplicę.

Dzisiaj po przetrwaniu kilku porannych lekcji wdrapała się na parapet w swoim pokoju i ostrożnie przeszła po wąskim kamiennym gzymsie, z którego wspięła się na niższy fragment dachu. To tutaj Jo tańczyła jak szalona z butelką wódki w ręku. Razem z Carterem uratowali jej wtedy życie.

Allie mimo zimna przesiadywała tu całymi godzinami, zatopiona we wspomnieniach. Miała stąd doskonały widok na uczniów i nauczycieli przemieszczających się po terenie szkoły i zawsze dziwiło ją to, że nikt nigdy nie spojrzał do góry. Na dachu pełno było kominów i misternych ozdobników z kutej stali, tworzących prawdziwy gąszcz, w którym łatwo można się ukryć. Tkwiła tam jak żywy gargulec.

Spędzała tak całe dnie i ten pewnie niczym nie różniłby się od wielu poprzednich, kiedy nagle usłyszała tuż obok siebie znajome głosy. W pierwszej chwili wystraszyła się, że ktoś znalazł jej kryjówkę, ale po kilku sekundach zrozumiała, że to rozmowa tocząca się przy otwartym oknie w jej sypialni.

Przytrzymując się rynny w kształcie smoka, opuściła się nieco niżej, żeby lepiej słyszeć.

– Nie znalazłeś jej? – Głos Isabelle był pełen napięcia.

– Nie. Moi ludzie przeszukują całą szkołę. – Raj mówił tak cicho, że Allie z trudem rozpoznawała słowa.

Nigdy jej nie znajdą. Nie ma szans. Ta myśl wzbudziła w niej przygnębiającą satysfakcję. Może nie potrafiła ocalić nikomu życia, ale za to umiała przechytrzyć najlepszych ponoć ochroniarzy na świecie.

– Jak ona się czuje? Myślisz że… – Słowa dyrektorki zabrzmiały znacznie wyraźniej. Musiała stanąć przy oknie, patrząc dokładnie w to samo miejsce, co Allie. – Czy Rachel coś ci mówiła? – zapytała z wahaniem.

Odpowiedziało jej westchnienie.

– Ciężko stwierdzić, czy czuje się lepiej czy gorzej – odparł Raj. – A może nic się nie zmieniło? Rachel strasznie się o nią martwi. Nadal ma sesje z doktorem Cartwrightem?

Allie skrzywiła się, słysząc nazwisko psychologa, którego Isabelle sprowadziła do szkoły po ostatnich wydarzeniach.

– Już nie – odpowiedziała dyrektorka. – Dała się na to namówić, ale lekarz nie potrafił nic z niej wyciągnąć i uznał, że jest „niekomunikatywna”.

„Ciekawe skąd o tym wiedzą” – pomyślała dziewczyna z niesmakiem. – Przecież to poufne informacje, które w ogóle nie powinny do nich dotrzeć”. Przypomniała sobie koszmary i paskudne myśli, którymi podzieliła się z psychologiem, zanim całkowicie się przed nim zamknęła. Wolałaby, żeby o nich nie wiedzieli.

– Jak mam chodzić na zajęcia po tym, gdy widziałam śmierć swojej przyjaciółki? – zapytała kiedyś podczas jednej z nielicznych sesji. – Interesować się odmianą francuskich czasowników albo dziejami hiszpańskiej Armady?

– Musisz – odparł wtedy doktor Cartwright. – Każdego dnia robisz kolejny krok. Nie rezygnujesz.

– Bzdura! – prychnęła Allie z goryczą.

Ten człowiek najwyraźniej nie miał pojęcia, jak wygląda strach przed zaśnięciem, gdy wiesz, że za chwilę pojawią się koszmary. Nie wiedział, jak się wtedy czuła.

Nikt tego nie wiedział.

Raj zaśmiał się ponuro, dając do zrozumienia, że „niekomunikatywna” to całkiem dobre określenie stanu Allie.

– Nie potrafi się pogodzić ze śmiercią Jo – ciągnęła Isabelle. Allie pochyliła się mocniej, spragniona zatajanych przed nią informacji. – Stara się znaleźć kogoś, kogo mogłaby za to obwinić. Zdaniem lekarza poszukiwanie winnych jest czymś w rodzaju protezy emocjonalnej, która pozwala przeciągać żałobę w nieskończoność. Dopóki przez to nie przejdzie, będzie tkwiła w miejscu i nigdy się nie pogodzi ze śmiercią Jo.

„Gadanie” – pomyślała Allie. – Przecież nie wkurzam się bez powodu. To przez was!” Mimo gniewu wiedziała jednak, że w słowach Isabelle tkwi ziarno prawdy, i to również ją denerwowało.

– Potem jednak Allie uznała, że nie przepada za Cartwrightem – opowiadała dalej dyrektorka. – Miał się dziś z nią spotkać, ale… – Dziewczyna bez trudu mogła sobie wyobrazić, jak Isabelle wzrusza ramionami. – … dokładnie w tym momencie gdzieś zniknęła.

Patel podniósł głos, jego gniew był słyszalny nawet na dachu.

– To nie może dłużej trwać. Musisz coś z tym zrobić. Moi ludzie szukają jej po całej szkole, chociaż powinni zajmować się zapewnianiem bezpieczeństwa. Wciąż nie znamy planów Nathaniela i spodziewamy się ataku w każdej chwili. Przez nią tracimy czas. Nie możemy na to pozwolić. Allie zachowuje się jak…

– Tak jak zawsze – wtrąciła się dyrektorka. – Reagowała podobnie, gdy zniknął jej brat. Jest wkurzona i wcale się jej nie dziwię. Ja też jestem wkurzona, ale nie mam szesnastu lat i wiem, jak sobie z tym poradzić, a ona nie.

Ich rozmowę przerwało pukanie do drzwi.

Kto to mógł być?

Żeby lepiej słyszeć, Allie wychyliła głowę i ramiona ponad krawędzią dachu. Raj i Isabelle musieli przejść w głąb pokoju, aby otworzyć drzwi. Wciąż docierały do niej głosy, ale były zbyt daleko, żeby mogła zrozumieć sens rozmowy.

Po chwili usłyszała trzaśnięcie drzwi. Zapadła cisza.

Pokój opustoszał.

Rozczarowana Allie podciągnęła się na rękach i usiadła na dachu, spoglądając w stronę dziedzińca. Dwóch ochroniarzy pracujących dla Raja stało tuż pod oknem i patrzyło jej prosto w oczy. Poczuła, że serce stanęło jej w gardle.

Niech to szlag!

W panice ukryła się przed ich wzrokiem, ślizgając się nieporadnie po mokrych dachówkach. Kiedy uznała, że udało jej się schować, ponownie wychyliła się nad krawędzią, żeby spojrzeć w dół. Ochroniarz stojący na dziedzińcu przywoływał kogoś gestem ręki. Sekundę później u jego boku pojawił się Raj. Obaj strażnicy wskazywali dokładnie jej kryjówkę. Patel skrzyżował ramiona na piersi i spojrzał Allie prosto w oczy.

Dziewczyna przełknęła ślinę. Będzie musiała znaleźć nowe schronienie.

Zerwała się na równe nogi i pobiegała do miejsca, gdzie dachówki opadały łagodnie w dół, skąd zsunęła się na pupie. Krótka plisowana spódniczka, niezbyt praktyczna w takich sytuacjach, momentalnie się podwinęła, a rajstopy natychmiast przemokły. Przytrzymując się rynny, Allie ześliznęła się na gzyms, po którym przedostała się do swojego okna. Wskoczyła na biurko i weszła do środka.

Wyprostowała się tryumfalnie, pewna, że jej się udało, gdy nagle spostrzegła Isabelle stojącą z założonymi rękami. Dyrektorka nie czekała na żadne wyjaśnienia.

– Tego już za wiele – stwierdziła stanowczo, ale w jej głosie pobrzmiewał smutek. – To się musi skończyć, Allie.

Jakaś część umysłu dziewczyny wstydziła się tego, że zawiodła Isabelle, ale szybko zdusiła w sobie to uczucie i wzruszyła tylko ramionami.

– Pewnie. Oczywiście. Nie ma sprawy. Już nigdy. I tak dalej…

Isabelle nabrała gwałtownie powietrza. Allie nie potrafiła wytrzymać jej zasmuconego spojrzenia, więc ruszyła ku drzwiom.

– Nie jestem twoim wrogiem – przypomniała dyrektorka, najwyraźniej biorąc się w garść.

– Czyżby? – Stojąca przy drzwiach dziewczyna spojrzała na nią jak na eksponat.

– Allie… – Isabelle wyciągnęła ku niej dłoń, lecz natychmiast ją opuściła. – Martwię się i chcę ci pomóc. Ale nie dam rady, jeśli mi na to nie pozwolisz.

Kiedyś Allie często przychodziła do niej po pomoc i porady. Coś je wtedy łączyło. Ufała jej.

Te dni już nigdy nie powrócą.

Zmierzyła dyrektorkę obojętnym wzrokiem.

– Problem w tym, Isabelle, że twoja pomoc przynosi śmierć innym ludziom. Tak więc… dzięki, ale nie.

Widząc zrozpaczoną twarz kobiety, zrozumiała, że trafiła w czuły punkt, po czym wybiegła na korytarz. Powlokła się w stronę schodów, tłumiąc łzy napływające do oczu. Kolano wciąż ją pobolewało, a nierówne kuśtykanie odbijało się szyderczym echem od ścian.

Szła ze spuszczoną głową i nie zwracała uwagi na lśniącą dębową boazerię. Ani na gigantyczne obrazy, często dwukrotnie większe od niej, przedstawiające dawno zmarłych mężczyzn i kobiety, przyodzianych w połyskliwe jedwabie i klejnoty. Nie widziała żyrandoli z setek kryształów migocących w delikatnym popołudniowym świetle ani półtorametrowych ciężkich świeczników czy arrasów, na których damy uganiały się konno za beztroskimi lisami.

Przemknęła przez hol główny i schowała się za drzwiami sali balowej. Pomieszczenie było zupełnie puste i oświetlone słabym blaskiem słońca, wpadającym przez gigantyczne okna na drugim końcu sali. Gdy Allie zaczęła krążyć tam i z powrotem, próbując ukoić gniew, który szalał w jej umyśle niczym stado demonów, jej kroki odbijały się głuchym echem.

Trzydzieści trzy kroki i nawrót. Trzydzieści trzy kroki i od nowa.

„Dlaczego miałoby mi być przykro? To Isabelle ponosi całą odpowiedzialność. Jo jej zaufała, a teraz nie żyje”.

Obróciła się na pięcie i ruszyła w drugą stronę.

Jej umysł ciągle krążył wokół pokrytego śniegiem lasu, trzepotu sroczych skrzydeł i drobnej postaci przedzierającej się przez zaspy…

To wspomnienie przypominało bolesny strup, którego wciąż nie mogła się pozbyć. Powracała do niego, choć wiedziała, że przyniesie jej tylko cierpienie.

A może po prostu chciała cierpieć.

„Jo zginęła. Wszyscy ją zawiedli. A teraz Isabelle domaga się, żebym wróciła do «normalności»? Chrzanić ją!”

Ponownie skierowała się na drugi koniec sali.

Już nigdy nie zaufa dyrektorce. To wszystko przez jej walkę z bratem, której Allie nie potrafiła zrozumieć. Z tego powodu wszyscy znaleźli się w niebezpieczeństwie, a Jo zapłaciła najwyższą cenę.

Wiedziała, że nie może również wierzyć Rajowi. Choć był szefem ochrony całej Akademii Cimmeria, odpowiednio wykwalifikowanym, to bez namysłu zostawił je same, mimo że Allie prosiła, aby nie wyjeżdżał. Błagała. Nie pomógł im, gdy ktoś ze szkoły – ktoś kogo znała i darzyła zaufaniem – otwarł bramę, aby Gabe mógł się pozbyć Jo.

Znów poczuła przypływ wściekłości i gwałtownie obróciła się na pięcie.

W ciągu ośmiu tygodni, które upłynęły od śmierci Jo, Isabelle i Raj nie byli w stanie się dowiedzieć, kto otwarł tamtej nocy bramę. Nie udało im się namierzyć wspólnika Nathaniela. Każdego dnia po szkolnym korytarzu krążył ktoś – uczeń, nauczyciel lub instruktor Nocnej Szkoły – kto chciał, żeby Allie zginęła.

A oni to wszystko zignorowali.

Zawiedli ją. Zdradzili ich. Nie mogła dopuścić, aby się to powtórzyło.

Nagle stanęła w miejscu. Wiedziała, co musi zrobić.

Wybiegła z sali balowej, kierując się prosto do gabinetu dyrektorki. Dotrze tam, zanim zmieni decyzję. Powie jej, że nie chce się już uczyć w tej szkole. Nie wytrzyma tego dłużej. Tylko na zewnątrz mogła się dowiedzieć, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi. Porozmawia ze swoją babcią i obie znajdą zabójców Jo. A potem ich ukarzą.

Drzwi wejściowe do gabinetu Isabelle kryły się pod zdobionymi dębowymi schodami w głównym holu i były tak zamaskowane, że na początku swojego pobytu w Cimmerii Allie nieraz miała problem z odnalezieniem ich w ozdobnej boazerii. Teraz nie sprawiało jej to już żadnego problemu.

Weszła do środka bez pukania, zaciskając zęby.

– Isabelle, musimy porozmawiać…

Gabinet był pusty.

Dyrektorka zapewne opuszczała go w pośpiechu – jej czarny sweter wisiał niedbale na oparciu krzesła, a znad filiżanki z herbatą, obok okularów porzuconych na środku biurka, wciąż unosiła się para.

Tuż obok leżał telefon komórkowy.

Allie otwarła usta ze zdziwienia, nie wierząc własnym oczom.

W szkole obowiązywał całkowity zakaz posiadania urządzeń elektronicznych. Była to najściślej przestrzegana ze wszystkich Zasad. Żadnych komputerów, telewizji i absolutnie żadnych telefonów.

Jeżeli uczniowie chcieli zadzwonić, musieli najpierw uzyskać zgodę dyrektorki. Dozwolony był jedynie kontakt z rodzicami i to w nadzwyczajnych przypadkach.

A teraz miała przed sobą telefon. Szybko obmyśliła w głowie możliwe konsekwencje. Isabelle nigdy jej tego nie wybaczy. Wyrzucą ją ze szkoły. Będzie musiała opuścić przyjaciół. I być może wreszcie uda jej się odkryć, o co tutaj chodzi, a tym samym zmusić Raja i Isabelle do podjęcia jakich­kolwiek działań.

Wsunęła komórkę do kieszeni i opuściła gabinet.ROZDZIAŁ 3

Las poza murami szkoły był o wiele gęstszy, a splątane konary odcinały dopływ słonecznego światła. Pod drzewami zapadła już noc. Allie przedzierała się w mroku, wciąż nerwowo spoglądając przez ramię.

Z każdym krokiem miała coraz większą pewność, że postąpiła właściwie. Nathaniel wciąż jej szukał, ale nie obchodziło jej to. Była tak wyczerpana, wściekła i załamana… Naprawdę nie mogła tam dłużej zostać. Musiała uciekać.

Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak bardzo narażona na niebezpieczeństwo. Była zupełnie sama, a zabójcy Jo mogli się czaić właściwie wszędzie.

Wokół panowała nieznośna cisza, zakłócana jedynie szelestem suchych liści pod jej stopami. Po zachodzie słońca chłód stał się zdecydowanie dotkliwszy – wiatr przenikał przez cienki materiał jej kurtki, chłodząc spoconą skórę. Jej dłonie w kieszeniach zmieniły się w bryłki lodu.

Ale przynajmniej wiedziała, dokąd idzie.

Ponieważ w ostatnich tygodniach często bywała w szpitalu, doskonale poznała okoliczne drogi i idąc przed siebie, potrafiła wyobrazić sobie ich mapę. Z jej obliczeń wynikało, że musiała się znajdować blisko szosy. Trzeba tylko do niej dotrzeć, skręcić w prawo, a potem trzymać się znaków. Przy szosie rosło stanowczo mniej drzew i było więcej światła. To pomoże jej zwalczyć strach.

Wystarczy, że przejdzie przez las i będzie bezpieczna. Nic więcej.

Szło jej całkiem nieźle. Allie właśnie zbliżała się do skrzyżowania, kiedy jej uszu dobiegł delikatny dźwięk, cichy jak westchnienie. Włosy stanęły jej dęba.

Tłumiąc jęk strachu, zeskoczyła ze ścieżki i ukryła się za pniem potężnej sosny. Przykucnęła, opierając się o niego dłońmi, i wbiła wzrok w ciemności. Nie miała pojęcia, skąd pochodził ten dźwięk, ale na pewno nie wydawały go drzewa.

Las był pełen roztańczonych cieni i nie potrafiła wśród nich niczego wypatrzeć. Każda gałąź w rzeczywistości mogła się okazać człowiekiem. Każdy cień zabójcą.

Oddychanie sprawiało jej coraz większą trudność.

Nie zobaczyłaby nikogo, choćby stał metr od niej. Nawet Gabe mógłby ją teraz obserwować. Już sama ta myśl wzbudziła w niej taki strach, że zaczęła się uderzać pięścią po czole. „Dlaczego się w ogóle na to zdecydowałam? Jestem idiotką. Weszłam im prosto w łapy”.

Przywarła do drzewa, próbując odzyskać spokój. Jeśli ktoś ją faktycznie śledził, musiała natychmiast coś wymyślić. Nasłuchiwała w bezruchu, gotowa w każdej chwili zerwać się do biegu. Wokół niej panowała absolutna cisza, zakłócana jedynie szelestem wiatru w koronach drzew.

Uspokoiła się dopiero po jakimś czasie. Przecież niczego tak naprawdę nie słyszała ani nie widziała. Jej skołatane nerwy musiały wywołać fałszywy alarm. Próbowała się skoncentrować na tym, czego nauczono ją na treningach. Co zrobiłby na jej miejscu Raj?

„Ufaj swoim instynktom, ale się im nie poddawaj – przypomniała sobie jego słowa. – Nie reaguj na strach, tylko na zagrożenie”.

W jej myślach rozległ się spokojny głos instruktora: „A jakie masz dowody na istnienie zagrożenia?”.

Nikogo nie widziała, niczego nie słyszała. Postąpiła według zasad i nie odkryła żadnego niebezpieczeństwa.

– Dowody mówią, że nikogo tu nie ma – szepnęła, próbując przekonać samą siebie.

Niezależnie od tego, czy ktoś faktycznie krył się w pobliskim lesie, czy też był to jedynie wymysł jej wyobraźni, miała tylko dwa wyjścia: czekać lub ruszać przed siebie z nadzieją, że na nikogo się nie natknie.

Zdecydowała się na to drugie rozwiązanie.

Ignorując ból kolana, pokuśtykała przez las w stronę drogi. Czapka wciąż zsuwała się jej z głowy, więc ją zdjęła i niosła w ręku. Wreszcie dotarła do skrzyżowania. Dopiero wtedy odważyła się zatrzymać i spojrzeć do tyłu.

Las był zupełnie cichy i pusty.

Zgięła się wpół i oparła ręce na kolanach. Płuca paliły ją żywym ogniem z zimna i wyczerpania. Wciąż miała przed sobą kawał drogi, a oni mogli ją dopaść w każdej chwili. Musiała ruszać.

Przypomniała sobie jeszcze raz rozkład dróg i skręciła we właściwą stronę. Jednopasmową jezdnię oddzielał z obu stron wysoki żywopłot, którego gałęzie o tej porze roku były zupełnie nagie. Za nim rozciągały się błotniste łąki i pola, ledwo widoczne w wieczornym świetle. Na szczęście asfalt był idealnie równy. Jeśli się nie pomyliła, parę kilometrów stąd powinno się znajdować miasteczko. Musiała tylko iść naprzód i nie pozwalać sobie na kolejne załamanie nerwowe. Włożyła ponownie czapkę.

Aby zabić czymś czas, zaczęła wspominać swoją ucieczkę.

Ostatecznie wszystko okazało się bardzo proste. Tak jakby chcieli, żeby im uciekła. Po zwinięciu telefonu z biurka Isabelle natychmiast pobiegła na górę. Schowane w kieszeni niewielkie urządzenie zdawało się ważyć tyle co cegła i paliło ją jak ogień. Była pewna, że wszyscy mijani uczniowie mogą je bez trudu zobaczyć przez gruby materiał granatowej szkolnej spódniczki.

Przepchnęła się przez grupkę rozgadanych i roześmianych uczniów okupujących półpiętro i ruszyła w stronę wąskich schodów prowadzących do sypialni dziewczyn. Nie odrywała wzroku od podłogi, by nie zdradziło jej poczucie winy, jakie zapewne miała wypisane na twarzy.

– Psycholka. – Usłyszała za sobą szyderczy szept. Arystokratyczny akcent, z jakim wypowiedziano to słowo, był aż nadto znajomy.

Nie musiała się odwracać. Zawsze potrafiła rozpoznać głos Katie Gilmore.

– Lepiej zejdź jej z drogi albo też zginiesz – dodał ktoś inny i cała grupa wybuchła śmiechem.

Aby powstrzymać się przed uderzeniem Katie w twarz, Allie nie podniosła wzroku. Poszła dalej, licząc w myślach kolejne kroki. Liczby ją uspokajały.

… pięćdziesiąt pięć, pięćdziesiąt sześć, pięćdziesiąt siedem, pięćdziesiąt osiem, pięćdzie…

– Allie!

Usłyszawszy swoje imię, zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na jasne skórzane botki, które stanęły na jej drodze. Powoli uniosła głowę.

Miała przed sobą Jules, przewodniczącą żeńskiej części samorządu. Jej idealnie proste, prawie białe włosy opadały na ramiona. Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi, patrząc na Allie z wyraźną dezaprobatą.

– Isabelle prosiła, żebym cię znalazła.

Allie poczuła gwałtowne bicie serca. Odruchowo wsunęła dłoń do kieszeni i zacisnęła palce na skradzionym telefonie. To chyba niemożliwe, żeby dyrektorka już się o tym dowiedziała?

– Nie wiesz, czego może ode mnie chcieć? – zapytała spokojnie, ignorując adrenalinę szalejącą w żyłach.

Zaskoczona tym pytaniem Jules zmierzyła ją dziwnym spojrzeniem.

– Nie mam pojęcia. Mówiła tylko, że cię szuka, i prosiła, żeby cię odesłać do jej gabinetu, jeśli się spotkamy.

Allie pomyślała z ulgą, że Isabelle najwyraźniej wciąż nie wie o kradzieży telefonu. Na razie.

– W porządku – odparła, odzyskując śmiałość. – Dostarczyłaś wiadomość, więc możemy uznać, że twoja robota jest już skończona. – Zrobiła krok w stronę przewodniczącej. – Nie masz przypadkiem jakiegoś chłopaka, który na ciebie czeka? Nie powinnaś mu teraz dotrzymywać towarzystwa?

Twarz Jules pozostała bez wyrazu, ale jej policzki zapłonęły czerwonym rumieńcem.

Przewodnicząca i były chłopak Allie Carter stanowili od czasu zimowego balu najbardziej wpływową parę w szkole. Dziewczyna przywykła już do tego, jak się obejmują na szkolnym korytarzu. Jego ciemne włosy kontrastowały z jasną grzywą Jules. Przypominali figury szachowe – czarny król i biała królowa.

Ten widok zawsze wywoływał u niej mdłości.

– Nie chcę się z tobą kłócić, Allie – westchnęła pojednawczo przewodnicząca.

– To cudownie – zakpiła. – Pozwolisz, że skoczę tylko na chwilę do swojego pokoju, a potem jak grzeczna dziewczynka pójdę do Isabelle.

Nie chciała być wredna dla Jules, ale nie potrafiła się powstrzymać. Marzyła o tym, żeby na nią nawrzeszczeć. Albo rzucić się z pięściami.

Jules nie dała jej jednak okazji, więc Allie przepchnęła się obok niej i popędziła do swojego pokoju. Zatrzasnęła z hukiem drzwi. Nie miała zbyt wiele czasu. Isabelle na pewno zauważy brak telefonu, a domyślenie się, kto go zabrał, nie sprawi jej problemu.

W sypialni panował okropny bałagan. Na podłodze walały się stosy brudnych ubrań, papierów, prześcieradeł i śmieci. Po opuszczeniu izby chorych Allie oznajmiła, że nie chce tu sprzątaczek, a dyrektorka niechętnie wyraziła zgodę. Teraz jej pokój przypominał śmietnik.

Tak miało być.

Zrzuciła spódniczkę oraz szkolne pantofle i założyła na siebie obcisłe czarne dżinsy. Od śmierci Jo straciła sporo na wadze, więc spodnie były nieco zbyt luźne, ale nie zamierzała się tym przejmować. Zawiązała sznurówki w czerwonych martensach sięgających jej do kolan, wygrzebała z szafy czarną kurtkę i zaczęła rozglądać się po podłodze w poszukiwaniu szalika. Narzucając kurtkę, wystukała znajomy numer na klawiaturze telefonu.

– Czego? – Rozbrzmiało w słuchawce agresywne pytanie. Słysząc ciężki londyński akcent, Allie od razu poczuła się jak w domu.

– Mark, to ja – szepnęła.

– Allie? – Głos momentalnie złagodniał. – A niech to… Gdzie się u diabła podziewasz?

– Mam kłopoty.

– Gdzie jesteś? – Mark spoważniał. – Wróciłaś do domu? Masz jakiś problem z rodzicami?

– Nie. Jestem w szkole. Ale stało się coś złego.

– Czego ci trzeba? – zapytał bez wahania.

– Uciekniesz ze mną? – Allie spojrzała za okno, gdzie powoli zapadał mrok.

O tej porze ruch na drodze był niewielki. Allie zgarnęła z ziemi patyk i rzuciła nim na niknące w mroku pola, wsłuchując się w głuche uderzenie, gdy upadł na wilgotną glebę poza zasięgiem jej wzroku.

Przy drodze nie było żadnych latarni, a najbliższe budynki znajdowały się tak daleko, że ledwo widziała światła migocące po drugiej stronie pól. Mimo tego czuła się zdecydowanie lepiej niż w lesie, gdzie panował mrok. Czuła, że im dalej była od szkoły, tym pogodniejszy miała nastrój. Kolano wciąż pobolewało, ale nie utrudniało chodzenia. Powinna dojść do miasteczka o własnych siłach.

Zatopiona w myślach potknęła się o nierówny kawałek asfaltu i tylko cudem zdołała zachować równowagę. „Skup się” – upomniała samą siebie. – Jak złamiesz nogę, znów wylądujesz na izbie chorych”.

Nagle usłyszała dochodzący z oddali warkot silnika. Rozejrzała się w panice za jakimś schronieniem, ale żywopłot po obu stronach jezdni tworzył jednolitą ścianę. Zza zakrętu błysnęły reflektory.

Rzuciła się w gęste krzaki, ignorując kłujące gałęzie. Wcisnęła się tak głęboko, jak się dało, i czekała. Wmawiała sobie, że to na pewno któryś z okolicznych mieszkańców, a nie ochroniarze z Cimmerii. Widząc przejeżdżający samochód, wstrzymała oddech. Z ulgą wypuściła powietrze dopiero wtedy, gdy zniknął w ciemnościach.

Nie zauważyli jej.

Podjęła wędrówkę w mroku, wydłubując z włosów połamane gałązki. Bolały ją wszystkie mięśnie, a chłód przenikał aż do kości. Żeby odsunąć od siebie te ponure myśli, zaczęła wyobrażać sobie, co w tej chwili może robić Rachel.

Jej najlepsza przyjaciółka była totalną kujonką, więc przewidywanie jej zachowań nie sprawiało Allie trudności: Rachel zapewne tkwiła właśnie z nosem w podręczniku do chemii. Siedziała na skórzanym fotelu w bibliotece, oświetlona punktowym światłem niewielkiej lampki. Z okularami zsuniętymi na czubek nosa radośnie pochłaniała kolejne wykresy, równania i diagramy.

Allie uśmiechnęła się do własnego wyobrażenia, lecz natychmiast posmutniała. Rachel pewnie nigdy jej nie wybaczy tej niespodziewanej ucieczki. Potrząsnęła głową, próbując odgonić od siebie tę myśl. Nie może się przejmować tym, co ludzie o niej myślą – nawet Rachel. Musiała to zrobić. Zabójcy Jo powinni zostać ukarani, a skoro nikt inny sobie z tym nie poradził, czas, by Allie wzięła sprawy we własne ręce.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: