- W empik go
Akademia Dobra i Zła. Upadek - ebook
Akademia Dobra i Zła. Upadek - ebook
To już koniec tej baśni. Finałowy tom emocjonującego prequelu serii Akademia Dobra i Zła, która trafiła na listę bestsellerów „New York Timesa”, sprzedała się w ponad 2,5 milionach egzemplarzy i została przetłumaczona na 29 języków.
Waśń zatruwa serca dyrektorów Akademii a wielka bitwa pomiędzy Dobrem a Złem wisi w powietrzu! Czy szkoła przetrwa morderczą rywalizację braci?
To, co powstało, musi upaść.
Dwóch braci. Jeden dobry. Jeden zły.
W zamian za władzę i nieśmiertelność, czuwają nad Bezkresnym Lasem i sprawują pieczę nad Akademią Dobra i Zła. Jednak wszyscy Mistrzowie Akademii muszą stawić czoło próbie. Próbie lojalności. Czy zdołają wyjść z niej obronną ręką? Co się dzieje, gdy zaufanie zostaje nadszarpnięte, a więzy krwi… zerwane?
Kto przetrwa? Kto zginie? I co dalej z Akademią i jej uczniami?
Podróż, która rozpoczęła się sto lat temu, nieuchronnie zmierza ku końcowi. Opowieść o bliźniaczych Mistrzach Szkoły doprowadza ich na skraj wojny i szokującej konkluzji, która na zawsze zmieni losy Akademii.
Ekranizacja 1. tomu „Akademii Dobra i Zła” w gwiazdorskiej obsadzie już do obejrzenia na platformie Netflix!
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788382663112 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Młody chłopak z ciemnorudymi kędziorami i burzą piegów stanął przed Baśniarzem tak jak wszyscy Dyrektorowie.
Pióro przyjrzało się chłopcu. Było długie i stalowe, zaostrzone na obu końcach, a jego czubek przypominał oko.
Wreszcie przemówiło.
_W zamian za nieśmiertelność,_
_W zamian za wieczną młodość,_
_Wybieram ciebie._
_Duszę tak samo dobrą, jak i złą._
_Jednakże każdy Dyrektor Akademii staje przed próbą._
_Twoją próbą jest równowaga._
_Pomiędzy dobrem w twojej duszy_
_A złem w jej cieniu._
_Żadna strona nie może wygrać._
_Jeśli równowaga zostanie zaburzona, przegrasz próbę._
_Czeka cię starość i śmierć._
_Zostaniesz zastąpiony._
_Unieś dłoń, aby przypieczętować przysięgę._
Chłopak zrobił to i przypieczętował przysięgę krwią.
Jednakże wytrwał niezbyt długo.
Niespełna rok później zobaczyli go nowi Dyrektorowie Akademii.
Drżący głos z ciemności.
Pomarszczony starzec.
Przegrana próba.
– Co się stało? – zapytali go, zanim umarł.
Ale to było niewłaściwe pytanie.
Powinni byli zapytać, kim jest.CZĘŚĆ I
ZASADA TRZECH
1
– To ma być Gawaldon? – Skrzywił się Rhian. – Ten mityczny Las za Światem, o którym mi opowiadałeś? Miejsce, w którym zamierzasz znaleźć zastępców wykradzionych od nas uczniów? Ta pozbawiona magii dziura cuchnąca chlewem i niedomytymi chłopcami?
Dobry Dyrektor przyjrzał się zakurzonym ulicom, zachwaszczonym ogródkom i mieszkańcom w podniszczonych ubraniach, którzy człapali przed siebie pod szarym, pustym niebem.
– Nie ma tutaj nic dla nas.
– Powiedziałem ci, żebyś przemienił się w tutejszego mieszkańca – odpowiedział Zły Dyrektor, spoglądając kątem oka na swojego brata ubranego w brązowy prochowiec, wysokie buty ze złotymi sprzączkami i kapelusz z opadającym rondem. Postarzoną, poprzecinaną zmarszczkami twarz Rhiana okalała siwa broda. – Wyglądasz jak przerośnięty krasnolud.
– Cóż, ty wyglądasz jak pewien znany nam złodziejski pirat – odparował Rhian.
Policzki Rafala poczerwieniały. Przemienił się po drodze tutaj, przyzywając pospiesznie czarne, faliste włosy i łagodniejsze rysy twarzy. Nie zastanawiał się nad szczegółami, ale teraz w swoim odbiciu w oczach brata zobaczył, że magia uzupełniła brakujące detale, upodabniając go do Jakuba Haka. Chłopca, o którym nie pozwalał sobie myśleć od chwili, gdy Hak zawiódł zaufanie jego i jego brata, zabierając ze sobą do Nibylandii dwanaścioro najlepszych uczniów. Jednak im bardziej próbujesz coś zamieść pod dywan, tym bardziej widoczne staje się to na twojej twarzy.
Rafal wyminął brata.
– Chodź za mną.
Weszli do Księgarni Panny Harissy, a dźwięk dzwonka nad drzwiami utonął w szczekaniu psa, którego należałoby porządnie wyczesać.
– Ciągnąłeś mnie taki kawał drogi z powodu książek? – burknął Rhian. – Nie mamy ich dostatecznie dużo tam, gdzie śpimy?
Było to słuszne pytanie, ponieważ Dyrektorowie Akademii nocowali w wieży wypełnionej tysiącami książek z baśniami. W tym jednak momencie panna Harissa we własnej osobie, z kręconymi siwymi włosami, w czerwonym tweedowym płaszczu i kapeluszu tej samej barwy, który przypominał parasol, wybiegła z zaplecza, wymachując książką w szmaragdowej okładce.
– Nie widziałam tutaj panów wcześniej! Witam, witam. Poszukują panowie dobrej historii? Macie szczęście, ta dotarła wczoraj wieczorem, już ją przeczytałam i muszę powiedzieć, że robi wrażenie! Dwulicowi bracia, intrygi piratów, magiczny cyrk talentów…
Rhian z oczami jak spodki gapił się na tytuł trzymanej przez nią książki.
FALA I JEGO BRAT
– A-a-ale… – zająknął się. – S-s-s-skąd pani…
– Zaraz wrócimy – zapowiedział Rafal i wywlókł Rhiana z księgarni przy akompaniamencie dzwonka i szczekania.
Panna Harissa podrapała się w głowę i spojrzała na książkę.
– Cóż, jak przypuszczam, to nie jest rzecz dla osób o słabych nerwach.
Na zewnątrz Rafal wciągnął brata do ciemnego zaułka obok księgarni. Rhian pozbył się postarzałej twarzy, przywracając opalone policzki i burzę złotych włosów.
– Skąd ona ma tę książkę? – zachłysnął się. – Baśniarz dopiero co skończył ją pisać! Sam jeszcze nie zdążyłem jej przeczytać!
– Dlatego cię tutaj sprowadziłem – wyjaśnił Rafal. – Baśniarz przemyca swoje opowieści do księgarni tej kobiety, aby mogli je czytać ci pozbawieni magii nieznajomi.
Rhian zamrugał.
– Jak to? Pióro, którego strzeżemy, które spisuje opowieści z naszego świata, które utrzymuje odwieczną równowagę pomiędzy Dobrem a Złem, oddaje swoje opowieści tym błaznom… Jako rozrywkę?
– To oznacza, że oni wiedzą wszystko o naszym świecie, nawet jeśli myślą, że Puszcza nie istnieje naprawdę – powiedział Rafal. – Nazywam ich „Czytelnikami”. Wyobraź sobie, jak będą zaskoczeni, gdy wykradniemy ich do naszej Akademii… Wyobraź sobie ich potencjał…
– Chcesz porywać zwyczajne dzieci? Jako zastępstwo za najlepszych uczniów? – zapytał ze zgrozą Dobry Dyrektor. – To nie jest już nawet szaleństwo, to… to jest złe…
– Nasza Akademia się wali – oznajmił ostro Rafal. – Zawszanie odwrócili się od ciebie. Nigdziarze mnie zdradzili. Potrzebujemy świeżej krwi. Nowego impulsu, który przywoła ich wszystkich do porządku. Czytelnicy… znają opowieści o naszej szkole. Znają nasze baśnie. Pomyśl, co zrobią, gdy się przekonają, że to wszystko prawda! Dzieci z Puszczy traktują to jak rzecz oczywistą, ale te tutaj są inne. Będą walczyć nie tylko o to, żeby przetrwać w naszym świecie, ale także o to, żeby znaleźć sobie w nim miejsce. Co więcej, nasi zawszanie i nigdziarze nie będą chcieli przegrywać z pozbawionymi magii intruzami. Aby jednak tak się nie stawało, muszą czuć się dumni ze swojej przynależności i z Akademii. To najlepszy sposób na zapobiegnięcie dalszym ucieczkom.
Rhian otworzył usta, żeby zaprotestować…
– Nie musisz oczywiście nikogo porywać – powiedział twardo Zły Dyrektor. – Możesz zostać przy tych rozpuszczonych, aroganckich zawszanach, których masz do dyspozycji. Chętnie wykorzystam tę przewagę. Przyznam, że jesteś tutaj tylko dlatego, że magiczna tarcza oddzielająca Gawaldon od Puszczy nie przepuściłaby mnie, żebym mógł wykraść dziecko, gdybym nie dał tobie takiej samej możliwości. Przekleństwo równowagi. Z drugiej strony równowaga to powód, dla którego Pióro uczyniło nas Dyrektorami Akademii. Mieliśmy się chronić i kochać nawzajem. Dobro i Zło, Zło i Dobro. Tylko nie zawsze łatwo stwierdzić, które jest które. Czyż nie tego nauczyliśmy się od Haka? – Rzucił bliźniakowi zimne spojrzenie i ruszył w głąb ulicy.
– Rafalu? – zawołał cicho jego brat. – Nie złościsz się na mnie, prawda? Za to, że pozwoliłem zabrać naszych uczniów.
Rafal zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na brata.
– Dlaczego miałbym się złościć? Powiedziałeś, że to była w całości intryga obmyślana przez Haka, ty zaś byłeś przez cały czas Dobry i lojalny wobec mnie.
– Tak było. – Rhian przełknął ślinę. – Jakub stał się moim przyjacielem. Moim towarzyszem. Ale ty jesteś moim bratem i zawsze będziesz dla mnie najważniejszy.
– W takim razie myślę, że powinieneś znaleźć Czytelnika, który będzie tak lojalny wobec ciebie, jak ty wobec mnie – odparł Rafal.
Minęła dłuższa chwila.
– Ty już wiesz, kogo chcesz dostać? – uświadomił sobie Rhian. – Znalazłeś już Czytelnika do Akademii Zła. Dlatego tutaj jesteśmy.
Rafal uśmiechnął się lekko.
– Miałeś Wulkana. Miałeś Haka. Wiernych żołnierzy, którzy zwrócili się przeciwko tobie. To jasne, że ja już ci nie wystarczam. Czyż więc nie czas, abym znalazł własnego wiernego żołnierza?
Skłonił głowę i oddalił się od swojego bliźniaka, kończąc w duchu tę myśl.
_Na wypadek, gdybyś spróbował mnie zabić._
2
Od stu lat Rafal i jego bliźniak uważali, że wybrali odpowiednie strony jako Dyrektorzy.
Rhian w Akademii Dobra. Rafal w Akademii Zła.
Ale od początku pojawiały się pewne znaki.
Narastająca apatia, z jaką Rafal podchodził do serii porażek Zła. Jego obojętność wobec nigdziarzy. Poczucie, że jest lepszy od uczniów, których miał reprezentować.
A może, przede wszystkim, to, że nadal kochał swojego brata.
Nawet jeśli Rhian zdradzał jego zaufanie raz za razem…
Teraz Rafal znał już prawdę.
Pomylili się.
Na samym początku.
Przez cały ten czas znajdowali się w niewłaściwych Akademiach.
Kształcili niewłaściwych uczniów.
Rafalowi na myśl o tym zrobiło się w środku zimno.
Jego rodzony brat był Złym Dyrektorem?
Jego własny bliźniak nie był znajomym lustrzanym odbiciem, ale mroczniejszym cieniem zdolnym do występku, zbrodni… morderstwa?
Rafal miał jednak jeszcze poważniejszy problem.
Nie zagoiła się rana na jego ręce, powstała dwa dni temu po cięciu Baśniarza, gdy Rafal szarpał się z Piórem, oskarżając je o wszystkie swoje nieszczęścia. Powinna była się zagoić, ponieważ Rafal był nieśmiertelnym czarodziejem i każde jego skaleczenie natychmiast się zabliźniało.
Co oznaczało, że dar nieśmiertelności osłabł.
Tę nieśmiertelność on i jego brat otrzymali od Pióra na tak długo, jak długo będzie ich łączyć miłość.
Czy to oznaczało, że nie przeszli próby?
Czy Rafal i Rhian stali się… śmiertelni?
Przypomniał sobie proroctwo Saderów… Przyszłość, którą przepowiedziała mu rodzina wieszczy.
Niebawem zamiast dwóch Dyrektorów Akademii będzie jeden.
Jedyny.
Pojedynczy Dyrektor, który będzie rządzić Akademią Dobra i Zła przez całe wieki.
Wtedy Rafal uznał, że to nonsens. Logicznie myśląc, dwie osoby nie mogą stać się jedną. Ani on, ani jego brat nie mogli umrzeć. Gdyby zaś wybuchła między nimi walka lub pojawił się rozdźwięk – nie po raz pierwszy zresztą – to Rafal był złym bliźniakiem, prawda? To on musiałby zerwać tę więź. Jak długo trzymał swój temperament na wodzy i pozwalał bratu wygrywać w najgorszych sprzeczkach, nic nie groziło ani ich miłości, ani ich życiu.
Ale teraz poznał prawdę, a ona wszystko zmieniała.
Rhian był prawdziwym złym bliźniakiem.
Mimo wszystko groziła im śmierć.
Nieoczekiwanie Rafal zrozumiał, w jaki sposób niewyobrażalna dawniej przepowiednia mogłaby się spełnić.
W odpowiednich okolicznościach… Przy odpowiedniej prowokacji…
Mógł zginąć z ręki własnego brata.
Tak samo jak Rhian znalazł usprawiedliwienie dla próby zabicia ucznia imieniem Fala.
Zło w imię Dobra.
Rafal nie mógł do tego dopuścić.
Musiał się bronić.
Przed własnym bratem.
Jednakże nie mógł liczyć na uczniów Akademii Zła.
Przede wszystkim byli niewyszkolonymi pierwszoklasistami, ale poza tym nienawidzili go za chłód, z jakim ich traktował, i surową dyscyplinę. Dlatego właśnie najlepsi z nich spakowali się i wyjechali przy pierwszej okazji.
Nie mógł także polegać na dziekanie Zła, nieodpowiedzialnym oportuniście Humburgu.
Nie, Rafal potrzebował prawdziwej lojalności.
Nie czegoś takiego, co łączyło go z bratem, uczniami czy kimkolwiek innym.
Lojalności, której mógłby zaufać.
To była prawdziwa przyczyna, dla której przybył do Gawaldonu. Prawdziwy powód, dla którego zależało mu na Czytelniku, wyjątkowej duszy, która będzie mu wdzięczna za zabranie z tego piekielnego miasteczka do lepszego świata. Będzie go szanować tak, jak nikt wcześniej. Będzie mieć wieczny dług wdzięczności wobec niego. Mógłby trzymać taką osobę blisko siebie, tak jak wcześniej Haka. Mógłby jej powiedzieć o wszystkim: o proroctwie, swoim bracie, o tym, że musi się strzec najbliższego krewnego. W zamian za to Czytelnik będzie dla niego walczyć, a nawet zabijać, jeśli kiedyś dojdzie do starcia z bliźniakiem, którego Rafal tak się obawia. Zupełnie jak ktoś z jego rodziny. Jak ktoś z jego krwi. Taki Czytelnik będzie wart nie dziesięciu, ale stu nigdziarzy.
Tak jak przypuszczał jego brat, Rafal wybrał już idealnego Czytelnika.
Skręcił na najbliższym rozwidleniu w ulicę Drzewa Życzeń i zatrzymał się przed pierwszym domem z jasnoniebieskim dachem i żółtymi drzwiami. Jasne chmury odbijały się w szybach, ale Rafal dostrzegł zarys znajomej sylwetki, ociągającej się przed pójściem do szkoły, tak samo jak wtedy, gdy przybył tu poprzednio.
W pokoju wyciągnięta na łóżku dziewczynka bez pośpiechu zapinała czarny tornister i krzywiła się do lustra, obserwując swój garbaty nos, blade wargi i piegi na policzkach.
– Przestań się guzdrać! – zawołała jej matka z pokoju obok.
Dziewczynka jęknęła, zwlekła się z łóżka i potrząsnęła ciemnorudymi włosami. Otworzyła drzwi, żeby wyjść, ale przypomniała sobie o tornistrze, odwróciła się do łóżka…
Zamarła bez ruchu.
– Witaj, Arabello – powiedział Rafal, umoszczony na poduszkach.
Pozbył się swojego przebrania, widziała więc teraz najprzystojniejszego, najbardziej wypielęgnowanego nastolatka, w doskonale skrojonym złoto-niebieskim stroju, ze skórą jak biały marmur i sterczącymi włosami w kolorze szronu.
– Wróciłeś – powiedziała, a na jej policzkach pojawiły się czerwone plamy.
– Aby zabrać cię do mojej szkoły – odezwał się Dyrektor. – Akademii Dobra i Zła. Pamiętasz? Tak jak ci obiecałem. Czekałaś na mnie cierpliwie.
Oczy Arabelli wypełniły się łzami.
– Ale…
– Nigdziarce nie przystoją łzy szczęścia – powiedział łagodnie Rafal. – Wiem, jak bardzo tego pragniesz. Przez całe życie czekałaś, żeby zostać porwana. Porwana do szkoły twoich marzeń.
– Powiedziałam, że jesteś prawdziwy… – westchnęła Arabella. – Mówiłam im…
Rafal podniósł się z łóżka.
– Czasem trudno jest odróżnić Dobro od Zła. Ostatnio popełniłem wiele błędów. Najpierw w kwestii ucznia. Potem mojego brata. Wiesz jednak, skąd wiedziałem, że to ty? Widziałem cię, jak czytałaś książkę. Moją ulubioną opowieść Baśniarza, o zarozumiałej małej dziewczynce, która próbowała brać na słodkie słówka niedźwiedzia i w końcu została przez niego pożarta. Większość osób uważa, że to okropna baśń. Ale ty nie. Ty wiedziałaś, że to dziewczynka była zła, a niedźwiedź – bohaterem. Dostrzegłaś, że Dobro jest złe, a Zło jest dobre. Tego właśnie poszukuję w uczniach. Kogoś, kto wiedziałby, komu można zaufać. Zanim cię jednak zabiorę, chciałbym, żebyś mi coś obiecała.
Dziewczynka patrzyła na niego oczami jak zielone sadzawki, tak głębokimi i czystymi, że wydawała się pogrążona w transie.
– Czy zrobisz wszystko, o co cię poproszę? – zapytał Rafal. – Będziesz mnie bronić? Słuchać się mnie? Walczyć za mnie? W zamian za to otworzę przed tobą bramę do świata baśni. Moja wierna żołnierko…
Odwrócony plecami do drzwi czekał, aż do niego podejdzie. Dziewczynka stała w kącie pod obrazkiem przedstawiającym rudego lisa.
Gdy Arabella się odezwała, jej głos był upiornie ochrypły.
– Nie wierzyliście mi.
Dyrektor Akademii zerknął na nią dziwnie, nie rozumiejąc.
W tym momencie uświadomił sobie, że ona nie zwraca się do niego. Patrzyła na kogoś za jego plecami.
Rafal odwrócił się błyskawicznie.
Trzonek miotły uderzył go w głowę.
3
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, pośrodku Morza Burzowego, Aladyn starał się uniknąć zabicia przez wampiry.
– Ratuj, Hefajstosie! – wrzasnął i ciął dwóch Nocnych Wędrowców mieczem zabranym ze zbrojowni pod pokładem.
Niestety jednak, tak jak wszystko na pokładzie Bukaniera, ta broń była stara, tępa i zardzewiała, więc nie na długo mogła zatrzymać bladolicych krwiopijców. Aladyn powinien użyć zaklęcia; w Akademii uwolniono jego blask magiczny, ale stało się to stosunkowo niedawno, więc w tak stresującej sytuacji jego palec dymił tylko bezużytecznie. Nocny abordaż odzianych na czarno krwiopijców był tak zaskakujący i brutalny, że nogi i umysł chłopaka nadal nie nadążały za sytuacją. Nie potrafił skoncentrować się na swoich emocjach ani przyzwać magii. Hefajstos wyraźnie miał te same problemy, ponieważ został pozbawiony broni i musiał gołymi rękami odpierać ataki innej grupy napastników. Przystojny, łysy chłopak kopniakami i ciosami pięści wyrzucał przeciwników za burtę, zanim zdołali zatopić kły w tym, na którego polowali, a nie byli to ani Aladyn, ani Hefajstos, lecz młody Jakub Hak, chowający się za masztem.
– Jesteś piratem, Haku! Trzeba szczególnego rodzaju dumy, żeby sterczeć jak kołek, podczas gdy my walczymy! – rzucił rozzłoszczony Hefajstos, chwytając Wędrowca i unosząc go nad burtę. – Albo też braku dumy!
Normalnie Jakub dałby się sprowokować, gdyby jakiś chłopak tak go zawstydził, ale gdy w grę wchodzili Nocni Wędrowcy, był gotów poświęcić swoją godność. Przede wszystkim spędził już dziesięć dni na ich łasce, gdy Rafal zapłacił jego niezwykłą błękitną krwią za ich pomoc. Wyssali jej wtedy tyle, że Hak omal nie umarł. Poza tym bez wątpienia zapamiętali jej smak i nadal mieli na nią apetyt, ponieważ zmierzali prosto do niego, cała ich piątka, zgrzytając zębami i świecąc czerwonymi oczami, jakby tym razem nie mieli ograniczyć się do krwi. Na szczęście Hefajstos i Aladyn trzymali ich na dystans – aż do chwili, gdy Jakub usłyszał skrzeczenie, odwrócił się i zobaczył jeszcze dziesięciu Wędrowców przeskakujących na pokład ze swojego okrętu, Inagrotten, który podpłynął tuż do Bukaniera. Jakub cofnął się szybko w poszukiwaniu jakiejś broni, ale znalazł tylko cuchnący mop.
– Użyj magii Rhiana! – krzyknął Aladyn.
– Zniknęła! – odkrzyknął Hak, ponieważ magia Dyrektora Akademii, fragment duszy czarodzieja, którą Rhian tchnął w jego ciało, wydawała się nieobecna. Czyżby zużył ją całą, gdy wykradał zawszan i nigdziarzy z Akademii Dobra i Zła? Czy Rhian zdołał ją odzyskać na odległość? Nie było czasu się nad tym zastanawiać. Nocni Wędrowcy przerwali linię obrony dwóch zawszańskich chłopców. Aladyn i Hefajstos polecieli na boki, a grupa wampirów rzuciła się na Jakuba…
BUM!
Odrzut działa pokładowego szarpnął statkiem jak trzęsienie ziemi. Jakub odwrócił się i zobaczył żelazną kulę wystrzeloną z Bukaniera w stronę Inagrotten…
…która chybiła.
Przechylił się przez burtę i dostrzegł księżniczkę Kymę wpychającą kolejną kulę do lufy armatniej.
– Nie możemy dokonać abordażu, jeśli ich nie trafisz! – skarcił ją głęboki głos. Kyma podniosła głowę i zobaczyła Kapitana Piratów z Blackpool huśtającego się na linie zwieszonej z masztu. Towarzyszyło mu dziewięcioro uzbrojonych w miecze nigdziarzy z Akademii Zła, także zawieszonych na linach, gotowych przeskoczyć na pokład „Inagrotten” i zaatakować, gdy tylko uwaga Nocnych Wędrowców zostanie odwrócona.
BUM!
Kolejne pudło.
– To nie chce strzelać prosto! – zirytowała się Kyma, szarpiąc się z zardzewiałym, skrzypiącym żelastwem.
– Niech mnie kule, potrzebujemy nowego statku – mruknął Kapitan i poprawił czarny kapelusz z szerokim rondem. – Mniejsza o to. Do ataku!
Kapitan Piratów i jego nigdziarze zeskoczyli z lin na pokład statku Nocnych Wędrowców. Kapitan, wymachując dwoma szablami, wpadł w grupę wampirów, a potężnie zbudowany jednooki Tymon i pozostali źli uczniowie wykorzystali swoje talenty czarnych charakterów, likwidując Wędrowców ogniem, lodem i wszystkim, co zdołały wymyślić ich przebiegłe serca. Niebawem statek wampirów znajdował się pod ich kontrolą.
To nie rozwiązywało problemu wampirów na pokładzie Bukaniera, które – jeszcze bardziej żądne zemsty – rzuciły się na Haka…
Kyma przedostała się na statek wroga przed Jakubem i zaczęła sypać zaklęciami z palców, ogłuszając Nocnych Wędrowców i sprawiając, że polecieli bezwładnie na pokład. Odwróciła się, żeby rzucić Hakowi lodowate spojrzenie, przypominające mu, że ona i jej przyjaciele zaufali mu jako dowódcy i dlatego teraz wpakowali się w kłopoty. A skoro on nie podjął walki, nie był żadnym dowódcą. To gniewne spojrzenie w końcu zmotywowało Jakuba do działania. Zaczął tłuc przeciwników mopem po głowach, starając się zatrzeć wcześniejsze tchórzostwo. Było już jednak za późno. Nocny Wędrowiec podbiegł do niego od tyłu, a ostrzegawcze okrzyki przyjaciół wybrzmiały za późno. Wampir zatopił kły w ramieniu Jakuba, aż intensywnie błękitna krew trysnęła niczym fontanna, zanim Kyma powaliła Wędrowca zaklęciem. Hak upadł na kolana, ściskając ranę, ale teraz doskoczyły kolejne wampiry, które przycisnęły chłopaka do pokładu i zatopiły w nim kły. Był jak jelonek wśród panter; życie zaczęło z niego uchodzić, podczas gdy kły Wędrowców barwiły się błękitem. Jakub uświadomił sobie, że umrze tutaj, z powodu tych demonów, tych wybryków natury, i nagle jego serce zapiekło jak wypełnione kwasem, ogarnięte wściekłością, jakiej nigdy jeszcze nie odczuwał. Wyciągnął w górę dłoń, jakby chciał się wydostać z grobu, i odepchnął najbliższe twarze…
Blask eksplodował z jego dłoni i zmienił się w złotą ścianę, która pochłonęła i podpaliła wszystkie wampiry.
Skrzecząc ze zgrozy, zaczęły skakać z pokładu na własny statek, przenosząc na niego ogień, aż Inagrotten zanurzyła się pod wodę, żeby uciec. Kapitan Piratów i nigdziarze wrócili na Bukaniera w ostatniej chwili.
Wszyscy, łącznie z Kapitanem Piratów, wpatrywali się w Jakuba, zaszokowani. Hak dyszał ciężko, skulony, a błękitna krew wsiąkała w jego koszulę.
– Nadal tu jest… – wysapał. – Magia Rhiana… nadal tu jest…
– To dobrze – zapewnił go Kapitan Piratów i przykląkł przy nim.
Hak potrząsnął głową, jakby chciał temu zaprzeczyć.
4
Niedługo później zasiedli do obiadu: Kapitan Piratów, Hak, Aladyn, Hefajstos i Kyma.
Minęły trzy dni od opuszczenia Akademii i zaczęli popadać w rutynę. Ta grupka przyrządzała posiłek z tego, co znajdowało się w spiżarni, i jadła go w zakurzonej mesie ozdobionej portretami dawnych Kapitanów Piratów, którzy byli dyrektorami Blackpool, natomiast nigdziarze woleli jeść samotnie w swoich kajutach lub łowić ryby z pokładu i dzielić się zdobyczą. Nawet z dala od Akademii zawszanie trzymali się z zawszanami, a nigdziarze z nigdziarzami.
– Nie brałem pod uwagę zasadzki wampirów – narzekał Aladyn. – Jeden z nich ugryzł mnie w tyłek!
– Wygraliśmy, prawda? – zapytała Kyma. – O to nam chodziło. Chcieliśmy popłynąć do Nibylandii i walczyć w imię Dobra, zamiast siedzieć w szkole, gdzie Dobro oszukiwało, żeby wygrywać.
– To wina Dyrektora Akademii. To przez niego podczas Cyrku wszystko poszło nie tak – fuknął Aladyn. – Pierwsza porażka zawszan od wieków. Kompletna żenada. Przynajmniej jako piraci możemy być prawdziwymi bohaterami.
– Wszyscy będziemy bohaterami, gdy jutro dopłyniemy do Nibylandii i zdetronizujemy tego zgniłego króla – oznajmił Hak i zawinął czyste białe mankiety, żeby nie zamoczyć ich w zupie z małży. Była to zbyteczna ostrożność, ponieważ błękitna krew z rany na ramieniu przesączała się przez bandaże i zostawiła już niebieską plamę na koszuli. – Zacumujemy statek w pobliżu wschodniej plaży, jak najdalej od siedziby Pana, ale on szybko się dowie o naszej obecności. Ma na swoje rozkazy wróżki, kanibali, zagubionych chłopców i wszystkich swoich sługusów.
– A kto jest po naszej stronie? – zapytał Aladyn.
Jakub siorbał zupę.
– Twoja siostra? Twoja mama? – naciskała Kyma. – Ktokolwiek?
– Obie uciekły do Utakatamanu po śmierci taty – wymamrotał Jakub. – Nikt więcej nie jest wart funta kłaków. Nie mamy nikogo takiego jak ten cały Fala, który pokonał was wszystkich podczas Cyrku. Jego najbardziej chciałem mieć w załodze, ale kiedy przyszedłem po niego, on już zniknął.
– Czyli jesteśmy sami przeciwko światu. Prawdziwe życie pirata – westchnął Kapitan. Pochylił się do lampy, której blask oświetlił jego twarde zielone oczy i potargane pukle brązowych włosów pod kapeluszem. – Jest także jasne jak słońce, że potrzebujemy nowego statku, jeśli chcemy mieć jakąś szansę z Paniczykiem. Nasza łajba nie potrafi nawet prosto strzelać. Dlatego rodzi się pytanie… Gdzie jest Wesoły Roger, Jakubie? Gdzie słynny statek twojej rodziny, na pokład którego obiecałeś nas zabrać?
Jakub nie podnosił głowy.
– Musimy go najpierw odzyskać.
– Od kogo?
– Od „Paniczyka” – zgrzytnął zębami Jakub.
– Ha! – roześmiał się Kapitan Piratów. – Rodzina, która nie umiała nawet dopilnować własnego statku. Zaczynam rozumieć, dlaczego żaden Hak nie zdołał jeszcze zabić Pana.
– Żaden Hak nie miał załogi tak utalentowanej jak ta – warknął Jakub. – Zapamiętaj moje słowa: zabijemy Pana. Uwolnimy Nibylandię od tego despoty. Odzyskamy mój statek. Nibylandia zaś będzie miała nowego króla: kapitana Jakuba Haka.
– Obawiam się, że jedynym kapitanem na tym statku jestem ja – przypomniał Kapitan Piratów. – A król to lepsza posada niż dyrektor Blackpool. Jaką masz pewność, że nie rzucę ci wyzwania i nie zasiądę sam na tronie?
– Nibylandia to kraina młodości, a ty masz osiemnaście lat. Według standardów Nibylandii jesteś starcem, a tam nikt nie będzie słuchał starców – odparował Jakub. Jego głos ochłódł, jakby wziął pogróżki Kapitana serio. – Poza tym pozostawiłeś Blackpool pełne uczniów, którzy się spodziewają, że przywieziesz im głowę Pana, podczas gdy ty mówisz o porzuceniu swojego stanowiska…
– Chwileczkę – przerwała Kyma i zamrugała tak szybko, że jej różowy cień do powiek zamigotał. – Nikt nie wspominał o zabijaniu Pana. Powiedziałeś nam, że musimy wybawić Nibylandię z rąk nikczemnego króla. Dlatego właśnie wyruszyliśmy z tobą na tę wyprawę. Aby wyzwolić mieszkańców Nibylandii i odebrać królowi władzę. Nie wsiadłabym na ten statek, gdybym wiedziała, że zamierzasz polować na dziecko.
– On nie jest dzieckiem. Jest podłym małym dyktatorem, którego wielu mieszkańców Nibylandii utopiłoby w łyżce wody, gdyby tylko wiedzieli, jak to zrobić – zwrócił jej uwagę Jakub. – Czego od nas oczekujesz, księżniczko? Że grzecznie przekonamy go do oddania tronu w zamian za ciasteczka i całusy? Nie da się oswobodzić Nibylandii bez pozbycia się Pana z tego świata. Do tego momentu będziemy na jego łasce.
– Jesteśmy zawszanami. Jesteśmy dobrzy. Nie zabijamy nikogo. Jeśli tak ma wyglądać plan, to bądź tak miły i odwieź nas do szkoły – odpowiedziała Kyma i ruchem głowy zasugerowała Aladynowi i Hefajstosowi, żeby ją poparli.
Żaden z chłopców jednak tego nie zrobił.
Aladyn spojrzał na Hefajstosa.
– No, wiesz, jeśli Pan jest jakiś zły… To czy pozbycie się go nie będzie dobrym uczynkiem? Hef i ja jesteśmy na tym statku, żeby zostać bohaterami. Żeby zyskać sławę szybciej, niż udałoby nam się to w szkole. Zabicie nikczemnego króla brzmi jak przepis na sławę.
Kyma spiorunowała wzrokiem swojego chłopaka.
– Zawszanie mogą zabić tylko swoją nemezis. Nie jeździmy po obcych krajach, żeby bawić się w samozwańczych stróżów sprawiedliwości.
– Zaufaj mi, księżniczko – burknął Hak. – Inaczej zaśpiewasz, kiedy sama poznasz tego Pana.
– Mówiłeś przecież, że nie można go zabić? – zapytał Aladyn.
– Mówiłem, że nikt nie wie, jak to zrobić – wyjaśnił Jakub. – Każdy Pan zostaje na sto lat zatrzymany w kwiecie dzieciństwa. Ten Pan ma na imię Piotruś. Ale można zabić Pana, jeśli pozbawi się go młodości, a ta młodość jest przechowywana w jego cieniu. Jeśli zabijesz cień Piotrusia Pana, zabijesz samego Piotrusia.
– Cień? – zdziwił się Aladyn. – Jak można zabić cień?
Także Kyma zaczęła słuchać uważniej.
Odpowiedzi udzielił Kapitan Piratów.
– Cień jest połączony z duszą. Magicznie. Żaden Hak nie rozwiązał zagadki pokonania cienia, ale mnie i Jakubowi się to udało. Jak myślisz, dlaczego uknuliśmy tę intrygę, dzięki której Jakub wykradł część mocy Rhiana? Cień Pana nie ma szans z magią Dyrektora Akademii.
Popatrzył na Jakuba, oczekując, że były uczeń odwzajemni jego uśmiech, ale Hak milczał, marszcząc brwi i odwracając wzrok.
– Nie mogę jej znaleźć – powiedział niemal do siebie. – Magii Rhiana. Nie potrafię jej znaleźć w swoim wnętrzu tak, jak znajdowałem magię Rafala. Kiedy Rafal tchnął we mnie swoją duszę, była zawsze obecna jak blask, który mnie prowadził. Ale magia jego brata… ukrywa się. Kiedy się wcześniej pojawiła, była rozwścieczona jak smoczy płomień, jakby chciała zniszczyć wszystko na swojej drodze. Teraz jednak znowu zniknęła.
– Tego dokładnie należałoby się spodziewać po duszy Dobrego Dyrektora – uspokoił go Kapitan Piratów. – Ocaliła twoje życie i pojawi się, gdy będziesz jej potrzebować. Czego jeszcze mógłbyś chcieć?
Jakub skinął głową, ale w głębi duszy myślał o tym, jakie okropne uczucie wywoływała magia Rhiana za każdym razem, nawet wtedy, gdy uratowała mu życie. Pytanie zawisło powietrzu. Czego jeszcze mógłbyś chcieć? Hak w myślach udzielił odpowiedzi.
_Chciałbym się jej pozbyć._
5
Rafal ocknął się i przypomniał sobie natychmiast, że jest teraz śmiertelny.
Z rany na głowie ciekła krew, a ból odbijał się rykoszetem wewnątrz czaszki. Dekady wiecznego życia sprawiły, że stał się rozpieszczony. Zapomniał o istnieniu krwi i bólu.
– Kim jesteś? – zapytał twardy głos.
Rafal otworzył oczy i zobaczył, że leży na stojącym przy oknie łóżku Arabelli przywiązany do jego słupków. Obserwowało go trzech starców.
Mieli na sobie długie szare płaszcze i wysokie czarne kapelusze. Każdy nosił olśniewająco białą brodę, a ich szydercze i wyniosłe spojrzenia oraz pęczki szałwii zawieszone na szyi podpowiedziały Rafalowi, że uważali się za świętych mężów.
– To diabeł! – syknął kobiecy głos, a Rafal dostrzegł przy drzwiach matkę Arabelli, która przyciskała do siebie córkę i wskazywała go oskarżycielsko palcem. – Przybył, żeby ją porwać do przeklętej szkoły! To wcielenie zła!
Wzrok Rafala zatrzymał się na Arabelli. Myślał, że zostanie jego wierną żołnierką, a ona wypaplała wszystko mamusi. Po raz kolejny nie zdołał odróżnić Dobra od Zła, co oznaczało, że jego kompas moralny jest kompletnie popsuty. Co gorsza, plan mający go ochronić przed własnym bliźniakiem obrócił się idiotycznie przeciwko niemu. Był teraz uwięziony i w śmiertelnym niebezpieczeństwie, podczas gdy Rhian prawdopodobnie spacerował po miasteczku i objadał się ciastkami.
– Od dawna podejrzewaliśmy, że magia zdołała się wedrzeć do Gawaldonu – przemówił starzec z najdłuższą brodą. – To nam, Starszym Gawaldonu, tak jak wszystkim naszym poprzednikom, powierzono ochronę tego miasteczka. Nie wiedzieliśmy jednak, czy jest to magia światła, czy też ciemności. Książki z baśniami pojawiające się magicznie w naszych księgarniach… Las, w którym wszystkie ścieżki prowadzą cię natychmiast z powrotem do miasta… Prawdziwa wróżka schwytana przez jedno z dzieci…
Sięgnął do kieszeni i wyjął nieduży słoik.
Dyrektor Akademii otworzył szerzej oczy.
Wewnątrz słoika znajdowała się zielonoskóra wróżka z czarnymi skrzydełkami i ostrymi zębami, które teraz szczerzyła, przeklinając Rafala, jakby to jego winiła za swoje nieszczęście.
– Marialena? – zapytał ochryple Rafal.
– Ach, czyli znasz tę magię – odezwał się drugi starzec, z drugą co do długości brodą. – Jako że planowałeś porwać małą Arabellę, znamy już odpowiedź na pytanie, czy mamy do czynienia z magią światła, czy ciemności.
Rafal wpatrywał się w Marialenę, swoją dawną uczennicę i wieszczkę, którą za karę zamienił we wróżkę i którą teraz by nagrodził, gdyby potrafiła użyć swojego daru, żeby wydostać ich z tego przeklętego miasteczka. Sądząc jednak po tym, jak rozpaczliwie tłukła się w słoiku, było jasne, że albo nie wie, co przyniesie im przyszłość, albo nie podoba jej się to, co widzi.
– Czy wiesz, co dzieje się z magią ciemności w naszym świecie? – zapytał pierwszy Starszy i podszedł bliżej. – Wydobywamy ją na światło, aby wszyscy ją zobaczyli. Nie ma zaś lepszego światła od świętego płomienia.
– To właśnie robimy z czarownicami, które praktykują czarną magię w naszym miasteczku – dopowiedział drugi Starszy, pochylając się nad łóżkiem. – Palimy je na stosie i rozsypujemy popioły w lesie.
_Czy jeszcze mam swoją magię?_, pomyślał Rafal. Popatrzył na niezabliźnioną ranę na ręce. Jeśli jego dar nieśmiertelności osłabł, czy tak samo stało się z czarodziejskimi mocami? Przesunął wzrokiem po pokoju. Był tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać.
– Ale tobie powinno się to spodobać – oznajmił ostatni Starszy i wyciągnął po niego rękę. – Diabeł powróci w ogień piekielny…
Rafal uśmiechnął się do niego.
– To mi się bardziej spodoba.
Machnął nogą do tyłu i stłukł butem szybę, aż szkło rozprysło się wokół. Starsi zasłonili się; Rafal złapał jeden odłamek i przeciął sznury. Odbił się od łóżka, wyrwał z rąk starca słoik z wróżką, wyskoczył przez rozbite okno i z rozpostartymi ramionami, jak lecący jastrząb, poszybował w ciężkie szare chmury, byle dalej od Gawaldonu.
Zalała go fala ulgi. Jego magia była nienaruszona.
Spróbował przyspieszyć, lecieć jak zwykle szybko i dynamicznie. Ale tam, gdzie dawniej była siła, pozostała tylko słabość, pustka po czymś, co zniknęło.
Teraz już rozumiał. Jego magia słabła, tak samo jak moc uzdrawiania.
Baśniarz go ostrzegał.
Jego i Rhiana.
Albo szybko naprawią swoje relacje, albo nie przejdą próby.
Stracą moce i życie.
Serce Rafala zabiło szybciej. Mniejsza o tych idiotycznych Czytelników. Mniejsza o przepowiednie. Mniejsza o chronienie się przed Rhianem i podejrzewanie bliźniaka o przyszłe zbrodnie. Musieli znowu się pokochać. Tak jak dawniej. To była droga do szczęścia – dla nich obu.
Uniósł słoik i popatrzył na Marialenę.