- promocja
Alaska. Przystanek na krańcu świata - ebook
Alaska. Przystanek na krańcu świata - ebook
• Czy na Alasce płaci się mieszkańcom za życie?
• Kto, jak i dlaczego wciąż poluje tam na wieloryby?
• Co zrobić, gdy stanie się oko w oko z łosiem?
Witajcie na Alasce! – największym i najrzadziej zaludnionym stanie Ameryki, gdzie na kilometr kwadratowy przypada pół mieszkańca, a do stolicy nie prowadzi żadna droga lądowa. Żyje się tutaj w otoczeniu zapierającej dech w piersiach dzikiej przyrody i na granicy płyt tektonicznych, więc doświadczenie trzęsienia ziemi jest tak samo prawdopodobne, jak spotkanie niedźwiedzia czy spacer po lodowcu.
Alaska – kojarzona z zimnem, wysokimi górami i życiem na odludziu – jest o wiele bardziej różnorodna, niż może się wydawać. Damian Hadaś opowiada o jej kontrastach, postępujących zmianach klimatycznych, trudnej historii rdzennych mieszkańców, fenomenie „Wszystko za życie”, ale też o tym, jacy są Alaskijczycy i czy naprawdę jest tu tak zimno, jak myślimy.
Niektórzy z nas, zamiast o śródziemnomorskich plażach, snują arktyczne sny o Alasce, Grenlandii, Czukotce. Zwykle na podstawie malowniczych zdjęć ośnieżonych szczytów i gór lodowych, dryfujących przez atramentowe zatoki. To książka o tym, co dzieje się poza kadrami takich fotografii. O prozie życia w izolacji, na styku płyt tektonicznych, wśród niedźwiedzi, pod tańczącymi neonami zorzy polarnej.
Adam Robiński
Chyba nie ma na świecie drugiego tak bardzo owianego legendami i rozpalającego wyobraźnię kawałka świata, jak Alaska. Trudno więc nie zadawać sobie pytania, czy legendy te są faktycznie żywe. Damian Hadaś, przywołując największe alaskańskie ikony i najbardziej znane lokalne historie, stara się dostrzec w nich współczesne konteksty. Alaska nie daje sobie łatwo odebrać swojej ikoniczności. To miejsce, w którym uważny obserwator z pewnością zobaczy wiele kontekstów i nowych połączeń. Ale zawsze one będą podporządkowane alaskańskiemu genowi. A jego przecież nie da się wydłubać z DNA.
Kamila Kielar
reporterka, podróżniczka, podcasterka
Damian Hadaś wrzuca nas w środek krainy, w której bezkompromisowa przyroda dyktuje warunki, nie ma wiele miejsca na ludzkie błędy, a życie zaskakuje nawet tych, których przodkowie osiedlili się w odciętym stanie Ameryki dziesiątki lat temu. Ale w trakcie lektury poznajemy przede wszystkim Alaskę dzisiejszą, aktualną. Odzieramy ją z mitów, półprawd i własnych wyobrażeń, poznając gorzki smak życia w alaskańskim raju. Uczciwa, szczera lektura.
Piotr Mikołajczak
Icestory
Relacja z Alaską może być tylko pełna skrajności, bo taki jest ten stan – albo raj na ziemi, albo miejsce nie do życia. Damian Hadaś wspaniale o nim opowiada, podkreślając zalety i rozprawiając się z romantycznymi mitami.
Diana Chmiel
Bardziej lubię książki niż ludzi
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66981-92-8 |
Rozmiar pliku: | 34 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Natalia Kołaczek _I cóż, że o Szwecji_
Anna Kurek _Szczęśliwy jak łosoś. O Norwegii i Norwegach_
Maciej Brencz _Farerskie kadry. Wyspy, gdzie owce mówią dobranoc_
Magdalena Genow _Bułgaria. Złoto i rakija_
Aleksandra Michta-Juntunen _Finlandia. Sisu, sauna i salmiakki_
Mikołaj Buczak _Sobremesa. Spotkajmy się w Hiszpanii_
Agnieszka Kamińska _Szwajcaria. Podróż przez raj wymyślony_
Agnieszka Krawczyk _Rumunia. Albastru, ciorba i wino_WELCOME HOME.
WSTĘP
Nie mogłem uwierzyć, że trzymam właśnie w ręku przepustkę do miejsca, które przez lata wydawało się zbyt odległym podróżniczym marzeniem. Moje serce biło jak po kilku mocnych kawach, a dłonie pociły się lekko z poddenerwowania. Jednak w terminalu lotniska w Seattle nikt nie podzielał nawet odrobiny mojej ekscytacji.
Przy bramce C15 panowała atmosfera sennego pikniku. Trwała wiosna, więc na terminalu nie było jeszcze turystów. Pasażerowie wracali zapewne do swoich domów po kolejnej wizycie w _Lower 48_, czyli którymś z czterdziestu ośmiu kontynentalnych stanów USA położonych na południe od Alaski. Ci z mocniejszą opalenizną kończyli pewnie dłuższe urlopy na zachodnim wybrzeżu, inni wracali z kontrolnej wizyty u specjalisty, spotkania biznesowego czy zakupów. Nie pozostało mi nic innego, jak zachować pozory opanowania, jakbym na Alaskę latał przynajmniej kilka razy w roku. _No big deal_.
W tę podróż wyruszyłem ze świadomie zaplanowaną nieświadomością. Nie spędzałem wieczorów na doborze najlepszych atrakcji czy wertowaniu kolejnych przewodników. Nie szukałem odpowiedzi w internecie, który o Alasce i tak wydaje się przypominać sobie dopiero po kolejnym mocniejszym trzęsieniu ziemi. Tym razem nie musiałem się niczym martwić. Miałem u swojego boku prywatną, wychowaną na Alasce przewodniczkę, która obiecała wytłumaczyć mi lokalną rzeczywistość oraz uchylić kilka drzwi niedostępnych dla zwykłego turysty.
Nie udało mi się jednak całkowicie wyzbyć oczekiwań. Widziałem przecież programy o brudnych poszukiwaczach złota, którzy gdzieś na bezdrożach Alaski pół dnia spędzają na próbie rozpoczęcia pracy, aby resztę czasu poświecić naprawie znów popsutego sprzętu. Kojarzyłem też _Ekstremalną Alaskę_ (_The Last Frontier_), serial, w którym kilka generacji rodziny Kilcherów wiecznie przygotowuje się do surowej zimy. Miałem przed oczami wyobraźni także wielkiego łosia z _Przystanku Alaska_ (_Northern Exposure_), który w rytm wesołej muzyki bez pośpiechu wędruje uliczkami miasteczka Cicely, oraz grubego niedźwiedzia objadającego się łososiami przy kojącym głosie Krystyny Czubówny. Alaskę znałem również z powieści Jacka Londona, który podczas gorączki złota nad rzeką Klondike zamiast skarbów odnalazł pasję do pisania; z relacji polskich wspinaczy zmagających się ze szczytem Denali, a także z książki i filmu _Wszystko za życie_ (_Into the Wild_), które odegrały w moim nastoletnim życiu wcale niemałą rolę.
Większość podróży spędziłem z nosem przyklejonym do samolotowego okienka. Nie mogłem się napatrzeć. Szczyty górskie wciąż otulone były grubą pierzyną bieli udekorowaną turkusowymi piegami jezior glacjalnych. Spływające we wszystkie strony lodowce były tak masywne, że wydawały się wręcz przeczyć obawom naukowców alarmujących o nieuchronnym ociepleniu klimatu. Wpatrywałem się w połacie soczyście zielonych lasów, w kolejne rozlewiska rzek oraz w ocean, który bez chwili wytchnienia rzeźbi wybrzeże tej legendarnej krainy. Z góry Alaska wydawała się wręcz niemożliwa do zamieszkania. Zbyt dzika, niedostępna i całkowicie nieokiełznana.
Po trzech i pół godzinie lotu koła boeinga z gracją starły się z płytą lotniska w Anchorage. Ten krótki czas wystarczył, aby z tętniącego energią Seattle przenieść się do zupełnie innego świata.
– _Welcome to Alaska. Welcome home._ – Kojący głos stewardesy przywitał pasażerów
Nie mogłem oprzeć się wdziękom Alaski. Dominowała we mnie ekscytacja, charakterystyczna dla pierwszej podróży do wymarzonego miejsca. Wszystko wydawało się być bardziej imponujące od tego, co widziałem do tej pory. Góry zdawały się być jeszcze wyższe, rzeki czystsze, a ludzie i zwierzęta wydawali się funkcjonować w zaskakująco zgodnej symbiozie. Alaska była dokładnie taka, jaką sprzedaje się w broszurach biur turystycznych. I ja poddałem się temu urokowi. Ośmielony nadmiarem czystego powietrza, 11 maja 2017 roku, w przepiękny, słoneczny dzień, wpatrując się w ocean, po raz pierwszy wypowiedziałem na głos słowa:
– Mógłbym tutaj zamieszkać.
Kilkanaście miesięcy później leciałem na Alaskę po raz czwarty i tym razem na lotnisko zaciągnąłem ze sobą znacznie więcej bagażu. Miałem jednak to samo towarzystwo, choć Elizabeth była już nie tylko przewodnikiem, ale także moją narzeczoną. Decyzja o przeprowadzce nie była jednak ani łatwa, ani tym bardziej spontaniczna. Nie była wyrazem poszukiwania wolności, pogonią za amerykańskim snem czy ucieczką przed problemami. Była wynikiem chłodnej kalkulacji dwóch osób z różnych krańców świata, które chciały iść dalej, trzymając się za ręce.
Po kilku miesiącach zbierania dowodów na autentyczność naszego związku, po stresujących spotkaniach w ambasadzie i kolejnych wydatkach wreszcie otrzymaliśmy oczekiwane pozwolenie. W Polsce pozostało więc zamknąć za sobą firmę, kilkukrotnie pożegnać się z przyjaciółmi i spróbować przekonać rodzinę, że Alaska nie jest wcale aż tak odległa.
Dziś wciąż nie jestem pewny, czy to już dom, czy tylko przystanek Alaska. Choć wciąż imponuje mi majestat tutejszej przyrody, nie patrzę już na Alaskę wyłącznie przez różowe okulary. Wiem też o niej nieco więcej. Z naciskiem na nieco, bo jej historię, przyrodę oraz życie mieszkańców charakteryzują te same cechy, co geografię stanu: potężne odległości, ekstremalne warunki oraz trudna do wyobrażenia izolacja.
Dziś Alaska jest dla mnie przede wszystkim krainą pełną kontrastów. Widzę tu zderzenie amerykańskiego konsumpcjonizmu i miliardowych interesów z życiem w przyczepach i wypróżnianiem się do wiadra. Wszechobecne fast foody i kosztowne samochody, a także życie z polowań i zbiorów setki kilometrów od najbliższej drogi. Petrodolary w portfelach oraz ropa zalepiająca skrzydła ptaków. Nieustająca walka rozwoju gospodarki z przyszłością miejscowej przyrody. Wciąż nieopowiedziane tysiąclecia rdzennych mieszkańców.
Ta książka nie jest kompendium wiedzy o Alasce, ale raczej zbiorem własnych i cudzych doświadczeń, rozmów oraz legend, w których granice prawdy i mitu dawno się już zatarły. To opowieści o bohaterach, poszukiwaczach przygód, tyranach i ich ofiarach. O przyrodzie, która nadal stawia opór człowiekowi, i o ludziach, którzy niestrudzenie starają się ją ujarzmiać, mając pełną świadomość, że i tak nie jest to możliwe. Znajdziecie tu obalone mity, trochę powielonych stereotypów, sporo półprawd, kilka niewygodnych pytań i bardzo subiektywne wnioski. Poznacie również tę stronę Alaski, którą podczas wymarzonych wakacji przysłaniają świerki, wysokie góry i bogactwo królestwa zwierząt.