Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Alchemia czarnego ptaka - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
19 listopada 2025
4150 pkt
punktów Virtualo

Alchemia czarnego ptaka - ebook

Mistyczna powieść oparta na prawdziwej historii dwudziestowiecznych malarek i okultystek Remedios Varo oraz Leonory Carrington.

Jest rok 1939. Artystka Remedios Varo i jej ukochany, poeta Benjamin Peret, opuszczają Paryż, uciekając przed nazistami na południe Francji. Trafiają do położonej w Marsylii Villa Air Bel, bezpiecznej przystani dla artystów i intelektualistów, prowadzonej przez amerykańską dziedziczkę Mary Jayne Gold. Wraz z innymi czekają tam na dokumenty, które umożliwią ucieczkę za granicę. Przez przebywających w Villa Air Bel surrealistów Remedios jest postrzegana jedynie jako piękna muza, a nie równorzędna im artystka. Na szczęście malarka znajduje azyl w tajemniczej księgarni, gdzie odkrywa ezoteryczny świat tarota.To właśnie on pomaga Remedios i jej przyjaciółce, także artystce, Leonorze Carrington rozpalić ogień twórczego geniuszu, przekroczyć granice świadomości, dotknąć tego, co transcendentne, a dzięki temu osiągnąć doskonałość w malarstwie.

To oparta na faktach historia dwóch niezwykłych kobiet, które trafiły do świata sztuki jako muzy znanych artystów, a za sprawą swojej przyjaźni i inspiracji czerpanej z kart tarota zdobyły szerokie uznanie i w znaczący sposób wpłynęły na kształt surrealizmu.

Kategoria: Esej
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-213-5366-1
Rozmiar pliku: 5,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Remedios całe życie szukała takiej przyjaciółki jak Leonora. Wzięła ją pod rękę i przyciągnęła do siebie. Przyspieszyły i weszły we wspólny rytm kroków, które odbijały się echem od wysokiego brzegu Sekwany.

– Malowałaś? – spytała Leonora.

Kilka miesięcy temu, na _Exposition Internationale du Surréalisme_, ich obrazy wisiały obok siebie. Tak się poznały.

Remedios chciała zachować dla siebie, że malowała jedynie falsyfikaty dla Oscara Sancheza, który sprzedawał je arystokratom mającym więcej pieniędzy niż rozumu. Wolała nie sprawdzać, jak Leonora na to zareaguje. Nie chodziło o to, że ta miałaby coś przeciwko nielegalności tego procederu – Remedios nie spotkała w życiu wielu osób, które tak mało przejmowałyby się konwencjami – ani o to, że byłaby przeciwko braniu za to pieniędzy. Wszyscy potrzebowali pieniędzy. Remedios obawiała się, że Leonora nie zaakceptowałaby nieautentyczności wynikającej z naśladownictwa czyjegoś stylu.

– Malowałam. Codziennie – odparła Remedios ogólnikowo.

– Ja też – powiedziała Leonora, przyciskając łokieć Remedios do swojego boku.

Leonora pachniała papierosami i staromodnymi perfumami o zapachu fiołków, który uderzająco kontrastował z jej buntowniczym podejściem do życia.

– Najważniejsza jest codzienność. Tworzenie codziennie o takiej porze, aby muza doszła do głosu. Wbrew wszystkiemu, z czym mamy do czynienia.

„Muza”. Leonora wypowiadała to słowo, jakby była z inspiracją za pan brat, jakby dla niej muza była stałym towarzyszem – niczym ukochane zwierzątko albo anioł stróż, a nie marzeniem, duszonym przez fałszowanie mętnej palety kolorów i wizerunków nudnych maskulinistycznych budynków innych artystów.

Żółte liście tak układały się na ciemnych płytach chodnikowych, mokrych od wczesnowiosennego deszczu, że powstawała iluzja ciągnących się szeregami okien. Remedios pociągnęła Leonorę w kierunku jednego ze stoisk bukinistycznych, które ustawiano wzdłuż rzeki od stuleci. Prowadząca kram handlarka, stara kobieta w męskiej płóciennej marynarce, z jasnoniebieskim szalikiem wokół szyi, uśmiechnęła się do nich. Remedios zdawała sobie sprawę z tego, jakie sprawiają wrażenie: dwóch młodych, nieprzejmujących się wojną, modnie ubranych kobiet, które niejeden określiłby mianem pięknych. Czasami Remedios irytowało, gdy traktowano ją jako kolejną ładną młodą buzię i nic więcej, dziś jednak cieszyła się radosnym obrazem, jaki wywoływały we dwie z Leonorą, ulotną mocą, jaką nadawał im ich wygląd.

Nastrój poprawiało jej już samo bycie z Leonorą, emanującą wyjątkowym rodzajem magii. Wszystko – od leniwego akcentu, z jakim wymawiała francuskie słowa, poprzez naszyjnik od irlandzkiej niani, który nosiła na szyi, było wynikiem pochodzenia z brytyjskich klas wyższych, które próbowała zanegować, choć czyniła to z niefrasobliwą pewnością siebie osoby, która przez całe życie miała wszystkiego więcej niż potrzeba. Porzuciła akademię sztuk pięknych i razem z Maxem Ernstem przyjechała do Paryża, gdzie jej zachowanie szybko okryło się złą sławą. Pewnego razu zdjęła w kawiarni buty i posmarowała sobie stopy musztardą. Innym razem, w środku przyjęcia, wzięła prysznic całkowicie ubrana, po czym uczestniczyła w reszcie wieczoru w mokrym, przylegającym do ciała stroju. Max nazywał ją _la petite sauvage_ – „małą dzikuską”.

Remedios – może dlatego, że i sama chciała sobie dodać odrobinę „dzikości” albo odurzyła ją zapowiedź kryształowo czystego jesiennego powietrza, albo dlatego, że gdzie się dało, szukała czegoś, co spowoduje przełom w jej malarstwie – wzięła do ręki leżącą na ladzie bukinistycznego kramu talię tarota. Potrzebowała czegoś, co pomogłoby jej wejść z jej twórczością na kolejny poziom, a ponieważ ostatnie trzy miesiące spędziła na naśladowaniu de Chirico, straciła wyczucie, czym jest jej własna sztuka. Nie umiała ocenić, czy poprawiła w tym czasie swoje umiejętności, czy utraciła swoją oryginalność?

Przyjechała do Paryża, aby być razem z ukochanym, poetą Benjaminem Péretem, który od chwili, gdy poznali się w Barcelonie, bombardował ją całym arsenałem poezji. Wierszami tak żarliwymi, że po dwóch miesiącach nie była w stanie zrozumieć, dlaczego choć przez chwilę mu się opierała. Z Leonorą łączyło ją między innymi to, że obie były zakochane w sławnych, znacznie starszych, żonatych intelektualistach. O ile jednak Leonora żyła w duchu rebelii i przesuwania granic, Remedios trwała w stanie wiecznego poszukiwania i chłonięcia.

– Pozwól, że ci je kupię – powiedziała Leonora z odruchową szczodrością, na jaką stać jedynie tych, których faworyzowała fortuna. – Niania się na tym znała. Twierdziła, że nie powinno się kupować kart tarota dla siebie.

– Czyli ktoś uczył panienkę tarota, _mademoiselle_? – spytała handlarka.

– Tylko odrobinę, ale tego akurat mnie nauczyła.

– To bardzo stary przesąd, służący trzymaniu kobiet z dala od źródła wiedzy. Każdy, kto chce poznać mądrość tarota, może sobie kupić talię i może wykorzystywać jej moc dla siebie. – Handlarka zwróciła się do Remedios. – Kupuj, na co masz ochotę, _mademoiselle_. Nie ma potrzeby czekać, aż ktoś da panience to, czego potrzebuje. Sama musisz pozyskać narzędzia, które mają ci służyć. Sama jesteś kowalem własnego losu.

Choć przemowa była najprawdopodobniej elementem sztuki przetrwania, dopracowanym przez handlarkę do perfekcji przez lata walki o przeżycie straganu, Remedios wyciągnęła z przepastnych kieszeni kilka banknotów i podała je sprzedawczyni. Gdy dotknęła kart, opadły jej nieco ramiona, coś się w niej ułożyło i wypuściła powietrze z poczuciem, że klucz zaskoczył w zamku.

SŁOŃCE –

Sabina Cherugi

Karta Słońca ukazuje nagie, uśmiechnięte dziecko jadące na oklep na białym koniu. Za nim łopocze czerwona flaga, a na dalszym planie widać dojrzewające słoneczniki. Górną połowę karty wypełnia jasno świecące słońce. Jest to karta iluminacji, dzięki której wszystko staje się widoczne i może zostać posadowione na solidniejszym fundamencie. To, co dotychczas skrywało się w cieniu, wychodzi na światło i zyskuje pewność. Ta karta mówi również o zgodzie na wyróżnianie się i bycie dostrzeganym. Tak jak widoczne na niej dziecko, cała karta mówi: oto jestem i oto jest to, co przynoszę. Słońce jest sygnałem do rozważenia, co ostatnio stało się bardziej widoczne, i zaprasza do podjęcia działania, które nada temu wyrazistość.

Moja rodzina jest w posiadaniu tego straganu już od XVII wieku. Kobiety z rodziny Cherugi przez pokolenia zarabiały na życie na nabrzeżach tej rzeki, sprzedając używane książki, dawne mapy oraz inne stare i cenne druki. Moja rodzina prowadziła też handel wymienny inną, bardziej tajemną wiedzą. Moja matka czytała z kart tak samo jak jej matka i przedtem matka jej matki. Teraz ja kontynuuję ich sztukę, choć lepiej jest się tym nie chwalić. Jeszcze przed nadejściem zagrożenia ze strony hitlerowców, z tego, co mówiono, przesądnych i mających obsesję na punkcie okultyzmu, wróżbiarstwo zawsze było dla naszej rodziny zajęciem opartym na przekazie z ust do ust – nasze nazwisko szeptano w kuchniach, żłobkach i na placach zabaw dla dzieci.

Zazwyczaj nie sprzedaję kart tarota, trzymam jednak zawsze kilka schowanych talii dla klientów chcących posiadać własne – choć w dzisiejszych czasach to rzadkość. Obiło mi się też o uszy, że Niemcy zaczęli w planowy sposób aresztować kabalarzy i astrologów i że palą książki na stosach, byłam więc nieco zaskoczona pojawieniem się dwóch przyjaciółek i tym, że ręce jednej z nich wylądowały w skrzyneczce z kartami, którą trzymam pod składanym stolikiem.

Na pierwszy rzut oka można by je wziąć za siostry z bogatej rodziny – obie miały ciemne oczy, mocne włosy i delikatnie pociągnięte różem usta, jednak ta, która wzięła do ręki karty, miała pofalowane, rudawe włosy, nieco odstające na boki, a ją całą ożywiał płomień intelektu i ciekawości świata. Od razu dało się dostrzec, że karty do niej pasują. Wtedy jej przyjaciółka przytoczyła stare kłamstwo o niekupowaniu talii dla siebie i musiałam się odezwać.

Oczywiście je kupiła. Gdy podawałam jej karty, opowiedziałam o nich krótko.

– W talii tarota nie zamieszka siła inna od tej, jaką nada jej ten, kto czyta karty. Nie istnieje dogmatyczne znaczenie żadnej karty ani autorytet arbitralnie formułujący stwierdzenia. Liczy się jedynie twoja wiedza o mitach i symbolach. Podstawy interpretacji zdobędziesz poprzez studiowanie mitów greckich i rzymskich, fizyki, wszelkich postaci mistycyzmu i okultyzmu, nawet psychologii. Musisz połączyć wszelką wiedzę ze swoim doświadczeniem życiowym jako Strzelec i wykorzystać to wszystko w kartach.

Skąd wiedziałam, że jest Strzelcem? Niektórzy uznaliby to za szczęśliwy traf, inni powiedzieliby raczej, że to intuicja.

– Jesteś łuczniczką i od długiego czasu mierzysz ze swojej strzały – mówiłam dalej. – Doskonaląc celowanie, prawda? – Każdy, kto miał oczy, był w stanie dostrzec, że jest młodą, obiecującą kobietą, znajdującą się w tej fazie życia, w której gromadzi się wiedzę. – Zanim wypuścisz strzałę do lotu.

Powiedziała mi wtedy swoje imię: Remedios.

– Remedium! Wspaniałe. Jesteś lekarstwem, prawda? Nie tylko dla swojej matki, która przed twoim pojawieniem się doświadczyła straty.

Dziewczyna popatrzyła na mnie, zdumiona, że to wiem, ale prawdę mówiąc, jaka matka dałaby córce na imię Remedium, jeżeli nie potrzebowałaby uleczyć złamanego serca?

– Moja siostra zmarła jako dziecko – wyjaśniła Remedios. – Matka nigdy nie przestała jej opłakiwać. Modliła się i obiecała Matce Bożej Uzdrowienie Chorych¹, że jeżeli dane jej będzie urodzić jeszcze jedno dziecko, nada mu jej imię. To ja.

– Wiedz więc, że twoje zadanie wobec matki zostało spełnione. Uleczyłaś w niej wszystko, co mogłaś. – Wyjęłam z kieszeni, gdzie ją stale trzymałam, własną talię tarota. – Każdy, kto kupi karty, dostaje darmową wróżbę. – Wymyśliłam to na poczekaniu tylko dlatego, że chciałam zobaczyć, co tarot ma do powiedzenia na temat tej kobiety. – Wybierz trzy karty – powiedziałam, podsuwając jej talię. Przyjaciółka Remedios wciągnęła gwałtownie powietrze. – O co chodzi? – spytałam, odwracając się do niej. – Niania także w tym zakresie miała zasady?

– W rzeczy samej – odparła przyjaciółka Remedios, na której najwyraźniej nie zrobiłam wrażenia. – Nigdy nie pozwalała mi dotykać swoich kart. Mawiała, że kart może dotykać tylko ten, kto je czyta.

– Pozwól, że zgadnę: gdy to mówiła, byłaś małą dziewczynką?

Przyjaciółka Remedios skinęła głową.

– Zasada twojej niani wynikała najprawdopodobniej z chęci powstrzymania niesfornego dziecka przed grzebaniem w jej kartach. – Odwróciłam się ponownie do Remedios. – Wybierz karty.

Tarot nie polega na czytaniu w myślach. Nie da się udowodnić jego rzetelności sceptykom, czekającym z założonym rękami, aby podkreślić swoje negatywne nastawienie, żądającym „dowodu” trafności odczytanych treści. W najdoskonalszej postaci czytanie kart tarota jest rozmową między osobą pytającą, zaufanym przewodnikiem a wszechświatem, prowadzoną poprzez synchroniczność kart.

Daję karty pytającemu, gdy chcę zaobserwować, w jaki sposób ktoś dokonuje wyboru. Ze sposobu, w jaki tasuje talię, przekłada karty i je wybiera, można się bardzo wiele dowiedzieć. Jedni nie spieszą się i skrupulatnie wykorzystują dany im czas, inni wykonują procedurę żwawo i bez wahania, jeszcze inni podają mi trzy górne karty, jakby tylko one się liczyły, po czym wkładają mi je do ręki, jakby się paliły.

Remedios wzięła wdech, uspokoiła zmysły i zamknęła oczy. Podzieliła talię mniej więcej na pół i przełożyła karty, powtarzając to po raz drugi i trzeci. Wybrała przypadkową kartę ze środka, następnie z góry talii i ze spodu i podała mi je. Dopiero wtedy otworzyła oczy.

Odsłoniłam karty i ułożyłam je na kiwającym się składanym stoliku. Król po królu. Król Buław ze swoją zachętą do działania, Król Pucharów z emocjami skłaniającymi go do wyruszenia na morze i Król Mieczy. Wskazałam na ostatnią kartę.

– Wiedziałam, że się pojawi – stwierdziłam. – Obecny w odczycie tak samo jak w twoim życiu. Człowiek intelektu. Żyje umysłem. – Dziewczyny uśmiechnęły się i skinęły głowami. – Niełatwo oderwać mu się od umysłu i wniknąć w swoje ciało. Dlatego tutaj przyszłaś.

Gdy to powiedziałam, Remedios spłoniła się.

– Chcę się uczyć – powiedziała.

– Rozumiem. Jesteś w odpowiednim miejscu, by to czynić. Gromadzisz wiedzę oferowaną ci przez tego mężczyznę – Króla Mieczy – na podróż. Te lekcje będą ci służyć przez całe życie.

– Udziela pani lekcji? Chcę się nauczyć rozumieć te karty.

Przyznam, że przez chwilę byłam urażona. Naprawdę zdawało jej się, że wiedza na temat tarota składa się z prostych matematycznych formułek, które można wykuć jak 1+1=2, bez potrzeby zajrzenia w głąb albo poznania duszy świata? Tarot jest głęboko osobistą sztuką. Każdy może wedle woli przyjąć albo odrzucić każde znaczenie nadawane kartom, albo stworzyć własne. Najgłębsze zrozumienie daje nam często to, jak sami definiujemy rzeczy. Jeżeli znaczenie jakiejś karty jest rozumiane w bardziej powszechny sposób, wynika to stąd, że albo jest to przydatne, albo kryje w sobie bardziej uniwersalną prawdę.

– Tarot jest dostępny dla wszystkich, a równocześnie pozostaje niejasny – odparłam niczym pustelnik w lesie zadający zagadkę.

– Nie będę mogła zapłacić – stwierdziła Remedios. – Nie pieniędzmi. Ale mogę zaoferować coś w zamian. – Sięgnęła do kieszeni płaszcza i wyciągnęła z niego czarny notes. – Może uda się pani coś z tego sprzedać, zarobek będzie mogła pani zatrzymać dla siebie.

Notes wypełniały szkice życia paryskiej ulicy: gołębi, eleganckich dżentelmenów, kobiet złej reputacji i – od niedawna – żołnierzy. Każdy rysunek był fantastycznie pokrętny. Żołnierz miał głowę żerującego na śmierci kruka. Nogi prostytutki były słupkami łóżka. Gołębie miały w korpusach mechanizmy do nakręcania i plątaninę kółek zębatych niczym werki zegarków.

Rysunki były idealne do błyskawicznej sprzedaży turystom chcącym zawieźć do domu pamiątkę z Miasta Świateł. Mogłabym wyrwać z notesu pojedyncze kartki i zaoferować jako moje dzieło – tyle tylko że nie było turystów.

– Nie jestem pewna, czy będę umiała wytłumaczyć, w jaki sposób czytam karty – odparłam. Uznałam, że jeżeli dziewczyna da się łatwo zniechęcić, dam sobie spokój. – Nie jest to działanie racjonalne ani linearne. Nie da się tego kogoś nauczyć. – Oddałam jej szkicownik. – To jak ze sztuką. Nie da się kogoś nauczyć tworzenia sztuki.

– Dokładnie to zawsze ci powtarzam – stwierdziła przyjaciółka Remedios, wzruszając ramionami.

– Uczyłam się w akademii, _madame_ – zaoponowała Remedios. – Ma pani rację, nie da się nikogo nauczyć tworzyć sztukę, można jednak rozwijać naturalne zdolności danej osoby i odpowiednio nią kierować. Z tym chyba się pani zgodzi.

Hm, argument nie do odparcia...

– A ty oczywiście posiadasz naturalne zdolności w sferze parapsychicznej?

Pytanie było swego rodzaju sprawdzianem. Zacznie wychwalać swoje umiejętności, będę miała dowód naciągactwa; przyzna, że nie ma żadnych zdolności – ułatwi mi pozbycie się jej. Przyznanie się nieznanej osobie, do tego głośno, do zdolności bycia medium, nie jest łatwe.

– Pewnie. Mam. Może – odparła.

– Rozumiem – powiedziałam, ujmując jej dłoń. – W takim razie lekcja pierwsza. Tarot jest jak życie. To plik kart do rozegrania, zależny od zdolności, wiedzy i intuicji osoby czytającej – od jej umiejętności dostrzeżenia tego, co zostało rozdane, zrozumienia tego i reagowania w możliwie najlepszy sposób. Tak jak w życiu, tak i w kartach występuje element przypadkowości i synchroniczności. I podobnie jak w życiu liczy się prawda, którą można dostrzec za czymś małym i nietrwałym – w tym przypadku kartą – a następnie działanie podjęte w reakcji na tę prawdę. Rozumiesz?

Skinęła głową. Obie, jakby nagle zadyszane, skinęły głowami, lekko poruszając się na boki.

– _Bon_, w takim razie przyjdź jutro. Spróbujemy.

------------------------------------------------------------------------

ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI KSIĄŻKI

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij