Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Alias Emma - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
22 listopada 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,50

Alias Emma - ebook

Świeżo upieczona agentka specjalna Emma Makepeace tuż po zakończeniu szkolenia otrzymuje poważne zadanie. Chcąc służyć ojczyźnie i udowodnić swoją wartość, bez wahania rzuca się na głęboką wodę: musi przejść przez miasto niezauważona, prowadząc ze sobą Michaela, niechętnego do współpracy syna rosyjskich dysydentów.

Jednak korzystanie z autobusów, samochodów i pociągów jest wykluczone. Na piechotę, bez telefonów i kart kredytowych, które zdradziłyby ich lokalizację, mają dwanaście godzin, żeby przed świtem dotrzeć do celu. Zadanie wymaga więcej niż tylko wiedzy i sprytu agentki, szczególnie gdy jej przełożony nagle znika w tajemniczych okolicznościach i nie zostaje nikt, komu mogłaby zaufać.

Emma zdaje sobie sprawę, że jeśli popełni najmniejszy błąd, ona i Michael zginą…

„Wciągająca bez reszty dzięki perfekcyjnemu połączeniu fascynujących bohaterów, zaskakujących zwrotów akcji i mrożącego krew w żyłach pościgu na ulicach Londynu”.

Lisa Gardner

„Turbodoładowane tempo, wspaniałe wyczucie miejsca i niezapomniane postaci składają się na thriller przez duże T”.

Jonathan Kellerman

„Pasjonująca historia z błyskotliwie naszkicowanymi postaciami, trzymającą w ciągłym napięciu fabułą i wieloma zwrotami akcji”.

Lisa Jewell

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8230-678-1
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Słońce zaczęło zachodzić nad jedną z najdroższych ulic świata. Wtedy nadeszli zabójcy.

Kamery monitoringu przy skrzyżowaniu w centrum Londynu zarejestrowały dwóch mężczyzn na tle poprzecinanych smugami złotego światła wapiennych fasad. Jakby niewidzialni przemknęli pod ścianami niezauważeni przez nianię pchającą wózek spacerowy i trzy wysportowane kobiety, wiotkie niczym zjawy, zajęte rozmową w drodze na siłownię.

Był piękny jesienny dzień, ale mężczyźni szli ze spuszczonymi głowami, kamery nie uchwyciły więc rysów ich twarzy, gdy wyszli z cienia, żeby podejść do sześciokondygnacyjnego budynku, w którym ostatni wolny apartament sprzedano za czternaście milionów funtów. Kamera nad wejściem zarejestrowała, jak jeden z nich staje na czatach, odwrócony plecami do obiektywu, a drugi pochyla się nad klamką. Po chwili zamek w drzwiach ustąpił.

W innej części miasta zapewne natrafiliby na portiera albo ochroniarza, ale mieszkańcy tej dzielnicy nigdy nie chcieli, żeby ktoś obserwował, jak załatwiają swoje sprawy, dlatego najdroższe budynki od dawna projektowano tak, aby od drzwi frontowych do własnego mieszkania dało się przejść, nie spotykając po drodze żywej duszy. Tak było i tutaj. Ominąwszy windę z kabiną w stylu art déco – i zamontowaną w niej nowoczesną kamerę –mężczyźni wspięli się po wyłożonych czerwonym dywanem schodach niezatrzymani przez nikogo.

Na samą górę.

Tymczasem eleganckie życie dzielnicy Knightsbridge toczyło się jak zwykle. Szkarłatne lamborghini cicho pomrukiwało na czerwonym świetle. Tuż za nim przystanął samochód dostawczy i kierowca pożerał wzrokiem zmysłowe kształty supersamochodu. Trzy kobiety zmierzające na siłownię dotarły do rogu i czekały na zielone światło. Szum pojazdów na głównej ulicy chyba zagłuszył odgłosy szamotaniny w budynku za ich plecami, bo żadna nie podniosła głowy, gdy z okna apartamentu na ostatnim piętrze runął człowiek. Spadł z nieba z przedziwną gracją, jakby uskrzydlony łopocącymi połami białego szlafroka, na dach samochodu dostawczego, uderzając weń z takim impetem, że furgon zatrząsł się na kołach. Powietrze rozdarł przeraźliwy trzask wyginanej blachy i łamiących się kości.

Później żadna z trzech kobiet nie pamiętała swojej reakcji, ale na nagraniu monitoringu widać, jak krzyczą i uciekają z miejsca masakry, instynktownie chwytając się za ręce.

W zamieszaniu, które zapanowało, gdy samochody na głównej ulicy zaczęły hamować, kierowcy dostawczaka i lamborghini wysiedli z aut, mówiąc coś i szeroko gestykulując, trzy pochlipujące kobiety pokazywały coś palcami, a niania zatrzymała wózek, żeby odwrócić głowę, nikt nie zauważył, jak dwaj mężczyźni oderwali się od bladej fasady budynku, zamknąwszy za sobą drzwi, i ze spuszczonymi głowami szybko odeszli w przeciwnym kierunku.

Zadanie zostało wykonane.2

W sklepie z T-shirtami unosił się nieznośny zapach paczuli. Emma przysiadła na stołku przy kasie i zaczęła się zastanawiać, czy ta słodka piżmowa woń kiedykolwiek zniknie z jej ubrań.

– Położysz je tam w rogu? – Raven wyciągnął w jej stronę pęk transparentów i przechylił głowę w stronę zaplecza sklepu mieszczącego się za stertą podkoszulków z pacyfistycznymi hasłami, koralików na żyłce i rzeźbionych w drewnie symboli.

– Pewnie, już idę. – Skoczyła na równe nogi i podbiegła do niego. Wręczył jej około piętnastu transparentów, na których ledwie wyschła farba. Kołysały się po drodze na tyły niewielkiego pomieszczenia, ukazując przypadkowe słowa: KLĘSKA, ZAGROŻENIE, STRAJK.

Było już po godzinach, ale Raven poprosił ją, żeby została dłużej i pomogła mu w przygotowaniach do marszu protestacyjnego, który miał się odbyć w weekend. Pracował jako kierownik tego niewielkiego sklepiku w północnym Londynie, a resztę czasu poświęcał na organizowanie lewicowych protestów. Był prawdziwym fanatykiem. Miał trzydzieści trzy lata, ale dzięki gęstej, kudłatej czuprynie i licznym tatuażom wyglądał młodziej. Urodził się jako David Lees, przed ośmiu laty jednak zmienił nazwisko na bardziej wpadające w ucho: Raven Hawkhurst. Podczas ulicznych protestów był aktywistycznym odpowiednikiem boksera wagi lekkiej: nieduży, ale nieustępliwy, zawzięcie machał czerwono-czarnymi flagami anarchistów przed nosem policjantów z oddziałów prewencji, skrywając twarz za kraciastą chustą. Prywatnie był drażliwym paranoikiem, przekonanym, że władze chcą go dopaść.

Bo, szczerze mówiąc, chciały.

Emma potrzebowała kilku tygodni pracy operacyjnej, żeby się dostać do kręgu jego znajomych, znacznie dłużej jednak musiała pracować na jego zaufanie. W końcu je zdobyła i zaraz potem uznała, że Raven nie stanowi poważniejszego zagrożenia. Nie był dość bystry ani systematyczny, żeby doprowadzić do rewolucji, o której marzył. Lubił dramę i emocje przepychanek z policją, ale na terrorystę się nie nadawał.

Powtarzała to swoim szefom kilka razy, ale nie chcieli słuchać. Uparli się, żeby została i pogrzebała głębiej. Grupa Ravena pozyskiwała w internecie zaskakująco dużo funduszy z kilku różnych źródeł, ale wszystkie brały początek w Rosji. I tak oto Emma wylądowała z naręczem transparentów na zapleczu dusznym od paczuli.

Odwróciła się, odłożywszy transparenty na podłogę.

– Sobotni marsz dobrze się zapowiada. Przyjdzie mnóstwo ludzi. – Wcielając się w swoją postać, samogłoski wymawiała płasko z wyraźnym północnym akcentem. Raven wierzył, że jest aktywistką z Manchesteru.

Parsknął śmiechem.

– Masz pojęcie, ile osób mieszka w tym mieście? – Nie zaczekał na odpowiedź. – Czternaście milionów. Gromadzisz na proteście dziesięć tysięcy? Żaden sukces! To żałosna porażka. – Chwycił resztę transparentów i zaniósł je na zaplecze, nie czekając na jej pomoc. – Ludzie nadal będą wozić dzieciaki do prywatnych szkół swoimi SUV-ami, bo wolą się łudzić, że uratują klimat, rezygnując z plastikowych słomek.

Zawsze miał ponury nastrój przed protestem. Emma zostawiła go, żeby sobie ponarzekał, a sama sięgnęła po spray z farbą, żeby się zabrać do pracy. Raven tymczasem nakręcał się własnymi słowami. Dotarł do „Naprawdę się przejmą, kiedy zabierzemy im domy” i wtedy zawibrował jej telefon.

Wyciągnęła go z kieszeni, żeby spojrzeć na wyświetlacz. Pokazywał tylko jedno słowo: „Dom”.

– Posłuchaj, muszę odebrać. – Podniosła głos, żeby przekrzyczeć jego stałą litanię. – Zaraz wrócę.

Nastąpiła pełna oburzenia pauza, po czym usłyszała, jak mruknął pod nosem: „No tak, typowe!”.

Emma pośpiesznie wyszła na ulicę i gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, odebrała połączenie.

– Makepeace jeden, zero, siedem, pięć – rzuciła do słuchawki, gdy tylko zamknęły się za nią drzwi.

Odezwał się nieznajomy kobiecy głos:

– Cześć, Emmo. Mam wiadomość z domu. Możesz ją odebrać teraz?

Rozejrzała się wokół siebie. Nikogo nie dostrzegła.

– Tak, mogę.

– Wiadomość brzmi: „Twoja matka zachorowała. Musisz się z nią zobaczyć jak najszybciej”. Czy mam powtórzyć?

Serce zabiło jej gwałtowniej, ale opanowała emocje.

– Nie, dziękuję. Zrozumiałam.

Wróciła do sklepu. Raven kończył sprzątać farbę.

– Przepraszam, ale muszę jechać do domu. Pilna sprawa. – Popędziła za ladę po swoją torebkę.

Emanując milczącym potępieniem, świdrował ją wzrokiem.

– Chodzi o moją mamę – wyjaśniła, nie zapominając o zmartwieniu w głosie. – Jest chora i nie ma kto się nią zająć. Muszę jechać.

– Świetnie. – Powiódł dookoła ramieniem, na którym od nadgarstka do łokcia ciągnął się wytatuowany napis NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI. – A ja to wszystko będę robił sam? Z radością!

Udając, że nie zrozumiała sensu jego słów, posłała mu pełen wdzięczności uśmiech.

– Dzięki. Jesteś wielki. Na razie.

Wypadła na zewnątrz odprowadzana jego słowami: „To był sarkazm”. Zanim wybrzmiały, biegła już w stronę głównej ulicy Camden, stukając o chodnik obcasami glanów.

Raven obchodził ją tyle co zeszłoroczny śnieg. Została pilnie wezwana do centrali.

W niewiele ponad pół godziny dotarła do Westminsteru, wciąż w koszulce z wezwaniem do alarmu klimatycznego, podartych dżinsach i z niebieskimi wpinkami we włosach. Nie miała czasu się przebrać. Niejedna brew uniosła się na jej widok, gdy po wyjściu ze stacji metra przebiegła na czerwonym przez przejście przy eleganckiej Rochester Row, ale Emma zbyt się śpieszyła, żeby zwracać uwagę na drobiazgi.

Na spokojnej ulicy zakrzywionej jak janczarski bułat przystanęła przed budynkiem z cegły. Nic się w nim nie rzucało w oczy: wyglądał dokładnie tak jak czterokondygnacyjne biurowce w sąsiedztwie, wyróżniał go tylko niebieski napis umieszczony nad nijakim wejściem: Instytut Vernona.

Emma weszła do środka. W pustym georgiańskim holu pewnym krokiem podeszła do drzwi z matowego szkła, które blokowały dostęp do reszty budynku. W odróżnieniu od frontowych te były nowoczesne i kuloodporne. Na ścianie obok nich zamontowano lśniącą skrzynkę. Emma pochyliła się nad nią, przez chwilę wpatrywała się w odbicie swojej tęczówki. Trzykrotnie błysnęła dioda: najpierw czerwona, później żółta i na końcu zielona. Wraz z trzecim błyskiem szczęknął odblokowany zamek. Otworzyła drzwi. Prowadziły do nowoczesnego biura.

Kobieta przy biurku w recepcji oderwała wzrok od papierów.

– Jest na górze – rzuciła.

Emma weszła po schodach. Na pierwszym piętrze czekał na nią Ripley, z rękami w kieszeniach spodni garniturowych i obojętnością na długiej, skomplikowanej twarzy.

– Dotarłam najszybciej, jak mogłam – rzuciła zdyszana. – Co się stało?

Wiadomość, którą jej przekazano, była sygnałem alarmowym, który ustalił Ripley, gdy pierwszy raz zlecał Emmie tajną misję. Przez dwa lata jej pracy w agencji odebrała go tylko raz. Wtedy Ripley od razu jej oznajmił, że to jedynie test. Teraz jeszcze zanim się odezwał, wiedziała, że nie chodzi o próbny alarm.

Wskazał na drzwi za swoimi plecami.

– Musimy porozmawiać – powiedział poważnie.

Charles Ripley miał najwyżej sześćdziesiąt lat, nieco ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, szczupłą sylwetkę, silnie zarysowaną żuchwę i krótkie, siwiejące na skroniach włosy. Jego garnitur z porządnej granatowej wełny nie był ani tani, ani drogi. Setki tysięcy takich garniturów widuje się w Londynie każdego dnia. Nosił buty z gatunkowej skóry, choć nie polerował ich nadmiernie, niezbyt drogi zegarek i nieprzesadnie wykrochmaloną koszulę. Prawdę powiedziawszy, tak bardzo nie rzucał się w oczy, że ktoś, kto się z nim widział tylko przez chwilę, miałby poważny problem, żeby go opisać pięć minut później. Jak powiedział jej na początku ich wspólnej pracy, niewidzialność to największy atut szpiega.

Przez trzydzieści pięć lat służby dla rządu nauczył się ukrywać swoje myśli, ale idąc za nim do gabinetu, Emma wyczuwała, że coś go trapi.

Ripley wprowadził ją do przestronnego pokoju z zakurzonymi dębowymi panelami na ścianach i wysokim, łukowym oknem. Oprócz biurka z dodatkowym krzesłem, dwóch sfatygowanych foteli obitych skórą i niskiego stolika gabinet był pusty. Żadnych obrazów na ścianie. Nic, co mogłoby sugerować, kto w nim pracuje albo że w ogóle pracuje ktokolwiek.

Gestem zaprosił, żeby usiadła, i przeszedł na drugą stronę biurka.

– Było kolejne morderstwo. Tym razem w Knightsbridge. – Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął czarną papierośnicę. Późnopopołudniowe słońce wpadało ukosem przez kuloodporną szybę, nie widziała więc jego miny, gdy sięgnął po mocno wysłużoną zapalniczkę. – Profesjonalna robota, tak samo jak poprzednio. Dwóch sprawców. – Przerwał, żeby zapalić papierosa, i ostatnie słowa otoczył strumień dymu. – Wyrzucenie przez okno. Żadnych śladów DNA. Żadnych ujęć twarzy na monitoringu.

O zabójstwach wiedzieli wszyscy w tajnych służbach. Sprawcy działali bezczelnie, zazwyczaj w biały dzień, otoczeni ludźmi, ale z zastosowaniem czystych i skutecznych metod. Każde kolejne morderstwo było jednoznacznym przekazem dla brytyjskiego rządu od GRU, rosyjskiego wywiadu wojskowego: robimy, co chcemy, nie możecie nas powstrzymać.

Emma policzyła w myślach.

– To już czwarte, prawda?

Ripley opuszką palca przesunął popielniczkę bliżej siebie po blacie biurka.

– Zgadza się. Czterech rosyjskich naukowców. Wszyscy korzystali z ochrony rządu Jej Królewskiej Mości. Wszyscy zabici w ciągu ostatnich dwóch tygodni w taki sposób, żeby to wyglądało na samobójstwa. W Whitehall już się rozpętała wokół tego gównoburza, a moim zdaniem będą kolejne przypadki. – Zmierzył ją spokojnym wzrokiem. – Wycofuję cię ze sprawy anarchistów z Camden. Od dzisiaj pracujesz nad tymi zabójstwami.

– Bogu dzięki! – Osunęła się na oparcie krzesła, nie próbując nawet ukryć ulgi. Nigdy więcej transparentów. Nigdy więcej paczuli.

Przez jego posępną twarz szybko przebiegł dyskretny uśmiech, zniknął jednak tak samo szybko i dyskretnie.

– Może powinnaś się wstrzymać ze świętowaniem, dopóki nie przeczytasz wytycznych. To nie będzie łatwa sprawa.

Schylił się do leżącej na podłodze przy biurku czarnej teczki, wyjął z niej zdjęcie i przesunął po blacie. Przed Emmą pojawiła się podobizna krępego mężczyzny z rzednącymi, szpakowatymi włosami. Jasnoniebieskie oczy patrzyły w obiektyw spomiędzy fałdów tłuszczu.

– Wczorajsza ofiara. – Ripley postukał w zdjęcie swoim długim palcem wskazującym. – Jurij Siemienow. Rosjanin, specjalista inżynierii atomowej. Wyemigrował piętnaście lat temu. Przekazał nam bezcenne informacje o rosyjskich planach budowy broni jądrowej.

– W chwili śmierci nadal pracował dla nas? – zapytała.

Ledwie widoczny przeczący ruch głową.

– Lata temu wydobyliśmy z niego wszystko, co chcieliśmy. Z pozostałych też.

Podniosła wzrok.

– Nie rozumiem. Po co to robią?

– No właśnie, po co. – Ripley zabrał zdjęcie Siemienowa, po czym wyjął kolejne. – Ofiary mają dwie wspólne cechy. Wszystkie przeszły na naszą stronę i wszystkie blisko współpracowały z tymi dwojgiem. – Podsunął jej kolejną fotografię.

Kobieta na zdjęciu była wysoka, miała ciemne włosy i przenikliwe, inteligentne oczy. Obok niej stał mężczyzna jeszcze wyższy i tak chudy, że wręcz wychudzony. Między siebie wzięli chłopaka w wieku około szesnastu lat, który wyglądem po trosze przypominał ich oboje: miał oczy matki i wydatną szczękę ojca. Każde z rodziców trzymało rękę na jego ramieniu, ale nie tylko dlatego Emma wyczuwała łączące ich uczucie. Emocjonalne więzy między nimi musiały być silne.

– Kim są? – zapytała.

– Jelena i Dimitrij Primałowowie, fizycy nuklearni. Obydwoje zajmowali wysokie stanowiska w rosyjskim programie jądrowym, obydwoje bardzo cenni dla MI6, dopóki ktoś ich nie zdradził. Uciekli do Wielkiej Brytanii dwadzieścia lat temu. Od tamtej pory są bardzo pomocni w naszej pracy, zwłaszcza Jelena. – Usiadł prosto, wciąż z dymiącym papierosem w jednej ręce. Światło padające z okna uwydatniało rysy jego twarzy i dopiero teraz Emma zauważyła, jak bardzo jest zmęczony. Zmarszczki wydawały się głębsze niż zazwyczaj. – Przypuszczamy, że Rosjanie próbują dopaść właśnie ją.

Emma znów spojrzała na zdjęcie, jakby szukała wskazówek w kościstych rysach tej wysokiej kobiety. W jej zamyślonej twarzy było jakieś piękno. Ogień tlący się za ciemnymi, tajemniczymi oczami.

– Dlaczego myślisz, że ona się za tym kryje?

Ripley przesunął po blacie biurka kartkę opatrzoną dużymi czarnymi literami stempla ŚCIŚLE TAJNE. Napisany zwięzłym, pozbawionym emocji językiem dokument wyjaśniał, że Jelena Primałowa była wynalazczynią kilku części wirówki używanej przez Rosjan do szybszego pozyskiwania plutonu o zastosowaniach militarnych. Miała też na koncie inne wynalazki. Stała się twarzą rosyjskiego programu nuklearnego, ponieważ często występowała w telewizji.

Emma przeciągle wypuściła powietrze. Ripley nie przesadzał: swego czasu wybitna fizyczka była na tyle blisko z władzami swojego kraju, że zapraszano ją na prywatne przyjęcia do domu prezydenta. Jej zdrada musiała zaboleć.

Nie ulegało wątpliwości, że Primałowa należała do najważniejszych nabytków MI6. W zamian za informacje, których dostarczyła, jej rodzina otrzymała obywatelstwo brytyjskie i pełną ochronę. Od prawie dwóch dekad mieszkali anonimowo na wiejskich obszarach Hampshire.

– Rozumiem, dlaczego Rosjanie mogli się wściec, że ją stracili – oględnie oznajmiła Emma oschłym tonem. – Ale skąd pewność, że to właśnie ona jest głównym celem całej operacji?

Słońce przesycało wnętrze gabinetu ciepłym, morelowym blaskiem, który w chłodnym, realistycznym otoczeniu wydawał się nie na miejscu. Przez szybę przebijał odległy zgiełk, który się nasilił, gdy godziny szczytu wyhamowały ruch uliczny w całym mieście.

– Konsultowaliśmy się z naszymi sojusznikami. Wygląda na to, że już od roku grupa zabójców GRU namierza i likwiduje zbiegłych rosyjskich naukowców na całym świecie – wyjaśnił. – Wszyscy, których zabili, mieli jakieś związki z Jeleną Primałową. Jurij Siemienow dzielił z nią kiedyś gabinet. – Zamyślił się. – Akurat tego morderstwa nie mogę zrozumieć. Dzień wcześniej spotkał się ze swoim oficerem prowadzącym w Secret Service. Wiedzieliśmy, że niebezpieczeństwo jest duże, został więc przeniesiony do nowego lokalu. Do tamtego apartamentu wprowadził się tydzień temu. Umieściliśmy go tam po to, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo. – Niecierpliwym gestem zdusił papierosa, wyraźnie poirytowany. – Przydzielam do tej sprawy, kogo się da. Musimy ich powstrzymać.

Okazywanie złości w sprawach zawodowych nie było w jego stylu. Emma odczekała chwilę, zanim podjęła rozmowę.

– Dziwne. To wszystko stare sprawy. Po co Rosjanie podejmują takie olbrzymie ryzyko? Chodzi o zemstę?

– Nie jestem pewien – odpowiedział. – Cała ta operacja nie ma dla mnie sensu. Jest zbyt bezczelna. Zbyt ekstremalna. Obawiam się, że…

Ktoś zapukał do drzwi. Ripley przerwał w pół zdania.

– Wejść!

Drzwi się otworzyły i do środka wszedł wysoki mężczyzna ze starannie ułożonymi włosami.

– Rip, chciałem tylko… – Zobaczywszy Emmę, zmienił zamiar. – Przepraszam, stary. Myślałem, że jesteś sam. Cześć, Emma.

– Cześć, Ed – odpowiedziała.

Ed Masterson był zastępcą Ripleya. Zajmował się przede wszystkim utrzymywaniem kontaktów z rządowymi oficjelami, którzy pokrywali wydatki agencji. Jej działania przekraczały wiele rządowych granic między MI5, MI6 i Ministerstwem Spraw Zagranicznych, musiała więc zachowywać wielką ostrożność, żeby nie zakłócić którejś z operacji prowadzonych przez tamte. Masterson dbał, aby do tego nie doszło.

Ripley wskazał na Emmę ruchem głowy.

– Właśnie referowałem Emmie sprawę Siemienowa.

Masterson się skrzywił.

– Cholerny koszmar. – Popatrzył na nią i dodał: – Życzę powodzenia. – Podniósł teczkę, którą trzymał w ręce, żeby pokazać ją Ripleyowi. – Te same co zwykle marudy z dowództwa mają kilka pytań w związku z tą sprawą. Daj mi znać, kiedy będziesz wolny.

– Dam, oczywiście – rzucił Ripley z lekkim zniecierpliwieniem.

Zastępca wyszedł i Emma posłała szefowi pytające spojrzenie.

– Te zabójstwa wywołały spore poruszenie w kancelarii rządu. Naciskają, żeby jak najszybciej rozwiązać sprawę, ja też tego chcę. Właśnie dlatego tu jesteś. – Popatrzył jej w oczy. – Mamy powody przypuszczać, że nasi rosyjscy przyjaciele zaplanowali już atak na Jelenę Primałową i jej najbliższych. Dlatego ich przenosimy. Całą rodzinę. I tym razem nie będzie żadnych pomyłek.

Czyli szybko pójdzie, pomyślała nie bez rozczarowania. Odbierze ich, a potem pozamyka wszystkie drzwi. Ale zadanie było ważne, no i uwalniało ją od pracy w sklepie Ravena.

– Co mam zrobić? – zapytała.

– Oto twój cel. – Ripley podsunął jej jeszcze jedno zdjęcie. Przedstawiało mężczyznę o gęstych brązowych włosach i silnie zarysowanej szczęce. Jego ciemne, zamyślone oczy wydały się Emmie znajome, ale dopiero po chwili uświadomiła sobie, gdzie je widziała.

– To ten dzieciak? Syn Primałowów? – zapytała.

Ripley skinął głową.

– Michaił Primałow, a raczej Michael, bo takie imię teraz nosi. Rodziców przeprowadziliśmy do nowego miejsca dzisiaj rano. Są już bezpieczni w domu pod Londynem. Chcieliśmy, żeby dołączył do nich także Michael, ale odmówił. Nie chce ochrony. Jak się domyślasz, jego rodzice odchodzą od zmysłów. Jelena… – Zawiesił głos. – Oznajmiła nam, że nie podda się ochronie specjalnej, jeśli nie obejmiemy nią także Michaela. A my naprawdę musimy ją ochraniać.

Dziwna nuta pobrzmiewała w jego głosie, gdy wymawiał imię tej kobiety, jakby zaborczość. Emma zaczęła się zastanawiać, czy to możliwe, że on i Jelena nie są sobie całkiem obcy.

Ponownie obejrzała fotografię.

– Dlaczego odmawia ochrony? Oszalał? Agenci GRU zapewne nie mogą się doczekać, kiedy wyrzucą go przez okno.

– Wyjaśnił, że to, co robi jako lekarz, jest dla niego zbyt ważne. Nie chce porzucić swoich pacjentów. To gorzej niż szaleniec. To męczennik.

– I chcesz, bym go przekonała, że nasza pomoc jest mu potrzebna?

– Wszystko wskazuje na to, że będzie martwy w ciągu dwudziestu czterech godzin, jeśli nie pozwoli sobie pomóc – odrzekł bez ogródek. – Rosjanie odkryją, że rodzice trafili pod nasze skrzydła i natychmiast zaczną szukać jego. Rodzice uwielbiają Michaela. Jest jedynakiem. Jeśli Rosjanie dorwą go w swoje łapy, Jelena zrobi wszystko, czego zażąda od niej Moskwa. I nikt nie będzie musiał wyrzucać jej przez okno. Sama wyskoczy.

Głos miał spokojny i opanowany, tylko jego oczy zdradzały zaciekłą nieugiętość.

– Jelena należy do naszych najcenniejszych zasobów, dlatego Michael znaczy dla nas tak wiele. Musimy jak najszybciej umieścić go w bezpiecznym miejscu. Zrób, co będzie konieczne, żeby go przekonać do przyjęcia naszej ochrony. Zaprzyjaźnij się z nim. Pozyskaj jego zaufanie. Bez względu na metody. Zapewnij mu bezpieczeństwo, zanim go zabiją.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: